W trzecią Niedzielę roku B śpiewamy fragment Psalmu 25 z refrenem wziętym z piątego wiersza tego psalmu: Naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami. Psalm 25 wyraża cały szereg emocji i odczuć, jakie rodzą się w Dawidzie i w każdym człowieku, który staje przed Panem Bogiem i szczerze chce wznieść zwoją duszę, to znaczy swoje życie do Pana (zob. pierwszy wiersz Psalmu). Chce je poddać Panu Bogu Chce nauczyć się (zdobyć „praktykę”), jak zaufać Panu. Dosłownie, jak oprzeć swe życie na Panu Bogu, by się nie pomylić i nie zostać zwiedzionym do tego stopnia, aby kimś, nad kim zatryumfują przeciwnicy i nieprzyjaciele.

Wyrażając to inaczej chodzi o to, by zdobyć taką mądrość i taką koncepcję życia, która nie jest ani oszukaniem ani nie daje innym okazji do tego, by tryumfowali nad tym, kto przyznaje się do Boga jako Jego wyznawca i Jego uczeń (zob. ww. 2 i 3 tego Psalmu). Stąd to głębokie wołanie, jakie jest częścią liturgii dzisiejszej niedzieli:

 

Daj mi poznać Twoje drogi, Panie,
naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami.
Prowadź mnie w prawdzie według Twych pouczeń,
Boże i Zbawco, w Tobie mam nadzieję.

Wspomnij na swoje miłosierdzie, Panie,
na swoją miłość, która trwa od wieków.
Pamiętaj o mnie w swoim miłosierdziu
ze względu na dobroć Twą, Panie.

Dobry jest Pan i prawy,
dlatego wskazuje drogę grzesznikom.
Pomaga pokornym czynić dobrze,
uczy pokornych dróg swoich
(Ps 25,4-9).

 

Śpiewany w dzisiejszą niedzielę fragment Psalmu to prośba skierowana do Boga o pomoc prowadzeniu własnego życia. Jest to także odwołanie się do tego, co Psalmista – i podobnie każdy z nas wierzących – widzi lub zakłada jako obecne w Bogu, czyli Jego dobroć i prawość. Bóg jest w tym bezinteresowny (nie ma żadnego swego interesu), lecz wyświadcza pomoc człowiekowi dla jego dobra.

 

1. Nie instrukcja obsługi lecz wejście w relację ze Stwórcą i Odkupicielem

 

Pierwsza sprawa, na którą trzeba zwrócić uwagę, że w prośbie, jaką Psalmista kieruje do Boga, nie chodzi o jakikolwiek „instruktarz” życiowy na podobieństwo tego, jak to zazwyczaj mamy w przypadku instrukcji obsługi załączonej do takiego czy innego urządzenia, które nabywamy i z którego chcemy poprawnie korzystać. Tutaj chodzi najpierw i przede wszystkim o wejście w osobistą relację z Bogiem, który nas stworzył i stale podtrzymuje w tym istnieniu pośród wszelkiego rodzaju przeciwności.

Psalmista ukazuje sposób na kształtowanie życia, które nierzadko odbywa się pośród przeciwności i niebezpieczeństw ze strony ludzi (jest to wyrażone w końcowej części Psalmu – wiersze 15-19). W tej sytuacji wie też, że sens jego życie nie polega na tym, be się uchronić przed niebezpieczeństwami i zagrożeniami, lecz spotkanie Tego, kto jest Panem jego życia zawsze i w każdej sytuacji. Sytuacje trudności i przeciwności stanowią okazję i służą temu, by wejść w bliskość i zażyłość z Bogiem Panem jego życia.

Obrazem, który oddaje ową znajomość drogi i sposób przeżywania sytuacji, nie jest to, że ktoś otrzymał wskazania (instrukcje) jak postępować i sobie radzić przy pomocy otrzymanych instrukcji, lecz doświadczenie bliskości i zażyłości z Panem, który prowadzi i który znając „wszystko” lepiej wprowadza w takie doświadczenia, w których człowiek – właśnie w kontekście trudności – poznaje, że każda sytuacja życiowa służy do pogłębienia więzi z Panem. Nierzadko dzieje się to wtedy, kiedy nie wystarczają zewnętrzne instrukcje. Wtedy otwiera się perspektywa (możliwość) zaufania i poznania tego, który JEST.

 

2. Drogi Pana – Pan jest drogą

 

Poznanie dróg Pana to właśnie odkrywanie zamysłu Pana, który objawia się człowiekowi, gdy wiele ludzkich sposobów zawodzi. Określenie daj mi poznać „drogi” Twoje, Panie, to nie tyle czy nie przede wszystkim wołanie o pomoc o znajomość drogi do uzyskania czego, co człowiek stawia sobie jako cel, lecz to właśnie odkrywanie głębokiego sensu wydarzeń, do którego sam człowiek nie może dojść.

Co więcej: to właśnie poznawanie prawdy, że to Bóg sam daje (pozwala poznać) człowiekowi cel jego życia i określa jego sens. Poznawanie dróg Pana, to uczenie się posłuszeństwa Jemu, bo On jedynie wie, co dla mnie jest dobre, a co jest złe. On jest Drogą. Tak powie o sobie Jezus (zob. J 14,6). Nie jest to jakaś droga, po której ja mam dojść do swego (przez siebie stawianego) celu, lecz jest to Droga, która jednocześnie jest i coraz to bardziej okazuje się (daje mi się poznać) celem mego życia.

Wstępując na tę „drogę”, poznając tę „drogę” ja uczę się coraz to mniej osiągać (jako jakikolwiek mój sukces itp.), lecz odkrywam, że fakt bycia posłusznym Temu, kto daje się poznać jest już teraz dla mnie nagrodą (sukcesem Jego we mnie). Poznaję, że ja niczego nie muszę zdobywać, nie muszę szukać sensu życia, nie muszę stawiać sobie specyficznych celów, bo jestem na „drodze” Pana. Poznaję jedynego Pana mego życia. W Nim jest wszystko, czego mi potrzeba. Nie zostanę oszukany i nie zostanę zawstydzony przez nikogo i w żaden sposób.

 

3. Ścieżki Pan – wspólnota życia z bliźnimi

 

Drugie określenie: naucz minie chodzić Twoimi „ścieżkami (archoteka) wskazuje na praktyczny wymiar przebiegu życia człowieka, który wznosi swą duszę (swe życie) do Pana. Jest nim szczególnie wymiar relacji z bliźnimi.

Niektórzy badacze tego określenia wskazują na aspekt wspólnotowy, socjalny. Odnoszą to do rzeczywistości karawany, która „zabiera ze sobą” wielu różnych ludzi i tworzy środowisko. To w karawanie człowiek uczy się konieczności zachowania reguł, które umożliwiają przetrwanie w trudnych warunkach i zbliżanie się do celu.

Jest ktoś, kto jest przewodnikiem i on wskazuje praktyczne reguły i zasady życia w karawanie. Brak podporządkowania się, będzie oznaczał szkodę dla tej osoby a nie rzadko także dla innych. Jest więc w interesie wszystkich, by wszyscy chodzili ścieżkami (wykonywali swoje indywidualne posunięcia i działania) zgodnie z poleceniami przewodnika. Stąd wołanie: naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami.

Cała historia zbawienia to rozpoczęcie drogi owej „karawany”. Uzyskuje ona swój pełny wymiar w Jezusie Chrystusie. Dziś tą „karawaną” która uczy chodzić ścieżkami Pana Kościół. Nie chodzi jednak tylko i nie przede wszystkim o to, by otrzymać takie czy inne nauczanie (instruktarz) dotyczące postępowania. To owszem też jest i zawsze będzie.

