W 4. Niedzielę Wielkiego Postu, roku B, czytamy Ewangelię, która stanowi końcowy fragment rozmowy Nikodema z Panem Jezusem. Ten oczekujący usprawiedliwienia faryzeusz i dostojnik żydowski przyszedł na rozmowę do Jezusa nocą. Możemy dociekać powodów, dla których tak uczynił Nikodem. Może to był jego lęk, by nie być posądzonym o zbyt bliskie kontakty z Jezusem. Może to było zrządzenie Boże, które pomagało lepiej przeprowadzić tę rozmowę w atmosferze nocy. Może jest to też tylko proste wskazanie, przez które Ewangelista uwypukla fakt znajdowania się Nikodema w ciemności, które rozjaśnia Jezus. Ta rozmowa, która w początkowej fazie jest dialogiem, kończy się monologiem Jezusa to Jezus obwieszcza Nikodemowi będącemu w ciemności swoje światło. Jezus mówi o przychodzeniu do światła. Jezus określa też ten proces przychodzenia do światła jako swoisty sąd dokonujący się w świecie.

 

Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła,

aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu» (J 3,21).

 Sąd polega na tym, że – wobec światła, które przyszło na świat – ludzie bardziej umiłowali ciemność niż światło, bo złe były ich uczynki. Ten sąd jest więc sądem odkrywania prawdy o błędach i zagubieniu człowieka. Jak zapewnia Jezus ten sąd nie jest jednak dla potępienia człowieka, lecz dla jego zbawienia..  

1. Na ile jest w człowieku doświadczenie miłości . . . ?

Słowo o sądzie i o ciemnościach wprowadza w nas poczucie zagrożenia. Tak jest, ponieważ w człowieku budzi się świadomość własnej niewystarczalności a nawet zagubienia i winy. Doświadczenie przeciwności, z jakimi człowiek się spotyka, jest zazwyczaj silniejsze niż doświadczenie miłości i akceptacji. Tak się dzieje zazwyczaj już od pierwszych etapów wzrastania. Nie można bowiem stwierdzić, że zazwyczaj człowiek jest wychowywany w kontekście darmowej i bezinteresownej miłości. Przeważa raczej interesowność i logika zdobywania miłości (bycia kochanym) przez różnego rodzaju zasługi czy wymuszone postawy.

W konsekwencji człowiek ulega takiej wizji siebie i prowadzenia swego życia, że na wszystko musi zasłużyć, aby być akceptowanym i mieć pełne prawo do życia. Co zaś nie odpowiada określonym oczekiwaniom i jest postrzegane jako niestosowne czy złe, musi ukryć i nie może to ujrzeć światła dziennego jako coś złego i podlegającego osądowi. Co najwyżej w pewnych okolicznościach dochodzi do tego, że ktoś może chlubić się takim czy innym złem. Tak się dzieje, gdyż człowiek boi się potępienia i odrzucenia. Staje się nawet niewolnikiem pewnych opinii i tendencji. Nie ma mocy, by być w prawdzie i stawiać siebie w świetle – a więc nie przychodzi do światła.

 

2. Stawanie w prawdzie Jezusa lub pozostawanie we własnej ciemności

Jezus Chrystus jako Syn Jednorodzony Ojca został posłany, aby ludzi wyprowadzić z tej ciemności, w jakiej znajdują się wskutek grzechu i lęku o siebie. Stanąwszy po stronie grzeszników został wydany za nich, tzn. za nas wszystkich, abyśmy poznali, że Bóg nie posłał Go, aby świat potępić, ale aby świat był przez Niego zbawiony. Kto uwierzy w tę prawdę nie podlega potępieniu, lecz otrzymuje możliwość zbawienia. Konkretnie zarysowuje się przed nim droga wyjścia z ciemności do światła. Pozostaje do decyzji człowieka, czy wyjść z ukrycia do światła, czy też nadal bać się tego wyjścia ze względu na świadomość złych czynów i na brak gotowości, aby z tych złych czynów zostać wyprowadzonym czy też inaczej mówiąc pozbawionym tych złych czynów.

