Chcemy ujrzeć Jezusa (5. Ndz WlkP B)

by bp Zbigniew Kiernikowski

W 5. Niedzielę Wielkiego Postu, roku B, czytamy Ewangelię, w której dokonuje się przedstawieni Jezusa w tym, co dotyczy istoty Jego misji (J 12,20-33). Jest to przedstawienie się, w którym Jezus odpowiada na prośbę postawioną przez niektórych Greków, czyli pogan. Pamiętamy, że według pojęcia biblijnego jeden z podziałów wszystkich ludzi przebiegał między członkami ludu wybranego a poganami. Wśród pogan wiodące miejsce było przypisane Grekom, jako narodowi mającemu rozwinięty kult różnych bogów i narodowi reprezentującymi ludzką mądrość. To przedstawiciele tych Greków – pobożnych, szukających prawdy i zbliżających się do judaizmu jako tzw. bojący się Boga, skierowali do Filipa prośbę: Panie, chcemy ujrzeć Jezusa. Odpowiedź Jezusa jest brzemienna w treść.

 

Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy.

Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo,

ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity (J 12,23n).

 Można powiedzieć, że w odpowiedzi na postawione przez owych Greków pytanie, które zostało zreferowane Jezusowi przez Filipa i Andrzeja, Jezus przedstawia się i niejako wyciąga i okazuje swój dowód tożsamości. Jezus określa się w swoim posłannictwie jako Syn Człowieczy. Używa przy tym bardzo naturalnego obrazu zaczerpniętego z przyrody. 

1. Ziarno, które musi obumrzeć, by przynieść plon

Taki jest bieg rzeczy w przyrodzie. Obumiera cząstka, by mogło żyć więcej. Obumiera dla siebie, aby mogło zaistnieć to, co nowe, co nie będzie już tylko dla siebie. Nie ulega wątpliwości, że Jezus ten obraz stosuje do siebie. On przyszedł do ludzi dotkniętych grzechem, którzy żyli dla siebie. Żyli w społeczności i w jakiś sposób starali się (i nadal starają się) organizować życie społeczne, ale najczęściej i najlepiej wychodzi im z tego w różnych wydaniach wieża Babel. Świadczą o tym konflikty na płaszczyźnie rodzinnej, społecznej, międzynarodowej. Świadczą o tym niesprawiedliwości i niewierności człowieka wobec człowieka. Nawet tam, gdzie człowiekowi czy pewnej grupie ludzi udaje się coś zrealizować, jest to zazwyczaj kruche i krótkotrwałe. Zdobyte osiągnięcia czy przywileje pewnej grupy często okazują się szkodą dla innej. Dzieje się tak, gdyż trudno jest człowiekowi tracić swoje życie dla drugiego. Chodzi o tracenie bezinteresowne i przekraczające logikę zysku dla siebie.

Dla ratowanie tej ludzkości przyszedł Jezus i stanął między ludźmi jako Wcielone Słowo Boga. To Słowo, przez które został stworzony cały wszechświat i to Słowo, które zostało odrzucone przez człowieka w grzechu. To Słowo przyszło ponownie jako Syn Człowieczy, by naprawić to, co przez grzech zostało zepsute. Też nie zostało przyjęte (zob. J 1,10n). To odrzucenie jednak stało się drogą realizacji zbawienia. To odrzucone przez ludzi Wcielone Słowo Boga wpadło w zimię, zostało uniżone aż do śmierci i to śmierci na krzyżu (zob. Flp 2,7). Wtedy to uniżone i wrzucone w ziemię Słowo mogło być przyjmowane przez biednych, poniiżanych, krzywdzonych, odrzucanych. To do nich to Słowo docierało jako Dobra Nowina dla ubogich. I niektórzy je przyjęli. Wówczas stał się cud nowego życia i nowego wzrostu.

2. Obfity plon we wnętrzu człowieka

Naprawienie bowiem wnętrza człowieka nie było możliwe, przez zmianę układów między ludzkich, czy postawienie jakiejś skuteczniejszej władzy czy organizacji społeczeństwa. Nie było też możliwe przez nauczenie ludzi poprawniejszego zachowania czy umiejętności zawierania kompromisów. To wszystko stanowi pewne rozwiązania. Okazują się one jednak niewystarczające. Człowiek jest bowiem chory w swoim wnętrzu i stąd wynikają wszystkie trudności. Stąd rodzą się złe owoce. Okoliczności zewnętrzne są tylko pewną okazją do ujawniania się owego braku prawdziwego życia. Dlatego Jezus przyszedł, aby przez swoją śmierć otworzyć nowe życie – życie rodzące się ze śmierci. Przyszedł przynieść obfity plon życia dla drugiego człowieka. Przyszedł umrzeć, by ludzie mieli życie przez korzystanie z umierania a nie przez zachowanie własnego życia. Człowieka trzeba uleczyć z własnego „ja” zdominowanego przez własne i niezależne od Boga poznanie dobra i zła. To może dokonać się tyko na drodze uniżenia, wpadnięcia w ziemię, obumarcia dla siebie, stracenia swego „ja-dla-siebie„.

 

3. Kto miłuje swoje życie, traci je . . .

Ta wypowiedź Jezus a sposób jak najbardziej skondensowany ukazuje istotę problemu człowieka. Bogactwo i moc tych słów Jezusa nie polegają na tym, że jest to słowo wypowiedziane i że jest ono jakąś określoną prawdą, lecz na tym, że to On sam jest tym kto nie umiłował swojego życia, lecz je wydał za nas. To On teraz zaprasza każdego zabłąkanego w swoim życiu człowieka do życia. To zabłąkanie bowiem polega na szukaniu swego życia dla siebie i próbie zachowania go.

Znalezienie pełni sensu życia polega na pójściu za Jezusem przy zostawieniu swego życia. To pójście za Jezusem i kroczenie Jego drogą – drogą umierania, jak ziarno wrzucone w ziemię – zostaje uwieńczone uczczeniem i otoczeniem chwałą przez Ojca. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec (J 12,26). Jest to przedziwna obietnica. Bóg uczci takiego człowieka, który pójdzie za Jezusem jako jego sługa, tzn. będzie miał ducha Jezusa. Termin grecki, przetłumaczony na polski jako uczcić, w swoim znaczeniu najbardziej podstawowym wskazuje na wartość i cenę, na docenienie czy nadanie wartości bądź dowartościowanie. Chodzi więc o wyrażenie odnoszące się do wypełnienia życia i nadania mu pełnego sensu i wymiaru.

 

4. Godzina Jezusa – uwielbienie imienia Ojca

Najpierw musi się to dokonać w Jezusie jako Synu Człowieczym – jako tym, w którym dokonuje się nowy początek oparty na nowym principium życia. Jest to objawienie się Syna Człowieczego jako Pierworodnego spośród umarłych (zob. Kol 1,18). Dokona się to przez owo wpadnięcie życiodajnego ziarna w ziemię i objawienie się jego obumarcia dal siebie. Jest to dla Jezusa trudny i bolesny moment, który przejmuje Go lękiem. Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Jest to godzina kryzysu, godzina umierania, z której mocą Boga wyjdzie nowe życie. Jest to właśnie ten moment, dla którego Jezus przyszedł. Całe Jego życie zmierzało do tej godziny. Jest to godzina uwielbienia imienia Boga w Człowieku – Jezusie. Jest to początek uwielbiania imienia Boga w ludziach, którzy uwierzą w Jezusa i podejmą w sobie Jego godzinę.

Głos z nieba to potwierdził. Nie wszyscy to rozumieli. Jest to moment sądu nad światem. Jest to moment wybawienia człowieka spod władzy szatana – władcy tego świata. Władca tego świata trzyma ludzi w swojej niewoli przez lęk przed śmiercią (zob. Hbr 2,14n). Nie ma innej drogi wyrwania człowieka spod władzy szatana, jak tylko dać się pociągnąć przez Jezusa – ziarno wpadające w ziemię i umierające dla siebie. Ten Jezus – Ukrzyżowany i Wywyższony na krzyżu oraz otoczony chwałą Boga – jest jedyną drogą zbawienia człowieka i doprowadzenia go do oddawania czci Bogu, aby człowiek w ten sposób uzyskał pełen sens i wartość swego życia w Bogu. Wyrwanie człowiek z niewoli szatana i wszystkich innych zależności, dokonuje się przez poznanie Jezusa i zwrócenie się do Jezusa.

Zakończę pytaniem, które winniśmy sobie często stawiać.

Czy i na ile interesuje mnie takie poznanie Jezusa?

Albo inaczej: czy i na ile ja, w moim życiu religijnym, poznaję takiego Jezusa?

 Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

72 komentarze

  1. Zatrzymując się nad pytaniem Greków do Filipa można by dodać: na ile ja i moje życie jest epifanią Boga? czy potrafię Go innym ludziom pokazać, a nie tylko próbowac Go „udowadniać” w mniej lub bardziej zgrabnych słowach? co w ogóle robię, by pokazać innym Jezusa ? …?

