W siódmą Niedzielę Wielkanocną obchodzimy Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. W roku A czytamy zakończenie Ewangelii wg św. Mateusza (28,16-20). To zakończenie nie mówi bezpośrednio o Wniebowstąpieniu. Fragment ten stanowi raczej obraz ostatniego spotkania Jezusa z uczniami, podczas którego Jezus daje im zapewnienie, że jest z nimi przez wszystkie dni aż do skończenia świata. Paradoksalnie: jest to ostatnie spotkanie, podczas którego Jezus zapewnia uczniów o Jego stałej obecności z nimi.

Daje też im polecenia, które stają przed nimi jako trwałe i nieodwołalne zadanie odnoszące się do wszystkich czasów i do wszystkich miejsc. To wynika z faktu, że Jezus może o sobie powiedzieć:  

Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi.
Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody,
udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego
 (Mt 28,18n).  

Te ostatnie słowa Jezusa ziemskiego, ale już zmartwychwstałego objawiają to, co jest specyficzne w Jego Osobie i w Jego misji.

1. Wszelka władza

Sformułowanie: „dana mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi” jest bardzo mocnym wyrażeniem. Odnosi się do władzy samego Boga nad całym wszechświatem. Jednak chyba nie to jest na pierwszym planie w wypowiedzi Jezusa. Nie chodzi tylko o ogólną władzę w sprawach niebieskich i władzę nad światem. Ta władza Jezusa ma swoje ukierunkowanie i swoją specyfikę. We Wcieleniu i w Męce i Śmierci Jezus stał się bliski człowiekowi. Jest to więc władza Boga, która staje się i urzeczywistnia przez Człowieczeństwo Jezusa.

Ten, kto wypowiada te słowa, to nie jest Bóg odległy, mieszkający w niebiosach i całkowicie transcendentny, a więc niedostępny dla człowieka. To nie jest Bóg który niejako z zaświatów kieruje światem i wydarzeniami ludzkimi. Jest to natomiast Ten, kto dotychczas bywał z uczniami, kto został ukrzyżowany i zmartwychwstał. To Ten, który mówi teraz z nimi. To ten, któremu oddają pokłon, mimo że – przynajmniej niektórzy – stale mają wątpliwości.

Ten, tak bliski człowiekowi Jezus mówi: „jest mi dana władza”. Jest to coś więcej niż tylko „mam władzę”. On tę władzę otrzymał właśnie dlatego w takiej mierze i w tak bliskim człowiekowi znaczeniu, dlatego, że w ludzkim wcieleniu stał się jako ktoś bez żadnej władzy, bo dał się przybić do krzyża. To On, właśnie w sytuacji oskarżenia, gdy usłyszał od Piłata, że ten ma władzę Go uwolnić i ukrzyżować, potrafił w zupełnie bezbronnej i w oczach ludzkich przegranej sytuacji powiedzieć: Nie miałbyś żadnej władzy nade mną, gdyby ci nie dano jej z góry (J 19,10n). Jezus przeżył swoją bez-władzę, swoją świadomie przyjętą bez-bronność. Wiedział, że władza jest z wysoka. Wiedział, że władza jest w rękach Ojca. Dziś i stale mówi o władzy, która mu została dana, a nie o władzy, którą ktoś uzurpuje na swój sposób – mniej czy bardziej legalny i poprawny.

2. Idźcie i czyńcie uczniami

Ten, mający wszelką władzę Jezus, poleca swoim uczniom: Idźcie i nauczajcie! Dosłownie: Idąc, czyńcie uczniami wszystkie narody. Idąc między narody, czyli między ludzi wszystkich narodów wprowadzajcie ich w stan uczniów. O co chodzi. Nie chodzi tyle i przede wszystkim o to, by coś czy nawet wiele wiedzieli o Jezusie. Chodzi o to, by przyjmowali postawę ucznia i szli za Nauczycielem.

