W 2. Niedzielę Wielkanocną czytamy Ewangelię o przyjściu Jezusa do uczniów w wieczerniku wieczorem w pierwszy dzień tygodnia, czyli w niedzielę zmartwychwstania i ponownym Jego przyjściu po ośmiu dniach (J 20,19-31). To drugie spotkanie jest skoncentrowane na relacji Tomasza do Jezusa. On bowiem nie był obecny podczas pierwszego spotkania i wobec świadectwa uczniów pozostawał z niedowierzaniem. Jezus przychodzi więc jakby specjalnie w celu zaradzeniu tego rodzaju postawie. To ukazuje potrzebę wzbudzenia w uczniach Jezusa wiary w Niego jako Zmartwychwstałego, który odpuszcza grzechy i posyła uczniów, by w świecie urzeczywistniali tę prawdę.

 

 

Gdy drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami,

przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: «Pokój wam!» (J 20,19)

 

Apostołowie pozostają w lęku i obawach. Zamknięty wieczernik jest tego znakiem i symbolem. Jeszcze nie weszli w logikę tego Wydarzenia, które zmieniło wszystko. Oni jeszcze pozostawali tak, jakby nie dokonało się to, co istotne i co miało się dokonać. Myśleli bardziej o tym, co ludzie uczynili Jezusowi krzyżując Go a nie wiedzieli (nie zdawali sobie z tego sprawy), co Jezus uczynił dla ludzi przyjmując krzyż i zmartwychwstając.

 

1. Pokazał im ręce o bok

Teraz ten Jezus stanął pośród nich i pozdrowił ich słowami: „Pokój wam!”. Pokój to właśnie dar mocy na przezwyciężenie lęku. Szczególnie tego lęku, który krępuje człowieka w jego relacjach z bliźnimi. Pokój to moc wejścia w relacje. Jezus nie tylko wypowiedział to pozdrowienie pokoju, ale pokazał im swoje ręce i bok. To znaczy pokazał im swoje miejsca zranień, jakie zostały Mu zadane przez ludzi. Były to ślady zadanego Mu gwałtu przybicia do krzyża i przebicia Jego boku.

Można dopatrywać się różnych znaczeń i sensu tego gestu Jezusa. Niewątpliwie chodziło o to, by uczniowie zobaczyli i uświadomili sobie, że przed nimi stoi ten sam Jezus, któremu zadano cierpienia i przyprawiono o śmierć. Ten Zmartwychwstały nosi na sobie rany tamtych bolesnych wydarzeń, jednakże one już Go nie bolą. Nie są dla Niego znakiem poniżenia i męki, lecz są przemienione i pozostają jako świadectwo owej przedziwnej „przemiany”, jakiej w zmartwychwstaniu uległo ludzkie, poddane cierpieniu ciało Jezusa. To ciało Jezusa jest objawieniem i manifestacją nowego sposobu życia. Rany nie bolą. Jest pokój stawania przed drugim człowiekiem. Jest moc przebaczenia temu, kto jest winien. Moc przebaczenia winnemu śmierci, gdyż z tej śmierci w zmartwychwstaniu wyrasta nowe życie.

 

 

2. Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam

Po ponownym obwieszczeniu pokoju Jezus wypowiada słowa: « Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam». Daje więc uczniom udział w swojej misji. Postawia ich niejako w tym wszystkim, co On spełnił. Odtąd mają być Jego uobecnieniem czy przedłużeniem. Będą narzędziami urzeczywistniania Jego działa, które On wypełnił posłuszny Ojcu. Jego zaś posłał Ojciec, po to, by w Nim i na Nim stało się dzieło pojednania człowieka z Bogiem przez przyjęcie przez Niego krzyża i niesprawiedliwej śmierci; by człowiek (grzesznik i zabójca Boga) otrzymał przebaczenie.

Ten Jezus, który od początku swoje publicznej działalności stanął przed ludźmi jako namaszczony Duchem Świętym (Duch Pański nade Mną, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie … – Łk 4,18n), teraz tchnął na swoich uczniów i powiedział: «Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane». Zostają więc posłani jako wyposażeni w tę samą moc Ducha Świętego, która prowadziła Jezusa w spełnianiu dzieła pojednania przez krzyż. Pójdą więc i będą przeżywać na sobie to samo misterium pojednania. Będą jednać ludzi za cenę ran Jezusa i za cenę ran swoich. Będą tak jak On mogli pokazywać swoje rany i obwieszczać, że on już nie bolą. (Będą obwieszczać, że te rany zostały im zadane, aby mogli przebaczać tym, którzy im je zadali). Popr: “Będą (wprawdzie) obwieszczać, że te rany zostały im zadane, a oni – dzięki Zmartwychwstałemu – będą mieli moc przebaczać tym, którzy im je zadali”.

 

3. Zranienia i przebaczenie  – nowa tożsamość i misja

 

Ta misja uczniów Jezusa przejęta przez Apostołów i przekazywana w Kościele porze wieki stale trwa i stale jest aktualna. Zarówno jako misja sakramentalnego odpuszczania grzechów jak i misja powszechnego kapłaństwa niosącego przebaczenie w konkrety życia i relacji międzyludzkich. Grzech ma bowiem swoje konsekwencje. Odpuszczenie grzechu nie jest ani magią ani formalnością. Skutki grzechu, które są złem raniącym drugiego człowieka, muszą zostać w kimś przyjęte, przeżyte, przemienione. To, co dokonuje się w Sakramencie Pokuty, potrzebuje przedłużenia i dopełnienia w całym Ciele wspólnoty uczniów Chrystusa. To, co dokonało się to w Ciele Jezusa zranionym na krzyżu, dokonuje się to przez wieki i pokolenia w ranionym Ciele Chrystusa, jakim jest Kościół, wspólnota uczniów Jezusa. Są to rany zadawane w samej wspólnocie (nie jest to bowiem wspólnota z siebie doskonała, lecz wspólnota grzesznych ludzi) i są to rany zadawane temu Ciału z zewnątrz.

Nam, członkom tego Ciała, potrzeba stale wzrastania w świadomości otrzymanego i otrzymywanego daru Ducha Świętego na odpuszczenie grzechów. Trzeba nam wzrastania w świadomości, że rany są konkretne i jak długo bolą i są ukrywane, świadczą o tym, że nie spotkaliśmy jeszcze Zmartwychwstałego. Nie wierzymy w Jego moc uzdrawiającą ból naszych ran. Tam zaś i na ile się dzieje to, że przeżywamy pokój w relacjach z bliźnimi – także tymi, którzy zawinili wobec nas, tam i wtedy jest On obecny jako Zmartwychwstały. Jest obecny w nas, w naszej wspólnocie. Jesteśmy właśnie po to posłani, by mocą Jego Ducha przyjmować zranienia i przebaczać. Obwieszczać pokój i rok łaski od Pana.   

