Dzisiaj, we wtorek 12 lipca, udaliśmy się na Górę Tabor, gdzie Jezus przemienił się na oczach trzech wybranych swoich uczniów.

Położenie Góry Tabor

Góra Tabor leży w odległości ok. 8 km. Na wschód od Nazaretu. Nie jest to bardzo wysoka góra, bo jej wysokość to 600 m. Jednakże w odniesieniu do reszty terenu, w szczególności do doliny Ezdrelon, robi imponujące wrażenie. W historii biblijnej zawsze odkrywała znaczną rolę. Podobnie za czasów chrześcijaństwa, gdyż była okupowana przez różne władze i często stanowiła przyczółek strategiczny. Wielokrotne zabudowywana i wielokrotnie niszczona. Dziś za dawnych budowli pozostają ruiny. Nie ma już tutaj Benedyktynów, którzy dwukrotnie tutaj byli osadzani  i wiele wnieśli do znaczenia religijnego tego miejsca. Jedyną zamieszkałą dzisiaj częścią jest konwent franciszkański (w ramach Custodia della Terra Santa) i monastyr grecki. W centralnym miejscu Góry stoi kościół, wielokrotnie przebudowywany, nad którym pieczę sprawują Ojcowie Franciszkanie. Można więc tutaj spokojnie sprawować liturgię i zapoznać się z tym miejscem oraz wejść w jego przesłanie.

Wydarzenie

Wydarzenie i Tajemnica Przemienienia nie są łatwymi do właściwego pojęcia i zrozumienia. Istotą bowiem – wbrew ogólnemu wrażeniu czy oczekiwaniu – nie jest cudowność tego wydarzenia, chociaż to zawsze zawiera się w tym wydarzeniu, lecz przywołanie do prawdy egzystencji.

To, co dzieje się z Jezusem i co w oczach uczniów jest cudem, jest bowiem objawieniem Jego prawdy, co też zostaje poświadczone przez Mojżesza i Eliasza jako przedstawicieli (ojców) Prawa i Proroków. Jezus jest naprawdę taki, jakim się przez chwilę pokazał uczniom i jako taki jest wypełnieniem tego, do czego zmierzało (co chciały osiągnąć)  Prawo i Prorocy.

Jest to też objawienie prawdy o człowieku, który wobec Bożej prawdy przeżywa lęk, zdumienia, jest nią pociągnięty i zafascynowany a jednocześnie nie pojmuje do końca, o co chodzi. Znamienne jest, że Jezus po Przemienieniu nakazał uczniom, aby o tym nie mówili, dopóki Syn Człowieczy nie zmartwychwstanie. Nie można bowiem właściwie wejść w t tajemnicę, bez poznania prawdy o śmiertelności człowieka i o jego nowym narodzeniu. To się stanie w Jezusie. To będą też przeżywali uczniowie, czyli wszyscy wierzący w Jezusa. Jezus dokonał tego cudu, aby uczniów nie pokonało zgorszenie krzyża.

 

Chrześcijański sens Przemienienia 

Pomocne może być odwołanie się do myśli św. Pawła zawartej w Rz 3,21n. Tam św. Paweł mówi o sprawiedliwości Bożej, inaczej pojmowanej niż ta przed (poza, bez) Chrystusem. Jest to sprawiedliwość niezależna od Prawa, ale poświadczona przez Prawo i Proroków. Gdy jest mowa o sprawiedliwości chodzi o to, co możemy nazwać racją czy podstawą bytu.

Otóż nowy sposób egzystencji jest niezależny od Prawa, czyli niezależny od uczynków, które człowiek wykonuje stosując się do Prawa, by uzyskać usprawiedliwienie (potwierdzenie swojej egzystencji).

Ten nowy sposób egzystencji (czyli nowego życia, jakie jest w Jezusie i w którym otrzymują udział Jego uczniowie przez chrzest – śmierć i zmartwychwstanie), jest poświadczony przez Prawo i Proroków (Mojżesza i Eliasza). Przez Prawo jest poświadczony w ten sposób, że według Prawa (przy zastosowaniu Prawa) człowiek jako grzesznik (stary człowiek) musi umrzeć. Jezus jest tym, kto pierwszy to podejmie w imieniu (ze względu na) wszystkich grzeszników. Umrze zgodnie z Prawem. Jednocześnie ten nowy sposób egzystencji jest poświadczony także przez Proroków, którzy na różne sposoby zapowiadali konieczność przemiany człowieka przez śmierć do nowego życia (zabranie jego serca kamiennego, otwarcie jego grobu, dokonanie obrzezania jego serca itp.). To, co zapowiadali Prorocy, stało się w Jezusie Chrystusie prawdą dostępną dla wszystkich wierzących w Niego.

