Synod 2008 (9)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Z powodu awarii komputera, nie mogłem przekazać kolejnej relacji z Synodu. Będę to stopniowo uzupełniał.

Jako że wczoraj rozpoczęły się wypowiedzi audytorów, zamieszczam na razie krótką informację z wystąpienia polskiej audytorki Synodu, Przewodniczącej Światowej Konferencji Instytutów Świeckich, p. Ewy Kusz. W swoim wystąpieniu zwróciła ona uwagę na kondycję człowieka, który jest potencjalnym słuchaczem Słowa Bożego. Aby otworzyć się na to Słowo i odkryć w sobie głód Boga, potrzebuje on – jej zdaniem – zaspokojenia najpierw bardziej podstawowego głodu, czasem głodu chleba, ale coraz częściej głodu bycia wysłuchanym. P. Kusz podkreśliła też konieczność takiej formacji tych, którzy przygotowują się do posługi Słowa lub już ją pełnią, która poprowadzi ich do osobistego spotkania z Bogiem. A zwracając uwagę na to, że świeccy dają świadectwo życia Słowem Bożym w swojej codzienności, a także głoszą to Słowo na różne inne sposoby, zwróciła się do Ojców synodalnych z prośbą o większe zaufanie do świeckich zaangażowanych w życie Kościoła; także o to, by korzystać z ich doświadczenia i z nimi szukać adekwatnych sposób docierania ze Słowem do człowieka, oni bowiem są egzystencjalnie bliżej tych, którym to Słowo jest czy ma być głoszone. 

Dołączam kilka zdjęć:

bpzbk_aula2.JPG   ewa2.JPG  grupa-2.JPG  grupa-1.JPG    cortlie-3.JPG  cortlie-2.jpg  cortile-1.JPG

Pozdrawiam i pamiętam w modlitwie

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

34 komentarze

  1. Tak, głód wysłuchania jest coraz większy. Widzę to w swojej pracy. Ale widzę jeszcze większy niedobór zaufania P. Bogu.

    #1 basa
  2. W relacji sprzed kilku dni Ks.Biskup przedstawił m.inn. następującą propozycję:
    „różnicować przepowiadanie, uwzględniając poziom inicjacji słuchaczy”
    wg mojej wiedzy w początkach chrześcijaństwa z pełnego uczestnictwa w Eucharystii mogli korzystać jedynie nawróceni.Pozostali musieli opuścić zgromadzenie po liturgii słowa, gdyż ze względu na brak jeszcze dyspozycji nie byli w stanie właśnie korzystać z sakramentów.Cezurą było przygotowanie do Chrztu i jego przyjęcie a więc przyjęcie do wspólnoty. W dzisiejszych czasach ze względu na brak tej cezury (chrzest przyjęty w dzieciństwie nie oznacza wejścia w nawrócenie) dostęp do sakramentów pozostaje faktycznie poza kontrolą danej wspólnoty, dzięki czemu zaciera się różnica między chrześcijaninem z nawrócenia i chrześcijaninem z przyzwyczajenia.Jeśli się nawe zdarzy odważny kapłan który odmówi udzielenia sakramentu osobie do tego nie dysponowanej,są to raczej sytuacje wyjątkowe.Wiem o tym z własnego doświadczenia, bo wiele lat przyjmowałem sakramenty właściwie bez świadomości ich znaczenia i działania a obecnie obserwuję to zjawisko nagminnie w moim otoczeniu.Trochę o tym dyskutowaliśmy przy okazji pogrzebu P.Gieremka.
    A gdyby tak ten dobry zwyczaj przywrócić i po liturgii słowa poprosić o opuszczenie zgromadzenia niech będzie optymistycznie połowę obecnych?

