Czyste naczynia ofiar (21 Ndz C 2013)

by bp Zbigniew Kiernikowski

W liturgii dwudziestej pierwszej Niedzieli roku C jest nam podane jako pierwsze słowo fragment ostatniego rozdziału Księgi Proroka Izajasza. Jest to zakończenie tzw. Księgi Tryumfu z wizją całkowicie nowej sytuacji: pokonanie bałwochwalstwa i otwarcie nowego kultu. Patrząc od strony historii wydarzeń, jesteśmy w czasie powrotu z wygnania babilońskiego.

Tam, na wygnaniu, pośród upokorzenia i wielu innych doświadczeń, które prowokowały do refleksji nad  dziejami narodu i nad postawami poszczególnych jego członków, dokonało się swoiste oczyszczenie, tzn. głębsze rozumienie sposobu działania Pana Boga wobec wybranego ludu. I oto teraz możliwość powrotu. Perspektywa odbudowy świątyni. Odkrywanie sensu misji mesjańskiej, jaką Bóg nadał narodowi wybranemu. W takim oto kontekście będą z najdalszych krańców ziemi ku Jerozolimie rozproszenie bracia, a właściwie to wszystkie narody.

Pan, który zna wszystkie czyny i zamysły ludów, przybędzie, by zebrać wszystkie narody i języki. Tak się stanie, by wszyscy – przybywając – ujrzeli, poznali i uznali chwałę Pana. Chwała Pana stanie się sławna wśród wszystkich narodów.

Z wszelkich narodów przyprowadzą jako dar dla Pana wszystkich waszych braci (…)
na moją świętą górę w Jeruzalem – mówi Pan –
podobnie jak Izraelici przynoszą ofiarę z pokarmów w czystych naczyni.
Z nich także wezmę sobie niektórych jako kapłanów i lewitów – mówi Pan
(Iz 66,20n).

 

Zapowiedziane zgromadzenie narodów będzie miało wymiar kultyczny. To znaczy będzie oddawaniem chwały Jedynemu Bogu, Panu i władcy dziejów całej ludzkości. Będzie też objawieniem definitywnego zwycięstwa nad wszystkim, co w czasie dziejów historii nosiło w sobie bunt przeciwko Bogu.

 

1. Zebrani ocaleni będą ogłaszać chwałę Boga

My, dzisiaj z perspektywy chrześcijańskiej, a więc wypełnienia się obietnicy mesjańskich w Jezusie Chrystusie, patrzymy na te prorockie zapowiedzi w pełnym światle. Możemy więcej widzieć, niż ówcześni odbiory tych proroctw. Możemy i winniśmy je odnosić do Chrystusa i do Kościoła.

Tym, który działa i sprawia wszystko jest sam Bóg. To On zapowiada: ”przybędę, by zebrać wszystkie narody i języki; przyjdą i ujrzą moją chwałę” (Iz 66,18). Dokona się to stopniowo – etapami. Zostaną ustanowieni niektórzy spośród ocalałych dla spełnienia roli znaków. Zostaną oni wysłani do najdalszych narodów. Wymienia niektóre z nich jako te najbardziej odmienne i odległe: Tarszisz, Put, Meszek i Rosz, Tubal i Jawan. Tarszicz na przykład to miejsce, dokąd przed Bogiem chciał uciec Jonasz. Podobnie określenie wyspy dalekie, które nie słyszały mojej sławy ani nie widziały mojej chwały, wskazują na odległość i odmienność tych, do których mają dotrzeć posłańcy. Oni dotrą tam ze swoim doświadczeniem Boga i będą ogłaszać Jego chwałę wśród wszystkich pozostałych narodów.

 

2. Przyprowadzą braci jako dar dla Pana

Ten powrót i to gromadzenie w narodów dla chwały Pana nie będzie jednak tylko zwykłym zgromadzeniem. Będzie ono oczywiście dla chwały Pana. Dokona się po to, aby narody poznały chwałę Pana. W tym gromadzeniu dokona się jeszcze coś specyficznego. Będzie to gromadzenie, w którym będą odkrywani, poznawani a może nawet „ustanawiani” (stwarzani) „wasi bracia”. Prawdopodobnie nie chodzi tylko o to, aby „rozbitą rodzinę” rekonstruować i odtworzyć, lecz o to, aby dać wszystkim ludziom możliwość stawania się braćmi mającymi odniesienie do jednego Boga, jako jedynego Ojca – Dawcy życia i Pana dziejów.

