Fragment ewangelii czytany w 13 niedzielę roku a (Mt 10,37-42) stanowi końcową część tak zwanej mowy misyjnej Jezusa (Mt 10,5-42). Po powołaniu i ustanowieniu Dwunastu (Apostołów) Jezus poucza ich – można powiedzieć: daje im instrukcję czy regulamin ucznia, który niesie naukę swego Mistrza.

Mówi im najpierw o ich „wyposażeniu”, tzn., co mają a czego nie mają zabierać ze sobą, o sposobie zachowania się po wejściu do miasta; o ty, że są posłani jako owce  między wilki oraz, że będą prześladowani z powodu Jego imienia, na podobieństwo Jego samego jako Mistrza i Nauczyciela. W tym doświadczeniach nie mają się czego obawiać, bo ich życie jest w ręku Ojca.

W tym kontekście padają słowa obwieszczenia, które są jakby duchowym wyposażeniem, jakie będzie im towarzyszyć i które będzie niejako motorem ich działania – naturalnie patrząc z ich strony.

Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie,
nie jest Mnie godzien.
I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie,
nie jest Mnie godzien.
Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną,
nie jest Mnie godzien
(Mt 10,37n).  

Następnie Jezus mówi o nagrodzie za przyjęcie właśnie tych wysłanych w ten sposób jako Jego uczniów i o takich gestach wobec nich, jakim jest podanie kubka świeżej (zimnej) wody.

1. Obwieszczenie (nie)godności

Jezus, określając stan wewnętrzny posłanych, dotyka bardzo intymnej sfery życia: jego relacji do ojca i matki, syna i córki i ogólnie do swego krzyża. Relacja do Niego i Jego misji, w którym daje swoim uczniom udział, przewyższa wszystkie inne relacje.

Gdy jest mowa o „godności” w stosunku do Jezusa, nie chodzi o godność rozumianą w naszym popularnym rozumieniu, że ktoś jest godny czegoś czy kogoś z powodu swoich zasług czy staniu. W użytym tutaj w tym kontekście greckim terminie axios, przekładanym jako „godny”, można dopatrywać się aspektu wystarczalności, odpowiedniości. Co wskazuje na odniesienie do Osoby Jezusa. Opisowo można to wyrazić w ten sposób: Kto miłuje ojca i matkę bardziej niż Jezusa (…), kto nie bierze swego krzyża, ten nie będzie w stanie sprostać temu wszystkiemu, co przed nim stanie w konkretnych sytuacjach, w które jest posłany. Jest to więc ostatecznie obwieszczenie prawdy i postawienie ucznia wobec konieczności podjęcia decyzji, czy jest w stanie tak siebie zawierzyć i dać siebie tak posłać.

2. Trzeba podjąć decyzję

Tym samym jest jasno obwieszczona prawda Jezusa i zostaje postawione wyraźne wyzwanie: Nie można być głosicielem prawdy Jezusa, mając jakiekolwiek inne preferencje. Po prostu, kto będzie opierał się na jakichkolwiek, nawet najszlachetniejszych relacjach i zabezpieczeniach, to mu to w głoszeniu Ewangelii nie wystarczy jako oparcie. Konieczne jest wzięcie swego krzyża, czyli tego wszystkiego, co w oczach ludzkich człowieka przekreśla, a niejako z konieczności odnosi do Jezusa, a przez Jezusa do Ojca.

Obrazowo mówiąc, kto chciałby być uczeniem Jezusa i głosić Jego Ewangelię a nie zgodzi się na dokonywanie się w nim wymienionych warunków (relacja do rodziców i do dzieci oraz do krzyża), ten byłby podobny do kogoś, kto się porywa z przysłowiową motyką na słońce. Warto jeszcze raz w tym kontekście podkreślić, że Jezus nie moralizuje, nie nakłada obowiązków, lecz obwieszczenie prawdy Jezusa i zaproponowanie jej uczniom. Uczeń, który tego słucha, wie, na co może liczyć i wie na co nie powinien liczyć i co mu w jego misji będzie wprost przeszkadzać.