Jednakże to, co jest na pierwszym planie, to jest uczenie bycia we wspólnocie, w relacjach. To uczenie się praktycznego przeżywania tego, czym jest bycie na drodze i co jest konsekwencją poznania drogi – jak to wyżej zostało powiedziane. To odkrywanie potrzeby jedności i współdziałania z innymi w tym samym duchu, na jakiego wskazuje Przewodnik. W tym Duchu, którego daje Jezus Chrystus. Być członkami Ciała Jezusa Chrystusa ożywionymi tym samym Duchem. Ścieżki Pana, to ścieżki Kościoła.

Szczególną rolę dla dobrego „funkcjonowania” owej karawany, czyli Kościoła, odgrywa inicjacja, a więc przygotowanie do sakramentów, a zwłaszcza chrztu. Kto tego przygotowania nie przeżyje dobrze i nie przyjmie we właściwym duchu tego sakramentu, będzie w tej karawanie czuł się obco i nieswojo. Potrzebna inicjacja. Potrzebny katechumenat uzdalniający do bycia w Kościele i do bycia Kościołem Jezusa Chrystusa. Ta karawana jedzie przez świat cały i proponuje zbawienie.

Jak to bywa w praktyce, sami widzimy. Co Kościół dzisiaj oferuje światu i w jaki sposób to robi – zapewne każdy z nas ma swoje spostrzeżenia.

Co mamy robić my, każdy z nas, by karawana była doświadczeniem „ścieżek Pana” i by kroczyła poznaną (objawioną) drogą Pana?

Każdy z nas musi dawać sobie odpowiedź. Każdy z nas wierzących członków Kościoła ma w tym swój udział i swą odpowiedzialność.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

55 komentarzy

  1. Musimy starać się być prawdziwymi świadkami Chrystusa.Wtedy nie będę egoistką tylko myślącą o sobie. W tej karawanie inni jeszcze jadą.Owszem mamy spostrzeżenia, ale z drugiej strony nie bądzimy jak Faryzeusz. On to tylko narzekał na tego biednego celnika. Pychą to, od niego na kilometr czuć. A ten biedak stanął w prawdzie. Ciężko jest ufać Bogu. Człowiek nie chce być oszukany. A Bóg tego nie robi. On po prostu czeka, aż człowiek dojrzeje do pewnych spraw. I sama się przekonuję, ze czasami lepiej jest poczekać na niektóre rzeczy.
    Pamiętam piosenkę z swojej Komuni Św.
    Ten dzień to był szczerze najcudowniejszy dzień w moim życiu. Zaś ze wszystkiego najbardziej wspominam Eucharystie. I tu właśnie śpiewaliśmy pieśni, która mówiła, że Jezus jest Drogą, Prawdą i Życiem.
    Tak samo jak z pieśnią”Dzielmy się wiarą jak chlebem”
    Tą pieśń mogłabym śpiewać 24/24 godziny.
    Bo ona uczy, że nie jesteśmy sami dla siebie. A nasza karawana będzie mogła jechać bo pasażerowie nie wylecą. I ona mówi też o odpowiedzialności.
    Mamy dać świadectwo Nadziei.
    Trzeba odrzucić zwątpienie i trwogę
    I choć cały świat śmieję sie z proroków.
    Musimy odważnie świadczyć ludziom i Bogu.
    Takiej postawy ja muszę się uczyć. Raczej nie muszę, ja chcę.
    Gdzie głęboko będę rozumiała jaki jest sens sakramentów.
    Pozdrawiam

    #1 DorotaWt
  2. Ten sam Bóg a jednak widziany inaczej w świetle Ewangelii o Jezusie Chrystusie. Dawid i jego „kościelna karawana” jest napędzana naturalną religijnością ludu, który daje się gromadzić w dużej mierze z leku przed śmiercią.
    Proszę zauważyć jaki los spotykał tych z poza karawany. Skazani byli na śmierć.
    Karawana jaką prowadził Dawid jest katolickim marzeniem Kościoła wielu dzisiejszych pasterzy. Gdzieś pod religijną skórą naszej katolickości tęsknimy za takim Bogiem/Kościołem/, który polepszy nam życie.
    Mamy tą żydowską kalkulację „starego” Izraela: co ja z tego będę miał? Ile muszę stracić by potem zyskać? Ciekawe jakim Piotrem by był Dawid dla Nazarejczyka/Jezus Chrystus/? Czy byłby dobrym Papieżem dzisiaj.
    Sam widzę po sobie jak bardzo brakuje mi wiary Kościoła, bez której nie ma mowy o jakimkolwiek umieraniu dla siebie a życiu dla innych. Bez dojrzałej wiary Kościoła jestem skazany na religijną kalkulację i „dojenie” innych dla własnej korzyści. Bez wiary Kościoła jestem skazany na własne siły by przeżyć. Bo przecież w oczach najbliższych panuje zasada „jak sobie posłałeś tak się wyśpisz”.
    Biblijny Dawid miał łatwiej niż dzisiaj Franciszek, bo nie widział w świetle księżyca całej Prawdy. Drogą nie był zmartwychwstały Chrystus a do Życie wystarczyła religijność.
    „ Co Kościół dzisiaj oferuje światu i w jaki sposób to robi”. Temu światu na zewnątrz mnie oferuje tylko umieranie, tracenie siebie. Temu światu wewnątrz mnie zmartwychwstanie/nowe narodzenie/. Oferuje Paschę Jezusa Chrystusa.”
    Co mamy robić my, każdy z nas, by karawana była doświadczeniem „ścieżek Pana” i by kroczyła poznaną (objawioną) drogą Pana?”
    Najlepsza pomoc to nie przeszkadzać Duchowi Świętemu i dać się prowadzić w nie znane.
    Proszę pamiętać, że „stary człowiek” żyje na zewnątrz grzesznika a „nowy rodzi się w jego wnętrzu.
    janusz

    #2 baran katolicki
  3. KATECHEZA KS. BP z. KIERNIKOWSKIEGO
    W RADIO MARYJA 24 01 2015
    http://www.radiomaryja.pl/multimedia/z-kosciolem-w-iii-tysiaclecie-239/

    #3 j
  4. #1
    NIE.
    Cały świat nie śmieje się z proroków.
    Cały świat kpi /śmieje się/ z oszustów.
    By pojęli.
    Siebie /jak Bóg dla nich niepojęty w dostępie/.

    #4 Ka
  5. Wstępując na tę „drogę”, poznając tę „drogę”
    ja uczę się coraz to mniej osiągać (jako jakikolwiek mój sukces itp.),
    lecz odkrywam, że
    fakt bycia posłusznym Temu, kto daje się poznać
    jest JUŻ TERAZ dla mnie nagrodą (sukcesem Jego we mnie)

    Sukces, MÓJ sukces…
    Kroczenie „drogą” Pana uwalnia mnie od presji osiągania sukcesu wg światowego rozumienia.
    Uwalnia mnie od strachu, że jestem mało warta,
    bo w życiu sukcesu na miarę świata nie osiagnęłam.
    Wchodzenie na „drogę” pozwala mi:
    1. wiedzieć i coraz bardziej rozumieć, co naprawdę jest sukcesem
    2. dostrzegać chwile, kiedy ten sukces może zaistnieć
    3. przyjmować go i cieszyć się nim.

    A teraz konkretnie:
    1. dzięki temu, że decyduję się iść „drogą” Pana
    czytam TE komentarze i dlatego WIEM więcej i więcej rozumiem
    2. wiem, że sukcesem jest posłuszeństwo Bogu
    i łatwiej jest mi powiedzieć w konkretnej sytuacji „Bądź wola Twoja”
    3. cieszę się, gdy uda mi się przyjąć wolę Pana
    i przekonuję się, że naprawdę mnie nagradza 🙂

    Pozdrawiam 🙂

    #5 julia
  6. #3 Ks.Biskup prosto naucza, ale obawiam się, czy nawykli do innych form słuchacze postarają się usłyszeć i głębiej w przekaz wniknąć?
    Nie spodziewałam się, że „to radio” odważy się zaprosić „tego” Biskupa.

