Ewangelia czytana w czwartą niedzielę Wielkiego Postu w roku A (J 9,1-41) to ewangelia drugiego skrutynium na drodze katechumenatu. Jest to jeden z etapów, na którym człowiek przygotowujący się do chrztu czyli katechumen staje wobec prawdy Chrystusa jako światła danego dla odkrywania prawdy życia i dla życia w prawdzie. Katechumenat bowiem to wprowadzanie w tajemnicę Jezusa Chrystusa z całym życiem człowieka. Jest to bardzo wielostronny i długi proces.

Przeżywanie przez katechumenów wszystkich etapów formacji jest potrzebne i ubogacające nie tylko dla nich samych, ale także dla całej wspólnoty. Na to zwracają uwagę dokumenty kościelne. Jest to dziedzina, która w dużej mierze nie jest właściwie doceniona w naszym duszpasterstwie. Stąd wynika potrzeba przywiązania większej wagi do tego daru, jakim jest przygotowanie nowych członków Kościoła przez katechumenat we wspólnotach parafialnych. Szczególną okazją do tego są właśnie skrutynia odbywające się w niedziele Wielkiego Postu.

Pierwsze skrutynium, treściowo powiązane z ewangelią o Samarytance, koncentruje się na źródle życia, czyli na wodzie, która zaspokaja pragnienie, oraz odnosi się do kultu, który jest życiodajny. W drugim skrutynium motywem przewodnim jest otwarcie oczu niewidomemu oraz rozpoznanie i przyjęcie Jezusa jako światłości świata. , który obdarza życiem i otwiera oczy.  

Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd,
aby ci, którzy nie widzą, przejrzeli,
a ci, którzy widzą stali się niewidomymi
(J 9,39).

Mamy Ewangelią o uzdrowieniu człowieka niewidomego od urodzenia, a więc takiego, który nigdy nie zaznał światła, nie mógł oglądać piękna stworzenia i doświadczyć dobroci życia. Co więcej, jak wynika w dalszej części opowiadania, ten człowiek żebrał, a być może był wykorzystywany do żebrania.

1. Niewidomy – odniesienie do życia

Niewidomy od urodzenia przedstawia sytuację człowieka, który nie mając światła i mocy życia, żyje żebrząc, prosząc o życie. Żebranie to stałe oczekiwanie na jałmużnę. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że tym żebrzącym był niewidomy, wtedy jeszcze bardziej możemy wyobrazić sobie, jak wielkie musiało być jego oczekiwanie na to, aby ktoś mu coś podarował, i co mógł odczuwać nie mogąc komunikować się z otoczeniem za pomocą tego najbardziej bezpośredniego zmysłu, jakim jest wzrok. Był zupełnie zdany na innych. A jeśli był wykorzystywany, to jego życie było niejako uprzedmiotowione, jakby nie miało wartości samo w sobie.

Niewidomy od urodzenia jest obrazem człowieka podległego grzechowi, albo inaczej mówiąc, noszącego na sobie od urodzenia skutki grzechu. Stan ślepoty jest wiązany z grzechem pierworodnym, ale nie można go łączyć z grzechami uczynkowymi, jak wskazuje Jezus w odpowiedzi danej uczniom: „ani on nie zgrzeszył, ani jego rodzice”. Pytanie: kto zgrzeszył, zawiera w sobie pewien brak logiczny. Gdyby bowiem ta ułomność była konsekwencją grzechu tego człowieka, to musiałby on zgrzeszyć jeszcze przed narodzeniem (był niewidomy od urodzenia). Jezus ucina kwestię doszukiwania się winy. Nie neguje w ten sposób ogólnego związku ludzkiego cierpienia z grzechem człowieka. Prawdopodobnie chce jednak wykluczyć proste łączenie ułomności ludzkiej z konkretnym grzechem.

Dalej Jezus stwierdza, że stało się tak, „aby objawiły się na nim sprawy Boże”. Bóg bowiem podejmuje się ratowania człowieka zniewolonego, zaślepionego przez grzech pierworodny. To jest stan każdego człowieka od urodzenia. Jezus przyszedł, by wobec ludzi, wobec każdego człowieka dotkniętego grzechem i jego skutkami, spełnić dzieło Boga i objawić Jego chwałę. To On jest narzędziem Bożego działania i objawieniem chwały Bożej. Dlatego też wprost mówi: „Potrzeba nam pełnić dzieła Tego, który Mnie posłał, dopóki jest dzień” (J 9,4). Tam, gdzie jest Jezus, jest dzień; dzień działania Bożego, dzień Bożego światła. Tym specyficznym działaniem Jezusa jest wyzwalanie człowieka z grzechu, czyli z jego duchowej ślepoty, którą jest życie dla siebie, oraz dawanie człowiekowi nowego światła, nowego spojrzenia na własne życie. Spełni się to przez śmierć Jezusa na krzyżu i przez Jego zmartwychwstanie. Przedtem zaś, za czasu swego ziemskiego życia, Jezus wykonuje znaki, które wyobrażają i zapowiadają to, co później się stanie.

