W piątą Niedzielę Wielkanocną śpiewamy końcową część Psalmu „”. Tego właśnie Psalmu, który Jezus wypowiedział na krzyżu: „Boże mój, czemuś Mnie opuścił”. Ten Psalm, jak to już niejednokrotnie było mówiony na tym forum, po przedstawieniu opuszczenia i męki i całym doświadczeniu odrzucenia czy wręcz przekreślenia przez ludzi, ukazuje nową rzeczywistość, jaka pojawia się w świadomości Psalmisty, a która jest wyrazem nowego porządku, jaki zaistnieje w otoczeniu tego, kto doświadczył opuszczenia i przeżył je w poddaniu się Bogu. Ten nowy porządek ma dwa wymiary. Jest doświadczeniem osobistym Psalmisty i odnosi się do innych. Do wszystkich którzy go otaczają, którzy do niego się zbliżają. W ten sposób tworzy się nowa jakość gromadzenia się ludzi, którzy z różnych powodów byli rozproszeni, albo gromadzili sią wokół różnych interesów czy celów. Powstaje nowe zgromadzenie, które – jak moglibyśmy to wyrazić – jest zgromadzeniem otwartym na wszystkich potrzebujących. Jest to też więc „wielkie” zgromadzenie, które stale rośnie i powiększa się o nowych członów właśnie z tych rozproszonych, zagubionych i potrzebujących. Dlatego Psalmista, boleśnie doświadczony, może obwieszczać:

Będę Cię chwalił w wielkim zgromadzeniu. Wypełnię me śluby wobec bojących się Boga. Ubodzy będą jedli i zostaną nasyceni, będą chwalić Pana ci, którzy Go szukają: „Serca wasze niech żyją na wieki”. Przypomną sobie i wrócą do Pana wszystkie krańce ziemi i oddadzą Mu pokłon wszystkie szczepy pogańskie. Jemu oddadzą pokłon wszyscy, co śpią w ziemi, przed Nim zegną się wszyscy, którzy staną się prochem. A moja dusza będzie żyła dla Niego, potomstwo moje Jemu będzie służyć, przyszłym pokoleniom o Panu opowie, a sprawiedliwość Jego ogłoszą ludowi, który się narodzi (Ps 22,26-28.30-32).

Wszystko to, co przepowiedział i nakreślił Psalmista, stało się wydarzeniem i prawdą w Jezusie Chrystusie. To On przeżył to wszystko, aby dać nam, ludziom klucz do przeżywania tej samej tajemnicy. Byśmy nie musieli być  „życiowymi uciekinierami”, którzy wobec każdej trudnej sytuacji ulegają rozproszeniu.

1.    Opuszczenie

Jezus przeżył doświadczenie opuszczenia na krzyżu ze względu na nas i dla nas. Po to wcielił się w ludzką historię, aby przeżyć to, co należało się grzesznikowi, który opuścił źródło życia, a zwrócił się ku fałszywym sposobom karmienia i zaspokojenia swego życia. To wszystko wyrażało się w różnego rodzaju formach ucieczki od tego, co było i pozostaje konsekwencją grzechu, jaką jest śmierć, cierpienie, niesprawiedliwość, brak sensu życia itp. W sytuacji życiowej, w jakiej człowiek znalazł się po grzechu, odczuwa w sobie swoisty odruch „samozachowawczy”, jakim jest próba zejście z krzyża i szukanie akceptacji siebie nawet za cenę jakiego zaprzedania siebie temu, co / kto obiecuje (proponuje) mu łatwe rozwiązania. Są to zazwyczaj rozwiązania łatwego (pozornego) ratowania siebie. Tego też pod krzyżem niektórzy oczekiwali od Jezusa: „Zejdź z krzyża”; albo „innych wybawiał, niech wybawi samego siebie” (zob. Mk 15,29-32 i paral.). Jezus pozostał jednak w ludzkim doświadczeniu opuszczenia i niejako nadał mu treść, czy wprost „zapłodnił” je swoim boskim oddaniem się w ręce Ojca (Łk 23,46). To Jego opuszczenie i pozostanie w tym opuszczeniu aż do zdjęcia Jego ciała z krzyża przez innych i złożenia do grobu, nie było jednak końcem, lecz otworzyło nowy początek. Zaowocowało zmartwychwstaniem. Jezus tę prawdę już wcześniej  zostawił swoim uczniom podczas Jego ostatniej Wieczerzy, kiedy dał im swoje Ciało o swoją Krew pod postaciami chleba i wina.

