Jezusa uzdrawia z „gorączki” (5. Ndz B)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Po pierwszym uzdrowieniu, a właściwie wypędzeniu złego ducha, o czym była mowa w Ewangelii poprzedniej niedzieli, mamy w tę niedzielę Ewangelię o uzdrowieniu teściowej Szymona Piotra i innych uzdrowieniach oraz potrzebie głoszenia Ewangelii (Mk 1,29-39). Jest to kolejny znak działalności Jezus z mocą dla uzdrowienia człowieka – nie tylko od fizycznych chorób, ale dla wyzwolenia go z mocy złego ducha i wprowadzenie go w nowe życie, w którym – wyzwolony i wolny – może służyć. Może służyć i usługiwać całym swoim życiem.

Jezus podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę,

gorączka ją opuściła.

A ona im usługiwała (Mk 1,31)

. 

1. gorączka – znakiem choroby

Ten prosty opis zdarzenia jest bardzo wymowny. Najpierw warto zwrócić uwagę na fakt, iż powiedziano Jezusowi o sytuacji teściowej Szymona, że leżała w gorączce. Gorączka nie jest właściwie chorobą, lecz znakiem choroby. Jest jednym z przejawów reakcji systemu immunologicznego organizmu na to, co w nim czy z nim się dzieje niewłaściwego. Jest to pewna reakcja obronna organizmu, które jednocześnie w pewien sposób wyłącza człowieka z pełnego udziału w życiu wspólnoty. Jest to jakby swoiste obwarowanie się organizmu i obrona czy domagania się pomocy. Może to być rozumiane także przenośnie jako w ogóle pewna forma obrony.

Jezus podchodzi do niej, ujmuje ją za rękę i podnosi ją. Zaraz też gorączka ją opuściła. Niezależnie od tego, jakie mogły być przyczyny tej gorączki, możemy w tym epizodzie podniesienia tej osoby przez Jezusa widzieć wszytko to, co oznacza przywrócenie jej organizmowi wewnętrznej równowagi procesów życiowych. Możemy też widzieć przywrócenie i oddanie jej wspólnocie. Została bowiem wyprowadzona z owego stanu gorączki, czyli obrony własnego życia, własnego ja. Zaraz też wstała i usługiwała im. Możemy powiedzieć dalej, że została wyprowadzona z kręgu obrony  swego życia dla siebie i uzdolniona do tego, by służyć.

 

2. Nasze „gorączki” – system obronny

Niewątpliwie na takie duchowe gorączki jesteśmy chorzy niejednokrotnie. To znaczy jest wewnątrz nas, w naszym wnętrzu, właściwa choroba, której przejawem są różnego rodzaju reakcje obronne. Nie chcemy bowiem czy nie potrafimy do końca być ludźmi przeżywającymi otwartość relacji z drugim człowiekiem. Mamy tyle zasłon i parawanów. Tyle miejsc ukrycia i ucieczki od prawdy o sobie i od wchodzenia w relacje z bliźnimi w pełnej prawdzie. Wolimy uciekać się do naszych „gorączek”.

Jezus przyszedł do nas, aby dać nam zupełnie inny „system obronny”. Inny system immunologiczny. Nasze systemy obronne polegają na niedopuszczaniu do siebie tego, co my widzimy jako nam przeciwne. Będzie to wszystko, co wiąże się z krzyżem, z podjęciem ciężaru relacji z drugim człowiekiem, kiedy on okazuje się inny niż nasze oczekiwania i wyobrażenia. Ławo zamykamy się w sobie, w tej swoistej obronnej gorączce lęku o siebie. Tymczasem Jezus, który stanął przed nami jako Syn Boży ale też w pełni człowiek, a więc podległy cierpieniu i wystawiony na wszystkie możliwe przeciwności, nie bronił siebie. Objawił nam i otworzył przed nami taką drogę życia, na której prawdziwym system obrony życia nie polega na obronie tego, co się ma, tego życia, które mamy do dyspozycji, lecz na odniesieniu do Boga, który jest Dawcą życia.

 

3. Nowy – chrześcijański „system immunologiczny”

W Kazaniu na Górze Jezus bardzo jasno nakreśli drogę takiego stylu życia i tego chrześcijańskiego systemu immunologicznego. Jest nim – krótko mówiąc – przyjęcia krzyża. Wyraża się to konkretnie w przyjęciu przeciwności. W Kazaniu na Górze, w którym Jezus nakreśla obraz nowego człowieka, słyszymy tam takie słowo: Nie stawiajcie oporu złemu, lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz! Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące! (Mt 5,39-41). Te postawy i takie czyny nie są widziane jako mające znaczenie czy wartość samą w sobie, lecz jako okazja do dawania świadectwa dobroci i miłosierdzia Boga. Są więc one widziane w kluczu posługi wobec innych. Aby inni widzieli wasze dobre czyny i chwalili Boga, aby inni mogli poznać właśnie ten inny system immunologiczny.

Taką postawę wobec tego, co jest przeciwne i co niszczy życie człowieka, może przyjąć tylko ten, kto zna Ojca, dającego życie. Jezus jest tym, kto mając w sobie tę prawdę i tę rzeczywistość jako Syn przekazuje nam ludziom będącym w gorączce, mającym stary system immunologiczny. Przekazuje to jako nowy sposób kształtowania relacji. Obrazowo jest to wyrażone Jezus w geście ujęcia za rękę i podniesienia. Może to będzie pewnym uproszczeniem i dużym skrótem. Proponuję, aby spojrzeć na ten gest Jezusa ujęcia chorej za rękę i podniesienia jej widzieć swoistą inicjację.

Inicjacja chrześcijańska to m. in. wprowadzenie człowieka w doświadczenie, że może stanąć wobec przeciwności, może je przyjąć mocą udzieloną mu przez Syna od Ojca i może wstać i usługiwać innym. Chrześcijanie to ci, którzy poznali, że Bóg jest jedynym źródłem ich życia i że nie muszą tego swego życia bronić – jakby uciekając się do starego, gorączkowego systemu immunologicznego, lecz mogą korzystać z nowego, tego w Jezusie Chrystusie, który uzdalnia ich do tracenia swego życia i wprowadza w doświadczenie stałego otrzymywania nowego życia. Tego życia, które ma zdolność komunikowania, dawania siebie drugiemu i coraz to pełniejszego służenia.

