W 6. Niedzielę Wielkanocną czytamy kolejny fragment Ewangelii wg św. Jana J 15,9-17). Jezus w tej perykopie posługuje się pojęciami wziętymi z relacji międzyludzkich, by określić relacje uczniów ze sobą. Są to pojęcia sługa (doulos) i przyjaciel (filos).

 

Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego,
ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego

 (J 15,15).

Te dwa pojęcia wyrażają dwa zupełnie różne sposoby przeżywania relacji między osobami a także w odniesieniu do tego wszystkiego, co jest jednym z istotnych aspektów realizacji celu życia człowieka, mianowicie bycie na obraz i podobieństwo Boga, czyli bycie w komunii.

 

1. Sługa nie wie, co czyni pan jego

Jezus bierze pod uwagę ten szczególnie negatywny aspekt kryjący się w pojęciu sługa, jakim jest brak wspólnoty i brak wtajemniczenia w życie. Sługa ma do wykonania polecenie, ale nie rozumie całości wydarzenia czy celu działania. Oczywiście bywało, że słudzy byli wtajemniczani i byli powiernikami wielu spraw swoich panów. To jednak nie było regułą i właśnie to prawdopodobnie Jezus ma na myśli. Ujmując skrótowo możemy powiedzieć, że sługa miał do spełnienia zadania, ale nie musiał znać sensu całego projektu działania.

Przenosząc to na życie religijne i odnosząc to do nas ochrzczonych, możemy ten stan sługi czy niewolnika widzieć w takim przeżywaniu chrześcijaństwa, gdy staramy się wypełnić pewne przykazania i wymogi oraz ryty i obrzędzy związane z chrześcijaństwem, a nie wnikamy w samą tajemnicę tego daru życia i tej swoistej łaski wspólnoty życia, jaką przyniósł Jezus. Może to się dziać z różnych powodów i z różnych racji. Za tym będzie zawsze jednak stał jakiś lęk o siebie i własna wizja sposobu realizacji swego życia i w konsekwencji brak powierzenie siebie Jezusowi w sposób bezwarunkowy. Nie dokona się więc wejście we wspólnotę życia z Nim, mimo wykonywania pewnych poleceń. Jest to stan, w którym nie nastąpiło pełne wtajemniczenie. Sługa nie wie tego, co czyni pan jego. Spełnia pewne polecenia, ale nie ma udziału w całości spełnianego projektu i pełni życia.

 

2. Oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego

Tak mówi – według Ewangelii św. Jana – Jezus do swoich uczniów w ostatnich godzinach swego życia, kiedy powierza im właśnie siebie, całą swoją tajemnicę bycia Synem posłanym przez Ojca dla spełnienia dzieła zbawienia człowieka. Jezus w ciągu całej swojej publicznej działalności stopniowo wtajemniczał uczniów w przeżywanie relacji ze Nim. Po prostu oni się uczyli Go poznawać.

Teraz, w ostatnich chwilach swego życia Jezus dokona tego, co będzie stanowiło punkt kulminacyjny tego wtajemniczenia. Jest to definitywne, czyli pełne i ostateczne oznajmienie uczniom tego, co On usłyszał od swego Ojca. Jezus oznajmił to już uczniom słowami, teraz spełni się to w wydarzeniach Jego życia i śmierci. Słowami oznajmiał szczególnie wtedy, kiedy publiczne mówił: Ja i Ojciec jedno jesteśmy (J 10,30). Teraz objawi, gdy spełni to, co usłyszał od swego Ojca. On to spełni i tym samym objawi to w sposób absolutny i definitywny tym, którzy stają się Jego uczniami – już Jego przyjaciółmi, a nie tylko sługami.

 

3. Co Jezus usłyszał od swego Ojca?

To, co staram się tutaj wyrazić odpowiadając na to tak postawione pytanie, jest próbą określania i wyrażenia ludzkimi słowami tej relacji, jaka istnieje między Ojcem a Synem. Możemy to ująć w dwóch zasadniczych aspektach:

1. Jezus „usłyszał”, że jest umiłowanym Synem Ojca. Jest to „umiłowanie” wyłączne, jedyne, jakoby odniesieone do „jedynaka”. Taka jest spojrzenie na Jezusa w szczególności w Ewangelii św. Jana. To jest jakby bazą i podstawą wszystkiego. Jezus wie, że jest umiłowanym Synem. To znaczy  że On ma to w sobie, jak stały dar od Ojca; to stanowi Jego życie, On to niejako stale słyszy od Ojca. To jest jeden aspekt.

2. Drugi zaś aspekt to ten, że – będąc tym jedynym umiłowanym, tym „jedynakiem” (a więc absolutnie niepowtarzalnym i całkowicie jedynym w swoim rodzaju) – zostaje przez tego swego kochającego Ojca całkowicie poświęcony, wydany za tych, którzy odeszli od Boga jako Ojca, zatracili się w szukaniu „lepszego” ojcostwa i „lepszego” sposobu realizacji swego życia. Naturalnie, gdy używam tutaj określania „lepszego” mam na myśli owo pozornie „lepsze”, co proponuje zwodziciel: kłamca i zabójca od początku (zob. J 8,42-45 oraz Rdz 3,1-6).

 

4. Specyficzna miłość Ojca

Zwrócić trzeba uwagę na to, jak przedziwna jest ta miłość Ojca, który poświęca swego Syna i jak przedziwny jest odbiór tej miłości Ojca ze strony Syna, który świadom tej miłości, daje się poświęcić, wydać, ofiarować. Ojciec tak kocha Syna, że Go poświęca, Syn wie, że jest tak kochany, że może dać się ofiarować. Jest to więc zupełnie inna wizja relacji między ojcem i synem niż te, o jakich zazwyczaj myślimy w naszym ludzkim pojęciu. Myślimy bowiem, że kochać syna (dziecko), to znaczy obronić go dla siebie i dla niego. Tridno jest nam pojąć, by mogło być inaczej.

