Dalszy ciąg rozmowy w ramach programu „Chrzest w życiu i misji Kościoła”. Dalsza i już końcowa część drugiej katechezie tego roku duszpasterskiego.

Tematyka jest związana z instytucjami religijnymi Izraela, czyli Starego Testamentu. Dziś zwrócimy szczególną uwagę na relacje między Synagogą a Kościołem. Zawsze chodzi – obok oddawania Bogu chwały – o aspekt gromadzenia się dla słuchania Słowa Bożego i przekazywania nauki oraz kształtowania wiary.

Nadto zajmiemy się aktualnościami,. jakie jawią się dziś w punkcie naszych zainteresowań.

Zapraszam!

bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

34 komentarze

  1. No czlowiek wytrzyma wszystko dopuki nie umrze.

    #1 słuchacze audycji z 12.12.2012.
  2. 1. Tak, to prawda. Gdy nie ma siostry czy brata na spotkaniu wspólnoty, odczuwam to, jakby brakowało konkretnej jej (wspólnoty) części.
    Np.: jest u nas siostra, która zawsze chętnie i obficie dzieli się Słowem. Gdy jej nie ma – jakby brakowało naszej wspólnocie ust…
    Natomiast nie odnoszę wrażenia braku, gdy na parafialnej Mszy św., na której jestem, nie ma mojej sąsiadki z bloku obok.
    2. Daje do myślenia fakt, że w Jerozolimie prawdopodobnie było 400 synagog.
    Mówi mi to, że słuchanie Słowa domaga się małej wspólnoty.
    A z drugiej strony, jak człowiek nauczy się słuchać, to i w dużej, anonimowej, może USŁYSZEĆ.
    3. Padło stwierdzenie o potrzebie świadków, by świadczyli życiem…
    Tak, ale niech głoszą Dobrą Nowinę słowami TEŻ.
    Ja nie zawsze świadczę swoim życiem o przyjęciu Ewangelii.
    Mimo to chcę głosić, że przyjęcie prawdy o Jezusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym jest jedyną drogą szczęścia.
    …………………..
    Będzie ciąg dalszy 🙂

    #2 słuchaczka
  3. Link do Audycji z wczoraj (11 grudnia): http://archiwum.radiopodlasie.pl/?p=18430

    #3 chani
  4. Łk 4,24-30

    24
    Powiedział też: „O tak, oświadczam wam: żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. 25 Prawdą jest to, co wam powiem: wiele było w Izraelu wdów za dni Eliasza, kiedy to niebo zamknęło się na trzy lata i sześć miesięcy i nastał wielki głód w całym kraju, 26 a do żadnej z nich Eliasz nie został posłany, tylko do owdowiałej kobiety w Sarepcie Sydońskiej. 27 Tak samo wielu było w Izraelu trędowatych za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie doznał oczyszczenia, tylko Naaman Syryjczyk”. 28 Kiedy to usłyszeli, wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. 29 Wstali i wyrzucili Go z miasta. Poprowadzili Go aż na urwisty stok góry, na której zbudowane było ich miasto, aby Go strącić w przepaść. 30 On jednak przeszedł pomiędzy nimi i oddalił się.
    Szkoda dla mnie, że nie ma zapisu tej audycji.
    Widocznie nie dla psa kiełbasa i nie każdy człek ma tą łaskę by nieco zatęsknił za prawdziwym Życiem /Chrystusem/, Które przechodzi i odchodzi /przemija/.
    Pozdrawiam tych najedzonych i głodnych.
    janusz

    #4 baran katolicki
  5. #2
    Zbyt wiele osób nie świadczy życiem /gdzież ta wiara?/ i to smutne jest.
    Smutniejsze niż jednorazowy brak /choćby najszacownego/ członka wspólnoty.