2. Uzdrowienie

Znak uzdrowienia ślepca dokonał się przez prosty gest Jezusa: „splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego, i rzekł do niego: «Idź, obmyj się w sadzawce Siloe», co się tłumaczy: Posłany”. Niewidomy tak uczynił i wrócił widząc. Trudno sobie wyobrazić, jak ten człowiek mógł pójść do wskazanej sadzawki, której nie mógł widzieć. Zakłada się więc, że go zaprowadzono. Jest to prawdopodobnie wskazanie na posługujących wokół chrztu, tych którzy towarzyszą katechumenom w przygotowaniu ich do przyjęcia tego sakramentu.

Niewidomy wypełnił polecenie Jezusa. Posłuszny Jego słowu poszedł – być może wspomagany przez innych – ku temu, czego nigdy nie znał, był bowiem ślepy od urodzenia. Poszedł z błotem na oczach i wrócił widząc. Zmieniła się całkowicie perspektywa jego życia. Zobaczył świat w sposób dotychczas nieznany. Ta przedziwna przemiana życia dokonała się wskutek spotkania z Jezusem. Odtąd mógł świadczyć, że był niewidomy, a teraz widzi. Przejrzał dzięki mocy Tego, który położył mu błoto na oczy.

Można być przekonanym, że się widzi, ale patrzeć tylko ze swego punktu widzenia i nie widzieć, nie widzieć poprawnie, nie widzieć w prawdzie. Można zaś mieć błoto na oczach – błoto własnych błędów czy oskarżeń bądź przypuszczeń o swojej winie, i dzięki posłuszeństwu Jezusowi, przejrzeć. Można więc doświadczyć, że jedynym właściwym punkt spojrzenia na wszystko jest posłuszeństwo Jezusowi, niezależnie od naszej winy czy jej braku. We wszystkim może się objawić chwała Boża.

3. Światłość życia

Cud uzdrowienia niewidomego od urodzenia w szabat objawia przede wszystkim dwie prawdy: grzech człowieka oraz bezgrzeszność Jezusa i Jego prorocką misję. Słowa: „nie zgrzeszył on ani jego rodzice”, wskazują, że chodzi o grzech pierworodny jako dziedzictwo każdego człowieka. Dotyczy to wszystkich ludzi, a w sposób szczególny faryzeuszy, którzy byli przekonani o tym, że widzą właściwie. W tym celu Jezus dokonuje owego gestu nałożenia błota na oczy niewidomego. Jest to gest symboliczny, wskazujący na brud, który przynagla człowieka, aby obmył się. W ten sposób człowiekowi została ukazana droga przejrzenia: uznanie siebie grzesznikiem i skorzystanie z obmycia (które jest obrazem chrztu) na polecenie Jezusa. To wiara w Jezusa jest ostatecznie światłem życia.

Jezus dokonał cudu uzdrowienia w szabat, czyniąc błoto ze swej śliny i z prochu ziemi. Dla faryzeuszy było to przekroczeniem prawa szabatowego i miało świadczyć o grzeszności Jezusa, a więc stanowiło zaprzeczenie Jego misji. Uderzające jest stwierdzenie, przynaglające uzdrowionego do uznania Jezusa za grzesznika: „Daj chwałę Bogu. My wiemy, że człowiek ten jest grzesznikiem”. Z drugiej strony zaś proste odwołanie się do faktu otwarcia oczu ze strony uzdrowionego: „Jedno wiem: byłem niewidomy, a teraz widzę” oraz: „ Bóg grzeszników nie wysłuchuje, natomiast wysłuchuje Bóg każdego, kto jest czcicielem Boga i pełni Jego wolę”.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

27 komentarzy

  1. -„TWOJA WIARA CIĘ UZDROWIŁA” -.Uzdrowienia w szabat wynikały nie z powodu celowego przekraczania prawa,ale z okoliczności.Jezus był zdroworozsądkowy.