Jezus usłyszał od swego Ojca właśnie to, że jako jedyny i umiłowany Syn, zostaje poświęcony i złożony w ofierze (jak miał być złożony Izaak, jedyny syn jako syn obietniecy). On – jako Słowo Ojca – to usłyszał i całkowicie przyjął. Nie oparł się przeciwko takiej miłości Ojca, lecz ją przyjął. On stał się wyrazem takiej młości Ojca. Tej miłości Ojca się oddał bez reszty. W ten sposób objawia ową przedziwną miłość Ojca, którego miłość „jest tak wielka, że zwraca Boga przeciwko Niemu samemu” (Benedykt XVI, Deus caritas est, 10). Jezus we Wcieleniu i podjęciu Męki ze względu na ludzi, którzy zatracili relację do tej Miłości, oddaje siebie całkowicie, by „w Jego śmierci na krzyżu dokonało się owo zwrócenie się Boga przeciwko samemu sobie, poprzez które On ofiarowuje siebie, aby podnieść człowieka i go zbawić – jest to miłość w swej najbardziej radykalnej formie” (Benedykt XVI, Deus caritas est, 12).

To właśnie Jezus usłyszał i to oznajmił swoim uczniom. Ci, którzy to słyszą i to przyjmują stają się Jego przyjaciółmi. Mają z Nim wspólnotę życia. Nie są tylko sługami, najemnikami i wyrobnikami, lecz są wtajemniczenia w cały plan i zamysł Ojca tak, jak Jezus, jedyny umiłowany i wydany za grzeszników Syn. Wprowadzenie człowieka w tego rodzaju przyjaźń i komunię życia z Jezusem oznacza zatracenie siebie, zaparcie się siebie i uczestniczenie w tej przedziwnej miłości Boga. Tego rodzaju przyjaźń jest darem, który człowieka kosztuje jego życie. Ona obdarza jednak człowieka nowym życiem. 

 

5. Nie wyście mnie wybrali, ale Ja was wybrałem

W tę tajemnicę poznania miłości i sensu bycia wydanym wchodzi się tylko przez wybranie ze strony Jezusa. Jest to wybór, który – aby mógł się spełnić – domaga się tego, by człowiek go zaakceptował w sobie. Oznacza to pełne przyzwolenie na spełnienie się wszystkiego, by się objawił w człowieku owoc działania Boga.  Taki wybór jest jednocześnie zadaniem i przeznaczeniem, aby przynosić owoc działania Boga. Taki wybór jest ponownym narodzeniem. Tak, jak nikt sam nie może się narodzić, lecz rodzi się z Ojca (w ziemskim wymiarze z ojca i matki), tak też nikt nie może sam wejść w taki stan bycia wybranym i stania się przyjacielem Jezusa (synem Ojca), jak tylko przez wybór Jezusa. To On wybiera, człowiek odpowiada przezprzylgnięcie do Niego, do Jego nauki, do Jego Tajemnicy.

Chrześcijaństwo to wchodzenie w taką relację przyjaźni z Jezusem, dzięki której człowiek poznaje zamysł Boga i wydaje swoje życie dla realizacji tego zamysłu w odniesieniu do siebie i tych, których Bóg stawia na jego drodze. 

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

54 komentarze

  1. Ten sens bycia wydanym /np.Żydzi/,dlaczego musi wiązać się z cierpieniem?Chodzi o rozwinięcie /w nas, głupich i ślepych,i obłąkanych/ świadomości?Bóg nie chce naszego cierpienia a jednak dopuszcza, choć gdy trzeba zdecydowanie przecina.Przyjaźń rzeczywiście wzmacnia i umacnia.Dodaje „skrzydeł”.To „podpora” jak ortopedyczny sprzęt,duszy Człowieka.Życie opłacamy „życiem”.Nie ma ucieczki /bez złudzeń/.Jezus opłacił najważniejsze,czas na nas.

    #1 K.
  2. Gdy tracę ducha Jezusa Chrystusa to zaczynam funkcjonować jak sługa->wydzieram miłość, akceptacje, uznanie itd od drugiego człowieka, tracę odniesienie, przestaję rozumieć. Mówi się potocznie w takich sytuacjach, że „człowiek nie może się odnaleźć” i widać w tym powiedzeniu już błędne założenie, że wtedy człowiek szuka siebie. Nie żyje by dawać swoje życie do dyspozycji tego drugiego, ale szuka swego, by wyjść na swoje.
    Biada mi, potrzebuję dziś jak rodzina Korneliusza Ducha Bożego, by móc uwolnić się od siebie, by móc wejść w relację z drugim 'NA CAŁEGO’ bez asekuracji.
    „Jezusie, Synu Dawida ulituj się nade mną grzesznikiem i daj mi Swego Ducha Świętego!”
    pokój,
    agnieszka CS

    #2 agnieszka CS
  3. Jezus zna Ojca. Zna Jego naturę, miłość, zna wszystko… i objawia wszystko człowiekowi. Dzieli się całością. Uzdalnia nas do poznania całej tajemnicy Ojca, tajemnicy miłości. I to nie tylko uzdalnia do poznania, ale i do wzrastania w tej tajemnicy, do wzrastania czyli dzielenia się nią z innymi. Miłośc wzrasta tylko przez podział.

    #3 morszczuk
  4. Mam takie pytanie, dlaczego czasami są czytane te same fragmenty z Pisma Św.? Np. fragment Ewangelii niedzielnej słyszałem już 2 razy w minionym tygodniu.