2. Będą jedli i nasycą się

Psalmista zapowiadał, że po doświadczeniu opuszczenia, nastąpi nowość. Ten, kto w taki sposób przeżywa swoje opuszczenie, że „wbrew nadziei” pozostaje odniesiony do Boga, jako Ojca, wypełni swoje śluby (swoje związanie się) z Bogiem. Będzie to znak jego wierności (jego oddania się Bogu) przemawiający do wszystkich bojących się Pana.

Znakiem zaś wierności Pana Boga wobec tej całej sytuacji „opuszczonego”, który nie pozwolił oderwać się od związku z Bogiem Ojcem, nawet jeśli wszystko tak zdawało się krzyczeć przeciw takiemu trwaniu w doświadczeniu opuszczenia i oddaniu się Bogu, będzie to, że to jego przeżycie stanie się okazją do nasycenia wszelkich pragnień wszystkich, którzy doświadczają braku i ubóstwa. Będzie to nowy pokarm.

W przypadku Jezusa, przez którego treści tego Psalmu się spełniają, będzie to Jego Ciało i Krew, które zostały „ustanowione” jako pokarm właśnie w kontekście mającego nastąpić opuszczenia. Rozpoczęło się to już podczas Ostatniej Wieczerzy, kiedy Jezus wiedział, że przyszła Jego godzina, i że zdrajca zasiada z nim przy stole oraz to, że wszyscy za chwilę się rozproszą i Go opuszczą. To właśnie wtedy Jezus wyda siebie jako ofiara-pokarm dla wszystkich ubogich. Stanie się pokarmem dla ubogich – a więc tych, którzy nie mając właściwego pokarmu dla swego życia (nie znając też prawdziwego sensu swego życia) są w rozproszeniu, by na własną rękę i na różne sposoby ratować i sycić swoje życie. .

Kiedy On zostanie wydany i kiedy zmartwychwstanie, będzie dawał się poznawać po łamaniu chleba. Przyjdą, będą jedli i zostaną nasyceni się nowym życiem. Wrócą do Jerozolimy, jak uczniowie, którzy „oddalali się” od Jerozolimy w drodze do Emaus, bo nie rozumieli tego, co się tam stało. Wrócą, będą się gromadzić, nasycą się, będą chwalić Pana i będą Jego świadkami aż po krańce ziemi. Nie będą musieli przed niczym i przed niczym uciekać a ni też niczego innego szukać. Będą nasyceni i będą chwalić Pana.

3. Opowie przyszłym pokoleniom

Ci, którzy skorzystają z tej przedziwnej tajemnicy, będę ją obwieszczać i o niej mówić przyszłym pokoleniom. Będzie to ogłaszanie Bożej sprawiedliwości. Ogłaszanie pokoleniom, które będą się rodzić. Będzie to dzieło Pana, jakiego dokonał przez „posługę” Tego, kto nie bał się przeżyć opuszczenia.     Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