    #1 morszczuk
  2. Ad #1 morszczuk
    Jest tylko jeden sposób: wpadać jak ziarno w ziemię!
    Dlatego pierwsze i zasadnicze (i w zasadzie jedynie istotne) pytanie: czy (na ile) chcę znać takiego Jezusa.
    Wszystko inne przyjdzie, jak wzrost źdźbła z zasianego w ziemię ziarna (zob. też Mk 4,26-29).
    Bp ZbK

    #2 bp Zbigniew Kiernikowski
  3. Tylko to wpadanie w ziemię jest jak skok z wieży na głęboką wodę. Tak, chcę Go poznawać takiego. Pierwsze poznanie jest już tutaj, kiedy wobec lęku Jezus mówi:”Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę”. Ciekawe, czy właśnie dla lęku?
    Mnie lęk zatrzymuje, a On idzie prosząc Ojca by wsławił swoje imię.
    Dać się pociągnąć… Jedno wiem: chcę zobaczyć Jezusa.

    #3 AnnaK
  4. Trudne jest dla mnie myślenie taką logiką:daj się ponieść planom Boga wobec ciebie ( wiem, że będą to również sytuacje krzyża) ale nie dopytuj się za bardzo w jaki sposób te wydarzenia będą skutkowały plonem wobec innych.Zazwyczaj myślę odwrotnie.Najpierw wyznaczam cel, dobieram środki i z góry muszę wiedzieć jak najdokładniej jakimi sposobami cały mój projekt zostanie zrealizowany i jakie są szanse osiągnięcia zamierzonych rezultatów.Jednak patrząc z perspektywy widzę jak słabe są te moje działania i jak mocna jest ta boża pewność wzrastania nowego życia.

    #4 grzegorz
  5. Janusz!
    Myślałam o Tobie. Pomyślałam, że może mogłabym ci jakoś pomóc. Wiem tylko tyle, że masz trudną sytuację rodzinną. Muszę się przyznać, że brakuje mi cierpliwości, aby czytać twoje wpisy, dlatego nie pamiętam dokładnie, co pisałeś o sobie.
    Jeśli chcesz, jeśli potrzebujesz pomocy, napisz na adres basa2@op.pl
    Ja tak bardzo odczuwam miłość P. Boga. Chciałabym się nią podzielić z Tobą. Niech Jego miłość działa w nas na Jego chwałę.

    #5 basa
  6. Hiob, pamiętam o tobie.

    #6 basa
  7. Jestem uwikłana w bardzo trudne sprawy,które w moich snach przedstawione były jako niesienie krzyża,który złożyłam na ołtarzu kościoła.Teraz jednak pojawiają się inne obrazy tej samej sprawy.Po raz kolejni śni mi się pole,które trzeba doprowadzić do stanu,które może wydać plony,ale wymaga jeszcze wiele pracy.To pole z mojego snu,to pole rodzinne,do którego roszczą sobie pretensje,ci co nie mają do niego żadnego prawa.
    Tak więc w ziemię wpada nie tylko dobre ziarno.Trudno mi jest umierać dla siebie i uprawiać tę ziemię dla innych.Popadam w przygnębienie,doświadczam braków wiary,nie mogę się doczekać by to pole zazieleniło się nadzieją na nowe życie.
    Serdecznie dziękuję Księdzu Biskupowi za tę katechezę,która napełniła mnie otuchą na nadejście wiosny mojego życia.

    #7 Barbara
  8. Hmm.Ja poznałam w całości.Takiego właśnie.DOPROWADZAJĄCEGO.I teraz mój dylemat,ZROZUMIEĆ wszystko co się wydarzyło.Bo przecież…byłam jak człowiek,z daleka /a może z boku?/od ideału.

    #8 K.
  9. Ktoś powiedział „Jak nie umrzesz zanim umrzesz to nie umrzesz kiedy umrzesz” wg mnie to oddaje sedno sprawy .Czy i na ile interesuje mnie takie poznanie Jezusa ? Na pewno interesuje ,bo nie ma innej drogi wyrwania ze sideł szatana .Poza tym istnieją tylko dwie drogi tj. do Boga i do diabła. Niemniej jednak przeraża mnie czasem jak łatwo daję się wciągać w konfliktowe sytuacje w życiu rodzinnym a potem pozostaje niesmak ,żal i rozgoryczenie /dzisiaj miałam taką sytuację i to bezpośrednio po powrocie z pięknego nabożeństwa/.Boże wybacz
    W chwilach doświadczania miłości i bliskości Boga chciałoby się być już po drugiej stronie /czy to nie zuchwałość?Przecież nie wiadomo ile jeszcze „umierania ” przygotował Pan Bóg dla mnie na tej ziemi i najważniejsze jest godzić się z Jego wolą .

    #9 Tereska
  10. Lipko ,pamiętam o tobie i pozdrawiam

    #10 Tereska
  11. ……..A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie…….ukrzyżowany Chrystus utracił dzisiaj moc przyciągania.Jesteśmy bardzo podobni do ewangelicznych Greków,którzy na widok krzyża zamykają oczy.Krzyż pociąga jedynie prawdziwych grzeszników.Krzyż przyciąga wszystkie grzechy tego świata.Krzyż pociąga tylko tych,którzy dali się osądzić i przyznali się do winny.Chrystus ukrzyżowany pociąga mnie jedynie dlatego bo uwalnia mnie od moich grzechów i jako jedyny nie brzydzi się moimi grzechami.On jako jedyny skupuje ludzkie grzechy i płaci za nie Swoim Duchem.Oczywisty biznes…….szkoda,że nie dla wszystkich……..janusz franus

    #11 katolicki baran
  12. …….Człowieka trzeba uleczyć z własnego “ja” zdominowanego przez własne i niezależne od Boga poznanie dobra i zła. To może dokonać się tyko na drodze uniżenia, wpadnięcia w ziemię, obumarcia dla siebie, stracenia swego “ja-dla-siebie“……..Wszyscy funkcjonujemy w religijnym kluczu DOBRA i ZŁA.Jest w nas głęboko zakorzeniony obraz Boga,który za dobro wynagradza a za zło karze.Miłość Boga chcemy kupić swoją religijną dobrocią.”Ja”jest zarazliwą epidemią naszych czasów ……..#5 basa…..……..nieszczęśliwy ja człowiek!Któż mnie wyzwoli z ciała,/co wiedzie ku/tej śmierci?/Rz.7,24/………… tak mogę dzisiaj powtórzyć za św.Pawłem,który nieustannie całą swoją istotą wzdychał oczekując /przybrania za syna/-odkupienia własnego ciała/Rz.8,23/…………duch religijnego człowieka jest bardzo zapracowany nad samonawróceniem.Normalny grzesznik,którego nawraca Duch św.po swojemu jest wolny od własnej pracy.Religijny człowiek ma w sobie ducha Zosi samosi,który żywi się wewnętrznym nieposłuszeństwem.Biblijny Nikodem ukazany w czytaniach poprzedniej niedzieli jest doskonałym przykładem religijnego Izraelity.Jego życie to nieustanna praca nad przestrzeganiem Prawa.Wewnętrzna walka i nieustanna samokontrola pozwoliły mu osiągnąć miano dobrego człowieka i zająć dostojne miejsce wśród religijnych aż do szpiku kości faryzeuszy…………..Każdy z nas ma w sobie religijnego ducha,który swoimi,ludzkimi pomysłami uniemożliwia Duchowi św.nowe narodzenie.Jest w nas duch starego człowieka,który zrobi wszystko we własnej samoobronie.Każdy święty doświadczył w swojej życiowej historii bezsensownego zmagania,walki i obrony swojej starej osobowości.Prawdziwa obecność Ducha św.w moim życiu poprzedzona jest zawsze zewnętrznym światłem na moją wewnętrzną pracę,Jak każdy z was tak i ja mam swojego ducha,który ze swojej natury nie chce umierać…………”Zwiąż mnie mocno bym się nie opierał”-tak wołam za każdym razem gdy wszystko układa się po mojemu dzięki mojej pracy.Mam wypracowany swój sposób nawracania.Mam swoje tempo i sam ustalam czas do walki z grzechem.Za każdym razem gdy pojawia się Duch św w moich faktach jestem wewnętrznie zaniepokojony jego obecnością.Lękam się jak chory lekarza.Z jednej strony wiem ,że muszę się poddać tej operacji by żyć a z drugiej strony bez duchowej narkozy Duch św. nie ma szans w uwalnianiu mnie od grzechu………….Narkozą Ducha św.jest bezwarunkowa miłość do każdego grzesznika zespolonego ze swoim grzechem.Dzisiaj, ludzie religijni/dobrzy/ swój faryzeizm tłumaczą mówiąc:ja kocham grzesznika ale nienawidzę jego grzechy………prawdziwi święci kochają grzesznika mocą Ducha św.razem z jego grzechem.Grzesznik i grzech to to samo.Nie ma grzesznika bez grzechu i grzechu bez grzesznika.Tam gdzie znika grzech znika też grzesznik.Tam gdzie nie ma grzechu nie ma grzeszników…………Brzydząc się grzechem brzydzisz się grzesznikiem i nie możesz mu pomóc.Gorsząc się grzechem nie możesz akceptować ani pokochać żadnego człowieka………basa…….nawrócenie biblijnego Pawła to nie tylko upadek z konia pod Damaszkiem i trzydniowa religijna jego ślepota.To tylko narodziny z wody, z której wyszedł jako prawdziwy grzesznik.Narodziny z Ducha to moment jego męczeńskiej śmierci………………janusz franus