    #2 Grzegorz
  3. Ksiądz Biskup powiedział w swoim wystąpieniu, że Droga Neokatechumenalna proponuje proces, w którym człowiek uczy się odnoszenia Słowa do własnego życia, by doświadczać go jako działającej mocy Bożej. Jest to dla mnie ważne, bo doświadczyłam takiej mocy słowa, które ratowało mnie w różnych, bardzo trudnych momentach mojego życia. Takiego sięgania po ratunek poprzez Słowo Boże uczyłam się w Rcuhu Swiatło-Zycie. A teraz widzę, że w tym odniesieniu swojego życia do Słowa nasz Ruch ma wiele wspólnego z Drogą.
    Czytam codziennie relacje Księdza Biskupa i cieszę się bardzo, że jest to nam udostępniane.
    Pozdrawiam

    #3 irys
  4. Myślałam, że Pani Ewa jest nasza, a nie „Italiana”.
    Pozdrawiam

    #4 AnnaK
  5. Myślę, że bardzo trafne jest spostrzeżenie, że świeccy są egzystencjalnie bliżej tych, którym głoszone jest Słowo Boże. Mamy bowiem kontakt z ludźmi oddalonymi od Kościoła, z tymi, którzy się źle mają, którzy najbardziej potrzebują Lekarza. Myślę, że w jakimś wymiarze rolą kapłanów jest „wyprawienie robotników na żniwa”, pomoc w dobrym przygotowaniu nas do niesienia światła Chrystusa w środowiska, w których żyjemy. Jeśli nie z Kościoła, to skąd to światło mamy czerpać?
    Papież Paweł VI w 1972 roku pisał do świeckich konsekrowanych: „Do odnowy Kościoła dziś nie wystarczają jasne dyrektywy i liczne dokumenty. Kościołowi potrzebne są jednostki i wspólnoty świadome własnej odpowiedzialności za wcielenie i przekazywanie światu ducha, jak to zamierzył Sobór. Wam przypadła w udziale ta wzniosła misja: dawać przykład niestrudzonego zapału w nowych stosunkach, jakie Kościół pragnie nawiązać ze światem i w służbie światu” 🙂 Myślę, że te słowa można by skierować do wszystkich świeckich członków Kościoła, niekoniecznie konsekrowanych. Panuje niestety koszmarnie popularne przekonanie, że „moja wiara to moja sprawa prywatna” – taki swoisty unik przed odpowiedzialnością.
    pozdrawiam serdecznie 🙂

    #5 Fasola
  6. Grzegorzu, a po czym to poznasz?
    Chcesz osądzać, czyja wiara jest dobra i wystarczająca a czyja nie ? To chyba należy do P. Boga. A On jest miłosierny, a Jego sprawiedliwość jest inna niż nasza. Odważyłbyś się to zrobić ?
    Myślę, że nie tędy droga.

    #6 basa
  7. Zachęcam do wysłuchania relacji Ks. Bpa z Rzymu (strona KRP). Obok blogu to drugie bogate źródło informacji o obradach Synodu.
    Dziękuję za obie te formy i pozdrawiam 🙂

    #7 julia
  8. #4 AnnaK
    A może chodzi o to, że Pani Ewa mówiła po włosku?
    🙂

    #8 julia
  9. Jeśli JE pozwoli chciałbym tą drogą poddać ocenie kilka moich myśli dot. katolickiej przedsiębiorczości. Od naszego spotkania po głowie chodzi mi całą masa różnych myśli na ten temat. Nie mogę ich „skleić” razem więc postanowiłem po kawałku podrzucić je Księdzu Biskupowi :). Jeśli jest to zawracanie głowy – proszę bez ogródek dać mi o tym znać. Tekst jest surowy więc decyzji JE zostawiam czy warto cokolwiek z niego publikować 🙂 :

    Prowadzenie działalności gospodarczej jest wciągające. Bardzo łatwo jest się w tym zatracić. Łatwo w niej znaleźć prosty cel – generowanie zysku i choć można postępować etycznie, szybko można zacząć pracować 24 godziny na dobę (tak, podczas snu też 🙂 ). Więcej: dziś jest to jedna z pierwszych rzeczy którymi chlubią się właściciele firm. Nie trzeba wielkiego rozumu by zauważyć że nie jest to działalność bez skutków ubocznych. Czas pracy jest czasem zabranym rodzinie: dzieciom, małżonkowi, rodzicom. Także brakuje czasu na zwykłe przyjaźnie, na pójście na piwo i porozmawianie o niczym. O bycie z drugim jak z człowiekiem a nie okazją do wspólnego biznesu.