Będzie dokonywać się to przez udzielanie chrztu, czyli zanurzanie tych, którzy uwierzą i zechcą iść drogą owej władzy, w tajemnicy Jezusa, w Jego śmierci i zmartwychwstaniu. Stając się uczniami będą coraz to więcej i głębiej doświadczać, że aby mieć udział w tej władzy z wysoka, która została dana Jezusowi, trzeba, podobnie jak On najpierw uznać, że jest ona z wysoka i że ten w niej otrzymuje udział, kto wyrzeka się swojej władzy nad drugim.

Trzeba przeżywać coś z bezwładzy i bezbronności związanej z krzyżem, by mieć udział we władzy zmartwychwstałego Pana. To zostaje dane każdemu uczniowi Jezusa dzięki posłudze apostolskiej. Ta tajemnica i tak praktyka trwa w Kościele. Ona trwa i jest jednym z najgłębszych przejawów prawdy Kościoła mimo najróżniejszych zniekształceń i nadużyć władzy w Kościele.  

3. Radość z obecności wstępującego do nieba

Kto otrzymuje i przyjmuje tę prawdę bycia uczniem raduje się, że staje przed nim perspektywa nowego życia. Jest to życie w zupełnie innym kluczu niż to, które człowiek chce utrzymać w swojej władzy. Chce utrzymać dla siebie i po swojemu. Jako uczeń odkrywa, że dobrze jest uczyć się coraz to więcej tego, by rezygnować ze swojej władzy i otrzymywać ją jako dawaną, jako niezależną od człowieka, od samego siebie.

Prawdziwym staje się ów paradoks, o którym mówi się właśnie w związku z reakcją uczniów na Wniebowstąpienie Jezusa. Oni cieszyli się z Jego odchodzenia od nich, gdyż wiedzieli, że w ten sposób Jezus będzie z nimi na nowy sposób: stale jakoby mniej uchwytny, ale stale bardziej obecny i bardziej działający. Bardziej okazujący wszelką władzę właśnie w nich, którzy mogą być i czasem wprost są pozbawiani najbardziej podstawowych praw i władzy. Właśnie wtedy uczniowie Jezus doświadczaj, że jest z nimi wszędzie i zawsze. Jest po wszystkie dni aż do skończenia świata.

Jest to tajemnica, której władcy tego świata nie pojmują i nigdy nie pojmą. Nie pojmą tak długo dopóki się nie nawrócą i nie staną uczniami.  

Panie, który wstąpiłeś do nieba, dawaj nam poczucie udziału w Twojej władzy
i uzdalniaj nas do rezygnowania i do tracenia naszej władzy.
Tylko tą drogąbowiem, jako Twoi uczniowie,
możemy iść za Tobą i być świadkami Twojej tajemnicy,
by jak najwięcej było tych, którzy stają się uczniami – na całym świecie, wśród wszystkich narodów i po wszystkie czasy.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

33 komentarze

  1. Tak więc chyba stałam się uczniem.Uczę się i uczę,a do zakończenia nauki droga prawie niedostępna jak do objęcia doczesnym mózgiem Boga i wszechświata.
    Dusza już więcej niż mózg obejmuje.Ciekawe to.

    #1 Ka
  2. „/Jezus Chrystus/… w ludzkim wcieleniu stał się jako ktoś bez żadnej władzy, bo dał się przybić do krzyża.”To mi wystarczy bo tylko ktoś bardzo wielki potrafi zejść tak nisko.Władza nie jest po to by panować lecz służyć. Pozdrawiam janusz f.

    #2 baran katolicki
  3. A ja mam pytanie do Księdza Biskupa: Kto układał te czytania liturgiczne? W drugim czytaniu w wierszu 17 jest „Bracia: Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznawaniu Jego samego”, a biorąc ten sam fragment z Pisma Świętego za Biblią Tysiąclecia: „[Proszę w nich], aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznaniu Jego samego” a wiersz wcześniej pisze: ” nie zaprzestaję dziękczynienia, wspominając was w moich modlitwach.”