    #12 katolicki baran
  13. Rok temu dyskutowałam z K. na temat, czy P. Jezus musiał umrzeć na krzyżu. Ks. Biskup musiał nas wtedy godzić. I zastanawiałam się potem, dlaczego P. Bóg właśnie w taki sposób ( przez śmierć na krzyżu) postanowił okazać nam swoją miłość. Czy nie mógł inaczej ? Nie mógł zrobić jakiegoś cudu, który powaliłby wszystkich na kolana ? Mógłby. Oczywiście mógłby. Tylko, co by tym pokazał ? Swoją miłość ? Czy moc? A poza tym, ile cudów było wcześniej świadczących o Jego miłości, a ludzie wciąż o tym zapominali. I doszłam do wniosku, że dla nas ludzi nie ma większego dowodu miłości niż życie swoje oddać za drugiego, życie swe oddać dla drugiego. Dlatego P. Jezus musiał umrzeć na krzyżu. Abym mogła uwierzyć, że P. Bóg mnie kocha. I im bardziej ta śmierć była trudna i upokarzająca, tym o większej miłości świadczyła. To przeze mnie. Przez moje niedowiarstwo. Przez moje grzechy. Ale też dla mnie. Dla wszystkich.
    Dowód i nadzieja jednocześnie.
    Ziarno obumarło. A owoc ?
    W Środę Popielcową Ks. Biskup powiedział: „W tym aspekcie pokutnym Wielkiego Postu, jest radosna nuta bezwarunkowej miłości Boga, który kocha człowieka za cenę samego siebie, kocha przeciwko samemu sobie, wydaje siebie, by ratować grzesznika. Czyż nie warto zwracać się do takiego Pana, czyż nie warto znać takiej miłości? Czyż nie warto zostawiać siebie, by być ogarniętym coraz to bardziej taką miłością?”
    Owocem tej miłości są wszyscy ci którzy w ciagu wieków swoim życiem wołają WARTO! WARTO! WARTO!
    Owocem tej miłości mam nadzieję być i ja. Moje WARTO może jest jeszcze słabe…
    Ale wierzę, że ta ogromna miłość Boga może mnie przemienić i będę krzyczała pełną piersią WARTO! WARTO!WARTO!

    #13 basa
  14. #11 Januszu, nie zgadzam się z tobą. Ukrzyżowany Chrystus nie stracił mocy przyciągania. Co my tu robimy, jeśli nas On nie przyciąga? Ja i Ty ?
    Mnie przyciąga. Bardzo przyciąga. Chcę Go poznawać. Chcę Go naśladować.
    Czy potrafię, to już inna sprawa.
    Ale On na to nie patrzy. On kocha bezwarunkowo. Wszystkich. WSZYSTKICH !!!

    #14 basa
  15. Hiob, dzisiaj uzmysłowiłam sobie, że jestem ci winna podziękowania. Dzięki tobie poznałam dwie wspaniałe dziewczyny, które są dla mnie darem od P. Boga. Nie byłoby tego, gdybym wtedy nie odważyła się podać tobie swojego emaila.
    Niech ci Pan Bóg błogosławi.

    #15 basa
  16. Dziękuję Księdzu Biskupowi za tę katechezę. To pytanie, które stawia Ksiądz Biskup na końcu, zadałam sobie wiele lat temu, gdy usłyszałam świadectwo (które mną wstrząsnęło). Pewna dziewczyna poprosiła w modlitwie Chrystusa, że chciałaby Go poznać i że jest gotowa na wszystko. Wkrótce potem wskutek wypadku uległa paraliżowi. W tym doświadczeniu niepełnosprawności odkryła wysłuchaną modlitwę Boga, bo straciła zdrowie, ale poznała Chrystusa. Zobaczyłam wtedy, wiele lat temu, że ja nie jestem gotowa takiej ceny „zapłacić”, że nie był to dla mnie „oczywisty biznes” (jak to ujął Janusz 🙂 ) Mogłam wtedy jedynie powiedzieć Bogu: „nie mam dziś odwagi powiedzieć Ci, że jestem gotowa na wszystko, ale pragnę kiedyś móc Ci tak powiedzieć”. To świadectwo „pracuje we mnie” od wielu lat. Dziś mogę doświadczać wierności Boga, który obiecuje wypisać Swe Prawo w moim sercu – bym nie drżała z przerażenia w konfrontacji z cierpieniem, ale prosiła jak Chrystus: „Ojcze, wsław Twoje Imię”.
    Dziękuję Księdzu Biskupowi za wyjaśnienie dotyczące określenia „uczcić”, dla mnie to bardzo cenne wyjaśnienie.
    K #8, piszesz: „ja poznałam w całości”. Żaden człowiek nie jest w stanie poznać Boga w całości – to jak ze snem świętego Augustyna o dziecku, które muszelką próbowało przelać morze do dołka wykopanego w piasku na plaży.
    Dzięki grzegorzu #4 za to, co napisałeś. Jakbym czytała o sobie… 😉

    #16 Fasola
  17. Przed chwilą wysłuchałam homilii podczas mszy transmitowanej z Częstochowy .Uderzyły mnie słowa ,z którymi nie mogę się zgodzić tj. „Stare Przymierze nie było doskonałe więc potrzebne było nowe ” .To zburzyło moje dotychczasowe myślenie ,że Pan Bóg jest doskonały ,nieomylny ,realizuje Swój plan Zbawienia zapoczątkowany /zapowiedziany / w Starym Testamencie a w Nowym go wypełnia .Czy się mylę ?Bardzo mi zależy na waszym zdaniu na ten temat

    #17 Tereska
  18. Myślę, że Bóg właśnie zaczął ze mną drogę obumierania ziarna gorczycy, stawania się podobnym do Chrystusa. Wybieram się na piątą chemię. Pragnienia według mojej woli w tym życiu nie spełniły się, chciałam wyjść za mąż, mieć piękną zdrową rodzinę, poważanie u innych, osiągnąć sukces zawodowy, oczywiście być zdrową itd. ale wiem, teraz, że to były pragniemia mojego chorego egoistycznego wnętrza, szukania swego życia dla siebie i próba zachowania go.
    Pragnęłam mieć takie życie i jednocześnie być podobną do Chrystusa, teraz widzę, że kompletnie nie rozumiałam Chrystusa.
    “Władca tego świata trzyma ludzi w swojej niewoli przez lęk przed śmiercią”. Zaczynam powoli widzieć, że można wejść w śmierć i nie umierać, ale tylko z Chrystusem. W szpitalu spotykam wielu chorych na raka i słyszę, że ratują się przed załamaiem chodząc do psychologa lub psychiatry i wcale się temu nie dziwię, bo aby to wszystko przetrwać trzeba mieć psychikę konia albo zjednoczyć się na serio z Chrystusem. Po tygodniowym zwolnieniu wracam do pracy i wcale nie czuję się dobrze ale Bóg daje mi taką niesamowitą siłę, że koledzy w pracy nie odczuwają mojej choroby, Bóg pozwala mi śmiać się z siebie, żartujemy sobie często i kiedy idę na następną chemię oni dodają mi odwagi i mówią np ”wracaj szybko bo czekamy na ciebie”, a w czasie zwolnienia dzwonią codziennie i pytają co ze mną.
    Pan Bóg natomiast troszczy się o moje zjednoczenie z Chrystusem bo po chemii czuję się fatalnie przez tydzień, jeszcze w sobotę po południu wymiotuję, a wieczorem już czuję się doskonale i mogę iść na eucharystię, dzięki temu Bóg nie pozwolił mi opuścić żadnej eucharystii.
    Nasza wspólnota w środę miała mieć liturgię pokutną, a wczoraj miała konwiwencję, a ja miałam dostać chemię we wtorek płakałam, że nie będę mogła uczestniczyć w tym wszystkim i Bóg mnie wysłuchał, z powodu małej ilości białych ciałek przesunięto mi chemię na ten poniedziałek, byłam więc z moją wspólnotą. Właśnie wróciłam z konwiwencji i przyjechałam do domu wdzięczna Bogu za wspólnotę, która jest kompletnym zaprzeczeniem życia w dzisiejszym świecie, również to słowo które otrzymałam bardzo mnie umocniło aby nie bać się wchodzić w krzyż. Ten krzyż sprawia, że, patrzę na ten świat innymi oczyma, odwracają się kompletnie moje dotychczasowe wartości, teraz sukcesem dla mnie jest to, co kiedyś było normalne nie warte uwagi, powoli oduczam się snuć plany na przyszłość. Ale to nie znaczy, że nie cierpię, cierpię bardzo np..w dniu kiedy mam wziąć chemię płaczę i boję się, pani doktor nawet proponuje mi psychologa, ale ja już mam psychologa, moim psychologiem jest Chrystus, który jest obecny w mojej wspólnocie i tych wszystkich, którzy mi pomagają i modlą się za mnie. Modlitwa jest bezcenna, czy te fakty o których tu napisałam o tym nie świadczą???
    Kochani polecam się waszym modlitwom

    #18 lipka
  19. Janusz. Żle mnie zrozumiałeś. Ofiarowując swoją pomoc nie chciałam walczyć z twoimi grzechami. Ja w sprawach duchowych nie potrafię ci pomóc. Ale jeśli potrzebujesz jakiejś pomocy w związku ze swoją sytuacją życiową… Też nie wiem, czy mogłabym ci pomóc, ale jeśli widziałbyś taką możliwość, to spróbuj skorzystać.
    Już nic więcej na ten temat nie napiszę. I wcale nie było mi łatwo napisać #5.
    „Gorsząc się grzechem nie możesz akceptować ani pokochać żadnego człowieka………basa…….” Ja też jestem grzesznikiem. To jest takie trudne – zaakceptować swoją grzeszność i uznać, że nie ma się nad nią całkowitej władzy. Jednak akceptując ją u siebie, akceptuję ją u innych. U ciebie też.Przepraszam ciebie, że napisałam to tak nieumiejętnie, że uznałeś się przeze mnie poniżony i odrzucony.