To, co stało się wówczas w domu Szymona w Kafarnaum, stało się na mocy krzyża, który Jezus przyjął i którym nas uzdalnia do przyjmowania krzyża. Jezus, uzdrowiwszy wielu w Kafarnaum, po modlitwie, udał się do innych miejscowości by głosić Ewangelię i wyrzucać złe duchy. Można powiedzieć: poszedł, by obwieszczać możliwość zmiany systemu immunologicznego człowieka.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

52 komentarze

  1. ………….Prawdziwi chrześcijanie to ci,którzy za przykładem biblijnego Chrystusa biorą na siebie cudze grzechy,t.z. przyznają się publicznie nie do swojej winy biorąc winę innych na siebie.Taka postawa wymaga wielkiego heroizmu i prawdziwej miłości.W stoczni gdzie pracuję wszyscy bronią swoich pośladków na różne sposoby,zwalając winę jeden na drugiego.Nikt nie chce być kozłem ofiarnym.Wiele razy miałem szczęście cieszyć się wielkim pokojem ducha będąc posądzony i oskarżony o coś czego nie zrobiłem.Choć znałem winnego to jednak milczałem nie broniąc się i nie tłumacząc.Nie zawsze mam takiego ducha jednak mogę zaświadczyć o wewnętrznej radości,która towarzyszyła mi za każdym razem.Wiem,że były to chwile kiedy doświadczałem tego samego co Chrystus……………….Nikt kto nie przyzna się publicznie do swojej winy nie jest w stanie dotknąć prawdziwego chrześcijaństwa polegającego właśnie na braniu na siebie grzechów innych.Ktoś obarczony swoimi grzechami nie może obarczyć się grzechami innych.Ten kto bierze na siebie grzech drugiego człowieka ponosi również za niego zasłużoną karę………………..Obecny świat tonie w grzechach bo nie chcemy brać grzechów innych na siebie.Jak lwy bronimy swego dobrego imienia bo nie wierzymy w moc chwalebnego krzyża………………Dopóki żyjemy możemy również obarczyć się grzechami naszych przodków i ponieść za nie doczesną karę ale do tego zdolni są tylko wielcy święci……………katolicki baran

    #1 baran
  2. Pierwsza myśl podczas lektury: nie trzeba bronić tego życia, lecz trzeba bronić życia przyszłego. Moim celem jest zbawienie. Wystarczy uwierzyć i dzisiejsze troski i zmartwienia bledną. Ale to by było za łatwe. Ksiądz Biskup pisze przede wszystkim o życiu doczesnym: „dawania siebie drugiemu i coraz to pełniejszego służenia”. Jak to rozumiecie?
    Drugi problem: nie jest łatwo przyjąć poniżenie czy stratę własną, ale gdy się przełknie gorycz i wyprze się dumy to jest to możliwe. Ale co gdy chęć pomocy pracownikowi (mającemu postawę prawie roszczeniową), będzie oznaczała RYZYKO (nie pewność!) dla rodziny (finansowe)? Szerzej – nie chcąc bronić siebie, czy można bronić innych?

    #2 Zbyszek
  3. Jezu, chwyć i mnie za rękę i prowadź przez życie do Życia.

    #3 AWM
  4. Wczoraj minął rok odkąd powstał blog.
    Życzę Ks. Biskupowi błogosławieństwa Bożego w dalszym prowadzeniu tego dzieła.
    I dziękuję.

    #4 basa
  5. Chciałbym prosić, jeśli to możliwe, o komentarz do I czytania z liturgii tej niedzieli – w jaki sposób łączą się ze sobą te poszczególne czytania?

    #5 kazach
  6. Ad #5 kazach
    Czytanie pierwsze liturgii niedzielnej (Job 7,1-7) i Ewangelia (Mk 1,29-39) łączą się ze sobą m.in. wątkiem potrzeby uzdrowienia wnętrza człowieka, a nie tylko fizycznego czy cielesnego.
    Trudno jest mi tutaj w kilku zdaniach dać wyczerpujący komentarz do pierwszego czytania. Trzeba tę perykopę rozważać jako fragment dramatu (w sensie literackim i życiowym) wyrażonego w mowach. Ten dramat uzyskuje rozwiązanie w rozpoznaniu i uznaniu ze strony Joba, iż teraz wie, że jego Wybawca żyje (zob. 19,5) i oraz w końcowych jego wyznaniach, w których uznaje wielkość i racje Boga (rozdziały czterdzieste) a w szczególności w wyznaniu, iż dotąd znał Boga ze słyszenia, a teraz Go ujrzał (zob. 42,5).

    Proszę wybaczyć, że nie jestem w stanie prowadzić komentarzy do wszystkich czytań. Teraz robię do Ewangelii niedzielnych.

    Bp ZbK

    #6 bp Zbigniew Kiernikowski
  7. ‘…prawdziwym system obrony życia nie polega na obronie tego, co się ma, tego życia, które mamy do dyspozycji, lecz na odniesieniu do Boga, który jest Dawcą życia.’

    Fr Patrick, ktory w w/e zastepowal Fr Sagay’a w kosciele Niepokalanego Serca Maryji, powiedzial w homilii, my wszyscy mamy jakies problemy, wszyscy pochodzimy z ‘dysfunctional family’, problem jest, ze te troski nas calkowicie pochlaniaja i nie jestesmy w stanie stworzyc prawdziwej relacji z Jezusem, tak jak ten bogaty mlodzieniec z Ew. Sw. (tak walkowanej w Neokatechumenacie, moj dodatek):
    Mk 10, ‘17 Gdy wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» 18 Jezus mu rzekł: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg5. 19 Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę»6. 20 On Mu rzekł: «Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości». 21 Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: «Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» 22 Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.’
    Odchodzimy.
    Sytuacja bylaby inna, gdyby on powiedzial Jezusowi:
    Nie podoba mi sie Twoja propozycja, nie jestem gotowy tego zrobic, nawet nie wiem czy w ogole kiedys bede, ale jesli Ty tego na prawde ode mnie chcesz, to mi w tym pomoz.
    Gdy nasze problemy przedstawimy szczerze Jezusowi, to choc one nie znikna, nie beda one juz przytlaczajace nas, problemami bez wyjscia.