Prosimy Cię, Zmartwychwstały Panie,

  • byśmy nie byli zamknięci w lęku o siebie;
  • byśmy mieli w sobie świadomość zadanych nam zranień i mieli łaskę pokazywania ran, które już nie bolą;
  • byśmy Twoją mocą obwieszczali pokój tam, gdzie lęk i agresja;
  • byśmy przebaczali i odpuszczali grzechy, biorąc na siebie ich skutki …
  • byśmy nie zatrzymywali się na sobie  …

Prosimy Cię o to, Baranku Boży, który wziąłeś na siebie grzech świata i jako zabity i żyjący stajesz stale przed nami, byśmy byli Twoimi i pełnili Twoją misję.  

 

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

57 komentarzy

  1. „Jezus przychodzi więc jakby specjalnie w celu zaradzeniu tego rodzaju postawie” bpZK…
    to niesamowite, że Bóg zawsze wychodzi pierwszy, że zawsze szuka człowieka.

    #1 morszczuk
  2. Nawiązując do słów Księdza Biskupa „potrzebuje przedłużenia i dopełnienia w całym Ciele wspólnoty uczniów Chrystusa”,odnajduję w obecnym doświadczeniu.Niestety wśród społeczności chrześcijańskiej są też i tacy,którzy w tej wspólnocie wprowadzają swoje zasady co do grzechu i jego przebaczenia,a skutkami takiego działania obarczają innych.Zależy im bowiem na stworzeniu takiego swojego wizerunku,jakoby nic nie mieli wspólnego z grzechem i nie potrzebowali przebaczenia,a pieniądz i władza dopełnia reszty.
    Ta katecheza,za którą Księdzu Biskupowi bardzo serdecznie dziękuję,wskazuje mi,jak mam postępować ze swoimi ranami,które zadali mi inni.Wiem teraz,że nie powinnam ich ukrywać i nosić je z dumą,ze potrafiłam je sobie zadać.Pokój zaś otrzyma ten,kto jest godny pokoju;prawdziwi uczniowie Chrystusa.

    #2 Barbara
  3. Dziękuję Księdzu Biskupowi za tę katechezę. Moje wątpliwości wzbudziło zdanie Księdza Biskupa:
    „Będą obwieszczać, że te rany zostały im zadane, aby mogli przebaczać tym, którzy im je zadali”
    Chodzi mi o „celowość” zranień. Bo takie postrzeganie sprawia wrażenie współodpowiedzialności Boga za grzech człowieka. Julia napisała w poprzednim wątku: „Czasami na moje wyrzuty, że ktoś mi wyrządza krzywdę słyszę: to dla twojego zbawienia”. Ja się obawiam takiego zasłaniania swoich grzechów wolą Bożą czy dydaktyką Bożą. Sam Bóg mówi w Pwt: „Ja zabijam i Ja ożywiam, Ja ranię i Ja sam uzdrawiam” (Pwt 32,39) – ale czy oznacza to, że Bóg niejako „podpisuje się” pod grzechami człowieka? Będę wdzięczna Księdzu Biskupowi za jakieś rozjaśnienia w tej kwestii, której nie rozumiem.

    #3 Fasola
  4. #3 Fasola
    Słuszna uwaga, nie chodzi o wyakcentowanie celowości zranień dla przebaczenia. Z drugiej strony jednak, nie można całkowicie pominąć tego związku, patrząc ex post.
    Koryguję więc na następujące sformułowanie: “Będą (wprawdzie) obwieszczać, że te rany zostały im zadane, a oni – dzięki Zmartwychwstałemu – będą mieli moc przebaczać tym, którzy im je zadali”.
    Dziękuję. Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #4 bp Zbigniew Kiernikowski
  5. W sumie to ja się Didymosowi nie dziwię. Miał prawo wątpić. Apostołowie wiele słyszeli o zmartwychwstaniu, widzieli Pana.. a jednak wciąż drżeli…a ten biedaczek nie widział. Ba! kto wie czy Apostołowie nie mieli ochoty sami „włożyć palca”… by tak zewnętrznie wreszcie potwierdzić to, co czuło serca. Czyż z nami nie jest podobnie. Bo ze mną bywa … że czasami chciałabym wręcz tak namacalnie „poczuć” wiarę…

    #5 morszczuk
  6. Po pierwszej lekturze tego rozważania Ks. Bpa jutrzejszej Ewangelii dotknęły mnie dwa fragmenty:
    1. prośba: „byśmy nie zatrzymywali się na sobie…”
    Przypominają mi się słowa o. A. Pelanowskiego z książki „Odejścia”, że „zatrzymywanie się na sobie” (i przekonanie, że we wszystkim powinnam być idealna; i przekonanie, że do niczego się nie nadaję) jest objawem pychy. Często mnie dopada…
    2. „Pokój to właśnie dar mocy na przezwyciężenie lęku. Szczególnie tego lęku, który krępuje człowieka w jego relacjach z bliźnimi”
    Te zdania są jakoś związane z prośbą z punktu 1…
    Wiem, że pokój od Chrystusa daje moc przezwyciężania lęku przed relacjami z bliźnimi. Potrzebuję go (pokoju) codziennie na nowo… Współczuję ludziom, którzy obawiają się wchodzić w prawdziwe relacje z bliźnimi… Na razie pozostaje chyba nauczyć się (zgodzić się) brać na siebie skutki ich zachowań…
    Pozdrawiam 🙂

    #6 julia
  7. …..Fasola,nasze grzechy nie przeszkadzają Bogu w miłości.Grzech jest naszym problemem.Biblijny Bóg kocha nas bezwarunkową miłością to znaczy ,ze nie patrzy na nas przez pryzmat grzechów.Kocha nas jednakowo przed grzechem,w czasie grzechu i po grzechu.Dla Boga grzech i grzesznik to jedno.Nie można kochać grzesznika i jednocześnie brzydzić się jego grzechem.Jezus Chrystus z miłości do grzesznika bierze na siebie jego grzechy.Staje się „grzesznikiem” i dlatego jako winny zgadza się na krzyż.To nie jest tylko teologiczna teoria lecz rzeczywiste,realne obarczenie się skutkami grzechów.Dotknąć palcem/fizycznie/ran Chrystusa to zgodzić się na osobiste doświadczenie chwalebnego krzyża z którego płynie moc przebaczania.Takiego krzyża nie należy ukrywać,zatrzymywać tylko dla siebie traktując go jako intymne łoże.Takim krzyżem trzeba się chwalić i chlubić bo tylko on ma moc ewangelizacji współczesnego świata…………Ks.Biskup trafnie to ujmuje pisząc „byśmy mieli w sobie świadomość zadanych nam zranień i mieli łaskę pokazywania ran, które już nie bolą”.Być świadkiem Zmartwychwstałego Chrystusa to dawać się zranić grzechami innych w duchu przebaczenia.Jest to jedyny sposób ukazania prawdziwej Miłości temu światu………janusz franus