 

Wejście w prawdę i zwyczajność dzieci Bożych

Ta chwila Przemienienia to nie nadzwyczajność, lecz wprowadzenie w prawdę Boga i w prawdę człowieka. Przemienienie jest dane nam wierzącym nie po to, byśmy szukali cudowności w naszym życiu i byli zatroskani o nadzwyczajność, lecz jest dane nam po to, abyśmy prze wiarę w Jezusa weszli w prawdę naszego życia – aż do końca, aż do wymiaru śmiertelności tego życia i „skandalu” krzyża i tym się nie gorszyli, lecz przyjmując to i umierając dla siebie (na wzór Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego), wiedli życie przemienione, czyli życie dzieci Bożych. Nie jest to wic wzdychanie do nadziemskich (na różny sposób pojmowanych) nadzwyczajności lecz podjęcie prawdy swego codziennego życia w imię i mocą Jezusa Chrystusa. Dlatego Jezus zaraz po tym wydarzeniu zapowiada swoją Mękę i zaprasza do pójścia za Nim.

Potrzebujemy prawdziwej i głębokiej refleksji nad tą Tajemnicą, aby nie ulegać złudzeniom cudownej a czasem cudacznej religijności. Jest to dzisiaj dla nas w Kościele bardzo aktualne i stanowi to dla nas wielkie wyzwanie i dużą szansę, by przeżywać swoje człowieczeństwo w chrześcijańskim świetle,  mocy i prawdzie.

 

Kafarnaum

Drugie miejsce, w którym dzisiaj zatrzymaliśmy się dłużej to Kafarnaum. Tutaj chodzi o dom św. Piotra, w którym miał swój punkt zatrzymania Jezus i z którego wyruszał na swoje wędrówki po Galilei. To tu Jezus dokonał wielu cudów. To tu miały miejsce liczne kontrowersje z miejscowymi władzami religijnymi (uczonymi w Piśmie i faryzeuszami). To tu dokonywało się „zbliżenie” Jezusa do grzeszników i celników (powołanie Lewiego – Mateusza i uczta w jego domu). To tu miało miejsce przemówienie (katecheza) Jezusa, w której określił siebie jako Chleb żywy, który stąpił z nieba. To tu powiedział, że daje swoje Ciało i Krew na spożycie, co wywołało takie zgorszenie, że nawet wielu spośród Jego uczniów odeszło od Niego. Na skierowane do Piotra słowa. Czy i wy chcecie odejść? Piotr odpowiedział jakby ze swojej „bezradności” i braku innego wyjścia: Panie, do kogo pójdziemy. Myśmy poznali … (J 6,66nn).

 

Twarda mowa i twarda prawda

Wzruszające i inspirujące jest zatrzymanie się na tych miejsca, na ruinach ówczesnej synagogi (częściowo zrekonstruowanej). Stawiać siebie wobec pytania odnoszącego się do owej „twardej mowy” i odkrywanie, że (może) „na szczęcie” nie ma dokąd pójść i jestem niejako w takiej sytuacji egzystencjalnej, że pozostaje mi jedynie uchwycenie się tego Słowa życia.

To tu Jezus dokonał tego tak bardzo wymownego cudu, gdy przyniesiono człowieka sparaliżowanego i wpuszczono go przez otwór w dachu wprost przed Jezusa. To tutaj rozumie się jak potrzebny jest Kościół jako wspólnota która w wierze przynosi do Jezusa i przedstawia Mu swoje chore członki. Wtedy rozumie się, że ważniejsza od naszych grzechów jest wiara wspólnoty Kościoła. To dzięki temu, co tu miało miejsce, rozumiemy lepiej słowa modlitwy odmawianej podczas Eucharystii po Modlitwie Pańskiej i Emboliźmie: Nie zważaj na grzechy nasze, lecz na wiarę Twojego Kościoła …

 

Potrzeba wspólnoty rodzłcej sią z wiary

Tak bardzo nam tego potrzeba, abyśmy wychodzili z indywidualistycznie i moralistycznie pojmowanego chrześcijaństwa (w którym przede wszystkim się widzi swoje osobiste grzechy (także problemy) i na pierwszy plan stawia się jakby rozliczenie się z nich), a mało patrzy sił na wymiar wspólnoty wiary. Jezus wypowiedział słowa: Ufaj synu! Odpuszczają ci się twoje grzechy! Widząc wiarę tych, którzy przynieśli paralityka przed Jezusa. Są oni figurą Kościoła, który posługuje względem grzeszników.

Jest to wielkie zadanie, które stoi przed nami, przed naszymi wspólnotami, przed pasterzami. Mam tego świadomość jako biskup i pasterz diecezji.

Proszę też o wnikanie w tę prawdę i przyjmowanie jej, byśmy stawali się wspólnotą wiary.

Ślę z tego miejsca pozdrowienie i zapewnienie o modlitwie za naszą wspólnotę diecezjalną, by była wspólnotą kościelną coraz to bardziej świadomą swojej tożsamości i swojej misji – właśnie jako wspólnota wiary, która prowadzi grzeszników do Jezusa, a nie pozostaje w obłudnym faryzeizmie gorszącym się z przebaczenia, które Jezus wprowadza do każdej społeczności na miarę tego, jaka jest wiara Kościoła, jako zaczynu będącego w tej społeczności.  