    #3 chani
  4. Zaznaczam.Ja piszę nie na temat.
    Sprawa dotyczy modlących się kobiet w Katedrze Siedleckiej.Tak szczęśliwie się składa że w drodze do pracy mijam katedrę.Korzystam z tej okazji,uważam to za łaskę,wstępuję do świątyni na modlitwę.I prawie codziennie zastaję tam modlące się na głos kobiety.Są to grupki kobiet po 3 osoby,czasami 5 kobiet.Muszę dodać że godziny pracy mam nieregulowane i o różnej porze dnia odwiedzam naszą świątynię,czy to rano, czy przed południem
    Czasami 2 razy w ciągu jednego dnia zdarza mi się
    wstępować do świątyni i zastaję ten sam obrazek.
    Te panie podzielone są na grupki modlące się o różnych porach dnia.Każda grupka ma swojego „wodzireja”
    Nie dlatego piszę ze jestem przeciwna modlitwie kogokolwiek,ja też przecież wchodzę do świątyni żeby się pomodlić,ale ja do modlitwy potrzebuję ciszy i spokoju.Dużo ludzi wchodzi do świątyni codziennie i myślę że tak samo jak ja potrzebują ciszy do medytacji.W tym zagonionym i hałaśliwym świecie człowiek powinien mieć możliwość na zatrzymanie się właśnie w ciszy i spojrzenia głębiej na wszystko czym żyje,co myśli, za czym podąża.
    Ja już to zjawisko określiłam że „Katedra jest ciągle okupowana” przez tą garstkę staruszek.
    Piszę o tym tutaj, bo może ja się mylę.
    Rozmawiałam tylko o tym moim problemie ze swoim mężem,i on przestał zachodzić do katedry na codzień, twierdzi że jemu też to przeszkadza w normalnej modlitwie.
    Ja jak trafiam na taka grupkę „gorliwych” staruszek,po krótkiej modlitwie wychodzę,natomiast póżniej próbuję jeszcze raz,często zastając inną grupkę „gorliwych” pań.
    Może dałoby się zebrać te panie ze wszystkich kilkuosobowych grupek w jedną grupę modlącą się w tym samym czasie. Ich modlitwy są bardzo cenne,potrzebne dla całego Kościoła,ja tego nie neguję.Ale próbuję zrobić coś dla pozostałych którzy w ciągu dnia też potrzebują i czasu i spokoju na modlitwę w świątyni.
    Piszę to dlatego tutaj że może ja się mylę,może moje myślenie wymaga sprostowania?
    Będę wdzięczna za każdy komentarz.
    Pozdrawiam
    Z Panem Bogiem.

    #4 Anna
  5. Radość z radości wstępującego do nieba. Ciężko jest nam cieszyć się z utraty bliskiej osoby. Według mnie jest to rzecz naturalna. Pogrążamy się w smutku i żalobie. Zdarza się, że prowadzi to do zachwiania naszej wiary. Często, aby w coś uwierzyć, w tym wypadku jest to życie wieczne, człowiek potrzebuje namacalnego dowodu Jednak moim zdaniem, nic nie dzieje się przypadkiem. Pan Bóg ma dla każdego z nas określony plan, a każde wydarzenie nawet tak drastyczne, ma mieć na nas określony wpływ i nie powinniśmy w to wątpić. To właśnie nasza wiara w to, że osoba, którą kochamy, po śmierci odnajduje szczęście u boku Boga, a także stale jest obok nas jednak już w innej postaci może pomóc nam przetrwać te jakże ciężkie dla nas chwile.
    Uczniowie Jezusa cieszyli się z Jego Wniebowstąpienia, ponieważ właśnie ich wiara była bezgraniczna i wszechmocna. Wiedzili, że Jezus powróci do nich, aby być jeszcze bliżej nich i nakierowywać ich na właściwą drogę. Mam nadzieję, że z czasem moja wiara także będzie się umacniać, aż wkońcu stanie się bezgraniczna i nic nie da rady nią zachwiać. Tymczasem pozostaje mi wiele do nauki.

