W dzisiejszą, siódmą Niedzielę Wielkanocną, obchodzimy w Polsce Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. Jest to święto, które upamiętnia zamknięcie ziemskiego życia Jezusa a jednocześnie wskazuje nam wszystkim perspektywę i cel naszego życia. Przesłaniem tego święta jest bowiem nie tylko prawda o Wniebowstąpieniu Jezusa, lecz także o naszym ostatecznym przeznaczeniu.

W planach Bożych i Jego odwiecznym zamyśle Wcielenie Syna Bożego stało się po to, aby nam śmiertelnym i grzesznym, po doświadczeniu pojednania dokonanego w Jezusie Chrystusie dać udział w naturze Boga. Jak grzech spowodował koniecznie oddalenie się człowieka od Boga, tak Wcielenie Syna Bożego, a w szczególności Jego Misterium Paschalne, dało człowiekowi możliwość powrotu do Boga i spowodowało, że człowiek może mieć udział w życiu Boga. Ta prawda obejmuje całego człowieka łącznie z jego cielesnością. Nie jest to tylko „duchowa” ucieczka od cielesności, lecz droga zjednoczenia całej natury ludzkiej z Bogiem. Ta perspektywa życia pomaga nam patrzeć z godnością na siebie jako ludzi, których przeznaczenie nie zamyka się w doczesności.

W Psalmie przeznaczonym jako responsorium po pierwszym czytaniu śpiewamy:

 

Pan wśród radości wstępuje do nieba.

Wszystkie narody klaskajcie w dłonie,
radosnym głosem wykrzykujcie Bogu,
bo Pan Najwyższy straszliwy,
jest wielkim Królem nad całą ziemią.

Bóg wstępuje wśród radosnych okrzyków,
Pan wstępuje przy dźwięku trąby.
Śpiewajcie psalmy Bogu, śpiewajcie,
śpiewajcie Królowi naszemu, śpiewajcie.

Gdyż Bóg jest Królem całej ziemi,
hymn zaśpiewajcie
Bóg króluje nad narodami,
Bóg zasiada na swym świętym tronie (Ps 471nn).

 

Ten śpiew jest swoistą laudacją na cześć Jezusa, który wstępuje do nieba. Jest też jednocześnie otwieraniem w sercu tych, którzy patrzą na Jezusa, perspektywy o naszym przeznaczeniu. Śpiewamy ten Psalm na cześć Jezusa a jednocześnie, dzięki kontemplacji Jego Tajemnicy, przyswajamy sobie prawdę o nas samych.

 

1.    Wygnanie

 

Dla zrozumienie wielkości prawdy Wniebowstąpienia potrzebne jest dobre uświadomienie sobie prawdy o tym, co stało się wskutek grzechu. Człowiek w jakiś sposób zanegował w sobie swoją łączność z Bogiem. Odciął się od źródła życia. Kusiciel dotknął bardzo czułego i delikatnego aspektu egzystencji i życia człowieka. Powiedział: „Będziecie jak Bóg, znali dobro i zło”. Upraszczając tę wypowiedź (fałszywą obietnicę) można powiedzieć, że udało mu się działo zwiedzenia człowieka i odwiedzenia go od tego czym był jako obraz Boga. Istota tego zwiedzenia polegała na tym, żeby , co jest życiem człowieka, realizował on po swojemu i niezależnie od Boga.

Okazało się, że otworzyły Adamowi i Ewie (a więc także każdemu z nas) otworzyły się oczy i poznali, że są nadzy. Pozbawieni chwały Boga (zob. Rz 3,23). Poznali dobro i zło, ale nie mieli w sobie mocy życia według prawdziwości tego rozeznania. Stali się bezbronni i samotni. Każde musiało „zadbać” i „walczyć” o siebie, o swoje miejsce, o swoje racje bytowe itp. Pierwszym efektem tego rodzaju sytuacji jest bratobójstwo (zob. Rdz 4).