    #7 Jurek
  8. nie jesteśmy w stanie służyć prawdziwie swoim życiem Bogu i innym dopóki nie trafimy pod krzyż Chrystusa, dopóki nie doświadczymy odkupienia; dopiero wtedy jedynym naszym pragnieniem jest pełnić wolę Ojca; wszelkie wysiłki uświadamiały mi tylko, że nie jestem do tego zdolna żeby kochać innych i im usługiwać; Ewangelia Św. Jana uzdrowiła moje życie, zapragnęłam Ducha Św;

    #8 Anna
  9. Chciałbym się podzielić ze wszystkimi, że zostałem uzdrowiony przez Jezusa. Od 12-lat cierpiałem z powodu bólu kręgosłupa. Byłem u doktora ortopedy, po zbadaniu i prześwietleniu kręgosłupa, lekarz stwierdził, że mam naruszony krąg kręgosłupa i tylko operacja mogłaby pomóc. Lecz jednocześnie ostrzegł mnie taka operacja nie zawsze się udaje. Po takim orzeczeniu lekarza postanowiłem zrezygnować z sugerowanej mi operacji. Na przełomie czerwca-lipca roku 2007 zostałem skierowany na dwa tygodnie na zabiegi co również nie przyniosło mi ulgi. Jestem szczęśliwym człowiekiem po dzień dzisiejszy i wdzięczny Panu Jezusowi za uzdrowienie, które od Niego otrzymałem. A dokonało się to uzdrowienie poprzez modlitwę do Jezusa drugiej osoby na demno . Poprzez wiarę otrzymałem uzdrowienie od Chrystusa. Czytając Pismo Swięte z ew. Marka 16/18/ Jezus zapowiedział „ Na chorych będą kłaść ręce a oni powrócą do zdrowia.” Dzieląc się ze wszystkimi tą łaską, którą otrzymałem od Jezusa Chrystusa. Zwracam się do wszystkich, kto ma jakieś problemy ze zdrowiem jak : choroby fizyczne, psychiczne czy też nałogowe to dla Boga nie ma żadnej rzeczy niemożliwej – jak czytamy w Piśmie Swiętym z ew. Łukasza 1/37/. Poprzez zaufanie Jezusowi i wiarę, że On może dokonać cudu w naszym życiu, możemy być uzdrowieni z tych chorób lecz nie tylko z chorób Jezus uzdrawia – dokonuje także uzdrowienia naszych serc, naszych zranień, wszelkich urazów, naszych relacji rodzinnych, czy też też relacji ze znajomymi. Wystarczy tylko pełne zaufanie słowu Jezusa i wiara, że On może tego dokonać w naszym życiu. Pozdrawiam.

    #9 Józef
  10. Odnajduję siebie w osobie teściowej Piotra. Jestem w obcym domu, wśród ludzi, których skrzywdziłam, którzy się mną nie interesują. Pragnę z nimi kontaktu, ale znając swoją kondycję (grzeszność, złośliwość, swoje ułomności fizyczne i psychiczne) wiem, że nie mogę liczyć na wiele… Gorączka, w którą popadam jest obroną przed pytaniami, przed kontaktem z innymi. Ale jest też wołaniem, żebraniem o zainteresowanie się mną. Ale bliscy znają moje „gierki”, nie dają się „nabrać”…
    Aż pojawia się KTOŚ, kto mnie dostrzega. Mnie – choć nie wyróżniam się mądrością, siłą, nie jestem niezbędna. Podnosi mnie ujmując za rękę…. Jakby chciał powiedzieć: widzę cię i znam powód twojego zachowania; nie masz wpływu na to, co się wcześniej wydarzyło – nie zmienisz tego, ale możesz zmienić ten czas, który jeszcze masz, wiem to.
    Na takie słowa czekałam.
    Dla tego człowieka jestem skłonna uczynić wiele, „usługiwać mu”, choć innych to być może będzie śmieszyć.
    Do Jego słów i do tego dotknięcia będę wracać, gdy znów „dopadnie mnie gorączka” zniechęcenia, poczucia odrzucenia, braku zrozumienia… On rozumie, dla Niego jestem ważna, On wierzy, że mogę być „obrazem Boga”…
    Ale widzę siebie też w osobie Piotra i jego żony. Są wokół mnie osoby potrzebujące mojego zainteresowania. Bronię się przed tym, żeby je podnieść ujmując za rękę…
    Doznaję dobroci Boga, a jednak tak trudno przychodzi mi być dla innych, jak On…
    🙂

    #10 julia
  11. Szczególnie wymowna jest dla mnie ta Ewangelia dziś gdy jestem chora i leżę z jakąś grypą. Znajduję Dobrą Nowinę w tym, że jedyne, co jest potrzebne w tej mojej „życiowej gorączce” to odniesienie do Jezusa. Nie muszę chodzić z gorączką i przełamywać jej na siłę, bo wtedy staję się coraz słabsza. Mogę pozostać w moim zamknięciu lecz odkrywać w nim, że „mój Wybawca żyje”.
    Przypominam sobie też niedawny tekst o tym jak Pan wołał młodego Samuela gdy ten spał w pobliżu Arki. Wtedy na przygotowaniu znaleźliśmy w Biblii Jerozolimskiej komentarz, że są miejsca szczególne, gdy Bóg mówi do człowieka i potem mówiliśmy, że takim miejscem bywa choroba.
    Zauważyłam, że wobec choroby często dostaję Słowo o wozie ognistym Eliasza i też myślę, że Pan woła mnie. Myślę też o innych chorych, o naszej Lipce, może także Pan chce wołać i potrzebne jest wsłuchać się i mówić „mów Panie, bo sługa Twój słucha”.
    Pozdrawiam

    #11 AnnaK
  12. Przekleństwo pokoleniowe może ciążyć na następnych pokoleniach, czy tego chcą czy nie (czytaj – Ks. Wyjścia 20.3-6).
    Jezus Chrystus wziął winy nasze za grzechy na krzyż dwa tysiące lat temu. Aby skorzystać z tego co Jezus dla nas uczynił, trzeba nawrócić się do Niego ( oddać Jemu swoje życie, narodzić się na nowo ), przeprosić Boga za grzechy przodków i swoje, przebaczyć innym, przyjąć przebaczenie od Boga, prosić o Bożą ingerencję w daną sytuację.
    Od każdego z nas może rozpocząć się pokoleniowy przekaz błogosławieństwa.
    Pozdrawiam

    #12 UP
  13. „Inicjacja chrześcijańska to m. in. wprowadzenie człowieka w doświadczenie, że może stanąć wobec przeciwności, może je przyjąć mocą udzieloną mu przez Syna od Ojca i może wstać i usługiwać innym.” Bardzo piękne i prawdziwe zdanie. Tylko – jak to wprowadzić w czyn? Wątpię czy oprócz teorii wielu z nas ma taką umiejętność – jestem pewna, że ja nie mam. Dlaczego wątpię? Moje autorytety też nie potrafią, chociaż pięknie mówią, a przecież są mądrzejsi, bardziej doświadczeni ode mnie.
    Teściowa Szymon przyjęła cierpienie, ale potrzeba kogoś, kto 'zaraz’ powie Jezusowi. Nie zgadzam się, że wystarczy przyjęcie krzyża. To zbyt mało. Nikt nie przyjmie krzyża, dopóki nie uwierzy, że Jezus 'ujmie za rękę’ i podniesie. Dopóki próbowałam przyjmować krzyż, rodził się lęk. Zaczęłam spokojniej podchodzić do krzyża/y, kiedy dostrzegłam Zmartwychwstałego, Wstępującego do Nieba i przychodzącego Ducha Świętego.