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

22 komentarze

  1. Ks.Biskupie, mam jedno pytanie i prośbę. Chciałbym się dowiedzieć na temat krzaka Mojżeszowego. Jedna z pań opowiadała mi, ze była w Ziemi Swiętej przy tym krzaku i że ten krzak jest ciągle taki sam ani nie więdnie, nie starzeje się nie zmienia koloru. Dla mnie jest to coś trudne do przyjęcia, przecież to tysiące lat. Co to za gatunek drzewa, które nie usycha i czy wydaje jakieś owoce. Jestem ciekawy.
    Pozdrawiam ks.Biskupa i pielgrzymów.
    Józef.

    #1 Józef
  2. „Można więc tutaj spokojnie sprawować liturgię i zapoznać się z tym miejscem oraz wejść w jego przesłanie.” – to prawda 🙂
    Nie ma tłoku, który mi jednak przeszkadza. Cisza i spokój.
    Pan Bog był dla mnie bardzo hojny na Górze Tabor. Od tego miejsca, zaczął prowadzić moją pielgrzymkę swoimi drogami.
    W tym kościele śpiewałam także psalm responsoryjny. 🙂
    I zaskoczenie – mój głos zabrzmiał tak pięknie. To było miejsce o najlepszej akustyce, w którym zdarzyło mi się śpiewać.
    I Pan Bóg pozwolił mi ten psalm zaśpiewać bezbłędnie. 🙂

    #2 basa
  3. Może i ja podzielę się wrażeniami z mojego dziennika ?
    Pojechalismy na Górę Tabor….Jest coś podobnego w tych górach – Błogosławieństw i Przemienienia Pańskiego. Sama Góra Błogosławieństw kojarzy się z błogosławieństwem. To jest trudne do uchwycenia. Człowiek czuje się tam błogosławiony tzn szczęśliwy. Podobnie Góra Tabor. Jest w niej coś niezwykłego – jakby dotykała Nieba. Tak, poprzez Przemienienie dotknęła. Gdy patrzy się na niesamowity widok, czuje się, że ona góruje nad ziemią. Tak, jak Bóg króluje nad ziemią.

    #3 basa
  4. I jeszcze jedno. Moim marzeniem było móc chodzić boso po ziemi, po której chodził Pan Jezus. Pan Bóg pozwolił mi je spełnić właśnie na Górze Błogosławieństw. Ale tylko przez chwilkę.
    Opiekun grupy przyuważył mnie i kazał nałożyć buty 🙁
    W obawie, aby nic mi się nie stało…
    Był bardzo dobry.

    #4 basa
  5. Słuchałam dzisiaj katechezy „Zanim wejdziesz do Ziemi Obiecanej”
    Pomyślałam teraz: Góra Tabor miejsce, gdzie rzeczywistość Nieba spotyka się z naszą ziemską rzeczywistością. 🙂

    #5 basa
  6. #2
    Właściwie cały czas prowadził, ale od tego miejsca dał mi to poznać. 🙂

    #6 basa
  7. ad# duszpasterz.
    Myslałem, ze Bractwo Sw. Piusa X zostało okreslone jako schizma i stad moja reakcja. Za co teraz przepraszam.

    #7 jacek
  8. #4 –
    dlaczego musiałaś założyć buty baso?
    Nadgorliwość opiekuna?
    Zdecydowanie wolałabym, by było jak za czasów Chrystusa -tam.
    Wówczas i turystów by było mniej /nie zadeptaliby piękno 🙂 /,chyba niezbyt dobra jestem.

    #8 Ka
  9. Za radą udzieloną przez Księdza Biskupa, acz bardzo niechętnie, wstawiam tu pytanie, skierowane pierwotnie do Ks. Biskupa.