Pan Bóg dla ratowanie człowieka zamknął mu drogę do drzewa życia i wypędził człowieka z raju (zob. Rdz 3,22-24). Oznacza to, że w swojej miłości do człowieka a jednocześnie respektowaniu jego wolności, stawił go przed faktem śmierci. Uchronił więc człowieka prze tym, by nie żył wiecznie w antagonizmie i w przeciwstawianiu się Bogu. Chroniąc człowieka przed taką wiecznością, jednocześnie otworzył plan uzdrowienia człowieka w jego ziemskiej teraźniejszości.

 

2. Zstąpienie

 

Co Bóg przewidział od początku, zaraz po grzechu człowieka (zob. Rdz 3,15), spełnił, gdy nadeszła pełnia czasu. Posłał swego syna zrodzonego pod Prawem, aby wykupił wszystkich, którzy znaleźli się pod Prawem (zob. Ga 4,4) Jakie to było Prawo. Było to „prawo śmierci”, które musiało być – ze względu na sprawiedliwość Bożą zastosowane wobec człowieka grzesznika. Wszyscy temu prawu podlegamy, bo grzech przeszedł na wszystkich synów Adama.

Wcielenie Syna Bożego nie było tylko „zstąpieniem” na ziemię, ale było przede wszystkim „zstąpieniem” do otchłani ludzkiej egzystencji. Jezus stanął po stronie skazańców. Przyjął na siebie sytuację (warunki życiowe, conditio) każdego człowieka. W szczególności najbardziej doświadczonego grzechem i Jego skutkami, chociaż sam grzechu nie popełnił. Został zaliczony do złoczyńców i tak pozwolił siebie potraktować. Jezus stanął w miejscu każdego z nas, tam, gdzie my odwróciliśmy si od Boga, próbując żyć po swojemu. Został zraniony w rodzinie tych, do których przyszedł. Przyszedł, żeby zostać zranionym.

Przyszedł, żeby z pozycji zranionego przez grzech (złość) przebaczyć i to w sposób całkowity, obejmujący wszystkie ludzkie zranienia i niesprawiedliwości. W Jego ranach jest nasze uzdrowienie (Iz 53,5). Ta prawda jest dla każdego z nas – zranionego przez grzech i raniącego innych z powodu własnych grzechów – niesamowitym orędziem i darem. Otóż rany mogą stanowić okazję a nawet wprost prowadzić do uzdrowienia. Nie jest to pobożne życzenia ani mrzonka, lecz fakt, który widzieliśmy i czego dotykały nasze ręce – jak mówi św. Jan (zob. 1 J 1-3). To jest fakt zstąpienia Jezusa w życia każdego człowiek. Dowiadujemy się o tym dzięki Ewangelii na miarę tego, jak uwierzymy.

 

3. Wstępuje wśród radości i zdumienia

 

Zstąpienie Jezusa w naszą ludzką rzeczywistość nie było celem samym w sobie, lecz koniecznym stopniem – naturalnie nie dla Niego, lecz dla każdego z nas. Tym stopniem najniższym, na który nikt z nas sam z siebie nie ma mocy zstąpić. Stale próbujemy utrzymać siebie na jakimś „dobrym” czy korzystnym dla nas poziomie. Jest to jednak fałszywy stopień i fałszywy poziom. On dla każdego z nas zstąpił na ten poziom, by właśnie z tego poziomu, tego „ostatniego” najniższego (przez ludzi odrzucanego) stopnia (zob. Ps 118,22n), stać się dla każdego, kto w Niego uwierzy punktem wstępowania umożliwiającym udział w naturze Boga.

Ta prawda jest radością i zdumieniem. Dla niektórych zaś, którzy chcieliby iść drogą tak zwanej własnej sprawiedliwości bywa też zgorszeniem.

Wpatrywanie się w Tego, który wstępuje do nieba jest wielkim wyzwaniem, które domaga się uznania prawdy o własnej grzeszności i prawdy o łaskawej (płynącej z łaski) miłości Boga. To w Jezusie, Synu Boga, który zniżył się do człowieka, człowiek otrzymuje darmowo (z łaski) udział w Bożej naturze.

