Znak dany od Pana (IV Ndz Adw A 131222)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Oto IV Niedziele Adwentu. Jesteśmy już bezpośrednio przed obchodem Świąt Bożego Narodzenia. Kościół podaje nam w liturgii tej niedzieli jako pierwsze czytanie fragment proroctwa Izajasza. To proroctwo wydaje się bardzo proste. Poniekąd tak też jest. Aby jednak uchwycić znaczenie i wagę tego przesłania, trzeba się trochę wgłębić w okoliczności, w jakich ono zostało wypowiedziane przez proroka Izajasza oraz, jak było rozumiane i interpretowane przez potomnych.

Czas, w którym mają miejsce wypowiedziane słowa to druga połowa 8 wieku przed Chrystusem. Miejsce wydarzeń to Juda, czyli Królestwo Południowe. W tym czasie Królestwo Północne, czyli pozostałe pokolenia Izraela weszły w koalicję z Królestwem Syryjskim – Damaszkiem przeciwko Mocarstwo Asyryjskiemu, które zmierzało do tego, podbić stopniowo cały teren nad Morzem Śródziemnym aż do Egiptu. Była to tak zwana koalicjo syro-efraimska. Król Judzki Achaz nie przyłączył się do tej koalicji. W tej sytuacji Król Achaz prowadzi swoją politykę niezależną od koalicji i dobrowolnie uznaje się jako wasal wobec Mocarstwa Asyryjskiego (władca Tiglat-Pileser). Koalicjanci zagrażają Jerozolimie i ją oblegają. Jest to po części wojna bratobójcza. W takiej oto sytuacji niepewności król Achaz – prawdopodobnie z racji swego przekonania o słuszności swych decyzji ‑ wypowiada słowa, że nie będzie Boga prosił o znak z nieba.

Wówczas takie oto słowa wypowiada Izajasz:

Pan sam da wam znak:
Oto Panna pocznie i porodzi Syna,
 i nazwie Go imieniem Emmanuel (Iz 7,1nn).

Te słowa proroka Izajasza to wymowna  reakcja na postawę króla Achaza. Przyjrzyjmy się jeszcze bliżej ówczesnej sytuacji, która już wyżej skrótowo została wspomniana.

1. Sytuacja

Już wcześniejsze słowa proroka Izajasza (właściwie począwszy od 6 rozdziału Księgi Izajasza – zwanej także Księgą Emanuela: Iz 6 -12), odnosząc się do wspomnianej wojny syro-efraimskiej, będącej skutkiem koalicji Damaszku z Efraimem (północnymi pokoleniami Izraela), wskazują na potrzebę wiary albo wręcz ukazują jako warunek przetrwania konieczność zaufania Bogu. Mamy słynną i bardzo wymowną wypowiedź Izajasza uczynioną w imieniu Boga: „Jeśli nie uwierzycie, nie ostoicie się” (Iz 7,b).

Prorok wskazuje na potrzebę wiary i odniesienie do Boga. Król Achaz, jak na to wskazują ówczesne świadectwa i co potwierdzają opinie badaczy był człowiekiem religijnym. Jego religijność nie była jednak ukierunkowana głównie na Boga, który się objawia i prowadzi historię swego ludu, lecz była skażona odniesieniem do bożków. Księga Kronik mówi o nim, że popierał zepsucie w Judzie i bardzo sprzeniewierzał się wobec Pana (2Krn 28,19). Hołdował bożkom pogańskim (zob. 2Krl 16,4). To wszystko szło w kierunku zdobywania pewności dla własnych decyzji i podejmowanych kroków.

