W tę niedzielę (4 roku A) w tym roku przypadło święto Ofiarowania Pańskiego. Takiego określenia używamy w języku polskim. W wielu innych językach to święto nosi nazwę „Przedstawienie Pana (w Świątyni)”. To święto jest związane z praktyką przepisaną przez Mojżesza (Łk 2,22; por. Kpł 12,2-4). Różnie są stawiane akcenty tego święta. Czasem bywa to oczyszczenie czy ofiarowanie. Z tym łączy się wątek cierpienia Maryi jako Matki Mesjasza (jest mowa o mieczu, który przeniknie jej serce). Te aspekty są związane przede wszystkim z samym wydarzeniem opisanym w Ewangelii wg św. Łukasza. Tradycyjnie już jest to święto życia konsekrowanego – osób zakonnych i świeckich.

Jeśli natomiast zwrócimy uwagę na dwa pierwsze czytania, jakie są przewidziane na to święto, to wysuwa się na pierwszy plan wątek „przedstawienia” w świątyni a właściwie to takiego wejścia do świątynie, które można nazwać objęciem w posiadanie świętego miejsca lub intronizacją. Można też – a właściwie trzeba też widzieć w tym przesłaniu jeszcze bardziej radykalną myśl, mianowicie: obwieszczenie takiego wejścia do świątyni – albo do jakiegokolwiek miejsca – i to nawet takiego, które z ludzkiego punktu widzenia wcale nie kojarzy się ze świątynią ‑ i takiego jej objęcia, które z tego miejsca czyni prawdziwą świątynię. Niezależnie od tego czy to była „stara”, dotychczasowa świątynia i to najbardziej przyozdobiona, czy też było to wprost miejsce odrzucenia i wzgardzenia, a nawet miejsce śmierci. W tym świetle też nabiera pełniejszego znaczenia i wyrazu święto osób konsekrowanych.

Spróbujmy wniknąć głębiej w to przesłanie i w prawdy, jakie z niego wynikają.

Oto Ja wyślę anioła mego,
aby przygotował drogę przede Mną,
a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie,
i Anioł Przymierza, którego pragniecie.

(…) i oczyści synów Lewiego,
i przecedzi ich jak złoto i srebro,
a wtedy będą składać Panu ofiary sprawiedliwe (Ml 3,1.3).

Jest mowa o dwóch aspektach wielkiego wydarzenia: Pierwsze to wysłania anioła (posłańca), który ma rolę przygotowania a drugie to przybycie samego Pana i Anioła Przymierza.

1. Rola posłańca – anioła

Tekst nie jest łatwy do interpretacji. Jest bowiem dwukrotnie mowa o aniele / posłańcu (hbr. malak). Z tym, że w pierwszym przypadku jest mowa o tym posłańcu bez żadnego bliższego określenia. Jest to więc, jakbyśmy mogli ogólnie określić „anioł/posłaniec”, którego zadaniem jest zapowiadanie, przygotowanie itp. Nie jest on jeszcze tym, który przychodzi jako objawienie się działania Boga, lecz tylko je zapowiada i przygotowuje warunki i okoliczności oraz ludzi, do tego, aby mogło zaistnieć to, co jest zamiarem Najwyższego Pana.

Możemy tutaj myśleć o różnych aspektach i różnych postaciach Starego i Nowego Testamentu. Ogólnie takimi posłańcami byli prorocy i mężowie Boży ST. Takim posłańcem był Gabriel, który obwieścił „Dobrą Nowinę” Maryi. Takim posłańcem był Jan Chrzciciel. Takimi posłańcami byli wszyscy, którzy przez wieki obwieszczali i obwieszczają Dobrą Nowinę. Nie są oni jednak ani Panem, który wchodzi do świątyni i ją obejmuje i nie są „Aniołem Przymierza”, czyli tym Posłanym, w którym Przymierze Boga z ludźmi (a więc Jego świątynia) stają się rzeczywistością.

2. Przyjście Pana i Anioła Przymierza – radykalny sąd

Już na pierwsze wejrzenie widać, że owo przyjście Pana i Anioła Przymierza nie są wydarzeniami o małym znaczeniu. Są one związane z sądem, który jest porównany do procesu oczyszczania i to tak radykalnego, jaki jest przetapianie szlachetnych metali czy wybielanie materiałów. Jest to biblijny obraz wypełniania się czasów ostatecznych.

Dla lepszego rozumienia tego Słowa popatrzmy (chociaż jest to pewne uproszczenie) na te dwa objawienia się Boga jako Pana i jako Anioła Przymierza w kluczu Wcielenia Syna Bożego. To Jezus jest Panem – Kyrios. On też, jako Posłany i to posłany par excellance jest owym Aniołem / Posłańcem Przymierza. To przez Niego i w Nim dokonuje się ostatecznie to wszystko, co stanowi o przymierzu Boga z ludźmi. On też jest ostatecznie „miejscem” realizacji tego Przymierza, czyli świątynią. Nową świątynią, która staje się w miejsce „starej”, dotychczasowej, uczynionej rękami ludzkimi (zob. J 2; Hbr 9,24).

O co ostatecznie tutaj chodzi? Dla zrozumienia tego, co ostatecznie jest treścią tego sądu, będącego konsekwencją przyjścia Pana i Anioła Przymierza, przychodzi nam z pomocą drugie czytanie, czyli fragment Listu do Hebrajczyków. Jezus wszedł do „świątyni” wielokrotnie i na różne sposoby. Najpierw został wniesiony przez Maryję i Józefa, jak to czytamy w dzisiejszej Ewangelii. Następnie sam „zagubił się” (patrząc od strony ludzkiej), czyli pozostał w świątyni, by być w sprawach Ojca (Łk 2,49). Potem wszedł i powywracał stoły przekupniów etc. (wg ewangelii św. Jana na początku swojej działalności publicznej, a wg synoptyków bezpośrednio przed swoją Męką, po uroczystym wjeździe do Jerozolimy).

Oprócz tych wejść do świątyni jerozolimskiej nastąpiło jeszcze jedno wejście Jezusa – Posłańca /Anioła Przymierza do świątyni. To jest to wejście, o którym mówi List do Hebrajczyków, a które stało się tedy, kiedy Jezus wyrzucony nie tylko poza świątynię ale także poza bramy miasta świętego wszedł do świątynie swego odrzuconego i zniszczonego przez ludzi Ciała.

3. Jakie to wejście i jakie to objęcie świątynnego panowania

Przedziwne było to wejście i objęcie władzy w świątyni. Stało się to wtedy, gdy Jezus, jako Pan i Posłaniec /Anioł Przymierza, uważając ludzi podległych niewoli diabła za swoich braci, stał się jednym z nich, jednym z nas.

Przyjął ciało, które z powodu skutków grzechu pierworodnego było podległe władzy diabła (każdy chciał i chce budować sobie i „swojemu” bogu świątynię według własnego poznania dobra i zła. Jezus, który grzechu nie popełnił i nad którym grzech, a więc diabeł nie miał władzy, poddał się tej „chwilowej, czasowej, ziemskiej” władzy diabła. Pozwolił, żeby diabeł przez ręce i działanie ludzi, wykonał na Nim (a tym samym wyczerpał) całą swoją „władzę”, to znaczy zabił, ukrzyżował Jezusa i przez to został pozbawiony swej władzy.

Właśnie tam i wtedy, gdy wszystko było „odrzuceniem”, gdzie dominował krzyż jako narzędzie działania diabła i jego sposób wywierania nad ludźmi władzy przez lęk przed śmiercią, Jezus „wszedł do swej świątyni” (swego przez ludzi zniszczonego i odrzuconego Ciała), pozwalając by Ojciec je uczynił jaśniejącym, pełnym blasku i wolności przez zmartwychwstanie.

Bóg nie potrzebuje splendoru budowanych przez ludzi świątyń. Potrzebuje naszego ludzkiego ciała (historii naszego życia) uniżonego i niszczonego przez różne czynniki, a w tym przede wszystkim przez naszą uległość diabłu, kiedy chcemy my sami siebie obronić, by żyć dla siebie.

To jest perspektywa dzisiejszego święta. Wzięcie przez Pana w posiadanie i we władanie świątyni – naszej świątyni, która staje się Jego świątynią. Świątyni Jego Ciała, którym jest Kościół złożony z tak ułomnych, słabych, niszczonych, doświadczanych członków. Wielka Tajemnica.