Liturgia powie nam dzisiaj na różne sposoby, że tam gdzie jest Głowa, tam również jest miejsce członków ciała. Tam, gdzie po Prawicy Ojca jest Ten, który będąc Syn Bożym stał się Synem Człowieczym, tam też jest nasze miejsce.

Stąd radość. Stąd śpiew. Stąd wychwalanie Boga. Stąd śpiew na cześć Króla, który tak króluje, by tych którzy w Niego wierzą, wprowadzić do swego królestwa.

 

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

26 komentarzy

  1. Wniebowstąpienie – dziś w homilii usłyszałam -to wywyższenie ludzkiej natury.

    Tylko się cieszyć z tego wywyższenia i patrzeć w Niebo, które zawsze widać, nawet w najgorszym upodleniu czy poniżeniu.
    Kiedyś dane mi było przeżywać takie poniżanie i pamiętam, że położyłam się na leżaku i pomyślałam – nie mam nic, ale mam Niebo nad sobą, którego nikt nie może mi zabrać.
    To wydarzenie stało się punktem zwrotnym w moim myśleniu oraz patrzeniu na rzeczy materialne .
    Bo co może być ważniejsze od mojego zbawienia?

    #1 Tereska
  2. Warto zadać sobie pytanie, do jakiego nieba wstępuje Pan psalmisty?
    Czy to jest te same niebo, które dzisiaj widzimy w wierze Kościoła?
    Moje niebo to nieustannie znikanie we własnych oczach. To wychodzenie poza siebie by byc dla innych.
    Pozdrawiam
    janusz

    #2 baran katolicki
  3. Mnie jakoś nie chce się być tam gdzie jest Głowa.
    Dlaczego? Nie wiem.
    Może tak po prostu – nie chce być w niebie.

    #3 chani
  4. Ad. 3
    No właśnie, jakie to niebo jest? Cały czas nabożeństwa, msze i ten Bóg nad głową?

    #4 lemi58
  5. Poza radością z widocznego celu podróży ,dostrzegam w dzisiejszej liturgii słowa zadanie nałożone na mnie przez samego Jezusa (Mk 16,15-17).
    Zanim pójdę na krańce ziemi pragnę głosić Jezusa swoim najbliższym. Jak mam to robić skoro strach o życie paraliżuje moją wolę. Kruchość mojej wiary zasiewa zwątpienie, czy aby Pan poradzi sobie z moimi najbliższymi, tak jak poradził sobie ze mną. Czy sobie poradził?
    Tak wiem , to Chrystus wskazuje mi drogę i jest już u celu. To wydaje się takie proste, a jednak cały czas tkwię w nadziei , że jest jakieś inne łatwiejsze rozwiązanie, nie wymagające takiej ODWAGI ,znoszenia bólu, i cierpienia.
    „Nie ma innej drogi jak tylko przeze mnie”
    W Dursztynie uświadomiłem to sobie z całą mocą.
    To droga trudna, bolesna i pełna upokorzeń, ale kiedy z pełną świadomością na nią wchodzę, prawdziwie odczuwam moc Boga działającą we mnie. Jest to namiastka nieba.
    Co może pomóc , aby trwać przy Jezusie stale. Nie odtrącać Go/swoich trudności/
    Peryspektywa nieba daję mi taką motywację.