    #1 Ka
  2. Tekst Ewangelii łączy się szczególnie z nazwą sadzawki: Siloe. Widocznie św.Jan przykładał jakąś wagę do znaczenia tej nazwy skoro tłumaczy jej sens: „Siloe – co znaczy : Posłany”.
    Warto wiedzieć, że sadzawka Siloe położona była w obrębie murów miasta w południowej dzielnicy Jerozolimy, a wodę do niej sprowadzano krytym kanałem ze źródła na wschodnim skłonie Ofelu. Długość sadzawki wynosi dzisiaj 16 m, szerokość 5 – 6 m, a głębokość ok. 7 m. W Święto Namiotów to z niej czerpano złotym dzbanem wodę i wnoszono do świątyni.
    Chrystus nawiązując do tego obrzędu, samego siebie porównuje do sadzawki Siloe, z której pić mają wierzący. Wskazuje też na DUcha Świętego.

    Sadzawka Siloe jest też pięknym symbolem modlitwy… Tylko czy wychodzę/wychodzimy (zwłaszcza gdy trudno, ciemno i „pod górkę”) na spotkanie rzeczywistości, która nazywa się Siloe – Posłany?
    Kapitalny tekst na okres WP i nie tylko.

    #2 morszczuk
  3. Oto cud uzdrowienia – dzisiaj Pan stworzył mi taką możliwość abym podeszła do pewnej osoby ze słowem przebaczenia.Wcześniej mi ją wskazał i przypomniał ,że noszę do niej uraz od wielu lat.
    Najpierw ją zaskoczyłam a pozniej usłyszalam tez przepraszam i zdumienie : nawet nie wiemy jak grzeszymy.
    Chwała Panu

    #3 Tereska
  4. +W czasie Wielkiego Postu, szczególnie „przykładamy się” we wspólnocie do celebrowania niedzielnego Słowa. Widzę 🙂 jak ono pokazuje mi mnie, ale też prawdę o Bogu. Widzę 🙂 też opór w nas przed przyjmowaniem go i dzieleniem. Dziękuję za komentarze, poszerzają nasze perspektywy.

    #4 s.jk
  5. ” Dotknij Panie moich oczu, abym przejrzał,
    dotknij Panie moich warg abym przemówił,
    dotknij Panie mego serca i oczyść je…” . Czas Wielkiego Postu dla wielu ludzi jest czasem zastanowienia, refleksji, wybaczenia, a być może zawrócenia ze złej drogi. Ale co potem? Czy nasza wiara w Boga, w Jego moc, Zmartychwstanie jest tak silne, że zło nas nie złamie? Czy potrafimy sami ze sobą realnie podjąć walkę duchową? Czy potrafimy głosić Słowo Boże z niczym nie skrępowaną wiarą i mocą?. ” Mamy być silni w Panu i Jego mocy” (Ef.6;10). Żeby zwyciężyć musimy używać Słowa Bożego przeciwko duchowym wrogom swojej duszy i wtedy ujrzymy zwycięstwo.

    #5 maba
  6. „Można być przekonanym, że się widzi, ale patrzeć tylko ze swego punktu widzenia i nie widzieć (…) Można też mieć błoto na oczach – błoto własnych błędów czy oskarżeń bądź przypuszczeń o swojej winie”… i też nie widzieć.
    To o nas, o mnie…
    Czasami jestem tą, która jest przekonana o tym, że widzę prawdę dotyczącą mnie, ale wtedy ktoś inny przedstawia o mnie inną prawdę…
    I jest też tak, że mając świadomość swoich grzechów, boję się poznać prawdę o sobie. Jakbym miała zamknięte oczy i nie chciała ich otworzyć…

    Zgodzić się z opinią innych na mój temat – to trudne…
    Otworzyć oczy i zobaczyć swoje grzechy w pełnym świetle – to trudne…
    Jest to możliwe tylko wtedy, gdy opinię o mnie wygłasza Ktoś, kto znając moje grzechy, nie przestaje mnie kochać. A prawdę o mnie wypowiada nie dlatego, żeby mnie poniżyć, ale tylko dlatego, że Sam jest Prawdą…
    Pozdrawiam 🙂