    Blog ma rok? Jak ten ucieka! Księdzu Biskupowi życzę wielu łask, cierpliwości do takich zbuntowanych i niepokornych blogowiczów jak ja, ale i radości, że nawet niepokorni czasami zgadzają się ;-)) Dziękuję, że pokorniejsi i zbuntowani mogą mówić… Pozdrawiam

    #13 ze
  14. Bóg dał życie każdemu człowiekowi i od Niego zależy jak długo to życie będzie w nas. Skoro dał nam życie to i ma PRAWO WYMAGAĆ żebyśmy mu służyli zgodnie z Jego przykazaniami. Jeżeli tego nie czynimy to żyjemy w przyjaźni z szatanem.Bóg kocha każdego grzesznika i każdemu daje szansę na zbawienie. Jednak dał człowiekowi wolną wolę i wolny wybór. Zastanawiam się tylko czy KAŻDY ma szansę USŁYSZEĆ I JEST W STANIE ZROZUMIEĆ co Bóg do niego mówi przez Ewangelię…
    Pozdrawiam

    #14 maba
  15. Komentarz Zbyszka przypomniał mi komentarz #7 Agnieszki z „Niewiele starczyło dla wszystkich (18. Ndz A)”. Bardzo mi wtedy zaimponowała postawa Agnieszki i jej całkowite zaufanie Bogu.
    Agnieszko, jak Bóg dalej „poprowadził waszą historię”?
    Ale tobie Zbyszku, nie wiem, co poradzić. Sama mam podobne chociaż inne dylematy. Może wszystko byłoby łatwiejsze, gdybyś był przekonany, że ta osoba rzeczywiście wymaga pomocy, a nie tylko rości sobie wobec tego prawo?

    #15 basa
  16. ……Zbyszku,celem chrześcijańskiego życia nie jest własne zbawienie lecz chwalenie Boga w faktach swojej,świętej historii………Prawdziwa wiara jest w stanie nie tylko góry przenosić ale również nakarmić twoją rodzinę.Wiara to przeświadczenie,że nie jesteś sam.Bardzo często śmieją się z mojej pozornej samotności,z mojego piekła/krzyża/.Osamotnienie prowadzi do śmierci-jest to prawda na której zbudowane jest całe piekło.Normalni ludzie zawsze szukają wspólnoty z innymi………”Boże mój Boże,czemuś mnie opuścił” …….Biblijny Chrystus zszedł aż na same dno twojej i mojej historii.On tam już był przed nami.On nadal tam jest i dlatego nie lękaj się o to co będziesz jadł,w co będziesz się ubierał,nie lękaj się o swoje życie bo jeśli stracisz je z Jego powodu to je zyskasz……….Masz rację,chrześcijaństwo jest dla prostaczków którzy,nie mieli już nic do stracenia i dlatego uwierzyli………Chrześcijanin nigdy nie jest sam……..katolicki baran

    #16 baran
  17. Ad #2 Zbyszek
    Jeżeli w swym postępowaniu chcemy kierować się bezinteresownością, to nie myślimy o zapłacie a więc i nie służymy za życie wieczne. Dajemy komuś siebie bo go kochamy, nie oczekując niczego w zamian. Służymy, a więc nie narzucamy się i dobrze mieć w sobie takie światło, które ukaże jaka jest najważniejsza potrzeba bliźniego. W relacji pracodawca – pracownik jakoś nie mogę sobie wyobrazić miłości bezinteresownej. Potrzebna jest roztropność. Osobie, u której zauważyłabym postawę roszczeniową, przede wszystkim starałabym się to właśnie pokazać przed pomocą finansową ( oczywiście tej drugiej nie lekceważąc ).
    Może inni wypowiedzą się na ten temat.

    #17 U.
  18. Kiedyś spytałem się Boga czym grzeszę, bo nie umiałem znaleźć niczego poważnego. W kilka miesięcy później miałem okazję „zasmakować” w skutkach mego dobrego samopoczucia: konsekwencjach moich dobrych uczynków, zaplanowanych przeze mnie, które zamieniały się w swoje karykatury. Poznałem swą słabość i zacząłem widzieć grzechy. Ale temu kojarzył nie tylko ból, ale i wolność, niewidomy zaczął widzieć. W sobotę (#2) pisałem, że nie rozumiem jak dawać siebie drugiemu w kontekście nowego systemu imunologicznego. Trzeba uważać jakie pytanie się zadaje, bo nie pozostaje ono bez odpowiedzi: w niedzielę poznałem drugie dno siebie samego. Staram się postępować dobrze. Próbuje opierać się na przejrzystych i prostych zasadach. Życie więc moje stoi na skale, która daje odpór burzom. Jednak, gdy coś idzie nie zgodnie z moimi planami, ta skała okazuje się gliną i rozpada się pod stopami. Szczególnie, gdy coś uderza ze strony przeze mnie nieprzewidzianej, uznanej za pewną. Nie wierzę Bogu, wierzę w swoje plany i obraz świata! Staram się postępować dobrze, ale jak faryzeusz – trzymając się Prawa. To ono, a właściwie MOJE jego wyobrażenie, a na nim stojące MOJE zasady i MOJE plany są mi bożkiem!!! Gdy coś im zagraża włącza się mój „system immunologiczny” i przystępuje do ich obrony. Wbrew wszystkim. Mam gorączkę i czuję że przez nią się pogrążam, ale brnę dalej. MOJE PLANY, MOJE ZASADY. MOJE, MOJE, MOJE. Trzeba mi takiej bolesnej lekcji, mogę wtedy znów przejrzeć. Nie moje plany, a Pan ma być mi skałą.
    „Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku” [Mt 7, 26]
    Problem w tym, że wiem już o swojej ślepocie, ale jeszcze nie potrafię widzieć. Wciąż jeszcze nie wiem na czym polegać ma mój nowy system obronny, umocowany w Jezusie. O to jednak jestem spokojny – wkrótce go poznam. Choć boję się. Wspomnijcie o mnie proszę w modlitwie

    #18 Zbyszek
  19. Kilka lat temu dotknęło mnie nieszczęście- ciężki wypadek syna. Szanse na przeżycie wg medyków zerowe. Do dziś Bogu dziękuję, że umiałam przyjąć postawę zaufania Bogu- Jezu- przyjmuję to, ale proszę pomóż. I do dziś bez lęku wracam do – z ludzkiego p. widzenia tragicznych sytuacji. Bóg na mojej drodze postawił tylu niesamowitych ludzi, syn przeżył. To doświadczenie pomaga mi do dziś bardziej cieszyć się życiem i nauczył zaufania Bogu. Stał się szansą potrzeby poznania Boga- przez wspólnotę Odnowy w Duchu Św.
    Za piękne katechezy serdecznie dziękuję.