    #5 st/r/ach
  6. Człowiek jest przeznaczony do tego, by „mieć udział w życiu Boga”.
    Eucharystia zatem jest przedsmakiem nieba, bo kiedy przyjmuję Pana Jezusa w komunii św. to jestem z Nim jedno, jesteśmy jednym Ciałem. Nie mogę się nadziwić, że Bóg w swojej hojności dał człowiekowi taką godność, a nie udzielił jej aniołom, którzy nieustannie i wiernie adorują Go i służą Mu. Niczym sobie nie zasłużyliśmy na to, wręcz przeciwnie. A jednak to człowieka zaprosił Bóg do takiego zjednoczenia ze sobą.
    Kiedyś myślałam, że Bóg postąpił okrutnie wypędzając ludzi z raju. Dziś rozumiem, że był to ze strony Boga akt miłosierdzia ratujący człowieka. Gdzie byśmy byli wszyscy teraz, gdyby nie wypędzenie z raju? Wieczność w grzechu i oddaleniu od Boga!
    Najniższy poziom ludzkiej egzystencji to coś, czego się wstydzimy sami przed sobą, nie przyznajemy się do tego, że stać nas na tak niskie uczucia, tak przewrotne myśli, tak niechlubne czyny. W interesie człowieka jest dostrzec to dno i przyjąć prawdę o sobie, bo wtedy Bóg może zacząć działać, by nas przemieniać. Doświadczyłam tego, że gdy dostrzegę to dno, zejdę tam i zaproszę w to miejsce Jezusa, On dźwiga mnie do góry i w moim sercu pojawia się coraz więcej przestrzeni wolności. Do tego potrzebna jest odwaga, męstwo, a więc bez pomocy Ducha Świętego nie da się. Dzięki Jezusowi, który wstąpił do nieba, mogę prosić o dar Ducha Świętego i wiem, że otrzymam, gdy będę prosiła szczerze.

    #6 Ania
  7. #1 Tereska
    Tylko za długo nie patrz w to Niebo, bo Pan Jezus przed wniebowstąpieniem powiedział: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu.” 🙂
    Zbawienie innych jest tak samo ważne jak twoje. 🙂
    Idź i głoś. 🙂
    Serdecznie pozdrawiam
    Basia

    #7 basa
  8. 18.05.2015
    Wczoraj usłyszałam w czasie kazania, że Wielki Post to tak jak nasze życie tu na ziemi, a Wielkanoc to życie z Bogiem. Jezus po Zmartwychwstaniu powiedział „Pokój wam”. Patrzę w niebo. Tęsknię za pokojem.
    … i jeszcze kapłan mówił o zrzucaniu winy „Adam na Ewę – Ewa na węża” taka nasza natura paskudna. Przypomniał też słowa Jezusa „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele”.
    Bogu dziękuję, że postawił na mojej drodze takiego kapłana.
    Przez sobotę/niedzielę odpoczęłam fizycznie psychicznie i „duchowo”. Zbieram siły do pracy – raptem 2 tyg i wolne będę miała.
    Jedyny smutek jaki mnie dotknął to wiadomości o chorobie Biskupa Regmunta. Żal patrzeć … zostaje tylko modlitwa
    Pozdrawiam

    #8 Aneta - Baba ze Wsi
  9. Dopowiedzenie do mojego postu (#3):
    Jakoś po sobie wiem, że Bóg „działa” we mnie nie zależnie od mojej chęci.
    Mówię Mu „nie chcę”, a jednak robię.
    Tak samo jak uczniowie zamknięci w swoim gronie przed Żydami, wyszli do nich po zesłaniu Ducha Świętego.
    To ten Duch daje siłę. Człowiek może mówić, że nie chce, że nie da rady, ale jak Duch zadziała w człowieku, skutki są ogromne.
    I taki człowiek, który ma Ducha jest w komunii z Bogiem, bo przecież jest mieszkaniem Ducha Świętego.

    #9 chani
  10. Masz rację Basiu.
    Ale bez osobistego doswiadczenia Jego mocy trudno wyruszyć a tym bardziej głosić .
    Dla mnie „patrzeć w Niebo” to słuchać /w ciszy/ Słowa Bożego a następnie posłuchać i czynić to do czego mnie powołał .