    Nie wszyscy są tacy. Często praktykujący katolik i biznesmen jest świadom opisanego problemu. Wie że praca – choć ważna nie jest Bogiem, nie może zająć całego czasu. Wręcz następuje dramatyczne zanegowanie obecnej wizji biznesmena-robota. O pracy się nie rozmawia. Biznes jest czymś wtórnym, drugorzędnym. Rodzina i wiara są na pierwszym miejscu. Dramatyczne zanegowanie? Tak, bo niosące ze sobą groźbę szkodliwych skutków. By to wyjaśnić muszę w paru słowach przybliżyć funkcjonowanie przedsiębiorstwa.

    Organizacje tworzą ludzie. Każdy z nich ma mniej lub bardziej jasno wyznaczone zadania. Własne cele. Sprzedaż ma generować przychód, produkcja walczyć z kosztami a finanse to wszystko razem koordynować tak by nie zabrakło pieniędzy. Logiczne. I jak większość tego co w naszym ludzkim skromnym rozumie logiczne – zaskakująco działające inaczej. Nie będę się rozpisywał o konflikcie, który już jest wpisany w powyższe cele. Z tym wiele firm sobie przez pewien czas świetnie radzi: ambitne przedsiębiorstwa chcą rosnąć. Podbijają nowe rynki, pożerają konkurencję. Wchodzenie do nowych krajów jest olśniewającym przeżyciem („My to potrafimy!”). Wzrost obrotów jest powodem do dumy. Dla zdecydowanej większości pracowników. Motywuje do wytężonej pracy. Ma tylko dwie wady: sprzyja pracoholizmowi (wszystkich osób zaangażowanych we wzrost firmy) oraz ma zdradliwy koniec. Właściwie to drugie nie powinno zaskakiwać. „Nie można dwóm panom służyć”, a mamona nie jest zainteresowana dobrem czciciela. Pewnego dnia dalszy wzrost nie jest możliwy, nie ma sensu lub nie jest motywujący (chyba każdy przyzna że wzrost obrotów o 2% może fascynować już tylko nielicznych). Co się wtedy dzieje? Firma przez pewien czas działa dynamicznie, z przyzwyczajenia. Bo nie umie inaczej. Po kilku miesiącach jednak brak motywującego celu zaczyna przynosić owoce: co sprytniejsi nie myślą już o całości, a zaczynają rwać swoje kawałki sukna. Zaczyna się polityka. Gangrena. Rosną wewnętrzne konflikty, przewagę zdobywają „cwaniacy”. Najgorzej wychodzą uczciwi. Gorzej – widzą oni że „spryt” jest nagradzany, więc zadają pytanie o sens uczciwości. Część z nich się deprawuje…

    Bo z firmą jest jak amerykańskim samolotem szpiegowskim „Black Bird”. Samolot ten lata z tak ogromnymi prędkościami, że ponoć w locie wydłuża się o 30cm. By wytrzymać takie rozciąganie – ponoć – jego konstrukcja ma duże luzy. Ponoć są tak duże że w spoczynku … wycieka z niego paliwo. Musi się rozpędzić by się uszczelnić. Firma musi być w ciągłym ruchu, skoncentrowana na jasnych i budzących pożądanie celach. Inaczej się rozbije…

    Katolicy chyba mają jeszcze gorzej, a przynajmniej ja. Nie „bawi” mnie rozdmuchiwanie firmy. Zyski mają być satysfakcjonujące. Ale bez jasnego celu i w mojej firmie zacznie się gangrena. I tu pracownicy nie widzący przejrzystego celu, zaczną rozchodzić się na boki. Powoli acz systematycznie zaczniemy popadać we wzajemne niezadowolenie. Co robić?

    #9 Zbyszek
  10. #6 basa
    Taką odwagą musi sie okazywać na co dzień każdy kaplan przyjmujący osoby do chrztu, sluchajacy spowiedzi, dopuszczający do bierzmowania. Od tej oceny nie uciekniemy. Na ile to jest czynione starannie każdy może powiedzieć z własnego doświadczenia. Ja byłem chrzczony jako dziecko, przyjąłem Pierwsza Komunie Świętą w drugiej klasie i w odpowiednim terminie bierzmowanie. Nie miałem kłopotu ze ślubem i ochrzczeniem dzieci. Nie mam jednak watpliwości, że Gospodarz tego blogu po pół godzinie rozmowy ze mną w tamtym czasie, wiedziałby na 100% o mojej niedyspozycji do tych sakramentów. Nie jest to kwestia miłosierdzia tylko trzeźwej oceny sytuacji. W moim położeniu jest wiele osób wokół mnie.