Prorok Izajasz występował przeciwko temu, by Achaz oddawał się w wasalską zależność Mocarstwu asyryjskiemu (Tiglat-Pileser). Skłaniał natomiast Achaza do tego, by zaufał Bogu, który dotychczas prowadził ten lud. Kiedy więc Achaz nie chce prosić Boga o znak, nie jest to najprawdopodobniej szczere i jest to zapewne pewien wykręt. Jest to niewątpliwie lęk przed tym, że Pan Bóg może dać mu znak, który będzie go wzywał do zmiany jego postawy i całej jego polityki. A tego Achaz nie zamierzał czynić. Nie chciał rezygnować ze swoich ludzkich a także religijnych (idolatrycznych) zabezpieczeń. Miał po prostu swoje plany i tylko te chciał realizować. W takim przypadku żaden znak od Boga nie jest widziany jako przychylny. Bowiem prawdziwy znak od Boga będzie zawsze domagał się od człowieka nawrócenia i wejścia w Boży zamysł. A tego najwyraźniej nie chciał król Achaz.

2. Po co znaki ?

Obecność Boga i Jego działanie w życiu człowieka jest sprawdzalna bezpośrednio przez żaden instrument ani też przez zewnętrzne pomiary. Poznawanie i doświadczanie tej działającej obecności dokonuje się w wydarzeniach, które przychodzi człowiekowi przeżywać. Dzieje się to zazwyczaj – chociaż nie tylko – w okolicznościach trudnych, kiedy człowiek staje przed ważnymi decyzjami i musi podejmować kroki, które rzutują na dalszy bieg wydarzeń.

W biblijnej historii zbawienia tylekroć jest mowa o posłaniu aniołach, który przemawia albo prowadzi. Jest mowa o snach, które są interpretowane przez mędrców i proroków. Są sny lub widzenia skierowane do wybranych osób i przez nie bezpośrednio rozumiane jako głos Boga. Tak było z ukazaniem się we śnie anioła św. Józefowi. Tego doświadczyli zarówno apostołowie: św. Piotr i św. Paweł i tylu innych świętych i wybranych zwykłych śmiertelników. Niejednokrotnie też w rozmowach słyszymy, czy wypowiadamy prawdę, że ktoś odebrał jakieś wydarzenie jako znak działania Boga w jego życiu.

Nie jest rzeczą prostą stwierdzenie prawdziwości otrzymanego znaku –to znaczy pojmowania jakiegoś wydarzenia jako znaku z nieba danego od Boga. W Księdze Powtórzonego Prawa– w kontekście wędrówki na pustyni ‑ jest mowa o tym, że prawdziwe są takie prorocze słowa i znaki, które się sprawdzają. Jest to więc spojrzenie jakby po zaistnieniu faktów (zob. Pwt 18,21n). Takie kryterium prawdziwości pomaga ocenie ciągu znaków wskazując na prawdziwość tego, od kogo pochodzą. Jednak już wtedy jest wyrażona zapowiedź, która jest wypowiedziana w perspektywie wejścia do Ziemi Obiecanej, a która wskazuje na wyższość posłuszeństwa przykazaniom Boga nad spełnianie się znaków (zob. Pwt 13,1nn).

Kryterium prawdziwości nie jest tylko to, że coś się sprawdziło, lecz czemu to służy i do czego prowadzi. Jest bowiem powiedziane wprost: Jeśli powstanie u ciebie prorok, lub wyjaśniacz snów, i zapowie znak lub cud, i spełni się znak albo cud, jak ci zapowiedział, a potem ci powie: Chodźmy do bogów obcych – których nie znałeś – i służmy im, nie usłuchasz słów tego proroka, albo wyjaśniacza snów. Gdyż Pan, Bóg twój, doświadcza cię, chcąc poznać, czy miłujesz Pana, Boga swego, z całego swego serca i z całej duszy. Za Panem, Bogiem swoim, pójdziesz. Jego się będziesz bał, przestrzegając Jego poleceń. Jego głosu będziesz słuchał, Jemu będziesz służył i przylgniesz do Niego (Pwt 13,2-5).