    #6 julia
  7. Są podobno trzy prawdy o każdym z nas :
    1- jak widzimy się sami,
    2- jak nas widzą inni,
    3- jacy jesteśmy naprawdę – to wie o nas sam Pan Bóg
    Tajemnicą jest kiedy grzesznik stanie się oczyszczony, w którym momencie przejrzy mając nałożone błoto swych grzechów na oczy, kiedy, w którym momencie „dotknie” go Słowo i stanąwszy obok siebie, zobaczy sam siebie w konkretnych sytuacjach. Zobaczenie wyrażne własnej grzeszności czasami jest szokiem i niesamowicie silnym przeżyciem bardzo bolesnym… na szczęście jest Sakrament spowiedzi, ktory dobrze przeżyty
    daje równowagę, spokój i umożliwia nawracanie się
    – to wielka Boża tajemnica, w której jest niesamowita moc. To sadzawka Siloe…- moja wola stanięcia w prawdzie wobec Słowa, jest tu kluczowa – to naprawdę boli by zrezygnować ze swoich racji…
    Obserwuję pewne dla siebie straty, mianowicie często tracę wolę walki o poprawę własnego bytu,
    tego by mi było lepiej, wygodniej, łatwiej. Przyjęcie zgody na przegraną nie jest jeszcze w mojej mocy…Tak myślę,że nie chodzi o to i Panu Bogu by dawać się deptać i poniżać przez innych by godzić się na m.inn. ubustwo wynikające z niesprawiedliwych rządów państwa czy konkretnych poczynań władzy jako takiej. Aktywność człowieka w słusznych sprawach czy to drugich, czy w swojej powinna być popierana przez uczciwych tego świata.
    Przecież w obronie najwyższej wartości-wiary /czy jej głoszeniu / w Jezusa Chrystusa nie jeden chrześcijan oddaje swe życie. Są różne powołania w Prawdzie, te wielkie i te malutkie…
    Panie, dodaj mi siły bym dobrze wypełniała swoje powołanie, by błoto własnych grzechów nie zaciemniało Twojego Oblicza w moim życiu…

    #7 niezapominajka
  8. Każdy z nas jest w pewien sposób ślepy. Tą ślepotą jest jakieś zamknięcie się na sprawy Boże. Nie postrzegamy Boga jako dobrego Ojca. Nie postrzegamy też innych jako swoich braci. Budujemy mury między sobą, mury nieufności, a często wręcz niechęci czy nienawiści…

    Jezus dokonuje nie tylko uzdrowienia fizycznego. On też otwiera oczy nam, niewidomym, w sensie duchowym. Otwiera ludzi na miłość Boga.

    Nie jest jednak dobrze gdy zaślepieni ludzie nauczają. Uważają siebie za tych, którzy „widzą” – poznali Bożą naukę, ale tak naprawdę jej nie rozumieją. Pouczają innych, bo uważają że mają do tego prawo, chociaż to, co mówią, jest niesprawiedliwe. Tacy zamiast przybliżać innych do Boga – oddalają.

    O tym jest ten fragment Ewangelii.

    #8 Rafaello
  9. W Ewangeli mozemy dostrzec dwie rózne postawy wobedc Jezusa.Postawe pozytywną,którą reprezentuje niewidomy cudownie obdarowany światłem wzroku i wiary ,oraz postawę negatywną, która reprezentują uczeni w Pismie,rodzice niewidomego,a takze jego znajomi.Przykład człowieka obdarzonego wzrokiem ukazuje nam cały proces rodzacej sie wiary ,poczawszy od spojrzenia ludzkiego,a skończywszy na pełnym wyznaniu wiary w bóstwo Jezusa Chrystusa.