Ta tajemnica rozpoczyna się w życiu każdego ochrzczonego, kiedy zostaje zanurzony w paschalne Misterium Jezusa Chrystusa. Ta tajemnica jest przez niektóre z naszych sióstr i braci przeżywana na sposób dojrzałego wyboru w konsekracji własnego życia. Właśnie jest to oddanie siebie w posiadanie i władanie Panu. Tym samym pozwala się na to wszystko, co Bóg zamierzył wobec człowieka, by z „miejsca” nawet najbardziej odrzuconego i wzgardzonego, tego, które w oczach ludzkim jest czasem oceniane jako bez sensu, stawał się świątynia Boga. By okazywało się, że każde „miejsce” i każda „sytuacja” może być właściwym miejscem zapanowania Boga dla ratowania człowieka tak często zagubionego w różnego rodzaju swoich „panowaniach” według własnych koncepcji i własnego poznania dobra i zła.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

56 komentarzy

  1. W tym szczególnym Dniu życzę Ks. Biskupowi, wszystkim kapłanom i osobom konsekrowanym, aby świadectwo Waszego życia, Waszej posługi było zawsze przejrzyste i pociągające, niech będzie zbawcze.
    Z modlitwą. M.

    #1 Maria
  2. „Bóg nie potrzebuje splendoru budowanych przez ludzi świątyń. Potrzebuje naszego ludzkiego ciała (historii naszego życia) uniżonego i niszczonego przez różne czynniki, a w tym przede wszystkim przez naszą uległość diabłu, kiedy chcemy my sami siebie obronić, by żyć dla siebie”.
    Moje ciało ukrzyżowane dla siebie /dla świata/, by mogło żyć dla innych.
    Bóg potrzebuje dla mojego dobra ukrzyżować we mnie to wszystko, co cielesne /śmiertelne/, by uwolnić to, co duchowe /wieczne/.
    Moje krzyżowanie to jest takie moje oczyszczanie z tego co grzeszne, co szatańskie.
    Ileż radości /rozkoszy/ jest w paschalnej kąpieli /mój chrzest/.
    janusz

    #2 baran katolicki
  3. Hmm.
    Dla mnie to szczególny dzień.
    Wszystkiego dobrego Księże Biskupie.
    I innym też.

    #3 Ka
  4. Jestem codziennie w świątyni, przystępuję do Komunii.
    Czy tak jak Symeon mogę z przekonaniem powiedzieć, że mogę odejść bo trzymałem zgodnie z obietnicą, Pana na rękach (mam GO w sercu)- nie wiem, mam wątpliwości, chyba nie.
    Jak to sprawdzić, jak nabrać pewności ?
    Pozdrawiam AFC

    #4 AF
  5. „To jest to wejście, o którym mówi List do Hebrajczyków, a które stało się tedy, kiedy Jezus wyrzucony nie tylko poza świątynię ale także poza bramy miasta świętego wszedł do świątynie swego odrzuconego i zniszczonego przez ludzi Ciała.”
    Niedawno na śmietniku zamarzł człowiek. A że nie miał nikogo bliskiego pochówkiem zajęła się gmina, która zleciła to zakładowi pogrzebowemu.
    Przedstawiciele zgłosili się do księdza i byli zaskoczeni.
    Ksiądz powiedział, że nie ograniczy się tylko do obrzędu pogrzebu, ale odprawi za zmarłego mszę, bo ten zmarły był ochrzczony, a Jego ciało było świątynią Ducha Świętego.
    Pan Jezus wszedł także w to odrzucone i zniszczone ciało…
    Ten ksiądz to zobaczył, miał tego świadomość. Myślę, że wiele się możemy od niego nauczyć.

    #5 basa
  6. Tylko Sąd Boży jest sądem prawdziwym.
    Sądy ludzkie są nacechowane pychą.

    #6 Maciej
  7. Pozwolił, żeby diabeł przez ręce i działanie ludzi, wykonał na Nim (a tym samym wyczerpał) całą swoją „władzę”, to znaczy zabił, ukrzyżował Jezusa i przez to został pozbawiony swej władzy. /Ks Bp/

    Ojej , jak ja się bronię , gdy ktoś dotknie mnie nawet jakąś nieprzychylną uwagą .
    Stary człowiek wciąż ma przewagę nade mną .

    #7 Tereska
  8. Co jego ekscelencja uważa i forumowicze, o łamaniu ostatniej woli śp. Jana Pawła II, w formie zgody na publikowanie jego osobistych notatek, które miały być zniszczone po jego śmierci, przez wydawnictwo komercyjne?

    #8 Maciej
  9. Jezus, który grzechu nie popełnił i nad którym grzech, a więc diabeł nie miał władzy, poddał się tej „chwilowej, czasowej, ziemskiej” władzy diabła.
    Pozwolił, żeby diabeł przez ręce i działanie ludzi, wykonał na Nim (a tym samym wyczerpał) całą swoją „władzę”, to znaczy zabił, ukrzyżował Jezusa i przez to został pozbawiony swej władzy.

    Te słowa pocieszają mnie. I wyjaśniają, jaka jest cena tej pociechy.
    1. pociecha wypływa ze stwierdzenia, że diabeł został pozbawiony swej władzy,
    wyczerpał swą władzę. Diabeł już nie ma absolutnej władzy nade mną.
    2. ceną było działanie diabła na Jezusie, który dla pozbawienia władzy diabła dobrowolnie poddał się jego „chwilowej” władzy.
    Ceną jest śmierć Jezusa.

    Bóg potrzebuje naszego ludzkiego ciała (historii naszego życia) uniżonego i niszczonego przez różne czynniki,
    a w tym przede wszystkim przez naszą uległość diabłu, kiedy chcemy my sami siebie obronić, by żyć dla siebie.

    Najbardziej niszczy i poniża mnie uległość diabłu.
    Choć po ludzku wyląda to pięknie: na obronę siebie, by żyć.
    Muszę tylko pamiętać, że obrona siebie kończy się życiem dla siebie, wg własnego pomysłu.
    I takiego niszczonego mojego życia pragnie Bóg, by stało się Jego świątynią.

    Pozdrawiam 🙂

    #9 julia
  10. Apokalipsa u bram
    Czerwiec, 2008
    Miesięcznik “Znak” wydał numer o władzy w Kościele dotyczący roli biskupów w Kościele, miejsca kleru i świeckich etc.
    Promocja tego numeru odbyła się w kapitularzu na Stolarskiej i jednym z zaproszonych do panelu był ówczesny przeor, Jakub Kruczek OP. Reprezentował jako głowa klasztoru, przedstawicieli władzy kościelnej. Prowadząca panel, kiedy dyskusja nabrała już tempa i temperatury (tzn. znacząco wzrosła liczba skarg i wniosków do hierarchów), skierowała do ojca pytanie:

    – A co się stanie, kiedy wszyscy biskupi będą doskonale pełnić swoje powołanie a księża będą święci?

    Wtedy ojciec Jakub uśmiechnął się w specyficzny dla siebie, łobuzersko-ciepły sposób (kto go zna, wie o jaki uśmiech mi chodzi) i odpowiedział spokojnym, pewnym tonem:

    – Wtedy przyjdzie Pan…

    Salwa śmiechu, która wybuchła po tym niewinnym stwierdzeniu, świetnie podsumowała ziemski stan Oblubienicy Baranka

    Wspominam tę odpowiedź ojca, bo od jakiegoś czasu mam kontakt z bp. Zbigniewem Kiernikowskim i jestem pod coraz większym wrażeniem jego otwartości i normalności. Pod poprzednim wpisem na jego temat w komentarzach pojawiły się przykłady jeszcze kilku innych biskupów, którzy są cenieni przez swoich wiernych właśnie za bycie dobrymi pasterzami.
    Z jednej strony bardzo mnie to cieszy, a z drugiej zaczynam się zastanawiać, czy nie jest to zapowiedź zbliżającej się apokalipsy.
    Bo skoro kiedy biskupi będą doskonale pełnić swoje powołanie, przyjdzie Pan, to najwyraźniej czas jest krótki…

    #10 Jurek
  11. cd.
    najbardziej niszczącym i poniżającym MNIE czynnikiem jestem JA sama.
    Nie inni.
    Kiedy ulegam diabłu.
    Gdy jestem złośliwa, niecirpliwa, gdy oskarżam…

    Z tą myślą idę do pracy 🙂

    #11 julia
  12. Jednak irytująca jest metaforyka języka religijnego. Każdy termin jest tak wieloznaczny, że rzeczywiście rozumienie trzeba zastąpić jakąś inicjacją.
    Odmieniane tu przez wszystkie przypadki słowo „lęk” (przeczytałem kilka homilii) znaczy fizyczne doznanie (połączone z jakąś zmianą cielesną), doświadczenie duchowe, „metafizyczną” jakość rzeczywistości, narzędzie diabła, skutek grzechu pierworodnego itd. Zwyczajnie nie można się w tym rozeznać. „Człowiek żyje dla siebie, bo się boi śmierci”. Ale co to znaczy?
    Czemu lęk ma być zły? „Bojaźń boża początkiem mądrości”. Jak możliwa jest bojaźń bez lęku? Jako pojęcie filozoficzne? Bez lęku nie ma żalu niedoskonałego i co za tym idzie spowiedzi. Bez lęku nie ma bojaźni kar piekielnych. Bez lęku (podobnie jak bez innych uczuć) byłoby nam wszystko jedno. Człowiek straciłby zainteresowanie zarówno samym sobą jak i „życiem dla innych” (są na to „twarde”, empiryczne dowody z badań osób z lezjami „emocjonalnych” części mózgu np. kory brzusznoprzyśrodkowej). Bez uczuć kierowanie sobą jest w ogóle nie do pomyślenia (w sensie całkowicie dosłownym). Bez lęku nie byłoby żadnej religii, bo człowiek nie bałby się śmierci, dokładnie jak radził Epikur: my jesteśmy nie ma śmierci, jest śmierć, nie ma nas.