Taki „proces” przemiany jest możliwy, na ile gromadzeni z różnych narodów posłuchają owego „obwieszczania” chwały Boga. To obwieszczanie zmierza bowiem do tego, aby ludzie, którzy zazwyczaj są zainteresowani i skoncentrowany nad samym sobą i nad sposobem realizacji swego życia według własnych planów, odkryli siebie i sens swego życia w kategoriach daru . Z użytego w tekście hebrajskim – „mincha” można wnioskować, że nie chodzi tylko po jakikolwiek dar, ale o dar ofiarny. Chodzi więc o to, aby ci, którzy wracają i są przyprowadzani do Pana, stawali się darem. Pojmowali swoje życie jako dar. Jako dar od Boga i dar dla Boga. Pojmować swoje życie jako dar przed Bogiem, to znaczy mieć całkowitą wolność od siebie. Mieć w sobie zdolność dawania siebie, by realizować w sobie Boży obraz i podobieństwo. Oznacza to żyć nie dla siebie. Bycie darem to takie rozumienie swego życia, w którym odzwierciedlamy obraz Boga objawiony w Jezusie Chrystusie.

 

3. Udział w kapłaństwie

Takie pojęcie życia będzie udziałem w składaniu ofiar jednania. Będzie to spełnianie życia jako kapłaństwa. Wyraża to sformułowanie określenie tego daru dla Pana jako przyniesionego na świętą górę Pana w Jeruzalem na podobieństwo tego, jak Izraelici przynoszą ofiarę z pokarmów w czystych naczyniach do świątyni Pana.

Spełniło się to przez udział w jedynym kapłaństwie Jezusa Chrystusa, który stał się darem i z siebie samego złożył dar. Wyraża się to zarówno w powszechnym kapłaństwie wszystkich wiernych jak i w hierarchicznie służebnym kapłaństwie ustanowionym dla spełniania sakramentów po to, aby w całym w ludzie, w nowym ludzie, tzn. tych,  którzy przybywają do tajemnicy i wchodzą w tajemnicę Jezusa Chrystusa, trwało powszechne kapłaństwo.

Takie oto perspektywy otwierają się przed nami, gdy słuchamy słowa proroka Izajasza i gdy pozwalamy się jemu przenikać w świetle i mocy Ewangelii Jezusa Chrystusa.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

36 komentarzy

  1. Gdy przygotowywałam się wczoraj do I czytania początkowo miałam problem właśnie z tym zdaniem. Jest długie. O co w nim chodzi? Jak je zrozumieć? Musiałam się nad nim dłużej zastanowić i wielkie odkrycie. Chodzi o ofiarę.
    Tak jak Izraelici przynosili ofiary do światyni tak przyprowadzeni bracia mają być ofiarą. Ale juz inną ofiarą – nie tą zewnętrzną ale ofiarą z siebie.
    Druga rzecz, która zwróciła moją uwagę było to, że proroctwo nazywa tych wszystkich innych, którzy nie należeli do Narodu Wybranego braćmi.
    Żydzi ich przecież za braci nie uważali. Jest tu więc nowa jakość.
    Ale chyba dopiero po przeczytaniu komentarza Ks. Biskupa udało mi się te spostrzeżenia połączyć w jedno. Chodzi o to, aby przez przyprowadzanie ” dać wszystkim ludziom możliwość stawania się braćmi mającymi odniesienie do jednego Boga, jako jedynego Ojca – Dawcy życia i Pana” i stawania się darem. 🙂

