W 24 niedzielę tego roku przypada święto Podwyższenia Krzyża Pańskiego. Mamy więc w liturgii czytania z tego święta. Jako pierwsze słowo słyszymy fragment z Księgi Liczb. Jest to fragment, do którego Jezus nawiązuje w rozmowie z Nikodemem (zob. J 3).

Wydarzenie opisane w tym fragmencie doczekało się wielu różnorakich przedstawień. Jest ono bowiem bardzo znamienne dla wyrażenia istotnego momentu tego, co działo się podczas wędrówki Izraelitów przez pustynię do Ziemi Obiecanej po wyjściu z ziemi egipskiej. Była to wędrówka z domu niewoli dożycia w wolności. To wydarzenie odgrywa ważną rolę nie tylko w rozumieniu tego, co działo się podczas tamtej wędrówki. Jest także niejako składnikiem czy czynnikiem obecnym w życiowej wędrówce każdego człowieka prowadzonego przez Boga ku prawdziwej wolności.

Spróbujmy też i my przyjrzeć się niektórym aspektom tego wydarzenia, by lepiej i bardziej świadomie przeżywać naszą osobistą wędrówkę ku prawdziwej wolności i pełnemu życiu. Punkt wyjścia tego wydarzenia to proste stwierdzenie:

 

W owych dniach podczas drogi
lud stracił cierpliwość.
I zaczęli mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi:
Czemu wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli?
Nie ma chleba ani wody,
a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny (Lb 21,4n).

 

Jakżeż wszyscy możemy odnaleźć siebie samych w tym: „lud stracił cierpliwość”. Jest to nam wszystkim bliskie, że pozostawanie przez długi czas wobec przeciwności łatwo prowadzi do utraty cierpliwości. Jest to tym bardziej uzasadnione, że lud ten kroczył mając świadomość obietnicy wejścia do ziemi mlekiem i miodem płynącej. A tymczasem rzeczywistość okazywała się zupełnie inną.

1. Przeciwności i ich bezpośrednie objawy

Brak pożywienia i wody, mimo doświadczenia cudownego pokarmu, jakim była manna i mimo doznanych momentów otrzymania w sposób nadzwyczajny wody lub przemiany wody gorzkiej w słodką, okazał się wystarczającym powodem, by szemrać przeciwko Bogu i Mojżeszowi. Znamienne jest to, że lud – wg Księgi Liczb – kieruje swoje niezadowolenie jednocześnie czy na równy sposób przeciwko Bogu i Jego wysłannikowi, Mojżeszowi. Mojżesz, jako przewodnik działający w imieniu Boga, jest widziany jako współwinny zaistniałej sytuacji.

Fakt szemrania, a jeszcze bardziej buntu, może być pojmowany jako sposób wyrażania własnej tożsamości. Dokonuje się to zazwyczaj w sytuacji przeciwności i trudności, które mogą być przypisane komuś jako winnemu. Jest to więc swoisty moment konfrontacji tożsamości (świadomości i zamysłu) Boga, który realizuje swój plan wyzwolenia człowieka, i mentalności człowieka, który – owszem akceptuje ten plan wyzwolenia – ale w szczegółach widzi go inaczej. Ma inną świadomość siebie i inaczej pojmuje swoją tożsamość. Pojmuje ją jako zacieśnioną do samego siebie i do własnej koncepcji życia. Mówiąc po prostu: on wie, co dla niego jest dobre i wie, jak powinny przebiegać wydarzenia, które go dotyczą czy w których bierze udział.

 

2. Moment przewrotu w mentalności człowieka /otwarcie oczu

Dobrze jest jednak, kiedy człowiek  swoją tożsamość i opcję życiową wyraża – nawet jeśli ona objawia się w szemraniu czy wprost w buncie. Trzeba było wówczas tego szemrania ludu na pustyni, aby mogło zaistnieć to wydarzenie, które stało się znakiem i zapowiedzią zbawczego wydarzenia Jezusa. Jezus sam powie: A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne (J 3,14n).