    Może zacząć od podstaw, że lęk jest reakcją somatyczną, związaną z ciałem migdałowatym, nerwowym układem współczulnym itd., całkowicie poza świadomością. To uczucia generują świadomość a ta ma tylko pewien wtórny wpływ (polityczny – jak pisze św. Tomasz). Kontrolować możemy sobie społeczne funkcje i przejawy lęku. Żądanie, żeby człowiek przestał bać się śmierci ma tyle samo sensu, co wymaganie, żeby układ nerwowy nie odczuwał bólu. Gdyby Bóg chciał, to by pewnie to zrobił. Widocznie nie chciał, co zrozumiałe, bo wtedy Krzyż byłby zbędny.
    Możemy mówić o pewnej postawie wobec lęku, ale wtedy mówienie, że to nie moja postawa, tylko postawa Boga nie ma sensu. Jest tyleż moja co Boga (lub diabła). Całkowicie moja i całkowicie Boga. „Skutek stworzony (a łaska jest stworzona) pochodzi w całości od Przyczyny Pierwszej i w całości od przyczyn wtórych”. Podobnie jak każda minuta na nieskończenie wiele chwil, tak samo jak cała wieczność. Analogiczna relacja.

    Tradycyjnie uważało się, że lęk jest skutkiem grzechu pierworodnego, ale paradoksalnie lęk jest w popędzie bojowym a słabość jest raną zadaną temu popędowi właśnie przez grzech (Adam był odważny a nie lękliwy). Skądinąd przecież popęd bojowy był w raju niepotrzebny (nie było przecież trudów do pokonania). Jest to zatem kara, jaka na nas spadła dla naszego dobra. Kara jest poza wolą w odróżnieniu od winy, która jest w samej woli, którą też dziedziczymy. Ale też nie wiadomo jak, skoro dusza pochodzi bezpośrednio od Boga a ciało od rodziców. Wychodzi na to, że wola jest w ciele a nie w duszy. Ale wtedy nie jest duchowa. Reszta skutków to nieprawość rozumu, złośliwość woli, (wina pierworodna), pożądliwość w popędzie przyjemności. Dochodzi jeszcze szczególne zepsucie zmysłu dotyku, nabyte w trakcie przekazywania grzechu pierworodnego za pomocą spółkowania.
    Jak z tego wynika Adam był dosyć genialny (jak udało mu się popełnić grzech pozostaje niepojęte, prawdopodobnie zamiast od razu pójść z Ewą do łóżka zostawił ją samą a ta zajęła się autorskim poznawaniem dobra i zła).
    Opierając się na tej – tradycyjnej – nauce Kościoła jasne jest, że zbawienie musi polegać na leczeniu tych ran: rozum musi zyskać prawdziwe poznanie, żeby nabyć odporności na błąd, wola musi zyskać dobroć (wzrost miłości w woli to nic innego jak tzw. zasługa), pożądliwość – umiarkowanie, gniewliwość – moc itd.
    Jeśli się to neguje, domniemując pelagianizm, to w ogóle neguje się powinność nawrócenia. Jeśli jestem tak zepsuty, że nic nie mogę, to niczego nie mogę. Koniec kropka. Nie mogę budować świątyń, ćwiczyć cnót, czytać Pisma. Niczego nie można ode mnie wymagać. W praktyce zostaję psem. Od psa też się niczego nie wymaga. Psa się tresuje.
    Jak widać metaforyczność języka pozwala na wyrażenie Ewangelii na różne sposoby.

    #12 Włodek
  13. #12
    Prawda Włodku. Zgadzam się.

    #13 Ka
  14. #12 Włodek.
    W miłości nie ma lęku…
    /1 J 4, 18/
    a …Bóg jest miłością” /J 4,8.16/. janusz

    #14 baran katolicki
  15. # 4 AF
    „Odejść” u Symeona znaczy umrzeć fizjologicznie.
    Jego słowa to też zachęta dla nas abyśmy cierpliwie oczekiwali na powtórne przyjście Pana na ziemię.
    Czy jestem gotowa żeby odejść? Czy oczekuję powtórnego przyjścia Pana?
    Św.Jan Bosko proponuje przygotowanie do dobrej śmierci polegające na uporządkowaniu w jednym dniu miesiąca wszystkich spraw duchowych i doczesnych,tak jakbyśmy rzeczywiście tego dnia mieli umrzeć[…].Spowiedz odbyta tak,jakby miała być ostatnią w życiu,Msza św.odprawiona z takim samym poczuciem,a Komunia przyjmowana jak wiatyk,modlitwa u stóp krzyża,wyobrażenie sobie ostatniego tchnienia ,postanowienie,by spędzić nadchodzący miesiąc jakby miał być ostatnim w życiu.
    Trudne,ale warte starania.

    #15 mirpat
  16. # 5
    Pan Jezus z Bogiem Ojcem mocą Ducha świętego, każdego dnia jest obecny we mnie i w każdym moim działaniu, o ile jest zgodne z wolą Trójcy Świętej, czyli służy memu zbawieniu

    #16 Leszek
  17. #10 Jurek
    Jest taka wersja tajemnicy fatimskiej (której Watykan nie chciał opublikować), w której sam papież jest antychrystem a biskupi to masoneria. Niedawno dostałem maila z kilku stronami grzechów Jana Pawła II (z apostazją włącznie) i apelem o protestowanie przeciwko jego kanonizacji. To a propos hierarchii.

    #14 baran
    Bóg jest miłością ale miłość nie jest Bogiem.

    „„zabiegajcie o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem, albowiem to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania” (Flp 2, 12-13)
    „Boga się bój i przykazań Jego przestrzegaj, bo cały w tym człowiek!” — Koh 12,13

    Nie wierzę, aby w ludzkiej miłości nie było lęku. Owszem w Bogu go nie ma ale nawet Jezus bał się (np. w Ogrójcu). Zabranianie człowiekowi lęku jest nieludzkie i może prowadzić tylko do jego tłumienia (nerwica lękowa, tłumiona energią). Bez lęku (stresu) bylibyśmy niezdolni do życia. Lęk tak samo jak pożądanie motywuje i napędza do życia. Pożądanie ku zdobywaniu dobra, lęk do uciekania od zła. Bez tych motorów pozostaje działanie czysto wolicjonalne, które robi z człowieka psychiczny wrak (to bym utożsamiał z działaniem wedle własnej a nie Bożej woli, ze „starym człowiekiem”, który jest „samowystarczalny”, czyli sam jest sprawcą swojego działania).

    Ogólnie Janusz, chcę Ci powiedzieć, że Twoje komentarze są dla mnie „dołujące”. Chętnie przyznam, że ich nie rozumiem. Przypominasz mi buddyjskie zalecenia, żeby klaskać jedną dłonią i temu podobne łamigłówki egzystencjalne.
    W praktyce nie można żyć dla klęski, po to by się nią chlubić, jako „zwycięskim krzyżem”. My Polacy i tak jesteśmy martyrologiczni na potęgę. Czcimy przegrane wojny i powstania (potępione przez Kościół jak np. listopadowe 1830 roku), katastrofy w Smoleńsku i wszelkie nieszczęścia. Największe święto religijne w Polsce to dzień zaduszny (czyli Mickiewiczowskie „Dziady”). To sprzeczne z naturą. Nie dziwi zatem, że potrafimy się cieszyć się tylko po alkoholu. Polityka tożsamości narodowej opiera się o deifikację masakry Warszawy w 1944 roku. Niby widzimy w tym nadprzyrodzoność tylko, że jednocześnie oczekujemy za to uznania innych. W Polsce argument: „ale co inni o nas pomyślą” zamyka dyskusję. Fałsz. Jesteśmy obłudnikami i znajdujemy belki we własnym oku.
    Nie mogę dążyć ku klęsce. Nie po to się żenię, żeby był rozwód. Nie po to pracuję, żeby nie mieć owoców. Nie mogę zakładać firmy, żeby zbankrutowała. W praktyce taką „duchowość” muszę ignorować, żeby funkcjonować. Standardowo zatem narzekam, jak mi ciężko, jaki krzyż ale pod spodem i tak swoje wiem. To jest obłuda.
    O. Bocheński OP napisał w eseju „Sens życia” oczywistą prawdę. Sens życia zachodzi tylko w dwu sytuacjach: kiedy człowiek używa chwili lub kiedy do czegoś dąży (alternatywa zwykła a nie rozłączna). Każda duchowość, która się z tym nie liczy, jest przeciw naturze. „Tak jak poznanie naturalne jest zawsze prawdziwe, tak skłonność naturalna jest zawsze praworządna, pochodzi bowiem od dawcy natury” (Tomasz z Akwinu).
    O. Bocheński wspomina, przywołanego tu, św. Jana Bosko, który zapytany podczas partii szachów, co zrobiły, gdyby dowiedział się, że za minutę będzie koniec świata, odpowiedział: zagrałbym wieżą.