    #10 Grzegorz
  11. Zbyszku,
    pracuję od ponad 15 lat w rodzinne firmie, zatrudniamy ok.40 osób,chętnie włączę się rozważań o których piszesz.Jeśli jest to mozliwe w jakiejś formie proszę o kontakt janczuk@poczta.onet.pl

    #11 Grzegorz
  12. #8 Julio
    Nie, nie. To po prostu pomyłka. Pani Ewa już pierwszego dnia zauważyła na pewnej stronie oazowej, że na jej plakietce napisali pomyłkowo, że jest włoszką. A ja znalazłam ją na stronie watykańskiej dotyczącej synodu jako „Italiana”.
    Też słuchałam nagrania na stronie KRP – bardzo ciekawe i obszerne, warto posłuchać.
    #10 Grzegorz
    Mówisz o dopuszczeniu do sakramentów, ale może warto by chociaż uwrażliwić na poczucie grzechu – wielu nie spowiada się bardzo długo a do komunii przystępuje z przyzwyczajenia, nie rozumiejąc mocy tego sakramentu. Nie chodzi oczywiście o przesadną skrupulatność, jak ci którzy od razu po spowiedzi idą do komunii, a potem już długo nie. Potrzebna jest pewna świadomość siebie, a w tym pomaga właśnie Słowo.

    #12 AnnaK
  13. Do Anny K. i Julii – P. Ewa Kusz, choć jest audytorką z Polski, za racji pełnionej funkcji Przewodniczącej CMIS (pełna nazwa po polsku w tekście Ks. Biskupa), reprezentuje również insytuty świeckie całego świata. Biuro CMIS znajduje się w Rzymie, dlatego też pewnie to zamieszanie dotyczące jej „przynależności narodowej”. A na Synodzie mówiła po niemiecku.
    Z pozdrowieniami!

    #13 Bk
  14. Grzegorzu, ciekawe gdzie byłbyś teraz, gdyby nie ta „niedyspozycja” ?
    A ja wolałabym, aby silni w wierze pociągali nas słabych swoją wiarą do Boga, a nie ograniczali im dostęp do sakramentów.
    „A my, którzy jesteśmy mocni [w wierze], powinniśmy znosić słabości tych, którzy są słabi, a nie szukać tylko tego, co dla nas dogodne. Niech każdy z nas stara się o to, co dla bliźniego dogodne – dla jego dobra, dla zbudowania.” (Rz 15, 1-2)
    Dlatego myślę: Przepowiadać, przepowiadać i przepowiadać. Czynić uczniami, a nie ograniczać.

    #14 basa
  15. #12AnnaK, #13Bk
    Dziękuję za wyjaśnienia.
    Pozdrawiam!

    #15 julia
  16. Do Grzegorza i innych 🙂 bardzo czesto zdarza się tak, iż kapłan przygotowujący młodzież do sakramentu bierzmowania wie, że np. X pali, pije (i nie ma zamiaru przestać), ponadto lekceważąco podchodzi do Boga i Kościoła. Pomimo tego zostaje dopuszczony do sakramentu. Czy słusznie? Owszem, tylko Bóg zna jego serce, ale czyż nie powoduje to myślenia w stylu: „Sakrament mi się należy, a moje życie to moja sprawa”? Z Panem Bogiem

    #16 Agnieszka
  17. Agnieszko, jako przyszła katechetka, co proponujesz w związku z tym ?