 

3. Znak, którym jest Emmanuel

Izajasz obwieszcza Achazowi a tym samym narodowi wybranemu i pośrednio całej ludzkości: Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel. W tych słowach mogła być najpierw zawarta obietnica narodziny syna króla. Miałaby ona być dla niego pociechą i znakiem przychylności Boga. Za tym obwieszczeniem stoi jednak bogatsza i pełniejsza treść, która nie ogranicza się do ówczesnej sytuacji historycznej, ale ma odniesienie do całej ludzkości.

Bowiem to, co przedstawiał wówczas król Achaz, w jakiejś mierze charakteryzuje wszystkich ludzi. Szuka się układów dla ocalenia swojego życia i swojej egzystencji. Skłania się często do różnych form religijności, a z drugiej strony nie zawsze jest się otwartym na przyjęcie działania Pana Boga i znaków tego działania. Po porostu zazwyczaj człowiek chce zabezpieczyć swoją linię postępowania i swoją strategię życia.

Znak Emanuela – Boga z nami, to znak, który od samego początku jest dla każdego z nas kontrowersyjny, prowokujący, czasem bulwersujący i nie rzadko skandaliczny (zob. np. Mt 11,6; J 6,61 i tyle innych). Poczęty w dziewiczy sposób, narodzony w stajence, prześladowany jako niemowlę, usprawiedliwiający swoje zagubienie się prze rodzicami – i tak aż po śmierć krzyżową.

Stał się znakiem, w którym się wszystko sprawdziło, co O nim zostało napisane. Stał sią znakiem, który zapewniał i zapewnia, że Bóg jest z tym, kto z powodu wiary (prowadzony przez wiarę) nie boi się opuszczenia i nie ucieka się do bożków, które zabezpieczyłyby to życie. Stał się znakiem, który pozwala rozumieć skutki grzechu, jakim jest śmierć – i to śmierć niesprawiedliwa w opuszczeniu na krzyżu.

Król Achaz takiego znaku nie chciał. Może trzeba powiedzieć, że takiego znaku się po prostu bał. Wolał swoje królestwo. Każdy z nas ochrzczonych, wzywających imienia Jezus i czyniących znak krzyża winien sobie też stawiać sobie patynie – szczególnie w tych dniach pamiątki przyjścia Emanuela – jak pojmuje i jak przyjmuje ten znak obecności Boga w swoim życiu.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

21 komentarzy

  1. Ponad rok temu też jakby Bóg do mnie przez sen przemówił, ale ja jestem uparty i nie wiedziałem o co Mu chodzi. Teraz się dowiedziałem, ale po czasie. Zniknęła…
    A poza tym czy sam Bóg wystarczy żeby dwoje ludzi było razem? Oni tak siebie się wstydzą.

    #1 chani
  2. Coś takiego na święta:
    ” A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki.” [J 3,19] i w necie znalazłem:
    „Czy Jezus jest zbawicielem? Znowu – w teorii i liturgii tak, ale w praktyce? Śmiem twierdzić, że panuje coś w rodzaju pelagianizmu – człowiek zbawia sam siebie.
    To trochę kontrowersyjna teza, więc może dobrze zasłonić się biskupem.
    Biskup Kiernikowski w swoim wywiadzie dla KAI zauważył ciekawą rzecz: „Przy okazji przygotowania do pierwszej komunii dzieciom mówi się często: trzeba uprzątnąć serduszko, jakby jakiś kącik, żeby Pan Jezus dobrze tam się czuł. To są sformułowania, które nie mają wiele wspólnego z właściwie pojętą katechezą inicjacyjną wprowadzającą w życie jako historię zbawienia. W istocie Chrystus przychodzi w nasze zepsute czy zwichnięte, egoistyczne wnętrze, żeby właśnie w nim być i w tym życiu uczyć to życie tracić dla innych.”
    Czy nie jest to ciekawa obserwacja?
    Czy nasze serduszko (życie) jest zepsute, zwichnięte i egoistyczne?
    Z pewnością. Kto ma się tym serduszkiem zająć? Każdy z nas sam czy Jezus? Kogo wskażemy – tego czynimy zbawicielem. Z tym, że jeśli wskażemy na siebie, to wskażemy zbawiciela fałszywego.”
    Na maila otrzymałem wiadomość ze subskrypcji słowa.pl:
    „Złożone przez Jezusa Chrystusa oświadczenie: „Ja się narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie; każdy, kto z prawdy jest, słucha głosu mego” nie tylko przypomina jeden z głównych powodów Jego narodzin i przybycia na świat, ale jednocześnie wskazuje jedną z głównych cech ludzi wywodzących się z prawdy. (Jana 18:37)