    „Od jakiegoś czasu chodzimy z małżonką na zajęcia taneczne. Nie chodzi o dyskoteki. Są to zajęcia z tańca towarzyskiego, turniejowego, dyscypliny ściśle zdefiniowanej przez liczne międzynarodowe przepisy i ustalenia (skądinąd „Katolickie Echo Podlasia” objęło patronatem ogólnopolski konkurs tańca burmistrza Międzyrzeca Podlaskiego). Chodzi o tańce: walc (agnielski i wiedeński), tango, paso double, fokstrot, quickstep, jive, samba, rumba, cha-cha. Zdarza się również tańczyć salsę i tango
    argentyńskie, które szczególnie żona lubi, bo ja wolę uporządkowane tańce światowego programu tanecznego (nawiasem praktyka tańca uderzająco przypomina to, co św. Tomasz z Akwinu pisze o cnotach, jako opartych na uczuciach usprawnieniach, wiele rzeczy na parkiecie zrozumiałem z Tomasza). Dodam, że jestem garbaty, mam chory kręgosłup, kłopoty emocjonalne, polegające z grubsza na nieumiejętności okazywania uczuć i intelektualizacji wszystkiego. Taniec mi bardzo służy, choć i bardzo kosztuje. To tylko moja osobista ocena, która w Kościele mało znaczy. Muszę słuchać autorytetu mimo najsłuszniejszych przekonań własnych. Czytałem encyklikę „Veritatis splendor”, gdzie jest podkreślona rola osobistego sumienia i „perspektywy działającego” ale i tak mam ciągłe skrupuły a może i słuszne wątpliwości. Dopóki robiłem to dla żony było OK, ale kiedy pojawiła się satysfakcja własna to zaraz przyszły wątpliwości (niestety mam taki mechanizm). Teraz raczej ja ciągnę żonę, która ma aktualnie
    „kryzys”.
    Autorytety wypowiadają się różnie. Pius X zakazał katolikom tanga. Miał to rzekomo odwołać Pius XI ale nie znalazłem żadnych dokumentów. Episkopaty kilku krajów w I połowie XX wieku zakazały ogólnie „tańców murzyńskich”, w XIX wieku podobnie orzekł jakiś „Katechizm z Baltimore”, ale znowu ciężko znaleźć cokolwiek. Wypowiedzi poszczególnych duchownych są różne: dawniej częstsze są negatywne, pozytywna np. u Jacka Woronieckiego OP w „Katolickiej etyce wychowawczej”. Żadna z tych opinii nie
    odnosi się do tańca towarzyskiego jako dyscypliny turniejowej. Taniec jest w nich omawiany jako przypadek hulanki, rozwiązłości, nawet masturbacji (sic!) albo wręcz jako grzech przeciwko wszystkim przykazaniem na raz (św. Jan Maria Vianey). Trudno orzec, czy to rodzaj ewangelicznego szaleństwa czy przyrodzonej głupoty? Doświadczenie mówi mi, że taniec działa odwrotnie tzn. redukuje pożądania seksualne (np. dzięki temu okresy wstrzemięźliwości stały się dla mnie „łatwe”, św. Tomasz ma ciekawe
    uwagi na temat relacji popędu przyjemności i popędu użyteczności, które by to tłumaczyły). W „Rycerzu Niepokalanej” z 1939 znalazłem natomiast przychylną ocenę tańców jako kulturalnego lekarstwa na pijaństwo i nożownictwo. Obecnie nikt tej kwestii nie podejmuje. Księża machają na to ręką. To jaka jest nauka Kościoła?”

    „Szanowny Panie!
    Problem, który Pan poruszył jest słuszny i do rozważenia w nowych, dziś
    aktualnych warunkach.
    Nie wiem, czy Panu chodzi o rozważanie tego problemu w aspekcie
    historycznym, czy też w aspekcie moralnym szerszym – wtedy nie tylko
    związanym z wymienionymi rodzajami tańca.
    Dziś wielu podchodzi do tego zupełnie inaczej i nie ma problemów z rodzajami
    tańca oraz często nie dostrzega problemów. A pożądania seksualne dziś nie są
    głównie związane z wymienionymi „zakazanymi” rodzajami tańca.
    Jeśli Pan jest zainteresowany szerszym spojrzeniem na tę probematykę, niech
    Pan umieści ten swój tekst na blogu (jak przypuszczam, Pan jest już tam
    często obecny – przynajmniej tak wynika z podpisów).
    Zapewne odezwą się głosy, które mogą coś wnieś i rozjaśnić.
    Z należnym szacunkiem
    Bp Zbigniew Kiernikowski”

    „Księże Biskupie
    Dziękuję za odpowiedź. Nie bardzo chodzi mi o dyskusję na temat tańca, tylko o nauczanie moralne Kościoła z którym się właśnie nie dyskutuje. Dawniejsze nauczanie trudno mi ocenić inaczej niż jako histeryczne. Kiedy się z nim (przypadkowo) zetknąłem byłem wręcz przerażony. Taniec uważano za domenę diabła i czarownic. Echa tego są wyraźne jeszcze u św. Jana Marii Vianeya (grzech przeciwko wszystkim przykazaniom). Równie tradycyjny św. o.Pio pisze oględnie o „okazji do grzechu”, kórej naturalnie
    należy unikać. W nowszych podręcznikach teologii moralnej nie ma nic. Dlatego zwróciłem się z tym do Księdza Biskupa jako sukcesora apostolskiego. Nauka biskupa wiąże mnie jako katolika.
    Wcześniej nie miałem żadnych skrupułów, bo nie kojarzyłem tańca z seksem ani tym bardziej z grzechem. Wręcz przeciwnie, wydawało mi się, że to specyficznie katolicki sposób afirmacji natury, jej „podniesienia” przez bądź co bądź sztukę („taniec jest sztuką bo ma zasady” – jak pisał Voltaire) a bez ulegania popędom. Teoria cnót, która jest w „Summie Teologii” doskonale do tego pasuje, tylko że jest nieznana nawet w świecie katolickim.
    Niestety prawda jest nieco inna. Taniec jest obecny w Biblii i co ciekawe albo w kontekstach bardzo negatywych (taniec Izrealitów przy złotym cielcu, Salome i Jan Chrzciciel itd.) albo bardzo pozytywnych (taniec nagiego Dawida przed Arką, taniec Szulamitki w Pieśni nad Pieśniami, psalmy, przypowieść o synu marnotrawnym). Taniec wyraża ekstatyczną radość (termin „perychoreza” pochodzi od „peri choros” czyli „tańczyć razem” a Ojcowie używali go do opisu wewnętrznego życia Trójcy Św.) lub skrajne
    upodlenie człowieka. Ciekawa jest ta biegunowość. Nawiasem, to musiałem kupić Biblię Jerozolimską, gdyż na podstawie „Tysiąclatki” nie da się pewnych fragmentów zrozumieć np. tańca króla Dawida i zgorszenia nagością króla u jego żony Mikal. Przypis w Biblii Jerozolimskiej wyjaśnia o co chodzi podając czym był ów nieszczęsny efod, który był całym ubraniem Dawida (wąska przepaska na biodra używana przez kapłanów egipskich).
    Kościół średniowiecza i odrodzenia jest do tańca ludowego (i kultowego) na nie, ale akceptuje (niechętnie) rodzący się taniec dworski (Franciszek Salezy w swojej „Filoteii” pisze właśnie o takim tańcu). Kontrreformacja zakazuje publicznych przedstawień ludzkich namiętności, teatru (obkładając aktorów ekskomuniką z mocy prawa, do dzisiej nie zniesioną!, Jan Paweł II był przecież aktorem!), ale de facto akceptuje zabawy ludowe jako „zdrową rozrywkę” ludu. Problem w tym, że o wszystkim co z tej
    ludowości wyrosło, wyraża się już negatywnie a najsilniejsze przenikanie się kultury wysokiej i ludowej jest właśnie w dziedzinie tańca. Wszystkie tańce twowarzyskie są bowiem tańcami ludowymi przeniesionymi na arystokratyczne salony i wszystkie doczekały się potępień. Jak to jest? Kiedy lud niemiecki tańczył landlery po knajpach i szynkach biskupi milczeli, a kiedy ten sam landler pojawił się na salonach jako walc wszystkich zdjeło zgorszenie. Czy lud jest po prostu augustyńską bandą
    potępieńców a naprawdę chodzi o zbawienie elity? A może chodzi tylko o zły przykład. Od ludu nie wymaga sie przykładu. Klasyczna europejska kultura tanecza jest niestety oświeceniowego (niekatolickiego) pochodzenia. Pierwszą szkołę baletową założył Ludwig XVII a taniec towarzyski w dzisiejszej postaci ukształtował się w Anglii.