Pamiętajmy, że te złe czyny jawią się człowiekowi jako dobre dla niego, jako potrzebne jemu do przeżycia do zdobywania życia. Grzech bowiem, to swoisty wynik własnego poznania dora i zła. Na tym bowiem polega istota grzechu. Wyjście zaś do światła, to zerwanie z tego rodzaju mentalnością i z tego rodzaju postawą. To w pewnym sensie pozbawienie siebie okazji czy jakby prawa do grzeszenia. Grzeszymy bowiem, bo uważamy, że tak trzeba, że nam się coś należy, że musimy siebie bronić. Czynimy to przez kłamstwo, oszustwo, zabieranie drugiemu życia, lubieżność niesprawiedliwość itp. Kto chce dla siebie zachować ową „korzyść” z grzeszenia, ten nie przychodzi do światła. Nie przychodzi do światła, bo złe są jego uczynki i on nie chce i nie ma zamiaru z nimi zerwać. Nie chce być pozbawiony „owoców” tych swych uczynków.

Kto zaś dostrzega swoje złe czyny, ale staje w prawdzie – dosłownie czyni prawdę czy – jak to przekłada BT – spełnia wymagania prawdy, ten przychodzi do światła, aby się okazało, że jego uczynki są spełnione w Bogu. Do uczynków dokonanych w Bogu zaliczamy naturalnie wszystkie dobre uczynki. Nie możemy jednak tego „dokonania w Bogu” ograniczyć tylko do dobrych uczynków. Trzeba do nich zaliczyć także te wszystkie uczynki, które były dokonane poza Bogiem, czyli ludzkie grzechy i pomyłki, które człowiek w świetle prawdy i mocy Jezusa przychodzącej do człowieka jako Dobra Nowina, uznaje za złe. Wtedy to uznanie zła i nazwanie zła złem jest czynem dokonanym w Bogu. To właśnie wtedy dokonuje się ów przedziwny sąd nad światem.

 

3. Sąd nad światem

W zależności od tego czy ktoś przyjmuje światło Jezusa Chrystus i w wierze poddaje się temu osądowi. Jeśli poddaje się temu osądowi, wówczas ten sąd staje się dla takiego człowieka zbawieniem. Doświadcza on, że Bóg nie posłał swego Syna, aby go potępić, lecz aby go zbawić. Naturalnie tym samy zgadza się na to, aby wszystkie jego dotychczasowe złe uczynki zostały przekreślone i nie miały już więcej racji bytu w jego życiu. To przyjście do światła go obnaża, ale jednocześnie przemienia. Zostaje – mimo uprzednich złych czynów i grzechów – zrodzony na nowo, czyli zrodzony z mocy Ducha Świętego. O tym była mowa w poprzedzającej części rozmowy Jezusa z Nikodemem.

Można nawet powiedzieć, że jego wcześniejsze grzechy, z którymi zbliżył się do światła, aby zostały osądzone, stają się dla niego swoistym memoriałem (pamiątką) wskazującą na wielkość Bożego zmiłowania. Spojrzenie na własne grzechy w świetle uzyskanego przebaczenia jest miarą wielkości uzyskanego zbawienia i cenną pamiątką, dzięki której człowiekowi łatwiej jest żyć w bojaźni Bożej i stale zbliżać się do Bożego światła.   

3. Ewangelia zapraszająca grzesznika do zbliżenia się do światła

 Trzeba podkreślić w świetle dzisiejszej Ewangelii, że do zbliżenia się do światła i skorzystania z sądu zbawienia nie jest konieczne, aby mieć na swoim koncie tylko dobre czyny, lecz to, aby dać się osądzić w swoich złych czynach. Po prostu ich nie bronić i nie uznawać ich jako słuszne, lecz poddać je przebaczeniu. Oczywiście trzeba gotowości na to, by ich się wyrzec. Ewangelia Jezusa Chrystusa bowiem to nie ewangelia sprawiedliwości czynionej wg Prawa, lecz Ewangelia przebaczenia wynikającego z wierności Boga wobec człowieka. To Bóg ujmuje się za grzesznikiem. Niestety nie zawsze grzesznik chce opuścić swoją kryjówkę ciemności i woli pozostawać w ciemności, aby nie wyszły na jaw jego uczynki. Pocieszeniem jednak i szansą oraz zaproszenie jest to, że Bóg stale czeka i stale na nowo daje każdemu siedzącemu w ciemności szansę do wyjścia ku światłu. 