    #2 chani
  3. Na jednej stronie czytam, że Awent się kończy i już niedługo przyjdzie Pan i tak sobie pomyślałem: Pan już przyszedł, tylko my Go nie zauważyliśmy, bo tacy jesteśmy zaganiani zarabiając i kupując.
    Nie ma się co oszukiwać, że przyjdę do Pana w niedzielę, ewentualnie jak mam wolne to w tygodniu, i jest wszystko ok- nie, nie jest ok.
    Z Panem się powinno żyć cały czas, nie od kościółka do kościółka.
    Pan przychodzi żeby z nami wieczerzać, zjeść kolacją wigilijną, kto Mu otworzy?

    #3 chani
  4. ” Poznawanie i doświadczanie tej działającej obecności dokonuje się w wydarzeniach, które przychodzi człowiekowi przeżywać. Dzieje się to zazwyczaj – chociaż nie tylko – w okolicznościach trudnych, kiedy człowiek staje przed ważnymi decyzjami i musi podejmować kroki, które rzutują na dalszy bieg wydarzeń.”
    Zawsze, gdy słyszę to czytanie, przypominają się moje rozterki związane z wstąpieniem do wspólnoty neokatechumenalnej. Bardzo długo nie mogłam się zdecydować, czy chcę, czy nie chcę tego. Pytałam Pana Boga, czego On chce? Oczekiwałam od Niego jakiegoś znaku – Słowa, co mam zrobić. Byłam już zmęczona tym oczekiwaniem i zrezygnowana, gdy usłyszałam:
    ”Proś dla siebie o znak od Pana, Boga twego, czy to głęboko w Szeolu, czy to wysoko w górze”.
    Nie, nie będę prosiła. Przyjmę to, co Pan Bóg da. Pomyślałam.
    Za chwilę usłyszałam:”Nie będę prosił i nie będę wystawiał Pana na próbę”
    Tak, nie będę wystawiała Boga na próbę, próbując wymusić na Nim jakiś znak. W stosownej chwili da mi poznać, co mam zrobić…
    „Czyż mało wam naprzykrzać się ludziom, iż naprzykrzacie się także mojemu Bogu?”
    Tak, ostatnio bardzo naprzykrzałam się Bogu ciągłą prośbą o poznanie, co mam zrobić.
    „Dlatego Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel”
    I odeszłam ze spokojem w sercu i z tą obietnicą. 🙂
    Gdy wróciłam do domu Pan Bóg coś we mnie zmienił wewnętrznie i poczułam, że mam zostać we wspólnocie.
    To było 5 lat temu w święto Zwiastowania.

    #4 basa
  5. Zbyt ryzykowne jest dla mnie oczekiwanie na łaskę Boga, która nie wiadomo kiedy i czy w ogóle przyjdzie… Nie chcę już słuchać słów proroków bożych, którzy mówią wciąż „jeśli nie uwierzycie, nie ostoicie się”.
    Nie chcę żadnych znaków od Boga, że mam dalej wierzyć i czekać na Jego Łaskę.
    To zbyt ryzykowne.
    Jestem w końcu królem mego królestwa, czy nie! Panem swego życia! Kowalem swego losu!
    Tak. Jestem Achazem…
    +++
    Uprzykrzam się Bogu swoim brakiem wiary. Brakiem zaufania do Jego planów.
    Lękiem przed wrogami. Przykre jest dla Boga, gdy wierzę w to, że sam zabezpieczam swoją pomyślność i bezpieczeństwo „biorąc sprawy w swoje ręce” nie zważając na Jego troskliwą miłość do mnie i Jego zamysł dla mnie.
    +++
    Oto przed naszymi oczyma zbliża się
    Kolejny raz staje przed nami
    Znak dla nas,
    Który Bóg sam daje
    Nie czekając aż uwierzymy Jemu