    #7 katolicki baran
  8. Dziękuję Księdzu Biskupowi za odpowiedź #4 🙂 Jeszcze raz dziękuję także za tę katechezę do Ewangelii. Doświadczam ogromnych trudności w relacjach z pewną osobą. Sytuacja jest trudna i złożona. Poprosiłam Boga, by mi poprzez katechezę Księdza Biskupa „ukazał ścieżkę życia” (Ps 16,11). Czytam – a katecheza pełna jest nawiązań do relacji z bliźnimi… 🙂 Bogu niech będą dzięki! 🙂 Przy lekturze tej katechezy Księdza Biskupa uświadomiłam sobie, że oczekiwałam (niczym Piotr pytający, czy aż siedem razy ma przebaczyć), że mnie Pan Bóg pogłaszcze po główce – że taka jestem biedna i tak źle traktowana. Tymczasem … Pan mnie wzywa do objawiania Jego miłosierdzia w moim życiu, do „powszechnego kapłaństwa niosącego przebaczenie w konkrety życia i relacji międzyludzkich”. Widzę, że to stale jest dla mnie zmaganie – zrezygnować z bronienia siebie (w istocie: z szukania siebie). Przebaczanie ma w sobie coś z umierania i zmartwychwstawania – to zaakceptowanie, pogodzenie się z tym, że ktoś mnie nie kocha.

    #8 Fasola
  9. cd.
    No i wyszło szydło z worka…
    Przecież inni wielokrotnie(!) muszą znosić na sobie skutki moich lęków przed wchodzeniem z nimi w relacje. Jak więc widać prośba „byśmy nie zatrzymywali się na sobie…” jest aktualna nadal…
    Pozdrawiam … 🙂

    #9 julia
  10. Pozwolę sobie ( 🙂 ) dopowiedzieć słowo do fragmentu dzisiejszej katechezy Ks. Bpa mówiącego o cyfrach: przewrócona ósemka to symbol nieskończoności (czyli wieczności nowego stworzenia, które dokonało się ósmego dnia).
    Pozdrawiam 🙂

    #10 julia
  11. Pozdrawiamy serdecznie!
    Dzisiaj słuchaliśmy transmisji z Katedry.Dziękujemy, pomogła nam zrozumieć co znaczy „mistagogia”.
    Mamy pytanie, dlaczego nie można wejść na e-rozmowy ze strony Diecezji tylko przez stronę Radia Podlasie?
    PS Dzisiaj przeżywamy wieczorem Eucharystię w parafii bł. Radzyma z bp.Bogdanem i wszystkimi wspólnotami neokatech. z regionu oraz parafianami.

    #11 Aleksander
  12. #11 Aleksander,
    najpraktyczniej jest umieścić stronę bloga Ks. Bpa w zakładkach, wtedy wejście na nią jest najprostsze.
    Pozdrawiam 🙂

    #12 julia
  13. #7 Januszu: „Nie można kochać grzesznika i jednocześnie brzydzić się jego grzechem”
    Nie można?
    Tzn. jeśli ktoś np. zabił, to ja mam to akceptować? W imię miłości bliźniego?

    #13 basa
  14. „Przyjęte,przeżyte,przemienione”.Ja to nazywam „trawienie”.Muszę „przetrawić”,by człowieka zrozumieć w nim.Basa,brzydzi mnie grzech,ale doskonale potrafię odróżnić człowieka od grzechu w nim.Człowieka kocham,grzech tępię,hehe.

    #14 K.
  15. ……basa……jedyną pomocą i zarazem dowodem prawdziwej miłości do grzesznika jest uwolnić go od grzechu/winy/.Należy pamiętać,że grzech jest zakorzeniony w sercu człowieka a zewnętrzne objawy sygnalizują o wewnętrznej chorobie.Czy prawdziwy lekarz,który brzydzi się chorobą może pomóc choremu.Chory i jego choroba to jedno.Jeśli uda ci uwolnić chorego od jego choroby ów pacjent przestaje być chorym.Podobnie jest z grzechem i grzesznikiem………Obok mnie są moi synowie,którzy uczą mnie każdego dnia nie tylko akceptacji ale przynaglają do kochania razem z ich niepełnosprawnością.Nie ma mowy o okazywaniu jakiegoś obrzydzenia ich rzeczywistym stanem……..Wiem,że sami o własnych siłach nie jesteśmy w stanie do miłości w wymiarze krzyża.A jest to prawdziwa Miłość,którą objawił nam Jezus Chrystus.On nie tylko zaakceptował mordercę ale sam wziął na siebie jego winę.Nie będąc mordercą wziął na siebie wszystkie jego zabójstwa i w ten sposób ukazał Miłość Bożą,która jest ponad ludzkim grzechem……..Nikt z nas o własnych siłach i nie pozwoli zranić się w duchu przebaczenia.Nikt z nas nie jest zdolny do pokochania grzesznika razem z jego grzechem.Do takiej postawy potrzebny jest Duch Święty……..janusz franus

    #15 katolicki baran
  16. #14 K,
    „Człowieka kocham, grzech tępię”
    Ideał…
    Ja niektóre grzechy(?) (jeszcze) kocham, niektórych ludzi chętnie (już tylko(!) czasami) potępiam…
    🙂

    #16 julia
  17. Szczęść Boże księże biskupie czy w Polsce trwają prace na wydaniem nowego brewiarza z 1962 r. w wersji polsko-łacińskiej.