Przy okazji bowiem tego objawienia się tożsamości człowieka, który szemrze i który w jakiejś mierze czy w pewnych okolicznościach przeciwstawia się Bogu, może objawić się bezwarunkowa miłość Boga do człowieka – grzesznika. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3,16).

Naturalnie nie chodzi o to, by prowokować postawy przeciwne Bogu, lecz o to, by poznać i pozwolić w sobie określić (nazwać) coś z tej tożsamości przeciwnej Bogu, jaka w każdym z nas jest wskutek grzechu pierworodnego. To właśnie przejawia się w przeprowadzaniu naszej woli i nierzadkim szemraniu przeciwko Bogu i Jego wysłannikom, prorokom.

Gdy Izraelitów dotknęło nieszczęście – owe jadowite węże – wówczas w pokorze zwrócili się do Mojżesza i prosili o pomoc. Dokonała się w nich przemianę. Zostali przygotowani i „gotowi” do tego, by przyjmować zamysł Boga i pozwalać się przenikać temu zamysłowi. Byli gotowi, aby zostawiać swoje koncepcje (coś ze swojej grzesznej tożsamości) i przyjmować coś z tożsamości Bożej w sobie. Stawali się gotowymi na to, by stawało się w nich dzieło Boże. Dzieło wyzwolenia z niewoli własnego „ja”.

3. Uzdrawiające ukąszenie i spojrzenie

Powyższe sformułowanie może to zabrzmieć jak pewien paradoks. Jest jednak świadomie przeze mnie tutaj użyte w celu prowokującym. Ukąszenia, jakich doświadczali Izraelici na pustyni ze strony jadowitych węży, były śmiertelne. Taka była ich pierwotna rola i zadanie. Ale one nie tylko po to były.

Te ukąszenia – po interwencji Pana Boga wobec Mojżesza i przez Mojżesza ‑ stawały się uzdrawiające dla tych, którzy posłuchali Mojżesza . Dla tych, którzy ukąszeni, w posłuszeństwie słowu Mojżesza (danemu mu przez Boga), otwarci i gotowi na działanie Pana Boga, spoglądali na węża miedzianego, którego Mojżesz postawił pośród zgromadzenia. Te śmiertelne ukąszenia widziane prze pryzmat i w świetle wywyższonego węża stawały się źródłem i początkiem nowego, wyzwolonego życia.

Na czym pozwalało to uzdrowienie? Jak ono przebiegało? Człowiek grzeszny „ukąszony” w grzechu pierworodnym przez szatana, żył w jakiejś opozycji czy w jakimś zbuntowaniu wobec zamysłu Boga. Tego symbolicznym wyrazem było wspomniane szemranie przeciwko Bogu i przeciwko Mojżeszowi. Sprowadzenie owych jadowitych węży, które w danych konkretnych okolicznościach kąsały i wyzwalały to przeciwstawienie i ten bunt, stało się okazją, by te postawy człowieka mogły się „uzewnętrznić”.

Bóg dał jednak remedium (lekarstwo), podejmując to objawiające się (wychodzące na zewnątrz z serca człowieka) zło, by je przyjąć i niejako „zneutralizować” (przemienić). Ta przemiana mogła i nadal może się to stawać w tych, którzy w posłuszeństwie Bogu przyjmą owo „ukąszenie” (skutki grzechu i wynikające zeń zło) spoglądając na wywyższonego węża miedzianego, symbol Wywyższonego Syna Człowieczego.

Jesteśmy ratowani jako ci, którzy uznają siebie za grzeszników (za ukąszonych i szemrzących) i spoglądają na Wywyższonego. Ten sposób uzdrowienia człowieka od niego samego (z niewoli samego siebie) działa tylko wówczas, gdy człowiek świadomie uzna, że jest ukąszony i wtedy z tej pozycji spogląda na Wywyższonego Syna Człowieczego oraz poddaje historię (wydarzenia) swego życia tej historii zbawienia objawionej przy okazji ludzkiego grzechu, ludzkiego szemrania i ludzkiego buntu.