16 komentarzy

  1. To, co Ksiądz biskup napisał, to słowa pełne życia i nadziei. Kiedy przeżywa się czas opuszczenia to czasem rodzi się chęć „zejścia z krzyża”. Ten krzyż zaczyna uwierać zbyt mocno, w człowieku pojawia się bunt wobec niesprawiedliwości, jakiej doświadcza, pragnie wykrzyczeć: dość tego! I co wtedy? „Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na [jego] hańbę, i zasiadł po prawicy tronu Boga. Zastanawiajcie się więc nad Tym, który ze strony grzeszników taką wielką wycierpiał wrogość przeciw sobie, abyście nie ustawali, złamani na duchu. Jeszcze nie opieraliście się aż do przelewu krwi, walcząc przeciw grzechowi” (Hbr 12, 2-4).
    Wytrzymać do końca, nie zejść z krzyża, aby narodziło się to „nowe”. Trzeba, aby na tym krzyżu obumarł we mnie stary człowiek, by została zadana śmierć temu, co we mnie nędzne, nawet jeśli narzędziem jest moja niezasłużona krzywda. Nie skupiać się na niesprawiedliwości, której doświadczam, bo skoro Pan Bóg ją dopuścił do mnie, to znaczy, że z tego trudnego doświadczenia chce wyprowadzić dla mnie jakieś dobro. Szukać tego dobra, szukać w tym woli Bożej. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy człowiek żyje w bliskiej relacji z Bogiem, tak bliskiej, że ufa Mu wbrew wszelkim ludzkim „racjom”, ludzkiej logice. Abraham, Hiob, Maryja, można podać wiele przykładów. Jezus, mój Mistrz i Pan sam mi pokazuje taką drogę. Jeśli wytrzymam, mogę stać się znakiem dla innych, że rzeczywiście miłość zwycięża wszelkie zło.
    Dziękuję, Księże biskupie, te słowa są dla mnie na ten czas.
    Pozdrawiam!
    Ania

    #1 Ania
  2. Dzisiaj w Ewangelii słyszę przypowieść o krzewie winnym. Dla mnie jest ona bardzo wymowna.
    Gdy trwam w Chrystusie, czerpie Jego soki, Jego Krew i zostaje przez Boga oczyszczany żebym przynosił plon obfitszy.
    Dla mnie to jest wymowne, bo w ogrodzie mam kilka winorośli. Jedna rośnie już parę lat i muszę ją przycinać ze zbędnych gałęzi, bo pewnie inaczej by krzew kwitł słabiej i może zdziczał.

    Tak jak w przypowieści o Dobrym Pasterzu, Bóg pielęgnuje mnie żebym obicie kwitł i owocował.
    Żeby moje owoce nie były cierpkie, tylko bardzo słodkie, smaczne.
    I według mnie tą przypowieść można porównać do wydania przez Jerozolimę cierpkich owoców. Bóg ją pielęgnował, okopał, a ona cierpkie wydała owoce.

    #2 chani
  3. Dla mnie to w Jezusie/Nazarejczyk/ Chrystusie wszystko co przepowiedział psalmista się rozpoczęło i wciąż się spełnia w Kościele Świętym. Oczywiście, że Nazarejczyk jako pierwszy wszedł w ciemne wody ludzkiej otchłani doświadczając jak nikt inny błogosławionego opuszczenia, błogosławionej pustki samego siebie. Dotknął swojego i mojego dna by zobaczyć tam kochającego Ojca. Ta bezsilność pozwoliła mu przylgnąć/doświadczyć/ do każdego z nas i towarzyszy nam aż po dzień dzisiejszy. Ten sam Nazarejczyk zmartwychwstał i żyje mocą Ducha Świętego w Kościele. Dla mnie to prawdziwa bomba/petarda/, która mnie rozsadza na drobny mak. Po tylu latach/pół wieku/ dotykam niewidzialnego, który zmartwychwstał w Kościele. To nic, że jestem daleko od ołtarza i dane jest mi widzieć Pana z z oddali. Tłum jest wielki tam z przodu więc gdzie mi tam z moim krzyżem dopchać się do tych wybranych. To prawda, że nie mam w sobie ducha Zacheusza by wspinać się na przykościelne sykomory. W moim przypadku to raczej nie wykonalne no bo jak z takim majdanem/krzyżem/ wdrapać się tak wysoka. Musiał bym zejść z własnego krzyża, musiał bym opuścić Piotra i żonę i samego siebie by choć na chwilę zawiesić swój wzrok na Kościele/zmartwychwstałym Panu/. Chcę powiedzieć, że to wszystko się zaczęło i wciąż trwa już od dwóch tysięcy lat. Psalmista to widział, Nazarejczyk doświadczył a ja dzisiaj mam co jeść i co pić by żyć na wieki to znaczy we wspólnocie/Kościele/ jako jeden z tłumu grzeszników. Kościele Święty nie lękaj się swojego /mojego/ krzyża.
    Pozdrawiam
    janusz