    #17 Józef
  18. Januszu, zadając ci to pytanie, jednocześnie pytałam siebie, czy P.Jezus akceptował także grzech człowieka, czy tylko człowieka? Ja bym powiedziała tak: On kochał człowieka, pomimo jego grzechów. Moim zdaniem nie akceptował grzechu i dlatego przyszedł i dał się ukrzyżować, aby nas od grzechu uwolnić.
    Między grzechem a chorobą jest jedna różnica – zwykle nie mamy wpływu na to, czy zachorujemy, na co zachorujemy, kiedy zachorujemy.
    Natomiast mamy wpływ na to, czy grzeszymy.
    Możnaby powiedzieć, że P. Bóg daje nam chorobę.
    Grzeszymy zaś sami. Przynajmniej mój grzech wypływa z mojego wnętrza. A twój?
    Choroba i chory to jedno…
    A i owszem. Tyle tylko, że przecież leczę go właśnie dlatego, że nie akceptuję jego choroby i chcę, żeby był zdrowy.Gdybym akceptowała jego chorobę – to po co go leczyć? Niech sobie choruje. Natomiast akceptuję to, że ktoś jest chory i potrzebuje pomocy – leczenia.
    „Podobnie jest z grzechem i grzesznikiem………Obok mnie są moi synowie,którzy uczą mnie każdego dnia nie tylko akceptacji ale przynaglają do kochania razem z ich niepełnosprawnością”
    Januszu, takie zestawienie sugerowałoby, że uważasz niepełnosprawność za grzech…
    Spytam więc prowokacyjnie: A może choroba to kara za grzech?

    #18 basa
  19. Ad #17 Józef
    Nie wiem.
    Jest mało prawdopodobne, aby miało być łacińsko-polskie wydanie brewiarza. Pomijam kwestię rodzaju wydania.
    Bp ZbK

    #19 bp Zbigniew Kiernikowski
  20. Janusz i basa 🙂
    Ks. Jan Twardowski „Wybaczyć”
    „Święty Tomaszu niewierny
    ze mną było inaczej
    On sam mnie dotknął
    włożył dłonie w rany mego grzechu
    bym uwierzył że grzeszę i jestem kochany
    Bóg grzechu nie pomniejsza ale go wybaczy

    za trudne
    i po co tłumaczyć”

    #20 julia
  21. Ależ Julio, ja nie wątpię, że P. Bóg mnie kocha mimo mojego grzechu i wybacza mi grzechy. Ale myślę, że On wcale nie kocha mojego grzechu. Może dlatego wdałam się w dyskusję z Januszem. Ale masz rację, dla mnie ten temat jest za trudny. Może więc nie warto o nim dyskutować?

    #21 basa
  22. Januszu #7, czym się różni biblijny Bóg od Boga żywego, prawdziwego?
    Grzech i grzesznik to nie to samo, bo grzesznik jest osobą, a grzech nie jest osobą. Kto jak kto, ale Bóg nie ma problemu z rozróżnianiem pojęć 😉
    Januszu, sam przecież zacytowałeś Hymn o Krzyżu Chwalebnym, mówiący o łożu miłości. Piszesz, że tych ran chwalebnych nie można zatrzymywać dla siebie. Przy takich „świadectwach” moje wątpliwości budzi fakt, że wiąże się ono często z wyciąganiem na światło dzienne grzechów innych ludzi. Skoro złamanie tajemnicy spowiedzi grozi ekskomuniką, to myślę że potrzeba roztropności przy ujawnianiu grzechów naszych bliźnich. Może się okazać, że takie „świadectwo chwalebnych ran” stanie się w prostej linii zniesławieniem naszych bliźnich. Nie chodzi o to, żeby zatajać grzechy innych, tylko by brać ten aspekt pod uwagę przy takich „świadectwach”.

    #22 Fasola
  23. Grzech jest słabością człowieka. Dziś widzę bardziej, jak ta moja słabość jest Panu Bogu potrzebna. Muszę ją tylko ujrzeć, dotrzeć do niej swoją świadomością.
    Dziękuję św. Tomaszowi za jego słabość niewiary. Była potrzebna. To dzięki niej Bóg napełnia go łaską, aby jako pierwszy z Apostołów mógł zrozumieć sens Zmartwychwstania i powiedzieć: ,,Pan mój i Bóg mój”.
    Nasza siła i mądrość nie są potrzebne Panu Bogu, chociaż tyle o nie zabiegamy. Bogu i nam potrzeba naszych słabośći, aby mogła działać w nas Jego łaska. To mnie pociesza, bo siły i mądrości wciąż za mało, za to słabości mam pod dostatkiem, tylko nie chcę ich widzieć.
    Panie Miłosierny, weź moje słabości i przemień je, tak jak przemieniłeś rany Chrystusa.
    JEZU UFAM TOBIE !

    #23 ludmila
  24. …..#18.niepełnosprawność mojego syna jest krzyżem,na którym zawisło moje zbawienie.Razem z Piotrem umieramy na krzyżu jego choroby.Umiera w nas grzech/stary człowiek/.Zostałem przybity do chorobą moich synów dla własnego dobra……Nie wiem jak to słowami wytłumaczyć.Nie jestem teologiem i nie znam się na na filozofii więc mogę jedynie dzielić się z tobą moim życiem w,którym krzyż nie jest odbierany jako kara za moje grzechy ale jest jedynym moim ratunkiem………#22.To jest ten sam Bóg…….Istotą grzesznika jest jego grzech.Grzech przenika osobowość człowieka kształtując ją na swój obraz.Grzesznik jest chorą osobą,która musi przejść przez realną śmierć.Religijność próbuje leczyć serce grzesznika różnymi pobożnymi sposobami.Niestety wszyscy wymagamy przeszczepu/nowego serca,nowej osobowości,nowego myślenia/.Stary człowiek/grzesznik/musi być wykastrowany by mógł narodzić się nowy człowiek z osobowością Jezusa Chrystusa.Taką operację przeprowadza Duch Święty jedynie za zgodą pacjenta/grzesznika/………On każdego dnia przekonuje mnie o moim grzechu.Poprzez krzyż diagnozuje moje grzeszne serce i proponuje serce Jezusa Chrystusa zdolne do życia wiecznego……..chrześcijanin nie boi się światła dziennego i dlatego ujawnia swoje grzechy bo wie,że to jedyny jego ratunek.Prawdziwy chrześcijanin bierze grzechy innych na siebie i sam będąc niewinny obarcza się winną innych i jako winny nie swoja winą wyciąga grzechy innych na światło dzienne………janusz franus

    #24 katolicki baran
  25. #22
    Są okoliczności gdzie można takie konkertne świadectwo dać, ale raczej dla osób przygotowanych ( np.grupa formacyjna)i to z dużą ostrożnością szanując przy tym intymność innych osób.
    Ale moim zdaniem najważniejsze świadectwa są takie,które dzieją sie tylko pomiędzy dwiema osobami.Wtedy zamiast przeżywac we wszystkie strony własną grzeszność można zająć się grzechem drugiego, biorąc go na siebie i nie oddając.Naszymi grzechami zajął się Chrystus, a my co możemy z nimi sami zrobić? -nic!