Stąd wynika jasny wniosek, że priorytetem w głoszeniu Ewangelii nie jest technika przepowiadania, lecz wewnętrzna decyzja odpowiedzi ucznia Jezusa na Jego propozycję związania się z Nim. Tylko tyle jest naprawdę potrzebne. Wszystko inne jest relatywne. Patrząc od strony człowieka, aż tyle jest konieczne (zaparcie się siebie), by poznać wystarczalność działania Tego, kto posyła. Głoszenie Ewangelii bowiem to nie jest jakaś misja (nawet dobra i szlachetna), którą człowiek może sobie sam modyfikować, znajdować na to środki, mieć swoje rozwiązania i propozycje a także – jak to się mówi – realizować siebie. Ta misja jest natomiast nieodłącznie związana z oddaniem siebie, by się spełniły dzieła Boże. Jest to jednak związane z decyzją człowieka, podejmowaną w świetle obwieszczenia prawdy Jezusa. Ta prawda nie ulega manipulacji i modyfikacji.

3. Nagroda za przyjęcie posłanych

Dla zobrazowania i potwierdzenia takiego rozumienia misji uczniów Jezus wypowiada końcowe słowa swej misyjnej mowy, w których mówi o nagrodzie dla tych, którzy przyjmą Jego uczniów. To On, jako pierwszy posłany przez Ojca, jest przyjmowany przez ludzi w tych, którzy jako Jego uczniowie idą do świata w Jego duchu.

Znamienne jest określenie uczniów  jako najmniejszych czy maluczkich (mikroi), co ma odniesienie do tego, co Jezus mówi o swoich braciach najmniejszych (elachistoi – używane jako superlativus w stosunku do mikros). Ci najmniejsi, uczniowie i bracia Jezusa, staną się kiedyś kryterium podczas Sądu Ostatecznego (zob. Mt 25,31-46; warto też zwrócić uwagę na notę marginalną w BJ przy Mt 10,42, która odsyła właśnie do Mt 25,44.45).

 

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

26 komentarzy

  1. Zrozumialam ,że nic nie potrafię własnym wysiłkiem , nawet kochać moich najbliższych, do ktorych zostalam posłana .Tylko Jezus , przemieniając mnie w siebie , może mnie obdarzyć swoją miłością .Tylko On we mnie pozwoli mi pokochać prawdziwą , bezwarunkową miłością / szczególnie tych trudnych bliskich/.

    A ja przez większość życia bronilam się przed krzyzem i w swojej religijności prosilam – Jezu zabierz ode mnie ten krzyż bo ja sama dam sobie radę , przecież się modlę, pielgrzymuję i chodzę do Kościoła . Dam radę Jezu , daj mi spokoj .

    #1 Tereska
  2. Oddanie się w ręce Boga pozwala na swobodniejsze działanie Ducha Świętego – bo wtedy nie ma naszego oporu, nie blokujemy Jego działania. Rodzi to zapewne wiele łask, zbliża do Boga. Ale przede wszystkim nie pozwala na mnożenie zła, które się rodzi w człowieku – kiedy człowiek chce na przykład wymierzyć sprawiedliwość. Tak to rozumiem.
    Zastanawia mnie jednak kwestia, kiedy ktoś nas wyniszcza psychicznie, poniża, kiedy jest na tyle toksyczny, że wprowadza nas w nerwice, depresje, myśli samobójcze.
    Czy tkwienie w takiej sytuacji jest przyjęciem krzyża? Czy ucieczka od takiego człowieka z daniem mu do zrozumienia, że robi źle i że czeka sięna jego zmianę – nie będzie ucieczką od krzyża?