    #19 basa
  20. Umierając na krzyżu Jezus ODKUPIŁ wszystkich ludzi. Mówimy to w modlitwie uwielbienia: „Wielbimy Cię Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie, żeś przez Krzyż Twój świat odkupić raczył”- ale czy tak naprawdę rozumiemy te słowa?. My jesteśmy JUŻ ZBAWIENI! Wystarczy wyznać,że jestem grzesznikiem, przyjąć Jezusa jako ZBAWICIELA i iść JEGO drogą, z pokorą, wiarą,miłością, uniżeniem. Każdy kto zaświadczy o NIM przed ludźmi, ON przyzna się do tego przed Bogiem Ojcem. Ja jestem szczęśliwa, że Bóg dał mi łaskę poznania TAKIEGO JEZUSA i dziękuję MU za to, że bardzo często dalej wyraźne wskazuje jak mam postępować gdy czytam JEGO SŁOWO- Biblię. Chwała Panu!

    #20 maba
  21. P.S.do #19 Pisząc o moim braku cierpliwości chciałam oskarżyć siebie, a nie krytykować twoje wpisy. Gdybym czytała je dokładniej, wiedziałabym o tobie więcej. Problem jest we mnie a nie w tobie.

    #21 basa
  22. #19 basa….niedawno usłyszałem od syna takie słowa:”Tobie już nic nie może pomóc”…..on widzi mnie na co dzień i zna mnie nie od dziś…..Na razie mamy co jeść i gdzie spać a to chyba powinno wystarczyć by nie narzekać……Jedynie realny,codzienny krzyż ma moc uwolnić mnie od mojego”ja”……janusz franus

    #22 katolicki baran
  23. Od czasu kiedy zasłuchana jestem w katechezy i nauczanie Księdza Biskupa w naszej diecezji/ zbiegło się to w czasie z katechezami neokatechumenalnymi, które to dały możliwość poważnego potraktowania swojej wiary w Jezusa Chrystusa /- tak jak napisała Tereska #9, są dwie drogi w życiu człowieka : do Boga i do diabła…
    Należąc do wspólnoty Drogi, poznaję takiego Jezusa Chrystusa, którego przybliża nam na tym blogu Ksiądz Biskup. Czy ten Chrystus jest dla mnie łatwy do przyjęcia? Bardzo trudny, by umieć tracić siebie, nie żyć dla siebie własnymi pomysłami na życie, by było miło i bez cierpienia…
    Ale… kiedy „wejdzie się” w logikę Takiego Jezusa Chrystusa, który stawia mnie w prawdzie o sobie w świetle Bożego Słowa, znowu ukazuje się nowa droga dochodzenia do PRAWDY jaka jest ” ukryta” w Starym i Nowym Testamencie.
    Proponowany klucz Drogi i nauczania J.E. jest „śmiertelnie” poważny, ale rewolucyjny jednocześnie, zmieniający moją również świadomość, m.inn. i sensu życia.
    Na Drodze wzbudzane jest pragnienie obumarcia starego człowieka, by móc na nowo narodzić się do życia w wolności nowego człowieka, który nie będzie się bał swoistego umierania i pozornej straty własnego życia w różnych okolicznościach i układach personalnych.
    Dziękuję Księdzu Biskupowi za tą katechezę i pragnę być wierna Takiemu Jezusowi do końca tego życia i…..
    Lipko, Ty wiesz, że nasze życie jest w ręku Pana Boga i dla Niego żyjemy, bo nie ma większej Miłości i pragnienia tego, dla siebie, dla najbliższych i każdego człowieka. Bądż radosna, bo jesteś ukochanym dzieckiem Boga w tym cierpieniu .
    Serdecznie pozdrawiam

    #23 Zofia
  24. #22 Januszu, mi też już nic nie może pomóc. Ale jest Ktoś, kto może mi pomóc. Tobie też.Pamiętaj, ten Ktoś nas kocha. Bardzo liczę na Jego pomoc. Ja dzisiaj dostałam dzięki tobie dar od Niego. Nie mogę napisać jaki. Mam nadzieję, że ty też coś otrzymałeś w związku z naszą dyskusją.
    Pozdrowienia dla syna.
    I pamiętaj, jeśli kiedyś potrzebowałbyś jakiejś pomocy, możesz skorzystać z tego adresu. Nie wiem, czy będę mogła Ci pomóc, ale spróbuję.
    BÓG NAS KOCHA TAKIMI JAKIMI JESTEŚMY ! CZY TO NIE JEST WSPANIAŁE?

    #24 basa
  25. Grecy…’chcemy ujrzeć Jezusa’…’nadeszła godzina’…
    Jezus kierował Słowo najpierw do wierzących, słyszeli też poganie. Szybciej rozchodzi się zło. Trzeba czasu i cierpliwości, żeby dobro 'rozniosło się’. Jezus mówi o 'godzinie’ w momencie, gdy otrzymuje wiadomość zwrotną. Ziarno dobra zasiane, a więc już czas na umieranie i wydawanie owocu.
    Często zadaję sobie pytanie, kiedy trzeba się wycofać i pozwolić zasiewowi rozwijać się? Dzisiaj mam odpowiedź – kiedy dobro wróci do mnie. Nie ma co sprawdzać zasiew, nie ma potrzeby drżeć o zasiew. Zasiałam i wszystko zostawiam – chcę umierać, aby nie zostać z ziarnem w dłoni. Jeśli nieporadnie siałam, wiem, że ziarno wyda plony, bo Miłosierdzie Dawcy Życia czyni cuda. Mój pokój może płynąć stąd, że każdego dnia umieram grzechowi, że ciągle wracam do Jezusa, ale i stąd, że potrafię umierać dobru, zostawiać cząstki siebie na zniszczenie, aby dobro w innych mogło wzrastać i przynosić plon. Aby być świadkiem Zmartwychwstania, trzeba najpierw być świadkiem Krzyża, a może raczej świadectwem Krzyża i świadectwem Zmartwychwstania – najpierw dla siebie.
    Dzielę się jedną z refleksji po dzisiejszym spotkaniu ze Słowem…
    Pozdrawiam

    #25 ze
  26. Z przymróżeniem oka zapytam Cię Januszu (Baranku) – z jakiego konia ? (ten upadek Pawła) . Sugestywność obrazu wielkiego mistrza Rembrandta „Nawrócenie Św. Pawła” ? 😉

    #26 morszczuk
  27. Lipko,Zofio dziekuję za świadectwa ,jesteście mi bliskie bo przybliżacie mi Drogę,której nie mogę się doczekać w moim mieście .Czytając wpisy ludzi z Drogi wyczuwam prawdziwe ugruntowanie w wierze /chociaż zdarzają się przypadki ,że zdobyta wiedza przesłania wiarę a dotyczy ludzi,którzy w swojej pysze odrzucają pomocne dłonie /.Jeżeli mogłybyście odnieść się do mojego wcześniejszego wpisu dot.Starego i Nowego Przymierza byłabym wdzięczna .Bądzcie silne w wierze i w doświadczeniach pozdrawiam

    #27 Tereska
  28. #17 Tereska
    Stare Przymierze zapowiadało i wprowadzało Nowe. Miało ono do spełnienia rolę pedagoga (inne znaczenie niż to słowo ma dzisiaj), który miał doprowadzić do Chrystusa (zob. Gal 3,24 – to sformułowanie jest bezpośredno odniesione do Prawa, ale pośrednio dotyczy Starego Przymierza). Gdy doporowadził, jego rola „skończyła się”. Nastał czas Nowego Przymierza – usprawiedliwienia z łaski, a nie z uczynków. Uczynki mają od tej chwili inne znaczenie. Są świadectwem wiary i jej manifestacją wyrażającą się w miłości (zob. Ga 5,6).
    Doskonały Bóg posłużył się „niedoskonałym” Przymierzem (które było zapowiedzią i można powiedzieć cieniem rzeczy przyszłych – zob. Hbr 10,1; Kol 2,17). W ten sposób Bóg w Jezusie w Starym Przymierzu schylił się do poziomu naszej niedoskonałości, aby tam, gdzie przez obecność Prawa i w jego świetle wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej wylała się łaska (zob. Rz 5,20n). Dokonało się to w Słudze Nowego Przymierza – Jezusie Chrystusie. Wskutek tego czas tolerancji Starego Prawa został zakończony i otworzył się czas przebaczenia – Nowego Przymierza (zob. Rz 3,25n w dobrym przekładzie!!!).
    Bp ZbK