    #25 grzegorz
  26. #21 basa,
    myślę, że mnie źle zrozumiałaś:
    – wiersz jest po prostu o Bogu i Jego wybaczaniu oraz bardzo mi się spodobał;
    – wcale nie uważam, że jest to temat za trudny dla Ciebie;
    – uważam również, że zawsze można dyskutować na interesujące nas tematy (jeśli druga strona też ma na to ochotę).
    Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂

    #26 julia
  27. Januszu, dziękuję Ci za trud tłumaczenia mi twojego życia. Być może jestem już bliżej zrozumienia Ciebie, ale chyba musiałabym zobaczyć ciebie w rzeczywistym twoim świecie, w rzeczywistych relacjach. A tak po prostu nie wiem, co znaczą niektóre twoje słowa np. że Piotruś też umiera. Umiera w rzeczywistości, czy w przenośni? Na ile on jest świadomy, tego co się dzieje? Może nie lubi być nazywany Piotrusiem? Może lubi być traktowany jak dorosły i dlatego nazywasz go Piotrem ?
    Chyba zbyt wielu rzeczy nie wiem, aby cię zrozumieć.
    Ale jeśli pozwolisz, to jeszcze będę z tobą próbowała rozmawiać przy różnych okazjach.

    #27 basa
  28. Julio! #26
    Wiem, że chciałaś się tym wierszem podzielić z nami. Ja ci za niego dziękuję.
    W tym wierszu jest prawda także o mnie.

    #28 basa
  29. Janusz, skoro Jezus Chrystus wziął na Siebie wszystkie grzechy, to znaczy że nie ma grzechów, których by On na Siebie nie wziąć więc żaden człowiek/chrześcijanin już nie musi ich na siebie brać. To nie my zbawiamy ludzi. Uczniów Chrystusa nie odróżnia niewinność, lecz usprawiedliwiona wina. Chrześcijanin jest winny swoją winą.
    Poza tym poczucie krzywdy jest sprawą subiektywną i może wynikać na przykład z przerośniętej miłości własnej, nieumiejętności przyjmowania krytyki, z chciwości, etc etc.
    Skoro to ten sam Bóg, to po co ten przymiotnik „biblijny”?
    Pozdrawiam 🙂

    #29 Fasola
  30. #28, Basa,
    czuję przez skórę, że jesteś bardzo dobrym lekarzem… ciała i ducha…
    Szkoda, że nie w Siedlcach…
    Pozdrawiam 🙂

    #30 julia
  31. Pozostaje mi trwać przy obietnicy, że Bóg jest gwarantem tego, że moje rany nie bolą, że mam moc wybaczać tym, którzy je zadają. Wiem, że tak można, Bóg daje mi takie doświadczenia. Jednak przeważnie przychodzi to w bólach i nie jest spontanicznym zachowaniem. Pragnę by spełniły się na mnie słowa z drugiego czytania z 1J5,1-6 „a przykazania Jego nie są ciężkie”.
    Proszę Cię Ojcze o Ducha Twego Syna, by mieć udział w Jego łatwości przebaczania, miłowania-w Jego chwale !!!
    pokój,
    agnieszka CS

    #31 agnieszka CS
  32. …..#29…..pozwól,że odpowiem Ci słowami ks.bp Kiernikowskiego,który ukazuje mi właśnie biblijnego Boga…..byśmy przebaczali i odpuszczali grzechy, biorąc na siebie ich skutki …….”Ci,którzy przyznają się do Niego, są – podobnie jak On – zorientowani na gotowość brania zła na siebie. Chrześcijanin ma moc bycia zabijanym przez zło będące skutkiem grzechu drugiego człowieka, aby objawiać życie dla drugiego, to jest specyficznym przemawianiem – Dobrą Nowiną (zob. np. 2Kor 4,7-14). Właśnie przede wszystkim tę Tajemnicę celebrujemy w Eucharystii. Eucharystia jest na odpuszczenie grzechów, czyli – możemy powiedzieć – na likwidację grzechu, w sensie przyjmowania na siebie grzechu, ciągu grzechów, logiki grzechu. Eucharystia to jest właśnie wydawanie się Jezusa za grzechy. Nie jest to tylko ryt, lecz uzdolnienie człowieka do uczestnictwa w Tajemnicy, którą celebruje. Ci, którzy biorą udział w Eucharystii, jeśli ją celebrują jako chrześcijanie, nie celebrują jej (głównie) po to (w jakiejś swojej intencji), żeby ich jakieś (określone) zło ominęło (chociaż tak bywa), lecz żeby otrzymać moc wchodzenia w Tajemnicę Jezusa Chrystusa, a więc być otwartym na przyjmowania zła i świadczyć przebaczenie w celu jednoczenia. Jeśli w uczestnikach Eucharystii nie ma tej otwartości na wejście w przeżywanie Tajemnicy odkupienia z nieprawości przez branie skutków zła na siebie, to przeżywaniu Eucharystii grozi pogańska instrumentalizacja. Chrześcijanie sprawują Eucharystię, żeby mieć moc bycia znakiem odkupienia dla innych, żeby zło nie uderzyło w kogoś innego, lecz raczej w nich samych, którzy właśnie z Eucharystii czerpią moc przetwarzania zła (zob. Rz 12,21)”……. janusz franus

    #32 katolicki baran
  33. „muszą zostać w kimś przyjęte, przeżyte, przemienione”
    #31 Agnieszko, wydaje mi się, że na początku musi zaboleć- „przyjęcie” Na krzyżu rany na pewno bolały. Ale jak to się „przeżyje”( umrze), a potem „przetworzy”, to już nie boli. Rany P. Jezusa nie bolały po zmartwychwstaniu.

    #33 basa
  34. Janusz,
    dobrze że przypomniałeś te słowa JE. Jakoś mi one uleciały, a ich sens jest dla mnie dzisiaj bardzo ważny. Powiedziałbym: trafiający w dziesiątkę! Prostota tego przesłania jest zdumiewająca: „Panie daj mi siłę bym umiał przyjąć Twą wolę, choćby była wbrew moim pragnieniom”.
    Jednak nie widzę związku z tym co wydajesz mi się deklarować. Słowa Księdza Biskupa niosą nadzieję, Twoje – z mojego punktu widzenia – ją odbierają

    #34 Zbyszek
  35. Trudno mi zrozumieć ,jak można /dobrowolnie/ brać na siebie skutki grzechów innych ludzi;
    „muszą zostać w kimś przyjęte,przeżyte ,przemienione ” rozumiem jako pogodzenie się z otrzymanym akurat krzyżem………. a dobrowolnie?
    Pozdrowienia dla Lipki