    #9 m
  10. Dla mnie do tej pory jest szokiem, to co o sobie zobaczyłam w świetle Jego Słowa. Teraz trudno mi uwierzyć, że mogłam tkwić w takiej ciemności i żyć jak nakręcony pajacyk, nie mając żadnego punktu odniesienia do Boga, do Mądrości. Zadziwiające jest to, że minął już rok od mojego chrztu, a ja dalej dowiaduję się szokujących rzeczy o sobie.
    Kiedy trafiłam zupełnie nieświadomie dla mnie i zupełnie nie świadomie dla innych, do wspólnoty na drodze neokatechumenalnej – to tak jakby rozpętał się sztorm. Dla mojego życia rozpętała się burza. Posługując się liturgiami słowa, Bóg zaczął do mnie mówić. Wiedział kiedy ma przyjść z określonym tematem liturgii, żeby wyciągać mnie ze śmierci.Chodziłam, słuchałam, bałam się, dziwiłam, płakałam i powoli coraz więcej radowałam. Zaczęłam ufać że On mówi prawdę i podejmować decyzje, które zmieniały wszystko w moim życiu. Teraz wiem, że stawiając mnie wśród tych ludzi, On otoczył mnie miłością. Po prostu tak jest. Teraz czuję się, taki mam obraz na oczach, jakbym dwa lata temu stała w środku a bracia ze wspólnoty wokół mnie i oni są materialnym i duchowym wyrazem Jego Miłości, a ja zupełnie bez siły. Taki sposób dla mnie wybrał. Sposób dla mnie idealny. Oni poprowadzili mnie do sadzawki, w każdym wymiarze. Tak, ci ludzie grzeszni, czasem tak denerwujący, że trudno wytrzymać, sami zniewoleni wieloma kłamstwami złego, sami żyjący łaską Pana, poprowadzili mnie. Zadziwia mnie to ciągle, że tacy słabi, tacy słabi… a poprowadzili mnie, może nie zdając sobie nawet do końca z tego sprawy, jak oddział szturmowy. Ich wiara, na samym początku, podtrzymywała mnie. Ich wiara i ufność była podmuchem który rozpala ognisko od jednej iskry. Dzięki temu, że na liturgiach otwierali się i mówili co o sobie usłyszeli w Słowie Bożym, ja zaczynałam słyszeć, co Bóg chce do mnie powiedzieć. Zaczynałam rozumieć, że Pismo Święte nie jest tylko do słuchania, ale do słuchania i życia nim.
    Pan nałożył mi błoto na oczy i posłał żebym się obmyła.
    Chrzest Święty, Bierzmowanie, Eucharystia.
    Tak, sporo już wiem o sobie…i tu się śmieję, bo wiem też, że wiem malutko. Pan Bóg jest paradoksalny! Zadziwiający! On ciągle mówi do mnie poprzez katechumenat na drodze neokatechumenalnej, takie rzeczy o mnie, których sama nie wiem, a kiedy już zaczynam słyszeć, wierzyć i rozumieć – widzę, że to oczywiste.
    Zapraszam do katechumenatu tych, którzy mają szczere pragnienie aby Pan poprowadził „mnie” tak samo jak Abrahama! Tak samo jak Mojżesza! Jakuba! Józefa! Karinę! Bo to nie są historie do poczytania, porozważania na blogu czy gdziekolwiek, to zaproszenie Boga do takiej przygody, jakiej sobie byśmy sami nie wymyślili. Pan przygotował dla każdego z nas jedyną, wspaniałą przygodę. On stworzył nas nie po to żebyśmy żyli dla pracowania, pracowali dla chleba, jedli żeby mieć siły do pracy, pracowali dla chleba, jedli…
    Droga daje możliwość wejścia w głębokie relacje z tymi których Bóg wybiera dla mnie, czy mi się podobają czy nie… i sprawia cud, że Miłość jest pomiędzy ludźmi, bo On jest!
    Na Jego wzór i podobieństwo! Jak relacja GŁĘBOKA Jezusa do Ojca, Ojca, który wszystko Synowi oddaje, w Duchu Świętym.
    Zapraszam, tych, którzy pragną być znakiem Jego obecności, znakiem tego, że Bóg istnieje (bo wielu ludzi w to nie wierzy)do katechumenatu pochrzcielnego na drodze. Nie umiem wypowiedzieć rzeczywistości jaką dane jest przeżywać na drodze. Bóg odziera tam ludzi z życia dla siebie i daje przez to, pozwala być właśnie na Jego podobieństwo. Bo albo odejdę, jak konkretna osoba wkurza mnie do białej gorączki, albo będę z nią walczyć cały czas…albo wreszcie uwierzę, że On tę osobę kocha więc może da mi miłość do tej osoby. Tak w skrócie, po prostu, jak umiem. Resztę trzeba przeżyć, żeby zrozumieć.
    Odwagi!

    #10 Karina
  11. A jak już uwierzę, że mogę kochać brata ze wspólnoty, którego zazwyczaj ścierpieć nie mogę, bo Pan go kocha, i oddam to Jemu i powiem temu bratu, że go często nie znoszę i piekło się rozpęta i bunt i płacz i zgrzytanie zębów, a potem modlitwa, potem sakrament pokuty i pojednania i faktyczne, realne próby pojednania, często żmudne, często kończące się fiaskiem, a potem znowu Słowo, że On kocha tego człowieka, a potem ten człowiek się otwiera i mówi czego w życiu doświadczył, co przeżył i zaczynam rozumieć i widzieć, że na tego człowieka Bóg też ma wyjątkowy plan, tak jak na mnie i wreszcie jestem wolna. Wolność od kłamstw złego! Wolność, bo ktoś jest jaki jest, ale to MNIE Bóg zmienia i mogę czuć radość kiedy widzę tę osobę. Potem nawet pewnie kochać ją, tęsknić za nią. Aż wreszcie jak Pan pokarze mi na łonie wspólnoty, że mogę karmiąc się Jego Słowem, Ciałem i Krwią, przyjmować innych jakimi są, nie próbując ich zmieniać, mieć pokój i radość, pomimo tego, że drugi jest inny, nie rozumuje tak jak ja, nie czuje tak jak ja, to wtedy wiem, że mogę w Nim iść dalej, do innych, i wiem, że On ma moc, abym mogła kochać człowieka. Wiem, na przykład, że kiedyś będę mogła tak spotkać się z moją Mamą, która śmiała się jak poszłam kiedyś w niedzielę do Kościoła. Teraz wiem, że na życie mojej Mamy Pan Bóg też ma plan. A ja jestem słaba.
    A On jest MOCNY!