    #17 Włodek
  18. #17
    Masz rację ,ze miłość / własna/ nie jest Bogiem.

    Jest powiedziane „WYTRWAJCIE W MIŁOSCI MOJEJ” ,a nie waszej ,która znika przy byle podmuchu jak rosa na wietrze.

    #18 Tereska
  19. #17 Włodek
    Odnoszę wrażenie, że w życiu
    nie usłyszałeś Dobrej Nowiny.

    #19 Miriam
  20. #17.
    Włodek, powiedz mi proszę kim dla Ciebie jest Jezus Chrystus i jak Go dzisiaj widzisz z perspektywy własnych przemyśleń?
    Odważnie wypowiadasz się o czymś, czego sam nie doświadczasz i tym samym stajesz się wrogiem Chrystusowego krzyża, w którym jest ból /śmierć/ pozbawiona cierpienia /ościenia/.
    janusz

    #20 baran katolicki
  21. #4AF, 15Mirpat
    Symeon trzymał się kurczowo swojego życia dopóki nie spotkał osobiście Pana w Świątyni Jerozolimskiej…
    Ja nie muszę trzymać się juz kurczowo swojego życia, bo spotkałem Pana który wszedł do mojego wnętrza, do miejsca które sobie wcześniej przygotował czy lepiej powiedziec przygotowuje codziennie.
    (nasuwa mi się takie porównanie: gdy byłem dzieckiem miałem do usunięcia polipy z nosa. Pamiętam do dziś – a było to ponad 40 lat temu- lekarz włożył mi do dziurek druty, podłączył fazę i mam spokój z polipami chyba na całe życie. Podobnie postępuje Anioł …).
    Że bolesne –TAK ! Że oczyszczające – TAK!.
    Dzięki temu mogę swobodniej oddychać, nie produkuje się we mnie napięcie, lęk.
    Anioł wypala polipy z mojego wnętrza. Nie muszę już się o nie martwić, a gdy odrastają proszę Go następne operacje.
    (Czy więc lęk jest zjawiskiem fizjologicznym jak pisze Włodek w #12? ).
    Tak więc jestem gotowy do składania ofiary sprawiedliwej.
    Polega one na przyjmowaniu w wolności wszelkich zdarzeń dnia codziennego, sukcesów, pomyłek radości i smutków moich i bliźnich.
    Za wszystko dziękuję Panu 🙂

    #21 grzegorz
  22. Bo widzisz Włodku, my Polacy od pokoleń walczymy o wolność Ojczyzny, giniemy za wiarę a wagę słów Bóg, Honor i Ojczyzna potwierdzamy swoją krwią. Te rocznice są okazją do zadbania i odwiedzenia grobów moich bliskich, uczestników tych wydarzeń. Z naszym klimatem i tradycją związane są także miody pitne i nalewki, wszak nasza ziemia miodem i mlekiem płynąca. Ty polak obcej narodowości nigdy tego nie zrozumiesz.

    #22 lemi58
  23. #21
    Bogu niech będą dzięki!
    A ja nie mogę, nie chcę już kurczowo trzymać się tego, co nie jest moje – życia.
    Dziś ponownie usłyszałam, Kto mi to życie nieustannie zapewnia/daje.
    Cudowną wolność i wewnętrzną i zewnętrzną daje życie z darmowej łaski Boga. Im więcej tracę, tym więcej otrzymuję.

    #23 Miriam
  24. „… to najwyraźniej czas jest krótki…”
    Dzisiaj Wspomnienie św. Pawła Miki i Towarzyszy, męczenników, zgineli w Nagasaki.
    Aklamacja na Ew. sw. Bliskie jest królestwo Boże.
    Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię.

    #24 Jurek
  25. #23
    A jak radzisz sobie z przeciwnościami?
    Ja tez tak myślę jak jest w miarę spokojnie w życiu.
    Dla mnie nastał w tym roku czas próby i wcale nie jestem pewna jak sobie poradzę .

    Czy wytrwam?

    #25 Tereska
  26. #19 Miriam
    Właśnie usłyszałem Dobrą Nowinę: jestem wrogiem Chrystusowego Krzyża i Polakiem obcej narodowości. Jak to jest napisane: „I powstanie brat przeciw bratu, dzieci przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią” (cytuję z pamięci).

    #26 Włodek
  27. Ad 19 i podobni. Proszę nie ustawiajmy się w ostrej opozycji. Zgodnie z nauką apostolską niewierzącego doprowadza się do wyrażenia prośby o proklamację dla niego Dobrej Nowiny – Kerygmatu.

    #27 Leszek
  28. #27 Leszek
    A niech się ustawiają. „Bodajbyś był zimny lub gorący. Ale żeś letni to cię zacznę wyrzucać z ust moich”. Co mi po sądach ludzkich, skoro tylko Bóg zna serce? „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni” – mówi Pan Jezus. „Będą was zabijać, myśląc, że oddają tym przysługę Bogu”.

    Łaska NIE JEST RZECZYWISTOŚCIĄ FENOMENALNĄ tj. nie jest dostępna w psychologicznym doświadczeniu. Nie można „doświadczać”, że ma się łaskę np. wiarę czy nawet miłość. „Miłość jest konieczna do zbawienia ale nie wiedza, że się ją posiada. To drugie jest, przypuszczam, nawet lepsze” [św. Tomasz z Akwinu]. Łaska to nie żaden charyzmat i nie psychologia. O łasce możemy sądzić w ramach rozumu praktycznego (sumienia) i to wszystko. To tradycyjna teologia Kościoła Katolickiego.
    A tu się o niczym nie rozprawia tylko o „doświadczeniu łaski” i licytowaniu się czyje doświadczenie łaski jest lepsze („ja jestem Apollosa a ja Pawła a ja Piotra”). Jeśli piszesz o swojej wierze a nie o tym, czego doświadczasz to jesteś „Polakiem innej narodowości”. A jak napiszesz o swoim doświadczeniu, że coś cię boli, to „wypadasz z łaski”. Jesteś niewierzącym. Jak w sekcie.
    Jest to NATURALIZACJA WIARY i sprowadzenie jej do poziomu psychologicznego doświadczenia człowieka. Pogaństwo. Ma to tyle samo sensu co zarzuty bycia „Polakiem obcej narodowości” (choć miło znaleźć się w towarzystwie JE biskupa Kiernikowskiego, również „Polaka obcej narodowości”). Pojęcie narodu też jest PSYCHOLOGICZNE (powstało niedawno ledwo w XIX wieku, tak samo jak teologia kerygmatu). Polakiem jest ten, kto CZUJE SIĘ Polakiem. Jeśli inny nie czuje się Polakiem tak, jak ja to czuję, to jest „Polakiem innej narodowości”. A ponieważ każdy z samej istoty rzeczy czuje inaczej (nawet mąż i żona nie czują tego samego), „prawdziwi Polacy” zbierają się w kupy (sekty), które „czują tak samo” (zwykle żal i wrogość, co już biologia warunkuje).
    W wierze jest to samo. Chociaż Chrystus zwyciężył śmierć i „przybił starego człowieka do krzyża” a „zmartwychwstawszy więcej nie umiera”, co przecież głosimy na całego w Kerygmacie to i tak czcimy groby przodków naszych, nasze klęski i błędy. Nawet Magisterium nie bierzemy w tym pod uwagę, bo przecież „Bóg, honor, ojczyzna” i przodkowie nasi. Jak zauważył o. Bocheński OP polska obrzędowość religijna jest pogańska, czego kult przodków jest typowym przykładem. Świętych obcowanie nie jest kultem przodków. „Zostawcie umarłym grzebanie ich umarłych”.

    Pewna postać kabaretowa rycerz Bolko z Sierocińca na zarzut damy, że nie dba o swój honor mówi tak: „honoru mam dużo, to mi nie szkoda, ale rozumu mniej, to i żal”.