    #6 Ka
  7. #4,Ka
    Co nie??
    Musisz mi wyjaśnić bardziej:)
    Toc, to tylko pieśń.
    A z drugiej strony nie można powiedzieć, że ludzie się nie śmieją z proroków.
    Spojrzymy na Kościół. Kiedy jakiś kapłan naprawdę głosi to, co chce Chrystus, to nie pasuje.
    Ludzie twierdzą, że to zabobon.
    Biedak nie potrafi iść z duchem czasu. Ludzie się śmieli, śmieją i będą śmiać a raczej wyśmiewać naszych współczesnych proroków.
    Pozdrawiam

    #7 DorotaWt
  8. Takie mam pytanie:
    Ciekawe jak będzie w niebie?
    Czy tak jak teraz będziemy padać przed Bogiem i modlić się jak przedstawia to Apokalipsa?
    Jeśli tak to ja się wypisuje, nie chce do nieba.
    Tu na ziemi trza się modlić, chodzić do kościółka i tam też będziemy klękać przed Bogiem?

    #8 chani
  9. I ja mam dość ciągłego powtarzania słów „Zdrowaś Mario…” albo słów Koronki, nawet jeśli to by mi pomogło coś, to i tak mam dość.
    Wolę za to czasami poczytać sobie fragment z Pisma, odmówić Brewiarz.
    Nawet Eucharystia mnie nudzi.

    #9 chani
  10. Księże Biskupie
    Czy św.Paweł w liście do Koryntian popierał „rozwód”. Chodzi mi o 7,15.
    Skoro piszę, że niewierząca osoba może odejść. Bo w przepisie pisze, iż Kościół odwołuje się do małżeństw nieochrzczonych, gdy jedna strona się nawróci. Ale jak to się ma w praktyce?
    Pozdrawiam

    #10 DorotaWt
  11. Dzisiaj też nawrócenie Szawła.
    Szaweł, jak wiemy prześladował Chrystusa, gdy tępił Jego uczniów.
    Dzisiaj też Chrystus jest prześladowany i nie tylko tam, gdzie zabija się chrześcijan.
    Wszędzie gdzie mąż krzywdzi żonę, dzieci,… nadto i siebie (bo jak wiemy kobieta wyszła z boku mężczyzny i jest z jego ciała i jak ktoś krzywdzi kobietę, krzywdzi siebie), Chrystus jest prześladowany, bo On się identyfikuje z każdym człowiekiem (szczególnie tym pogardzanym).
    ” Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. 29 Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz [każdy] je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus – Kościół, 30 bo jesteśmy członkami Jego Ciała.” [Efezjan 2,28-30].

    #11 chani
  12. I jeszcze coś napiszę króciutko:
    Przykład Szawła nam pokazuje, że jednak Bóg wybiera i nawraca kogo chce.

    #12 chani
  13. # 6 Ka
    Ja też nie. Wreszcie zapraszają nie tylko „swoich” 🙂
    Zawsze mnie dziwiło w tym radiu ich pozdrowienie.
    Jakoś w innych Kościołach jest „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”, a u nich wiemy jakie.

    #13 chani
  14. Słyszałem już, że Chrystus jest moją drogą, że Kościół jest dla mnie drogą, że jam mam wejść na drogę.
    Dzisiaj usłyszałem, tak na prawdę to ja jestem drogą dla Chrystusa. To Kościół kroczy po krętych drogach mojej, życiowej historii. To ja jestem drogą dla drugiego człowieka. Drogą po której drepcze „moja” żona. Drogą dla „moich” synów.
    Zdumiony jestem widząc siebie/swoje życie/ jako drogę, po której z ufnością „kroczy” Piotr i wielu innych.
    Nie ma co ukrywać. Nie jestem dla nich prostą drogą. Wiele tam zakrętów, krzyżówek, dziur, pułapek, itd. Są tam również zielone doliny.
    Historia mojego życia to droga dla Kościoła. Droga otwarta mocą wiary Kościoła. Zapraszam więc na pustynne piachy tę świętą karawanę niekiedy zagubioną na pustyni tego świata.
    Nie jestem autostradą bez skazy po której przejedziesz jak nie zauważony bez szwanku, ale prawdziwą ścieżką ku wyżynom nieba.
    Pozdrawiam
    janusz

    #14 baran katolicki
  15. #13
    Podkreślają odrębność i „rodzinną” przynależność.
    Forma pozdrowień mniej ważna /a może szczególnie ważna?-nie znam się na tym :)/.
    Nie wiem czy Ks. Biskup tam się „przyjmie”. Trochę powątpiewam. Nie głosi „chwytnych” hasełek, nie zagrzewa do walki, którą tak lubią.
    Pożyjemy, zobaczymy.

    #15 Ka
  16. #3j
    Dzięki za link!!
    Audycja bardzo dobra.
    Cieszę się z przypominania, że wchodzenie w wody Chrztu to proces codzienny, to dostrzeganie sensu w różnorakich zranieniach, które są potrzebne, aby (używając obrazu z katechezy) mógł oczyszczać mnie proces (program) prania, który Bóg mi przygotował.
    Że nie moje działanie wysuwa się na plan pierwszy, ale to, co Pan ze mną i przeze mnie chce dokonać.

    #16 grzegorz
  17. Do Ka i chani
    Podziwiam Was za tak łatwe ocenianie tych „innych” z tego „radia”. Przypomniałem sobie słowa: „Dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści. Albo jak ten celnik”. Wspaniale widzieć, że „dosłownie” bierzecie słowa z Ewangelii w swoje życie. No, wręcz miodzio.

    #17 mikado
  18. Dziś mija 70 rocznica uwolnienia więźniów niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Auschwitz.
    Zaproszono na uroczystości z tym związane
    wnuczka komendanta tego obozu – Hessa.
    Zapomniano o zaproszeniu rodziny rotmistrza Witolda Pileckiego,
    który jako jedyny dobrowolnie dał się tam uwięzić po to,
    żeby zorganizować w tym okropnym miejscu zbrojny ruch oporu (co Mu się udało),
    a po ucieczce z obozu – przedstawić raport z tego, co tam się dzieje.

    (rotmistrz Witold Pilecki był po wojnie więziony przez UB, oskarżony o szpiegostwo, torturowany.
    Podczas ostatniego widzenia z żoną prosił ją, żeby wychowała dzieci w duchu Tomasza aKempis.
    Zamordowny w Warszawie w więzieniu przy ul. Rakowieckiej, pochowany w Kwaterze na Łączce,
    Jego szczątki czekają na ekshumację)

    Dla przypomnienia:
    KL Auschwitz zbudowano w 1940 r. dla eksterminacji Polaków.
    KL Auschwitz Birkenau (dla eksterminacji ludności pochodzenia żydowskiego) powstał w 1942 r.

    #18 julia
  19. #17
    To co agresywne bez przyczyny po prostu lepiej widać.
    A ja nie lubię agresji.
    Nieuzasadnionej napaści również.