    Pozdrawiam oraz życzę szybkiego powrotu do zdrowia

    #5 Paula
  6. Ad #4 Anna
    Anno,
    wiem, że jest to pewien problem. Niektórzy uważają, że stale powinno się coś dziać. Nie dostrzegają sensu ciszy.
    Jeśli Pani zechce, proszę zwrócić się bezpośrednio do Księdza Proboszcza. Ja ze swej strony też mu o tym powiem, by się tym zajął, aby to lepiej rozwiązać.
    Dziękuję, że Pani o tym napisała.
    Będę wdzięczny, jeśli przy okazji Pani skontaktuje się ze mną.
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #6 bp Zbigniew Kiernikowski
  7. #4,
    Anno, moje życie to nieustanne zmaganie się z sytuacjami, które są nie po mojej myśli. Kiedyś próbowałem to wszystko ogarnąć /opanować/, ale na szczęście wszystkie moje wysiłki były bezskuteczne. Moja modlitwa to trwanie przy drugim człowieku, to nieprzespane noce, codzienny powrót do żony i dzieci.
    Dzisiaj modlę się nie tyle rozumem co sercem i tam znajduję odpowiednią ciszę do kontemplacji własnego krzyża.
    Dzisiaj potrafię odnaleźć ciszę nawet w największym hałasie, bo ten kto nie modli się nieustannie, nie modli się wcale.
    Moja modlitwa to moje życie.
    Pozdrawiam Cię i zapraszam do otwierania swojego serca na sytuacje,które nie są po twojej myśli.
    janusz f.

    #7 baran katolicki
  8. do #4 Anna –
    Ja króciutko, mnie takie grupki też przeszkadzają, podobnie do Ciebie, Anno, potrzebuję /jak wchodzę nie na mszę/ – ciszy.

    #8 Ka
  9. Nareszcie jakieś bratnie dusze :-). Czuję podobnie jak Anna. U nas w Białej Podlaskiej, blisko mojego miejsca pracy jest Kościół św. Antoniego. Jest to jedyna światynia w tym mieście w którym cały dzien jest wystawiuony Najświętszy Sakrament. Często tam zagladam z potrzeby serca aby pobyć troszeczkę w obecności Jezusa. Pobyć z NIM, wsłuchać się w to co do mnie mówi, czsami po prostu potrwać w milczeniu, w ciszy przed Bogiem. Tam też prawie zawsze są grupy osób, które odmawiają różaniec, śpiewaja pieśni maryjne.Pomijam już to, jak śpiewają bo kiedyś na moje uwagi zostałam bardzo nieprzyjemnie potraktowana przez księdza.Jak intruz, który sam nie wie czego chce a ja myślę, że wiele osób zapomina, że kto pięknie spiewa modli się podwojnie, czy dwukrotnie. Czy byle jaki, zafałszowany spiew jest miły Bogu ?. Mam mieszane uczucia. Ten kapłan kiedy go pytałam zbeształ mnie i dał za przykład Jana Pawła II, który potrafił modlić się w swietle reflektorów i dziesiątek dziennikarzy. I mu to nie przeszkadzało. Ale mi do Papieża daleko. Jestem prostą kobietą, ktora marzy o ciszy. Obecności w ciszy…z Jezusem w Eucharystii. Ale to mrzonki tylko……smutno mi.

    #9 Kama
  10. Inne kościoły są pozamykane i tylko przez drzwi, szyby i bardzo daleko od Tabernakulum można sie pomodlić. Przykre to. Czytałam kiedyś o pewnej parafii w centrum Warszawy gdzie Adoracja Najswietszego Sakrametu jest całą dobę. „Parafia przepełniona modlitwą”. Parafianie wspolnie z ks. proboszczem dochodzili do takiej sytuacji przez lata. Zaangażowane są wszystkie wspolnoty parafialne ale w świątyni zaraz po wejściu wyczywa się atmosferę niezwykłą. Klimat modlitwy. Dzieją się tam cuda :-). Mają np. przykłady niezwyklych uzdrowień bo…midlitwa ma potężna MOC. Szkoda.