    #28 bp Zbigniew Kiernikowski
  29. Gdzie ludzie spalili wszystkie mosty, tam rodzi się łaska… Jakiś czas temu usłyszałam te słowa… myślę że są adekwatne do tego kazania. Może dziwnie to zabrzmi ale ludzie mało doceniają, że mogą tak po prostu wierzyć, chodzić do kościoła, modlić się. Kilka lat temu straciłam wiarę, lub będąc bardziej szczerą – po pewnym wydarzeniu odwróciłam się od Boga. Stanęłam do Niego tyłem… a On hmmm zaakceptował to. Przez 5 lat żyłam na obrzeżach wiary… moje nastawienie do Boga, wiary, kościoła bardzo ewaluowało. Nie sądziłam że można od wszystkiego się odzwyczaić. Od niedzielnej mszy, modlitwy, nabożeństw… stało się to dla mnie zupełnie obojętne, wręcz męczące i nużące. I tak z dnia na dzień… Minęło sporo czasu, co dziwne nie uważam że Bóg zsyłał przez ten czas na mnie jakieś kary , czy trudne doświadczenia. Wręcz odwrotnie wszystko w moim życiu pomalutku się poukładało, praca, życie osobiste itd. I właśnie w tym „poukładaniu” zapragnęłam P. Boga na nowo. Zobaczyłam, że On zawsze był i jest przy mnie … ale szanuje moją wolną wolę. Problemem jednak jest to, że przez to moje odejście trudno wrócić mi do kościoła, tego zwyczajnego kościoła. Mam problem z mszą, nabożeństwami, Sakramentami… w jaki sposób mam wrócić. Czy wystarczy samo pragnienie P. Boga? Jak na nowo odnaleźć się w kościele? Proszę o odpowiedź bo jest to dla mnie bardzo ważne. Dziękuję i pozdrawiam.

    #29 Ines
  30. Dziękuję Księdzu bp za wyjaśnienie i serdecznie pozdrawiam.

    #30 Tereska
  31. Samo cierpienie i ,,umieranie” nie mogą być pociągajace, bo są sprzeczne z naturą człowieka. Owszem Miłość Boża płynąca z Krzyża TAK. Moje krzyże, moje słabości i codzienne zmagania, choć dla mnie wystarczająco ciężkie, nie są zbyt duże, żeby się nimi chlubić. Na swojej drodze bardziej wyglądam Cyrenejczyka, aniżeli Golgoty. Więcej od ,,umierania” cenię sobie radość życia, którą mogę okryć niejedno cierpienie.
    CHCĘ ŻYĆ !,rozwijać się, służyć innym. NIE CHCĘ UMIERAĆ! trudno mi rezygnować, lękam się krzyża, dlatego wiem, że jestem ciągle za daleko. Jestem człowiekiem słabym, proszę więc:
    Panie Boże!…
    Daj mi taką miłość, abym potrafiła zaakceptować każdy krzyż i nie zwątpić pod jego ciężarem…
    Daj mi taką nadzieję, abym miała ufność, że otrzymam nowe, lepsze życie…
    Daj mi taką wiarę, abym miała pewność,że miarą Twojej miłości jest wielkość mojego krzyża…Amen.

    #31 ludmila
  32. #29 Ines
    Czy może jesteś z Siedlec lub okolic?

    #32 grzegorz
  33. #29 Ines
    Do przeżywania wiary potrzebna jest zazwyczaj wspólnota. Trudno przeżywać wiarę w pojedynkę. Potrzebne jest wyrażanie tej wiary i karmienie jej przez Słuchanie Słowa oraz celebrowanie liturgii we wspólnocie.
    Wiadomo, że nasze tradycyjne wspólnoty nie zawsze okazują się wystarczające – szczególnie w niektórych okolicznościach.
    Trzeba jednak szukać relacji do takiej wspólnoty, w której można przeżywać swoją wiarę. Przejawem wiary nie jest bowiem to, że wszystko w życiu jakoś cię poukłada. W pewnym sensie jest to coś przeciwnego. Jest to dar (moc) życia nawet i także wtedy, kiedy się nie układa. Jest to bowiem odniesienie się do Boga, który przeprowadza przez doświadczenie śmiertelnego życia. On szanuje naszą wolę. Potrzebne jest nam jednak doprowadzenie do harmonii z Jego wolą.
    Podejmuję postawione przez Grzegorza pytanie, czy jesteś z Siedlec lub okolicy. Łatwiej byłoby wskazać na pomoc w tej dziedzinie, o którą pytasz.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #33 bp Zbigniew Kiernikowski
  34. „Czy i na ile, w moim życiu , poznaję TAKIEGO JEZUSA? ”
    Kiedy po zastanowieniu się nad tym pytaniem, jednocześnie osobistym być może problemem, pomimo tego że uważam się za osobę wierzącą, dostrzegam w swoim życiu dotykania Takiego właśnie Jezusa. kiedy?
    w jakich sytuacjach? – wtedy kiedy czuję się raniona przez najbliższych i nie tylko przez nich,
    kiedy muszę przyjąć swój krzyż – kiedy powinnam wybaczać czy bez buntu przyjmować krzyże – wierzcie mi, że bez oparcia w Takim Jezusie- zaufania Słowu Bożemu na moje sytuacje, i tych ludzkich aniołów na mojej ścieżce życia / głównie osoby ze wspólnot z Drogi , które mnie wspierają w pewnych bólach duszy – załamała bym się bardziej wchodząc w grzech złości, poczucia krzywdy, braku wybaczania i…nie doświadczała bym możliwości nawracania się i przylgnięcia do
    T A K I E G O
    J E Z U S A…….
    Dzięki Ci Boże za D A R wspólnot, za D R O G Ę
    by doświadczać Twego Panie MIŁOSIERDZIA dla grzeszników do, których się zaliczamy , by móc jednocześnie poznając historię własnego życia w ŚWIETLE rozważanego SŁOWA, wzwrastać w wierze w TEGO JEZUSA i być uzdalnianym, by za NIM iść i być MU wiernym do końca tego życia jakiekolwiek dzieje tego życia byłyby…

    Dzięki Ks.Biskupowi za tę katechezę bardzo mocną.
    Pozdrawiam z serca

    #34 niezapominajka
  35. Dopowiedzenie z Drogi !
    Doświadczamy jedności w grupie i przez Bożą Miłość, która nas dotyka, uczymy się z miłością akceptować k a ż d e g o w jego inności i wolności.
    Pozdrawiam

    #35 t.
  36. Uważam, że temu kto prawdziwie idzie i chce iść za Jezusem. Pan wcześniej czy później, da pełnię środków do zbawienia. Nie tylko Słowo Boże, nie tylko sakramenty, nie tylko liturgię, nie tylko Maryję i mnóstwo czasu na modlitwę, ale zaprosi go do życia we wspólnocie z innymi, z którymi czasem będzie trudno wytrzymać. Ten kto prawdziwie idzie za Jezusem dopowie na to zaproszenie i wytrwa aż do końca. Nauczy się kochać i doświadczy życia i wyzwolenia. Amen

    #36 samidoc
  37. Dziękuje Ci Lipko za świadectwo.
    Pokój,
    agnieszka CS

    #37 agnieszka CS
  38. Dziękuję Ks. Biskupowi za odpowiedź i tak jestem z Siedlec. Jednak co do wspólnoty to nie wiem… Rozumiem, że człowiek wierzący potrzebuje w pewnym momencie swojego życia wspólnoty. Nie wiem jednak czy w moim obecnym poszukiwaniu jestem w stanie zaangażować się w jakąkolwiek. Stąpam po omacku i bardzo nieufnie i jest we mnie lęk by się znowu „nie sparzyć”. Ten powrót do kościoła nie jest łatwy. Nie umiem wszystkiego absolutnie akceptować i nie zadawać pytań. Czasem może patrzę nawet zbyt krytycznie. Jednak mój „Egipt” był bardzo trudny, a pustynia uczy, że a by dojść do Ziemi, trzeba na życie spojrzeć z zupełnie innej perspektywy. Często na przekór innym, czasem też i sobie… Jeszcze raz dziękuję za odpowiedź i będę wdzięczna za każde słowo. Pozdr.