    #4 chani
  5. ……dlaczego Jezus Judasza w chwili zdrady nazywa przyjacielem/Mt 26,50/??????………przyjacielem nazywa również zbuntowanego pracownika winnicy/Mt.20,13/…….dlaczego w przypowieści o uczcie królewskiej przyjacielem nazwany jest ktoś kto nie ma stroju weselnego/Mt.22,12/??????janusz franus

    #5 katolicki baran
  6. Nasze definicje 'przyjaciel’ są zupełnie inne niż to definiuje Jezus. Nosimy swoiste miarki oceny człowieka. Pozwalamy na słabość u drugiego człowieka do pewnych granic (ustalanych przez nas). Logika Pana Boga zadziwia, przeraża, a nawet gorszy naszą moralność, sprawiedliwość i pobożność.
    Ta szalona miłość pozwala nam przyjść do Niego, kiedy w naszej ocenie ludzkiej jesteśmy NIE-przyjaciółmi. Jezus Chrystus ciągle mówi „…jak Ja…” a my ciągle wstawiamy w to miejsce swoje imię. Nic dziwnego, że ranimy, obrażamy się …i ciągle zniżamy się do własnej logiki miłosci.
    Pozdrawiam Ks.Biskupa i Blogowiczów…

    #6 ze
  7. A ja nie mogę się pozbyć wrażenia, że Jezus na krzyżu złożył ofiarę dla nas, bo my „jakże ograniczeni jesteśmy” i nie zrozumielibyśmy inaczej tego jak On nas kocha! I jak mamy kochać bliźnich!

    #7 Zbyszek
  8. Jezus nazywa nas przyjaciółmi (w tym też Judasza i pozostałych), bo miłuje totalnie. Dzieli się całościowo sobą. Trudno to po ludzku zrozumieć -januszu- bo człowiek kocha, a w zasadzie uczy się kochac dopiero wówczas, gdy zostanie napełniony miłością. Sam z siebie nic dac nie może, może tylko dzielić się tym, czym został obdarowany. Skoro Bóg zawsze daje się total..ma prawo nazywać nas przyjaciółmi. To inne znaczenie niż nasze „ludzkie” pojęcie tego wyrazu.

    #8 morszczuk
  9. Może jeszcze małe dopowiedzenie.
    Po ludzku przyjaciel to ten, którego poznałam, ten który zasłużył na moje względy np. za okazaną życzliwość, pomoc itd.
    Dla Boga przyjaciel to ten, który na nic nie musiał zasługiwać. Dostał darmo. Dostał Jego miłość, bo Bóg miłując – dzieli się sobą.

    #9 morszczuk
  10. #5 Wydaje mi się, że zwraca się /mówi/ do CZŁOWIEKA. Judasz nie judasz, Człowiek. Każdy przyjacielem Jego jest. I każdy ma „drzwi” otwarte, jak zechce.

    #10 K.
  11. # 7. Zbyszku czy my /wszyscy/ to napewno zrozumieliśmy? Ja wciąż obarczam tym cierpieniem ówczesnych ludzi. Jakże Bóg by się ucieszył, gdyby postąpili inaczej. Może mielibyśmy lepiej? Teraz też żyją do ukrzyżowań skłonni. Zupełnie skłonni.

    #11 K.
  12. Ad #4 chani
    Jest niedzielny cykl czytań i cykl czytań na dni powszednie. Bywa, że one mogą się nakładać. Ewangelia z ubiegłej, V niedzieli wielkanocnej (o krzewie winnym) była czytana także w ubiegłą środę (środa V tygodnia wielkanocnego), ale nie więcej razy.
    Czasem jest też możliwość wyboru czytań. W takich przypadkach są odpowiednie wskazówki w lekcjonarzu.
    Można też zawsze na ten temat porozmawiać z tymi osobami, które przygotowują liturgię.
    Bp ZbK

    #12 bp Zbigniew Kiernikowski
  13. Ad #5 katolicki baran
    Najpierw trzeba sobie uświadomić, że za polskim przekładem „przyjacielu” w przytaczanych przypadkach z Ewangelii św. Jana i św. Mateusza stoją inne terminy greckie. U J mamy termin filos, a u Mt hetairos.
    Trzeba też odróżnić przypadki, w których Jezus bezpośrednio zwraca się do człowieka używając tego zwrotu „przyjacielu” jak w rozważanym tej niedzieli fragmencie Ewangelii wg św. Jana (jest to odniesienie się zbiorowe – filoi) czy w odniesieniu do Judasza w Ewangelii wg św. Mateusza (hetairos) od tych przypadków, w których Jezus używa tego terminu w przypowieściach, wkładając ten zwrot w usta np. gospodarza czy króla.
    Terminu hetairos używa tylko Mt (11,16;20,13; 22,12; 26,50). Natomiast użycie terminu filos wygląda następująco: Mt 1 raz (gdy mówią o Jezusie, że jest przyjacielem grzeszników – Mt 11,19); Mk nie używa tego terminu; Łk używa go 15 razy; J 6 razy. J natomiast używa 11 razy czasownika fileo.
    Jeśli będzie zapotrzebowanie i będę miał czas, to przybliżę kiedyś trochę nuansów z dziedziny użycia tych określeń.
    W przypadku użycia terminu hetairos w stosunku do Judasza może to być kolokwialne użycie tego zwrotu bez wkładania weń szczególnych treści (jak np. użycie zwrotu dzisiaj pan czy brat), a może to być także użycie go intencjonalne z zaangażowaniem treściowym, jakie ten termin w sobie zawiera – czyli aspekt przyjaźni.
    Jak to często bywa, zdania uczonych i w tej materii są podzielone.
    Na temat użycia tego zwrotu przez Jezusa w stosunku do Judasza i możliwie wynikającego zeń przesłania, pisałem kilkakrotnie (np. w książce Posługiwanie Ojcostwu Boga).