    Dodam, że studiując ten temat zapoznałem się głębiej z „tradycyjną pedagogiką katolicką”. Niestety bardzo łatwo rodzi ona nerwice. Niewłaściwe kierowanie swoimi uczuciami pozbawia człowieka naturalnego wigoru. Oczywiście wartości witalne nie są najważniejsze ale ciężko bez nich po ludzku żyć. Jest bardzo charakterystyczne, że zaangażowani duchowo katolicy bardzo często są smutni i przygnieceni. Żeby się cieszyć muszą się jakby postawić poza wiarą i np. napić. Zwykle dochodzą do celebrowania
    swoich cierpnień i ukrytego resentymentu (rzadziej do lepszego chyba buntu). Taki sposób oczekiwania nagrody wiecznej jest dla mnie odrażający. Niby wszysto jest: zaparcie sie siebie, umartwienie, tylko nie ma radości, która ma z tego zaparcia się płynać. Jest niewykluczone, że zakazy tańczenia brały się z nerwicy energii i nerwicy lękowej (terminy za „Integracja psychiczna” A. Terruwe, C. Baars) traktowanej jako droga duchowa chrześcijanina. Zewnętrznie manifestowało się to w nieufności do
    uczuć, które starano się kanalizować samymi uczuciami: lękiem przez potępieniem i ciągłym pobudzaniem popędu użyteczności. Bardzo łatwo to stwierdzić w literaturze, regłach zakonnych, nauczaniu. Dyskutując z ojcami jezuitami dowiedziałem się, że niedawna afera pedofilska dotyczyła niemal wyłącznie kapłanów starszych, uformowanych jeszcze przed II SW.”

    #9 Włodzimierz Kowalik
  10. #8 Ka
    Oczywiście, że nie musiałam.
    Mogłam się uprzeć i postawić na swoim.
    Ale cenię jego troskę i szanuję go. 🙂
    Dlatego byłam mu posłuszna.

    #10 basa
  11. ad. # Włodzimierz Kowalik.
    Nie widzi pan, ze te afery pedofilskie ksiezy, to w wiekszej mierze opowiesci wyssane z brudnego palca wrogow Koscioła? Owszem, dzisiaj Kapłan moze byc posadzony o wszystko, to temat bardzo nosny. Tak „zniszczono” abp J. Paetza, SP. Ks Prałata H. Jankowskiego, Bp. St. Wielgusa i wielu innych. BŁ. Papiez Jan Paweł II czesto dotykał i przytulał dzieci po Ojcowsku z miłoscia Boza jako nastepca Sw. Piotra. podobnie czynia Kapłani ktorzy kochaja Tych Maluczkich ale nie wierze w tzw. „zły dotyk”. Kto z nas nie był pogłaskany po głowce przy zbieraniu na tace bedac dzieckiem? Te „afery” maja posmak odwiecznej walki z kosciołem.
    Pozdrawiam i duzo dobrego zycze!
    Niech pan tanczy tango i nie dopatruje sie wym czegos złego:) Idac tym tropem mozna w kazdym tancu cos wyszukac erotycznego. To zalezy od osob ktore tancza i jakie maja intencje.