    #28 Włodek
  29. #26 Włodek.
    Dobra nowina jest tylko dla tych zdołowanych. To znaczy tych, którzy dali się zdołować.
    Wiem to po sobie. Tylko na dnie własnej egzystencji /absurdu/ odnajdziesz Jezusa Chrystusa czekającego na ciebie.
    On zszedł jeszcze niżej i zawsze jest na dnie twojej śmierci.
    Włodek /pozwól, że tak się do ciebie zwrócę/ proszę cię, daj się „zdołować” a posmakujesz Chrystusa w całej prawdzie. W krzyżu Chrystusa nie ma CIERPIENIA. Tam jest Twoja wieczność. Proszę nie kojarzyć chwalebnego krzyża z cierpieniem.
    Udało się szatanowi zaciemnić ten krzyż, ale nie ma on mocy podejść bliżej.
    Mgła naszej religijności ustąpić musi z wschodem SŁOŃCA.
    Włodziu na dnie samego siebie czeka na ciebie Jezus Chrystus Zmartwychwstały.
    Odwagi w schodzeni w Jego stronę.
    janusz

    #29 baran katolicki
  30. #27 Leszek
    Ależ skąd! Jaka ostra opozycja?
    Ja właśnie życzę Włodkowi wszystkiego najlepszego, tzn. usłyszenia Dobrej Nowiny, jeśli jej nie usłyszał/doświadczył.
    (mnie się nikt nie pytał, czy chcę ją usłyszeć i otrzymałam skarb:)

    #30 Miriam
  31. Ad 28
    W swoim wpisie #17 użyłeś sformułowania „My Polacy” by napluć na naród polski.
    Przedstawiłem Ci odmienne zdanie co najmniej jednego Polaka, dlatego nie wypowiadaj osądów w imieniu Polaków.
    Jeśli czujesz się Polakiem, to postaraj się czuć nas.

    #31 lemi58
  32. Okropnie nie lubię współczesnego dziennikarstwa, dlatego rzadko oglądam telewizję. Ale wczoraj oglądałam.
    I co tam usłyszałam?
    ONZ zażądał wypisania z Kościoła księży pedofilów.
    Co za kompletne niezrozumienie tego, czym jest Kościół.- pomyślałam
    Jak to „wypisać z Kościoła” ? Co to ma znaczyć?
    Wyrzucić?
    Czyż Kościół nie jest miejscem, gdzie my grzesznicy mamy się nawracać? Także Ci oskarżani o pedofilię?
    Dzisiaj na stronie diecezji przeczytałam, że ONZ zażądał zwolnienia z zajmowanych stanowisk i funkcji. Jakaż wielka rozbieżność.
    A może manipulacja?

    #32 basa
  33. „Dobra nowina jest tylko dla tych zdołowanych”.

    A Kościół Powszechny jest dla wszystkich. Może jesteś poza nim, skoro gadasz jak protestant? „Nikt nigdy nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała. Każdy żywi je i pielęgnuje”. Dołowanie się to oddawanie czci śmierci.

    Co z tego, że wiesz coś tam po sobie? Chcesz zrobić ze mnie siebie? „Któż mnie ustanowił sędzią nad wami?”

    Nie wierzę, aby egzystencja jest absurdem. Co to w ogóle znaczy? Sprzeczność nic nie znaczy: nic nie powiedziano, robiono szum, przeżywano, bełkotano ale nic nie powiedziano. Brak SŁOWA. Diabelstwo. Absurdy tworzą się tylko w naszej głowie (np. deska poszła na urlop). Oddawanie się nim to tworzenie sobie piekła wewnątrz samego siebie. Sprzeczność jest sygnałem, że dochodzimy do granicy Rzeczywistości. Dalej jest już tylko, że tak powiem, nicość. Sprzeczność nie istnieje.

    Oczywiście, że w krzyżu jest cierpienie. Gdyby nie cierpienie stalibyśmy w miejscu. Ucieczka od cierpienia jest oszustwem. Na tym świecie nie ma życia bez cierpienia. Gdyby była inna droga, Jezus by ją pokazał.

    „Odwagi w schodzeniu w Jego stronę”.

    To odważyć się, czy dołować? Niewątpliwie irracjonalizm jest dziś górą. A przecież dostaliśmy „ducha trzeźwego myślenia”. „Bądźcie przebiegli jak węże”.

    #33 Włodek
  34. Drugi temat.
    Nasza misja w Afryce.
    Państwo Polskie ma obowiązek zapewnić bezpieczeństwo swoim obywatelom. Więc zaleca ewakuację misji. Jest tylko jeden „problem” – zakonnicy nie chcą opuścić misji, gdyż uważają, że są tam potrzebni.
    I teraz nie wiem, czy ja dobrze zrozumiałam dziennikarza: Aby zapewnić to bezpieczeństwo naszym obywatelom, jeśli będzie potrzeba, władze biorą pod uwagę możliwość wysłania wojska, aby ich odbić. A więc co? Chcą tych zakonników siłą stamtąd zabrać?
    Nie, chyba źle zrozumiałam. Może chodziło tylko o siostry i osoby świeckie?
    Ale z drugiej strony – znowu wielkie niezrozumienie chrześcijaństwa.
    Gdyby chrześcijanie wszystkich wieków dbali jedynie o swoje własne bezpieczeństwo, to moim zdaniem już chrześcijan by na świecie nie było.
    Modlę się więc, aby zakonnicy mieli moc, siłę i mądrość, aby wolę Boga w tych trudnych warunkach rozpoznać i wypełnić.
    Niezależnie od tego, czy to miałby być powrót do Polski, czy pozostanie w Afryce.

    #34 basa
  35. #25 Tereska
    Z przeciwnościami? Wcale sobie nie radzę.
    Przyszedł czas, że przestałam cokolwiek dźwigać o własnych siłach … (patrz #29 Janusz)
    I bywa teraz tak, że płaczę przy grobie, jak Magdalena i czekam na Zmartwychwstałego. I On przychodzi!
    „W miarę spokojnie” – na to już nie czekam 🙂
    Sama sobie nie poradzisz i nie wytrwasz.
    Moja propozycja – oddaj „pakiet kontrolny” swego życia Bogu, który jest Panem i zaufaj Mu.

    #35 Miriam
  36. #35
    Dzięki , potwierdziłaś to o czym się też sama ostatnio przekonuję -schodzenie w dół , za mało we mnie wiary i ufności.
    Mam jednak nadzieję , bo oddaję Bogu codziennie /jak powiedziałaś / „pakiet kontrolny „swego życia.
    Mogę tylko wołać – Boże , przymnóż mi wiary.

    #36 Tereska
  37. „W swoim wpisie #17 użyłeś sformułowania „My Polacy” by napluć na naród polski.”

    Doprawdy? Czyli i na siebie samego też naplułem. Jestem w dobrej tradycji takiego „plucia”. Słowacki czy Norwid „pluli” mocniej.
    Wypowiadam się w imieniu siebie samego i nikogo więcej, Wieszczu Narodowy.

    #37 Włodek
  38. #33 Włodku,
    Cóż to jest „dołowanie”?
    Może to być problem ze zdrowiem, z dzieckiem z brakiem pracy, z nieszczęśliwą miłością, z alkoholem czy też z uzasadnieniem swojego miejsca na świecie itd.
    Wspólny mianownik to dojście do momentu, gdzie nie jestem w stanie tego dalej ruszyć, rozwiązać, ułożyć tak jak to widzę że powinno być. Dojście do ściany.
    Nikt normalny w to sam się nie pcha ani takich sytuacji nie prowokuje. Jeśli to robi to tak jak piszesz- jest to rodzaj choroby. Nie oznacza to jednak, że takie sytuacje się nie zdarzają. Jest rzeczą pewną że się zdarzą.
    Są ludzie, ci bardziej cwani, sprytni, zaradni życiowo, którzy nawet z dużych opresji potrafią się trochę wybronić. Najczęściej po plecach tych słabszych. Ci właśnie – zdołowani bez wyjścia i nadziei lepiej widzą samych siebie niż ci, którym się udaje.
    Chociaż wszyscy i sprytni i niezaradni są w gruncie rzeczy równi w swojej egzystencji. Równi wobec śmierci. Pod tym względem zdołowani są w sytuacji lepszej bo widząc swoją biedę zwracają się o ratunek- jeśli przystąpią do Jezusa to usłyszą Dobra Nowinę. Trudniej jest tym sprytnym.
    Przeszkoda, jak widzisz, nie jest jakaś formalna. Przynależność do Kościoła rodzi się ze zwrócenia do Chrystusa, a nie z wpisu do kartoteki parafialnej.

    #38 grzegorz
  39. Włodku,nie przejmuj się.Mnie się podobasz.

    #39 Ka
  40. #32 basa
    Pan Jezus jest otwarty na grzeszników, ale przecież nie można grzeszyć i łudzić się, że i tak Bóg mi wybaczy. To dotyczy nas wszystkich i księży też.
    Nie można liczyć na to, że Bóg nie męczy się z przebaczaniem i dalej grzeszyć.
    Wiem, że dla niektórych Pismo Święte jest pewnie nie wiarygodne, bo i tak Bóg mi zawsze wybaczy.
    „A inny anioł, trzeci, przyszedł w ślad za nimi, mówiąc donośnym głosem:
    «Jeśli kto wielbi Bestię, i obraz jej,
    i bierze sobie jej znamię na czoło lub rękę,
    10 ten również będzie pić wino zapalczywości Boga
    przygotowane, nierozcieńczone, w kielichu Jego gniewu;
    i będzie katowany ogniem i siarką
    wobec świętych aniołów
    i wobec Baranka. ”
    Pytanie: Kim jest ta Bestia i kto jej odda pokłon?