    #10 Kama
  11. W Australii jest troche gorzej, nie tyle przeszkadzaja modlacy sie, ale zwykle to niemodlacy sie, czy to przed czy po Mszy sw. Bo w innym czasie, kosciol jest zwykle pusty. To jest nagminne/normalne tutaj, ze robi sie wrecz gwar jak na jarmarku lacznie z a moze szczegolnie Neokatechumenatem, ktozry majac Msze sw w holu, nie czuja obecnosci Pana Jezusa takze w kosciele i to zwykle stawali obok mnie i opowiadali sobie co tylko mozna, tak mi sie przynajmniej wydawalo. Gdy kantorowi zwrocilem uwage, ze nie wypada gwizdac obrazil sie. Czasem musialem sie przeniesc w inne miejsce, np. przed tabernakulum, gdzie pojawiala sie nowa grupka, nie rzadko nawet z ksiedzem, wychadzacym z zakrystii. Staralem/uczylem sie by o tym nie myslec (jak mowi sw Teresa z Avila rozproszenia sa tak natretne jak male dzieci, ktore staraja sie przeszkadzac w rozmowie doroslych, jesli sie je zignoruje znudzone same odejda), czasem mi sie to wrecz udawalo, teraz albo mniej to zauwazam, albo sie troche przyzwyczailem. Zwykle mawiam, jesli do zony mozna sie przyzwyczaic, to czemu nie do halasu.
    Ponadto rozprasza np podczas rozanca, jesli ktos mowi z inna intonacja, akcenetem, na wpol po wlosku, na wpol po angielsku, tzn po angielsku z wloska/polska „FULL of GRACE” wymowa, predkoscia. N.B. Gdy ktos zaspiewa „out of tune” Fr Sagay w IHoM potrafi zwrocic uwage, nawet w czasie Mszy sw. Jednak ku mojemu zaskoczeniu moja szwagierka, normalnie dosc krytyczna dr ang. powiedziala kiedys, ze ten (Justin z Indii), ktory mowi spiewajaco, bardzo glosno, zaciagajac akcentem, rozaniec wprowadza ja w gleboka modlitwe. Jest tez starszy gosc, z aparatem sluchowym, ktory przychodzi do St Finbar’s z sasiedniej parafii, siada w pierwszej lawce na szczescie raz na miesiac i „bezczelnie” wrecz krzyczy, kiedy wychodzi jest z siebie bardzo z sibie dumny, nie mam smialosci mu zwrocic uwage. Pierwsi jego sluchacze potrafia sie usmiechac, zauwazylem to nawet u nowego proboszcza. Ponadto sa ludzie ktorzy nie potrafia dobrze przeczytac czytan, a sie rwa i czytaja, czasem nic nie slysze, jestem przygluchawy. Wciaz mnie jednak cos ciagnie do kosciola dniem i noca, bo w nocy czesto bywal otwarty, nawet teraz gdy chyba wreszcie nauczylem proboszcza jak zamykac porzadnie drzwi (sa cztery drzwi) tzn. sprawdzic czy rzeczywiscie sa domkniete troche zaluje tego.
    Jurek jednak mimo wszystko od 16 lat w separacji

    #11 Jurek
  12. #9 Kama
    Tak mówią, że kto śpiewa modli się podwójnie, ale też mówią, że kto nie umie śpiewać a jednak śpiewa, modli się potrójnie. 🙂
    Myślę, że to dlatego, że musi pokonać w sobie coś, aby mimo braku tej umiejętności jednak śpiewać. Myślę, że ze śpiewem jest tak jak z modlitwą – dobry jest taki, który jest prosto z serca. 🙂