    #19 doświadczona
  20. Nowy chrześcijański system immunologiczny….
    ” Pokora, uniżenie prowadzą do śmierci własnego ja, własnych ambicji i planów. Umieramy wtedy gdy-decydujemy się nie mówić o innych źle, nie obrażamy się, rezygnujemy ze swoich racji, chlubimy się ze swoich słabości, kiedy wyznajemy swoje grzechy, kiedy Bóg oczyszcza nasze motywacje, kiedy milczymy gdy inni nas niesłusznie atakują, kiedy przyjmujemy pouczenie, kiedy inni o nas źle myślą a my się tym nie przejmujemy.
    Umieramy po to, żeby żyć. Żyć inaczej, żyć pełniej, żyć nie o własnych siłach ale dzięki łasce Bożej, zyć już nie dla siebie ale dla Boga i innych.”

    #20 UP
  21. Zbyszku,
    Poruszyłeś bardzo istotny problem codziennych wyborów.Czym sie kierować, jakie są kryteria podejmowania decyzji?Ks.Biskup na to pytanie odpowiedział kiedyś: jeśli masz wątpliwość idź w kierunku Krzyża.Ale istnieje niebezpieczeństwo aby samemu sobie tego krzyża nie wymyślać bo wtedy raczej zaspokajamy własną chęć „religijności”.Dobry przykład podał „baran” bo jego decyzja to działanie na szkodę innych:zakładu pracy-bo nie dość że firma poniosła szkodę, to jej kierownik nie ma szansy aby ta patologię zlikwidować, oraz osoby która szkodę popełniła, bo nie dostała potrzebnego sygnału „nie rób tak więcej”.Sam się na takiej postawie często łapię gdy nie mam odwagi wytknąć komuś błędy.Nie zawsze danie podwyżki pracownikowi gdy tego żąda jest słuszne.Jest to też nasza -pracodawców-odpowiedzialność aby tak zorganizować pracę innym aby mieli oni szansę wypracować dla siebie większą pensję , wypracowując również zysk dla firmy.Jednak będą pojawiać się sytuacje(nadchodzący kryzys) w których nie będzie można znaleźć takiego rozwiązania i już teraz proszę Boga abym umiał wtedy dobrze zdecydować.

    #21 Grzegorz
  22. W imieniu koleżanki proszę o radę.
    Od kilku miesięcy leczy się u znanego jej od lat lekarza na gardło. Lekarz stwierdził, że antybiotyki na nią już nie działają. Zaproponował jej leki homeopatyczne. Czytała o tych lekach i obawia się je przyjmować. Powiedziała o swoich wątpliwościach lekarzowi, ten nie widzi innego sposobu leczenia. Ma receptę, ale jej nie wykupiła.
    Prosi o radę Księdza Biskupa i blogowiczów.
    Jak ma postąpić?

    #22 julia
  23. …….zostałem publicznie uderzony w policzek za „żywota”.W stoczni tak wygląda zapłata za dobrą pracę.Codzienne „kopniaki” to chleb powszedni.Poszedłem w kierunku krzyża biorąc winę na siebie.Bo jakim prawem jestem niewinny skoro wszyscy uważają mnie za winnego.Jaki sens miałaby moja samoobrona skoro wyrok ogółu był jednomyślny.Nikt nie potrzebował moich wyjaśnień.Ci biedacy potrzebowali barana na którego mogliby zwalić swój brak odpowiedzialności……….Grzegorzu,zło dobrem zwyciężaj oto czego uczy nas biblijny Chrystus obarczając się naszą winną…………katolicki baran

    #23 baran
  24. Właśnie „zaliczyłem” pierwszą katechezę neokatechumenalną. Będzie druga
    🙂

    #24 Zbyszek
  25. #20 Julia
    Nie jestem lekarzem, ale moim dzieciom przepisywano leki homeopatyczne jako terapię na infekcje i na pewno nie było zadnych niepokojacych skutków.Ja przyjmowałem serię zastrzyków uodparniających w związku z przewlekłym zapaleniem gardła i efekt był pozytywny.(przepisywała je laryngolog do której mam zaufanie).Czytałem opinie lekarzy niektóre pozytywne niektóre nie, ale nawet przeciwnicy przyznają, że stosowane na lekarskie zlecenie nie szkodzą.

    #25 Grzegorz
  26. baranie,U,Grzegorzu
    mój wybór jest taki jakiego obawia się Grzegorz: prognozy (żadna pewność) pokazują że muszę drastyznie oszczędzać. Zaproponowaliśmy wraz ze wspólniczką drastyczne cięcie pensji(żeby było jasne: najwięcej sobie, najmniej tym którzy najmniej zarabiają). Niektórzy odmówili. Albo ich zwolnię i dam chleb swojej rodzinie i pozostałym albo wszyscy pójdziemy na dno. Wszyscy w firmie znają przewidywane wyniki (było specjalne spotkanie), odchodzącym damy osłonę (dlatego muszę bazować na prognozach – muszę wcześniej przewidzieć problem niż on się pojawi). Prognoza to zgadywanie co się stanie, ale to jest oparcie się na rozumie, na tym co potrafię i mogę przewidzieć. Ponoszę odpowiedzialność także za innych i muszę wziąć odpowiedzialność za swoje decyzję. Biorę ją…

    #26 Zbyszek
  27. w kwestii homeopatii:
    w wielu publikacjach katolickich substancje te są traktowane jako szkodliwe duchowo, choć ja sam nie jestem aż tak przekonany do tych opinii. Znam osoby które polecając homeopatię w żaden sposób nie nawiązując do żadnych nagannych teorii. Nawet mówią: „nie wiem czemu to działa, ale jak działa to jest dobre”. Drugim problemem jest to czy to są w ogóle leki i jaka jest ich skuteczność. W Polsce zarejestrowane jest to jak substancja pozbawiona działania terapeutycznego, co pozwala uniknąć kosztownych badań. Opisy z jakimi się spotkałem uzasadniają takie podejście: w tych substancjach nie występują żadne składniki aktywne więc nie mogą one szkodzić. Jeśli jednak w ich produkcji stosowane są jakieś związki szkodliwe to brak badań to skutecznie maskuje. Nie ma także rzetelnych badań skuteczności (tylko opisy pojedynczych przypadków, środowiska homeopatów starają się pokazać to jako zaletę, co jest robieniem wody z mózgów). Podsumowując – prawdopodobnie jest to zwykłe, choć drogie placebo. Nie powinno szkodzić, a wiara jak wiemy czyni cuda. Proszę sprawdzić czy przez tę wiarę nie otwiera się jednak wrót dla zła.