    #5 mały
  6. Jescze taki cytat:
    „Czekamy na powtórne przyjście Jezusa, a zachowujemy się tak, jakby życie na tym świecie miało się nigdy nie skończyć. Czekamy na niebo, a boimy się innych wierzących, ludzi i samego Boga. Tak naprawdę nie bolą nas „prześladowania” Kościoła w Polsce, ale to, że możemy stracić swój „święty spokój”. Wchodzimy w kłótnie, które generuje świat. Umieramy i udajemy, że żyjemy, ale nie umieramy dlatego, ze wróg zadaje nam ciosy, ale dlatego, że panicznie boimy się straty. Mówimy o tym, że chrześcijaństwo to logika umierania dla siebie, ale kiedy mamy do tego okazję, to wolimy zabić innych.”
    W innym tekście czytam:
    „- Chcesz być prorokiem?
    – Chcę, ale się nie nadaje, bo moje życie jest przeciętne.
    – Aha… Więc posłuchaj o Wielkim Proroku Eliaszu. Na karkołomnej ścieżce, którą prowadzi go Bóg, Eliasz ujrzy widmo wojny, śmierć, zgliszcza, utraci wiarę i pokłóci się z Bogiem. Ale i odkryje, że każda tragedia, która wtargnęła znienacka w życie człowieka, nie jest wcale karą, jedynie wyzwaniem, próbą, której każdy musi stawić czoło….
    Bardzo polecam artykuły na stronie deon.pl, są „bardzo mocne”.
    ———————
    Jeszcze odniose się do swojego wpisu #3;
    Jezus powiedział do uczniów odnosząc się do Jana Chciciela;
    „Eliasz już przyszedł, a nie poznali go”, tak samo może byc właśnie z Jezusem – „Jezus już przyszedł, a nie poznali Go”.

    #6 chani
  7. Jescze taka sprawa jak widzę jak ludzie się bawią:
    czy na prawdę chcemy do nieba?
    Czy wolimy się bawić, a tam będzie nudno?
    Ja powiem wam szczerze, że bardzo nie jestem zabawowy. Nawet na własnej studniówce nie byłem.
    Po prostu, jestem takim odludkiem i źle się czuje w towarzystwie.

    #7 chani
  8. „Stał sią znakiem, który zapewniał i zapewnia, że Bóg jest z tym,
    kto z powodu wiary (prowadzony przez wiarę)
    nie boi się opuszczenia i nie ucieka się do bożków,
    które zabezpieczyłyby to życie.
    Stał się znakiem, który pozwala rozumieć skutki grzechu, jakim jest śmierć”

    Stawiam sobie pytania:
    – czy nie boję się opuszczenia?
    – czy zaczynam rozumieć śmierć?
    I odpowiadam sobie:
    – wielokrotnie doświadczyłam opuszczenia przez ludzi.
    Na początku przyjmowałam to jako wielką niesprawiedliwość.
    Z czasem, dzięki różnym przewodnikom, którzy otwierali mi oczy na prawdę o miłości Boga do mnie,
    zaczęłam dostrzegać, że takie opuszczenie jest mi potrzebne.
    Daje mi możliwość głębszego spojrzenia w siebie.
    Otwiera mnie na nowość.
    Uczy zaufania do Pana Boga.
    – myślę, że ze śmiercią dobrze jest oswajać się całe życie.
    Słusznie przodkowie mówili „memento mori”.
    Z wdzięcznością myślę o tych, którzy tłumaczą mi konieczność śmierci i wskazują na śmierć Jezusa,
    która nie tyle zakończyła życie, co stała się początkiem nowego.
    Pozdrawiam 🙂