    #19 Ka
  20. #18, Julia
    a to coś złego,że zaproszono tą wnuczkę. nie jest jej winą, że miała stukniętego dziadka, który mordował tych biednych ludzi. Bo z twojego komentarza wynika,że ta wnuczka jest gorszej kategorii. bo nie zaproszono rodziny tego Pilickiego.
    Na moje, niech sobie zapraszają kogo chcą. Uważam,że takim osobom trudniej jest żyć. Gdzie żyją z piętnem dziadka mordercy.
    TE spotkanie na pewno nie jest też dla niej łatwe. Musi zmierzyć z skalą zła, jaką spowodował jej dziadek.
    Jednak nie wszyscy byli tam tacy źli. Na pewno są ludzie, nawet nieznani z imienia, którzy tym biednym więziom pozmagali. Bo ludzie zawsze patrzą na ogół. W czasie drugiej wojny światowej nie wszyscy byli łotrami. A niektórzy zakładają, że tak było. Nie jest to do końca prawdą. To w tej kategorii można by było patrzeć na Benedykta XVI. Żył już w czasie wojny i widział jako dziecko co się działo. I tu pojawia się pytanie mógł walczyć przeciw nam, czy nie.
    a biorąc pod uwagę tych, co zabijali w obozach. Oni musieli mieć już zniszczoną psychikę. Bo człowiek normalny, nie jest maszynką do zabijania drugiego. Część ludzi po prostu nie wiedziała co robi.
    Nie usprawiedliwiam ich, ale staram się zrozumieć. Bo niektórzy myśleli, że walczą w imię dobra ich Ojczyznę. A czy my nie mamy kochać ojczyzny.
    I jak tu walczyć za nią z wrogiem, kiedy Jezus każe się modlić za nieprzyjaciół.
    Bronić ojczyzny i za nią umrzeć, czy spojrzeć z miłością i przebaczeniem na tego morderce?
    Trudne pytanie zwłaszcza dla ludzi, którzy to przeżyli.
    Jednak Jezus powiedział, że zawsze mamy przebaczać. A sąd należy do Niego..
    Ja sama nie wiem, po której stronie bym walczyła, zwłaszcza jak mam mieszaną krew.
    Pozdrawiam

    #20 DorotaWt
  21. Po zatrzymaniu Rudolf Hoess więziony był w areszcie w Wadowicach. Stąd zabierał go konwój więzienny na proces do Warszawy. Tu pisał swoje wspomnienia.
    W Wadowicach w archiwum parafialnym Bazyliki Ofiarowania NMP zachowały się dokumenty świadczące o tym, że pod koniec swojego życia zbrodniarz z największego nazistowskiego obozu nawrócił się.

    Przebywając w więzieniu w Wadowicach, Rudolf Hoess w liście do żony pisze:

    Prof. Stanisław Batawia, który miał z Hoessem kontakt w czasie procesu i po jego skazaniu na śmierć, zapytał go, czy nie chciałby porozmawiać z księdzem. Zaraz po przywiezieniu go do więzienia w Wadowicach, były komendant obozu prosił o spotkanie z księdzem Lohnem.

    Hoess znał prowincjała jezuitów o. Lohna jeszcze z czasów swoich absolutnych rządów w obozie. Poznali się w 1940 r. W obozie znaleźli się wówczas pierwsi polscy jezuici. Z pociechą duchową i z pomocą materialną do nich udał się właśnie prowincjał o. Władysław Lohn SJ. Nie miał on pozwolenia na wejście na teren obozu, ale druty kolczaste nie były szczelne, więc wszedł. Szybko jednak został schwytany i postawiony „przed majestat Hoessa”.
    Wyrok był przesądzony: kula w głowę. Stało się jednak inaczej. Ojciec Lohn doskonale znał język niemiecki, zaimponował komendantowi tą znajomością języka a także odwagą; i ten darował mu życie. Na decyzję Hoessa mogło także mieć wpływ niemieckie nazwisko prowincjała. Hoess zapamiętał nazwisko księdza.

    Dwa razy – 10 i 11 kwietnia 1947 r. – samochód służbowy przysyłany z Wadowic przyjeżdżał do sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach po ojca Lohna, by ten spotkał się ze zbrodniarzem. Jezuita był wówczas kapelanem w Łagiewnikach. 10 kwietnia o. Lohn odbył z Hoessem wielogodzinną rozmowę – pisze ks. Deselaers – po której Hoess złożył katolickie wyznanie wiary i wyspowiadał się, powracając w ten sposób na łono Kościoła.

    Następnego dnia o. Lohn przyniósł z kościoła parafialnego w Wadowicach wiatyk i udzielił Hoessowi Komunii Świętej. Obecny przy tym kościelny Karol Leń opowiadał później, że Hoess, przyjmując Komunię, ukląkł na środku celi i płakał. Tego samego dnia napisał listy pożegnalne.

    W dzień po napisaniu listów pożegnalnych skazaniec wręczył prokuratorowi „oświadczenie”, sporządzone z własnej inicjatywy celem opublikowania. Hoess po raz pierwszy uznał swoją odpowiedzialność za to, co się działo w Auschwitz, nie tylko w wymiarze prawnym, ale także moralnym:

    Proces odbywał się w Warszawie. Trwał od 11 do 29 marca 1947 roku. Wyrok zapadł 2 kwietnia 1947roku.16 kwietnia 1947 roku przed południem, kat wykonał wyrok śmierci. Hoess zawisł na szubienicy ustawionej nieopodal budynku niegdysiejszej komendantury obozu.

    #21 Leszek Leon
  22. # 17
    Dziękuję. Pozwolę sobie jeszcze po oceniać. Kiedyś jak włączyłem TV na TRWAM i leciały „Rozmowy niedokończone” i tak jakiś słuchacz zadzwonił do nich i jak narzekał na ten rząd co on wyprawia.
    Ja wiem, że niektórzy będą czepiać się mnie, bo ten rząd jest nieprzychylny katolikom, ale weźmy pod uwagę naród Izraelski i Króla Babilońskiego – Nabuchodonozora, on, jak przeczytamy w Słowie Bożym (nie pamiętam już gdzie), został nazwany sługa Boga. A przecież był bardzo nieprzychylny religii żydowskiej. On nawet przecież zwalczał Przykazania Boże. I na dodatek te wojny, najazdy…
    \Dlaczego tak się stało?
    Według mnie dlatego, że lud był krnąbrny i odchodził od Boga.
    Kiedy naród był z Bogiem, wszystko się układało, ale jak lud schodził ze ścieżki Bożej to wszystko się waliło.
    Tak jak i dziś.

    #22 chani
  23. #8 chani…
    nie załamuj mnie, proszę…
    Skąd czerpiesz takie informacje o niebie?
    Najłatwiej jest skorzystać z Katechizmu.
    KKK 1024: Niebo jest celem ostatecznym i spełnieniem najgłębszych dążeń człowieka,
    stanem najwyższego i ostatecznego szczęścia.
    1027 Tajemnica szczęśliwej komunii z Bogiem i tymi wszystkimi, którzy są w Chrystusie,
    przekracza wszelkie możliwości naszego zrozumienia i wyobrażenia.
    Pismo Święte mówi o niej w obrazach:
    życie, światło, pokój, uczta weselna, wino królestwa, dom Ojca, niebieskie Jeruzalem, raj:
    „To, czego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało,
    ani serce człowieka nie zdołało pojąć,
    jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9).

    #23 julia
  24. #9 chani…
    piszesz, że nudzi Cię Eucharystia i modlitwa.
    Nie wiem, czy takim wpisem prowokujesz, czy przekazujesz prawdę.
    Załóżmy, że opisujesz swoje prawdziwe odczucia.
    To oznacza, że nie wiesz, co to jest Eucharystia i czym jest modlitwa.

    1409 Eucharystia jest pamiątką Paschy Chrystusa, to znaczy dzieła zbawienia
    wypełnionego przez Jego życie, śmierć i zmartwychwstanie.
    Dzieło to uobecnia się w czynności liturgicznej.