Jesteśmy wezwani by stawać w blasku tajemnicy krzyża.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

33 komentarze

  1. „A ja życzę tobie, abyś nie zatrzymywał się na krzyżu i aby krzyż nie przesłaniał ci tego ostatecznego naszego celu – Nieba”.
    Takie oto życzenia dostałem od Basi w poprzednim wpisie Księdza Biskupa.
    Nie ukrywam, że pierwszy raz te słowa postawiły mnie w duchowej próżni/śmierci/. Czy aby na pewno mój krzyż/nie mylić z krzyżem Jezusa Chrystusa/ przerósł mnie tak bardzo, że zasłania mi moje niebo.
    Dobrze wiem co miała na myśli Basia życząc mi w gruncie rzeczy szczęśliwej wiary w życie poza krzyżem.
    Kochana Basiu, poza moim krzyżem nie ma dla mnie błogosławieństwa/życia/ jest tylko przekleństwo/śmierć/. Na moim krzyżu są przybijane moje grzechy. Tam nieustannie, co dziennie umiera mój stary człowiek. Tam rodzę się na nowo jako „Chrystus”. To moje umieranie, tracenie siebie, to jedyny sposób na mój egoizm, moją pychę, każdy mój grzech.
    To prawda mój krzyż jest nie do ukrycia i z daleka widzą go wszyscy, którzy mnie znają. Mój krzyż gorszy, ale i daje odwagę tym, którzy nie wierzą w sens własnego krzyża.
    Jedynym remedium dla mnie i dla każdego grzesznika/chory/ jest własny krzyż, na którym jesteśmy poniżani w oczach tego świata, ale wywyższani przez Ojca, by być jak te węże miedziane dla tego świata.
    Jesteśmy jedynym lekarstwem danym temu światu.
    Jestem ukrzyżowany razem z Chrystusem, by świecić w ciemnościach drugiego człowieka.
    Pierwszy raz dzisiejsze święto jest moim świętem, moim wywyższeniem.
    Pozdrawiam
    janusz

    #1 baran katolicki
  2. Dzisiaj usłyszałam w Kościele:
    Krzyż jest bronią przeciwko złu /powiedzano dokładnie przeciwko szatanowi i nie chodzi o dosłowne wymachiwanie krzyżem/.
    I ja się z tym zgadzam. Wzmacnia duchową siłę i nie daje przestrzeni do rozprzestrzeniania się zła.
    Tylko, czy aby na pewno chcemy przyjąć Krzyż?
    Deklaracje to ciut mało.

    #2 Ka
  3. „…oraz poddaje historię (wydarzenia) swego życia tej historii zbawienia objawionej przy okazji ludzkiego grzechu, ludzkiego szemrania i ludzkiego buntu”.

    Tak się zastanawiam, czy można powiedzieć, że: „…historii zbawienia objawionej Z POWODU ludzkiego grzechu” , nie – przy okazji?

    #3 Miriam
  4. Tak sobie rozważam /nieudolnie/.A może TO /proch/było podniesieniem Krzyża?
    Czy to możliwe?Na żywo?
    We wpisie #2 przedostatnie zdanie winno brzmieć „Tylko,czy aby na pewno chcemy w takim wydaniu przyjąć Krzyż”?
    Baranek jak widzę dzielnie przyjmuje.

    #4 Ka
  5. Czy aby na pewno chcemy przyjąć krzyż?
    Ja mam trudności z przyjęciem nawet drobnych upokorzeń,które ostatnio jakoś dziwnie piętrzą się wokół mnie/bolą/.Jestem zmęczona i brakuje mi cierpliwości.
    A co z większymi krzyżami,gdyby się pojawiły?

    #5 Tereska
  6. #1
    Januszu!
    Wiedziałam, że wyjdziesz na swoje,
    to znaczy wejdziesz na swój krzyż.
    Dziękuję za tyle światła!
    Pozdrawiam 🙂

    #6 Miriam
  7. #5 Tereska
    Nie myśl o tym, co będzie, jak przyjdzie większy krzyż.
    Pan Bóg nie obiecał, że cierpienia/krzyża nie będzie, ale że On tam będzie razem z nami/w nas.