    #11 jacek
  12. #9, Panie Włodzimierzu…
    Faryzeusze zapytali Jezusa, dlaczego Jego uczniowie nie postępują wg tradycji starszych. Jezus zauważył natomiast, że faryzeusze i uczeni w Piśmie potrafią dobrze uchylać przykazania Boże, ale zachować swoje tradycje. (por Mk 7,1-13)
    Pan pisze o tym, jak był postrzegany taniec w poprzednich wiekach…
    Pozostawmy ludzką (starszą) tradycję i powróćmy do Ewangelii.
    A w niej czytamy:
    „Słuchajcie Mnie, wszyscy, i zrozumiejcie! Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym. (…)
    I mówił dalej: „Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym” (Mk 7,14-15.20-23).
    Tutaj widzę odpowiedź na Pana Pytanie. To, czy taka czy inna działalność człowieka (taniec) będzie grzechem, zależy od naszych intencji, które mają swój początek w sercu, w naszym wnętrzu.
    Przykładem niech będzie (beznadziejna) reklama tv, w której chłopak się myje, a dziewczyny obok wykonując te same, co on, ruchy – rozbierają się…
    Pozdrawiam 🙂

    #12 julia
  13. „…
    Chciałbym się dowiedzieć na temat krzaka Mojżeszowego. Józef.

    środa, 13 lipca 2011
    Wspomnienie świętych pustelników Andrzeja Świerada i Benedykta
    (Wj 3,1-6.9-12)Gdy Mojżesz pasał owce swego teścia, Jetry, kapłana Madianitów, zaprowadził pewnego razu owce w głąb pustyni i przyszedł do góry Bożej Horeb. Wtedy ukazał mu się Anioł Pański w płomieniu ognia, ze środka KRZEWU. Mojżesz widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego. Wtedy Mojżesz powiedział do siebie: Podejdę, żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. Dlaczego krzew się nie spala? Gdy zaś Pan ujrzał, że Mojżesz podchodził, żeby się przyjrzeć, zawołał Bóg do niego ze środka krzewu: Mojżeszu, Mojżeszu! On zaś odpowiedział: Oto jestem. Rzekł mu Bóg: Nie zbliżaj się tu! Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą. Powiedział jeszcze Pan: Jestem Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba. Mojżesz zasłonił twarz, bał się bowiem zwrócić oczy na Boga. Teraz oto doszło wołanie Izraelitów do Mnie, bo też naocznie przekonałem się o cierpieniach, jakie im zadają Egipcjanie. Idź przeto teraz, oto posyłam cię do faraona, i wyprowadź mój lud, Izraelitów, z Egiptu. A Mojżesz odrzekł Bogu: Kimże jestem, bym miał iść do faraona i wyprowadzić Izraelitów z Egiptu? A On powiedział: Ja będę z tobą. Znakiem zaś dla ciebie, że Ja cię posłałem, będzie to, że po wyprowadzeniu tego ludu z Egiptu oddacie cześć Bogu na tej górze.

     O KRZAKU,.. Morze Czerwone,.. Morze Trzcin,.. Morze Czerwone,.. czy samozaplon olejkow etrycznych, czy Archaniol zapalil, nie wazne, wazne, ze Bog sie z czlowiekiem i czlowiek z Czlowiekiem Bogiem spotkal – wczorajsza i dzisiejsza czytania, slyszalem z MP3 (7/14/2011 8:30 AM)

    #13 Jurek
  14. jacek
    Co do afer pedofilskich to dokumenty mówią co innego. Nagonka medialna to jedno a fakty drugie.

    julia
    Nie mam TV, reklamy nie widziałem.
    Jeśli chodzi o mój komentarz do (Mk 7,14-15.20-23) to jest taki: „każda skłonność naturalna jest praworządna” (Akwinata, mocno utrzymuje, że sądzić inaczej jest bluźnierstwem). Wszystkie inklinacje (do zachowania własnego i przekazania życia) są zatem praworządne. (Nie wiem co na to Ksiadz Biskup, którzy pisze, że skłonność do zachowania własnego istnienia jest przyczyną grzechu). Grzechem może być tylko realizacja skłonności. Jest to fundamentalne ascetycznie i pedagogicznie, bo bez uświadomienia (rozum)i akceptacji (wola) dowolnego poruszenia nie można nim pokierować i tym samym upożądkować uczuć. W uświadomieniu u akceptacji duch (rozum i wola) jakby „obejmują” poruszenie zmysłowe i czynią je swoim. Tomasz pisze: „uczucia z natury idą za intelektem”. To samo występuje w sferze poznawczej, gdzie intelekt abstrachuje ze zmysłów treści ogólne: całe poznanie „wisi” na zmysłach. Jak ktoś uważa, że pożądanie (dowolne) już u swego źródła, w pierwszym poruszeniu jest złe, to będzie je automatycznie tłumił, chcąc być „czysty”. A uczuciem stłumionym nie da się kierować, bo to wbrew strukturze psychicznej człowieka. Św. Tomasz pisze, że miłość jest u źródła każdego poruszenia władzy pożądawczej (intelektualnej, czyli woli i zmysłowej, czyli uczuć). A tłumienie miłości nie ma przecież sensu. [mogę tu podać wspomnianą “Integrację psychiczną” A. Terruwe, C. Baars, „Kwestie dyskutowane o zmysłowości” samego Tomasza, „Katolicją etykę wychowawczą” Jacka Woronieckiego OP, w tym samym guście pisał prosto i dobitnie śp. Joachim Badeni OP, uważany za mistyka i świętego przez dominikanów].