    #5 Ka
  6. Audycji mozna posłuchać ze strony:
    http://archiwum.radiopodlasie.pl/?p=18430

    #6 julia
  7. #4 Janusz
    Dziękuję za pozdrowienia! – Nasycona /słuchałam na żywo/
    Ciąg dalszy tematu poprzedniej audycji także był, moim zdaniem, bardzo ważny. Zostały nazwane, wyjaśnione pewne sytuacje,zagadnienia, nad którymi też się często zastanawiałam.
    Np. poświęcanie się.
    Usłyszałam :
    Nie chodzi o to, że „powinnam”, czy nawet „chcę” się poświęcać, ale właśnie, że „MOGĘ”- jak prostował Ksiądz Biskup.
    Chodzi nie tyle o poświęcenie, co uzdolnienie do przeżywania tego, co łączy i przede wszystkim tego, co trudne.
    Duch św. to jest moc przeżywania tego, co trudne.
    Eucharystia daje MOC wchodzenia w trudności.
    Głównie to mnie zatrzymało, by rozważyć ten temat.
    Bo często nie pamiętam, nie uświadamiam sobie że codziennie mogę tę moc otrzymywać, przyjmować by żyć w tak pojętym poświęceniu. To wtedy staje się radością. Doświadczam w sobie mocy samego Boga.

    #7 Miriam
  8. Ksiądz Biskup mówił o tym w innym miejscu, ale może warto pomyśleć,
    że Ewangelia dotarła do nas dlatego, że synagoga w większości
    nie przyjęła prawdy o Jezusie-Mesjaszu.
    Że to w Nim spełniły się obietnice dane w Starym Testamencie.
    ………………..
    Historia odrzucenia Mesjasza przez synagogę może też uczyć nas dziś, do czego prowadzi przekonanie o swojej nieomylności.
    Może nas uczyć, do czego prowadzi przekonanie, że doskonale zna się Boga i wie się, jak ma się spełnić Jego Obietnica.
    Tu przypominaja mi się słowa Jezusa:
    „O, nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy!” (Łk 24,25).
    ………………..
    Dobrze jest pamietać, że drogi Boga nie są drogami naszymi.
    Dobrze jest zawsze mieć otwarte ucho na nowość Słowa.
    Pozdrawiam.

    #8 słuchaczka
  9. „Bóg każe wyjść i stawia kłody pod nogi” – kiedyś Ksiądz Biskup tak powiedział (nie wiem czy dokładnie przytoczyłem, jeśli nie to bardzo przepraszam – rok temu to usłyszałem) – ostatnio Bóg mnie jakby wystawiał na próbę. Ciągle coś mi nie pasuje. Czasami mówię też sobie: „Ja się poddaje, to nie ma sensu”, a jednak z drugiej strony jakoś się nie poddaje.
    Jakbym sam sobie zaprzeczam. Jakbym toczył ze sobą walkę.