    #38 Ines
  39. Byłam w bardzo podobnej sytuacji życiowej jak Ines. Czułam potrzebę powrotu do Kościoła ale nie szukałam. Koleżanka widząc to i sama też poszukując swego miejsca w Kościele, namówiła mnie byśmy poszły na katechezy neokatechumenalne. I tak się zaczął w moim życiu „święty romans” bo zobaczyłam jak bardzo Pan Bóg mnie kocha, przez to że dał mi Drogę, specjalne miejsce w Kościele, gdzie czuję się na prawdę przez Niego kochana. Myślę że taki moment kryzysu w życiu jest bardzo dobry by rozpocząć nowe życie w Chrystusie. Droga Neokatechumenalna jest oczywiście tylko jedną z możliwości ale jest to propozycja na prawdę poważna. Mam nadzieję Ines że znajdziesz swoje miejsce u boku Chrystusa.
    Bardzo dziękuję Lipko za twoje świadectwo, modlę się za ciebie, twoja wiara buduję moją wiarę. I dziękuję wszystkim blogowiczom i ks. Biskupowi za to że tłumaczy nam jak to ziarno naszego życia ma obumierać i przynosić owoc. To pytanie bardzo mnie nurtowało przed wejściem na Drogę. Teraz dostaję na nie odpowiedź. Dziękuję!
    Alicja

    #39 Alicja
  40. Ines ,koniecznie próbuj we wspólnotach ,chociaż na początku będziesz zawstydzona,milcząca ,krytyczna .We wspólnocie Pan Bóg działa przez ludzi,którzy wskażą ci drogę powrotu do MIŁOŚCI.Sama byłam w podobnej sytuacji i wiem ,że w pojedynkę nadal dreptałabym w miejscu.Z Bogiem……na początek /Ks.Pwt Prawa 20/

    #40 Tereska
  41. Ines, jeśli boisz się wspólnoty, to może na początek pomogły by ci katechezy ” Chrzest w życiu i misji Kościoła” u ciebie w parafii? Co prawda tegoroczne już się raczej skończyły, albo kończą, ale można je posłuchać w wykonaniu Ks. Biskupa na stronie http://www.chrzest.siedlce.pl/biblioteka.php
    Tam też znajdziesz teksty katechez.
    Jest także broszura do tych katechez, ale tu musiałabyś wykazać się większą odwagą i albo poprosić o nią w swojej parafii. Albo ja ci mogę je przysłać. Myślę także, że Ks. Biskup też by ci nie odmówił, gdybyś zwróciła się do niego. Ten rok przerobiłabyś już sama ( lub z jakąś zaprzyjaźnioną osobą), a w następnym mogłabyś pójść do parafii i przerabiać je ze wszystkimi.
    Inez zaufaj P. Bogu. On cię poprowadzi. Trzeba być tylko bardzo cierpliwym. Nie spiesz się.
    Pomyślałam jeszcze, że jeśli nie jesteś na blogu od początku, to może nie czytałaś cyklu ” Nawrócenie” i cyklu „Dzieła nasze i dzieło Boga”. Warto to przemyśleć.
    Serdecznie cię pozdrawiam i niech P. Bóg da Ci rozeznanie tej drogi najlepszej dla ciebie.

    #41 basa
  42. #41,
    Konspekty są do pobrania tu: http://www.chrzest.siedlce.pl/katecheza.php
    🙂

    #42 Zbyszek
  43. A co „ze wspólnotami” które mordują?I jak tu się ich nie bać.Człowiek jedny,a członków nieprzyjaznych człowiekowi wielu.Rozumiem Ines.

    #43 K.
  44. ….#26….morszczuk; każdy ma swojego konia na którym galopuje /jedzie/ nie zawsze w odpowiednim kierunku. Moim koniem, z którego spadłem była moja faryzejska religijność. Po dwudziestu latach pracy nad sobą dorobiłem się miana dobrego człowieka, praktykującego katolika……. Od dwóch lat jestem bez konia jako bankrut we własnych oczach….
    najbardziej stosownym momentem (kairos) do przyjęcia Ewangelii jest taki, kiedy nam coś wali się pod nogami, gdy opadają wszelkie inne oparcia itp., gdy człowiek – spadnie ze swego KONIA i nie ma nic do stracenia. Wtedy, będąc w doświadczeniu swej bezradności, pomyłki życiowej itp., otwiera się na przyjęcie Dobrej Nowiny. Taka jest dynamika przeznaczenia do Ewangelii, o której mówi i której doświadczył Paweł„. Ks.Biskup Kiernikowski……..
    janusz franus

    #44 katolicki baran
  45. Dziękuję za linki, szkoda tylko że są 3 katechezy ale na początek i tyle dobrze :).
    A co do uzupełnienia wypowiedzi to co do wspólnot, po prostu jakoś nie widzę siebie w żadnej mi znanej. Fakt że mam skrzywione też pojęcie wspólnoty i stąd lęk, gdyż doświadczyłam już jednej, po której długo trwało przełamywanie się do czegokolwiek co ma wspólnego z religią.
    Ale wracając do mojego pierwotnego pytania to w jaki sposób mam wrócić… do kościoła, Sakramentów itd. – np. sakrament pokuty budzi we mnie przeraźliwy lęk i każde przystępowanie do niego to droga dosłownie przez mękę. Moja postawa obojętności lub raczej oschłości na mszy jest beznadziejna. Wiem i czuję, że powinnam to zmienić tylko jak? P. Bóg po bardzo długim dobijaniu się do mnie znalazł lukę w tym szczelnym murze otaczającym moje serce i woła – wróć do Mnie …. ale jak? Skoro przede wszystkim mentalnie, duchowo odeszłam od Niego? Jak?

    #45 Ines
  46. Ines,
    Ja także jestem z Siedlec.Dla mnie ze wspólnotą jestjak z tańcem.Nie umiem,więc nie tańczę, nie tańczę, więc nie mam szans na nauczenie się.Pierwszy Twój olbrzymi krok do przodu, to to pragnienie, może na razie nie konkretne.Następne kroczki będą małe, ale wzajemnie będą się wspierać.Wszystko co Ci będzie potrzebne pojawi się samo.Ważne abyś była gotowa to dostrzec.
    Może byłaby szansa na zebranie kilku chętnych osób na rozpoczęcie programu „Chrzest w życiu i misji Kościoła”.Są to teksty z Księgi Rodzaju .Spotkania są ciekawe, można śmiało pytać i jest czas i atmosfera nie tylko do odpowiedzi, ale również do wymiany doświadczeń na postawiony temat.Wszyscy uczestnicy są „początkujący” więc początkowy dystans szybko znika.Zachęcam do kontaktu ze mną: janczuk@poczta.onet.pl

    #46 Grzegorz
  47. Ines,
    Chciałam Ci powiedzieć, że naprawdę Pan Bóg prowadzi człowieka na Drodze. On naprawdę jest i wszystko zrobi za Ciebie. Tylko podaj rękę i przyjdź, nie trzeba czuć się duchowo i mentalnie jak dawniej – teraz będzie wszystko nowe i inne!
    Przeszkadzają nam nasze wyobrażenia i oczekiwania.
    Trzymaj się, pozdrawiam Cię serdecznie.

    #47 AnnaK
  48. Świetne porównanie z tym tańcem Grzegorzu.Wygląda na to,że podeptane paluszki trzeba po prostu przejść.Gdy zagoją się,taniec będzie płynny już.

    #48 K.
  49. Ines!
    Jak ? Z mojego doświadczenia zupełnie inaczej niż myślimy. Dlatego nie martw się jak. Jeżeli P. Bóg mówi „wróć do Mnie” to i On Cię poprowadzi. Nie spiesz się. Myślę, że dobrze by było jakbyś odważyła się skontaktować z Grzegorzem. Możesz też ze mną. Adres w poście #5.
    Jeśli chodzi o katechezy chrzcielne, to będą następne w kolejnych latach – program jest teraz powtarzany.
    Jeśli jesteś niecierpliwa to możesz pobrać je ze strony http://blogs.radiopodlasie.pl/nauczanie_bp/?cat=6
    ale radziłabym na razie skupić się na I cz i przemyśleć ją bardzo dokładnie.
    Ines, jeśli jest w tobie takie pragnienie bliskości z Bogiem, to moim zdaniem nie jesteś daleko. A trudności są po to, aby je pokonać.
    Niech P. Bóg cię prowadzi

    #49 basa
  50. Ines Pokój -to pozdrowienie ,które używa na blogu Agnieszka pobudziło mnie do głębokiej refleksji i zaczynam go dostrzegać szczególnie tyle razy wypowiadane podczas Eucharystii.A więc Pokój /Bóg z tobą / jest zaprzeczeniem niepokoju,który „zatruwa ” nam życie .Tylko ucieczka z więzienia wygodnych kłamstw,tylko przyjęcie krzyża prowadzi w krainę prawdziwego pokoju .Poprzez krzyż w swoim pozdrowieniu „Pokój” Chrystus przychodzi do nas ,nie tylko życzy nam czegoś ,lecz daje nam sam siebie /J.Razinger/.Ja zaczynam odczuwać pokój w cichej adoracji Najświętszego Sakramentu,gdzie Jezus sam wskazuje drodę .Pokój

    #50 Tereska
  51. P.S. do 49
    W KRP we wtorki są „Rozmowy o życiu” z udziałem Ks. Biskupa i innych gości i tam co jakiś czas są omawiane te katechezy. Jeśli dobrze zrozumiałam w ten wtorek też ma to być.