Prosimy Cię Panie, nie dozwól abyśmy mieli upodobanie w naszych ciemnościach i wynikających z nich grzechach, lecz byśmy – dzięki Ewangelii – otwierali się na Twoje światło jaśniejące w Twoim synu Jezusie Chrystusie i zbliżali się do tego światła, nawet jeśli trzeba przechodzić przez sąd ujawnienia naszych złych czynów. Daj nam świadomość i wiarę, że nie jest to sąd potępienia, lecz przebaczenia i zbawienia.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

31 komentarzy

  1. Niezwykłe jest to, że Bóg szuka człowieka i nie tylko nie zadowala się oświeceniem grzesznika poprzez uświadomenie mu wielkości grzechu, które popełnił, ale poprzez Chrystusa prowadzi do spotkania. W tym spokaniu może dac mu całego siebie, swoje przebaczenie, by człowieka przemienić i uzdolnić do : bycia, pokonywania i wzrastania ….

    #1 morszczuk
  2. Idę w stronę światła bo szczerze mówiąc oświeca mnie,a ja ciekawa.Nie obawiam się obnażenia,wszak w przyjaźni z dobrem żyłam.” nie jest konieczne, aby mieć na swoim koncie tylko dobre czyny, lecz to, aby dać się osądzić w swoich złych czynach” – TAAK ,POZWOLIĆ duszy na „lot”.Zawsze pozwolić na „lot”.W stronę Boga.

    #2 K.
  3. Mnie bardzo dotyka porównanie mojej sytuacji z ludem Izraela na pustyni, gdzie zapatrzeni w węże nieudolnie poruszali się między nimi, wcześniej czy później kąsani. Bóg Mojżeszowi kazał umieścić węża wysoko na palu nie w celach magicznych, ale w celu wypróbowania ich wiary. Albo uwierzysz że JA chcę cię prowadzić do ziemi obiecanej i nie będziesz patrzał pod nogi na swoje występki, a spojrzysz z ufnością ku światłu, albo dalej podskakuj zapatrzony w ziemię. Jeśli nawet uda ci się pokonać żmije, to prędzej czy później walniesz głową w pal krzyża który cię przerośnie. Podobnie jak Piotr na falach- dopóki patrzał na Jezusa- szedł po falach, kiedy spojrzał pod nogi – zaczął tonąć. Tylko Jezus jest tym który może mnie przeprowadzić, ale muszę mu UWIERZYĆ, muszę stać się takim jak ON, znaczy podejmować swój krzyż, wręcz dać się ukrzyżować. A ja próbuję zmagać się z grzechem, z pokusami… Szczególnie teraz w czasie Wielkiego Postu. Ciemno, coraz ciemniej… Chociaż już coraz bliżej do Paschy! …Raduj się, ziemio, opromieniona tak niezmiernym blaskiem…:) Pokój.

    #3 lifny
  4. Opuścić kryjówkę ciemności nie jest łatwo. Najczęściej jej nie widać,jest ciepła i wygodna. Nie jest łatwo nawet, gdy wydaje się nam, że znamy Boga,że jesteśmy blisko Niego i wiemy o Nim dużo. Dopiero Jego Łaska, bliskość Chrystusa Ukrzyżowanego i nasze ,,TAK” dają taką moc. Zobaczenie siebie w świetle,w prawdzie budzi lęk. Bóg, który jest Miłością cierpliwie na mnie czeka.Chce wziąć na siebie moje grzechy,tylko chce jednocześnie,abym to ja sama Mu je oddała, wszystkie. Czy ufność w Boże Miłosierdzie jest tym samym co niegdyś wiara w moc wywyższonego na pustyni węża? JEZU UFAM TOBIE !…Dzisiejsza niedziela jest niedzielą radości :).

    #4 ludmila
  5. Codziennie składam na ołtarzu wszystkie swoje problemy ,które uznałam jako skutek moich grzechów .W zamian otrzymuję prawdę o sobie ,która nie jest przyjemna a jednocześnie głęboko zakorzeniona w moich przyzwyczajeniach ,a więc dalej „robię to czego nie chcę „.Sw.Augustyn powiedział ,że „jeżeli sami siebie osądzimy to nie będziemy sądzeni”.Mój osąd świadczy na moją niekorzyść ,ale jak „wyprostować małpi ogonek ” -jak wyraził się rekolekcjonista o naszych nawykach.Chwała Panu za nadzieję ,że mogę być zrodzona na nowo z Mocy Ducha Swiętego. Pozdrawiam wszystkich .