    #7 Miriam
  8. #1 Janusz
    „Dobrze wiem co miała na myśli Basia życząc mi w gruncie rzeczy szczęśliwej wiary w życie poza krzyżem.”
    O nie, Janusz. Nie odczytałeś dobrze tego, co miałam na myśli.
    Wcale nie życzę ci szczęśliwej wiary bez krzyża.
    Dlaczego napisałam, że po drodze do Nieba jest Golgota, czyli przyjęcie krzyża?
    Ja ci życzę takiej wiary, abyś nie skupiał się tylko na krzyżu, ale zobaczył, że jest on tym stopniem, po którym wstępuje się do Nieba.
    Krzyż, każdy krzyż i ten Pana Jezusa, i mój, i twój nie miałby sensu, gdyby nie zmartwychwstanie. Po prostu byłby zwykłą porażką. Dlatego uważam, że nie należy przyjmować krzyża dla samego krzyża, ale trzeba mieć na widoku ostateczny cel – Zmartwychwstanie i Niebo.
    I podobnie Zmartwychwstanie nie jest możliwe bez krzyża. Jeśli nie straci się życia, nie przyjmie śmierci, nie ma z czego zmartwychwstawać.
    A więc życzę ci szczęśliwej wiary z krzyżem prowadzącym do Nieba. I aby Pan Jezus ci w tym pomagał wg słów:
    Mt 11, 28-30 „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie.”
    Czy śpiewaliście tą pieśń opartą na tych słowach?

    #8 basa
  9. # 1 Janusz
    „Mój krzyż gorszy, ale i daje odwagę tym, którzy nie wierzą w sens własnego krzyża.”
    Janusz, jestem ciekawa, jak myślisz, dlaczego twój krzyż daje odwagę innym?

    #9 basa
  10. Choć codziennie mówię „bądź wola Twoja”, to szybko dodaję: wiesz Boże jak się boję cierpienia, jak się boję krzyża…

    #10 maria
  11. #8 basa
    Basiu, Janusza krzyż jest chwalebny – zmartwychwstałego Pana.
    Gdyby tak nie było, można się takiego krzyża lękać.
    Pewnie sam to wyrazi, ale wiem, że w krzyżu już jest chwała Chrystusa, Jego zwycięstwo.
    Janusz wcześniej wiele o tym mówił.
    Pozdrawiam

    #11 Miriam
  12. Basiu, chwalebny krzyż zmartwychwstałego Pana to mój krzyż. Cóż więc mogę uczynić/zrobić/ byś zobaczyła/uwierzyła/ wraz z innymi, że jesteśmy jak węże miedziane postawione przez Kościół/Mojżesza/ przed oczy grzeszników dla ich ratunku. Basiu, moje grzechy są przybijane do mojego krzyża to znaczy to wszystko co rani innych ma swoje miejsce na moim krzyżu. Tam jest bardzo dużo miejsca również dla innych. Wyobraź sobie biedaczka, którego nikt się nie boi bo wszyscy wiedzą, że nie ma siły by pokonać kogokolwiek. Taki biedaczek jest jak miód na ranę każdego grzesznika. Wystarczy na niego popatrzeć by uwierzyć, że można płonąć i się nie spalać. Pozdrawiam janusz

    #12 baran katolicki
  13. #12
    ” Cóż więc mogę uczynić/zrobić/ byś zobaczyła/uwierzyła/ wraz z innymi, że jesteśmy jak węże miedziane postawione przez Kościół/Mojżesza/ przed oczy grzeszników dla ich ratunku?”
    Nic. 🙂 Bo ja w to wierzę. 🙂

    #13 basa
  14. Janusz, gdybyś odwrócił pytanie i spytał mnie:
    Basa,jak myślisz, dlaczego mój krzyż daje odwagę innym?
    Odpowiedziałabym tak: Bo patrząc na ciebie i widząc jak codziennie bierzesz na swe ramiona krzyż, umierasz na nim i zmartwychwstajesz, aby kolejnego dnia znowu umierać i zmartwychwstawać od nowa.
    Bo przekonują się, że – jak to mówił Ks. Biskup, gdy był jeszcze u nas w diecezji- że można umrzeć i żyć. Bo życie pochodzi od Boga.
    Ale tylko wiara w Zmartwychwstanie daje taką moc.
    Nikt z nas nie wszedł by na krzyż nawet najbardziej chwalebny, gdyby Pan Jezus nie zmartwychwstał.