    #12 basa
  13. Bardzo dziękuje Księdzu Biskupowi za odpowiedż.
    Ja już kilkanaście razy pisałam o tym, zamierzając wysłać do księdza proboszcza parafii katedralnej,i za każdym razem kasowałam, nie wysyłając.Wiem, że sprawa jest delikatna i bardzo trudna.Nie chciałabym wywierać jakiegokolwiek nacisku,widzę po prostu problem.I myślę że jest to problem nie tylko mój,przypuszczam że setek wiernych odwiedzających codziennie świątynię.I tak, jak to pisze JanuszF,że jest to coś co nie jest po mojej myśli i powinnam to zaakceptować.Nauczona,muszę tutaj dodać, że przez mojego męża,że jeśli jest problem to o nim rozmawiamy i rozwiązujemy.
    Życie stawia nam codziennie nowe wyzwania,codziennie też dokonujemy wyborów,czasami wydaje się że wszystko nas przerasta,dlatego ja osobiście nie wyobrażam sobie mojej codzienności bez modlitwy,także a raczej w sposób szczególny przed NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENTEM.Czasami jest to obecność bez słów,
    ale obecność przed BOGIEM,ona daje mi siły do zmagania się z codziennością,do pokonywania trudności a także moich słabości.
    Te chwile ciszy są dla mnie najważniejsze i to one póżniej „procentują” w mojej pracy,w moim życiu rodzinnym.
    Wiem, że wszyscy mamy dobre intencje,ale czy w codziennym życiu dostrzegamy drugiego człowieka,
    czy myślimy tylko o sobie?
    Wielu może mi w tym momencie zarzucić że myślę właśnie o sobie,ale już pisałam,myślę też o setkach ludzi odwiedzających świątynię codziennie i szukających tam OBECNOŚCI NAJWYŻSZEGO.
    Nie oczekuję radykalnych rozwiązań,bo sprawa jest bardzo delikatna i bardzo trudna,ale może znajdzie się jakiś kompromis,który pozwoli wszystkim normalnie funkcjonować,modlący się na głos będą mieli taką możliwość i zarówno Ci którzy szukają w świątyni ciszy,też ją znajdą.

    Pozdrawiam serdecznie Księdza Biskupa i życzę obfitości BOŻYCH DARÓW w codziennej posłudze.

    Pozdrawiam również wszystkich piszących na tym blogu.

    Z PANEM BOGIEM.

    #13 Anna
  14. Tylko „przemiana siebie” pozwoli nie slyszeć halasu .Kiedyś sama wybiegalam z Kościola mocno zdenerwowana bo organista na zakonczenie Mszy Sw. dawał koncert organowy.Teraz czekam na taki „koncert” aby uwielbić nim Boga /zakochalam się w muzyce organowej/

    #14 Tereska
  15. Jednak dostrzeam subtelną róznicę pomiędzy koncertem organisty (np.naszego Pana Hurerta) a „cudownym” śpiewem starszych pań :-). Czy one kiedykolwiek myślą o tym, że to kogoś może rozpraszać ?.Myślę, że rozwiązanie tkwi w rękach przeora, proboszcza…po prostu powinien zadbać o potrzeby wiernych a nietylko jednej grupy.

    #15 Kama
  16. Może jestem dziwna, ale ja nie lubię koncertów w trakcie nabozeństw. Nie lubię np Mszy Św. z udziałem chóru, bo to pozbawia mnie uczestnictwa. Dlatego wolę te niedoskonałe śpiewy, w które mogę się włączać, od tych nawet najpiękniejszych, w których staję się tylko słuchaczem. 🙂
    Ale też lubię ciszę.

    #16 basa
  17. P.S. Poza tym dążenie do tego, aby śpiew był doskonały, wyklucza z uczestnictwa tych, którym, jak to się mówi, słoń nadepnął na ucho. 🙂
    A oni też mają prawo wielbić Pana śpiewem. Tak jak umieją.
    Takie jest moje zdanie inni mogą mieć inne.