    Więc uczestnicząć w Eucharystii jestem obecna podczas życia, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. A to dzieje się dla mojego zbawienia.
    Celem celebracji Eucharystii jest przede wszystkim moje uświęcenie, nie „składanie pokłonów Bogu”.
    Ksiądz Biskup Zbigniew Kiernikowski napisał:
    Właściwie ukształtowana i przeżywana liturgia na tyle oddaje chwałę Bogu,
    na ile sprawia, że w człowieku otwiera się przestrzeń i dyspozycyjność
    pozwalająca na Boże działanie.
    Liturgia ma zatem charakter formacyjny,
    ponieważ kształtuje człowieka w jego relacji do Boga i do bliźniego.
    To nie jest tak, że przygotuję serce czyste, niewinne,
    żeby Pan Bóg miał jakiś kącik czy kapliczkę,
    bowiem to ja cały muszę się stać miejscem,
    gdzie się dokonuje chwała Boga, gdzie się wykonują Jego zamysły.
    Nie mogę tworzyć kapliczki – lecz sam mam stać się świątynią Boga.
    Bardzo mocno to podkreślam:
    liturgia jest oddawaniem Bogu swojej racji.
    W liturgii uczę się tracić swoje racje:
    samousprawiedliwienie, prawa, pretensje,
    i oddaję władzę nad moim życiem Komuś innemu.
    Wtedy jest liturgia owocna.

    Jeżli tak rozumiem liturgię – wtedy ona nie jest nudna.

    A o modlitwie, która jest WALKĄ (!!!):
    2726 W walce modlitwy musimy przeciwstawiać się – w nas samych i wokół nas –
    błędnym pojęciom o modlitwie.
    – Niektórzy widzą w niej zwykły proces psychologiczny,
    – inni wysiłek koncentracji, by dojść do pustki wewnętrznej.
    – Jeszcze inni zaliczają ją do postaw i słów rytualnych.
    W podświadomości wielu chrześcijan modlitwa jest zajęciem,
    – nie dającym się pogodzić z tym wszystkim, co mają do zrobienia;
    – nie mają na nią czasu.
    Ci, którzy szukają Boga przez modlitwę,
    szybko zniechęcają się, gdyż nie wiedzą,
    iż modlitwa pochodzi również od Ducha Świętego, a nie od nich samych.

    2727 Musimy również przeciwstawiać się mentalności „tego świata”;
    wsącza się ona w nas, jeśli nie jesteśmy czujni;
    na przykład prawdziwe miałoby być
    – tylko to, co zostało sprawdzone rozumowo i naukowo
    (tymczasem modlitwa jest tajemnicą, która przekracza naszą świadomość i podświadomość);
    – wartości produkcyjne i wydajność
    (modlitwa jest nieproduktywna, a zatem bezużyteczna);
    – zmysłowość i wygodnictwo,
    – kryteria prawdy, dobra i piękna
    (tymczasem modlitwa, „umiłowanie Piękna” [filokalia], jest pochłonięta chwałą Boga żywego i prawdziwego);
    – przeciwstawiając modlitwę aktywizmowi, przedstawia się ją jako ucieczkę od świata.
    Tymczasem modlitwa chrześcijańska nie jest odwróceniem się od historii ani ucieczką od życia.

    2728 Wreszcie, nasza walka powinna przeciwstawiać się temu,
    co odczuwamy jako nasze niepowodzenia w modlitwie:
    – zniechęcenie z powodu oschłości,
    – zasmucenie, że nie wszystko dajemy Panu, gdyż mamy „wiele posiadłości”,
    – zawód, że nie zostaliśmy wysłuchani zgodnie z naszą własną wolą,
    – zraniona pycha, która utwierdza się wskutek naszego poczucia niegodności,
    – ponieważ jesteśmy grzesznikami,
    – uczulenie na bezinteresowność modlitwy itd.
    Wniosek jest zawsze ten sam: po co się modlić?
    Aby przezwyciężyć te przeszkody,
    trzeba walczyć o pokorę, ufność i wytrwałość.

    Pozdrawiam 🙂

    #24 julia
  25. #20 DorotaWt,
    1. napisałam o rotmistrzu Witoldzie Pileckim dlatego, że nie uczyłam sie o nim w szkole, dowiaduję się teraz.
    2. na uroczystość do KL Auschwitz przyjechał wnuczek (wnuk) komendanta Hessa.
    3. boli mnie, że podczas uroczystości wspomina się nazwisko kata obozu, a nie wspomina się bohatera
    4. a kto są ci „oni”, którzy zapraszają, kogo chcą?
    A może jednak świat uznaje, że „oni” zaprosili w imieniu Polaków?
    5. uroczystośc były transmitowane przez wiele stacji telewizyjnych.
    Szkoda, że nie usłyszano podczas nich o tym wyjątkowym człowieku…

    #25 julia
  26. „Całe życie Witolda Pileckiego jest wzorem,
    jak żyć i – jeśli trzeba – jak umierać za Ojczyznę.
    Pamięć o nim powinna być jednym z elementów
    budujących zbiorową tożsamość Polaków”

    „Jego heroiczny czyn,
    jakim było dobrowolne i celowe poddanie się uwięzieniu w KL Auschwitz,
    a także powojenny, okupiony śmiercią powrót do Ojczyzny
    stawiają Witolda Pileckiego wśród najodważniejszych ludzi na świecie
    i powinny stać się dla Europy i świata
    wzorem bohaterstwa oraz symbolem oporu przeciw systemom totalitarnym.
    Pilecki został bowiem, jak wielu Polaków,
    poddany straszliwej próbie niszczącej machiny systemu hitlerowskiego,
    a po wojnie stalinowskiego.
    Z obydwu tych prób wyszedł zwycięsko,
    choć za swoją postawę zapłacił życiem”

    To fragmenty Uchwały Senatu Rzeczpospolitej Polskiej z dnia 7 maja 2008 roku.

    #26 julia
  27. #21 Leszek Leon,
    ale jeszcze nie rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny?

    #27 julia
  28. #20 DorotaWt,
    biografia Benedykta XVI jest jasna w tej kwestii.

    „W wieku 16 lat (1943) wraz z innymi kolegami z klasy
    rozpoczął obowiązkowe przygotowanie wojskowe w zakresie obrony przeciwlotniczej.
    Powołany został do programu Luftwaffenhelfer.
    Zostali przydzieleni do oddziału odpowiedzialnego za ochronę fabryki silników lotniczych BMW
    w Ludwigsfeld na północ od Monachium.
    Następnie zostali przeniesieni do Unterföhring (na północny zachód od Monachium) i na krótko do Innsbrucka.
    Z Innsbrucka ich oddział udał się do Gilching,
    by ochraniać bazę myśliwców niemieckich i atakować bombowce aliantów, które urządzały naloty na Monachium.
    W Gilching Ratzinger służył w posterunku telefonicznym.

    10 września 1944 jego klasa została zwolniona z korpusu.
    Jednak wracając do domu, Ratzinger otrzymał nowe powołanie do Reichsarbeitsdienst (Służby Pracy Rzeszy).
    Został oddelegowany do węgierskiego obszaru granicznego z Austrią,
    która została zaanektowana przez Niemcy w 1938.
    Tu pracował, aż do czasu kiedy Armia Czerwona zajęła Węgry,
    wtedy to został skierowany do przygotowywania umocnień przeciwpancernych,
    oczekujących na ofensywę wojsk radzieckich.
    Tam też był świadkiem pędzenia Żydów do obozów śmierci.
    20 listopada 1944 jego oddział został zwolniony ze służby.

    Ratzinger znowu wrócił do domu, jednak nie na długo.
    Już w 3 tygodnie później dostał wezwanie do stawienia się w Monachium,
    gdzie otrzymał przydział do koszar, do Wehrmachtu w mieście Traunstein,
    blisko którego mieszkała jego rodzina.
    Po podstawowym szkoleniu w piechocie, Ratzinger służył w różnych posterunkach wokół miasta jego jednostki.
    Nigdy nie został wysłany na front.