    #35 Tereska
  36. Czytam po raz drugi i zwracam uwagę na
    zdania:
    „Trzeba nam wzrastania w świadomości, że rany są konkretne i jak długo bolą i są ukrywane, świadczą o tym, że nie spotkaliśmy jeszcze Zmartwychwstałego. Nie wierzymy w Jego moc uzdrawiającą ból naszych ran. Tam zaś i na ile się dzieje to, że przeżywamy pokój w relacjach z bliźnimi – także tymi, którzy zawinili wobec nas, tam i wtedy jest On obecny jako Zmartwychwstały”
    Czy to znaczy, że moje rany, które BOLAŁY (już nie bolą) mają być odkryte? Ja tego nie potrzebuję… Ale może dla innych jest ważne, by one (rany) się ukazały jako nie bolące…
    Po namyśle stwierdzam, że chciałabym, żeby zraniony PRZEZE MNIE powiedział mi o swoim wybaczeniu (rany zadane przeze mnie zadane – już nie bolą)…
    Czyli jednak prawdziwe wybaczenie wymaga pokazywania swoich ran ze słowami pokoju…
    To chyba wzrastam w tej świadomości… dzięki temu rozważaniu…
    Dziękuję i pozdrawiam 🙂

    #36 julia
  37. #35 Teresko!
    Ja rozumiem to w ten sposob:
    Np. ktoś mnie zniesławił. Miałam takie doświadczenie. Zabolało, nawet mocno. Teraz mam wybór, co z tym zrobię. Mogę iść do sądu i dochodzić moich praw. Mogę mu oddać tą samą bronią i dla odmiany „wieszać psy” na nim. Mogę też przyjąć ten ból, przyjąć wszystko to, co to zniesławienie mi przyniosło (przeżyć) i wybaczyć. To jest zupełnie dobrowolne, którą możliwość wybiorę.

    #37 basa
  38. Dowartościowanie słabości św. Tomasza jest dla mnie kolejnym odkryciem prawdy ewangelicznej, że moc w słabości się doskonali, która jest/będzie/ w większym lub mniejszym stopniu zawsze mi towarzyszyć. Wystarczy mi moich słabości, czy naprawdę muszę brać na siebie słabości/grzechy/ innych w sposób bezwarunkowy ?? Tu mam duże wątpliwości ?
    Jeżeli bunt człowieka jest jego słabością, ponieważ nie chce on akceptować/ doświadczać/zła,
    to znaczy, że taka słabość też jest Panu Bogu i nam do czegoś potrzebna. Nasza uległość nie zawsze wyzwala miłość, nie zawsze przynosi dobre owoce. Może natomiast pielęgnować demona tyranii i egoizmu w drugim człowieku, który będzie zabijał duszę tego, który rani. Dotyczy to różnych trudnych sytuacji, patologii, jaskrawej niesprawiedliwości, wtedy bunt jest jak lekarstwo. Oczywiście potrzeba w tym rozeznania woli Bożej, ale wydaje mi się, że bunt/opór/ w niektórych przypadkach jest jednak potrzebny … Proszę o komentarz !!
    Znoszę cierpienia, nie z miłości do cierpienia, ale do Chrystusa /bolą/…jak to dobrze, że na świecie są jednak lekarze…i Ten Lekarz najbardziej skuteczny, któremu mogę je oddać. Przebaczenie to nie głaskanie i nie gadanie…to nie przymus, kompromis, czy jakaś tolerancja…Przebaczenie to radość po której już naprawdę….nie ma o czym mówić… Przebaczenie… to zapomnienie.

    #38 ludmila
  39. Przebaczenie to zapomnienie ?…chyba za bardzo się zagalopowałam, można to źle zrozumieć. Te rozważania trochę nieprecyzyjne, mam sporo wątpliwości.

    #39 ludmila
  40. #39 ludmiła,
    masz wątpliwości, czy „Przebaczenie to zapomnienie ?…”
    W Piśmie świętym są słowa:
    „Szczęśliwy ten, komu została odpuszczona nieprawość,
    którego grzech został puszczony w niepamięć” (Ps 32,1)
    Gdy rozmawiałam o tym z młodymi ludźmi zwrócili uwagę, że Pan Bóg inaczej wybacza niż my. My co prawda wybaczamy, ale niekiedy po jakimś czasie wykorzystujemy znane nam przewinienia (grzechy) bliźnich przeciwko nim. Bóg natomiast – wybacza i… zapomina. I to jest prawdziwe wybaczenie 🙂

    #40 julia
  41. Ad #38 ludmila
    Piszesz:
    „Znoszę cierpienia, nie z miłości do cierpienia, ale do Chrystusa”.
    Tymczasem Chrystus zniósł cierpienia za nas i dla nas. On nie musiał cierpieć, a uczynił to, byśmy my poznali sesn cierpienia. To On też pierwszy nas umiłował, abyśmy mogłi rozpozać miłość Boga także w przyjmowanym cierpieniu. Wtedy znosimy cierpienia ze względu na Chrystusa, tzn. z racji Jego mocy i poznania Jego łaski.
    Niestety mamy po części niezbyt właściwie uformowane pojęcie, jakoby Pan Bóg chciał naszych cierpień.
    Wiem, że jest to sprawa bardzo delikatna. Może podejmiemy kiedyś ten temat.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #41 bp Zbigniew Kiernikowski
  42. Januszu, nie wiem, skąd ten fragment wypowiedzi Księdza Biskupa pochodzi, ale odnoszę wrażenie że trochę go odrywasz od kontekstu. Ksiądz Biskup zwraca uwagę na to, że Eucharystia staje się owocna wówczas, gdy towarzyszy jej gotowość do naśladowania Chrystusa – mocą Jego zbawczej ofiary. Jest to treść jednak zasadniczo różna od tej, którą zawierają stawiane przez Ciebie tezy.
    Poprzez sakramenty mamy dostęp do mocy Bożej, do udziału w chwale Boga, ale nie jest to równoznaczne z posiadaniem tej mocy jako przymiotu chrześcijanina (zobacz Rz 7,14-25).