    #17 basa
  18. Jeśli chodzi o modlące sie głośno kobiety w kościele katedralnym, to przyznam się , że spotykam się z taką sytuacją tylko po godzinie 8.00 rano, często wstępuję do katedry również i w innych godzinach i nie spotkałam głośno modlących się osób. Początkowo nie mogłam sie skupić na modlitwie, ale po którymś razie nauczyłam się. Tak szczerze, to nie widzę problemu. Jeśli tylko w jednym czsie te panie się modlą, to uważam, że należy to uszanować. Przypominam sobie jaka myśl przyszła mi do głowy za pierwszym razem ,,To dobrze Panie, że nie jesteś tutaj sam”. Nie wszystko musi być tak, jak chcemy. Modlitwa to też walka, zmganie. Pozdrawiam.B

    #18 Maria
  19. Ja tam lubię śpiewać, czasami sobie podśpiewuje przed Eucharystią albo jak wstąpię do kościoła.

    #19 chani
  20. #19
    Zostań więc kantorem 🙂
    Pisałeś kiedyś, że jesteś we wspólnocie neokatechumenalnej?

    #20 basa
  21. A ma myślę, że Jesus oczekuje od nas abyśmy dażyli do DOSKONAŁOŚCI :-). Dążyli czyli wkladali swój wysiłek, chęć. Ptrzecież rozumiem, że nie wszystcy świetnie śpiewają. Czasami jednak jest tak, że właśnie ci, ktorym „słoń nadepnął na ucho” wcale tego u siebie nie widzą i….fałszują bardzo głośno. Przecież nikt im nie zabrania spiewać tylko …może trochę pokory i szacunku dla innych ? i trochę ciszej ?.

    #21 Kama
  22. #21 Kama
    Dlaczego uważasz, że głośny śpiew jest wynikiem braku pokory a nie np. radości i chęci wielbienia Boga?

    #22 basa
  23. Myślę, że doskonałość nie jest celem samym w sobie.
    Myślę, ze za nią kryje sie ogromne niebezpieczeństwo, bo jesli wykluczymy z udziału w nabożeństwach wszystkich niedoskonałych wykonawców czy śpiewu, czytań czy recytacji, to któż sie zostanie i dla kogo ona będzie?
    Przecież większość z nas jest niedoskonała i nawet profesjonalisci sie mylą. 🙂

    #23 basa
  24. Jestem psalmistką. Kiedyś zniecierpliwiona swoimi pomyłkami chciałam zrezygnować. Przycież nie muszę śpiewać. Skoro nie potrafię zaśpiewać bezbłędnie…
    I im bardziej się starałam, tym gorzej mi wychodziło.
    A jednak organista na moje wątpliwości powiedział – śpiewaj.
    Wychodzę więc w pokorze i śpiewam tak jak potrafię. 🙂
    Wg kryterium doskonałości – nie powinnam.

    #24 basa
  25. #19 chani
    A może ty zostałbyś psalmistą? Pomyśl nad tym.
    Psalmistów za wielu nie ma.

    #25 basa
  26. #20 #25 basa
    Kantorem to raczej nie zostanę, bo „z moim głosem lepiej nie” 🙂 Lubię śpiewać ale sobie pod nosem a nie publicznie.

    #26 chani
  27. # basa
    No tak co prawda jestem we wspólnocie neokatechumenalnej ale nie wiem na ile ta wspólnota się utrzyma, mało osób do niej uczęszcza (max 12 z księdzem).

    #27 chani
  28. #26 chani
    Pan Bóg jest przewrotny. Ja też lubiłam sobie śpiewać pod nosem. Najlepiej w moim pokoju. Publicznie i do tego solo? Absolutnie nie.
    A On zrobił ze mnie kantora. Z moim głosem?
    Wciąż słyszę, że śpiewam za cicho, a głosno nie potrafię. Ciągłe zmaganie. A dodatkowo od zera nauczyć się grać na gitarze. W wieku czterdziestu paru lat. Czyste szaleństwo. Ciagłe zmaganie.
    Możesz zasłaniać się doskonałością. A możesz poddać się działaniu Boga.
    A wtedy da ci to, co na dany moment będzie ci potrzebne. Mi znowu dał. 🙂
    Dodam tylko, że Pan Bóg urabiał mnie conajniej rok, zanim się poddałam i zaczęłam uczyć się grać na gitarze. Wcześniej śpiewałam z braku laku, dopóki się nie wykluje jakiś kantor. 🙂
    A wspólnota, jeśli Pan Bóg zechce utrzyma sie. 🙂