    #27 Zbyszek
  28. Odn.homeopatii proszę odszukać dwumiesięcznik „Miłujcie się ” nr 2-2008 w którym jest ciekawy artykuł objasniający ,że jest ona niebezpieczna w sferze duchowej.Mam znajomą, która podobnie ,niby, nie może korzystać z innych leków i korzysta z homeopatii.Jest osobą wierzącą i praktykującą ale żyje w nieustannym lęku, a choroby ją nie opuszczają .Radzę się nie sugerować tym ,że korzystają z tej formy leczenia nawet duchowni

    #28 Tereska
  29. W tym fragmencie ewangelii ważna jest wiara tych, którzy otrzymali łaskę uzdrowienia. Zatrzymajmy się zatem nad tym fragmentem przede wszystkim po kątem wiary. Spójrzmy na siebie. Przyjrzyjmy się sobie i swojej wierze w pojęciu ogólnym. Uważamy siebie za ludzi wierzących. Staramy się tę wiarę realizować w życiu codziennym. Zgodnie z tym, co wyznajemy – staramy się postępować. Ale zapytajmy: Jaka jest nasza wiara? Na ile wierzymy, a na ile przejęliśmy tradycję swojej rodziny, poprzednich pokoleń? Na ile nasza wiara jest świadoma? Na ile świadomie żyjemy w tej właśnie wierze? Czy mamy świadomość obrzędów i świadomość ich wagi? Czy posiadamy rozeznanie w świętowanych uroczystościach? Czy rozumiemy znaki czynione przez kapłana, ale i przez nas podczas zwykłej Mszy św.? Czy zastanawiamy się, co się wydarza chociażby właśnie podczas Eucharystii? Czy nasza wiara jest świadoma? Czy nie przerodziła się w przyzwyczajenie? Czy my tą wiarą żyjemy? Czy my żyjemy Bogiem, w którego wierzymy? Czy Bóg jest dla nas osobą żywą, osobą żyjącą, mającą istotny wpływ na nas i nasze życie? Czy kochamy Boga? Czy dostrzegamy Jego miłość do nas? Czy wierzymy w Jego moc? Czy wierzymy, że jest Stwórcą Wszechświata, dawcą życia? Czy wierzymy, że ma wpływ na swoje stworzenie, że się nim opiekuje, o nie troszczy, pomaga? Czy wierzymy, że może przemienić nasze życie? Czy wierzymy, że może uzdrowić relacje w naszych rodzinach? Czy wierzymy, że może uzdrowić nas, naszych bliskich z choroby ciała i ducha? Czy wierzymy w tę Jego moc uzdrawiania? Czy wierzymy, że może zmienić trudną sytuację w pracy? Czy wierzysz? Na ile ty wierzysz, na tyle doświadczasz obecności Boga w swoim życiu. Na tyle On może w nie ingerować. Na ile twoje serce jest otwarte, na tyle On czuje się zaproszony i dokonuje w nim przemiany.
    Przeczytajmy uważnie słowa Jezusa skierowane do niewidomych: „Wierzycie, że mogę to uczynić?(…) Według wiary waszej niech wam się stanie”. Na prośbę niewidomych o uzdrowienie, pyta ich o wiarę. To ogromnie ważne pytanie. Ma znaczenie dla dokonania cudu. Pytanie o wiarę. Pomyśl, czy ty masz taką wiarę, jak ci niewidomi? Jak kobieta cierpiąca na krwotok? Jak paralityk, jak zwierzchnik synagogi Jair, jak setnik z Kafarnaum, jak trędowaty? Czy, gdyby Jezus stanął teraz przed tobą w widzialnej postaci człowieka, to na Jego pytanie o wiarę, mógłbyś odpowiedzieć twierdząco? Pomyśl. Bowiem od razu twoja odpowiedź byłaby zweryfikowana słowami Jezusa: „Według wiary twojej niech ci się stanie”. Czy w tym momencie doświadczyłbyś oczekiwanego cudu? Niewidomi doświadczyli: „I otworzyły się ich oczy”. Kobieta cierpiąca na krwotok była uzdrowiona, trędowaty został natychmiast oczyszczony z trądu. Czy ty również doświadczyłbyś tej przemożnej pomocy Boga? Czy ty również zostałbyś uzdrowiony? Czy to, o co prosiłbyś, dokonałoby się?
    Rozważ to w swoim sercu. Rozważ w swoim sercu każde dzisiaj zadane pytanie. Każde! Bądź przy tym szczery wobec samego siebie. Nie udawaj przed sobą, nie okłamuj. Potem uklęknij przed Bogiem, wyciągnij ręce i zawołaj: „Ulituj się nade mną, Synu Dawida!” A, gdy w swym sercu poczujesz pytanie Jezusa: „Co chcesz, abym ci uczynił?”, odpowiedz: „Abym przejrzał. Przymnóż mi wiary”. I ukorz się przed Nim i uznaj swoją słabość. Wyznaj brak wiary i chłód serca. I proś, proś o zmiłowanie. W pewnym momencie Bóg zada ci pytanie: „Czy wierzysz, że mogę to uczynić?” Wtedy całym swym sercem, całą duszą zawołaj: „Tak Panie, wierzę w to!” Pochyl głowę, dotknij dłonią swego serca i trwaj w oczekiwaniu na cud. Jeśli uczynisz to szczerze, Bóg przymnoży ci wiary, zmieni twoje życie, stanie się jego Panem. A ty poczujesz na swoich policzkach łzy wzruszenia, bo oto pierwszy raz w twoim życiu tak szczerze rozmawiałeś z Bogiem i Bóg cię wysłuchał. I Bóg ci odpowiedział. Niech płyną po twarzy te łzy wzruszenia. Niech z serca płynie modlitwa wdzięczności. Niech dusza wyznaje miłość swemu Zbawcy, a ty trwaj przed Bogiem w postawie pokory i przyjmuj łaskę spływającą z Nieba. Niech nic nie zakłóca tej modlitwy, tego spotkania.
    Niech Bóg błogosławi nam. Niech nasze serca i dusze odważnie wyznają z pokorą stan swojej ufności i nadziei pokładanej w Bogu. Niech otworzą się na przychodzącego Jezusa i proszą o uzdrowienie z tej niemocy wiary.