    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #13 bp Zbigniew Kiernikowski
  14. Być przyjacielem Boga to chyba największy zaszczyt dla człowieka. Z jednej strony Bóg szuka każdego, ale z drugiej wybiera tego, którego chce znaleźć.Inicjatywa zawsze należy do Boga.
    Czy aby zostać znalezionym /wybranym/ trzeba mieć szczególne zasługi np.potrzebną mądrość czy wytrwałość w przyjmowaniu krzyży ? Czy wystarczy tylko chcieć być znalezionym ? Czy nawet i tego Bóg nie potrzebuje ?
    Przyjaźń zobowiązuje, jest dzieleniem życia, a ono jest cenne. Może więc oddać Panu Bogu to, co Mu się należy i wrócić do siebie, trochę ponarzekać, ale mieć zapewniony pewien komfort. Prawdziwa przyjaźń potrzebuje miłości bezinteresownej, bez miłości każda ofiara jest poddaństwem. Miłość jest darem Boga. My jej szukamy a On szuka nas…bezinteresownych…
    Panie, wiem, że myślisz o mnie ale mi to nie wystarcza…ZNAJDŹ MNIE !…proszę

    #14 z...owieczka
  15. …..Ekscelencjo, czy Judasz był przyjacielem Jezusa w chwili zdrady/grzechu/?
    Pytam, bo widzę, że jestem podobny do Judasza, który stojąc przed prawdziwym Przyjacielem nie potrafi wejść do wspólnoty z Nim…….
    janusz franus

    #15 katolicki baran
  16. …..#14……owieczko…..trzeba być grzesznikiem,czyli poznać prawdę o sobie/dać się przekonać Duchowi Świętemu.Biblijny Chrystus jest Przyjacielem tylko prawdziwych GRZESZNIKÓW,którzy widzą problem/śmierć/w sobie……..janusz franus

    #16 katolicki baran
  17. Bóg ostatnio podarował mi tyle miłości.
    „Więc śpiewaj duszo ma:
    Bóg jest miłością,
    Bóg jest miłością, miłuje mnie.”
    I ciebie. I ciebie. I ciebie…

    #17 basa
  18. #14
    cyt:”Czy aby zostać znalezionym /wybranym/ trzeba mieć szczególne zasługi ” – wg mnie NIE.
    Cóż ma człowiek, czego by nie otrzymał? Cóż może ofiarować Bogu, poza swoim grzechem? Na miłość Boga nie można zasłużyć. To dar bezinteresowny. Można tylko tę miłośc przyjąć i na nią odpowiedzieć, bądź ją odrzucać. To Bóg jest zawsze inicjatorem. To On jest Dawcą. Wg mnie termin „zasługiwać” brzmi dziwnie. Można tylko dorastać i to dzięki Jego łasce. A pierwszym warunkiem jest intencja, pragnienie. Bóg potrzebuje naszego -tak-, resztę dopełnia sam. Ważny oczywiście jest nasz wysiłek, ale to nie on determinuje wartośc daru.

    #18 morszczuk
  19. „Jezus wie, że jest umiłowanym Synem”
    Usłyszałam wczoraj od pewnego młodego prezbitera, że zastanawia się nad stopniem kenozy Chrystusa. To znaczy: czy jest możliwe, by Jezus tak bardzo się uniżył, że „zapomniał” o tym, że jest umiłowanym Synem Boga?
    Stał się tak bardzo podobny do człowieka, że jak człowiek – tylko „wierzył” w Boga.
    Pozdrawiam 🙂

    #19 julia
  20. #18 morszczuk
    Mam takie mieszane uczucia odn. naszego zasługiwania.
    Czy nasz wysiłek nie jest zasługiwaniem?
    Czy przynależność do wspólnoty nie jest zasługiwaniem? itp.
    Można by pomyśleć ,że człowiek nie musi nic robić a Pan Bóg go i tak znajdzie i hojnie obdarzy.

    ps.mam na myśli ludzi ,którzy są obojętni na Słowo, chociaż są „niedzielnymi chrześcijanami”

    #20 Tereska
  21. Julio#19 jak Jezus mógł o tym 'zapomnieć’ jeśli to co dawało mu pełnić wolę Ojca, to pełna relacja, jedność z Ojcem. Wydaje mi się, że uniżenie Jezusa właśnie dlatego jest tak trudne do pojęcia, że uczynił to w pełnej wolności mając w sobie możliwość do 'rozgromienia całego towarzystwa’ (bo jako Bóg jest wszechmogący) a jednak wybiera drogę rezygnacji z użycia siły.
    Zupełnie nie pasuje mi gdyby Jezus w Swoim uniżeniu 'zapomniał’ o swojej tożsamości. Czy byłoby to wtedy działanie wolne, pełnienie woli Ojca w wolności?
    Jezus był w pełni Bogiem i w pełni człowiekiem, mówi nauka kościoła, czyli dwie natury w jednej osobie, z zachowaniem wlasciwosci kazdej z natur.
    pokój,
    agnieszka CS

    #21 agnieszka CS
  22. Dziękuję Księdzu Biskupowi za tę katechezę do Ewangelii. Mam do Księdza Biskupa pytanie dotyczące oryginalnego terminu, tłumaczonego jako „nazywać”. Czytając ten przekład w wielu miejscach Pisma Świętego odnoszę wrażenie, że biblijne „nazywać” ma nieco głębsze, jakieś trochę inne znaczenie, niż nasze (współczesne, zachodnie) rozumienie tego terminu. Czasem mam wrażenie jakby owo „nazywać” miało trochę związek z nadawaniem/ przyznawaniem/ rozpoznawaniem pewnej tożsamości.
    Bóg dał mi w tę sobotę doświadczenie upokorzenia przed całą moją wspólnotą i było to dla mnie naprawdę błogosławione doświadczenie! 🙂 Pokazał mi moją wyniosłość i pozwolił zobaczyć, że ta wyniosłość oddziela mnie murem od moich bliźnich. Odkrywam w sobie ten silny lęk o siebie, o którym wspomina Ksiądz Biskup.
    Jezus mówi : „wytrwajcie w Mojej miłości” – bo w chwilach upadku jest rzeczą trudną wierzyć w tę miłość. Doświadczam tego, o czym pisze Janusz – że trzeba dać się przekonać Duchowi Świętemu o grzechu – to jest jak lekarstwo o cierpkim smaku, ale uzdrawiającym działaniu.
    W tym się objawiła miłość Boga, że to nie my Go umiłowaliśmy, ale On nas umiłował. Święty Paweł pisze w liście do Rzymian, że „wybranie nie zależy od tego, kto go chce lub o nie się ubiega, ale od Boga, który okazuje miłosierdzie” (9,16)
    Z łaski jesteśmy zbawieni
    Z łaski możemy tu stać
    Łaską usprawiedliwieni
    i przez Baranka Krew
    Wzywasz nas Panie do Siebie
    Przed Twój w niebie tron
    My łaską obdarzeni
    Tobie składamy hołd…
    Pozdrawiam wszystkich serdecznie 🙂