    #5 Tereska
  6. Mam małe serce, które potrzebuje doświadczyć miłości darmowej. Jestem dla siebie surowa, ciągle siebie karzę, wymierzam sobie sprawiedliwość-jestem wytresowana, łapie się na tym, że chce siebie ukarać i „boli” mnie gdy nie karam siebie, ale wybaczam i przyjmuje wybaczenie. Widzę jak trudno mi przyjąć to, że Bóg mi wybacza moje grzechy, bo działam tak, jakoby zawsze ktoś musiał być winny. Mam wąskie serce, potrzeba mi Ducha Świętego, by poszerzał moje serce, bym przyjmowała to że Bóg kicha mnie taka jaką jestem i dlatego sama sobie też mogę odpuścić i dać się kochać przez Boga i człowieka.
    pokój,
    agnieszka CS

    #6 agnieszka CS
  7. Jezus przynosi światło. Ono zmusza mnie do wyboru. Z jednej strony to światło jest niewygodne, bo prześwietla wszystkie zakamarki mojego życia, obnaża mój grzech, podłość, niedostatek, z drugiej zas strony pozwala mi rodzić się każdego dnia na nowo. To niesamowite – jak światło zobowiązuje (prowokuje) do wyboru i zmiany kursu życia… Kursu na wieczność.

    #7 morszczuk
  8. Pokój Agnieszko ,twoja refleksja wiele mnie nauczyla a włąściwie dała odpowiedz na moje niedomagania Czy zauważyłaś jak zły się wścieka na SŁowo Boże ? potrafi kpić i zniekształcać.

    #8 Tereska
  9. Dziękuję Księdzu Biskupowi za tę katechezę. Zastanawiam się, czy ta skłonność do ukrywania swoich ciemności jest wynikiem procesu wychowania, życia w społeczeństwie, które jest takie jakie jest, czy też jest wpisaną w naturę człowieka skazą po grzechu pierworodnym? Kiedy pierwsi rodzice zgrzeszyli, to ukryli się przed Bogiem w porze wiatru, kiedy Bóg przechodził.
    Nasze zmagania z własnymi słabościami są często podszyte lękiem przed potępieniem, próbą zbawienia się o własnych siłach. Jeśli porównać nasze dusze do mieszkań, to skupiamy się często na dbaniu o porządek w pokoju gościnnym, gdzie zapraszamy Boga. Wszystko, co niegodne, chowamy do komórki. A Bóg przychodzi żeby ten nieład, te nasze „komórki” oświetlić – Jemu te nasze „gościnne pokoje”, te pobożne starania, nie są do niczego potrzebne – On nie przychodzi, żeby się rozsiąść w fotelu i osądzać nasze wysiłki, lecz by nas zbawiać. Póki trzyma nas w niewoli lęk przed potępieniem, póty nie pozwolimy Bogu dotknąć mrocznych miejsc w naszych duszach. Trzeba zawierzyć i otworzyć Chrystusowi drzwi do naszych mrocznych schowków, w których się czasem nawet przed nami samymi chowa niechlubna prawda o nas. Chrystus wie, co jest w sercu człowieka, tylko człowiek często sam tego nie wie.
    Pozdrawiam 🙂

    #9 Fasola
  10. …….”Trzeba ZAWIERZYĆ i otworzyć Chrystusowi drzwi do naszych mrocznych schowków, w których się czasem nawet przed nami samymi chowa niechlubna prawda o nas. Chrystus wie, co jest w sercu człowieka, tylko człowiek często sam tego nie wie”/Fasola/……..Dopiero teraz zobaczyłem swojego węża/grzech/.Każdego dnia spoglądam na swojego syna przybitego do swojej niepełnosprawności.Jest prawdą,że ogromny krzyż mojego Piotra i jego bezgraniczna ufność/zawierzenie/zmusza mnie do wyjścia z nory własnego egoizmu.Piotr woła mnie swoim czekaniem na moją pomoc.Jego krzyż/porażenie mózgowe/budzi mnie z najgłębszego snu.Jego płacz dociera do najciemniejszych zakamarków mojego serca.Jego cierpienie jest dla mnie jedynym ratunkiem…….Moimi sędziami są moi domownicy.Nic nie ukryje się przed moją żoną.Ona potrafi zdemaskować każdy mój grzech i nie tylko zdemaskować ale zgładzić go swoją miłością.Wiele razy ją zawiodłem/zdradziłem/a ona wciąż mi wierzy.Choć moje grzechy wciąż ją krzyżują ale z tego krzyża płynie przebaczenie,które pozwala mi wracać każdego dnia do swojego domu…….janusz franus