    #11 Karina
  12. Dziękuję za czas rekolekcji. Był to czas bardzo dla mnie owocny i dający do myślenia. Podczas słuchania rekolekcji zrodziło się we mnie pewne pytanie. Jeśli ksiądz biskup będzie łaskaw prosiłbym o odpowiedź.

    Najpierw kilka słów na temat mojej historii.

    Przed 10 laty odszedłem z Seminarium Duchownego po trzech latach pobytu, ponieważ zakochałem się w pewnej dziewczynie, która obecnie jest moją żoną i z którą mam dwójkę dzieci. Od czasu do czasu zastanawiam się czy decyzja była prawidłowa, czy nie poszedłem na łatwiznę.

    Generalnie jest we mnie pragnienie świętości, które chciałbym realizować. Jednak jest również takie odczucie, iż mogłem wybrać źle co psuje czasem motywację … Wtedy kiedy odchodziłem z Seminarium wydawało mi się że tak będzie najuczciwiej.

    Zastanawiam się czy Bóg szanuje wolność człowieka na tyle, że człowiek może wybrać swoje powołanie? Czy człowiek jest naprawdę wolny i czy zatem może popełnić błąd w wyborze powołania nie będąc przez Boga odrzuconym? Czy w ogóle mam szansę być świętym w oczach Boga? Od czego tak naprawdę zależy świętość? czy od jakości relacji z Bogiem? Czy w wyborze drogi życiowej można zakopać swój talent? Czy można powiedzieć że świętość osób konsekrowanych jest większa od świętości osób świeckich? Co tak naprawdę jest miarą świętości?

    #12 Nikodem
  13. Nikodemie ja usłyszałem,że wybrałem plan B,czyli ten gorszy,bardziej krzyżowy.Chyba coś w tym jest ale odwagi chłopie bo zbawienie przychodzi przez krzyż.Nie dość,że na drodze byłem z planu B to jeszcze po 13 latach zszedłem do planu C właśnie na etapie tego Słowa.Do dzisiaj nie wiem co było tego przyczyną.Być może zabrakło tych,którzy zaprowadzili by mnie do mojej sadzawki Siloe.Poszedłem tam sam i chyba nie trafiłem lub nie zmieściłem się w czasie. Pozdrawiam janusz f.

    #13 baran katolicki
  14. Nikodemie, teraz nie ma po co wracać do tego co było, zastanawiać się co by było gdyby…Poszedłeś drogą małżeństwa, rodziny i na tej drodze masz realizować swoją świętość. Ona (ta świętość) jest osiągalna dla każdego z nas, jeśli będziemy o tym pamiętali i starali się wypełniać wolę Bożą. Każdy człowiek ma swoją, niepowtarzalną drogę do świętości i nie można porównywać się z nikim innym. Potrzeba świętych kapłanów, świętych zakonnic, świętych małżonków i świętych samotnych. Każdy z nich ma dążyć do świętości w sobie właściwy sposób, zgodny z dokonanym wyborem stanu. Inaczej więc będzie wyglądać np. modlitwa kapłana (ma przypisane modlitwy liturgii godzin, Mszę św. i inne sposobności do modlitwy), inaczej matki. Inne są też obowiązki stanu, nie można więc porównywać, stosować miary świętości (może jedynie tą miarą będzie miłość). Trzeba też pamiętać, że nawet jeśli uważamy, że popełniliśmy życiowy błąd, to Pan Bóg potrafi pisać prosto na krzywych liniach ludzkich losów. Ufajmy tylko i powierzmy Mu siebie, swoich bliskich i swoje sprawy, czasem poplątane i nieudane. W moim życiu także trochę się poplątało i nie wiem czy to był taki zawiły plan Pana Boga względem mnie, czy moje złe wybory. Wiem jedno, tak jak teraz jest to droga na której mam się uświęcić i zbawić.
    Pozdrawiam. M.

    #14 Maria
  15. Zastanawiam się nad Twoimi kolejnymi pytaniami, Nikodemie i próbuję na nie odpowiedzieć, biorąc pod uwagę swoje życie, próbuję odpowiedzieć też dla siebie… Każdy może – nie zależnie od stanu – w pewnym momencie swojego życia – zacząć je analizować… Ale tak zastanawiam się, Nikodemie i pytam teraz z kolei Ciebie: Czy możemy myśleć o odrzuceniu i zniewoleniu przez Boga w jakimkolwiek momencie naszego życia? Może wtedy, gdy nam się wydaje, że zrobiliśmy coś przeciw Niemu? Ale każdy rodzi się, by w życiu doczesnym – niezależnie, kim jest – dążyć do świętości. Życie swoje – dzień po dniu – zapisywać kartami miłości do Boga, dziękować Mu za każdy dany dzień, za bliskich i kochanych, a kiedyś może dla każdego przyjdzie czas tej łaski, że będzie wiedział, iż wszystko, co robi, robi z Woli Bożej i nie będzie odczuwał tego jak zniewolenia, ale wielką radość ze współpracy w swym życiu z Panem i będzie dziękował Mu za drogę, na jakiej go Stwórca postawił… Pozdrawiam serdecznie! 🙂