    #22 Fasola
  23. # morszczuk
    Użyłam terminu ,,zasłużyć” może nie do końca właściwie, chodziło o już spełnioną, jakąś niezbędna dojrzałość, zresztą i ty użyłaś tego terminu w swoim wpisie # 9. Pytanie nie jest bezzasadne, bo świętymi są również dzieci. Inaczej, czy Bóg uzdalnia nas do przyjęcia Jego łaski niezależnie od naszych zasług /starań/ ? Być znalezionym mimo starań, tak jak wygrana w toto-lotka jest możliwe, pytanie tylko : co dalej z tą łaską się zrobi?

    #23 z...owieczka
  24. # 16…baranku…nie będę wracać do lasu, nie chcę zazdrościć bratu marnotrawnemu jego grzechów, tylko dlatego, że ma większą miłość Ojca. Jestem zwykłą owieczką bez szczególnych zasług i wielkich grzechów, postoję, poczekam, może jednak mnie znajdzie, bo tego bardzo chcę:-)

    #24 z...owieczka
  25. Janusz, przepraszam za ten swobodny ton, ale chciałam w ten sposób wyrazić, że miłosierdzie Boże jest dla nas śmiertelników niezgłębioną tajemnicą. Mówię, że nie zazdroszczę bratu marnotrawnemu, ….staram się. Tak naprawdę to mu często zazdroszczę.

    #25 z...owieczka
  26. Ad #22 Fasola
    Za polskim „nazywam” stoi prosty czasownik grecki lego, który wyraża czynność mówienia i ewentualnie jego efekt, jakim może być oświadczenie, zadeklarowanie, zawołanie itp. Wydaje się, że w tym przypadku z samego czasownika nie można wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Natomiast tutaj jest ważny kontekst wskazujący na trwanie w miłości, na zachowanie nauki Jezusa, na bycie wybranym itp.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #26 bp Zbigniew Kiernikowski
  27. Ad #15 katolicki baran
    Januszu!
    Na Twoje pytanie: czy Judasz w momencie zdrady (zdradzieckiego pocałunku) był przyjacielem Jezusa, nie mogę Ci dać odpowiedzi (i chyba tutaj nikt Ci jej nie da). Nie możemy wejść ani w określenie obiektywnego stanu rzeczy w tej materii ani też w odczucia czy ducha Judasza. Możemy tylko domyślać się i iść nawet dość daleko po linii odkrywania (na zasadzie wnioskowania) tego, jak Jezus podchodził do Judasza. Możemy to czynić analizując to, co nam przekazał Mt. Mt pisze wprost, że Jezus powiedział (czasownik lego w czasie przeszłym) do Judasza „przyjacielu” (hetaire).
    Znając nauczanie i postawę Jezusa winniśmy przyjąć, że to nie było powiedziane przez Jezusa ani z przekąsem ani ze złośliwością. Czy natomiast w tym przypadku Jezus chciał w sposób specjalny podkreślić, że On traktował Judasza w tej chwili jako przyjaciela czy tylko użył tego zwrotu jako pewnego kolokwialnego sposobu zwracania się do drugiego człowieka, pozostanie przed nami zakryte i nie możemy uczynić nic innego, jak szukać interpretacji, która stałaby w harmonii z całym nauczaniem Jezusa i z dalszą częścią tego tekstu, który przekazał nam Mt – „po co/to tu jesteś„. Greckie sformułowanie: „eph’ ho parei” możemy przekładać jako pytanie albo jako oznajmienie. Czy też jako wykrzyknik???
    Nawiązując do Twojego osobistego pytania dokonuję następującej refleksji:
    Możemy i nawet powinniśmy (musimy) myśleć, że ze strony Jezusa była gotowość komunii z Judaszem jako osobą (nawet coś więcej niż gotowość). Z drugiej strony jednak Jezus wiedział coś, czego nie wiedział Judasz i nie wiedzieli inni (nawet uczniowie i to po zmartwychwstaniu w drodze do Emaus), że Pisma mają się spełnić, że jedynie przez cierpienie Mesjasz ma wejść do chwały, że człowiek potrzebuje odkupienia przez śmierć.
    Jezus ją przyjął – było to dla Niego niesprawiedliwością;
    dla nas jest koniecznością i szansą.
    Pozostajemy przed tajemnicą.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #27 bp Zbigniew Kiernikowski
  28. z…owieczko #24,
    stwierdzenie „nie mam wielkich grzechów” w moim odczuciu może świadczyć o pewnym zamknięciu na prawdę. Przed cierpkim smakiem prawdy o sobie uciekamy w usprawiedliwienia: że nie jesteśmy tacy najgorsi, że przecież są gorsi od nas, mają znacznie cięższe grzechy niż my… (zobacz Jk 2,10-11) Oznacza to usprawiedliwianie siebie na podstawie grzeszności innych. Jaka jest wówczas rola Jezusa Chrystusa?
    Kiedyś mi przyjaciółka powiedziała, że „najtrudniej jest się nawracać tak zwanym porządnym ludziom”. Żydzi usłyszeli od Jezusa, że są dziećmi diabła i chcą spełniać pożądania swojego ojca (J 8,44), choć oni sami siebie uznawali za dzieci Abrahama (J 8,33). Otwarcie na Prawdę oznacza także gotowość do zrezygnowania z dobrego zdania o samym sobie, odwagę do przyjmowania prawdy, że nie jesteśmy wcale tacy wspaniali i szlachetni jak byśmy chcieli być. Nasze pragnienia świadczą nie tyle o tym, jacy jesteśmy, ale o tym jacy chcielibyśmy być. Dobrze jest te dwie rzeczy rozróżniać.
    Pozdrawiam 🙂

    #28 Fasola
  29. Dziękuję Księdzu Biskupowi za wyjaśnienie. Czy w Mt 23,9 też występuje „lego”? Pytam o to, bo spotkałam się z tym, że protestanci zarzucają nam katolikom niewierność temu (Mt 23,9) przykazaniu Jezusa – w Kościele jest dość powszechnie przyjęte nazywanie np zakonników, czy kapłanów – ojcami, funkcjonuje powszechnie określenie „ojcowie Kościoła” etc etc. Tak sobie myślałam, że może w tym nazywaniu o coś więcej (niż to greckie określenie), ale może rzeczywiście protestanci mają słuszność w tym zarzucie?