    #10 katolicki baran
  11. Fasola -> „Nasze zmagania z własnymi słabościami są często podszyte lękiem przed potępieniem, próbą zbawienia się o własnych siłach.” – hmm a ja się zastanawiam, czy serio? Wg mnie odp jest prostrza: nie zawsze chodzi o lęk w wymiarze wieczności, tylko dbanie o własny wizerunek, o dobre wewn samopoczucie itd (przed soba i innymi). Jeśli walczymy tak na serio … to czynimy to dlatego, że wiara nas przynagla, że nie można nie chciać walczyć (poznawszy Jego). Motywacja i cel walki są decydujące (z Nim i dla Niego, a nie dla siebie, by „czuć” sie lepiej).
    Hmm…a dlaczego ukrywamy swoje słabości mimo deklaracji walki z nimi: bo wchodzenie na krzyż, jednoczenie się z jego ramionami jest trudne, bo boli odzieranie z tego, co nie jest naturalne .. bo prawdziwa miłośc zawsze kosztuje … ?to takie moje luźne przemyślenie/;)

    #11 morszczuk
  12. Pokój Teresko, piękne imię nosisz :-)Tak zniekształca Słowo. Ale Bóg nie jest szydercą i kpiarzem, dlatego wołam do Niego w tym Wielkim Poście, bym doświadczała tego, że mnie kocha za darmo!
    agnieszka CS

    #12 agnieszka CS
  13. Morszczuk, skoro o dobrym samopoczuciu duchowym mowa, to takie deklaracje: „z Nim i dla Niego, a nie dla siebie” mogą również służyć budowaniu takiego samopoczucia. Rzeczywiście nie zawsze chodzi o lęk w wymiarze wieczności, bo czasem (o zgrozo!) ten wymiar jest jakby niedostrzegalny. Wczoraj nasz biskup pomocniczy powiedział w czasie Nieszporów, że całe nasze życie jest właściwie wigilią życia przyszłego. Posłużę się obrazem kolacji wigilijnych celebrowanych w Wigilię Bożego Narodzenia. Człowiek się tak może zakrzątać wokół jadłospisu, prezentów, choinki, że już zapomina o istocie tego świętowania. Podobnie może być z naszym życiem – sprawy doczesne mogą nas tak zaabsorbować, że już zapominamy, jaki jest kres naszej pielgrzymki. Dotyczy to również spraw wiary – formacji duchowej, kwestii moralnych itd. Nie chcę przez to powiedzieć, że one nie są ważne, ale że mogą się stać celem samym w sobie. Pozdrawiam 🙂

    #13 Fasola
  14. ………….ci,którzy cierpią zgodnie z wolą Bożą/1P.4,12-19/………morszczuk,jestem prostym baranem,który szuka w Biblii swojego człowieczeństwa…………Czy wolą biblijnego Boga była ofiara z Izaaka?Czy Abraham chcąc zabić swojego ukochanego syna pełnił wolę swojego Boga?Czy biblijny Chrystus wchodząc w swoją śmierć na krzyżu pełnił wolę Ojca?Czy wola Boga jest ludzkie cierpienie?…………..Każdy kto rozumuje po ludzku powie NIE………Bóg nie chce by ludzie cierpieli.Cierpienie ludzi nie jest wolą kochającego nas Boga…………Czy niepełnosprawność mojego syna jest wola Bożą?Czy bankructwo stoczni jest wolą Bożą?Czy cierpienie w moim życiu jest wolą Bożą?…………..Czy nasza fizyczna śmierć jest wolą Bożą?……………..Olo,nie opierajcie się złu ale zło dobrem zwyciężajcie—-to są słowa biblijnego Jezusa.Przypomnij sobie kazanie na górze………….w moim przekonaniu/jestem omylny/biblijny Chrystus nie był wolny od ludzkiej religijności i dlatego Ojciec robił z Nim drogę dając Mu mocne,życiowe fakty.Jak,każdy człowiek dojrzewał do pełni wiary.Chrystus jak każdy z nas musiał wzrastać w łasce u Boga i ludzi……….Życie biblijnego Chrystusa usłane było nie tylko radością ale również cierpieniem……….Walka duchowa opisana w liście Pawła do Efezjan jest jedynie zachęta do życiowego realizmu polegającego na rezygnacji z wszelkiej duchowej przemocy……………Demona,diabła,zło pokonać można chwalebnym krzyżem.On jest doskonałym wojownikiem i zna wszelkie sztuki fizycznej i duchowej walki.Wchodząc w jakakolwiek walkę ze złem przegrywamy już na samym początku………….Chrystus pokonał demona jedynie swojej kapitulacji.Zaakceptował i pogodził się ze swoja bezsilnością w obliczu braku miłości.Siłą i walką nikogo nie można zmusić do miłości…………Nie walczyć i się nie bronić to znaczy zło dobrem zwyciężać……………..Janusz Franus