    #8 julia
  9. #5 mały,
    pięknie napisałeś… 🙂

    #9 julia
  10. #5
    Dokładnie tak ,chociaż sama nie potrafiłabym ta pięknie ująć .
    Zycę Ci obfitości łask w niesieniu innym Dobrej Nowiny

    #10 Tereska
  11. Kochani,
    sytuacja każdego z nas jest taka sama.
    Jesteśmy winni śmierci za swoje grzechy. Tak jak powiada Ksiądz Biskup chcemy żyć po swojemu i dlatego grzeszymy /kombinujemy/ by ocalić siebie od umierania.
    Potrzebujemy zbawienia /nawrócenia/ a jedynym znakiem jakim Bóg komunikuje nam zbawienie jest nasz/nie Jezusa Chrystusa/ krzyż. Tu nie chodzi o byle jaki znak ale o moją zgodę na umieranie dla siebie a życie dla innych.
    Pamiętam doskonale.
    Osiemnaście lat temu gdy żona była brzemienna Piotrem akurat podchodziliśmy do „szema” i tam po naszym „tak” na krzyż otrzymaliśmy trzy dni później Piotrka z mpd. Nie sposób o tym znaku zapomnieć, bo przecież na nim zawisło nasze zbawienie. Ten krzyż jest naszym ratunkiem, naszą słodyczą, naszym ocaleniem.
    To chwalebny krzyż, który ma w sobie moc naszej ewangelizacji. Nie ma lepszego Emanuela dla mnie jak mój ukrzyżowany syn.
    Z ogromną radością życzę Wam, by Wasze krzyże ożyły wiarą w moc Ewangelii o Jezusie Chrystusie, który pragnie narodzić się w każdym z nas. Pragnie być znakiem zbawienia dla innych, bo kiedy my umieramy oni otrzymują życie.
    Pozdrawiam
    janusz

    #11 baran katolicki
  12. „Każdy z nas ochrzczonych, wzywających imienia Jezus i czyniących znak krzyża winien sobie też stawiać pytanie – szczególnie w tych dniach pamiątki przyjścia Emanuela – jak pojmuje i jak przyjmuje ten znak obecności Boga w swoim życiu”.

    Muszę przyznać, że inaczej pojmowałam ten znak obecności Boga w moim życiu. Bardzo po mojemu.
    Czy go przyjmuję takiego, jakim jest naprawdę?
    Jeszcze go nie rozpoznałam
    (do końca)

    Wczoraj nałożyły mi się takie dwa obrazy podczas robienia dekoracji:
    Pieta – Maryja z Jezusem zdjętym z krzyża na kolanach
    Betlejem – Maryja z Dzieciątkiem Jezus na kolanach
    Właściwie ta sama Tajemnica, kenoza Boga.

    #12 Miriam
  13. Najserdeczniejsze życzenia dla wszystkich na blogu na czele z Ks Biskupem
    aby ten czas oczekiwania przyścia naszego Pana i Zbawiciela był czasem radości i pokoju.
    Aby Dzieciątko Jezus obdarzyło każdego /i uzdolniło do przyjęcia / tym co dla każdego przewidział .
    Wesołych Świąt

    #13 Tereska
  14. Takie opowiadanie na czas świąteczny:
    Jest czas świąt. Do grupy świętujących dołączył Chrystus aczkolwiek niie wiedzieli, że to Chrystus.
    Chrystus pyta:
    – co się dzieje?
    – Jesteś chyba jedynym człowiekiem, który nie wie co się dzieje. Święta są.
    – Jakie święta?
    – No nie wiesz? Bóg się narodził?
    – Bóg? Jaki Bóg?
    – Oj, weź se kup Biblię to będziesz wiedział.
    – A co to jest Biblia?
    – Co ty człowieku? Z kąd ty jesteś? Teraz nam nie przeszkadzj. Nie mamy za bardzo czasu.
    ——————
    Życzę wszystkim abyśmy w te święta jednak mieli czas dla Chrystusa.