    #28 basa
  29. No cóż…:-0 widzę, że nie tylko dzieci mają problem z czytaniem ze zrozumeiniem. Nie pisałam o wykluczeiu, całkowitej rezygnacji ze spiewania i tym podobnym rzeczach tylko o braku samokrytycyzmu wobec siebie. Ja nie pcham się tam gdzie nie pasuję. Nie bardzo wyobrazam sobie kantora ktory…. nie potrafi śpiewać. Bóg obdarza nas roznymi talentami ale byłabym ostrożna, że wydarzenia w które często sami z uporem maniaka się 'pchamy|” sa zgodne z wolą Boga. Czasami raczej z naszą :-).

    #29 Kama
  30. #29 Kama
    Zapewniam cię, że się nie pchałam. 🙂
    I nic nie pisałam, że nie potrafię śpiewać. :)Pisałam, że nie umiem grać na gitarze.
    I gdybym nie zaufała Bogu, że On może sprawić, że się nauczę, nigdy bym się nie nauczyła. Tymczasem widzę, jak On etapami daje mi to, co na ten moment potrzebuję. Tak jak małe dziecko. Najpierw podnosi głowę, potem siada, potem uczy się stać, na koniec chodzić (raczkowanie niektóre dzieci pomijają), tak ja posuwam się powolutku w grze na gitarze.
    Może tylko uzupełnię, co miałam na myśli pisząc z „moim głosem”
    Wszyscy mi mówią, że mam ładny głos. Ale niestety delikatny. We wspólnocie jest kilka mocnych głosów i to za nimi idą wszyscy. Nie za mną. To jest ta trudność.
    Dlatego opierałam się tak długo sądząc, że to nie ja powinnam być kantorem.
    I ja to tak odbieram, że to Pan Bóg chciał, abym ja nim została. Ty możesz mieć na ten temat inne zdanie.

    #30 basa
  31. Podobnie na temat doskonałości śpiewania. Możesz mieć swoje zdanie. Ale ja chyba mogę mieć swoje? 🙂
    A prawdę poznamy po śmierci.

    #31 basa
  32. Postanowiłam kontynuować wątek o modlących się na głos kobietach w Katedrze.Sytuacja z dnia wczorajszego.
    Ok. godz 8 modli się na głos jedna grupa kobiet.
    Ok.godz 10.50 trwałam na modlitwie w świątyni,przyszły dwie starsze panie,po ok 3-4 minutach w miarę głośnej rozmowy,zaczęły modlitwę na głos.Przede mną klęczała kobieta,obejrzała się jak widziałam zbulwersowana, i z różańcem w ręku,odeszła dalej,żeby spokojnie dokończyć modlitwę.Ja też przemieściłam się, bo też ta cała sytuacja przeszkadzała mi w modlitwie.Po kilku minutach dołączyła jeszcze jedna pani do tych modlących się na głos,więc razem były to 3 kobiety.
    W świątyni, w tym czasie było ok.30-40 osób trwających na modlitwie osobistej,w tym część czekających do konfesjonału.
    Tak jest codziennie.
    Ta sytuacja, dodatkowo przekonuje mnie, że jednak problem jest,ponieważ miałam wątpliwości, czy postąpiłam poprawnie pisząc o tym i poruszając ten temat.
    Nadal twierdzę, że sytuacja jest niezwykle trudna i delikatna,ale możliwa do rozwiązania.
    Pozdrawiam
    Z PANEM BOGIEM

    #32 Anna
  33. #32 Anna
    Widocznie mam więcej szczęścia.
    Może zwrócić grzecznie tym paniom uwagę, być może są nieświadome, że przeszkadzają.
    Na pewno jakieś wyjście się znajdzie, tylko trzeba próbować i bez złości.
    Pozdrawiam.

    #33 Maria

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php