    #29 Fasola
  30. #20 Tereska
    Ws „zasługiwania” cd. Nie lubię tego słowa dlatego, że postępowanie Boga różni się od tego, jakie Mu chętnie przypisujemy. Termin jest nieadekwatny do tego, co wyraża. Nie owo „zasługwanie” kojarzy się automatycznie z przypowieścią o robotnikach w winnicy. Ona klarownie ukazuje, że nasze stosunki z Bogiem są regulowane łaską, że nie da się ich sprowadzać do rachunkowości -ma- czy -winien-. Tak wysiłek czlowieka jest bardzo ważny. Nasza współpraca z Jego łaską uzdalnia nas do coraz pełniejszego czerpania. Ale tej współpracy nie determinuje. Bóg jeśli do siebie pociąga, to nie jest to wynagrodzenia za jakiś trud człowieka. To wyraz dobroci Stwórcy. On zawsze jest pierwszy, inicjuje, obdarza.
    Chodzi więc o to, by zawsze w pierwsze miejsce nie lokować trudu czlowieka. Bo pierwszy jest zawsz Bóg.

    #30 morszczuk
  31. ….moją własnością jest jedynie mój grzech.Wszystko poza nim jest Jego/darem/,nie moje.On przychodzi po mój grzech.Przychodzi by uwolnić mnie od grzechu/śmierci/…..Dziękuję ks.biskupowi za ukazanie sensu mojej śmierci/krzyża/ jako jedynej drogi odkupienia.Tylko na osobistym krzyżu dokonuje się ta cudowna wymiana przekleństwa grzechu na błogosławieństwo łaski.Z wysokości własnego krzyża widzę jak niepodobny jestem do Chrystusa.Jak bardzo potrzebuję ukrzyżowania/zwiąż mnie mocno bym się nie opierał/…….”Człowiek potrzebuje odkupienia przez śmierć”……janusz franus

    #31 katolicki baran
  32. #23
    z…owieczka
    Pytasz:czy Bóg uzdalnia nas do przyjęcia Jego łaski niezależnie od naszych zasług /starań/ ?
    Wg mnie Bóg jest hojny. Darzy obficie. Nasze „zasługi”| jak to określasz, nie wpływają na Jego łaskę. Myślę, że istota tkwi w naszej odpowiedzi na tę łaskę, to zaproszenie, na współpracy z nią, na budowaniu na niej …

    #32 morszczuk
  33. Dziękuję Ci morszczuk .Dzisiejsze czytanie /Dz,11-15/potwierdzają również to co piszesz… to Pan otworzył serce Lidii,tak że uważnie słuchała słów Pawła.Na podstawie własnego doświadczenia ,też mogę powiedzieć ,że to Pan otworzył mi uszy na SŁowo i chęć poznawania Go w posłuszeństwie.Mam chyba problem z wprowadzeniem Slowa w życie oraz nieustanną troską o zycie duchowe moich bliskich . Pozazdrościłam dzisiaj Lidii – „została ochrzczona razem ze swym domem”

    Chyba odbiegłam od tematu ,być może jest to dla mnie kolejny etap zmagania się w rozumieniu Słowa

    #33 Tereska
  34. #28 Fasola
    Dlaczego wybrałaś tylko ,,nie mam wielkich grzechów”, a nie dodałaś ,,szczególnych zasług”, te dwa stwierdzenia użyte razem określają po prostu przeciętność, a nie jak odczytujesz bycie kimś lepszym. Tak więc przyjaźń z Bogiem jest uwarunkowana od tego właśnie otwarcia na Niego tj. na prawdę o sobie. Zgadzam się z tym co piszesz o nawracaniu, otwierać się na Prawdę zawsze jest potrzeba. Nie muszę więc już zazdrościć bratu marnotrawnemu bo sama nim jestem. Dziękuję 🙂

    #34 z...owieczka
  35. z…owieczko #34,
    napisałam, że to określenie może świadczyć ale nie musi. Gdybyś uważała siebie za kogoś, kto ma wobec Boga szczególne zasługi, to rzeczywiście martwiłabym się o Ciebie… 😉 Pozdrawiam 🙂
    Teresko #33,
    mnie też fascynuje Lidia z Dziejów Apostolskich, wspomniana w dzisiejszym czytaniu, jestem urzeczona jej postawą 🙂

    #35 Fasola
  36. Myślę,że przechodzenie od stanu niewolnika do przyjaciela realizuje się przez całe życie.Bycie w niewoli obowiązków religijnych zatraca bycie w radości z przyjaźni z Panem Jezusem i Jego miłością bezinteresowną.
    Ta katecheza Księdza Biskupa uzmysłowiła mi to moje zniewolenie i potrzebę w głębsze wejście w tajemnicę Jezusa Chrystusa w relacji z Ojcem Jego i naszym.Jezus Chrystus uczy mnie tej relacji do Boga Ojca,którą poznaję z każdym rokiem coraz to lepiej.
    Przyznam się Księdzu Biskupowi i Wam drodzy blogowicze,że byłam w pozycji Judasza i potraktowanie mnie przez Jezusa jako przyjaciela otworzyło mi drogę do nawrócenia,co w dalszej konsekwencji powinno doprowadzić do zbawienia mnie.Wszystko to zawdzięczam szczególnej łasce pochodzącej od Boga,który wprowadza mnie w szczegóły mojego zbawienia,które realizuje się już teraz.