    #9 chani
  10. W audycji poruszony został temat migracji czy to zarobkowej czasowej czy wyludniania się parafii wiejskich na rzecz zaludniania powstających osiedli wielkomiejskich. Jakkolwiek je oceniamy, to w danej chwili tego trendu nie zmienimy i musimy ten fakt przyjąć jaki jest.
    We wspólnocie synagogi wiara w jednego Boga jako mechanizm ją spajający był wzmacniany przez ostre przepisy i zwyczaje społecznościowe. Zakaz małżeństw mieszanych, zakaz kontaktów z odłączonymi od wspólnoty, również kontaktów gospodarczych zniechęcał do porzucania grupy. Tak czy inaczej, nawet prześladowania Żydów w Europie nowożytnej, wysiedlania całych gmin czasami na inne kontynenty, skutkowały często zakładaniem nowych wspólnot na miejscu emigracji a także intensyfikacją kontaktów z tego miejsca z tymi którzy pozostali (po przymusowych wysiedleniach do Ameryki Pd. w wyniku prześladowań Żydów hiszpańskich, wymiana handlowa z Hiszpanią wzrosła 30 krotnie) .
    My chrześcijanie mamy mocniejsze spoiwo: Chrystusa przebaczającego i uzdalniającego nas do przebaczania, dlatego moim zdaniem samo zjawisko jako takie jest dla wspólnot chrześcijańskich neutralne. Nawet jeśli wspólnota jest tak ukształtowana jak pokazywał ks. Biskup używając porównania do różnych części ciała człowieka, i któryś z jej członków się odłącza to istnieje mechanizm odbudowy.Wspólnota asymiluje nowe członki realizując swe przeznaczenie do Ewangelii. Z drugiej strony „EMIGRANT” jeśli jest dobrze ukształtowany wszędzie tam gdzie się znajdzie też to powołanie realizuje, wnosząc w nowe środowisko Dobra Nowinę, tworząc nową wspólnotę tam, gdzie jej nie było, Czy to w Anglii, czy na Kabatach. Jeśli tak nie jest, to przyczyną jest niedojrzałość wspólnot które się wyludniają, i niedojrzałość emigrantów, którzy często nie czują się członkami wspólnoty w miejscu swego pochodzenia a cóż dopiero po wyjeździe. Rozwiązaniem więc jest budowanie wspólnot w parafiach. Do tego może służyć uaktywniony i dostosowany do potrzeb parafii program „Chrzest w życiu…”

    #10 grzegorz
  11. Ad #10 grzegorz
    Tak. Chodzi o uformowaną wiarę i świadomość przynależności do konkretnej wspólnoty. Kto to dobrze przeżyje i pielęgnuje tę prawdę w sobie, to niezależnie gdzie się znajdzie, będzie umiał przyporządkować siebie do lokalnej wspólnoty, jaką znajdzie na emigracji. Z kolei wspólnota, z której wyszedł i z którą ma relacje (choćby tylko w świadomości i na odległość) potrafi przeżywać jego fizyczną nieobecność i odczuwać z nim właściwą więź. Nie będzie to jednak anonimowe. Podobnie nie będzie on anonimowy w tej innej wspólnocie (na emigracji).
    Dziękuję i pozdrawiam całą Rodzinę
    Bp ZbK

    #11 bp Zbigniew Kiernikowski
  12. Św.Grzegorz z Nazjansu nazywa chrzest „najpiękniejszym i najwspanialszym darem Boga„.
    Rozumiem troskę Kościoła o należyte przygotowanie do Sakramentu Chrztu Świętego.
    Obserwowałam w swoim życiu sytuacje,gdy wierzący członkowie rodziny,nie mając wpływu wcale lub znikomy na decyzje rodziców,„wywierali presję„ na nich mówiąc,że robią dziecku wielką krzywdę odkładając chrzest,bo w razie jego nagłej śmierci pójdzie ono do piekła.
    W encyklice Evangelium vitae-Jan Paweł II wspominając ofiary aborcji napisał,że Kościół nie zna stanu nieochrzczonych dzieci,ale polecił ufać w miłość i miłosierdzie Boga.
    KKK-Kościół nie ma innego sposobu dołączenia człowieka do społeczności zbawionych,jak tylko przez chrzest,ma jednak„nadzieję,że istnieje jakaś droga zbawienia dla dzieci zmarłych bez chrztu„-KKK1261.
    Wiem,że w obliczu śmierci ochrzcić może każda osoba,pod warunkiem,że ma takie same intencje jak Kościół i poleje wodą głowę kandydata,mówiąc-
    N.„Ja ciebie chrzczę w imię Ojca-i Syna-i Ducha Świętego„.

    #12 mirpat
  13. #12 mirpat,
    Chrzest w obliczu śmierci, tak.
    Jest to jednak bardzo delikatna sprawa.
    Warunkiem chrztu osoby dorosłej jest wyznanie wiary w Trójcę Świętą, a jeśli kandydat jest dzieckiem – gdy jego rodzice pragną chrztu dla swojego dziecka.
    Pozdrawiam 🙂

    #13 julia
  14. #13 julia
    Dziękuję za poprawienie.
    Brałam tylko pod uwagę sytuację małych dzieci nieochrzczonych w obliczu śmierci.
    Zle to ujęłam.