    #3 baran katolicki
  4. „Nie skupiać się na niesprawiedliwości, której doświadczam, bo skoro Pan Bóg ją dopuścił do mnie, to znaczy, że z tego trudnego doświadczenia chce wyprowadzić dla mnie jakieś dobro. Szukać tego dobra, szukać w tym woli Bożej.”
    …zatem poszukam dobra dla mnie…
    Kolejny raz trafia Ksiądz Biskup w moje potrzeby.
    {nie koniecznie do druku:
    Zawaliła się wieżyczka kapliczki grabieszyckiej. Szkoda bardzo. Niby własność parafialna, ale zainteresowanie Proboszcza nikłe. Zresztą remont kosztuje. Niby w rejestrze zabytków ale konserwator… wiadomo, że nie da $$$. Grupka nas – chcemy stworzyć coś w rodzaju społecznego ruchu – Ks. Proboszcz niby pomoc obiecał. Może się uda. Tutaj stan z jesieni 2014 http://wiejskasielanka.blogspot.com/2014/11/kapliczka.html teraz jest znacznie gorzej.
    Jak trochę się podleczę, to przyjedziemy do Legnicy. Zależy nam na rozmowie z Ks. Biskupem, póki nam sprawy parafii naszej nie zobojętniały. Pozdrawiam cieplutko. Zdrowia życzę. I sił od Boga na tą naszą trudną rzeczywistość… }

    #4 Aneta - Baba ze Wsi
  5. Ad #4 Aneta – Baba ze Wsi
    Zapraszam
    i oczekuję!
    Bp ZbK

    #5 bp Zbigniew Kiernikowski
  6. #3 Janusz
    Dziękujemy za te „bombowe” wiadomości. Tu już nie można spać, trzeba poddać się temu „wybuchowi” Chrystusa/Miłości/Kościoła.
    Po co Ci jednak wchodzić na wysokości? Twój krzyż jest wystarczająco duży, byś z niego mógł zobaczyć Pana. A On widzi dobrze najodleglejsze krańce – Ciebie.
    Popatrz też na prawo, może mnie zobaczysz:)
    Pozdrawiam

    #6 Miriam
  7. #6 Miriam.
    To prawda, bo On jest bardzo blisko mnie i dlatego tak trudno go zobaczyć/poznać/.
    To On jest „moim” chwalebnym krzyżem.
    Proszę dobrze mnie usłyszeć.
    Pozdrawiam
    janusz

    #7 baran katolicki
  8. #3 Janusz
    Nie o bliskość ołtarza chodzi, ale o bliskość Jezusa, nie o to, by mówić „kocham”, ale kochać, nie o to, by chcieć zobaczyć, ale pragnąć być z Nim. Wybrani dla Jezusa to celnicy, grzesznicy i nierządnice. „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają”(Mt 9,12). Jezus do takich najbardziej chce przyjść. Jeśli czujesz się grzesznikiem, to On właśnie o Twoją miłość zabiega. Dlaczego? Bo taki jest nasz święty Pan. Nie spocznie, aż wszystkie owce znajdą się w Jego zagrodzie. Woli zostawić 99, by odnaleźć jedną zabłąkaną. Jeśli chce przyjść do grzesznika, to po to, aby pokazać mu, że jest wyjście z jego trudnej sytuacji, aby dać mu siły do podjęcia trudnej drogi powrotu do Niego i by w tej drodze iść razem z nim.
    Pozdrawiam.
    Ania

    #8 Ania
  9. Pozwolę sobie nawiązać do zeszłotygodniowej dyskusji o Sakramencie Pokuty.
    Mówi się, że dobrze mieć stałego spowiednika, ale trudno mi się zdecydować… jak już któregoś kapłana sobie „upatrzę” to odchodzi na inną parafię… a jeździć na drugi koniec diecezji jakoś nieporęcznie. A druga sprawa, że wolę do spowiedzi do „obcego” – i tu problem…
    Nie neguję konieczności spowiedzi „przy konfesjonale”, stwierdzam tylko, że fizycznie, dla mnie, jest ona coraz trudniejsza.