    #1 basa
  2. Takie pytanie: Co dto znaczy, że Bóg karci tego, którego On miłuje? Czyż nie każdego miłuje? Do dlaczego jednego karci bardziej niż drugiego, a trzeciego wcale?
    „Synu mój, nie lekceważ karania Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza. Bo tego Pan miłuje, kogo karze, chłoszcze każdego, którego za syna przyjmuje”
    Czyżby nie każdego jednakowo miłował?
    I czy to od nas zależy, którego On miłuje?
    W Janie mamy słowa: „Jeżeli nie miłujesz brata, którego widzisz, jakże możesz miłować Boga, którego nie widzisz?” (1 J 4,20), ale co to znaczy?
    Czy to wystarczy mówić „Jak ja Panie Boże Cię kocham”?
    Jeśli kochasz Boga, to pokaż Mu to. Ale jak?
    Jeśli mówisz, że kochasz Boga a mówisz żle o drugim człowieku (wymyślsz go, etc.) to jesteśmy takimi kłamcami i jak wtedy może mieszkać w nas Bóg?
    Ktoś powie, że przez komunię św.?
    Czyżby?
    Bo można się pomylić tak sodząc.

    #2 chani
  3. Porusza mnie w dzisiejszym czytaniu z Jeremiasza, że Bóg myślał o nas dzisiejszych, potomkach odległego od narodu wybranego plemienia. Już wtedy planował, że dotrze do „tej ziemi” Jego Słowo. I że my dzisiaj będziemy mogli rozważać słowa Jego proroka aby wejść w Jego zamysł pełen miłości – abyśmy uczynili ze swego życia dar.
    Choć On jest Panem czasu i jest w owym wtedy jak i dziś, i w przyszłości, kiedy to wypełnią się w całości słowa proroctwa Jeremiasza. Maranatha!

    #3 mały
  4. #2
    Chani, koniecznie chcesz zaglądać w rękawy Panu Bogu. Czy musimy znać odpowiedzi na wszystkie pytania? Wiele się wyjaśni dopiero po drugiej stronie.
    Mnie wystarcza,że Bóg mnie kocha, jedyną, niepowtarzalną miłością. ,,Kochaj i rób co chcesz” zapomniałam czyje to słowa, ale powtarzam je.
    Zastanawiając się nad Twoimi pytaniami z pierwszej części Twojego wpisu przyszło mi na myśl, jak to rodzice stosują wobec swoich dzieci różne metody wychowawcze. Kasię wystarczy łagodnie upomnieć a wobec Roberta trzeba użyć bardziej przekonywujących argumentów np. kary.
    Każda metoda dostosowana do osobowości dziecka i za każdą stoi jego dobro i miłość rodzicielska. Może to o to chodzi?

    #4 Maria
  5. „Taki proces przemiany jest możliwy,
    na ile gromadzeni z różnych narodów
    posłuchają owego obwieszczania chwały Boga”

    To słuchanie zmierza do odkrycia siebie i sensu swego życia w kategoriach daru.
    Dar od Boga i dar dla Boga.
    Zdolność dawania siebie,
    jak Jezus Chrystus, na Jego wzór.
    Potrzebuję takiego obwieszczenia!

    Dzisiaj jednak (niestety) usłyszałam w homilii raczej inne, smutne obwieszczenie:
    Na zbawienie (siebie) musisz długo, ciężko, z wielkim wysiłkiem sobie – zapracować…
    /A co z bezinteresownością daru?/
    Wierzyć się nie chce takiemu obwieszczeniu.
    Smutna nowina i chyba nie na chwałę Pana.

    #5 Miriam
  6. c.d. Chani
    A może chodzi o to, by uczynić nas jak najwierniejszą ikoną Jego Syna?

    #6 Maria
  7. #3 mały
    O tak, cudowne jest to, że :
    „my dzisiaj będziemy mogli rozważać słowa Jego proroka aby wejść w Jego zamysł pełen miłości – abyśmy uczynili ze swego życia dar”.
    W owym wtedy jak i dziś!
    🙂

    #7 Miriam
  8. Dawanie z siebie daru dla Boga jest dla mnie w pewnym sensie nowością , bo przez większość życia w obwieszczaniu /w kazaniach / słyszałam zazwyczaj ,że muszę sobie zapracować .Natomiast moje „zapracowywanie” rozumialam jako modlitwę z prosbami o wszystko dobre na tym swiecie.

