Po Chrzcie w Jordanie Jezus był kuszony na pustyni judzkiej przez diabła. Następnie, usłyszawszy, że Jan Chrzciciel został uwięziony przez króla Heroda, opuścił Judeę i przeniósł się do Galilei. Tam, nad Jeziorem Galilejskiem, w Kafarnaum, rozpoczął swoją działalność publiczną. Rozpoczęcie głoszenia Ewangelii właśnie w Galilei ma swoją wymowę. Była to w pewnym sensie – w stosunku do Judei – ziemia jakby gorsza, czy drugiej kategorii. Ziemia Neftalego i Zabulona, Galilea pogan – do nich odniesione zostały słowa proroka Izajasza o ludzie przebywającym w ciemności i czekającym na światło. 

Znamienne jest, że Ewangelista łączy te dwa wydarzenia. Oznacza to, że zostaje otwarty nowy etap historii zbawienia. Jezus będzie to wyrażał też na różne sposoby, że do Jana Chrzciciela była czas proroków. Jan był z nich największym i ostatnim. Teraz, z wystąpieniem Jezusa następuje nowy etap, który wnosi nową jakość w pojmowaniu i przeżywaniu zbawienia. Jest to czas głoszenia Ewangelii. Ten czas głoszenia Ewangelii przez Jezusa jest wprowadzeniem do tego, co będzie stanowiło treść Ewangelii. Będzie to ukrzyżowanie i zmartwychwstanie Jezusa. Dlatego Jezus wzywał do nawrócenia, obwieszczając, że bliskie jest królestwo Boże.  

Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie (Mt 4,17).

Wezwanie Jezusa skierowane do ówczesnych ludzi było wypowiadane w kontekście ich życiowych problemów. Ewangelista zaznacza, że Jezus nauczał w synagogach i głosił Ewangelię i leczył wszelkie choroby i słabości wśród ludu. Leczenie chorób ludzi, którzy spotkali Jezusa, było znakiem Jego władzy i autorytetu. To stwarzało, swoisty punkt zaczepienia wzbudzający zainteresowanie i gotowość słuchania. Co więcej – Jezusowi chodziło ostatecznie, aby ludzie weszli we wspólnotę z Nim a  przez Niego z Bogiem Ojcem. Dlatego też, głosząc Ewangelię i uzdrawiając choroby powoływał. Powoływał niektórych, aby z kolei oni byli jakby narzędziami w spełnianiu tego wezwania do kroczenia za Nim jako Posłanym przez Boga dla uzdrowienia sytuacji człowieka.

1. Pójdźcie za Mną  

Przechodząc nad brzegiem Jeziora galilejskiego skierował do rybaków, Szymona i brata jego Andrzeja, a później dwóch innych braci, Jakuba i Jana, zajętych swoją pracą, proste słowa. Pójdźcie za mną. To stało się skutecznym wezwaniem, które spowodowało, iż zostawili swoje sieci, czyli swój zawód i swój warsztat pracy, także swoje rodziny i swoje życiowe plany. Odtąd wszystko w ich życiu miało się zmienić. Mieli stać się rybakami ludzi.

Zjawisko, że ktoś pociąga za sobą ludzi i ci za nim idą było znane w historii ludzkości i nadal niejednokrotnie się dzieje. Z różnych powodów powstają takie grupy i partie wokół jakiegoś lidera. Dokonuje się to najczęściej dla osiągnięcia określonych celów. Jezus też ma swój cel, dla którego powołuje. Ci powołani mają stać się rybakami ludzi.

W chwili powołania tego celu zapewne nie rozumieli. Nie rozumieli prawdopodobnie niczego poza jednym. Ten wzywający ich człowiek miał w sobie moc, która przemieniała. Powodowała to, że kto w nim się spotkał i na kogo On spojrzał powołując go, ten zmieniał sposób widzenia i oceniania wszystkiego, co go otaczało i czym żył. Dlatego było możliwe pozostawienie i pójście. To oznaczało nawrócenie. Czyli odwrócenie się od dotychczasowego spojrzenia na życie i spoglądanie na oczyma Tego, kto powołuje. Tak oni zapewne to przeżyli. Czekało ich to, że także oni będą kiedyś to robili. Kiedy się nawrócą, zwłaszcza po Jego śmierci i zmartwychwstaniu, kiedy zostaną wyposażeni w Jego moc, będą podobnie jak On głosili Ewangelię i wzywali do nawrócenia. Będą za tę sprawę też, tak jak On oddawali życie. Będą wszystko widzieć w innym świetle i będą działać z Inn mocą. Będą rybakami ludzi, by ich wprowadzać w tę Jego tajemnicę.

2 Jezus leczył wszystkie choroby wśród ludu

Odnosiło się to, jak już wyżej powiedzieliśmy do chorób dręczących ludzi na ciele i na duszy. Możemy jednak wnioskować, że to Jezusowe leczenie chorób wśród ludu nie ograniczało się do leczenia pojedynczych ludzi. To leczenie zmieniało Także relacje między ludzkie. Człowiek jest bowiem chory przede wszystkim na chorobę ducha. Jest nią zwichnięte wskutek grzechu patrzenie na życie. Jest nią własne poznanie dobra i zła. Patrzenie na wszystko z własnego punktu widzenia.