    #15 MałgorzataW.
  16. #12 Nikodemie 🙂
    Pytasz:
    „Czy można powiedzieć że świętość osób konsekrowanych jest większa od świętości osób świeckich?”
    Pan Jezus nic nie mówił o różnych stopniach świętości. Zaproponował przystępującym do Niego drogę błogosławieństw jako drogę realizacji swojego szczęścia i świętości od „dzisiaj”…
    Pytasz o wolność człowieka…
    Podoba mi się, co na ten temat napisał o. A. Pelanowski:
    „Wolność jest bogactwem, którego udzielił nam Bóg w sposób NIEODWRACALNY. Dary Boże są nieodwołalne. Bóg NIE COFA RĘKI Z DAREM,cofa ją jedynie wtedy, gdy REZYGNUJE Z KARCENIA.
    Wielu ludzi odczuwa poważny opór przed uświadomieniem sobie, czego naprawdę chcą w życiu, a tym bardziej – czego chce od nich Bóg. Są jednak i tacy, którzy już wiedzą, czego Bóg od nich oczekuje, ale nie podejmują rozstrzygnięcia. Dlaczego?
    Bo każda decyzja wymaga JAKIEJŚ FORMY WYRZECZENIA, porzucenia, rezygnacji.
    Irvin Yalom zapisał znamienne słowa na ten temat: Każdemu „tak” odpowiada jakieś „nie”, każda decyzja eliminuje i niszczy inne możliwości”. I dał porównanie do 2 Kor 1,18-22.
    Pozdrawiam Cię:)

    #16 julia
  17. Nikodemie, oczywiście, że mogłeś popełnić błąd.Ale nie chodzi tu przede wszystkim o błąd w wyborze sposobu życia, ale o błąd stanu Twojego ducha, gdy tego wyboru dokonywałeś.

    #17 grzegorz
  18. Trudne pytania Nikodemie,ale odpowiedź na nie znajduje się w Tobie.

    #18 Ka
  19. #10-11 Dziękuję Karinie za piękne świadectwo … Ufam również, że plan Boga wobec mnie …się realizuje… nawet gdy często MU przeszkadzam …Bóg potrafi przemienić serce … doświadczam Jego dobroci …dziękuję też za trud i cierpienia bez których nie byłoby zrozumienia.
    Julii dziękuję za TAK i za NIE 🙂
    Pozdrawiam i dziękuję wszystkim tu piszącym.

    #19 owieczka
  20. Swiatło i przejrzenie, jak pięknie widzieć, dostrzec to u drugich… Jeśli dotyka mnie, po prostu płaczę ze wzruszenia…

    #20 niezapominajka
  21. Dziękuję wszystkim za bardzo ciekawe odpowiedzi. Myślę, że w moich obawach i wątpliwościach tkwi wiele płaszczyzn, które się ze sobą splatają (wychowanie, rodzina, wydarzenia, psychika, duchowość i wiele innych). Wszystko to ma wpływ na mój wizerunek Boga jaki mam w sobie lub jaki sobie wytworzyłem. Oczywiście mam świadomość sakramentu i tego że właśnie w nim Bóg również uczestniczył. Mam również świadomość tego, że Bóg jest ZUPEŁNIE INNY niż umiem zrozumieć. Jak w każdym z Was jest i u mnie wielka potrzeba pójścia za wolą Boga i z tego wszystkie wątpliwości wynikają… Przekonałem się jednak trochę dzięki Wam, że nasze życie do dynamika i brak zniewolenia, którym byłaby sytuacja gdyby Bóg już wcześniej zaplanował nam życie w takim lub innym stanie. W rekolekcjach, które wygłosił Ksiądz Biskup usłyszałem również bardzo ważne przesłanie: błędem w człowieku jest zerwanie owocu poznania dobra i zła w życiu, czyli to że JA WIEM co jest dla mnie dobre, a co złe. Być może to moja pycha lub duma (bałwochwalcza świętość) prowadziły mnie na drogę kapłaństwa…