    #14 mirpat
  15. #12 Mirpat
    Jest treść sakramentu chrztu oraz ryt chrztu.Treść czyli to wszystko co wiąże się z przygotowaniem i przeżywaniem sakramentu jako wtajemniczenia w Paschę Chrystusa i przyjęcia jej w swoim życiu. Wg mojego odczucia kluczem otwierającym niebo człowiekowi jest treść sakramentu. Jest to zazwyczaj pewien proces trwający w czasie i ubrany w jakąś formę katechumenatu.W normalnych warunkach, gdy jest to możliwe, przyjęcie treści skutkuje rytem, obrzędem.Jednak w przypadkach gdy jest to niemożliwe ryt nie jest konieczny. Np. w sytuacji śmierci katechumena na pewnym etapie przygotowań , wspólnota traktuje go jako swojego członka, mimo że nie dożył obrzędu. Niemożliwy jest też obrzęd w przypadku śmierci dziecka w łonie matki. Może jednak ono doświadczyć już w tym okresie swojego życia miłości matki, ojca i to doświadczenie daje mu dostęp do Boga po śmierci. Idąc dalej za tą myślą, jeśli nawet dorosły niechrześcijanin pozna w jakimś momencie życia , darmowe przebaczenie od drugiego człowieka – pozna i przyjmie a nie ma wokół niego szansy na chrzest
    może być zbawiony.

    #15 grzegorz
  16. #14 mirpat,
    chciałam tylko uzupełnić, nie poprawiać.
    🙂
    #15 grzegorz,
    chcę odnieść się do zdania:
    „jeśli nawet dorosły niechrześcijanin pozna w jakimś momencie życia darmowe przebaczenie od drugiego człowieka –
    pozna i przyjmie, a nie ma wokół niego szansy na chrzest, może być zbawiony”

    Katechizm mówi o tym trochę inaczej.
    Chrzest jest bramą do Kościoła, który jest konieczny do zbawienia.
    Co nie znaczy, że każdy ochrzczony będzie zbawiony, a każdy nieochrzczony lub nie pragnący chrztu będzie potępiony.

    W Katechizmie czytam:
    KKK 837
    Nie dostępuje jednak zbawienia, choćby był wcielony do Kościoła, ten, kto nie trwając w miłości, pozostaje wprawdzie w łonie Kościoła <ciałem>, ale nie <sercem>. (Sobór Watykański II, konst. Lumen gentium, 14)
    KKK 847
    Ci bowiem, którzy bez własnej winy nie znając Ewangelii Chrystusowej i Kościoła Chrystusowego,
    szczerym sercem jednak szukają Boga i wolę Jego przez nakaz sumienia poznaną
    starają się pod wpływem łaski pełnić czynem, mogą osiągnąć wieczne zbawienie
    (Sobór Watykański II, konst. Lumen gentium, 16)

    Co nie zwalnia nas od głoszenia Ewangelii.
    KKK 848
    „Chociaż więc wiadomymi tylko sobie drogami może Bóg doprowadzić ludzi,
    nie znających Ewangelii bez własnej winy, do wiary, <> (Hbr 11, 6),
    to jednak na Kościele spoczywa konieczność i równocześnie święte prawo głoszenia Ewangelii”
    (Sobór Watykański II, dekret Ad gentes, 7) wszystkim ludziom.
    Pozdrawiam 🙂