Oczywiście czasem horyzont tego spojrzenia jest trochę poszerzony i nie jest całkiem egoistyczny. Jest jednak zawsze ograniczony przez lęk o siebie, przez lęk przed śmiercią i wszelkim umieraniem czyli traceniem siebie. Wskutek tego człowiek tak chory nie jest w stanie żyć w pełnej komunii z drugim człowiekiem. Żyje w takiej mierze, jak daleko sam to uznaje za możliwe. Dochodzi do linii swego horyzontu i widzi, że dalej nie zdoła, bo sam z siebie nie jest w stanie zaprzeć się siebie na rzecz drugiego. Nie jest zdolny do całkowicie bezinteresownej miłości. Jest w tym zablokowany lękiem o siebie. Skutkiem tego jest choroba wśród ludu, czyli brak miłości, niesprawiedliwość społeczna, nienawiść a czasem nawet wykluczenie kogoś przez zabójstwo w takiej czy innej formie. To jest choroba ludu, który nie zna miłości, nie zna Ewangelii, nie zna nawrócenia. W takiej społeczności – liczy się korzyść, prawo silniejszego.

Człowiek potrzebował uzdrowienia z tej choroby. Jezus zaczyna to czynić przez cuda uzdrowień z chorób fizycznych i w swoim nauczaniu będzie diagnozował chorobę ducha. Takim będzie, następujące po czytanym w tę niedziele fragmencie Ewangelii, ogłoszenie błogosławieństw. To jest recepta na chorobę ludu. O tym więcej powiemy przy innej okazji.

3. Potrzeba zostawienia siebie

Spojrzenie Jezusa i Jego wezwanie powodowały w człowieku inne spojrzenie na wszystko, co go otaczało. Uzdalniało go do przyjęcia Ewangelii i wejścia do królestwa niebieskiego. To było w każdym, kogo Jezus spotkał szansą przeżycia przemiany. To było nawrócenie, czyli przemiana myślenia i wartościowania wszystkiego. To była metanoia, czyli inna mentalność.

Ta nowa mentalność rodziła się ona i nadal rodzi się ze spotkania Jezusa. Z przyjęcia Jego sposobu patrzenia na wszystko i Jego sposobu myślenia. Oznaczała ona i zawsze będzie oznaczać jakieś konkretne zostawianie czegoś z siebie. Czasem mniej czasem więcej. U podstaw leży jednak zawsze kwestia wejście w relację z Osobą Jezusa, którego przepowiadanie i którego spojrzenie doprowadza w człowieku do zaistnienia gotowości i podjęcia decyzji, że warto zostawić i pójść za Nim.

Królestwo niebieskie jest blisko. Stale jest blisko. To zależy od tego, czy zacznę spoglądać na wszystko, na moje „królestwa” oczyma Jezusa i zostawiać, by mieć w sobie Jego ducha.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

30 komentarzy

  1. Ja poproszę każdego o zrozumienie Jezusa.
    Jeżeli zrozumiesz poznasz Go,a jak poznasz żyć tu będzie Ci łatwiej.
    Przynajmniej duchowo.

    #1 Ka
  2. Dotarła do mnie prośba zespołu Full Power Spirit. A ponieważ bardzo cenię tych muzyków za to, co robią, zdecydowałam się wykorzystać blog Księdza Biskupa, by uczynić zadość ich prośbie. Oto ona:
    „Chciałbym zwrócić się do Was z prośbą o publikację – w mediach którymi administrujecie, forach, portalach społecznościowych, BLOGACH, – informacji o nowym przedsięwzięciu zespołu Full Power Spirit.

    Kilka dni temu światło dzienne ujrzał nasz nowy teledysk do piosenki „Światło, Życie, Solidarność” który poświęcony jest jednej z najważniejszych postaci drugiej polowy XX wieku w Polskim Kościele Katolickim – księdzu Franciszkowi Blachnickiemu – założycielowi ruchu Oazowego.

    Poniżej przesyłam gotową do publikacji informację a w załączniku logo zespołu FPS do jej zilustrowania. Zamieszczam też linki do teledysku

    Można go pobrać tutaj http://wyslijto.pl/plik/hf5ctc0d2r131770 albo obejrzeć tutaj http://www.youtube.com/watch?v=H2yBmIzdtM8

    Z góry dziękuje za pomoc w promocji tego przedsięwzięcia. Myślę że postać która inspirowała nas do pracy nad piosenką i klipem jest na tyle ważna i istotna że warto ją przedstawić / przypomnieć jak najszerszej grupie ludzi.

    Za publikację newsa i teledysku w możliwie widocznym miejscu bardzo dziękuję! będę też wdzięczny za przesłanie linka do opublikowanej wiadomości.

    Pozdrawiam serdecznie i życzę wszelkiego dobra w niedawno rozpoczętym roku 2011, który dla nas jest jednocześnie rokiem jubileuszu 10-lecia działalności artystycznej.