    #29 M.
  30. …..Zbyszku, musisz „wykastrować” swój rozum na drodze odpowiedzialności za innych. Nic nie możesz przewidzieć swoim rozumem. Nie ty reżyserujesz życie swoje i innych…….. katolicki baran

    #30 baran
  31. #23 Grzegorzu, #25 Teresko,
    dziękuję za szybką odpowiedź 🙂
    Teresko, właśnie dlatego moja koleżanka ma wątpliwości, gdyż czytała artykuły o niebezpieczeństwach stosowania homeopatii…
    Pozdrawiam 🙂

    #31 julia
  32. baranie,
    czy ojciec który wybierze się na rowerową przejażdżkę z dzieckiem ma wyłączyć rozum? cóż z tego że nie on jest reżyserem, jeśli na miarę swych nędznych możliwości MA OBOWIĄZEK przewidywać czy zza zakrętu nie wyjedzie samochód. Jeśli się WYDAJE że grozi niebezpieczeństwo to MUSI krzyknąć a nawet szarpnąć! To samo jest z firmą. Jezus powiedział „nie troszczcie się ZBYTNIO o życie”. Kluczem jest słowo ZBYTNIO. Rozumiem je tak: rób co potrafisz, a woli Pana oddaj skutki i oddaj się skutkom. Najtrudniej jest w kontaktach z innymi ludźmi: muszę zrobić to co muszę i nic ponad to. Ale muszę także być pokorny wobec nich i starać się pomóc choć oni mogą tego nie rozumieć.

    #32 Zbyszek
  33. Ad #29 Zbyszek
    Zbyszku!
    Nie ustosunkowuję się do całej Twojej wypowiedzi, lecz tylko do owego ZBYTNIO. Muszę powiedzieć, że tego pojęcia faktycznie w tym tekście nie ma. Jest tam użyte słowo (czasownik) merimnao, co oznacza nie tyle troszczyć, ile raczej zamartwiać się. Stąd wynika taki najprostszy roboczy przekład: nie zamartwiajcie się(naturalnie to obejmuje także troszczyć się, ale jest silniejsze i mające wydźwięk lęku, czy lękliwej troski (w tym przypadku o siebie). A więc, bez „zbytnio!
    W przekładue BT zachodzi pewna próba wyniuansowania owego zamartwiania się. Stąd pewne uzasadnienie przekładu „nie troszczcie się ZBYTNIO!
    Piąte wydanie BT już nie ma owego „zbytnio”.
    Lepiej więc nie stawiać tego, jako klucza rozumienia tej myśli Jezusa i tego wersetu Mt (zob. cały tekst Mt 6,25-34; por. też Rz 13,14, gdzie jest użyty inny czasownik grecki).
    To dla wyjaśnienia.
    Serdecznie pozdrawiam.
    Bp ZbK

    #33 bp Zbigniew Kiernikowski
  34. Ekscelencjo,
    szczerze mówiąc jestem w kropce. Nie zgadzam się z baranem (przynajmniej w stosunku do osób posiadających rodzinę): nie mam prawa „kastrować” rozumu, mam obowiązek przewidywania. Nie mogę wszystkiego zrzucić na Boga! Uważam że niedopuszczalne jest życie z dnia na dzień (poza wyjątkami). Do tej pory sądziłem że złem jest nadmierna troska, a teraz jestem z lekka zagubiony…

    #34 Zbyszek
  35. Zbyszek
    będę się modliła za Ciebie , byś rozpoznał wolę Bożą. Wiem, że jest trudno, do nas do pracy przyszedł chłopak, który musiał zlikwidować firmę. Z drugiej strony ja muszę szukać pracy w tym trudnym czasie, a jeszcze mam grypę…
    Wierzę, że Pan ma plan i przygotował już dla nas drogę, obyśmy nią poszli.

    #35 AnnaK
  36. Ad #31 Zbyszek
    Zbyszku!
    Jeśli już jest mowa w tak dosadnym języku, to odpowiadam Ci, że Pan Bóg nie po to dał Ci rozum, abyś go miał „kastrować”. Dał Ci go po to, abyś go właściwie używał, szukając w Twoim życiu i życiu Twoich bliskich spełnienia się Jego Woli i Jego zamysłu. Przypuszczam też, że „Baran” (# 27) – mimo użycia mocnego i dosadnego słowa – też to miał na myśli.
    Szukamy więc stale podporządkowania naszego rozumu Jego Słowu i Jego planom, aby cała nasza służba (tzn. całe życie) była rozumna (zob. Rz 12,1-2 – a także dalej).
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #36 bp Zbigniew Kiernikowski
  37. AnnaK,
    dziękuję i również będę się modlił za Ciebie
    🙂

    #37 Zbyszek
  38. Ekscelencjo,
    List do Rzymian uderza w sedno: „W miłości braterskiej nawzajem bądźcie życzliwi”. I to jest najważniejsze – gdy coś musi być zrobione to trzeba to robić, ale zawsze troszcząc się o drugą osobę. Parę razy spotkałem się z opacznie (wg mnie) rozumianym zdaniem się na wolę Bożą wśród katolików. Rozum podpowiada MOŻLIWE zagrożenia, na które bez zbytniego ( 🙂 ) wysiłku można się przygotować, ale zamiast tego słyszę o woli Bożej. I znów maszerujemy w swej bogobojności pod drzewo i zakopujemy to co Pan nam dał. Sądzę że należy robić to co w danym momencie UWAŻAMY za najsłuszniejsze, będąc świadomi tego że umysł jest szalenie zawodnym narzędziem i z nadzieją czekać na to co się stanie. Z nadzieją nie na dobry obrót sprawy (w powszechnym rozumieniu), ale na to że – obojętnie co się stanie – wyjdę z próby zwycięsko. Że nie skrzywdzę maluczkich, a może nawet im pomogę, że uda mi się dać świadectwo Prawdzie. Kiedyś Ksiądz Biskup pisał o Sądzie Ostatecznym. Wskazał Ksiądz na trzy grupy osób stojących przed Chrystusem: zbawionych, potępionych i maluczkich. Baranie, Ty uniżasz się, stajesz się tym trzecim. Jednak i inni mają swą szansę, choć niełatwą: „Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego”
    🙂

    #38 Zbyszek
  39. #31 Zbyszek
    Na Boga moim zdaniem warto zrzucać wszystko, ale trzeba mieć co zrzucać.A więc ja muszę wypracować plan dla działu handlowego,poświęcić na to wszystkie moje umiejętności ,czas, wysiłek.Monitorować wykonanie, robić zmaiany i dostosowania i mieć przekonanie że zrobiłem wszystko co mogłem.I to wszystko oddać do dyspozycji Boga aby zrobił z tym to co dla mnie ( dla pracowników dla firmy)jest w danej chwili najlepsze.Czasem sukces, czasem porażkę.