    #2 Weronika
  3. Ad #2 Weronika
    Weroniko,
    Odpowiadam na Twoje pytanie trochę prowokująco. Przyjmować krzyż, to nie znaczy szukać go, czy „wdrapywać” się nań własnymi siłami. Specjalnie napisałem w moim rozważaniu o „obwieszczeniu” prawdy przez Jezusa i to Jego prawdy (za którą On stanął). My zaś „normalnie” uciekamy od krzyża i przed nim się bronimy. Tak jest i tak będzie. Nie można też tego nazwać jakby „z natury rzeczy” czymś złym. To krzyż sam w sobie jest czymś złym. Z drugiej strony, jak to objawiło się w historii zbawienia – ostatecznie właśnie w samym Jezusie, nie ma innego wyjścia, jak przyjęcie krzyża. To właśnie Jezus objawił i dał nam jako Dobrą Nowinę, byśmy to wiedzieli i z tego mogli korzystać. W tym duchu Ty sama piszesz na początku Twego komentarza.
    Kiedy zaś widzisz, że nie możesz przyjąć krzyża – związanego na przykład z „toksyczną osobą”, to ratujesz siebie, jak możesz – wiedząc, że masz ku temu jakieś Twoje prawi i że jest to Twoja droga, a nie droga, jaka wynika z Ewangelii Jezusa.
    Danie zaś owej drugiej osobie czegoś do zrozumienia jest w naszej mocy i niejako w naszym prawie, chociaż – jako wierzący uczniowie Jezusa – musimy wiedzieć, że to nie jest ostateczne rozwiązanie. Jezus też, gdy został spoliczkowany, zapytał: Dlaczego mnie bijesz? Jednakże nie wycofał się i nie uciekł się do żadnej siły dal ratowania swojej pozycji (zob. J 18,23).
    Nie powinno nas tyle przejmować i zajmować to, jak inni na „ocenią” i co przeżyją z powodu takiej czy innej naszej decyzji, lecz raczej bardziej to, czy my, tzn. czy ja chcę być – myśleć i postępować w duchu Jezus. Jeśli tak, to On sprawę poprowadzi dalej.
    Trzeba sobie stale o tym przypominać, że jest czymś niebezpiecznym czynienie siebie „sędzią” nad drugim i jego postępowaniem (chociaż z konieczności to robimy i będziemy robili) i czynienie czegokolwiek „pod drugiego”. Nasz wysiłek jest skierowany ku temu, by być w prawdzie i duchu Jezusa.
    Konkludując, Proś o zdolność bycia wg ducha Jezusa (tzn. także tego krzyża, który na Ciebie się zwala), nie bój się jednak powiedzieć i pokazać, że czasem tego krzyża nie przyjmujesz. Właśnie wtedy będziesz mieć większą szansę do nawrócenia się tzn. do zwrócenia się ku Jezusowi i przyjmowania Jego Ducha – Ducha Świętego.
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #3 bp Zbigniew Kiernikowski
  4. # do Weroniki.
    Tkwienie w takiej sytuacji, o której piszesz jest „chore”; od takich chorych relacji nie należy uciekać ale starać się dobrze je zakończyć. Też miałem ten problem i m.in bardzo mi pomogła znakomita książka Lillian Glas „Toksyczni ludzie”. Podtytuł: 10 sposobów postępowania z ludźmi, którzy uprzykrzają ci życie”. Toksycznym człowiekiem jest każdy, kto uprzykrza ci życie, obraża, denerwuje, lekceważy. Kontakt z nim sprawia, że czujesz się źle, jesteś smutna lub zirytowana. W swoim poradniku L. Glass specjalista w dziedzinie komunikacji międzyludzkiej, psycholog, proponuje strategie i sposoby postępowania z toksycznymi ludźmi, dzięki którym już nigdy nie będziesz musiała tłumić w sobie negatywnych emocji. Udziela też wskazówek pozwalających rozpoznać związki, których uratować się nie da i opisuje sposoby zdrowego i bezbolesnego ich zakończenia.
    Dla Ciebie ważna jest kwestia wiary, relacji z Panem Bogiem – szukaj fachowej pomocy. Polecam także rekolekcje ignacjańskie, prowadzone przez Ks. Jezuitów. Wejdź na stronę Domu Księży jezuitów „Na górce” w Zakopanem -tam znajdziesz podpowiedzi. Zmienić się musi ( jeśli zechce) nie tylko człowiek, który rani, toksyczny – zmienić się musisz także ty. Samej trudno – trzeba szukać pomocy ( i to fachowej).