    Resztę czyni Bóg i coraz częściej jestem zdumiona jak mnie prowadzi i wyprowadza.
    Poddaję się Jego Opatrzności.

    pozdrawiam

    #10 Tereska
  11. #6
    Aniu, wstyd dzisiejszego człowieka nie koniecznie związany jest z jego grzechem. Sam widzę po sobie i po swoich bliskich. Wstydzimy się własnego krzyża, własnego ukrzyżowania. Nawet będąc w Kościele świętym na Eucharystii świętej doświadczam błogosławionego wstydu.
    Aniu ogromnym problemem dzisiejszego Kościoła posoborowego jest „wstyd krzyża”.
    Liberalizm katolicki jest jak robak/przynęta/ i uśmierca/zabija/ wiarę Kościoła świętego. Mądrość własnego krzyża to jedyna znana mi moc akceptacji własnej rzeczywistości/własnego umierania/. Wstydzimy się własnego ukrzyżowania, bo nie wierzymy, że zmartwychwstał Pan/Jezus Chrystus/, który zszedł poniżej każdego z nas. Zszedł i czeka na nas na każdym naszym dnie.
    Aniu, nie musisz zapraszać Jezusa na swoje dno, bo On pierwszy zszedł tak nisko, by tam Cię odnaleźć. On pierwszy niejako w ciemno poszedł tam, bym nie był sam we swoim umieraniu.
    Dziękuję za mądrość postu, za Twoją obecność wśród nas.
    Pozdrawiam
    janusz

    #11 baran katolicki
  12. #5 st/r/ach.
    Z mojego doświadczenia wiem, że najtrudniej kochać najbliższych, bo żaden prorok nie jest mile widziany we własnym domu.
    Ta trudność jest we mnie a nie w moich bliskich.
    Łatwiej jest kochać swojego nieprzyjaciela niż bliźniego swego. Dlaczego? Bo bliźni to właśnie prawdziwy „nieprzyjaciel”, który jest mi dany, bym zobaczył swój grzech/swoją śmierć/.
    Pozdrawiam i zapraszam do bycia z nami tu na blogu.
    janusz

    #12 baran katolicki
  13. Masz rację, Janusz, że wstyd to pojęcie wieloznaczne. Pisałam o wstydzie spowodowanym naszymi grzechami, o wstydzie źle przeżywanym. Taki wstyd związany jest z naszą pychą, bo jak tu uznać, że mnie, osobie wierzącej, praktykującej, zaangażowanej w różnego rodzaju duszpasterstwo, czyniącej tyle dla Kościoła, coś takiego się przytrafiło. I bynajmniej nie chodzi tu o jakieś grzeszne czyny, złe postępowanie gorszące innych ludzi, ale o to, co rozpoznaję w swoim sercu (z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli,… por. Mk 7,21). Chodzi o to, czego nie widzą inni, bo jest zamaskowane dobrym słowem, uśmiechem. Człowiek nieustanie potrzebuje oczyszczenia, kiedy wydaje mu się, że już jest nieźle, Bóg odkrywa przed nim kolejną warstwę i zaprasza do podjęcia trudu. Wiem, że Jezus jest ze mną w moim najciemniejszym miejscu, ale też wiem, że jest Bogiem delikatnym, szanującym moją wolność, że niczego nie zrobi, jeśli powiem Mu „nie”. Dlatego zapraszając Go tam oddaję Mu władzę nad tymi ciemnymi miejscami i mówię: Jezu, sama sobie z tym nie poradzę, widzisz jaka jestem słaba. Ty przemień to we mnie, bo mi z tą moją nędzą jest źle.
    Jest też wstyd błogosławiony, taki, który każe mi biec do kratek konfesjonału i wołać do miłosiernego Ojca o przebaczenie. Uznaję szczerze swoją winę, mam świadomość, że zasmuciłam kochającego Boga i proszę o łaskę uzdrowienia z rany grzechowej, łaskę, która przywraca mi wolność.
    Jest wstyd Adama i Ewy, którzy po grzechu dostrzegli, że są nadzy. Zrobili sobie przepaski, czyli zakryli przed sobą nawzajem to, co było wstydem dla nich, swój grzech. Zakryć, aby inni nie widzieli w konsekwencji może prowadzić do negacji swojego udziału w grzechu, do zrzucania winy na innych („Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem”, „ Wąż mnie zwiódł i zjadłam” –por. Rdz 3, 12-13). To może prowadzić do rozbicia jedności i izolacji. Tak też czasem postępujemy.
    I jest wstyd krzyża, który nie wynika z naszych grzechów, ale z trudnych doświadczeń, jakie przeżywamy. Tu czasem rodzi się pokusa ukrycia swojego krzyża przed innymi. Ale ojciec opętanego chłopca nie chował swojego krzyża i przyprowadził dziecko do Jezusa (Mk 9,14-29). I choć rozczarowany niepowodzeniem uczniów z wątpliwością zwrócił się do Jezusa, to w swoim zdeterminowaniu potrafił zawołać: „Wierzę! Zaradź memu niedowiarstwu!” To jest dla mnie zachęta, abym ze WSZYSTKIM przychodziła do Jezusa. On jeden wie o mnie wszystko i On jeden może mi pomóc, ale też chce, abym to ja Jemu o tym powiedziała.
    Ania