    Dopiero teraz widzę totalne zakłamanie w pojmowaniu WIARY.
    Tak się zastanawiam – czy tamten czas mojego zycia obciąża mnie?
    Myślę ,że nie , bo z perspektywy czasu widzę ,że Pan zawsze był obok mnie i wyprowadzał /wyprowadza/ mnie z różnych „bagien”.Myślę ,że ten czas był mi potrzebny , aby zacząć rozumieć i przyjmować Dobrą Nowinę .
    Widzę też ,że moje błądzenie czyni mnie bardziej miłosierną wobec innych błądzących.

    ps. a może się usprawiedliwiam?

    #8 Tereska
  9. Jest jednak taki trud, który mnie pociąga,
    któremu warto/trzeba się poddać:
    „Trudem jest nie tyle jakaś konkretna sytuacja czy coś do zrobienia, ile raczej potrzeba naszej stałej gotowości do porzucania siebie i przyjmowania Tego, który oddaje nam siebie,
    abyśmy również i my to samo czynili z naszym życiem.
    Jest to więc trud ducha, naszego ducha, by wejść w ducha Jezusa Chrystusa, który daje siebie” –
    Ksiądz Biskup powiedział to na sympozjum /wyczytałam/
    Ale dlaczego jest to trud a nie proste dążenie?

    #9 Miriam
  10. Ad #9 Miriam
    Jednym z przejawów i racji tego, że to jest „trud” („trud ducha”), a nie tylko „proste dążenie”, jest fakt (prawda), że jest to pokonywanie tego, czym jest „nasz duch”, aby mógł wchodzić duch Jezusa Chrystusa. To nie dokonuje się bez „trudu zaparcie siebie”. Stąd takie moje sformułowanie.
    Jeśli natomiast ktoś uważa (ma w sobie takie doświadczenie), że dążenie do takiej przemiany siebie, jest jego „prostym dążeniem” i to mu idzie bez trudności, to tylko się cieszyć i gratulować takiego ustawienia i prowadzenia życia.
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #10 bp Zbigniew Kiernikowski
  11. #9
    To co proste często bywa „podkopywane”, stąd trud.
    Ja znowu zaczynam, już milknę.

    #11 Ka
  12. #9 Miriam.
    Ewangelia Jezusa Chrystusa nie jest trudna, bo przecież Jego jarzmo jest słodkie a brzemię lekkie.
    By tego doświadczyć potrzeba tylko łaski wiary.
    Bez wiary Ewangelia staje się uciążliwą nowiną a nawet jest nie możliwa do przyjęcia.
    janusz

    #12 baran katolicki
  13. Ad. 9# Miriam

    Wspaniałe jest to jak Twoje pragnienie współbrzmi z zachętą Pana Jezusa z Niedzielnej ewangelii (21 Ndz C): „Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie będą mogli „
    A więc Twoje pragnienie podjęcia wysiłku jest zgodne z Duchem Jezusa, po prostu Jego natchnieniem…
    Ciekawe czy świadomie nawiązałaś do Ewangelii, czy tylko „przypadkiem” Twoje myśli podążyły w tę stronę?
    P.S.
    Zachęcam do przeczytania ponownie rozważania Biskupa Zbigniewa z 21 Ndz C z roku 2010 (tj. 22-08-2010). Pożywna to strawa przed wysiłkiem jakiego się podejmujesz ;-).
    Dziś ponownie czytało je dotychczas 12 osób.

    #13 mały
  14. #10 Ksiądz Biskup
    Dziękuję!
    Moja refleksja:
    To „proste dążenie” we mnie jest raczej „wielkim pragnieniem”, by wejść w ducha Jezusa, pozwolić Mu na to, by tę przemianę On mógł we mnie dokonać.
    Moje „ja” , ciało grzechu, walczy przeciwko duchowi.
    No tak, to prawda, nie jest łatwo tak nieustannie być gotową
    porzucać siebie, odwracać się od „swoich dróg” (jakże często Pan Bóg tu musi interweniować)
    On siebie oddaje, a ja?
    I z mojej strony, faktycznie, przyznaję się, jest to rzeczywisty trud, bo mój duch
    nie przylega całkowicie do ducha Chrystusa, nie jest z Nim zjednoczony.
    „Proste dążenie”, jeśli można tak powiedzieć, tak to teraz widzę, będzie raczej z Jego strony…

    #14 Miriam
  15. Miriam
    Wg mnie już samo pragnienie czyni mniejszy trud , bo „jarzmo staje się lekkie”.