    #4 Mał
  5. „priorytetem w głoszeniu Ewangelii nie jest technika przepowiadania, lecz wewnętrzna decyzja odpowiedzi ucznia Jezusa na Jego propozycję związania się z Nim”

    Zgadzam się z tą opinią, choć ta opinia nie jest powszechna.
    Dla wielu właśnie technika przepowiadania jest decydująca… Może dlatego, że ją widać od razu i można ją szybko ocenić.
    Natomiast niełatwo jest przekonać się, czy ktoś podjął decyzję związania się z Jezusem. Wymaga to ze strony odbiorcy (z mojej strony) chęci poznania głoszącego i jednocześnie zgody posłanego na bycie poznanym przeze mnie.

    #5 julia
  6. Ciekawa jestem, jaki przymiotnik jest użyty w oryginalnym tekście w wyznaniu setnika „Panie, nie jestem GODZIEN, abyś wszedł pod dach mój…” (Mt 8,8).
    Czy też axios?
    Czy tu raczej setnik nie czuł się godny przyjąć Jezusa z powodu swego stanu (był poganinem)?
    Pozdrawiam 🙂

    #6 julia
  7. Ad #6 julia
    W Mt 8,8 jest użyty przymiotnik „hikanos”. Wyraża on „godność” w ujęciu z tym, co możemy nazwać odpowiedniością, „pojemnością”, zdolnością itp. Zob. np. takie teksty jak: Mt 3,11 Mk 1,17; 10,46; Łk 3,16; 7,6.12; Dz 11,24; 12,12; 19,19; 20,37; 27,9; 1Kor 11,30; 15,9; 2Kor 2,16; 3,5; 2Tm 2,2. Jeśli Pani otworzy BT, zobaczy Pani, że w niektórych przypadkach jest przkładany przez: spory, długi, zdolny, wielki, stosowny, wielu itp.
    Natomiast przymiotnika „axios” wyraża bardziej stan zasługi, także odniesienie w sensie sprawczości itp. Tak jest pięciokrotnie użyty w 10 rozdziale Mt – tutaj przekład może brzmieć: nie jest Mnie (Jezusa) godzien, tzn. nie jest ze mną w relacji i Ja nie mogę w nim niczego dokonać, bo on pokłada nadzieję w czym / w kim innym. Ten przymiotnik występuje np. pod koniec czwartego rozdziału i w piątym rozdziale Apk (4,11; 5,2.4.9); tak mówi o sobie syn marnotrawny, on położył nadzieję nie w ojcu, lecz w sobie i tym, co od ojca zabrał (Łk 15,21) itp.
    Trzeba zawsze pamiętać, że język jest żywy i znaczenie poszczególnych słów nabiera pełni w kontekście, w jakim występują.
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #7 bp Zbigniew Kiernikowski
  8. „Konieczne jest wzięcie swego krzyża, czyli tego wszystkiego, co w oczach ludzkich człowieka przekreśla, a niejako z konieczności odnosi się do Jezusa, a przez Jezusa do Ojca”.
    Nie wiem, na ile jestem przekreślony w oczach moich rodziców, ale wiem, że to boli bardzo mocno.
    Osobiście boję się przekreślania innych w swoich oczach, bo wiem, że jest to droga do przekreślenia /znienawidzenia/ samego siebie.
    Pozdrawiam
    janusz f.

    #8 baran katolicki
  9. „chciałby być uczeniem Jezusa i głosić Jego Ewangelię”
    Mam pytanie do Ks. Biskupa, bo nie do końca rozumiem: Pisząc ten komentarz ma Ks. Biskup na myśli tylko osoby powołane do głoszenia Ewangelii w sposób formalny, czy wszystkich chrześcijan ?