    #36 Barbara
  37. #21 Agnieszko CS
    A mnie się bardzo spodobało, że młody człowiek zastanawia się nad takim problemem…
    Poza tym celowo napisałam „zapomniał” w cudzysłowie, tzn. Jezus tak się dla nas uniżył, że JAKBY zapomniał o tym, że jest Jednorodzonym Synem Boga Ojca.
    Wszystko, co napisałaś jest oczywiście prawdą, ale …
    myślę, że w Piśmie świętym są pewne teksty, które mogą dawać podstawę do takich rozważań, np.:
    „Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego WE WSZYSTKIM NA NASZE PODOBIEŃSTWO, z wyjątkiem grzechu” (Hbr 4,15)
    oraz „Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: «Eli, Eli, lema sabachthani?»19, to znaczy Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mt 27,46)
    Pozdrawiam serdecznie 🙂

    #37 julia
  38. …..Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy /J13,16/……
    Julio, uważam, że biblijny Jezus w 100% był prawdziwym człowiekiem, a to znaczy, że kontakt z Ojcem miał poprzez łaskę wiary. Dowodem na to niech będą jego modlitwy…….
    Owieczko, z własnego doświadczenia wiem, że Bóg nie ma problemy z kochaniem grzesznika. On jest prawdziwą Miłością a to znaczy, że kocha ciebie tak samo przed grzechem, w czasie grzechu i po grzechu. On kocha w 100% wszystkich jednakowo. Miłości nie można mierzyć w kategoriach „miej lub więcej”. Albo się kocha albo nie……..basa masz racje Bóg jest MIŁOŚCIĄ……..janusz franus

    #38 katolicki baran
  39. Czy św. Jan Ewangelista nie był szczególnie umiłowanym uczniem Jezusa?

    #39 Tereska
  40. Być sługą czy przyjacielem?
    Bycie przyjacielem zobowiązuje. Miłym jest, że ktoś mi ufa i „oznajmia wszystko”. Ale być przyjacielem to nie tylko być powiernikiem całej prawdy o kimś, nie tylko „znać sens całego projektu działania”. To przede wszystkim gotowość bycia dla kogoś, tracenia siebie (czasu, zdrowia, pieniędzy, czasem cierpliwości…).
    „…sługa miał do spełnienia zadania, ale NIE MUSIAŁ znać sensu całego projektu działania”
    Gdy byłam młodsza – wybierałam bycie sługą – jest mniej kosztowne, więcej zostawało dla mnie (czasu, zdrowia, cierpliwości, pieniędzy…). Dorastam(?) do tego, by doceniać możliwość tracenia siebie dla innych… i naprawdę czerpać z tego radość.
    „nikt nie może sam wejść w taki stan bycia wybranym i stania się przyjacielem Jezusa (synem Ojca), jak tylko przez wybór Jezusa. To ON WYBIERA, CZŁOWIEK ODPOWIADA PRZEZ PRZYLGNIĘCIE do Niego, DO JEGO NAUKI, do Jego Tajemnicy”
    Trudno mi siebie nazwać „przyjacielem Jezusa”, ale czy mogę się choć cieszyć Jego wybraniem??? Chcę, by choć momenty mojego życia ktoś odebrał jako odpowiedź na wybranie mnie przez Jezusa…
    Od tego zaczynam, by mieć szansę na „wchodzenie w relację przyjaźni z Jezusem”…
    Pozdrawiam 🙂

    #40 julia
  41. #39 Teresko,
    wg mnie był. Pisze bowiem sam:
    „Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej UCZNIA, KTÓREGO MIŁOWAŁ, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój»” (J 19,26);
    „Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i do DRUGIEGO UCZNIA, KTÓREGO JEZUS KOCHAŁ” (J 20,2).
    Co prawda pisał tak sam o sobie, ale (wg mnie) nikt z tym stwierdzeniem nie dyskutował…
    🙂

    #41 julia
  42. Czcigodnemu Księdzu Biskupowi z okazji VII rocznicy przyjęcia Sakry Biskupiej serdeczne życzenia obfitości Bożych łask i opieki Matki Bożej na każdy dzień.
    Dziękuję za ten blog i jego kierownictwo duchowe, za to, że jest możliwość wypowiadania się i dzielenia się swoim przeżywaniem wiary w Chrystusa, która ma wiele barw i odcieni, ale stanowi jedno, prawdziwe światło.
    Dziękuję również blogowiczom: Januszowi, Fasoli, Morszczukowi, Julii i wszystkim innym, których wypowiedzi uważnie czytałam i…uczyłam się rozumieć pewne sprawy. Naprawdę bardzo dużo mi pomogły.
    Pozdrawiam wszystkich… owieczka…/Ludmiła/

    #42 owieczka
  43. Dołączam się do życzeń! I chciałem bardzo podziękować Ekscelencji za wsparcie w znajdywaniu się na Drodze Jezusa Chrystusa. Dziękuję też za możliwość rozmowy z wnoszącymi wiele do rozważań Księdza Biskupa blogowiczami, Siostrami i Braćmi w Panu.

    🙂

    #43 Zbyszek
  44. Proszę i mnie, Owieczko, dopisać do życzeń dla Księdza Biskupa 🙂

    #44 julia
  45. I ja się dołączam do życzeń! 🙂 – dziękuję dobremu Bogu za dar posługi kapłańskiej i biskupiej Jego Ekscelencji. Księdzu Biskupowi. Dziękuję za otwartość serca, wrażliwość na bliźnich, za prawdziwie troskliwe pasterskie serce, za prowadzenie tego blogu, za wnikliwe rozważania Słowa Bożego i reagowanie na trudności blogowiczów. Za dzielenie się z nami doświadczeniami posługi kapłańskiej i biskupiej. Tylko pozazdrościć mieszkańcom diecezji siedleckiej… 🙂
    z serdeczną modlitwą
    Jola

    #45 Fasola
  46. I ja dołączam do rzeki płynących życzeń.
    I życzę Ks Biskupowi, by Ten, który wybrał i powołał, nadal umacniał i błogosławił !