    #16 julia
  17. #16 julio,
    Dzięki za przypomnienie nauczania Magisterium!
    Sobór pisze o ludziach nie znających Ewangelii. Ja pisze o sytuacji, gdy ta Ewangelia może dotrzeć do człowieka, ale nie w postaci głoszonego Słowa a w konkretnej sytuacji życiowej. Np. mieszkający na wsi Chińczyk może dzięki sąsiadowi który z natchnienia łaski bożej nie wyegzekwuje czegoś co mu się należy, daruje jakąś winę,poznać w ten sposób Ewangelię. Wyobraźmy sobie sąsiada z bloku, który jest tak uprzedzony do Kościoła, że omija religię jak tylko może. Nadzieja na ich zbawienie leży w takiej postawie kogoś z otoczenia ( czasem to jesteśmy my) aby mieli oni szansę doświadczenia przebaczenia. Daj Boże aby mogli oni również usłyszeć o Chrystusie Zbawicielu i jeśli to możliwe głośmy Go im.
    Zauważ Julio, że wskazania soborowe, czy tez nawet nasze rozważania mają za zadanie kierunkować nas i innych na drogę do zbawienia, a nie wydawać werdykty kto będzie zbawiony a kto nie.
    Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂

    #17 grzegorz
  18. #17 Grzegorz
    Czy to, o czym mówisz – głoszenie Ewangelii czynem, postawą życiową w konkretnej sytuacji – jest zadaniem „rodzin w misji”?
    Słyszałam, że są takie rodziny, które papież posyła w różne części świata z misją, do ludzi, którzy nie znają Chrystusa i Ewangelii.

    #18 Miriam
  19. My, chrzescijanie swoja postawą zawierzenia Panu Bogu w kazdej sytuacji , mamy dawać świadectwo…zastanawiam się – ale jakie?!!!
    – na ile mam ucho otwarte na Słowo i na Proroków,
    – na ile jestem pokorna w słuchaniu i wypełnianiu Bożej woli,
    oraz:
    – darowywać winy,
    – wybaczać każde zranienia,
    – „przyjmować” każdego z życzliwością niewymuszoną, nieudawaną,
    – wykonywać każdą pracę, zadanie ,w sposób zaangażowany i uczciwy,
    – znosić wszelkie humory ludzi z otoczenia,
    – brać na siebie bez szemrania wszelkie niesprawiedliwości
    – itp…
    Czy ja tak potrafię?
    Jak jest u mnie z tym prawdziwym chrześcijaństwem?!!!
    Na ile pozwalam na kazdorazowe narodzenie się Jezusa Chrystusa we mnie?!!!

    #19 niezapominajka
  20. #17
    Nie podoba mi się. Lekceważenie Chińczyków.
    Nie wiesz przypadkiem kto tak naucza? /ziewający wciąż wyłącznie przy modlitwie – chińczyk/

    #20 Ka
  21. #17 grzegorz,
    tak, masz rację.
    Otrzymaliśmy polecenie:
    „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!
    Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony” (Mt 16,15)
    Ale to nie nam wydawać werdykty, kto bedzie zbawiony, a kto nie.
    🙂

    #21 julia
  22. #20 Ka
    Ja tak nie odebrałam wpisu #17.
    Nie podejrzewam autora o dwulicowość.
    Znam z bloga też inne Jego wypowiedzi i wiem,że coś wnoszą one w moje myślenie.
    Nie podcinajmy gałęzi na której wszyscy jesteśmy.
    Życzę więcej dystansu do siebie,tzn.nie widzieć więcej w słowach,niż w tych słowach jest.
    Pozdrawiam.

    #22 mirpat
  23. #18 Miriam,
    Słyszałem o takich rodzinach.
    #20 Ka,
    Nie jest moim zamiarem lekceważenie Chińczyków. W żadnym wypadku!

    #23 grzegorz
  24. #23 Grzegorz
    Jak to dobrze, że są!
    To wielki dar od Boga dla ludzi, takich jak np. Aborygeni, Chińczycy, Kazachowie… itd. Ja widzę wielką wartość tego daru, bo Kościół ze swej natury jest misyjny.
    Dziękuję Bogu za te rodziny, które wszystko poświęcają dla Ewangelii.