    #17 basa
  18. Basa #14,
    Nie mylmy pojęć. Niedopuszczanie kogoś do sakramentu nie oznacza braku cierpliwości, ani też szukania dla siebie dogodności, a jedynie stwierdzenie niewystarczającego przygotowania kandydata. Święty Paweł pisał do Tymoteusza: „na nikogo pośpiesznie rąk nie nakładaj” (1 Tm 5,22). Potrzebne jest dobre rozeznanie przy udzielaniu sakramentów. Przytoczone przez Ciebie słowa Rz 15,1-2 są nieadekwatne do problemu.
    Agnieszko #16,
    wielu księży pali, a jednak uzyskali święcenia kapłańskie, wielu wpada w uzależnienie od alkoholu – istnieją ośrodki terapeutyczne dla księży alkoholików. Nie stawiałabym w każdym razie problemu uzależnień „na jednej półce” z lekceważącym stosunkiem do Kościoła.
    Pozdrawiam 🙂

    #18 Fasola
  19. Nie jestem tą Agnieszką 🙂

    #19 Agnieszka
  20. Fasola, nie chodziło mi o dopuszczanie do sakramentów, bo nie mi o tym sądzić. Ale o to, aby silni w wierze nie potępiali tych słabszych i aby raczej im pomagali zrozumieć. Położyłaby nacisk na
    „dla jego dobra, dla zbudowania.”
    Wiesz, że ja raczej zaliczam się do tych słabych, a twoje „lekcje” tylko mnie w tym utwierdzają. Przestraszyłam się więc, że ktoś chciałby mi zabrać dostęp do Stołu Pańskiego, bo jestem „niewystarczająco przygotowana”
    To tyle.

    #20 basa
  21. P.S. Na szczęście P. Jezus przyszedł właśnie do słabych (silni Go nie potrzebują (?)) i w Nim znajduję usprawiedliwienie.

    #21 basa
  22. Fasola – ten przykład z paleniem to tylko przykład 🙂 Chodzi mi o to, że ludzie, którzy lekceważą Boga i Kościół przystępują do sakramentów tylko dlatego, że tak wypada, a księża choć zdają sobie z tego sprawę – nic nie robią. Mam nadzieje, że teraz wyraziłam się jaśniej. Pozdrawiam

    #22 Agnieszka
  23. We wpisie #14 piszesz:
    „wolałabym, aby silni w wierze pociągali nas słabych swoją wiarą do Boga, a nie ograniczali im dostęp do sakramentów” – wiążesz więc sprawę ograniczania dostępu do sakramentu z „siłą w wierze”. Siła wiary nie powinna mieć tu nic do rzeczy (tak mi się w każdym razie wydaje), ponieważ ludzie są jedynie szafarzami sakramentów, a nie ich właścicielami; nie z szafarzy płynie moc sakramentów, tylko z łaski Ducha Świętego.
    Ksiądz Biskup pisał tu w jednym z komentarzy, że do udzielenia chrztu muszą być spełnione pewne warunki i nie jest to kwestia dobroci, czy uczuć względem kandydata do chrztu. Jeśli na przykład ktoś wchodzi świadomie i dobrowolnie we współżycie pozamałżeńskie i nie zamierza z niego rezygnować, to przy największej nawet życzliwości wobec takiego penitenta, rozgrzeszenia nie otrzyma.
    Ja też Baso mam wiarę słabiutką, w trudnych chwilach nucę sobie słowa św. Tomasza z Akwinu:
    Bóstwo swe na krzyżu skryłeś wobec nas,
    Tu ukryte z Bóstwem człowieczeństwo wraz,
    Lecz w Oboje wierząc, wiem, że dojdę tam,
    Gdzieś przygarnął łotra, do Twych niebios bram”
    wierząc, że dobry Bóg nas wszystkich łotrów przygarnie 🙂
    Agnieszko, a jakie rozwiązania byś proponowała w takich sytuacjach, o których piszesz? (powtarzam to pytanie za Basą 🙂 ) Jak wykażesz komuś, że przystępuje do sakramentu tylko dlatego, że tak wypada?