    #9 basa
  10. „Konieczne jest wzięcie swego krzyża, czyli tego wszystkiego, co w oczach ludzkich człowieka przekreśla”. To słowo jest bardzo radykalne i niemożliwe do udźwignięcia o własnych siłach. Przyszła mi na myśl postać Św. Rity, która jak jest napisane w jej życiorysie „ była przekonana, że lepiej umrzeć przebaczając niż żyć bez przebaczenia”… i z tą myślą modliła się o nawrócenie swoich synów, którzy nie chcieli przebaczyć zabójcy ich ojca i planowali zemstę. Bóg ją wysłuchał, jej synowie zachorowali i zmarli przebaczając temu zabójcy na łożu śmierci.
    Mnie w oczach ludzkich przekreślają, moje grzechy, trudny charakter, choroba, ubytki w ciele z nią związane, samotność, to że się starzeję nie mam sił i żadnej perspektywy szczęśliwego według nas ludzi życia tutaj. To jest ten krzyż, który dziś potrafię nazwać. Spotkało mnie to czego najbardziej się lękałam jeszcze parę lat temu. Kiedy żyła moja mama zawsze ubolewała, że mogę zostać tak zwaną starą panną, że to mnie umniejszy w oczach ludzi, że zachoruję i co wtedy stanie się ze mną, jak dam sobie radę, kto mi pomoże?
    Jednak kiedy patrzę na moje życie z przed choroby i po, to widzę że, jest Ktoś kto przez cały ten czas czuwa nade mną, prowadzi, pociesza i przekonuje, że ta droga jest dla mnie najlepsza. Droga, która jest ciasna i wąska, dobry kierunek.
    Ktoś ostatnio mi powiedział, że boi się iść za Chrystusem, bo może się z nim stać to co ze mną, to znaczy że może zachorować i będzie sam itd. Jakbym słyszała moją mamę (mamę, która martwiła się o mnie i po ludzku chciała dla mnie szczęścia), ale jak jest w ewangelii „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien”. Wytłumaczyłam to tej osobie w ten sposób: każdy ma inną historię i innymi drogami Bóg go prowadzi. Wielu tych, którzy poszli za Chrystusem otrzymało wspaniałą rodzinę, piękne, zdrowe dzieci, nie chorują na poważniejsze choroby itp. Ale to nie znaczy, że nie mają krzyża. Moja droga jest właśnie taka czyli ten krzyż jest bardziej widoczny dla innych. Zapytałam czy widzi, że mój krzyż mnie zniszczył lub niszczy, odpowiedź brzmiała: nie, i to wystarczy.
    Często mówię do Boga: Ojcze błogosławię Cię za to czego swoimi ludzkimi siłami nie mogę zaakceptować, co powoduje u mnie kryzys.
    Dlaczego ja muszę, żyć według tego schematu szczęścia, który świat nazywa szczęściem, kto mi według tego każe żyć? Zły duch, który posługuje się często także najbliższymi, biednymi ludźmi, którzy uciekają jak wszyscy od krzyża. Niczego mi nie brakuje więc mogę jak Chrystus zawołać: „idź precz szatanie” kiedy Piotr zabrania Mu iść do Jerozolimy na spotkanie z krzyżem.
    Pozdrawiam wszystkich, dziękuję za pamięć o mnie i proszę o modlitwę

    #10 lipka
  11. #8 Januszu,
    ja też boję się przekreślać innych (z powodów podanych przez Ciebie).
    Jest to bardzo często odbierane jako brak rozsądku czy brak zdolności do obiektywnej oceny innych…
    Pozdrawiam Cię 🙂

    #11 julia
  12. Księże Biskupie,
    dziękuję za obszerne wyjaśnienia.
    Rzeczywiście, bardzo różnymi polskimi słowami jest tłumaczone greckie „hikanos”…
    Na początek zapamiętam, że „axios” tłumaczone jest przez „godny” w dzisiejszej ewangelii, w przypowieści o synu marnotrawnym i w Apokalipsie, gdy mowa jest o Baranku „jakby zabitym” a jednak żyjącym. Dał się zabić, bo pokładał nadzieję w Ojcu, nie w sobie. I dlatego jest godny otworzyć księgę…
    Dziękuję i pozdrawiam 🙂

    #12 julia
  13. Lipka , życzę Ci wytrwałości na drodze do świętości.
    Jesteś dla mnie prawdziwym świadkiem Chrystusa.
    Ja się nie zgodzilam na proponowany krzyż mojej córce i boleję nad opłakanymi skutkami/ Pan mnie wysłuchał po mojemu , jakby chciał powiedzieć – zobacz co z tego wynikło/.

    pozdrawiam i obiecuję modlitwę

    #13 Tereska
  14. Słuchałem homilii Ks. Biskupa wygłoszonej na Liturgii dziękczynnej wspólnot neokatechumenalnych…

    Albo to, w co wierzymy: Jezus Chrystus Ukrzyżowany i Zmartwychwstały, jest prawdą, albo nie mamy po co zawracać sobie i innym głowy.