    Na przełomie kwietnia i maja, w ostatnich dniach lub tygodniach przed poddaniem się Niemiec, Ratzinger zdezerterował.
    Dezercja była powszechna w ostatnich tygodniach wojny, chociaż karana śmiercią
    (wykonywana, często zasądzana bez procesu prawnego, nieprzerwanie do końca).
    Obniżone morale i niewielkie ryzyko osądzenia przez zdezorganizowane wojsko niemieckie,
    przyczyniło się do rosnącej fali dezercji wśród żołnierzy.
    Ratzinger opuścił miasto Traunstein i udał się do położonej nieopodal rodzinnej wsi.
    „Użyłem mało znanej drogi, spodziewając się bezproblemowego przejścia.
    Ale kiedy wychodziłem z przejścia podziemnego pod torami kolejowymi,
    dwóch żołnierzy stało na posterunku, przez chwilę sytuacja była dla mnie niezmiernie krytyczna.
    Dzięki Bogu, że oni także mieli dosyć wojny i nie chcieli stać się mordercami.
    Jako usprawiedliwienia użyli ręki na temblaku i pozwolili odejść do domu” – wspomina papież.

    Wkrótce po tym, dwaj członkowie SS, którzy schronili się w domu Ratzingerów
    zwrócili uwagę na młodego człowieka w wojskowym wieku i zaczęli zadawać pytania.
    Ojciec Ratzingera stanowczo wyraził swoje złe zdanie na temat Hitlera
    i nazajutrz dwóch członków SS zniknęło, nie podejmując żadnych działań.
    Kardynał Ratzinger powiedział później: Jakiś anioł wydawał się nas chronić.

    Kiedy do wsi przybyli Amerykanie:
    „Zostałem rozpoznany jako niemiecki żołnierz, musiałem ubrać się z powrotem w mundur, który wcześniej zrzuciłem,
    a także trzymać ręce u góry i dołączyć do stale rosnącej grupy jeńców wojennych,
    których oni ustawiali w szeregu na naszej łące.
    To szczególnie zraniło serce mojej matki,
    gdy zobaczyła swojego chłopca i resztę pokonanej armii stojącej tam, wystawionej na niepewny los”.
    Ratzinger przez krótki czas był internowany w obozie jenieckim niedaleko Ulm.
    Został wypuszczony 19 czerwca 1945.
    Wraz z innymi młodymi ludźmi zaczął iść do domu (120 km),
    jednak został podwieziony do Traunstein w ciężarówce wiozącej mleko.
    Rodzina ponownie była w komplecie, gdy brat Georg został wypuszczony z obozu jenieckiego we Włoszech.

    #28 julia
  29. #25,Julia
    gdybyś nie napisała o nim (Pilecki) w komentarzu, to nawet bym nie wiedziała, że taki ktoś nie istnieje. To co zrobił to był bohaterski czyn. Jednak wsþółczesne pokolenie zapomina o tym. Bo kto ma o takich rzeczach mówić. Część ludzi zarzuci, że to historia i ktoś przeżywa to jak mysz okupację. Jest to bardzo chamskie odniesienie, zwłaszcza do tych ludzi. Mówią że było i minęło i trzeba żyć dalej. Wielu ludzi ma takie podejście i też zbytnio ich nie interesuje, kto i przez kogo jest zapraszany. Mają swoje sprawy. mnie się wydaję, że pewnie uznali, że my wszyscy Polacy tak zaprosiliśmy. Nie wiem do końca.
    Co do Benedykta XVI ja tam do niego nic nie mam. Jak chciał to mógł nawet walczyć. Były to bardzo ciężkie czasy więc nie możemy oceniać tamtych ludzi. Oczywiście nie znaczy,ze nie należy potępiać czynów ich. Zwłaszcza zabójstwa tych biednych dzieci.
    a co do modlitwy.
    Uwierz potrafi być nudna. Zwłaszcza różaniec. Kiedy odmawia się go niczym mantrę. Nastąp w kółko to samo bez żadnego odniesienia. Człowiek już po jednej 10 wysiada
    2. Czasami człowiekowi się nie chce modlić. nie wiem czy jest dobre na silę się modlić.
    Kiedyś też bym zaliczyła modlitwę do znaków rytualnych. Weźmy na przykład przyklękanie, gdy się wchodzi do Kościoła. Akurat to jest mega śmieszne, jak ludzie którzy mogą to uczynić, zachowują się gorzej niż babcie. albo tak szybko to robią i niedbale , jakby zaraz mieli iść na krzesło elektryczne. Oczywiście tu nie mówię o ludziach chorych. Broń Boże.
    Modlitwa można pogodzić z obowiązkami. Jestem tylko ciekawa, czy w czasie robienia innej czynności można się modlić. Na przykład myje naczynia i co mam prawo się modlić, czy poczekać aż skończę.
    A zgadzam się z Chani. Eucharystia potrafi być nudna do takiego stopnia, że człowiek na niej zasypia. Zwłaszcza kazanie. Człowiek zamiast w niej uczestniczyć jest tylko biernym obserwatorem tego, co się dzieje na ołtarzu. Kwestią jest też z jakim nastawieniem przychodzi się. Bo jak toś przychodzi z przymusu bo ktoś każe , to dla niego to są prawdziwe męki. A jeżeli przychodzi, aby z Bogiem porozmawiać i być całą osobą obecny i duchowo i cieleśnie to już inaczej wygląda.
    Mnie też do pewnego czasu Eucharystia nudziła. Wynikało to niezrozumienia po co mi jest Kościół. Jak tak naprawdę jest tylko obserwatorem i nikim więcej. jednak czytając rożne publikację ks. Biskupa zaczynam rozumieć. Nie wszystko od razu. Wiele rzeczy koryguje moje blednę myślenie.

    I teraz wiem, czego szukałam zadając pytanie : Czy w życiu nie można być moralnym człowiekiem.
    Potrzebne mi jest nadal, jaki sens mają sakramenty, które przyjęłam. Nawet to bierzmowanie, które wspominam niezbyt dobrze. Brakowało tu wtajemniczenia. I z modlitwą i eucharystią może być tak samo. Bez odpowiedniego przygotowania nie dziwię się ludziom, że mają takie podejście.
    Pozdrawiam

    #29 DorotaWt
  30. #24 Julia.
    Prawdziwa modlitwa jest owocem wiary i jest czystą przyjemnością.
    Religijna modlitwa zawsze jest walką, zmaganiem się z samym sobą.
    Walka na modlitwie to nic innego jak brak wiary.
    Krzysztof/chani/ nudzi się na Eucharystii bo nie ma wiary, bo Kościół/matka/ tej wiary mu nie dała.
    Julio wiem, że tak pisze w KKK jak przytaczasz, jednak proszę sobie wyobrazić oddychanie zdrowego człowieka czystym powietrzem. To jest czystą przyjemnością dla takiego szczęśliwca. Można oddychać powietrzem zatrutym/religijnym/ i wtedy zmagać się z samym sobą by przeżyć. Jak długo sił starczy?
    Można również oddychać/walczyć/ przy pomocy respiratora.
    Co to za życie?
    Prawdziwa modlitwa jest słyszeniem Ducha Świętego/Kościół Święty/ jak wstawia się za nami u Ojca.
    Jest słyszeniem głosu ukochanego Ojca.
    Pozdrawiam
    janusz