    #13 Ania
  14. 20.05.2015
    Błogosławieństwa Bożego
    i zdrowia
    życzę

    #14 Aneta - Baba ze Wsi
  15. #12
    Właściwie to nazwałeś. Szczególnie kiedy widzę słabość swoich planów. Drobny sprzeciw potrafi rozpalić mój gniew. Moje starania bycia dla drugiego dają w łeb.
    Jednak wierzę, że jest mi to potrzebne, aby w pełni uznać swoją małość i aby bezwarunkowo przyjąć Boży plan dla mnie. Pewnie mój trening będzie trwał przez całe życie, ale na dziś pragnę zbliżać się do swojego krzyża, i przestać go omijać szerokim łukiem.
    Dzięki za pomoc w zaistnienia na blogu.Jestem z wami od dłuższego czasu, ale jak dotąd nie miałem odwagi pisać.
    Nawet jak będę cicho i tak będę z wami.
    Wiele już mi pomogliście i liczę na więcej.
    Pozdrawiam.

    #15 st/r/ach
  16. #15
    To nie jest przypadek ,ze się tu znalazłeś , dlatego nie bądz cicho , bo swoimi postami też możesz nam służyć .

    pozdrawiam

    #16 Tereska
  17. # 15
    Witaj Stachu 🙂
    I już po strachu!
    Dzięki za Twoje słowa. Liczę na więcej.
    Pisz, pisz jak idziesz, jaka jest Twa droga, co otrzymałeś od Boga.
    Pozdrawiam

    #17 Miriam
  18. #14
    Aneta, ale komu życzysz tak wiele?
    Ja dziękuję bo oto w tym dniu urodził się „mój” Piotr. Dzisiaj ma już dziewiętnaście lat. To czas dla nas prawdziwie błogosławiony choć bardzo trudny na co dzień. Dziękuję za celny strzał.
    Janusz

    #18 baran katolicki
  19. #13 Ania.
    Pozwól, ze odniosę się do Twojego „…też wiem, że jest Bogiem delikatnym, szanującym moją wolność, że niczego nie zrobi, jeśli powiem Mu „nie”.
    Boża delikatność nie jest na miarę ludzkich oczekiwań. Po prostu nie jest ludzka lecz boża. Najwyraźniej widać ją w Jezusie Chrystusie ukrzyżowanym. Ja widzę ją w krzyżu mojego syna/Piotr mpd/, który od dziewiętnasty lat daje nam moc bycia razem mimo wszystko. Nie sposób kochać na siłę.
    Dlatego potrzebujemy mocnych kolan by jak najdłużej trwać w pozycji tego, który prosi. I to jest istotą delikatności.
    Dziękuję za krzepiące słowa Twojego postu.
    Pozdrawiam j
    anusz