    Dziękuję za słowa Ks. Biskupa, że potrzebne jest doświadczenie bezsensu, kryzysu; że to ma sens doświadczać własną bezradność i kruchość.

    Dziękuję za przypomnienie tego, że największą nagrodą na tej ziemi jest doświadczać tego, że Bóg jest wierny, że Słowo Boga wypełnia się w moim życiu.

    #14 g
  15. #9 basa

    Wszyscy chrześcijanie prawdziwie wierzący są wezwani do przekazywania świadectwa o Jezusie i Jego Ewangelii, więc myślę, że Biskupowi chodziło przez tą myśl o wszystkich chrześcijan.
    Ja też chciałbym pójść za Jezusem ale za bardzo trzymają mnie marności tego świata.
    Dzisiaj jak usłyszałem słowa z Ewangelii: „Jezus mu odpowiedział: „Lisy mają nory i ptaki powietrzne gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł wesprzeć”.”, to mi przyszły na myśl słowa kolędy: „Lisy mają swe nory i ptaki gniazdeczka, dla Ciebie brakło gospody, Tyś musiał szukać żłóbeczka.”. 🙂

    #15 chani
  16. lipka 10
    Czytając Twój wpis, jakbym widziała swoje życie.Zdaje się,że podobne losy, ja przeszłam samotnie różne doświadczenia, także ciężkich chorób, wiele miesięcy w szpitalach, zdaje się, że to wszysto jest już za mną. Tylko Bóg wie, co jeszcze mi przygotował. Wszystko jest darem i łaską. Niech Bóg będzie uwielbiony we wszystkim. Napisałam, że samotnie przeszłam to wszystko ale to nieprawda. Bóg był zawsze obok, ani na chwilę nie pozostawił mnie samej. Czy umiałam nieść te krzyże, te łaski? Nie wiem, pewnie dowiem się tego kiedyś, po drugiej stronie.
    Myślę Lipko, że to Twoje życie, to realizacja trudnego powołania, nie chcianego, odrzucanego przez wszystkich, pogardzanego. Nieśmiało myślę, że to także i moja droga do świętości. Pan Bóg wie, co dla kogo jest najlepsze, co możemy udźwignąć. Wiele razy słyszałam:,,ale tobie jest dobrze”. Jest dobrze, odpowiadałam, ale czy ty zamieniłabyś się na mój los, na moje życie? O nie, już wolę to które mam, nawet kłopoty z mężem i dziećmi. Zrozumiałam, że te osoby nie udźwignęły by samotnego kroczenia przez życie (chociaż z pozoru wygląda ono tak słodko), a ja być może nie spisałabym się w roli żony i matki.Doświadczenia mojego życia pozwalają mi przypuszczać, że taka jest właśnie wola Pana Boga względem mnie. I jeszcze jedno, nikt z nas nie jest samotną wyspą, żyjemy wśród ludzi, w miejscu pracy, parafii, w sąsiedztwie, mamy przyjaciół, znajomych dalszych i bliższych, dajemy coś z siebie każdemu, kogo Bóg postawi na naszej drodze i oni dają nam siebie, także w trudnych sytuacjach. Bóg przychodzi do nas w drugim człowieku, wtedy, gdy najbardziej tego potrzebujemy, wielokrotnie tego doświadczyłam.
    Myślę Lipko, że Ty również widzisz takich ludzi wokół siebie i tego Ci życzę. Byłabym zaszczycona poznając Cię blizej i służyć Ci swoją pomocą, ale zdaje się, że nie jesteś z Siedlec ani okolic. Pozdrawiam Cię serdecznie i obiecuję pamięć w modlitwie.