    Erotyka w tańcu (towarzyskim), czyli gra męskości i kobiecości jest czymś ewidentnym. Można nawet mówić o tańcu jako symbolicznym rytuale godowym. Jak ktoś twierdzi, że tam erotyki nie ma, to nie wie co mówi. Inna sprawa, że wielu na poziom symboliczny nie wchodzi i rozumie tylko zakazy i nakazy. Erotyka to zresztą odwieczny kompleks katolicki. Benedykt XVI w „Formalnych zasadach chrześcijaństwa” pisze, że w XIX wieku wśród psychologów francuskich zaczyna funkcjonować termin „psychoza katolicka” na określenie nerwicy na tle 4 i 6 przykazania. Nie jest to zatem mój wymysł, czy jakiś złośliwy atak na Kościół.

    Grzech pierworodny to (w praktyce) upadek człowieka w zmysłowość. Człowiek zatrzymuje się na swoich przyżyciach zmysłowych (uczuciach) nie wychodząc poza nie w kierunku sfery czysto rozumnej, duchowej, symbolicznej, która jest jego spełnieniem. Skutkiem tego upatruje szcześcia w „magazynowaniu” wrażeń i przyjemności oraz tego co je zapewnić czyli pieniędzy, władzy a to uniemożliwia życie Bogiem, czyli kontemplację. Niestety taka jest dwuznaczność zmysłowości o którą wszystko się rozbija. Trudno w życiu spotkać kogoś autentycznie zainteresowanego pięknem, dla kogo „goła baba” w Playboy’u jest po prostu brzydka. Dla kogo doświadczenie zmysłowe jest zarazem doświadczeniem pewnej tęsknoty i braku. Ile osób potrafi żyć bez telewizyjnych seriali? Niedawno spotkałem osobę, tłumaczącą mi ZAWZIĘCIE, że oglądanie seriali to jej święte „prawo wytchnienia”.
    Jednocześnie, jak pisze Akwinata „nie można żyć bez jakiejś przyjemności” a i cnota bez przyjemności działania nie jest cnotą. Przyjemność jest warunkiem doskonałego działania ludzkiego. Dlatego „radosnego dawcę miłuje Bóg”. Moim zdaniem, kluczowa tu jest gotowość do ofiary. Im większa gotowość tym mniejsze faktycznie ponoszone ofiary. Jakoś tak to jest. Ktoś kto nie jest w stanie zrezygnować z aktualnego pożądania nie zrozumie kogoś, kto to potrafi. Nie rozumie, że można nie upadać w sferze zmysłowej. Tacy albo całkowicie oddają się zmysowłości albo idą od upadku do upadku. Ktoś niegotowy do ofiar musi więcej cierpieć. Inny nie zauważa wcale swych „ofiar”.
    Przechodząć do tańca. Dla większość taniec jest chulanką, czyli uwolnieniem zmysłowości. Spontanicznym wydostaniem się spod nakazów i zakazów, krępujących człowieka na co dzień. Jako taki musi być moralnie niebezpieczny. Weź takiemu wytłumacz co to jest choreografia. Z mojego doświadczenia wynika, że nauka na parkiecie skutecznie wybija z głowy chulanki i pożądania. Potem niejako na innym poziomie już rozumnym i symbolicznym, trzeba uczucia pobudzać i odzyskiwać aby nadać choreografi odpowiedni wyraz, żeby nie była li czystą gimanastyką. To jest dokładnie to, co św. Tomasz pisze o cnocie. Podmiotem cnoty moralnej jest zasadniczo uczucie, które zapewnia „łatwość” działania (np. umiarkowany jet ten czyje pożądania nie przekraczają stosownej miary a nie ten, kto taką miarę potrafi sobie narzucić. Na parkiecie zaczyna się od nieporadności i zażenowania. Cz łowiek dowiaduje sie, że nie umie stać ani chodzić a co dopiero tańczyć. To jest bardzo przykre. Większość nie wytrzymuje 3 miesięcy i rezygnuje. Ale widziałem wielokrotnie jak młodzi ludzie (liceum) wzrastali we wzajemnych koleżeńskich (damsko-męskich) odniesieniach (które na co dzień są raczej dosyć „płaskie”), właśnie na parkiecie.

    #14 Włodzimierz Kowalik
  15. #13 Jurek.
    Szanowny Panie Jurku ta treść,którą Pan podał jest mi znana ale dziękuję za podpowiedz.Mnie za interesowało opowiadanie tej Pani,że będąc w Ziemi Swiętej była przy tym krzaku i widziała go naocznie.Dla mnie to coś zaskakującego z opowiadania tej Pani trudno mi uwierzyć,że po dzień dzisiejszy rośnie sprzed tysięcy lat i ciągle jest taki sam.Dla mnie jako człowieka jest to niemożliwe a dla Pana Boga jest to możliwe.Mam dla siebie następny dowód o realności działania Pana Boga.Zostało mi wyjaśnione podchwyciła moja córka pytanie do ks. Biskupa i odnalazła w internecie o gorejącym krzaku na Synaj.Dziękuje za wpisy Ks. Biskupowi i pielgrzymom z Ziemi Swiętej to pomaga i utwierdza w wierze.Pozdrawiam wszystkich.Józef.