    #9 Aneta - Baba ze Wsi
  10. #3 Janusz
    „Tłum jest wielki tam z przodu więc gdzie mi tam z moim krzyżem dopchać się do tych wybranych.”
    Tylko że jak pokazuje Pismo Święte i życie Pan Bóg badzo często wybiera właśnie to co najmniejsze, najlichsze, najmniej godne i w ogóle nie brane przez innych od uwagę. 🙂
    Serdecznie pozdrawiam
    Basia

    #10 basa
  11. #7 Janusz
    Słyszę. Jesteś znów o krok dalej, niż myślałam.
    To dobrze!

    #11 Miriam
  12. #9 Aneta – Baba ze Wsi
    Nie każdy musi mieć stałego spowiednika. Dla mnie to jest dobre wyjście. Pragnę świętości, mam świadomość jak mi do niej daleko i że o własnych siłach tego nie osiągnę. Potrzebuję łaski Pana Boga. Łaską też jest dla mnie dobry kapłan, który potrafi rozeznać stan mojej duszy, pomoże obrać właściwy kierunek i modli się za mnie. Wiem, że trudno znaleźć kapłana, który zgodziłby się na kierownictwo duchowe (myślę, że wielu nie jest do tego przygotowanych). Nieco łatwiej znaleźć stałego spowiednika. Stały, nie znaczy na całe życie. Niech to będzie na rok, dwa, potem może ktoś inny. Chodzi o to, że jeśli za każdym razem wracam do konfesjonału z tym samym, to znaczy, że stoję w miejscu, nie rozwijam się. Czasem samemu trudno to zauważyć, albo przyznać się do tego. Druga osoba- kapłan może w tym pomóc. I jeszcze jedno – to nie ma być kapłan, który mi we wszystkim „pasuje”. Lepiej, żeby nie pasował, bo nie mam iść na przyjemną pogawędkę, ale szlifować swoje serce i sumienie. Idę do Chrystusa – lekarza, więc muszę uznać, że jestem chora i zgodzić się na diagnozę i leczenie, które On przez posługę kapłana mi zaleci.
    Pozdrawiam!
    Ania

    #12 Ania
  13. Ciekawe czy gdyby nie prorok Samuel, Dawid zauważył by swój grzech?
    Dzisiaj o grzechu przekonuje nas Duch Święty.
    A Paweł pisze, że Prawo powstało żeby on się dowiedział co jest grzechem.
    I dodaje, że on przez Prawo umarł dla Prawa i żyje dla Boga. A czy ja tak potrafię?
    Czy umarłem dla Prawa? Dla mnie kresem Prawa jest Chrystus. Jeśli w Nim trwam jak latorośl, wypełniłem całe nauczanie Jezusa mocą Jego.
    I wtedy potrafię też miłować czynem i Prawdą, której się nauczyłem od Jezusa.

    #13 chani
  14. I tak sobie myślę: Co to znaczy np. łaska uczynkowa?
    Według mnie łaska to łaska.
    Uczynki wynikają z naszej wiary i to jak ktoś wierzy. Nie można przecież wierzyć i nic nie czynić i nie można wierzyć i czynić źle.
    Dla mnie jest tylko jedna łaska.
    Tak samo jak wiara bez uczynków jest martwa, tak i uczynki bez wiary.

    #14 chani
  15. Dopowiedzenie do #14:
    Przecież jesteśmy zbawieni nie z uczynków, tylko dzięki łasce, a ta łaska jest dana od Boga, a On ją daje temu komu chce.

    #15 chani
  16. Ad 15 … i temu, kto o to poprosi.

    #16 lemi58

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php