    #14 katolicki baran
  15. Baranku –
    1.cyt:”Chrystus jak każdy z nas musiał wzrastać w łasce u Boga i ludzi” –> nie zgadzam się. Chrystus był zawsze pełnią i nic nie musiał, po prostu chciał. Wzrastał. Poza tym nikt nic nie musi – wolność woli.
    2. cyt: „Czy wolą biblijnego Boga była ofiara z Izaaka?Czy Abraham chcąc zabić swojego ukochanego syna pełnił wolę swojego Boga?”–> ofiara z Izaaka, no cóż takie było polecenie Boga i Abraham, bez wzg na wszystko (pełen ufności) chciał je wykonać. Bóg nie jest statyczny, wiara jest dynamizmem. Zmienia sie , rozwija … jest łaską ale i tajemnicą. Abraham nie dyskutuje z Bogiem, wierzy, że skoro ten obiecał mu potomstwo, słowa dotrzyma, nawet jeśli będzie musiał zabić umiłowanego syna. Pytasz o wolę Boga ..trudno w słowach zamknąc czym jest i dlaczego tak toczy się Twoja czy moja historia życia. Myślę, że nie warto wciąz pytać dlaczego, tylko ufać, że nie dzieje się to bez przyczyny, On wie, co dla nas najlepsze… Zatrzymując się na pytaniach sięgniesz rozpaczy i pustki przy braku odpowiedzi.
    3. Cyt:”biblijny Chrystus nie był wolny od ludzkiej religijności ” –> tu to Cię totalnie nie rozumiem. No chyba że nie potrafisz rozróżnić słowo religijny od wierzący, a to problem.
    Pozdrawiam. Tez prosty morszuk 🙂

    #15 morszczuk
  16. Fasolko –> cyt:”skoro o dobrym samopoczuciu duchowym mowa, to takie deklaracje: “z Nim i dla Niego, a nie dla siebie” mogą również służyć budowaniu takiego samopoczucia” -> nie, jesli będą autentyczne !

    #16 morszczuk
  17. „człowiek ulega takiej wizji siebie i prowadzenia swego życia, że na wszystko musi zasłużyć, aby być akceptowanym i mieć pełne prawo do życia”
    Tak właśnie jest – kiedyś ulegałam (czy ulegam nadal?) takiej wizji świata. Nie ma nic za darmo – akceptacji, miłości, dobra. A ponieważ wydawało mi się, że nie mam czym „zapłacić” – na cóż mogłam liczyć? Dziś wiem (czy na zawsze?), że Bóg NA PEWNO mnie kocha taką, jaką jestem. Na jego miłość nie muszę zasługiwać.
    Obserwuję, że łatwiej mi pamiętać o bezinteresownej miłości Boga do mnie, gdy wierzę (bo czasami w to wątpię…), że w sposób bezinteresowny kochają mnie bliźni…
    Mjąc to na uwadze mogę tylko jedno:
    kochać innych tak, jak kocha mnie Bóg – za nic…
    Pozdrawiam 🙂
    p.s. dobrze jest wiedzieć, ile osób jest on line na stronie 🙂