    #23 Fasola
  24. Fasolo to wszystko prawda. Jak zwykle masz rację, ale Grzegorz chciał wypraszać z Eucharystii. Ja to odebrałam jako wykluczenie, a pozostanie byłoby wtedy rozpatrywane w kategoriach zasługiwania lub nie.
    Jeśli chodzi o inne sytuacje i inne sakramenty, o których zaczęliśmy rozmawiać, to myślę, że sprawa nie jest prosta i cieszę się, że to nie ja muszę to rozpatrywać. Myślę, że sprawa musi być rozpatrywana indywidualnie ale jednak w duchu miłości bliźniego, tak jak chyba robi to Ks. Biskup np. w przypadku manali i jest to też dobry moment, aby silni spróbowali działać, zasiać ziarnko, a nie po prostu odrzucić lub wykluczyć.
    Myślę, że w obecnych warunkach chyba najlepszym momentem do zadziałania tzn inicjacji jak to nazywa Ks. Biskup byłoby bierzmowanie. Może tu można by spróbować przygotowywać młodzież jakoś na podobieństwo przygotowywania dorosłych do chrztu ? To też mogłoby potrwać kilka lat.Dobrze by było, aby młody miał swojego opiekuna, który by go pokierował i przygotował,albo w niewielkiej grupce, ale to już chyba jest utopia? Może nawet lepiej by było, aby ono odbywało się, gdy człowiek jest już trochę bardziej dojrzały?
    Takie myśli mi przyszły akurat do głowy. Pewnie ci, którzy się tym zajmują powiedzą, że jestem naiwną idealistką, która w ogóle nie ma pojęcia o rzeczywistości.
    No i skąd by tu wziąć tych opiekunów biorąc pod uwagę wymagania, jak i bardzo trudne zadanie?
    Utopia…
    Więc może chociaż dla tych najtrudniejszych jakieś indywidualne korepetycje ?
    Fasolko, proponuję, abyśmy już przestały licytować się na temat słabości naszej wiary. Chyba nie nam ją oceniać. Mam nadzieję, że mimo wszystko spotkamy się u Ojca Niebieskiego za jakiś czas.
    I czy powiedział ci już ktoś, że ty zawsze musisz mieć ostatnie zdanie ?
    Agnieszko, mimo, że nie jesteś „tą Agnieszką” chętnie poznałabym także twoje zdanie.

    #24 basa
  25. Nie licytuję się na temat słabości – wspomniałam o niej dlatego, że Ty o słabości napisałaś. A skoro już o nich mowa, odpowiadam na Twoje pytanie: nie, nikt mi dotąd nie mówił, że ZAWSZE MUSZĘ mieć ostatnie zdanie. Nie zawsze i nie muszę 🙂
    Istotą forów internetowych, czy też komentarzy na blogach, jest to, że się dyskutuje. Nie lubię niedomówień, więc staram się, by ich nie było, ponieważ mam doświadczenie, że w niedomówienia bardzo lubi wchodzić demon ze swoimi oskarżeniami. Wolę dyskutować o sprawie niż o słabościach (moich, czy rozmówcy). Jeśli ku zbudowaniu, dla mojego dobra ;), masz pytania o jeszcze inne moje słabości, to postaram się na nie odpowiedzieć 🙂
    Ja osobiście bardzo lubię czytać komentarze Grzegorza, najczęściej się z nimi zgadzam, wiem o tej praktyce pierwotnego Kościoła, do której Grzegorz nawiązuje w komentarzu #2, nie widziałam i nie widzę nic bulwersującego we wpisie #2.
    Pozdrawiam 🙂

    #25 Fasola
  26. Kochani, oczywiście, że nikt nie zna ludzkiego serca – tylko sam Bóg… Po to jednak Stwórca dał nam rozum, byśmy go używali 🙂 Jeżeli młody człowiek przygotowujący się do przyjęcia sakramentu bierzmowania pali papierosy, pije alkohol, nie przychodzi na spotkania kandydatów do bierzmowania a jak już przychodzi, to jest jedno wielkie zamieszanie – a ksiądz i tak dopuszcza go do sakramentu DOJRZAŁOŚCI CHRZEŚCIJAŃSKIEJ to nie jest to odpowiedzialna decyzja. Ponadto – moim zdaniem – staje się przyczyną zgorszenia. Należy zastanowić się też, czy taka osoba jak ten młody człowiek nie popełnia grzechu świętokradczego. Bo jeśli tak – to ksiądz, będąc świadomym jego nieprzygotowania uczestniczy w tym grzechu. To chyba tyle. Pozdrawiam i życzę dobrej niedzieli. 🙂