    #24 Miriam
  25. #23
    Nazywanie mniej pojmujących Boga /a czasem danego wydarzenia/ ludzi Chińczykami jest obrażliwe.
    Wyzywanie /przezywanie/ człowieka zawsze jest owocem zawartego w człowieku chamstwa /a tego nie lubię, ciężko mi strawić/.
    Pozdrawiam Grzegorzu.

    #25 Ka
  26. Ad #24 Miriam
    Nie tylko ze względu na Aborygejnów, Chińczyków, Kazachów itp., lecz także są potrzebni w naszych, tradycjynie chrześcijańskich czy katolickich środowiskach i są darem dla nas wszystkich.
    Może ktoś napisze coś więcej o roli i potrzebie takiego świadectwa oraz o zawiarającym się w tym błogosławieństwie dla naszego społeczeństwa.
    Bp ZbK

    #26 bp Zbigniew Kiernikowski
  27. Piszę jak rozumiem rolę takiej misyjnej rodziny wogóle w świecie.Może ktoś mnie poprawi, dopowie jeśli trzeba…
    Takie rodziny ewangelizują swoim życiem tam gdzie są . To znaczy dają świadectwo swojej wiary przez konkretne zachowania i zaangarzowania minn. przy parafi , w której pełnia określone role.
    Dla otoczenia są postrzegani jako wypełniajacy wolę Boga przez minn. posłuszeństwo, cichość w konfliktach i dar rozeznawania co jest w danej chwili właściwe.Są otwarci na braci w wierze i nie tylko. Życzliwi dla każdego, pomocni według możliwosci i sprawiedliwi w sadach a raczej nie sądzą nikogo…
    Są przede wszystkim bardzo otwarci na Boże Słowo i…daja się Jemu prowadzić…
    Taki jest obraz tych misyjnych rodzin w moich oczach, tak ich postrzegam.

    #27 niezapominajka
  28. Aborygeni, Chńczycy, Kazachowie i inne grupy ludności posiadają serca.
    Przebaczenie Boże w nich /nie w sąsiedzie/.
    Przezywanie „Chińczykami” innych niepodobnych /nie tak obytych, wykształconych, ważnych itp/ nam, wskazuje że oto sami jesteśmy gorsi od tych których tak ochoczo wyzywamy.
    Człowiek ma wartość. Każdy. Prześmiewca i ten co obraża powoduje sam w sobie powolny zanik wartości swej.
    I żaden region kraju czy świata, takiego zachowania nie usprawiedliwia.

    #28 Ka
  29. Ad #28 Ka
    Wg mego wyczucia Grzegorz nie pisał o Chińczykach w sensie ujemnym – jak to się wydaje, że Ty to zrozumiałaś i jak komentujesz.
    Grzegorz, wg mojego rozeznania, współpracuje z Chińczykami i podał ich zapewne jak naród różnicy się bardzo kulturą, językiem itp.
    Nie było to w żadnym razie w sensie pejoratywnym ani prześmiewczym.
    Piszę, aby nie było dalej tego rodzaju komentarzy.
    Bp ZbK

    #29 bp Zbigniew Kiernikowski
  30. #29.
    Rozumiem.
    Odczułam jednak wzgardę, nie w Grzegorzu /:)/. Kończę więc.