    #17 julia
  18. Janusz, to co piszesz odkryłam kiedyś w swoich doswiadczeniach, bo faktycznie nie można zwyciężyć ciemności inaczej, jak zapalając światło. Walka z ciemnością jest bezużytecznym zmaganiem, jest diabelska pułapką. Trzeba jednak uważać, żeby nie wpaść w inną pułapkę, pułapkę lenistwa duchowego, braku aktywności. Wtedy łatwo jest usprawiedliwić ciemność, może nawet oswoić się z nią, kiedy już przestanie nam przeszkadzać. Zło trzeba demaskować na każdym kroku, nazywać je po imieniu, ciągle zapalać nowe światełka. Kiedy jednak ciemności przygniotą tak mocno, że samemu nic nie można zrobić, trzeba zawsze mieć nadzieję, że przyjdzie ktoś inny….zapali światło….wyciągnie dłoń……Janusz ! …..wcale nie jesteś baranem !

    #18 ludmila
  19. Morszczuk, każdy deklarujący że robi coś dla Boga zwykle jest szczerze przekonany o autentyczności swoich deklaracji. Pan Jezus zapowiedział Apostołom: „nadchodzi godzina, w której każdy, kto was zabije, będzie sądził, że oddaje cześć Bogu” (J 16,2)
    Tym, co weryfikuje autentyczność naszych deklaracji są przeciwności, trudne doświadczenia, próby wiary. Doświadczenie Golgoty zweryfikowało wyobrażenia świętego Piotra o swojej mocy, o swej wierności…
    Ostatnio zaprzyjaźniony prezbiter napisał mi, że najbardziej nas nawracają te wydarzenia, które są niespodziewane, które nas zaskakują. One demaskują często tę prawdę o nas, której wolelibyśmy nie widzieć. Nasze zaskoczenie jest obrazem tego, że nasze postrzeganie rzeczywistości jest ograniczone i uwarunkowane.

    #19 Fasola
  20. Januszu,
    kapitulacja to mówienie „niech się dzieje co chce, mnie już to nie obchodzi”. To jest poddanie się. Jest to łatwa droga, bez problemu można widzieć w sobie ofiarę i pokrzywdzonego. Nawet z tego można robić powód do wzmacniania swej pychy. My mamy potrzebę obrony siebie, a zwłaszcza dbanie o swój wizerunek (najbardziej we własnych oczach). Może to być wizerunek cierpiętnika, może – bojownika. Wtedy walczymy w swej obronie, a przynajmniej wykrzykujemy swą niezgodę na złe traktowanie. Chrystus ani się nie poddaje, ani nie złorzeczy. Nie jest biernym barankiem ciągniętym na rzeź. Wręcz odwrotnie – idąc na krzyż jest aktywny. Czym jak nie aktywnością jest milczenie u Heroda?! A śmiałe odpowiedzi w Sanhedrynie czy u Piłata?! Jednak nie walczy z przeciwnikiem, tylko walczy o nas. Także o prześladowców. Uzbrojony w Prawdę nie lęka się o niej mówić i o nią walczyć.

    #20 Zbyszek
  21. …… biblijny Chrystus jest doskonałą ofiarą mojego losu/życia/.Każdego dnia krzywdzę go swoim grzechem.Zwalam winę na żonę,na dzieci,na innych.Chrystus w pokrzywdzonym przezemie człowieku wciąż umiera jako ofiara losu.Prawdziwy chrześcijanin w dzisiejszym religijnie zpoganizowanym świecie wciąż jest kozłem ofiarnym na którego zwalamy wszystkie nasze grzechy i obarczonego nasza winą eliminujemy/dobieramy swoich/ spośród siebie…….Chrystus jest ten sam wczoraj i dziś.Golgota to nie jest czas z przed 2000 lat ale to mój i twój czas,to chwila obecna………Nie opierajcie się złu……Chrystus na krzyżu jest doskonałym przykładem religijnego bankruta……..janusz franus

    #21 katolicki baran
  22. „jego wcześniejsze grzechy, z którymi zbliżył się do światła, aby zostały osądzone, stają się dla niego swoistym memoriałem (pamiątką) wskazującą na wielkość Bożego zmiłowania….dzięki której człowiekowi łatwiej jest żyć w bojaźni Bożej i stale zbliżać się do Bożego światła.”
    Absolutna prawda. Przy mojej skłonności do pychy, tylko pamięć o moich grzechach jest w stanie utrzymać mnie w jako takiej pokorze i utrzymać mnie w odpowiedniej postawie wobec P. Boga.
    Gdyby nie ta pamięć, czułabym się jak Bóg.