    #40 chani
  41. # chani. Krzysztofie, nasz grzech nie ma wpływu na Bożą miłość ku nam, bo On potrafi kochać swoich nieprzyjaciół/grzeszników/. Krzysztofie, Dobra Nowina/Ewangelia/ to usłyszenie i doświadczenie w sobie i na sobie, że Bóg cię kocha tak samo przed grzechem, w czasie grzechu i po grzechu. Twój czy mój grzech nie ma wpływu na Bożą kochanie. Grzech nie jest Bożym problemem lecz jest naszym NIE na Boże zakochanie. Grzesząc pozostawiamy Bożą miłość ku nam bez wzajemności. To jest tak jakbyś ukochanej dziewczynie powiedział kocham cię i pragnę twojego szczęścia a ona na to: odwal się, nie jesteś w moim typie, itd. Krzysztofie, proszę spróbować spojrzeć z tej perspektywy na swój i mój grzech. To jest to co usłyszałem u Księdza Biskupa, że nowe przymierze jest z gruntu rzeczy jednostronne. Tylko Bóg jest wierny. Mimo mojej niewierności/grzeszności/ On mnie kocha aż po swój i mój krzyż. To jest ten sam krzyż. Tylko na tym krzyżu jesteśmy jedno/podobni do siebie/. Tylko na tym krzyżu, na twoim krzyżu możesz zasmakować Bożego kochania. „Nie grzesz” to nieme słowo lub jak wolisz słowo puszczone do głuchego ucha/bez wiary/. janusz

    #41 baran katolicki
  42. Grzegorz

    „Dołowanie” to jest smutek, melancholia. Po prostu. „Ze wszystkich uczuć smutek najbardziej sprzeciwia się naturze ludzkiej” (Tomasz z Akwinu). Smutni potrzebują pocieszenia ale to nie znaczy, że są pocieszeni swoim smutkiem.
    Mechanizm psychologiczny jest bardzo prosty: poniżam się, aby poczuć się wywyższony. Tak samo czasem poszczę by podnieść smak potraw. Inna nazwa: użalanie się nad sobą. Czy to aby na pewno jest zbawienie? Co innego teoria tzw. dezintegracji pozytywnej a co innego sprowadzenie na siebie tej dezintegracji. Robienie tego na serio to choroba ale najczęściej to funkcjonuje „na niby” jako dewocja i wtedy jest obrzydliwe.
    Po dojściu do ściany, tak czy inaczej możesz tylko iść dalej lub umrzeć. Znam przypadki takich „ścian”, które kończyły się samobójstwem a nie żadnym ratunkiem u Jezusa. Twierdzisz, że „mieli lepiej”?
    Najwięksi święci dochodzili do ściany swoich poglądów na moralność, słuszność, prawdę itd. Daleko nie szukając: o. Pio. Nie kupuję Twojego rozumowania.

    #42 Włodek
  43. Janusz
    Chcesz zobaczyć świat bez grzechu? Jest dwa okna: mechanika kwantowa i ogólna teoria względności. Tego grzech nie mógł zepsuć. Czyste piękno tak, jak zostało stworzone. Myślisz, że wielu chce patrzeć? Prawie nikt a już zwłaszcza z teologów i pasterzy. Za trudne, marne, nieciekawe. Tak samo jak Bóg dla niektórych.
    Ludzie jednak lubią babrać się we własnych bebechach: emocje, ofiary, seks, krew i śmierć.

    #43 Włodek
  44. Ad #43 Włodek
    Włodku!
    Z uznaniem czytam Twoje wypowiedzi tutaj na blogu.
    Do ostatniego pozwalam sobie zrobić taki oto krótki komentarz.
    Krótko: Po co szukać „świata bez grzechu”. Spośród rozumnych cielesnych stworzeń, tylko Maryja jest taką.
    Reszta – chcesz czy nie chcesz, mniej lub bardziej – „babrze się we własnych bebechach: emocje, ofiary, seks, krew i śmierć”.
    Czy zawsze lubi? To jest jeszcze inne pytanie.
    Chrystus przyszedł właśnie do nich, do nas tak uwikłanych w siebie i zniewolonych sobą. Przyszedł do tych, którzy potrzebują lekarza uzdrowienia.
    A co do teorii względności – to dopiero z wysokości krzyża wszystko jest względne i pozostaje tylko jedna prawda. Właśnie ta lecząca, układająca i porządkująca wszystko, o której w dzisiejszym czytaniu mówi św. Paweł: „nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego” (1Kor 2,2).
    To też jest w zasadzie najważniejszym zadaniem i misją pasterzy. Jednocześnie także danym im wyborem i przywilejem.
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #44 bp Zbigniew Kiernikowski
  45. Ad Grzegorz.
    Wiesz, że spotkałeś więc mówisz, czy mówisz więc spotkałeś ? Napisz skąd nabrałeś pewności?

    Ad Mirpat
    Dziękuję.
    Włodku,
    jestem pod wrażeniem twojej wiedzy, trafności osądu, lekkości pióra.
    Czy mógłbyś dać osobiste świadectwo ?
    Pozdrawiam AFC

    #45 AF
  46. Wasza Ekscelencjo

    Dziękuję za wyrazy uznania, które przyznam niepokoją mnie na równi z postawionymi pytaniami.

    Pyta Ekscelencja po co szukać „świata bez grzechu”? Pytanie o cel jest wieloznaczne. Dlaczego niedźwiedź polarny jest biały? Bo ma mało barwnika w tkankach. Bo dzięki temu jest lepiej przystosowany do arktycznego środowiska. Obydwie odpowiedzi są poprawne a która odpowiedź jest „lepsza”?
    Dlaczego szukać świata bez grzechu? Może na skutek katolickiego wychowania, każącego wyglądać zbawienia (lepszego przystosowania do rzeczy ostatecznych?). „Stworzenie bowiem dotąd jęczy […] oczekując objawiania się synów Bożych”. Może gdybym nie był katolikiem, szukałbym innego znaczenia „świata”. Ale pragnienie poznania pewnie i tak by mi zostało, bo jest wrodzone, jak to słusznie zauważył Arystoteles. Jako katolik mam po prostu wpojone „dążyć do tego, co w górze a nie do tego, co w dole”.
    Stąd jest to dla mnie pytanie jakby retoryczne, jak pytanie „po co szukać sensu życia?”. Pytamy tylko wtedy, gdy nie szukamy. Jak szukamy, pytanie traci sens. Ale i tak odpowiem.
    Karl Rahner twierdził, że powszechne wyłączanie nauki (poznania) spod prawa grzechu jest podejrzane, skoro grzech polegał na poznaniu (choć wg. Akwinaty na woli a nie na poznaniu). Nauka też zatem jest grzeszna (fałszywa, niepewna?). W takim razie pytanie o „świat bez grzechu” staje się całkiem zasadne. Staje się pytaniem o prawdę.

    „Spośród rozumnych cielesnych stworzeń, tylko Maryja jest taką”.

    Dlaczego ograniczać się do rozumnych, cielesnych stworzeń? Bł. Henry Newman zauważył, że współczesny mu obraz świata jest zupełnie obcy wierze chrześcijańskiej i biblijnemu obrazowi świata. Dziś jest to jeszcze bardziej widoczne niż w jego czasach. Katolicy przywiązani do wiary mają bardzo dziwaczne poglądy na świat i są w tym świecie bezradni (w czym upatrują swego wybraństwa). Stąd wiara pozostaje zamknięta w wąskim, psychologicznym aspekcie życia, z konieczności bardzo indywidualnym. Widać to na każdym kroku.

    „Reszta – chcesz czy nie chcesz, mniej lub bardziej – „babrze się we własnych bebechach: emocje, ofiary, seks, krew i śmierć””.

    Naturalnie. Ale dziś trudno zwalić całą winę na grzech pierworodny. W jaki sposób grzech człowieka miał wpływ na parametry „zadane” naszemu wszechświatowi przy jego kreacji? „Babranie się we własnych bebechach” ma dziś wymiary naukowe. Wiemy mniej więcej jak powstaje moralność, dlaczego ludzie muszą się karać za łamanie reguł, skąd jest mechanizm ofiary,jaki jest mechanizm kulturowej imitacji itd.

    „Chrystus przyszedł właśnie do nich, do nas tak uwikłanych w siebie i zniewolonych sobą. Przyszedł do tych, którzy potrzebują lekarza uzdrowienia”.