    #30 Ka
  31. #26 Ksiądz Biskup
    No tak, rzeczywiście, Europa także (w tym Polska) potrzebuje tak samo pilnie takiego świadectwa wiary.
    Chyba odwróciłam trochę kolejność.
    Bo przecież, żeby takie”rodziny w misji” były, muszą się najpierw narodzić w łonie wspólnoty Kościoła, same być uformowane w dojrzałej wierze, by móc o niej świadczyć swym życiem w innym środowisku, nierzadko ekstremalnym, wyjałowionym, surowym.
    Grzegorz poruszył chyba to, o czym mówił bł. Jan Paweł II, że wszędzie zachodzi potrzeba nowego głoszenia Ewangelii – również tym, którzy są już ochrzczeni, a co akcentuje także dalej w swoim nauczaniu Benedykt XVI i Ksiądz Biskup nam często przypomina – nr 96 Verbum Domini.
    Jan Paweł II mówił, że nie wystarczy przekazywać prawdę i łaskę przez głoszenie Słowa i sprawowanie sakramentów. Czasem, nawet u nas, konieczna jest nie tylko nowa ewangelizacja, ale również czasem i pierwsza ewangelizacja.
    Znam nawet rodzinę protestancką, która przybyła do Polski, by mówić ludziom o Bogu. I naprawdę, jak ich obserwuję, czynią to w sposób bardzo „życiowy” i konkretny.
    Różne są sposoby głoszenia Ewangelii – doczytałam sobie w adhortacji „Kościół w Europie” /48/ i o tym, zdaje się, mówił Grzegorz i dopowiada Niezapominajka.

    #31 Miriam
  32. Mieszkaliśmy kiedyś 3 tygodnie w mieszkaniu emerytowanej nauczycielki w jednej z dzielnic w Kantonie( pd-wschodnie Chiny).Wynajmowaliśmy tam pokoik.Warunki były mniej niż skromne, wg mnie żyła ubogo. Była też chora na cukrzycę. Mieszkała tam sama ( jej syn wyjechał na ten czas do rodziny).Nie znała żadnego obcego języka, my też nie umieliśmy chińskiego. Cała nasza codzienna komunikacja to wykonywanie konkretnych czynności,gesty, uśmiech. Jeśli chciała nam podziękować lub sprawić trochę radości, przynosiła owoce, ciastka, my znowu mogliśmy pomóc w czymś w domu. Tak sobie wyobrażam sytuację rodziny wyjeżdżającej na stałe zamieszkanie na misję. Mimo że język można po jakimś czasie podciągnąć, to bariery w komunikacji werbalnej zawsze zostają, ze względów o których pisał ks.Biskup ( wychowanie, kultura, nawyki itp). Wtedy dobrą drogą do nawiązywania relacji są konkretne czynności jakich podejmiemy się w stosunku do sąsiadów,osób w pracy, znajomych.
    Został przeze mnie (może trochę niefortunnie) wywołany temat Chińczyków. Nie mieszkałem tam nigdy długo,niewiele jeździłem poza miasta. Jednak wiem, że jest tam dość biednie, zwłaszcza na wsi. Nieutwardzone drogi, słabe nawyki sanitarne, słabe warunki mieszkaniowe. Okres ostatnich 200 lat a zwłaszcza po II wojnie światowej przyczynił się do drastycznego upadku ich tradycyjnej kultury. Aż trudno uwierzyć, bo to było tysiące lat wysoko rozwiniętej cywilizacji.Jednak ludzie są bardzo otwarci, gościnni, podobni do Polaków. Są też pracowici. Mają w tej chwili możliwości do ekonomicznego rozwoju i starają się je wykorzystywać. Pod względem potrzeb ducha w niczym się od nas nie różnią.

    #32 grzegorz
  33. #30 Ka
    Być może spotkałaś się z drastyczną sytuacją poniżania ludzkiej godności i to wywołuje w tobie takie trudne uczucia, ale –
    nie wiem, Ka, czy znasz taką zależność: ci, którzy ranią i krzywdzą innych, najczęściej sami byli mocno zranieni i skrzywdzeni. I jeśli krzywdzą, to nie zawsze w całkowitej świadomości własnego obciążenia zadaną im kiedyś krzywdą. Ona wymaga dopiero uleczenia.
    Moim zdaniem takim ludziom należy współczuć i pomóc (w zależności od tego, co to za sytuacja, osoba) a nie okazywać wzgardę.

    #33 Miriam
  34. #33
    Pomyłka.
    Nie ja okazuję wzgardę ni pogardę.
    A ludzi należy chronić, bo każdy w różny sposób zraniony.

    #34 Ka

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php