    #21 Nikodem
  22. Ad Karina
    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie! Wspaniałe jest dla mnie widzieć kogoś, kto cieszy się swoim chrztem i nawracaniem. Myślę, że może Pan w swojej miłości tak przewidział, że w świecie w którym chrzci się dzieci, niemowlęta, niektórzy bracia są wybrani dla wszystkich abyśmy z wami przeżywali chrzest, ten Wasz i nasz wtedy również.
    Wiesz, byłam kiedyś na chrzcie kobiety, która była już kilka lat we wspólnocie neokatechumenalnej w Serbii. Pamiętam szczęście w jej oczach i tę pierwszą Eucharystię, w której uczestniczyła. Tam we wspólnocie podczas Eucharystii osoby nieochrzczone wychodzą do innej sali obok po homilii i nie widzą tej części Eucharystycznej. Wracają przed błogosławieństwem.
    Tak więc po chrzcie ona na prawdę pierwszy raz to widziała, pytała jak ma trzymać ręce, co powiedzieć. Ta nowość i świeżość bardzo pomagały przeżywać to, co faktycznie się stało.
    Twoich oczu Karino, nie widziałam, ale bliskie mi są Twoje słowa, za które dziękuję i czuję jak jesteś mi siostrą w Chrystusie i modlę się za Ciebie. Też nawracam się w nowych sytuacjach od nowa i uczę wierzyć, że w Nim mogę przyjąć drugiego człowieka.
    Jeszcze raz pozdrawiam.

    #22 AnnaK
  23. Ad #12 Nikodem i dalsze wypowiedzi oraz komentarze
    Ile zainteresowania i zaangażowania wzbudziło Twoje pytanie i postawienie sprawy! Bardzo dobrze. Jest w nas tyle pytań i tyle gotowości do odpowiedzi. Kiedy je wydobywamy, możemy się tym dzielić i sobie wzajemnie pomagać.
    Dopowiem jeszcze w kwestii świętości.
    Jest to bowiem bardzo istotna strona naszego świadomego życia chrześcijańskiego. Dobrze jestr, gdy topytanie soebie stawiamy. Nie jest dobrze, jeśli niejako po swojemu chcemy temu zaradzić i stworzyć niejako „własny” obraz świętości.
    Pragnienie świętości może wówczas stać się bałwochwalcze. Tak się może dziać, gdy jest ono oderwane od konkretów życia – od koncepcji życia jako historii zbawienia.
    Człowiek jest wolny w odpowiadaniu. Ty kiedyś, podejmując decyzję o wystąpieniu z Seminarium, odpowiedziałeś jak wtedy umiałeś. Odpowiedziałeś będąc uwarunkowany różnymi czynnikami. Dziś może patrzysz na niektóre z nich inaczej. To się nie „odwróci” czy tego nie przywrócisz. Popatrz na to, jako na danóCi wówczas i dawaną teraz szansę odpowiadania w wolności. Tę wolność zdobywa przez zaparcie się siebie i zawierzenie siebie Bogu w konkretach swej aktualnej sytuacji – każdego dnia.
    Nie należy myśleć, że „świętość” osób konsekrowanych, że jest jakby z natury większa czy lepszej kategorii.
    Miarą świętości jest nasza gotowość odpowiadania w wierze na wolę Boga objawioną (spełnioną) w Jezusie Chrystusie, w Jego Misterium Paschalnym i to każdego dnia (zob. np. Ps 95,7-8: dziś (każdego dnia to dziś jest inne, ale zawsze dziś), jeśli głos usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych; por. Rz 6,22; Hbr 10,8-10).
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #23 bp Zbigniew Kiernikowski
  24. #19 owieczka,
    Dziękuję za uśmiech i pozdrawiam Cię serdecznie 🙂

    #24 julia
  25. Księże Biskupie! Czy ja dobrze rozumiem, że miarą świętości jest codzienne odpowiadanie Bogu „tak” na wszystko co spotyka mnie w życiu? Jeśli się nie zgadzam z tym co mnie spotyka, buntuję na moją rzeczywistość tzn. że jestem daleko od świętości a jeśli chwalę i dziękuję Bogu za historię mojego życia, za męża, dzieci, trudności jakie mam dzisiaj, ciężkie choroby tzn, że jestem bliżej?

    #25 jadwiga
  26. #25 jadwiga

    Jak to śpiewa Arka Noego: „Każdy święty chodzi uśmiechnięty” :), więc jeśli mimo różnych trudności uśmiecham się, dziękuję Bogu za wszystko co mi uczynił, to można powiedzieć, że jestem bliżej świętości.

    #26 chani
  27. Podpierając się o własne doświadczenia i łaski, które uzyskałam, pragnę powiedzieć i zachęcić wszystkich do regularnej spowiedzi i najlepiej ciągłego przyjmowania ciała Pana Jezusa. Najlepszym lekiem dla naszej duszy jest właśnie Bóg.Jestem szczęśliwa, że już to odkryłam :)Nie chce żadnych przerw od Niego.

    #27 monika

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php