    #22 basa
  23. Dziękuję za „szukaj”

    #23 basa
  24. …….jeśli nie staje w prawdzie i nie daję się osądzić, ujawniając/demaskując/swój grzech to tym samym zrzucam swoja winę na innych traktując ich jak ofiary losu.Albo dam się osądzić albo sam będę sadził……..dzisiejszy świat ginie w swoich grzechach bo nie chcemy być kozłami ofiarnymi………….janusz franus

    #24 katolicki baran
  25. Janusz!….Nie jesteś baranem !….znaczy tyle samo,co: ,, Ja jestem baranem ” , ponieważ nie zrozumiałam ukrytego znaczenia twojej ksywki….janusz franus…katolicki baranku …masz rację!
    …tylko uśmiechnij się czasem …mimo wszystko…Pan jest z Tobą 🙂

    #25 ludmila
  26. Janusz, ciągle rozczulasz się nad swoimi grzechami. Jaka z tego korzyść? Mam wrażenie, że skupiając się na sobie, tracisz z pola widzenia P Boga. Nie jest ważne, że Bóg cię kocha, ale ważny jest twój grzech. A przecież ON CIĘ KOCHA WŁAŚNIE TAKIEGO, JAKI JESTEŚ.
    „jego wcześniejsze grzechy, z którymi zbliżył się do światła, aby zostały osądzone, stają się dla niego swoistym memoriałem (pamiątką) wskazującą na wielkość Bożego zmiłowania”
    Jestem taką samą grzesznicą jak ty. A może większą ? Właśnie pozwoliłam sobie na moralizowanie, chociaż nikt nie dał mi do tego prawa. A jednak cała moja nadzieja w Jego Miłosierdziu: „  wyda sprawiedliwy wyrok swojemu ludowi i uraduje go swym miłosierdziem” (Syr 35, 23) Mam nadzieję, że On uratuje mnie swoim miłosierdziem. Uratuje mnie, ciebie, nas…

    #26 basa
  27. Janusz, P. Bóg cię kocha! Czy to nie jest wspaniałe?

    #27 basa
  28. basa,
    dziękuję Ci za to co piszesz. Chrześcijaństwo jest radością mimo i wbrew cierpieniu.

    #28 Zbyszek
  29. Janusz #21, nie zgadzam się z Twoim stwierdzeniem, że „Jezus jest przykładem religijnego bankruta”. Dwa cytaty z Ewangelii wg św. Jana:
    „Ojciec Mnie miłuje, bo Ja życie moje oddaję, aby je [potem] znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca” (J 10, 17n)
    „Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę” (J 12,27)
    Jezus świadomie i dobrowolnie znalazł się na Krzyżu. To nie Jego, lecz nasze bankructwo tam się okazało. W jakich okolicznościach doszło do wywyższenia węża na pustyni? Izraelici prosili Mojżesza o ratunek, bo nie chcieli umierać od ukąszeń. Tak nam, grzesznikom, potrzeba ratunku, byśmy ukąszeni przez grzechy mogli pozostawać przy życiu. „Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego”.
    Pozdrawiam 🙂

    #29 Fasola
  30. #24 Janusz
    Zgadzam się z Tobą – albo dam się osądzić, albo będę sądzić innych. Też to widzę, ale chcę się podzielić pewnym spostrzeżeniem, bo kiedy daję się osądzić ludziom, to czasem są oni po porostu grzesznikami i mówią swoje grzechy przeciw Tobie. Ok, wtedy dać się osądzić to przyjąć to cierpienie, ale jest jedno małe ale. Żeby nie stracić z oczu miłości Boga, jak pisała basa.
    Bo to jest jeden z tych zaskakujących momentów, że przyjmując osąd pokornie przylgniesz do jakiejś myśli, która może wzbudzić wątpliwości w wierze.
    A tak w ogóle, to zwykle zgadzam się z Twoim ostatnim zdaniem, choć często poprzednie są trochę pokręcone(może to jest coś z tego barana? 🙂 )
    Pozdrawiam

    #30 AnnaK
  31. # 30 AnnoK.GRZECH ZASŁANIA OCZY.Niestety.

    #31 K.

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php