    Tak, ale nie wiem, czym jest zniewolenie, jeśli nie znam swojej natury. Jezus sam często odwołuje się do natury: jak sądzicie, czego pragniesz? „Być to źle? A nie? Rozpuśćmy się, nie będzie źle” jak pisał Miron Białoszewski. Buddyści uważają, że już sama jaźń jest zniewoleniem (ułudą powodującą cierpienie), stąd trzeba się jej pozbyć. W chrześcijaństwie nie ma takiej jednoznaczności wobec natury. Jest zawsze „tak” wobec natury z jednoczesnym „ale”. Jaźń jest dobra (wg. św. Augustyna nawet bezwzględnie dobra) ale zarazem jest „krzyżowana”.
    Jest bardzo istotne, jaką mam naturę, i co jest we mnie złe. Jeżeli jestem duszą to po co mi ciało? Nasuwa się proste rozwiązanie, zamiast realizowania swoich planów, tylko po to, by wzięły w łeb.

    „A co do teorii względności – to dopiero z wysokości krzyża wszystko jest względne i pozostaje tylko jedna prawda.”

    Jeśli wszystko jest względne to i krzyż również a tak być przecież nie może. Na szczęście zdania z orzecznikiem „wszystko” nie mogą być ani prawdziwe ani fałszywe. Są równoważne prawdzie wszystkich zdań o której logika zabrania mówić. Prawda krzyża jest zatem niewypowiadalna. „Bóg nie jest użytkownikiem języka”.
    Co to ogólnej teorii względności to jej założeniem jest tzw. zasada względności, która brzmi: prawa fizyki są (lokalnie) takie same dla każdego układu odniesienia. Względności tu jak na lekarstwo. W jaki sposób krzyż obala zasadę względności? Zawiesza prawa fizyki? Tylko po co wtedy cała ta zabawa w świat? Nie łatwiej zrobić od razu produkt docelowy?

    „Właśnie ta lecząca, układająca i porządkująca wszystko, o której w dzisiejszym czytaniu mówi św. Paweł: „nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego” (1Kor 2,2)”.

    Nie chciał znać ludzkiej mądrości i „uwodzącego brzmienia słów” ale pisał błyskotliwe, inteligentne, pełne inwencji i retoryki listy. Podróżował po całym świecie, organizował kościoły. Na koniec życia odwołał się nawet do rzymskiego (bardzo „światowego”) prawa.

    Z poważaniem

    #46 Włodek
  47. spróbuję ostatni raz. #43 Włodek.
    „Ludzie jednak lubią babrać się we własnych bebechach: emocje, ofiary, seks, krew i śmierć”.„Z Chrystusem jestem ukrzyżowany; żyję więc nie ja, ale żyje we mnie Chrystus; a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie.” Gal. 2,20. Tak samo i my sami już nie żyjemy, czyli nie żyjemy dla siebie (II Kor. 5,15), lecz dla innych! Włodzimierzu, miejsce każdego mojego grzechu jest na moim krzyżu. To jest tak jakbym dobrowolnie zgadzał się na ukrzyżowanie/uśmiercenie/każdego mojego grzechu. Tylko jako ukrzyżowany razem z Chrystusem mogę nie tylko widzieć świat bez grzechu ale mam moc żyć tam gdzie jest grzech bez grzechu. Teraz widzisz dlaczego tak bardzo ważne jest dowartościowanie/zauważenie/ własnego krzyża jako miejsca gdzie każdego dnia krzyżowany/zabijany/ jest mój stary człowiek, który lubi babrać się we własnych bebechach: emocje, ofiary, seks, krew, śmierć. Tu nie chodzi tylko o zdołowanie starego człowieka/grzesznika/ na swoim krzyżu lecz o zgodę na zabijanie go w sobie na co dzień. Każdy człowiek według ciała jest zupełnie zepsuty, niepoprawny, bezsilny i niemożliwy. Im stara się czynić dobrze, tym bardziej dochodzi do tego, że jest to beznadziejne. Co mamy zrobić z tak na wskroś zepsutym i niemożliwym człowiekiem?
    Z takim doświadczeniem i takim poznaniem, z taką troską i w takiej potrzebie, otwiera Bóg moje oczy na to, że jestem ukrzyżowany z Chrystusem i że nie tylko moje grzechy zostały przybite do krzyża (Kol. 2,14), ale również ja sam/mój stary człowiek/. Gdy poznasz w prawdzie swój grzech i zobaczysz w nim swoją śmierć to będziesz bardzo pragnął pozbyć się tego „wirusa” jak najszybciej. Dlatego musisz mieć swój „antywirus” jakim jest twój krzyż.
    Zaufałem, zaufałem Panu, a On nade mną się pochylił
    i wysłuchał mego krzyku,
    z dołu śmierci mnie wydobył!
    http://www.spiewnik.com/wyswietl.php?numer=12075
    Wczoraj, chciano zgasić mój uśmiech, który jest moim małym słońcem. A dzisiaj urwałem się z krzyża i pokąsałem najbliższych jak lew ryczący. janusz

    #47 baran katolicki
  48. #42 Włodek
    Skąd u Ciebie pogląd, że poniżanie się, aby czuć się wywyzszonym ma coś wspólnego z chrześcijaństwem, z tym co ja opisuję?
    Nie wiem, jakie smutki ogarniały Tomasza z Akwinu i czy rzeczywiście były najbardziej wbrew Jego naturze, ale powtarzanie takich uogólniająsych sądów jest dość ryzykowne (czy Ty przyznajesz mu rację czy nie?)
    Pocieszanie smukiem – tego nie znam. Czy to jakaś nowa metoda terapii?
    Na dzisiejszej Eucharystii specjalnie obserwowałem zjawisko użalania się nad sobą wiernych. Niestety nie zauważyłem. Opisujesz chyba w tym miejscu jakiś specyficzny nie znany mi system religijny:)
    Po dojściu do ściany masz następujące wyjścia:
    1. załamka – może być w skranej sytuacji samobójstwo
    2. wycofanie się – ucieczka w „gadżety” wersja lekka- znaczki, wędkarstwo, bieganie -zamiast podjęcia rękawicy
    3. skorzystanie z trampoliny (jak kiedyś opisał to ks. Biskup) w postaci Dobrej Nowiny. Ta oferta jest propozycją można z niej nie skorzystać
    4. „mojego” rozumowania nie kupisz, bo jest za free-wersja darmowa.
    z ukłonem

    #48 grzegorz
  49. Grzegorz

    Zdecyduj, czy się załamujesz („Wspólny mianownik to dojście do momentu, gdzie nie jestem w stanie tego dalej ruszyć, rozwiązać, ułożyć tak jak to widzę że powinno być. Dojście do ściany”) czy podejmujesz rękawicę („Skorzystanie z trampoliny w postaci Dobrej Nowiny”). I jak to się ma do Twojego: „zdołowani bez wyjścia i nadziei lepiej widzą samych siebie niż ci, którym się udaje”.

    „Nie wiem, jakie smutki ogarniały Tomasza z Akwinu i czy rzeczywiście były najbardziej wbrew Jego naturze, ale powtarzanie takich uogólniających sądów jest dość ryzykowne (czy Ty przyznajesz mu rację czy nie?)”

    Tak. Akwinata jest autorem bardzo ciekawej, metafizycznej (a więc zarazem koniecznej i ogólnej) teorii uczuć, całkowicie zapoznanej nawet w świecie katolickim, w myśl której uczucia to nie tylko pozbawione znaczenia, subiektywne stany psychiczne. Smutek pełni rolę markera somatycznego, to obiektywny sygnał: jest źle. Analogicznie radość to sygnał: jest dobrze. Główne uczucia to radość/smutek oraz nadzieja/lęk, zapodmiotowane w dwu różnych władzach: pożądliwości i gniewliwości. Żaden żywy organizm nie może funkcjonować w oderwaniu od uczuć, bo straciłby zarówno motywację jak i orientację. Mamy na to również empiryczne potwierdzenia u osób z lezjami mózgu. Co ciekawe atrofia uczuć pozbawia człowieka pojęć moralnych. Po eliminacji roli uczuć, również religia staje się bez sensu.

    „„mojego” rozumowania nie kupisz, bo jest za free-wersja darmowa”

    Nie ma. Wszystko ma swój koszt. Nawet Twoja „free-wersja” wymaga ofiary, która ją odróżnia od darmowej promocji w supermarkecie.

    Leszek
    „Każdy człowiek według ciała jest zupełnie zepsuty, niepoprawny, bezsilny i niemożliwy”.

    To nieprawda. Taki pogląd mają protestanci. Pogląd katolicki jest inny: „Jak poznanie naturalne jest zawsze prawdziwe, tak skłonność naturalna jest zawsze praworządna. Przeczyć temu to ubliżać Stwórcy natury” [Tomasz z Akwinu].