    #16 Maria
  17. #6julio,weroniko
    Podczas każdej Eucharystii wypowiadamy słowa: „Panie nie jestem godzien abyś przyszedł do mnie , ale powiedz tylko słowo a będzie uzdrowiona dusza moja”.
    W tym zdaniu zawiera się zarówno stwierdzenie nie-godności w sensie „sam z siebie nie jestem zdolny” lub ” w takim stanie jakim jestem ( po grzechu), nie jestem zdolny”, jak i decyzji: ponieważ wiem, jaki jest mój stan, zgadzam się na przyjęcia Słowa, na którym oprę jakąś decyzję, wybór, postawę wobec drugiego.
    Za chwilę potwierdzam te słowa publicznie wypowiadając „Amen” przy przyjmowaniu Ciała Pańskiego.
    To jest najlepsza droga, aby inna osoba nie mogła mnie poniżyć, wpędzić w depresję, nerwicę itp. Bo jak można jeszcze poniżyć mnie, gdy sam uznałem siebie za niegodnego? Owszem, jeśli ktoś pozbawia mnie jakichś złudzeń o mnie samym, to tylko powód do podziękowania, a nie złości czy myśli samobójczych.
    Piszę to, bo sam to przeżyłem. Na pewno terapie psychologiczne czy farmakologia mają tu jakieś zastosowanie, ale jedynie jako dobrze dobrany dodatek.
    Kluczem w tym przypadku było (jest) dla mnie świadome przyjmowanie Słowa jako oparcia w życiu – jako mojego życia.

    #17 grzegorz
  18. #15 chani
    Ja czytając ten komentarz miałam wrażenie, jakby Ks. Biskup zawężał go tylko do powołanych szczególnie do głoszenia Ewangelii.
    Z drugiej strony wiem, że Ks. Biskup mówi, że wszyscy jesteśmy powołani do głoszenia Ewangelii.
    Dlatego prosiłam o doprecyzowanie.
    Wolałam wiedzieć, co miał na myśli, niż się domyślać tego.

    #18 basa
  19. „I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie,
    nie jest Mnie godzien.”
    W niedzielę nie pojechałam na zakończenie roku wspólnot neokatechumenalnych. Zostałam ze względu na moich bratanków.
    Czy to znaczy, że bardziej kocham ich niż Boga?
    Tyle tylko, że gdybym pojechała, to byłoby to wynikiem mojego egoizmu.
    Bóg w ” Dialogu o Bożej Opatrzności” tłumaczy, że opuszcznie modlitwy w czasie, gdy wymaga tego potrzeba bliźniego nie jest złe, „lecz grzechem jest uchybić miłości bliźniego, którego powinno się kochać, służąc mu z miłości do Mnie”

    #19 basa
  20. Pięknie odniósł się do tego fragmentu Ewangelii nasz prezbiter. Powiedział, że jeżeli ktoś najbardziej ze wszystkich kocha Boga, to będzie kochał wtedy i swego ojca i matkę, i syna i córkę, bo będzie to miłość wypływająca właśnie z miłości Boga. 🙂
    A gdy Mu powiedziałam, że nie pojadę do Siedlec, powiedział, abym postąpiła według swojego rozeznania.