    #30 baran katolicki
  31. Ad#27 Julia

    Jeśli przyjął wymierzoną mu karę śmierci jako sprawiedliwy akt i prosił Boga o przebaczenie swoich złych czynów jest w niebie.
    Św. Tomasz z Akwinu w Sumie Teologicznej wyraził swoje stanowisko odnośnie kary śmierci i łaski, jaką daje ona grzesznikowi w następujący sposób: „Tego rodzaju grzeszników, od których raczej szkody spodziewać się można dla innych aniżeli poprawy, zarówno prawo boskie jak i ludzkie nakazuje skazywać na śmierć. Czyniąc to, sędzia kieruje się nie nienawiścią, lecz miłością, dla dobra społeczeństwa, które ma większą wartość niż życie jednostki. Co więcej, śmierć wymierzona przez sędziego przynosi pożytek grzesznikowi: jest ekspiacją za winy, jeśli się nawróci, a kładzie kres winie, jeśli się nie nawróci, ponieważ odbiera się mu możność dalszego dokonywania występków” (II–II, q. 25, a. 6, ad 2).
    W Indeksie Sumy Teologicznej pod nazwą mors („śmierć”), znajduje się następujące wyjaśnienie: Mors illata etiam pro criminibus aufert totam poenam pro criminibus debitam in illa vita, vel partem poenae secundum quantitatem culpae, patientiae et contritionis, non autem mors naturalis – „śmierć nałożona za winy usuwa całą należną karę za winy w tamtym życiu, albo część kary według ilości winy, cierpliwości i skruchy – nie zaś śmierć naturalna”.
    Profesor Romano Amerio w swej książce Iota Unum (wyd.Antyk) podaje przykład, jak bardzo powyższa myśl św. Tomasza była powszechną w Kościele. Pisze, iż powstało nawet Bractwo Św. Jana Chrzciciela Ściętego, którego celem było towarzyszyć skazanym do miejsca egzekucji, przy tym członkowie tego Bractwa starali się wzbudzić w nich prawdziwą skruchę oraz akceptację dla kary śmierci, obiecując im obfitą łaskę Bożą (s. 515).

    #31 Leszek Leon
  32. #31, Leszek Leon
    „jest w niebie” – odważne stwierdzenie.
    Kościół w tym względzie naucza chyba nieco inaczej:
    „będzie zbawiony”.
    Co wcale nie oznacza, że jest w niebie.
    Może jest w czyśćcu.
    Bo czyściec to stan, w którym człowiek ma pewność nieba,
    choć go jeszcze nie osiągnął. (por. KKK 1030)
    Zresztą, podobnie mówi cytowany przez Ciebie Indeks Sumy Teologicznej:
    „śmierć nałożona za winy usuwa całą należną karę za winy w tamtym życiu,
    ALBO CZĘŚĆ KARY według ilości winy, cierpliwości i skruchy”
    Czyli niekoniecznie „jest w niebie”…

    Ale w związku z rocznicą wkroczenia Armii Czerwonej do KL Auschwitz
    zamiast zastanawiać się nad wiecznością żałującego za grzech zbrodniarza
    wolałabym pisać o szlachetnym życiu bohatera narodowego,
    który na rozkaz AK podjął ryzykowną próbę przekonania aliantów
    o konieczności i możliwości wyzwolenia więźniów tego obozu.

    #32 julia
  33. #30 Janusz,
    tak, mam mało wiary,
    bo moja modlitwa jest walką.
    I słowa Katechizmu są mi bliskie.
    🙂

    #33 julia
  34. #30 Janusz
    Żeby modlitwa była przyjemnością, potrzebne jest czasem zmaganie, walka, żeby doświadczyć/zobaczyć w przyszłości, czym modlitwa nie jest 🙂
    Dla mnie modlitwa jest wymianą miłości, czymś najcudowniejszym na świecie.
    Zanim tak się stało, sporo czasu upłynęło. Na zmaganiach także.
    Baranku, także myślę, że modlitwa ma swą drogę wiary (etapy) i wraz z jej wzrostem staje się coraz większą przyjemnością.
    Poleć, proszę w rozmowie z Ojcem pewną ważną dla mnie sprawę. Dziękuję.
    Pozdrawiam

    #34 Miriam
  35. Tak czy siak Eucharystia mnie nudzi. Może nie ma we mnie wiary, albo… już nie wiem.
    Nie wiem co myśli o mnie Bóg.
    I tak sobie pomyślałem porównując Kościół i Naród Wybrany: Bóg kazał zbudować Arkę Przymierza i w miejscu najświętszym, przebywała. My robimy to samo z Najświętszym Sakramentem, gdzie on w wydzielonym miejscy w kościele się znajduje.
    Według mnie Jezus przyszedł na świat żeby nas wyzwolić z całego bagna, ale my do tego bagna wracamy. Nic, tylko nazwa się zmieniła.

    #35 chani
  36. #34 Miriam.
    Pamiętam o Tobie przed Ojcem.
    janusz

    #36 baran katolicki
  37. #35 Krzysztof.
    Jesteś na dobrej drodze, by usłyszeć jak Duch Święty/Kościół Święty/ wstawia się za Tobą.
    Nudzisz się jak małe dziecko, bo nie dojrzałeś jeszcze do wiary Kościoła.
    Twoje odkrycie o nudnej Eucharystii to dobre dno do odbicia się na powierzchnię, by zaczerpnąć nieco świeżego powietrza.
    Krzysztofie, powiedz to wszystko Ojcu/Bogu/. On dobrze Cię zna i doskonale widzi Twoją nudę.
    Proś o pomoc Duch Świętego, bo tylko On potrafi wyleczyć Twoją nudę.
    Będę z Tobą się „modlił”.
    janusz

    #37 baran katolicki
  38. To powiem wam tak:
    Jak chcecie to możecie modlić się za mnie.
    Ja chyba tracę wiarę, bo już na prawdę mi się nie chce.
    30 lat (jak ja żyje) to samo w kółko się dzieje i nic z tego nie wynika.
    I pora „odejść”.

    #38 chani
  39. #38
    Krzysiu.
    Nie tracisz wiary bo jej nie miałeś.
    Pamiętasz co Nazarejczyk/Jezus Chrystus/ odpowiedział Apostołom, którzy prosili Go by pomnożył ich wiarę? /Łk 17, 5-10/.
    Jesteś jednym z nich. Proszę być obecnym na wspólnej modlitwie mimo braku „wiary” w sobie.
    Tak się widzisz dzisiaj, a Bóg widzi Twoje jutro. Widzi Cie po Swojemu.
    Chani moc w słabości się doskonali. Tam gdzie Ty nie domagasz, posyła Swojego Ducha, by wstawiał się za Tobą.
    Odwagi bracie.
    Pozdrawiam
    janusz

    #39 baran katolicki
  40. #38
    Gdziekolwiek jesteś/będziesz, Bóg będzie z Tobą.
    To tylko zwykłe zmęczenie.

    #40 Ka
  41. #36 Janusz
    Dziękuję! Nawzajem.

    #41 Miriam
  42. #39,Baran Katolicki
    Jaki jest sens bycia na wspólnej modlitwie, jeśli nie ma się wiary. Człowiek jest tylko ciałem obecny, a myślą hen, gzieś daleko. Człowiek taki naprawdę się nudzi bo skoro nie angażuje się całym sobą to dla niego to istne męki. A w sumie co znaczy mieć wiarę? Wierzyć w Boga i wykonywać jak robot wszystkie modlitwy bez żadnego tak naprawdę osobistego angażowania, czy bardziej żyć w relacji z Bogiem bez konieczności przestrzegania wszystkiego, jak automat.
    Pozdrawiam

    #42 DorotaWt
  43. #2 Dorota.
    Chodzić ścieżkami Chrystusa/Kościoła/ to znaczy wierzyć.
    Tam gdzie dwóch albo trzech spotyka się w imię Moje tam JA JESTEM z nimi. Sensem jest wspólnota z drugim człowiekiem.
    Jaki sens ma dziecko w małżeństwie? nadaje sens temu małżeństwu.
    Jaki ma sens dziecko w wierze Kościoła? Nadaje sens temu Kościołowi.
    Nie ma relacji z Bogiem sam na sam. Bóg to wspólnota Ducha Świętego/Kościół Święty/ i tylko jedność w wierze to prawdziwa relacja między nami. Nie, jak religijny robot, ale jak ukochane dziecko, które swoją małością wypełnia serce rodziców/Kościół/. Jest owocem małżeńskiej miłości. Jest sensem, celem tej miłości.
    Jesteś pewnie w wieku mojego najstarszego syna, który – tak jak Ty – dojrzewa do wiary Kościoła.
    Proszę dać czas sobie i Kościołowi/Duch Święty/.
    Proszę być z nami tu na blogu Księdza Biskupa i z cierpliwością czekać na swoją godzinę.
    Pozdrawiam
    janusz

    #43 baran katolicki
  44. #42 DorotaWt
    No właśnie. Napiszę tu na przykładzie zajęć lekcyjnych – niektóre mi się bardzo podobały i z miłą chęcią się na nie chodziło, a na niektóre już się chodziło, ale to były nudy. Może też dużo zależało od nauczycieli poszczególnych przedmiotów, ile serca wkładali w ten przedmiot.