    #14 basa
  15. Pozdrawiam mojego pacjenta, który mnie rozpoznał. 🙂
    I zachęcam, aby także włączył się w grono blogowiczów i zabrał głos dla ubogacenia nas wszystkich. 🙂

    #15 basa
  16. Ukąszeni przez jadowite węże
    mieli spojrzeć na węża miedzianego wywyższonego na palu….

    Myślę, że ci nie ukąszeni
    nie spoglądali na węża na palu.
    Raczej spoglądali pod nogi,
    żeby nie nadepnąć i nie być ukąszonym przez żywego węża.
    Tylko ukąszeni śmiertelnie szukali ratunku i spoglądali w górę.
    Tamci wierzyli, że sami ustrzegą się przed jadowitym ukąszeniem.
    Ci już mieli nadzieję tylko w wężu miedzianym.

    Teraz.
    Tylko ci, którzy przyjmują swoją grzeszność –
    szukają ratunku u Chrystusa ukrzyżowanego.
    Mający o sobie dobre zdanie – nie są Nim zainteresowani.
    Jeszcze są pewni swojej kontroli nad swoim życiem.

    Pozdrawiam 🙂

    #16 julia
  17. Owe ukąszenia (rozumiane jako sytuacje trudne) i pokrzyżowanie planów na życie, rzeczywiście są konieczne, aby objawiła się prawda o mnie, o moich pragnieniach, intencjach, a także o sile zaufania Panu Bogu. Złoto próbuje się w ogniu… A każde zło oddane Chrystusowi staje się okazją do zbliżenia do Niego.
    Uderzyły mnie słowa o braku cierpliwości, której tak bardzo i ja potrzebuję. Zastanawiam się też nad stwierdzeniem: „wówczas w pokorze zwrócili się do Mojżesza i prosili o pomoc. Dokonała się w nich przemiana” – czy rzeczywiście dokonała się przemiana? Metanoia?
    Czy raczej nie jest tak, że „jak trwoga to do Boga”, że gdy już jest tak ciężko, że nic innego nie pozostaje zaczyna się wołanie do Tego, który wszystko może?
    Czy przemiana, która dokonała się w Izrealitach była pełna, czy tylko podyktowana koniecznością albo podejściem na zasadzie – nie mamy już nic do stracenia, wołajmy do naszego Boga, może się zlituje?
    Jak na to patrzeć?
    Zastanawiam się, jak jest ze mną, gdy mnie kąsają…
    pozdrawiam! z Bogiem 🙂

    #17 krzysiek85
  18. Basiu,
    wiara Kościoła/wspólnota=rodzina/ daje taką moc.
    Nikt z nas sam nie potrafi się ukrzyżować /nawrócić/.
    Potrzebujemy innego człowieka/grzesznika/ by przybił nas krzyża, który nam się słusznie należy. Tam jesteśmy na swoim miejscu.
    Basiu, mój krzyż ma na imię Piotr. Jakże go nie kochać. Jak uciec mam i dokąd biec bez ukochanego syna/Piotra/.
    Ze łzami w oczach pozdrawiam
    janusz

    #18 baran katolicki
  19. #16 Julio,mam o sobie jak najlepsze zdanie 🙂
    Naprawdę.
    Nie przeszkadza mi to jednak spozierać i na Chrystusa i na pal.
    Patrząc, starać się widzieć.
    I usiłować zrozumieć.