    #46 morszczuk
  47. Dołączam się do życzeń. I jeszcze refleksja nad tym słowem. Wstrzymuje nas przed przyjęciem przyjaźni Jezusa jakiś lęk, zwykle przed śmiercią stratą cierpieniem bólem słabością. Tajemnica jest w tym że właśnie tam wszedł Jezus i już nie są one końcem. Rzecz w tym że zwykle wydają się być nowe inne i to nas zaskakuje i dajemy się zwieść.
    Pozdrawiam

    #47 AnnaK
  48. „W tę tajemnicę poznania miłości i sensu bycia wydanym wchodzi się tylko przez wybranie ze strony Jezusa. Jest to wybór, który – aby mógł się spełnić – domaga się tego, by człowiek go zaakceptował w sobie. Oznacza to pełne przyzwolenie na spełnienie się wszystkiego, by się objawił w człowieku owoc działania Boga.”
    Te słowa Księdza Biskupa dedykuję Jemu samemu z okazji zbliżającej sie rocznicy przyjęcia Sakry Biskupiej.
    Aby uświadomić sobie (i innym), że takie konkretne sytuacje możemy w działaniu Księdza Biskupa jako pasterza naszej diecezji zobaczyć, proponuję aby każdy, kto ma taką śmiałość, wypisał 5 wydarzeń związanych z Jego pracą, które docenia najbardziej.
    Moje typy to:

    • Celebracje Słowa Bożego
    • Katechezy i celebracje związane z Triduum Paschalnym z wyróżnieniem liturgii Wigilii Paschalnej
    • Katechezy „Światło i moc liturgii” dotyczące organizacji i przeżywania Eucharystii
    • Program „Chrzest w życiu i misji Kościoła”
    • Ostatnie – ale nie mniej ważne – oczywiście blog: e-rozmowy o Dobrej Nowinie

    #48 grzegorz
  49. Dołączam się do pomysłu Grzegorza, ale z … jednym zdaniem, które wciąż mam przed oczyma (cytat z pamięci):

    „Człowiek ma do wyboru dwie drogi: swoją własną, kierując się najlepszymi chęciami i własnym rozeznaniem ALBO Drogę Pana”

    Ta, tak ostro postawiona alternatywa dodała smaku mojemu życiu, prowadzi w biznesie jak i pozwala żyć pełnią życia rodzinnego. O duchowym wspominać nie muszę 🙂

    #49 Zbyszek
  50. ……..Księdza Biskupa znam tylko teoretycznie z Internetu. Dzisiaj jest On dla mnie i mojej rodziny prawdziwym DROGOWSKAZEM na drodze mojej historii…….
    „Dla Niego/Jezusa Chrystusa/ była to śmierć niesprawiedliwa – sprawiedliwa zaś dla nas, ludzi. Skoro my sami z siebie nie byliśmy w stanie jej przyjąć, On uczynił to dla nas i przed nami. Tym samym otworzył drogę wolności wobec śmierci i krzyża.
    Wybranie więc, w które zostają wprowadzeni katechumeni, by stać się chrześcijanami, polega także na tym, że otrzymują oni światło i moc stawania wobec prawdy o krzyżu i śmierci.
    Świadomość wybrania i przyjęcie logiki krzyża to są dwa fundamentalne filary tej samej rzeczywistości – obecności (wkraczania) Boga w życie człowieka. Człowiek bowiem nie wróci do Boga inaczej jak tylko w taki sposób, że odkryje, iż musi przejść – i de facto będzie przechodzi – przez krzyżowanie samego siebie. Jeśli to zrozumie, to znaczy, że przyjął łaskę wybrania. Dlatego chrześcijanin, dojrzały chrześcijanin, który wchodzi w tę logikę, rozumie, że w jego życiu krzyż jest stale obecny nie jako intruz czy coś przypadkowego wobec czego należałoby przyjąć postawę negacji czy ucieczki, lecz jako element konstytutywny jego nowego życia. Gdy człowiek jest w orbicie działania szatana, cały czas musi myśleć o tym, jak wyjść na swoje, jak zyskać, jak uniknąć krzyża. Prawdziwy wyznawca Chrystusa zaś żyje ze świadomością krzyża. Nie oznacza to, że trzeba krzyża szukać, ale trzeba umieć wykorzystać krzyż, który jest w życiu i który staje na drodze codzienności. Chrześcijanin umie wykorzystać tracenie, jakie dokonuje się w jego życiu i to uważa za wybranie. Wie, że jest wybrany do tego, żeby móc to przeżywać”……
    Dla mnie to PRAWDA…….
    janusz franus

    #50 katolicki baran
  51. #50 janusz,
    podpisuje się pod tym co napisałeś obiema rękami! Dla mnie krzyż – choć w porównaniu z Tobą i większością innych ludzi to maleństwo – jest elementem KONSTRUKCYJNYM mojego życia. Moment, w którym muszę sobie zdać sprawę, gdzie jest koniec moich możliwości, a muszę oddać się w ręce Pana, jest paradoksalnie najbardziej twórczy.
    „Chrześcijanin umie wykorzystać tracenie, jakie dokonuje się w jego życiu i to uważa za wybranie. Wie, że jest wybrany do tego, żeby móc to przeżywać”
    Dla mnie TEŻ jest to Prawda!
    🙂

    #51 Zbyszek
  52. Janusz ,wreszcie Cię rozumiem,dziękuję

    #52 Tereska
  53. Ooo.Mamy jubileusz i czas życzeń.Myślę że każdy odwiedzający tego bloga życzy wszystkiego co życzy sobie sam gospodarz-Biskup.Życzę,tego co niewypowiadziane, a w sercu.Mocne.Życzę NIEBA.

    #53 K.
  54. Zbyszku # 51,też myślę że krzyż to konstrukcja.Tymczasem,żelbetonowa :).Tylko tymczasem.ZNIKNIE CIERPIENIE.

    #54 K.

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php