    #26 Agnieszka
  27. Jasne, że Bóg dał nam rozum, byśmy go używali. Co więcej, Bóg dał także wolność w używaniu rozumu. Naukowcom preparującym dowody na nieistnienie Boga raczej trudno zarzucić niekorzystanie z rozumu…
    Zachęcam Cię Agnieszko do lektury na temat uzależnień, zanim postawisz przysłowiowy krzyżyk na ludziach uzależnionych.
    Łatwo jest oskarżać księży, że lekkomyślnie dopuszczają do sakramentu bierzmowania. Jeśli chcesz kogoś dyskwalifikować na podstawie tego, że pali i pije, musisz umieć mu to udowodnić. Za bezpodstawne oskarżenia grożą sankcje prawne. To nawet nie kwestia etyki chrześcijańskiej – tylko prawa obowiązującego (między innymi) w Polsce.
    Zapytałam Cię o to, jakie rozwiązania byś zaproponowała i nie zaproponowałaś żadnego konkretnego sposobu rozwiązania problemu.
    Pozdrawiam 🙂

    #27 Fasola
  28. Fasola, nie zrozumieliśmy się… Nie chodzi mi o uzależnienie. Nie stawiam na nikim krzyżyka. Nie oskarżam księży. Czy przyłapanie kandydata do bierzmowania na piciu alkoholu albo na rozbijaniu tablic na cmentarzu to wystarczający dowód? Napisałam, że należy się zastanowić, czy nie dochodzi do świętokradztwa. Nie napisałam, że dochodzi… Jak rozwiązać ten problem? Nie wiem. Ale nie udaję, że ten problem nie istnieje.
    Fakt, iż niektórzy źle używają rozumu nie oznacza, że mamy go nie używać. Myślę też, że czasami pamiętając o Bożym Miłosierdziu, zapominamy o Bożej Sprawiedliwości. A wszak Bóg jest zarówno miłosierny jak i sprawiedliwy. Czy się mylę? Czekam na sugestie 🙂 Pozdrawiam

    #28 Agnieszka
  29. Napisałaś: „ludzie, którzy lekceważą Boga i Kościół przystępują do sakramentów tylko dlatego, że tak wypada, a księża choć zdają sobie z tego sprawę – nic nie robią” dlatego zapytałam (#23), co w takim razie powinni zrobić, a przechodząc od koncepcji do rozwiązania – jak wykazać człowiekowi, że przystępuje do sakramentu tylko dlatego że tak wypada? Dobrze Agnieszko, że nie udajesz że problem nie istnieje, ale niedobrze, że sugerujesz, że inni udają. Nie zaglądasz kapłanom do serc, by wiedzieć, ile zmagań i modlitwy poprzedziło ich decyzję o dopuszczeniu do sakramentu.
    Nie wiem czy Cię dobrze zrozumiałam : jeśli ktoś został przyłapany na gorszącym publicznie zachowaniu, to nie powinien być dopuszczony do sakramentu? Jeśli tak, to konsekwentnie nasuwa się kolejne pytanie: jak długo powinna trwać kara za postępek? Rok, dwa, pięć lat, dozgonnie? Jeśli człowiek żałuje popełnionego grzechu, to Bóg mu przebacza i zapomina, tylko w nas kipi ciągle ludzka sprawiedliwość. Latami potrafimy rozliczać człowieka za jeden grzech, o którym Bóg już dawno zapomniał. Prawda jest taka, że i Miłosierdzie Boże i Boża Sprawiedliwość (która nie ma względu na osobę, na ludzkie „zasługi” – Ez 33,12-19) zupełnie nas przerastają.
    Pozdrawiam 🙂

    #29 Fasola
  30. post scriptum do poprzedniego wpisu: pytając o „długość” trwania kary pomijam te rodzaje występków, których zadośćuczynienie przewidziane jest prawem (np. w przypadku zniszczenia czyjegoś mienia – pokrycie kosztów zniszczeń, w przypadku zniesławienia kogoś – publiczne przeprosiny etc etc), bo to już konsekwencja popełnionego czynu.