    #14 chani
  15. #12 Miriam.
    W dekoracjach szopek bożonarodzeniowych brakuje mi paschalności.
    Czy nie dobrze by było gdyby w urządzaniu szopek umieszczać gdzieś w tle jakiś znak Paschy Chrystusa, bo przecież Boże narodzenie to „zimowa” Pascha Jezusa Chrystusa. On przyszedł nie po to by być ze mną ale umrzeć za mnie na krzyżu.
    To pierwsze święta na mojej drodze, na które patrzałem z perspektywy własnej paschy.
    Już teraz zaczyna się moja Pascha to znaczy biorę pod swój dach /do siebie/ Baranka bez skazy, by zabić go na wiosnę jako Paschę dla mnie.
    Coś mi się zdaje, że zapomnieliśmy o paschalnym charakterze Bożego Narodzenia a tym samym brakuje w nich swoistego smaku zbawienia.
    janusz

    #15 baran katolicki
  16. #15 Januszu,
    czy zapomnieliśmy o paschalnym charakterze Bożego Narodzenia?
    Jeśli tak, to wbrew temu, czego uczy Kościół, wbrew temu, o czym mówi liturgia Bożego Narodzenia.
    Ewangelia przytacza słowa aniołów o tym, że narodził się Zbawiciel,
    inna odwołuje się do do niebiańskich narodzin Syna Bożego
    (na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo),
    o których mówimy w Credo „Bóg z Boga, światłość ze światłości”,
    antyfona na rozpoczęcie pasterki brzmi: Pan rzekł do mnie: Tyś jest mój Syn, Jam Cię dziś zrodził.
    A papież Franciszek powiedział dziś:
    „… z punktu widzenia wiary,
    święto świętego Szczepana W PEŁNI HARMONIZUJE
    z głębokim znaczeniem Narodzenia Pańskiego.
    W męczeństwie mianowicie przemoc jest przezwyciężana miłością, śmierć – życiem.
    Kościół widzi w ofierze męczenników ich „narodziny dla nieba”.
    Tak więc świętujemy dzisiaj „narodziny” Szczepana,
    które w głębi wypływają z Narodzenia Chrystusa.
    … wspomnienie pierwszego męczennika
    rozprasza natychmiast FAŁSZYWY obraz Bożego Narodzenia:
    obraz bajkowy i przesłodzony, którego nie ma w Ewangelii!
    Liturgia wprowadza nas w prawdziwe znaczenie Wcielenia,
    łącząc Betlejem z Kalwarią i przypominając nam,
    że Boże zbawienie zakłada walkę z grzechem,
    przechodzi przez wąską bramę Krzyża”

    Chrześcijanin nie jest widzem zachwyconym tajemnicą Bożego Narodzenia,
    ale jesteśmy zaproszeni do zgłębiania tej tajemnicy –
    w świetle liturgii i poza nią.

    🙂

    #16 julia
  17. #15
    Januszu, myślę, że dużo zależy od katechezy, od pasterzy, którzy uczą te symbole w dekoracjach liturgicznych odczytywać. Pamiętam, jak ktoś kiedyś mi powiedział, że żłóbek to symbol/ zapowiedź/ krzyża (skrzyżowane drewniane belki). Potem już co roku łączyłam ze sobą Betlejem i Golgotę. Było mi łatwiej nawet w „słodkiej szopeczce” zobaczyć te dwie Tajemnice.
    A dzisiaj w homilii (św. Jana Ap.) kapłan powiedział, że towarzyszymy Jezusowi, jesteśmy z Nim od żłóbka aż po zmartwychwstanie (dzisiejsza Ewangelia). Dobrze to ujął w tej homilii ten kapłan.