    #15 Józef
  16. #14, Panie Włodzimierzu,
    jedno wiem na pewno…
    Nie powinnam przy Panu tańczyć…
    Pozdrawiam 🙂

    #16 julia
  17. Pani Julio
    Pogadanki przy kawie są OK ale czy to jest miejsce na nie?

    #17 Włodzimierz Kowalik
  18. A z drugiej strony to mi przykro. Panie są zwykle wniebowzięte …

    #18 Włodzimierz Kowalik
  19. Panie Włodzimierzu,
    #17, zapewne nie, więc przepraszam i nie skomentuję #18.
    Pozdrawiam 🙂

    #19 julia
  20. „…Wtedy rozumie się, że ważniejsza od naszych grzechów jest wiara wspólnoty Kościoła. To dzięki temu, co tu miało miejsce, rozumiemy lepiej słowa modlitwy odmawianej podczas Eucharystii po Modlitwie Pańskiej i Emboliźmie: Nie zważaj na grzechy nasze, lecz na wiarę Twojego Kościoła …’
    Wspomniany przeze mnie juz Fr Martin Dixon z SJA (nie widzialem Go, aby ukleknal, czy sklonil sie, czy wrecz chocby zauwazyl, przechodzac obok tabernakulum, nawet z rekami w kieszeni), nie tylko nie ubiera ornatu, homilie mowi nie tylko slowami, ale swoimi raczej nieskordowanymi gestami, moim zdaniem nic nie dodajacym do slow, wychodzac na srodek przed oltarzem, chodzac wzdluz niego, wyginajac sie w lewo i prawo, nie „toleruje” Credo – Wierze w Boga Ojca, mozecie mowic na stadionie MCG, powiedzial juz dwa lata temu na poczatku, tylko nie mowcie Denisowi – abpowi, to zmienia ryt i slowa tekstow liturgicznch. Uparcie np mowi, nie zważaj na grzechy nasze, ale na wiare, ktora nas tu zgromadzila. Zastanawialem sie, czy i jak Mu zwrocic uwagi, ze chyba chodzi o wiare calego Kosciola a nie uczestniczacych w danej Mszy sw, ktorym akurat moze nawet byc brak wiary, bo niektorzy nawet chwala Go za poczucie humoru, za to ze jest oryginalny i swobodny, wrecz „crazy”, jaka mowi Bianka z Brazyli, uczennica ze szkoly podstawowej SJA.

    #20 Jurek
  21. „…Chciałbym się dowiedzieć na temat KRZAKA Mojżeszowego.
    …dla Pana Boga jest to możliwe. Mam dla siebie następny dowód o realności działania Pana Boga…”

    A czy to, ze ‘tak sie zlozylo”, ze wlasnie, gdy to czytalem w ‘środa, 13 lipca 2011
    Uslyszalem to w I – szym czytaniu (Wj 3,1-6.9-12) Gdy Mojżesz pasał owce swego teścia, Jetry, kapłana Madianitów, zaprowadził pewnego razu owce w głąb pustyni i przyszedł do góry Bożej Horeb. Wtedy ukazał mu się Anioł Pański w płomieniu ognia, ze środka KRZEWU. Mojżesz widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego…’

    „”…dla Pana Boga jest to możliwe. Mam dla siebie następny dowód o realności działania Pana Boga…”
    Dla mnie tez i o to tylko mi chodzilo. Czasem moze szukamy cudow nawet na ziemi swietej, a mnie sie wydaje, ze cuda dzieja sie codziennie, sa wsrod nas.
    „Zostało mi wyjaśnione podchwyciła moja córka pytanie do ks. Biskupa i odnalazła w internecie o gorejącym krzaku na Synaj.”
    Wlasnie
    Pozdrawiam wszystkich
    Jurek z ziemi obiecanej – Southland of the Holy Spirit

    #21 Jurek
  22. Istotą Przemienienia Jezusa jest prawda egzystencji…
    Jest objawieniem prawdy:
    1. o Jezusie, który jest wypełnieniem tego, do czego zmierzało Prawo i Prorocy.
    2. i „o oczłowieku, który wobec Bożej prawdy przeżywa lęk, zdumienie, jest nią pociągnięty i zafascynowany a jednocześnie nie pojmuje do końca, o co chodzi”.

    Zaczynam rozumieć „o co chodzi”, ale nie do końca. Przekonuję się o tym codziennie…
    Przecież wiem, że wypełnienie Prawa i Proroków dokona się we mnie wtedy, gdy jak Jezus zgodzę się na umieranie (by zyć). Ale… w tej dzisiejszej konkretnej sytuacji chcę postawić na swoim. I stawiam, co najgorsze… I wiem, że w ten sposób rezygnuję z mocy, jaką daje mi Jezus…
    Pozdrawiam 🙂

    #22 julia

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php