    #42 Fasola
  43. …..Wiecie dlaczego cierpię?Cierpię bo nie zgadzam się na ból w swoim życiu.Moje cierpienie zakorzenione jest w moim chorym sercu,które na ból reaguje na NIE.Moje cierpienie wynika z nie akceptacji krzyża/bólu/w moim życiu.Cierpienie jest zawsze tam gdzie człowiek nie zgadza się z bólem,który go spotyka.Nikomu z nas nie uda uciec przed bólem bo ból jest oznaka śmierci i prawdziwie nas ewangelizuje/nawraca/…….Cierpienie jest objawem mojej pychy i nie zgodą na krzyż/ból/w moim życiu.Cierpienie jest krzykiem starego człowieka,który nie chce umierać.Ten kto cierpi nie może nazywać się chrześcijaninem bo nie spotkał w swoim życiu Zmartwychwstałego i nadal trwa w przekleństwie krzyża/bólu/…….Eminencjo wybacz i pozwól,że nie zgodzę się z cierpieniem odbieranym jako „znoszenie”.Cierpienie jest zewnętrznym objawem nie akceptacji/niezgody na/ krzyża/bólu/, który mnie spotyka……..janusz franus

    #43 katolicki baran
  44. Janusz -> cyt.Moje cierpienie wynika z nie akceptacji krzyża/bólu/w moim życiu. – vide #43

    Gdy pytałam wczesniej(tydzień wcześniej)o akceptację krzyża w Twoim życiu, zanegowałeś to twierdzenie, że nie w tym tkwi istota…lecz teraz sam do tego wracasz.

    Czy nie kręcisz się w zamknietym kółeczku?

    Pozdrawiam. I nie musisz odpowiadać . To tylko taka „mała dygresja” Januszu.

    #44 morszczuk
  45. Januszu!
    W końcu Cię zrozumiałam.
    Myślę, że cierpienie nie jest wyrazem twojej pychy. Cierpienie jest wyrazem twojego człowieczeństwa.
    Januszu, może nie spotkałeś Zmartwychwstałego. Nie wiem tego. Ale On na pewno jest z tobą i pragnie ci się dać poznać. On cię kocha.
    I… On też cierpiał, mimo tego, że sam się na to cierpienie zgodził.
    Wyjeżdżam i mam bardzo mało czasu w tej chwili.
    Poza tym wolałabym rozmawiać z tobą poza blogiem.
    Proszę, napisz do mnie. Porozmawiamy sobie o życiu.
    Podziwiam twoją odwagę i szczerość w tym, co teraz napisałeś.

    #45 basa
  46. Dziękuje ks. Biskupowi za odpowiedź i …Julii też…. myślę jednak, że pamięć grzechu jest czasmi potrzebna np. ku przestrodze.
    Moje wątpliwości zasadniczo dotyczą problemu BUNTU. jestem zbuntowana /wewnętrznie/ tzn. nie akceptuje cierpienia , które jest skutkiem grzechów innych, bo widzę go jako szkodę dla tych przede wszystkim, którzy je zadają. Mój bunt uważam za potrzebny ! Nawet, a może zwłaszcza, jeżeli mój bunt jest wyrazem mojej słabości, jest moją winą, brakiem siły czy odwagi, uważam tę słabość za potrebną i oddaję ją Panu ! Janusz dziękuję za Twoją ostatnią wypowiedź! Rozumiem, nie zawsze można się uśmiechać.
    Panie Boże oświeć mnie, bo nic nie rozumiem !

    #46 ludmila
  47. W ostatnich dniach miałam kilka bardzo trudnych do przeżycia sytuacji.Postanowiłam przebaczyć moim przeciwnikom i okazało się,że uwolniłam się od bólu,stresu.W moim sercu zagościł pokój i błogosławiona nadzieja na wyjście z licznych kryzysów,które przestały być utrapieniem.

    #47 Barbara
  48. #42……..gorąco polecam ów artykuł,który jest na stronie: http://www.diecezja.siedlce.pl/download/biskup/pub_17.doc ……….POTRZEBA EWANGELIZACJI DLA
    CHRYSTIANIZACJI RELIGIJNOŚCI
    (ODRELIGIJNIENIA CHRZEŚCIJAŃSTWA)…….moim pragnieniem była odpowiedz na twoje stwierdzenie,że skoro Jezus Chrystus wziął na Siebie wszystkie grzechy, to znaczy że nie ma grzechów, których by On na Siebie nie wziąć więc żaden człowiek/chrześcijanin już nie musi ich na siebie brać…….janusz franus

    #48 katolicki baran
  49. Ludmiło, Twój wpis mi przywodzi na myśl moje zmagania z faktem, że grzechy innych uderzają we mnie. Kiedy nie mogłam sobie poradzić z przyjmowaniem cierpienia spowodowanego grzechami innych, Bóg dał mi lekarstwo – otworzył mi oczy na to, że jestem sprawcą cierpienia bliźnich, bo w nich uderzają konsekwencje moich grzechów.
    Co do buntu – dziś opowiadałam komuś o tym, jak chciałam zmienić pracę (rozstać się całkowicie ze szkolnictwem) i dostałam słowo: „Trwaj w swoim zawodzie i bądź mu oddany, a w swojej pracy zestarzej się” (Syr 11,20), moja rozmówczyni powiedziała mi: „tak to jest, że albo jesteś posłuszna i wtedy Bóg może realizować poprzez Ciebie swój plan 🙂 , albo wierzgasz i chcesz robić po swojemu. Ja sobie nie wyobrażam, żebyś Ty miała robić coś innego niż uczyć matematyki, bo masz naprawdę do tego dar i Bóg chce ludziom poprzez Ciebie dawać konkretne dobro”. Ty Ludmiło odkrywasz bunt jako nam potrzebny, ja odkrywam dziś na nowo posłuszeństwo jako drogę zbawienia. Wielkie rzeczy czyni mi Wszechmocny! 🙂

    #49 Fasola
  50. Dzięki Janusz za ten link, artykuł jest dość długi, postaram się go przeczytać w wolnej chwili. Widzę że obrałeś taktykę zasłaniania się nauczaniem Księdza Biskupa, rzecz jednak w tym, co napisałam już wcześniej i na co zwrócił uwagę również Zbyszek #34 – że nauczanie Księdza Biskupa niesie inne przesłanie, niż Twoje wypowiedzi.

    #50 Fasola
  51. #42
    Aby Chrystus wziął na siebie moje grzech muszę koniecznie tego chcieć.Jeśli nie ma we mnie tej dyspozycji, takich grzechów Chrystus( tak jakby wbrew mnie ) nie może na siebie wziąć.Taka jest sytuacja ludzi pozbawionych zbawienia.Więc Chrystus nie wszystkie grzechy może wziąć na siebie, chociaż używając prostego sformułowania-wszystkie „chciałby wziąć”.Na przykład kolega z pracy przypisał sobie mój pomysł na oszcędności.Ja nie dochodzę swego i nie oskarżam go przed przełożonym, jedynie zwracam mu uwagę na osobności.Jeśli zobaczy on inną niz swoja logikę postępowania i ją przyjmie,jego grzech będzie od niego wzięty(przez Chrystusa przeze mnie).Ale nie musi on tego zauważyć i będzie sie cieszył z frajera którego oskubał.Wtedy ten grzech nie może być od niego wzięty.
    Jeśli się mylę, proszę popraw mnie.