    #51 basa
  52. Januszu #44, błogosławiony, który pada, a oczy mu się otwierają (por. Lb 24,4). Ja, podobnie jak Ty, odkrywam swoją faryzejską pobożność, na drodze nawrócenia czuję się jakby mi łuski spadały z oczu. Fakt, że to odkrycie ma cierpki smak, ale czuję się raczej wielkim szczęściarzem, któremu została dana wielka łaska poznawania prawdy. Fakt, może czasem tak się czuję trochę jak bankrut – „inwestowałam” swoje siły w pobożność, która nie ma żadnej wartości; gromadziłam makulaturę będąc przekonaną, że to są papiery wartościowe 😉 Ale nie widziałabym tego, gdyby mi Bóg nie otworzył oczu. To poznanie nie ma czysto intelektualnego źródła, jest czymś głębszym – czymś, co trudno nawet opisać słowami. Jest łaską. To co piszesz o sobie i Twoje spostrzeżenia, Twój ogląd rzeczywistości – są mi bardzo bliskie. Używasz określenia „pobożność naturalna” – czasem określam to raczej jako „pobożność nabytą”.
    Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂

    #52 Fasola
  53. Proszę o modlitwę w intencji mojego umierającego ojca.

    #53 szukająca
  54. „Kto miłuje swoje życie, traci je . . .
    Bogactwo i moc tych słów Jezusa NIE POLEGAJĄ NA TYM (…) ŻE JEST ONO JAKĄŚ OKREŚLONĄ PRAWDĄ, lecz na tym, że to On sam jest tym kto nie umiłował swojego życia, lecz je wydał za nas”
    Tak właśnie – Jezus nie moralizował… Żył tak, jak mówił, jak proponował…
    Co z tego, że MÓWIĘ PRAWDĘ, ale W ŻYCIU ją ODRZUCAM?
    Wtedy jestem obłudnikiem, a tak nie lubię obłudników…
    Czy chcę poznawać takiego Jezusa, jakim się przedstawił w tej wypowiedzi?
    Chcę – dlatego, że nie tylko MÓWIŁ, ale WYPEŁNIAŁ swoje trudne słowa życiem… i zwyciężył, choć wydawało się, że przegrał (bo stracił życie)…
    Pociąga mnie Jego zwycięstwo – wieczne życie (również dla mnie)…
    Jeśli żyję w prawdzie moje porażki życiowe (pod warunkiem, że się z nimi zgodzę) pomogą mi być sługą Jezusa i będę uczczona… 🙂
    Pozdrawiam 🙂

    #54 julia
  55. Witam ponownie, dzięki za wszystko. Być może bierze górę moje „tchórzostwo” ale zwyczajnie potrzebuję czasu. Dzięki #50 Tereska za ten Pokój – bardzo mi jest potrzebny. Szukam, błądzę i nie wiem czy stać mnie na jakieś konkretne decyzje. Wiara nie jest dla mnie zabawą ale ryzykiem, zainwestowaniem bez oglądania się za siebie. I to jest trudne, nawet bardzo trudne. Nie wiem czego chce ode mnie P. Bóg, już tyle razy zburzył różne moje wyobrażenia. Wiem jednak, że dał mi życie (i nie chodzi mi tylko o te przy narodzinach) i powiedział że do mnie należy co z nim zrobię. Nie potrafię wyciągnąć do Boga dłoni i zwyczajnie się szarpię ze sobą. Powrót nie jest łatwy … pragnienie to już dużo (…) – owszem to już coś, ale gdy długo chodziło się w ciemności to ona też nie chce człowieka tak łatwo wypuścić ze swoich objęć. Nie wiem w którą stronę przechyli się szala w moim życiu. Tak na krawędzi, nie jestem też w stanie balansować zbyt długo. Dlatego proszę po prostu o modlitwę… abym potrafiła przełamać się do sakramentu pojednania. Wydaje mi się że w tym sakramencie jest początek jakiegokolwiek powrotu. Ale na razie jest we mnie bunt!!! Koszmarny bunt.

    #55 Ines
  56. #55 Ines
    To, od czego chcesz zacząć jest celem Drogi neokatechumenalnej. Masz rację, sakrament pojednania jest bardzo ważny, ale nie w sposób magiczny. To nie są czary-mary, człowiek potrzebuje wejść w postawę nawrócenia, potrzebuje być formowanym i prowadzonym, jak często wspomina o tym Ksiądz Biskup. Obiecuję Ci modlitwę, wiem że ciężka jest walka z tymi ciemnościami dlatego lepiej nie toczyć jej samemu. Słowo Boże głoszone i łamane w zgromadzeniu pomoże Ci.
    Pozdrawiam

    #56 AnnaK
  57. #43 K.
    Droga K. We wspólnotach jak w życiu – zawsze drugi człowiek, gdy się zbliżyć do niego, będzie Cię ranił, bo każdy jest grzesznikiem. I dlatego masz dwa wyjścia: albo samotność(czyli umieranie) albo być ranionym(czyli też umieranie). We wspólnocie uczymy się przeżywać nasze umieranie oświecone Słowem Bożymi i żyć pośród niego.
    Pozdrawiam

    #57 AnnaK
  58. Ines,to może tymczasem wyciagnij w stronę własnego człowieczeństwa przyjazną dłoń?Zaprzyjaźnij się …z sobą.Oczywiście w przyjaźni jak wiesz miejsca na egoizm nie ma.To tylko taka moja propozycja,kroczku.

    #58 K.
  59. Droga Ines muszę powiedzieć że miałam taki sam problem co do spowiedzi, z resztą i dziś ten sakrament powoduje we mnie lęk ale też oczyszczenie i radość. Ja miałam to wielkie szczęście że mogłam się zwrócić do księdza, który od tamtej pory jest moim stałym spowiednikiem. Bardzo polecam by zwrócić się bezpośrednio do jakiegoś, chyba najlepiej znanego sobie księdza i poprosić o spowiedź i rozmowę. Oczywiście to wymaga odwagi i będzie trudne. Wierzę że jednak już Pan Bóg przygotował ci dobrego spowiednika. Będę się za ciebie modlić i odwagi! Pokój tobie!
    Alicja

    #59 Alicja
  60. szukająca,
    będę się modlił!

    #60 Zbyszek
  61. Ines,
    ja wróciłem do Kościoła powoli. Najpierw zacząłem przychodzić na msze. Tylko słuchałem. Siadałem z tyłu. Po latach zacząłem brać udział. Do spowiedzi poszedłem po 6 latach. Zacznij chodzić, próbuj.
    🙂

    #61 Zbyszek
  62. #45 Ines,
    nie wiem, w jakiej byłaś wspólnocie…
    Dlatego jednak proponuję Ci dwie, do których może nie należałaś…
    Pierwsza: co czwartek w kościele św. Józefa o godz. 19.00 spotykają się poszukujący Boga przede wszystkim studenci (ale nie tylko). Raz w miesiącu (w ostatni czwartek miesiąca) ta wspólnota zaprasza WSZYSTKICH na tzw. „Wieczór Chwały”. KAŻDY może przyjść, KAŻDY może DOŚWIADCZYĆ miłości Boga, usłyszeć o tym, że Bóg przebacza zawsze wszystko. Znam osoby, które pod wpływem takich spotkań po kilku latach przerwy przystąpiły do sakramentu pokuty. Na takich spotkaniach obecni są młodzi, dojrzali i bardziej dojrzali 🙂 Panuje atmosfera modlitwy, radości i przyjaźni. strona tej wspólnoty http://www.totustuus.siedlce.pl/
    Druga: inna wspólnota tworzy się po katechezach neokatechumanalnych. Jeśli masz problem ze zrozumieniem swojego życia, jeśli chcesz spojrzeć na nowo na sakramenty – katechezy i liturgie SĄ DLA CIEBIE!!!
    Osoby, które wiele lat nie praktykowały – tu odnajdują znaczenie sakramentów i z radością z nich korzystają. Jeśli będę wiedziała, kiedy rozpoczną się nowe katechezy w Siedlcach – poinformuję. Ale jestem pewna, że znajdziesz o nich informację sama 🙂
    A może przyjdziesz na katechezy paschalne od (poniedziałku do środy do katedry na godz. 19.00) głoszone przez Księdza Biskupa?
    Skoro trafiłaś na blog, czytasz rozważania Księdza Biskupa, może zechcesz POSŁUCHAĆ tego co i jak mówi?
    Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂

    #62 julia
  63. Oj Anno # 57,ja na żadne umieranie nie wyrażam zgody.Na przejście owszem,bo to konieczne,niemniej na umieranie żadne.Wspólnota również umieraniem ma nie być,ale POWSTANIEM ŚWIATŁYM.Powstanie to nie umieranie,chyba że dusza potrzebuje obumarcia.