    #44 chani
  45. #39 baran katolicki
    Ja to wszystko wiem i wiem, że nie mam wiary. Była we mnie tylko religijność i to taka religijność, że potrafiłem pójść do kościoła do Komunii, a później narzekać na innych co oni wyprawiają.
    A według mnie jeśli ktoś narzeka na innego człowieka, na rząd lub kogoś innego, to znaczy, że jednak jest tylko religijny mimo, że mówi, że wierzy, bo po pierwsze: Jak wierzymy każdego człowieka stworzył Bóg, ale niektórych omamił szatan i są jacy są.
    Drugie- według mnie i Pawła naprawdę każda władza pochodzi od Boga, nawet ta zła, i jest karą dla tych co czynią źle – też Paweł o tym pisze. Niektórzy próbują się z tym nie zgodzić, bo ten rząd jest nieprzychylny Kościołowi, ale popatrzmy na historię Narodu Wybranego dla nich też władza ówczesna była według nich nieprzychylna bo chce zniszczyć ich Świątynię, w której mieszka Bóg.
    I nie wiem co o mnie myśli Bóg, ale wiem, że my, ludzie bardziej dyskutujemy o Bogu bez Boga.

    #45 chani
  46. # 40 Ka
    Wiem, że Bóg jest ze mną.
    On jest z tymi co Go szukają.

    #46 chani
  47. Dopowiedzenie do # 44
    I tak sobie pomyślałem po tym jak Janusz napisał ten odnośnik do wiary jak ziarnko gorczycy:
    Można naszą wiarę wypróbować, tak jak się próbuje złoto w piecu. Można rzeczywiście spróbować sprowadzić deszcz na ziemię lub inne nadzwyczajne rzeczy zrobić. Czy Bóg pragnie tylko aby się do Niego modlić? Czy jednak chce abyśmy byli jak Jezus?
    Ale za pewne trudne to?
    Łatwiej jest modlić się do Niego. Być Jego czciciele modląc się Koronką niż wprawić słowo w czyn jak Jezus, który się nie tylko modlił do Boga.

    #47 chani
  48. A dlaczego Apostołowie mimo, że chodzili z Jezusem uciekli z chwili próby? Został tylko Jan.
    Według mnie tez byli religijni.
    Mimo, że widzieli cuda Jezusa i tak nie dowierzali Mu. I jednak uciekli mimo, że zaklinali się, że tego nie zrobią. Uciekli.
    Dopiero Duch święty sprawił, że „otworzyli” się na innych.

    #48 chani
  49. #38 chani
    Żeby coś z tego, z Liturgii wynikało dla Twojego życia, potrzebujesz rozumieć, wiedzieć co i po co się to dzieje (znaki, czynności)
    Potrzebujesz wspólnoty wiary, Kościoła. Potrzebujesz uczestniczyć.
    Ksiądz Biskup mnóstwo już opublikował na ten temat.
    Myślę, że masz zdolność być przed Bogiem Ojcem jak dziecko.
    To jest modlitwa. Potrafisz rozmawiać z Bogiem, tak myślę 🙂
    Pozdrawiam

    #49 Miriam
  50. …”Cała historia zbawienia to rozpoczęcie drogi owej „karawany”. Uzyskuje ona swój pełny wymiar w Jezusie Chrystusie. Dziś tą „karawaną” która uczy chodzić ścieżkami Pana, jest Kościół. Nie chodzi jednak tylko i nie przede wszystkim o to, by otrzymać takie czy inne nauczanie (instruktarz) dotyczące postępowania. To owszem też jest i zawsze będzie.”…cyt Ks.Bpa
    Tak myślę, że osoba, która posiada wiarę i ma ufność w Panu, będzie patrzyła na ludzi i wydarzenia międzyludzkie, spotykane fakty ,jak pewnego rodzaju „mapę”,na której wyczytać można wolę Bożą w stosunku tak do innych jak i siebie.
    Na wydarzenia takie można patrzeć jako swoiste proroctwo. Patrzeć, obserwować , słuchać i rozpoznawać proroctwo dla siebie jest to możliwe, jeśli posiada się wiarę- co przez ludzi/słowa/, wydarzenia Pan Bóg chce mi powiedzieć.
    Takie umiejętne wsłuchiwanie się w Bożą wolę wobec nas jest szczególnym darem dla mających prawdziwą wiarę w Boga Ojca. Wiara w Syna Bożego jakiej uczy nas Ksiądz Biskup – począwszy od Chrztu , przez wszystkie Sakramenty – to przyjmowanie pokornej postawy wobec faktów, wydarzeń, ludzi…
    …”Potrzebny katechumenat uzdalniający do bycia w Kościele i do bycia Kościołem Jezusa Chrystusa. Ta karawana jedzie przez świat cały i proponuje zbawienie.”…cyt.Ks.Bpa

    #50 niezapominajka
  51. #47 Krzysztof.
    Nieustannie się módlcie/1Tes.5/.
    Modlitwa to oddychanie Duchem Świętym. Bez tego ani rusz do przodu.
    Nowo narodzony oddycha nieustanie Duchem Świętym/Kościołem świętym/.
    janusz

    #51 baran katolicki
  52. Krzysztofie, proszę tam zajrzeć: http://blogs.radiopodlasie.pl/bp/?p=1472 janusz

    #52 baran katolicki
  53. #52
    Dziękuję Ci Januszu za to przypomnienie.
    Bardzo tego akurat potrzebowałam na obecne moje zmagania /moje dziś /.
    Tak właśnie Pan uczy czasem chodzić swoimi scieżkami posługując się ludzmi w różny sposób wg własnego zamysłu.
    Myślę, że i Krzysztof znajdzie tu przypomnienie na obecne swoje doświadczenia.

    pozdrawiam

    #53 Tereska
  54. No nie wiem. Mam takie przekonanie, że te gesty, które czynimy są puste, tak jak u ówczesnych Faryzeuszy.
    I na dodatek jutro się idzie ze święcą do kościoła. Tylko po co?

    #54 chani
  55. Ad #54 chani
    To czy są puste czy nie, zależy od tych, którzy je czynią: jak je czynią, z jaką myślą przewodnią, w jakim celu itp.
    Znaki i gesty czynione przez nas są wyrazem naszego wnętrza. Powinny takimi być.
    Dlatego potrzebne słuchanie, potrzebne zatrzymanie się i kontemplacja. Potrzebna także rozmowa i wymiana naszych doświadczeń. Także nawet upomnień i wymówek stawiających nas przed pytaniem (problemem) odnoszącym do prawdziwości naszego życia.
    Zobacz więcej na ten temat: wpis na jutrzejsze święto
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #55 bp Zbigniew Kiernikowski

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php