    #49 Włodek
  50. „#10 Jurek
    Jest taka wersja tajemnicy fatimskiej (której Watykan nie chciał opublikować), w której sam papież jest antychrystem a biskupi to masoneria.
    Zajmowalem sie Fatima i „czwartym sekretem”, Akita… biskup przeciwko biskupowi, kardynal przeciwko kardynalowi, kilka lat temu i chyba pisalem nawet tutaj, ale nie znalazlo sie, choc moim zdaniem byly blizsze prawdy, bo mozna o tym teraz slyszec prawie na codzien, niz powyzsze chyba wyssane z palca stwierdzenie.
    #44
    „Włodku!
    Z uznaniem czytam Twoje wypowiedzi tutaj na blogu.” a ja jestem chyba zaskoczony. Kilka dni zastanawialem sie czy odpisac, z zreszta pisac sobie a muzom.

    Chyba ze „… A co do teorii względności – to dopiero z wysokości krzyża wszystko jest względne i pozostaje tylko jedna prawda…” ???
    A moze raczej „wszystko”, bo to, ze wszystko jest wzgledne swiat „juz wie”, stara sie nam wmowic i jest dzis conajmniej juz za b. modne.

    #50 Jurek
  51. #49 Włodku
    O załamaniach, smutku i innych trudnych sytuacjach trudno pisać teoretycznie.Gdy się za daleko zabrnie wychodzą głupoty. Ja piszę w dużym stopniu o swoich doświadczeniach, a także o doświadczeniach tych, którzy wobec mnie ( i może wobec innych) odważyli się o tym mówić. Bez osobistego odniesienia, skazujemy się na żonglowanie terminami za którymi nie stoi żadna rzeczywistość. A to jest bez sensu.
    Czy uczucia są pozbawione znaczenia? Nieprawda, bo wszystko na świecie ma swój sens w odniesieniu do planu Boga żywego, jeśli w Niego wierzysz. To samo dotyczy religii. Nie religia wytwarza Boga, chociaż są osoby które mają takie zdanie. Moja free wersja nie wymaga już ofiary, bo ta została dokonana na Krzyżu – Ofiara Jezusa Chrystusa. Jej działanie zaciągnięte jest na każdą Ofiarę Eucharystyczną a ja mam nic tylko brać i jeść, oraz brać i pić.Prosta sprawa. Oczywiście dla tych którzy w Niego wierzą.Być może Ciebie to w tej chwili Twojego życia nie dotyczy. Ale zawsze serdecznie zapraszamy.

    #51 grzegorz
  52. #45AF
    Pewności nabieram za każdym razem, gdy uśmiecham się do ludzi, których kiedyś omijałem szerokim łukiem.

    #52 grzegorz
  53. # 49.Włodek.
    „Ciało” jest dla św. Pawła pojęciem szerszym. Oznacza ono całą psycho–cielesną naturę człowieka jako skażoną grzechem i będącą wskutek tego siedliskiem najrozmaitszych egoistycznych (nie tylko seksualnych) pożądań. Co do określenia „człowiek stary” to nie odnosi się ono rzecz jasna do człowieka starego wiekiem. Nazwą tą objęty jest każdy człowiek.
    „Starym” nazywa się on dlatego, bo jego grzeszna natura należy do przeszłości, do „starego porządku” świata, jeszcze wprawdzie istniejącego, a nawet bujnie się rozkrzewiającego, ale już pokonanego w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Obecny porządek świata — pełen niesprawiedliwości, pełen wojen i przemocy, pełen kłamstwa, obłudy i egoizmu — nie ma przed sobą przyszłości ani nadziei, będzie potępiony i zniszczony. Zmierza on do swojej nieuchronnej śmierci, a więc „starzeje się”, a wraz z nim „starością” napiętnowany jest każdy człowiek, który swoją mentalnością i czynami do niego należy.
    Życie, prawdziwe i szczęśliwe życie, nigdy się nie kończące, wieczne — stoi przed człowiekiem „nowym”, „człowiekiem według Ducha”.
    Czyżbyś nie wiedział o tym?
    janusz

    #53 baran katolicki
  54. Moze dziwnym zbiegiem okolicznosci dzis rano w lazience gdy wlaczylem radio ABC uslyszalem koniec, jak sluchacz tlumaczyl niewierzacemu Grekiem Redmond „Red” Symons, ze “handshake” MASONERII pochodzi z okresu Salomona, kiedy to roznego poziomu wtajemniczenia zawodowego kamieniarze/murarze poslugiwali/rozpoznawali sie tajemnym usciskami reki. Liczba czlonkow MASONERII byla 100 tys. w ub. stuleciu i spadla do 20 tys. mlodzi sie nie garna, (Dzieki Bogu), wiec sredni wiek jest wysoki, oczywiscie mowil chyba o Australii, bo na swiecie ich liczba jest okolo 6 mln.

    #54 Jurek
  55. Janusz
    Takie dyskusje możemy prowadzić w nieskończoność. Mogę cytować dziesiątki oficjalnych tekstów Magisterium a Ty pozostaniesz przy swoim ze względu na „niezdeterminowanie przekładu” i temu podobne zjawiska semantyczne.
    Praktycznie rzecz biorąc, jeżeli jestem „zupełnie zepsuty, niepoprawny, bezsilny i niemożliwy” to Twoje do mnie pisanie nie ma żadnego sensu. Bo ja nawet nie mogę tego przeczytać. A nawet gdybym mógł przeczytać, to nie mogę nic zrozumieć. A gdybym i coś zrozumiał to i tak nic nie mogę zrobić i tak w koło. Zmierzam do mojej nieuchronnej śmierci, jestem napiętnowany, bo swoją mentalnością i czynami należę do obecnego porządku świata, w którym nie ma nic dobrego, tylko samo zło.
    Twoja koncepcja sprowadza się do tego, że nic się nie zmienia tyle, że Chrystus umiera. Grzesznik pozostaje grzesznikiem ale, że Bóg Ojciec zadowala się ofiarą Syna. Zbawienie jest zatem sprawą między Bogiem a Bogiem a my nic do tego nie mamy. Żadnej zasługi.
    Jeśli jednak Pan Jezus mówi „jeśli chcesz” albo „zachowaj przykazania” to ja muszę mieć zdolność do jednego i do drugiego albo Pan Jezus bredzi! To jest prosty warunek sensowności zdania. Żadna teologia. Jak mówię „stoliczku nakryj się” do kota – nie ma to sensu. I tyle.

    Koniec dyskusji z mojej strony. Nie wierz mi, zapytaj biskupa o teologię upadku i usprawiedliwienia. Biskupa masz słuchać.

    #55 Włodek
  56. Włodzimierzu, Włodzimierzu.
    Mam ci do przekazania dobrą wiadomość, że Bóg jest światłem. To znaczy, że Bóg kocha to, co tej miłości nie jest warte, co jest ostatnie, co zasłużyło na odrzucenie, na co splunąć nie warto. Nic warci nie jesteśmy i nic uczynić nie możemy by wydobyć się z tej nicości. Teologia nie jest dla mnie bo prosty ja człowiek a moim pokarmem jest powszedni chleb. objawienie całego Nowego Testamentu, że w Jezusie Chrystusie objawiła się miłość Boga szukająca grzesznika. Miłość, która jest czymś gorszącym.
    Jak gorszącym, pragnie to zilustrować przypowieść o „Synu Marnotrawnym”. Ja jej nie tytułuję przypowieścią o Synu Marnotrawnym, tylko przypowieścią o dwóch braciach. Dlatego, że główną postacią w tej przypowieści jest starszy brat. Młodszy brat służy tylko za tło. Jezus pragnie w tej przypowieści rozprawić się z problemem, że miłość Boga do grzesznika jest za mocna, przesadzona.
    I ludzie sprawiedliwi (reprezentuje ich ten starszy brat), którzy są stale w Kościele, zawsze są w Ludzie Bożym, którym sumienie nie wyrzuca żadnych grzechów ciężkich, gorszą się tym, jak tak można postępować z grzesznikiem. Przecież to go rozwydrzy, to jest niepedagogiczne, to zachęci innych do grzechu. Takie jest tło tego rozumowania.
    Dlatego ta przypowieść jest zaadresowana do ciebie bo gorszysz się, Jezusem, który je i biesiaduje z celnikami, grzesznikami i prostytutkami. Z tymi prostytutkami, na które wszyscy plują, które są synonimem najbardziej pogardzanego grzechu. No a celnik w tych czasach to był człowiek chciwy na pieniądze, kolaborant, zdrajca własnej ojczyzny i zdrajca własnych świętych ideałów. Dla tych największych grzeszników Jezus przynosi Dobrą Nowinę. I to właśnie grzechy, które były w największej pogardzie, Jezus bierze pod uwagę.
    Z takimi ludźmi przestaje, żeby pokazać, iż Pan Bóg tych ludzi nie odpędzi ze swojego Królestwa, tylko ich zaprasza do wspólnoty stołu.
    Pozdrawiam
    janusz

    #56 baran katoicki

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php