    #39 Grzegorz
  40. Zbyszku, rób swoje. Nawet jeśli się pomylisz, P.Bóg nadal będzie Cię kochał. A On nawet z błędu potrafi wyprowadzić dobro. Ufaj !
    My nie jesteśmy w stanie w 100% wypełnić Prawa. To śmierć Jezusa na krzyżu nas usprawiedliwia.

    #40 basa
  41. ……u mnie wiara zaczyna się tam gdzie kończy się mój rozum.Wiara jest dla mnie owocem mojego rozumu.Moja wiara rodzi się ze śmierci/kastracji/mojego rozumu.To czego nie może pojąć mój rozum przejmuje wiara,która jest zdolna zaprowadzić mnie do poznania całej prawdy o sobie……Dobrym porównaniem rozumu i wiary jest ciało i duch.Człowiek.To co jest we mnie cielesne opiera się na moim rozumie,to zaś co duchowe na wierze…….moje chrześcijaństwo jest przechodzeniem z ciała do ducha,z rozumu do wiary…….Bądzmy realistami i mocno stąpajmy po ziemi.Tutaj powinniśmy zrozumieć naszą wiarę i również uwierzyć w nasz rozum.Wszyscy żyjemy jako cielesne duchy zdolne do poznania całej prawdy o swoim człowieczeństwie poprzez łaskę wiary w mądrość krzyża………katolicki baran

    #41 baran
  42. Szczesc Boze:

    Ksieze Biskupie chcialbm sie spytac jak dlugo kleryk o ktorym juz pislalem do Ksiedza bedzie stal przy oltarzu w Siedlcach a wczasie wolnym uczesticzyl w rozmowach na grono.com przedstawaiajac sie jako gay i oferujac spotkanie?

    #42 tomek
  43. Lipko,
    W dzisiejszym Światowym Dniu Chorego myślę o Tobie szczególnie… i pozdrawiam 🙂

    #43 julia
  44. Ze #11. Zgadzam się z Tobą.
    To Zmartwychwstanie daje moc, która pozwala przyjmować krzyż.

    #44 basa
  45. Grzegorz, basa, baran
    chyba myślimy tak samo. Jest taka modlitwa – szanta:

    „Moja łódź tak mała,
    tak mała,
    a morze Twe tak wielkie,
    tak wielkie,
    więc litość miej.

    Gdy burzowe huczą fale
    pęka ster i mdleje dłoń”

    Dla mnie jest to modlitwa planisty 🙂 – zrób co możesz i powierz się Bogu. A z tego wynika, że większym problemem jest jak w takich sytuacjach zachować człowieczeństwo, zwłaszcza w sytuacjach krytycznych. Jak nie żyć kosztem innych. Trzeba samemu szukać sposobów postępowania, rozmyślać, ale przede wszystkim prosić Pana. Boże daj mi proszę siłę i rozeznanie jak postąpić bo sam sobie rady nie dam!

    #45 Zbyszek
  46. Lipko,
    pamiętam o Tobie!
    🙂

    #46 Zbyszek
  47. Ad #39 tomek
    Jeśli ktoś wie o jakichkolwiek przeszkodach czy niewłaściwościach w życiu kandydatów do święceń, to winien zgłosić tę sprawę odpowiednim przełożonym lub bezpośrednio biskupowi. To będzie dowodem, że traktuje sprawy wiary i Kościoła w sposób poważny i kieruje się sumieniem oraz poczuciem odpowiedzialności.
    Takie informacje, jak ta, do której się odnoszę (#39 tomek), w niczym nie pomagają, jeśli nie zostaną ukonkretnione. Kleryków stających w Siedlcach przy ołtarzach jest wielu.

    .

    Przy tej okazji apeluję do wszystkich, którzy mają poczucie odpowiedzialności za wszystko, co dzieje się w Kościele, aby rzetelnie patrzyli na kandydatów do kapłaństwa i im pomagali na kroczenie tą drogą – także przez odpowiednie informacje skierowane do wiadomości przełożonych. W takim też celu jest publiczne przedstawienie kandydatów podczas obrzędu kandydatury i zbieranie o nich opinii.
    Proszę przyjąć tę moją wypowiedź jako prośbę o pomoc i zachętę do tego, by wierzący członkowi Kościoła spełniali swą powinność zgodnie ze swoim sumieniem i poczuciem odpowiedzialności
    .
    Bp ZbK

    #47 bp Zbigniew Kiernikowski
  48. Proszę módlcie się za to bym podjął dziś właściwą decyzję!

    #48 Zbyszek
  49. #39 Tomku,
    pozwalam sobie napisać do Ciebie kilka słów.
    Zastanawiam się nad Twoim wpisem…
    Jeżeli naprawdę tak jest, jak piszesz – myślę, że powinieneś podać takie dane, które pozwoliłyby zidentyfikować tego kleryka.
    Jeśli jesteś w Kościele powinno Ci zależeć, żeby naszymi przewodnikami byli prezbiterzy, którzy zostaną nimi, bo idą za głosem Chrystusa, nie z innego powodu…
    Jeżeli jednak (wybacz, że poddaję w wątpliwość Twoje słowa) piszesz nieprawdę, rzucając w ten sposób na WSZYSTKICH kleryków podejrzenia – zachowujesz się niegodziwie…
    Ufam, że zastanowisz się nad swoją postawą i podejmiesz dobrą decyzję – przedstawisz PRAWDĘ…

    #49 julia
  50. Księże Biskupie,
    przyszła mi do głowy szalona (?) myśl, że (być może) Tomek (# 39) myli kleryka z ministrantem… Ja oczywiście nie pochwalam opisanej postawy niezależnie od tego, kogo dotyczy. Jednak w takim wypadku – nabiera ona innego znaczenia.
    Pozdrawiam

    #50 julia
  51. Ad. #44.

    Taką funkcję spełniają wspólnoty:-).

    #51 Dobre rzeczy
  52. Dziekuje za odpowiedz na moja prosbe odnosnie Job7,1-7.

    #52 kazach

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php