    Czasem zastanawiam się jednak, czy moje praktyki religijne , które podejmuję z radością /bez większego trudu i wysiłku/są miłe Bogu.

    ps. nie wiem czy dobrze to ujęłam

    #15 Tereska
  16. #13
    „Przypadkiem”:)

    #16 Miriam
  17. #12 Janusz
    Zgadzam się 🙂
    „Panie, przymnóż mi wiary!”

    #17 Miriam
  18. #14
    Proste dążenie nie jest pragnieniem.
    To ruch /czyn,gest/ wykonany za miłością i prawdą.
    A może się mylę? Albo nie potrafię precyzyjniej sformułować myśli.

    #18 Ka
  19. Teresko,
    Nie są Mu miłe
    -praktyki (same w sobie, tak myślę) ale Ty! 🙂
    Praktyki o tyle, o ile są wyrazem
    Twojej wiary i oddania siebie Bogu, tak to rozumiem.
    A mój trud mówi mi o tym, że potrzebuję łaski,
    że sama z siebie nie jestem zdolna do oddania,
    potrzebuję światła i mocy Ewangelii.

    #19 Miriam
  20. #19
    Powyższe rozważania uświadomiły mi ,że wciąż jestem niecierpliwa w dążeniu do żywej wiary.
    Ubolewam nad moim niedowiarstwem ,tym bardziej ,ze pociąga mnie tylko to co w Górze/to co ze świata -nuży mnie/.
    Czy powinnam podjąć jakiś większy trud – nie wiem/to byłoby chyba zapracowywaniem własnym wysiłkiem/
    A więc , nie zostaje nic innego tylko czekać CIERLIWIE na Światło i łaskę Bożą.

    Pomódlcie się za mnie

    #20 Tereska
  21. Popatrzcie na faryzeuszy i Uczonych w Piśmie co o nich Jezus mówił. Wczoraj w Ewangelii była o tym mowa.
    Bóg patrzy w serce i jak ktoś jest z Niim związany „serce przy sercu”, to i praktyki jego będą Bogu też miłe.

    #21 chani
  22. #19
    Ogólnie jesteśmy zdolni do oddania. Sami z siebie.
    Łaska potrzebna jest do przekroczenia ewentualnego oporu w nas /jak twardo występuje/.

    #22 Ka
  23. „Oddanie siebie komuś, powierzenie się w czyjeś ręce, jest możliwe tylko wtedy, gdy człowiek znajdzie kogoś, o kim wie, że jest całkowicie dla niego.
    Poznanie tego kogoś uzdalnia człowieka do tego, że może on siebie oddać, nie absolutyzować swego życia, że może przekroczyć siebie.
    To jest droga leczenia, droga zmartwychwstania, droga nowości życia.
    I to się stało właśnie w odkupieniu, które Bóg zapowiedział i które spełniło się w Jezusie Chrystusie” Ks.Biskup

    Ka, nie człowiek jest panem swego życia.
    Po grzechu pojawił się trud. Ale mamy antidotum!

    Myślę, że są pewne etapy lub stany, których człowiek doświadcza na swojej drodze wiary. I będzie tam : trud, pragnienie, dążenie, zjednoczenie, odpocznienie…, itd. Można i tak popatrzeć.
    Jak czytamy w encyklice Lumen Fidei:
    „Człowiek pobożny
    jest w drodze
    i musi być gotów
    pozwolić się prowadzić,
    wyjść poza siebie,
    by odnaleźć Boga,
    który zawsze zdumiewa” /35/

    #23 Miriam
  24. #20 Tereska
    Jest dostępna w internecie katecheza liturgiczna Bp.Kiernikowskiego
    42.Składanie ofiary.
    43.Bóg nie chce niczego od nas-On chce nas.
    Nie jest z Tobą tak zle,potrafisz słuchać,no może za dużo skupiasz się na sobie.To są skrupuły. 🙂
    Uświadamiam też sobie,że trzeba stąpać po ziemi puki żyjemy fizycznie,pamiętając o tym,co w Górze.
    Bez krzyża nie jesteśmy uczniami Pana-papież Franciszek.
    Pozdrawiam.