    #19 baran katolicki
  20. #18 Janusz
    20 maja 2002 roku nasz Ksiądz Biskup Zbigniew otrzymał sakrę biskupa w Bazylice św. Piotra w Rzymie z rąk kard. Angelo Sodano.
    św. Piotr jest więc (może być ) w ten sposób patronem Twojego syna i Księdza Biskupa 🙂
    Tobie i Twej Rodzinie życzymy więc także obfitości łaski Bożej!
    Pozdrawiam

    #20 Miriam
  21. „Będziecie jak Bóg, znali dobro i zło”.
    Jak to się ma do czekających nas wyborów prezydenckich?
    Wiem już, na kogo oddam swój głos.
    Niezależnie kto wygra, proszę Boga: „Ześlij, Panie, Swojego Ducha”.
    „…Wcielenie Syna Bożego, a w szczególności Jego Misterium Paschalne, dało człowiekowi możliwość powrotu do Boga i spowodowało, że człowiek może mieć udział w życiu Boga …”

    #21 Mirosława
  22. Janusz
    Gospodarzowi bloga – z okazji 13 rocznicy sakry biskupiej 🙂 (zaglądam na stronę diecezji legnickiej w oczekiwaniu na informację o zmianach w parafiach… to i wyczytałam taki „news”)

    a Twojemu Piotrowi też : Błogosławieństwa Bożego – to każdemu potrzebne

    #22 Aneta - Baba ze Wsi
  23. #21 Mirosława.
    Ja oddam swój głos na Dudę bo jest On bardzo podobny do mnie. Wyrusza na wielkie wody tego świata mając tylko nas. To wielka odpowiedzialność ale i odwaga szaleństwa Jezusa Chrystusa, który daje nam moc Swojego Krzyża. Nie wiem, co będzie dalej z Andrejem Dudą, ale wiem, że w Jezusie Chrystusie zmartwychwstałym/Kościół święty/ będzie miał wiarę/moja wiarę/.
    Pozdrawiam
    janusz

    #23 baran katolicki
  24. #21
    Też tak myślę -niezależnie kto wygra/ Bóg wie najlepiej/ i też mam swojego kandydata

    …ale cisza

    #24 Tereska
  25. 20.05.2015
    Dziękuję Panu Bogu za Jego dar w osobie Biskupa Zbigniewa.
    Dziękuję również Ks. Biskupowi za pozytywną odpowiedź na wezwanie do biskupstwa.
    Mnie osobiście i wielu osobom, które znam, służba Biskupa dała bodziec, impuls do nawrócenia i odmieniła nasze życie.
    Nie jest to służba daremna, bo teraz my służąc bliźnim pozwalamy Bogu wprowadzać nas i innych do Królestwa Bożego.

    #25 grzegorz
  26. 24.05.2015
    Jest w moim kościółku witraż nad ołtarzem: Duch Św,. w postaci Gołębicy i płomyki ognia. Dziś je policzyłam – 14 płomyków … czemu tak? nie umiem „ideologii” do tego dopasować…
    A jeszcze myślałam o Pierwszej Komunii… w tym roku – tak jak w ubiegłym, i jeszcze rok temu – na naszej parafii nie ma Uroczystości. Może będzie w przyszłym roku, to pójdą dzieci z klasy czwartej, trzeciej i … no właśnie, czy mogą iść te z drugiej? W sumie moja „siedmiolatka” będzie od września w drugiej… Rozumiem, że przygotowanie i dojrzałość dziecka do Sakramentu to sprawa bardzo indywidualna, ale „moda” co jakiś czas się zmienia, kiedyś szli drugoklasiści, potem trzecioklasiści, teraz znów drugoklasiści…
    a… mój Autystyk okazuje się, że nie tylko ochrzczony, przyjął również I Komunię – w jego przypadku pierwszą i póki co jedyną. Tak sobie myślę, co on z tego pojął…

    #26 Aneta - Baba ze Wsi

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php