    #30 Fasola
  31. Podziwiam mądrość i wiedzę Fasoli … Przez wiele miesięcy miałam okazję wczytywać się w jej komentarze na innym bliogu … tematy bardzo zróznicowane … Nigdy nie dała odczuć , że jej zdanie , to ostatnie zdanie … Przeciwnie … oprócz mądrości i wiedzy … jest pokora 🙂

    Pozdrawiam … 🙂

    #31 essere
  32. Hm… Jak wykazać, że ktoś przystępuje do sakramentu tylko dlatego, że tak wypada? No cóż, jeśli młody człowiek pali papierosy pod kościołem w trakcie trwania Mszy Św. skierowanej do młodzieży przygotowującej się do bierzmowania, czyli skierowanej do niego; jeżeli ten sam młody człowiek wyzywa księdza na lekcji religii, jeżeli ten sam młody człowiek wykrzykuje słowa, w których sławi szatana – a pomimo wszystko chce przystąpić do sakramentu bierzmowania – to czy to jest wystarczający dowód, by go do bierzmowania nie dopuścić? Czy może tez powiedzieć, że tak naprawdę nie wiemy, co dzieje się w jego sercu i dopuścić go? Idąc tą drogą – nie wiemy także, co dzieje się w sercu kobiety popełniającej aborcję, a jednak Kościół Katolicki odmawia jej sakramentów, jeśli nie będzie żałować za ten grzech. Co zrobić z opisywanym przeze mnie młodym człowiekiem? Może warto tu zacytować Ewangelię, iż „Nie rzuca się pereł przed wieprze”… A może wręcz przeciwnie? Z Panem Bogiem

    #32 Agnieszka
  33. Dzięki Essere 🙂 , ale chyba mnie mocno przeceniasz 😉
    Dzięki Agnieszko za odpowiedź. O ile dobrze rozumiem, to idziesz po linii szukania dowodów na to, by uniemożliwić kandydatowi przystąpienie do sakramentu bierzmowania, a ja usiłuję Ci uświadomić, że takie jurydyczne podejście do niczego nie prowadzi. Weźmy konkretny problem: palenie przed kościołem w czasie, kiedy kandydat „powinien” być na Mszy Świętej. Jak go rozwiązać? Postawić kogoś przed kościołem z listą kandydatów, żeby odhaczał palących? To pójdą palić gdzie indziej. Co wówczas? Wysłać patrol za nimi? Wieczorami rewidować puby i osiedla w poszukiwaniu pijących i palących kandydatów do bierzmowania? To droga donikąd.
    Jasne, że Kościół odmówi rozgrzeszenia każdemu, kto nie wyznaje skruchy, nie tylko kobietom dokonującym aborcji. Jeśli jednak kandydat przychodzi i wyznaje, że żałuje popełnionych grzechów, to trzeba zaufać, że mówi prawdę. Jeśli kłamie, to nie zawsze jesteśmy to w stanie udowodnić. Świadome zatajenie grzechu jest grzechem ciężkim.
    Co do słów o rzucaniu pereł przed wieprze, łatwo wypaczyć ich wymowę, jeśli człowiek ma w sercu pogardę dla drugiego. Przecież podobnie o uczniach Chrystusa i o Nim samym mówili faryzeusze i uczeni w Prawie (J 7,47-49). Niechętnie się przyznajemy przed sobą, że gardzimy drugim człowiekiem, ale zastanów się, czy nie ma w Twoim sercu potępienia dla tych młodych?
    Kiedyś jeden kapłan opowiadał, że jak był kapelanem w więzieniu, to pewnego razu wchodząc do celi usłyszał pozdrowienie „Króluj nam Chryste” (pozdrowienie ministrantów). Okazało się, że więzień w celi służył kiedyś jako ministrant w parafii, w której ten kapłan posługiwał. Kapłan skomentował: „a ten człowiek był tak blisko ołtarza, tak blisko… i rozminął się z Bogiem”. Ilu niepalących i niepijących kandydatów do bierzmowania będzie w przyszłości rozbijać czyjeś małżeństwa, oszukiwać na podatkach, tyranizować podwładnych itd? Przygotowanie do bierzmowania powinno prowadzić do czegoś głębszego niż tylko do wprowadzenia kandydata w system pobożnych zachowań.
    Pozdrawiam 🙂

    #33 Fasola
  34. Powinno, ale czy prowadzi?

    #34 Agnieszka

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php