    #20 basa
  21. Teresko i Mario bardzo wam dziękuję za ciepłe słowa i modlitwę. Dziękuję Ci Teresko za twoje świadectwo, myślę, że masz wiele światła na swoje życie, a Tobie Mario szczególnie dziękuję za ten wpis ponieważ dzięki niemu mam świadomość, że nie jestem sama ze swoim krzyżem, bo samotność jest krzyżem i pewnie tak jak piszesz: „ja być może nie spisałabym się w roli żony i matki” nie mniej każdy chce być kochany i akceptowany, a rzadko kto szuka tej miłości w Bogu.
    Często lokujemy swoje uczucia w człowieku: w rodzicach mężu, dzieciach i pragniemy wzajemności . Nie ma człowieka, który może powiedzieć: jestem od tego wolny. To prawda, że jak piszesz mamy wielu przyjaciół i znajomych. Ja zawdzięczam im bardzo wiele, jednak doświadczam , że jeśli nie mam bliskiej relacji z Chrystusem to mogę mieć wszystkich i nikogo i wtedy przychodzi kryzys, samotność nieakceptacja swojego życia itd. i zazdroszczę tym, którzy mają rodziny, może nie jest tam słodko, ale są razem, myślą o tym drugim: to mój bliski.
    Jestem na drodze neokatechumenalnej i tylko tam słyszę, że tak zwane stare panny czasem szczerze mówią o swoim krzyżu (samotność nazywają krzyżem). Poza drogą rzadko która przyznaje się, że cierpi z tego powodu , bo w dzisiejszym świecie wstyd się przyznać do tego, że cierpię z powodu samotności, a jeszcze gorzej z powodu braku męża czy żony, z powodu choroby okey, ale samotność.
    Wiem że jeśli się nie ma relacji z Chrystusem to także można cierpieć w małżeństwie, jednak widziałam wielu ateistów, ludzi obojętnych religijnie, albo przeciwników wiary, którzy żyją zawieszeni na sobie i nie wyobrażają sobie życia bez siebie, a tego typu człowiek kiedy jest sam szybko wpada w depresję, albo chorobę psychiczną.
    Dzięki Bogu doświadczyłam słodkiej miłości Chrystusa i teraz kiedy się oddalił wspominam te piękne chwile i mam, nadzieję, że kiedyś nasyci mnie tak, że nie będę zazdrościć innym miłości, bardzo tego pragnę. Droga Mario mieszkam w Łodzi, ale może kiedyś zawitam do Siedlec wtedy mam nadzieję na spotkanie z tobą .
    Serdecznie pozdrawiam

    #21 lipka
  22. #20 basa
    Racja, „Gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu, tam wszystko jest na swoim miejscu. (św. Augustyn)
    Pismo mówi też: „Jeżeli miłujemy się wzajemnie, Bóg trwa w nas i miłość ku Niemu jest w nas doskonała.” (1 J 4,12)
    „Albowiem przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj, i wszystkie inne – streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego. Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa.” (Rz 13,9-10)
    „Przede wszystkim miejcie wytrwałą miłość jedni ku drugim, bo miłość zakrywa wiele grzechów” (1P 4,8)

    #22 chani
  23. Droga Lipko
    Nie wiem, czy się spotkamy, ale w życiu wszystko jest możliwe. Dzisiaj ofiarowałam w Twojej intencji Mszę św. i Komunię. Odnoszac się do tego co obecnie odczuwasz, to pewnie wiesz, że czs gdy On (Bóg) milczy i jest nieobecny, jest czasem prawdziwej łaski i Jego bliskości. W takim właśnie czasie Bóg z miłością działa w duszy, oczyszczając ją i przygotowując do większych darów, do większej zażyłości ze Sobą. Doświadczali tego święci, także Matka Teresa z Kalkuty. Polecam Ci dzieła św. Jana od Krzyża a szczególnie ,,Drogę na Górę Karmel”. Mnie w takich chwilach bardzo pomaga, przede wszystkim zrozumieć swój stan. Dobrze też mieć DOBREGO spowiednika. Pozdrawiam Cię i jeszcze raz zapewniam o pamięci w modlitwie.

    #23 Maria
  24. #22 chani
    dziękuje za uzupełnienie mojej wypowiedzi o Słowa Pisma Świętego.
    🙂

    #24 basa
  25. #24 basa
    Nie ma za co. 🙂

    #25 chani
  26. ’… Tak „Z tego, co kiedyś słyszałam w KRP, to Ks. Biskup rzeczywiscie dziwnie traktuje rodzinę.”. ale ja podobnie, wiec mnie to az tak nie dziwi, ale o tym moze pozniej.
    ‘Być moze zbyt dosłownie potraktował te słowa Ew „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie,nie jest Mnie godzien.I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie,nie jest Mnie godzien.Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną,nie jest Mnie godzien „’ – raczej nie, to tylko pretekst, tak ma(my).

    #26 Jurek

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php