    #19 Ka
  20. Wątpię czy nawet nie ukąszona nie przyglądnęłabym się temu, co miałoby uzdrowić lud.

    #20 Ka
  21. Basiu, Januszu,
    O ile mogę coś dodać,życie nie kończy się na Krzyżu ale zaczyna.
    Na Krzyżu kończy się pseudoegzystencja, to co nam Szatan wmówił, że jest życiem. Kończy się strach przed nicością, niebytem.
    Więc życzenia szczęśliwego życia poza Krzyżem są jak najbardziej na miejscu ( POZA Krzyżem nie BEZ Krzyża 🙂 )
    Tajemnica Krzyża, to tajemnica takiego miejsca, takich trudnych okoliczności mojego zycia, gdzie uśmiecham się wtedy, gdy inni złorzeczą, gdzie czuję oparcie Boga i moc zbliżania się do innych, czasami wrogich czy obcych.
    I stąd płynie łagodność i delikatność ( przede wszystkim w stosunku do nich) Krzyża, chociaż normalnie jest ( może bardziej był kiedyś) symbolem okrutnej śmierci.
    Januszu, biedaczek który jest bezsilny i przez to nikt go się nie boi, nie będzie miodem na niczyją ranę.
    Będzie nim wówczas, gdy uniży się w konfrontacji z tym co światowe.

    #21 grzegorz
  22. W Ewangelii z ostatniej Niedzieli jest też mowa o „szemraniu”

    #22 Leszek
  23. Julio, grzesznikiem jest tylko człowiek wierzący. Każdy mój grzech jest owocem zdziczałej wiary/moja religijność/religijność/.
    Niewierzący nie grzeszy, choć umiera tak samo jak wierzący.
    Proszę szukać grzeszników w kluczu wiary, bo tam gdzie nie ma dojrzałej wiary/świadomości/, tam nie ma grzechu.
    Jakże dzisiaj świat, ten świat potrzebuje wiary, by zobaczyć swój grzech.
    A jak ma uwierzyć patrząc na naszą religijność.
    Pozdrawiam
    janusz

    #23 baran katolicki
  24. Grzegorzu, moje życie kończy się na moim krzyżu a zaczyna żyć we mnie Chrystus/Kościół/. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus/K0ściół/ (Ga 2,20).
    Twoje myślenie jest w kluczu chrześcijańskiej religijności, gdzie adoruje się krzyż Nazarejczyka/Jezus Chrystus/, a zapomina się o zmartwychwstałym Panie w historii/krzyżu/ każdego dojrzałego grzesznika.
    Wiele by tu pisać, byś uwierzył, że tylko Jezus Chrystus/Kościół/ zmartwychwstaje w Tobie /nie Ty/ na miarę Twojej wiary.
    Grzegorzu, moja bieda dojrzewała wiele lat i nie w jednym piecu/śmieci/ była. Jest ona owocem mojej konfrontacji z tym światem.
    Pozdrawiam Cię bracie kochany, bo widziałem Twoje serce.
    janusz

    #24 baran katolicki
  25. #23 januszu…
    WIEM, że Kościół jest wspólnotą nawracających się grzeszników.
    I dlatego widzę grzeszników w Kościele.
    🙂

    #25 julia
  26. Julio, ci nie ukąszeni to ludzie niewierzący/nie mający świadomości grzechu/śmierci. Jeśli chcesz im pomóc to pokaż im swój/nie Jezusa Chrystusa/ krzyż. Jak na nim umierają twoje grzechy. Julio, wiem jak nie możliwe jest to o własnych siłach. Tylko mocą wiary mam dzisiaj odwagę pokazać się sąsiadom, krewnym, znajomym, itd. jako człowiek ukrzyżowany dla nich, to znaczy bezsilny/mały/ by ich skrzywdzić. Tylko ci z nas, którzy swoją mobilność zostawili w domu Ojca mają moc pielgrzymowania do serca/piekła/ tego świata. Pozdrawiam Cię Julio w Duchu Jezusa Chrystusa zmartwychwstałego/Kościoła/ janusz

    #26 baran katolicki
  27. ” Chwalebny Krzyż, Zmartwychwstałego Pana
    jest Krzyżem naszego zbawienia”…
    Wywyższony i uwielbiony …

    Jaka walka sił złego opanowuje polskie społeczeństwo rządzących – czy gender zwycięży nad zdrowym rozsądkiem?
    Jest to już walka z samym Bogiem a jednocześnie zdaje się, że przeciwnicy chorej filozofii genderowskiej, będą się jednoczyć.
    Jakie cierpienia muszą nadejść, by się zaczęli nawracać bezbożni?