    #17 Miriam
  18. #17 pod wpływem Miriam,
    przypomniała mi się rozmowa z Dorotką o symbolice w dawnej sztuce.
    Kiedyś ludzie doskonale rozumieli co oznacza miód i mleko
    przyniesione Jezusowi w darze (odnisienie do krainy miodem i mlekiem płynącej),
    wiedzieli, że biała pieluszka, na której leży mały Jezus,
    zapowiada całun, w który będzie zawinięte ciało Jezusa po Jego śmierci.
    Dziś żeby odczytywać te symbole trzeba szukać ich znaczenia.

    Pomagają w tym historycy sztuki, ale nie tylko.

    Np. o. Augustyn Pelanowski w swojej książce „Fale łaski”
    analizuje obraz Rembrandta „Święta Rodzina”
    i wyciaga wiele wniosków:
    1. schody, u stóp których stoi kołyska
    są obrazem uniżenia Syna Bozego aż do postaci noworodka,
    ale też potrzeby naszego uniżenia,
    by upodobnić się do Syna Bożego;
    2. Maryja czytająca Biblię jest symbolem adorowania Syna objawionego najpierw w Torze, zanim objawi się On światu.
    3. śpiaca św. Anna, której postać rzuca straszny cień na ścianę
    to obraz człowieka, który zasypia przy Jezusie,
    wtedy rodzą się cienie i koszmary przerażające człowieka.

    I tak oto łagodny obraz Świetej Rodziny
    może być głęboką i mądrą katechezą.

    Pozdrawiam 🙂

    #18 julia
  19. Postawiłem na stole wigilijnym krzyż oświetlony świecami. Nie sposób wyrazić zdziwienia teściów i domowników, którzy mimo ugruntowanej wiary nie potrafili z radością spożywać wieczerzę.
    Pasyjność/cierpienie/związane z tym znakiem gasi uczucie radości związane z kolędą.
    To doświadczenie ukazuje moją rodzinę okaleczoną, pozbawioną paschalności Ewangelii.
    Wolimy zachwycać się tajemnicą tajemnicą Bożego Narodzenia a jakże trudno nam wchodzić w tę tajemnicę swoim życiem. Gdzieś tam w głębi siebie stawiamy znak równości między Betlejem a Golgotą ale nie mamy odwagi radować się pełnią Jezusa Chrystusa. Krzyż zawsze stawia nas w prawdzie, której brakuje dojrzałej wiary mimo tylu doświadczeń na co dzień. Krzyż gorszy naszą religijność i bardzo dobrze.
    Pozdrawiam
    janusz

    #19 baran katolicki
  20. #19 januszu
    Z tym krzyżem to trochę przegiąłeś.
    Po pierwsze osoby przy stole musiałyby być wprowadzone i rozumieć i chcieć przeżywać Wigilię w ten sposób.
    Po drugie akcenty dotyczące różnych elementów czy też obszarów naszej wiary są w roku liturgicznym rozłożone. Ma to o tyle sens, że nie da się przezywać wszystkiego jednocześnie z tą samą intensywnością. Możesz wskazywać krzyż , który zawsze towarzyszy przyjmowaniu Słowa , ale obecny czas to przychodzenie Słowa jako światła czy też treści życia,towarzyszące temu znaki ,radość ze spełnienia obietnicy wyzwolenie danej człowiekowi,cud łączenia rozdzielonych w przeszłości światów.To prawda, że ostatecznie dokonało się to na Krzyżu w Chrystusie i dokonuje się w nas obecnie. Ale zaraz zaraz nie wszystko naraz jak mówi ludowe przysłowie.

    #20 grzegorz
  21. #19 Janusz
    W moim domu na wizytę pasterską kapłana, tzw. kolędę, zawsze stawiało się krzyż i świece na stole.
    U Ciebie jest trochę wcześniej taki znak zbawienia.
    Wydaje mi się, że bez duchowego przygotowania taki znak może być nierozpoznany podczas Wigilii.
    Zresztą Kościół nie daje nam od razu wszystkich Tajemnic wiary do przeżywania, tylko rozkłada na cały rok wchodzenie w nie. Stąd może być trudność łączenia ich ze sobą. Tak myślę.

    #21 Miriam

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php