    #63 K.
  64. ……wszystko w moim życiu pomalutku się poukładało, praca, życie osobiste itd. I właśnie w tym “poukładaniu” zapragnęłam P. Boga na nowo /#29/……
    Ines, większość ludzi szuka Boga by im poukładał życie, a ty czego pragniesz? Czy aby nie potrzebujesz jeszcze Boga do swojego poukładanego życia. Czy nie tęsknisz za świętym spokojem?……
    „Przejawem wiary nie jest bowiem to, że wszystko w życiu jakoś cię poukłada. W pewnym sensie jest to coś przeciwnego /#33/”……
    Ks.Biskup ma rację. Potrzebujesz zbliżyć się do drugiego człowieka, który pomoże zburzyć to, co sama sobie poukładałaś……… Ja w swoim życiu poukładałem wszystko po swojemu. Nawet Bóg miał swoje miejsce. Niestety nie było to pierwsze miejsce…… Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu to wszystko jest na swoim miejscu…… janusz franus

    #64 katolicki baran
  65. Nie rozumiem, dlaczego odbiera się prawo do pragnienia bliskości Boga osobom, które mają poukładane życie. Nie rozumiem, dlaczego sugeruje się, że człowiek szczęśliwy w swoim szczęściu nie może (?) szukać i potrzebować Boga.
    Ja jestem szczęśliwa i gdy czytam takie wpisy, jak twój Januszu, to czuję się wykluczona.
    Tak jakbym czytała: Ciebie P. Bóg`nie kocha, bo masz poukładane życie. Ty nie potrzebujesz Boga, bo masz poukładane życie. Ty chcesz zrobić z Boga tylko dodatek do swojego życia.
    A może ja mam poukładane życie, bo P. Bóg mi je tak poukładał?
    Ines w szczęściu też można znaleźć Boga. On przychodzi do wszystkich i wszystkich kocha. Chociaż być może będzie chciał poukładać twoje życie po swojemu.
    Ja rozumiałabym wypowiedź Ks. Biskupa w ten sposób, że wiara nie polega na tym, że wierzymy, że P. Bóg poukłada moje życie tak, jak ja tego chcę. Wiara polega na tym, że przyjmuję, że P. Bóg poukłada moje życie tak, jak On tego chce.
    Ines życzę ci, abyś zgodziła się, że to P. Bóg będzie układał twoje życie…
    A to jest na prawdę bardzo interesujące przeżycie, bo nigdy nie wiadomo, co będzie dalej.
    Pozdrowienia dla ciebie Januszu. Różnimy się bardzo, ale to nic. Wiesz, ja myślę, że Ines odrzuciła Boga w odruchu buntu przeciwko swojemu niepoukładanemu zyciu. Być może właśnie poprzez stabilizację P. Bóg chce ją przyprowadzić do Siebie. Kto to wie?
    „Kto bowiem poznał myśl Pana, albo kto był Jego doradcą?” (Rz 11,34)

    #65 basa
  66. Dzięki basa #65 bo starałam się wytłumaczyć o co mi chodzi i chyba ktoś w końcu mnie zrozumiał. To że się tak wyraziłam „mam poukładane życie” – nie chodzi mi o wszystko… ale o to że ja przez to „poukładanie” uwierzyłam że Bogu może na mnie zależeć.
    Był taki czas w moim życiu że wszystko (i tu dosłownie wszystko wywróciło się do góry nogami), do tego poznałam gorzki smak samotności i opuszczenia, zarówno przez ludzi jak i Boga. Uważałam, że mnie zostawił, wręcz odepchnął od Siebie. I nie trwało to tydzień, miesiąc… Wtedy górę wziął we mnie bunt. Krzyk – dość! I odwróciłam się od Boga, powiedziałam „nie”. Lęk przed kolejnym zranieniem był tak silny, że wolałam zamknąć się we własnej skorupie. Jak takie zbuntowane dziecko powiedzieć… nie to nie… sama sobie poradzę. Dałeś mi jakieś talenty… to ja to wykorzystam przeciwko Tobie i aby Ci pokazać, że Cię Boże nie potrzebuje.
    Bardzo długo była we mnie taka postawa, niekiedy odzywa się jeszcze i teraz. W pewnym jednak momencie… jakieś dziwne pragnienie i to wołanie Boga – wróć do mnie, nigdy Cię nie zostawiłem… wzięło we mnie górę. Rozbudziło to na nowo tęsknotę, którą próbowałam stłamsić, wręcz zabić.
    Nie potrafię tego wszystkiego ogarnąć, ale to „poukładanie w życiu” jest dla mnie pokazaniem, że Bóg jest wielki wbrew mojej, naszej logice, że może powinien mi wszystko zburzyć itd. A On zrobił wręcz coś odwrotnego…bo uspokoił moje serce i tchnął w nie nadzieje… po prostu nadzieje. I nie żąda ode mnie (przynajmniej tak mi się wydaje) żadnych radykalnych zmian… a jedynie … Zaufaj mi na nowo! Tylko, że ja nie wiem jak! – to uporczywe pytanie jak? – jak .. skoro nie potrafię… jak… skoro nie wiem od czego zacząć, jak… skoro jest we mnie rozdarcie… jak… skoro mój wizerunek Boga jest pustą białą kartką.
    Tych pytań jest dużo…
    A dlaczego ten blog? – bo to, co mówi bp jest dla mnie zrozumiałe… tak jakby mi ktoś mówił najprostszym językiem na świecie. Może to dziwne… ale są to jedyne kazania, które mnie nie nudzą i powodują, że coś we w środku drga. Trafiają bezpośrednio do mnie. Stąd moje zainteresowanie.

    #66 Ines
  67. Ines, proszę napisz do mnie bezpośrednio (basa2@op.pl). Będzie nam łatwiej rozmawiać. Jeśli w twoim adresie są twoje dane, możesz przecież założyć sobie nowe konto bardziej anonimowe.
    Ja chcę z tobą rozmawiać, ale zrozumiem, jeśli ty nie będziesz chciała rozmawiać ze mną.

    #67 basa
  68. #66 Ines,
    a mnie nie dziwi, że kazania Księdza Biskupa Cię nie nudzą… 🙂 Tak samo, jak Ty, uważa baaaaardzo wiele osób 🙂
    Pozdrawiam 🙂

    #68 julia
  69. #65,#66…….
    „Podstawowy błąd…………polega na tym, że w swym życiu mamy już mniej więcej wszystko poukładane według własnych schematów, albo już wiemy, jak to życie powinno wyglądać. Czegoś brakuje i chcemy tylko, by Pan Bóg niejako uzupełnił ów brak.
    Domagamy się by Pan Bóg – obrazowo mówiąc – położył na nasz tort większą, czy mniejszą wisienkę? To błąd. To cały tort naszego życia jest zepsuty.
    I żeby nie wiem, ile dekoracji na nim położyć, i tak jako całość nie da się zjeść, bo jest kwaśny, gorzki czy zgniły. Myślisz, że gdy Pan Bóg da ci coś, czego od Niego się domagasz, to wszystko będzie dobrze?
    W niczym ci to nie pomoże, bo twoje serce jest zepsute?”……. Ks.Biskup Kiernikowski

    #69 katolicki baran
  70. #69
    Cytowany opis dotyczy naszego (mojego) myslenia, co nieznaczy, że tylko takie myślenie jest mi dostępne. Na tyle na ile otwieram się na działanie Boga (przede wszystkim na działanie ZBAWCZE Krzyża), mogę w wielu sytuacjach wchodzić w inną logikę – działam nie ja, tylko Bóg we mnie. Wielu z nas na tym forum – nie mam wątpliwości – może to potwierdzić przykładami ze swojego życia. I nie jest to jakieś samouwielbienie jaki ja jestem pobożny czy mądry, ale widzenie działania Boga
    przez nas.Tak rozumiem wpisy basi, julii a także Ines.To nie nasze życie jest zepsute, tylko to, co sobie naprodukujemy poza bożym planem – tak rozumiem „tort naszego życia”. Basa ma racje mówiąc, że Pan Bóg daje nam różne okoliczności – odbierane przez nas jako miłe i jako niemiłe – wszystkie jednak możemy przeżywac na Jego chwałę. Jest różnica w przyjęciu przeze mnie sukcesu finansowego jako daru od Pana czy domaganiu się kasy jako nadziei na szczęśliwsze życie. Warto się cieszyć z dobrego męża i grzecznych dzieci i nie przypisywać ich sobie jako własnych zyciowych sukcesów. Bardzo pięknie napisałeś, że jeśli Bóg jest na swoim (pierwszym) miejscu, to wszystko jest na odpowiednim miejscu. Pozdrawiam Ciebie i szczególnie Ines!

    #70 Grzegorz
  71. Dzięki Ines #66 za Twoje świadectwo. Przepiękne jest to co piszesz! To dla mnie zawsze takie wzruszające, jak Bóg cierpliwie i miłosiernie walczy o nasze serca. Ja mam „na koncie” podobny bunt w swoim życiu i przypomina mi się moje nawrócenie. To wołanie „wróć do mnie” przypomina mi utwór zespołu Deus Meus, od którego mi aż ciarki przechodzą, gdy go słucham…
    Nie bój się Ines, On cierpliwie poczeka, aż Mu zaufasz, Bóg szanuje naszą wolność i jej nigdy nie narusza. Skoro przez te wszystkie lata cierpliwie czekał pod drzwiami Twego serca, to gotów jest dalej niestrudzenie czekać. Jak mówi Pieśń nad Pieśniami:
    „Nie budźcie ze snu, nie rozbudzajcie ukochanej, póki nie zechce sama” (PnP 2,7a)
    Pozdrawiam serdecznie! 🙂

    #71 Fasola
  72. Grzegorzu, dziękuję

    #72 basa

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php