    #27 niezapominajka
  28. niezapominajko, pokaż im swój krzyż. Jak na nim umierasz/umierają Twoje grzechy/. Kościół Polski jest bardzo religijny/nie wierzący/. Jak mamy się jednoczyć/być razem/ gdy dojrzałej wiary brak ?. Proszę/bardzo proszę/ pokaż im swój/nie Jezusa Chrystusa/ krzyż. W Twoim chwalebnym krzyżu zobaczą zmartwychwstałego Pana. Zobaczą i uwierzą Drodze/Kościołowi/, że można płonąć/umierać/ i żyć.
    Pozdrawiam
    janusz

    #28 \
  29. #26 Januszu,
    jest problem.
    Bo wielu jest bez świadomości swojego grzechu,
    którzy uważają siebie za głęboko wierzących.

    #29 julia
  30. Januszu,nie rozumiem dlaczego piszesz :
    – jestem ukrzyżowany razem z Chrystusem
    – mój krzyż nie mylić z krzyżem Jezusa Chrystusa
    – chwalebny krzyż zmartwychwstałego Pana to mój krzyż.
    Rozumiem to tak,ze jedno zdanie przeczy drugiemu.

    Papież Franciszek na Anioł Pański mówił – „…my (chrześcijanie) nie wywyższamy jakikolwiek krzyż, ani też wszystkie krzyże: my wywyższamy Krzyż Jezusa, ponieważ w nim objawiła się największa miłość Boga do ludzkości(…)
    Ale uwaga: nie jest to znak „magiczny”.
    Wierzyć w krzyż Jezusa oznacza iść za Nim po Jego drodze.
    W ten sposób chrześcijanie współpracują także w dziele zbawienia, przyjmując z Nim, ofiarę, cierpienie, a nawet śmierć z miłości do Boga i bliźniego”.
    Ciekawe świadectwo http://www.youtube.com/watch?v=Aftj5vaTO5o
    mirpat

    #30 Mirosława
  31. Mirciu, proszę usłyszeć/uwierzyć/: „Razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” Ga 2,19b-20a.
    Brakuje nam w naszym Kościele takiej wiary.
    Polska religijność ewangelizuje krzyżem Jezusa Chrystusa, a nie Kościoła.
    Twoim ratunkiem jest Twój, Mirciu, krzyż, na którym mocą wiary żyje/zmartwychwstaje/ On w tobie.
    Ja bym powiedział za Pawłem, że żyje we mnie Kościół/Chrystus/. Jestem przybity do krzyża innych. Jestem we wspólnocie ukrzyżowany dla siebie, by być dla innych.
    Mirciu, proszę wybaczyć mi, brak osobistego świadectwa w tym poście.
    Tu nie chodzi tyle o moc dawania świadectwa ale o moc wiary każdego z nas. Wiary we własny krzyż, własne umieranie.
    Pozdrawiam
    janusz

    #31 baran katolicki
  32. Interesujące i zbawcze jest zbadanie w przypowieści o robotnikach winnicy (Mt 20, 1 – 6) greckiego słowa kauma (spiekota, palący upał).

    #32 Leszek
  33. Może ktoś zechce posłuchać.
    Homilia Bp.Z.Kiernikowskiego z 14 września 2014 https://soundcloud.com/bazylikajg/bp-zbigniew-kiernikowski-homilia-14-wrzesnia-2014-swieto-podwyzszenia-krzyza-swietego

    #33 Mirosława

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php