    #51 Grzegorz
  52. Postawa o której piszesz Grzegorzu wymaga podwójnej mobilizacji: raz żeby przebaczyć, dwa by napomnieć nie po to by zaspokoić swoją urażoną dumę, ale by troszczyć się o drugiego. Może to uratować jego duszę. Z miłością podejść do kogoś kto skrzywdził, walczyć o niego – chciałbym by mnie było na to stać.
    Słucham teraz „Opowieści pielgrzyma” autobiografii św. Ignacego Loyoli (książka audio dołączona do aktualnego numeru „Życia duchowego”). Inspirujący przykład walki o drugiego człowieka, pokory i poddania się woli Boga, a jednocześnie dążenia do celu.

    #52 Zbyszek
  53. #50,#34……..
    Błogosławieństwa/Łk 6,20-38/

    Iz 65,13-14

    20 A On podniósł oczy na swoich uczniów i mówił: Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże.

    Mt 5,1 Mt 5,3

    21 Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni. Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie.

    Mt 5,6 Mt 5,5

    22 Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą, i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne:

    Mt 5,11-12

    23 cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom.

    Przekleństwa

    24 Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą.

    Iz 5,8-25; Ha 2,6n

    25 Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie.

    26 Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom.

    Miłość nieprzyjaciół

    27 Lecz powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą;

    Mt 5,44

    28 błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają.

    29 Jeśli cię kto uderzy w [jeden] policzek, nadstaw mu i drugi. Jeśli bierze ci płaszcz, nie broń mu i szaty.

    Mt 5,39-40

    30 Daj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje.

    Mt 5,42; Łk 12,33+ Mt 7,12; Tb 4,15

    31 Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie!

    32 Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to dla was wdzięczność? Przecież i grzesznicy miłość okazują tym, którzy ich miłują.

    Mt 5,46 Łk 14,12-14

    33 I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to dla was wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią.

    34 Jeśli pożyczek udzielacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż za to dla was wdzięczność? I grzesznicy grzesznikom pożyczają, żeby tyleż samo otrzymać.

    35 Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych.

    Mt 5,45; Syr 4,11

    36 Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny.

    Wj 34,6-7; Mt 7,1

    Powściągliwość w sądzeniu

    37 Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone.

    38 Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie………./janusz franus/.

    #53 katolicki baran
  54. Dziękuję jeszcze raz za ten link. Ksiądz Biskup porusza w tym tekście kwestię, która mnie zastanawia – odpuszczenie grzechów: egzystencjalne i sakramentalne.
    Januszu, częściowo się już sygnalizowałam, że się nie zgadzam z Twoim stwierdzeniem (#29, ostatnie zdanie). Chrześcijanin bierze na siebie nie grzechy (odpuszczenie sakramentalne), ale konsekwencje grzechów (odpuszczenie egzystencjalne). Odpuszczenie egzystencjalne jest jakby przedłużeniem odpuszczenia sakramentalnego. Tak ja to rozumiem. Jeśli niewłaściwie, to proszę Księdza Biskupa o wyprostowanie, wyjaśnienie. Chrystus wziął na siebie wszystkie grzechy (odpuszczenie sakramentalne) – to znaczy, że każdy popełniony grzech może być odpuszczony temu, kto o odpuszczenie prosi. Władzę odpuszczania sakramentalnego otrzymali Apostołowie. Do odpuszczania egzystencjalnego nie jesteśmy sami z siebie zdolni. Do tego nas uzdalnia moc Boga, płynąca poprzez sakramenty. Janusz, czytając Twój wpis #24 tak mi zabrzmiał, jakby taka postawa o jakiej piszesz była zadaniem do wykonania (piszesz że prawdziwy chrześcijanin robi tak a tak) – jak wykonasz, to jesteś chrześcijanin, jak nie – to nie masz prawa się nim nazywać (podobnie brzmi zresztą Twoja wypowiedź #43). Wówczas w centrum staje już nie Jezus Chrystus i dzieło zbawienia, ale zdobywanie zaszczytnego miana chrześcijanina.
    Pisząc, że żaden człowiek już nie musi na siebie brać grzechów, miałam na myśli to, że nie wchodzimy w tę misję w roli zbawicieli – czyli jak my tego nie zrobimy, to nikt tego nie zrobi. Bóg może zbawiać i objawiać ludziom Siebie także i bez naszej współpracy. W tym sensie pisałam, że nie musimy.
    Mam nadzieję, że wyraziłam się tym razem jaśniej niż poprzednio… 🙂

    #54 Fasola
  55. # Fasola -> dzięki, ale nie całkiem się rozumiemy. Zewnętrzna uległość i posłuszeństwo nie wykluczają wewnętrznego buntu, który jest skutkiem braku akceptacji cierpienia. Czy naprawdę przyjmujesz je z miłością, czy tylko znosisz ? Albo, czy nie robisz uniku, aby je ominąć następnym razem. To ewangeliczne nadstawianie drugiego policzka wymaga właściwej interpretacji. Chrześcijaństwo to nie masochizm. Czy bunt wyklucza zbawienie ? A może jest potrzebny, żeby kogoś, czegoś nauczyć??
    # Janusz -> dzięki za link do artykułu Ks. Biskupa. (…) Czytam artykuł Biskupa , trudne to jest ale mądre.
    PANIE! Mówisz, że droga do Ciebie wąska, a ja widzę, że bardzo szeroka, tak szeroka,że łatwo się zgubić.
    Janusz, dziękuję ci za światełko, nie spodziewałam się go tak szybko, tylko moje oczy jeszcze nie przyzwyczajone.

    #55 ludmila
  56. Ludmiło, posłuszeństwo rozumiem nie tyle jako uległość, ale jako zawierzenie.
    Moje doświadczenie jest takie, że bunt to krok do wyzwolenia się z religijności nabytej, do prawdziwej głębokiej relacji z Bogiem. Dla mnie moje bunty są okazją do poznawania mądrości i miłości Boga, który już niejednokrotnie cierpliwie przeczekał, aż potupałam Mu nóżkami, wygłosiłam płomienne protesty, wyłożyłam swoje niezwykle mądre racje 😉 , a On potem w odpowiedzi dawał mi poznać Swoją mądrość, Swoje zamysły – i już widziałam jaki jestem głupek… 🙂

    #56 Fasola
  57. Pan z wami
    Fasola twoje świadectwo jest bardzo budujące dziękuję

    #57 Tereska

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php