    #24 mirpat
  25. #dziękuję Mirpat

    Nie znalazłam tej katechezy, możesz pomóc?

    #25 Tereska
  26. Kiedyś Ks Biskup napisał:
    -dopiero od drugiego skrutynium zaczyna się włąściwe formowanie wiary

    Ja jestem przed pierwszym i dobrze rozumiem po co są kolejne etapy.

    Obym tylko nie wywołała burzy ze strony tych co nie są na DN

    #26 Tereska
  27. #25
    Np:wpisz w Google-42 katecheza liturgiczna.

    #27 mirpat
  28. Jeśli Ksiądz Biskup pozwoli,
    podaję chętnym link do wykładu Księdza Biskupa na PWT we Wrocławiu (z okazji Dni Duszpasterskich 28-30 VIII) :
    „KERYGMAT – Chrystus istotą przepowiadania i życia”:

    http://www.radiorodzina.pl/wiadomosci/7765/

    #28 Miriam
  29. # 25,27
    Bomba! Super!
    Że też mi poskąpiono w odpowiednim czasie takich katechez i takiego katechetę.
    Mirpat, dzięki.

    #29 Ka
  30. #29 Ka
    Jestem tylko nędznym narzędziem. 🙂
    Dziękujmy Bogu za to,że daje takich Pasterzy.
    Dla mnie te katechezy,to uczta.

    #30 mirpat
  31. # 28 Miriam
    Miła niespodzianka. 🙂
    Próbowałam dotrzeć do tych treści, ale się nie udało. Skorzystam z tego linku.
    Z Telewizji Rodzina słuchałam wykładu ks.Andrzeja Draguły.
    Telewizja Rodzina transmituje codziennie o godz.18.30 Mszę św., a w niedzielę o 10.00 z wrocławskiej katedry.
    W miarę możliwości korzystam z tego .

    #31 mirpat
  32. #28
    Przykład „ciąży” w dziejach historii i teraz jest strzałem w dziesiątkę.
    Wiara widzi.
    WIDZI.
    Naprawdę widzi.
    Skąd ten Biskup bierze tyle mądrości?
    Chyba zostanie świętym w szeregach Świętych Pana Boga.
    Dla mnie, niesłychane.

    #32 Ka
  33. Aż mi głupio za te achy.
    Zdumiewam się nad człowieka mądrością.

    #33 Ka
  34. #32 Ka
    Mnie także poruszyło to porównanie.
    Kerygmat jako POCZĘCIE nowego życia, proces inicjacyjny – CIĄŻA.
    Bardzo to adekwatne porównanie, wg mnie, do tego, co dzieje się w człowieku.
    Gdzie nie ma kerygmatu, nie ma początku i mamy do czynienia z ciążą urojoną, histeryczną (katechizowanie osób niedotkniętych kerygmatem)
    Kerygmat to wprowadzenie w relację, spotkanie z wydarzeniem, Osobą (parafrazuję).
    Jak ważne to jest! Być albo nie być.
    To Boża pedagogia, nie każdy pasterz tę mądrość osiągnął, aby tak żyć i nauczać.
    A wiara widzi w miarę tego, jak się posuwa.
    Szkoda, że czas ograniczał ten wykład.

    #34 Miriam
  35. #34
    Tak, Miriam.
    Aż się boję, co to będzie, gdy takich ludzi tu zabraknie.
    DUSZA Biskupa POJMUJE. Nie tylko wyuczonych myśli.

    #35 Ka
  36. #35
    Ka, nie bój się,
    Bóg widzi
    i wszystko przewidział
    dla naszego dobra.

    #36 Miriam

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php