    Mirek Kurczuk – full Power spirit

    tel. 503-497-422″
    p.s. Szczególnie zachęcam do obejrzenia teledysku na youtube
    🙂
    katechetka

    #2 katechetka
  3. „człowiek tak chory nie jest w stanie żyć w pełnej komunii z drugim człowiekiem…” tak się ostatnio czuję. Nie wiem czy warto wchodzić w komunię z tą osobą/osobami, kiedy już wiele razy doświadczyłam z jej/ich strony chamstwa, wywyższania , odrzucenia….

    #3 Magdalena
  4. Ad #3 Magdalena
    Jak długo będziemy myśleć, że nie warto, ta nasza choroba pozostanie. Skoro zaś zaczniemy się zbliżać do Jezusa z gotowością, aby On dokonał cudu uleczenia (naszej przemiany spoglądania itp.), może okzazać się to spełnione.
    Nasza decyzja na to zbliżanie się do Jezusa i prośba o nasze uzdrowienie jest bardzo trudna i w pewnym sensie przeciwko nam (przeciwko staremu człowiekowi we mnie).
    Wiary i odwagi!
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #4 bp Zbigniew Kiernikowski
  5. Własną mocą niczego nie dokonasz. To Jezus Chrystus żyjąc w naszym sercu kocha drugiego i tylko On buduje komunię z drugim. Bez Niego możemy się zastanawiać, kalkulować, a i tak poniesiemy klęskę.

    #5 anka
  6. Z tego co wiem, do nawrócenia potrzebna jest jakaś najmniejsza bodaj baza u człowieka, który ma się nawrócić – jakaś iskierka wiary, choćby nadzieja, że Bóg istnieje lub pragnienie, aby istniał.
    Wydaje się więc, że najważniejsze to wzniecić tę iskierkę, bez tego nawrócenie nie jest możliwe, bo Bóg nie działa wbrew woli człowieka: „nie łamie trzciny nadłamanej”, ani nie gasi „tlącego się knota” (por. Iz 42,3).
    Pozdrawiam
    janusz f.

    #6 baran katolicki
  7. #2 – Full Power Spirit, super!
    #3 – Cóż znaczy odrzucenie grupki ludzi w stosunku do p.Jezusa. Cóż warte siłowe tej grupki się trzymanie.

    #7 Ka
  8. #6 Nie nawracajmy człowieka na siłę.
    Pozwólmy człowiekowi /tak jak ma/ na życie.

    #8 Ka
  9. Jan Chrzciciel, pokorny świadek uwieziony.
    A ja ? czy pozwolę ” uwiezić” swoje zle sklonności, aby iść za wezwaniem Chrystusa?
    To moje „zwichnięte patrzenie” wciaż idzie ze mną, wprowadza w bład, zaśmieca serce.

    Chyba, zeby mnie uwiezić. A to jest krzyż, o którym łatwiej mówić niż dobrowolnie dźwigać .

    #9 Tereska
  10. Widzę wyraźnie, że jednak mój duch jest chory. Mówią, że moje spojrzenie na innych nie jest egoistyczne, ale ja wiem, że bywa zabójcze…
    Przygnębia mnie, że może nawet tym, co robię, promuję siebie…
    Taka jest diagnoza.
    Pozdrawiam 🙂

    #10 julia
  11. W moim życiu, nie wiadomo skąd, przychodzą takie momenty zniechęcenia, beznadziei i rutyny, kiedy wiele spraw wydaje się bezsensownych.
    W takim stanie jestem teraz… I naprawdę mam wrażenie, że nawet Bóg jest daleko, że nie słyszy mojego wołania, że jest obojętny na to, że po prostu cierpię duchowo, zaczynam wątpić.

    Ale kerygmat, który otrzymuje w Słowie, ma moc podobną do mocy słów Chrystusa wypowiedzianych do przyszłych Świadków Jego Śmierci i Zmartwychwstania : „Pójdźcie za mną!”, „Oni zostawili wszystko i poszli za nim”.

    Ten kerygmat, który zostaje mi dany, wzywa do zmiany sposobu patrzenia na to, co mnie spotyka. Z jednej strony obnaża moją słabość i bezsilność, a z drugiej daje ducha nadziei, daje obietnice. To właśnie dzisiaj otrzymałem w Słowach:

    Pan Cię zawsze prowadzić będzie, nasyci duszę twoją na pustkowiach.
    Odmłodzi Twoje kości, tak, że będziesz jak zroszony ogród i jak źródło wody, co się nie wyczerpie. (Iz 58, 11)

    #11 g
  12. Wczoraj słuchałam ciekawej interpretacji tego fragmentu Ewangelii. Dlaczego Jezus wybrał rybaków ? …Bo umieli zarzucać sieci, co nie jest łatwe.
    Zarzucić sieć i pozostać w łodzi… nie wypaść z niej …nie zgubić (nie zagubić) się…
    Ma to odniesienie do naszego powołania: małżeństwa czy kapłaństwa. Zarzucając sieć na to, co chcemy przygarnąć dla siebie i dla Boga stojąc twardo w miejscu własnego powołania (nasze pasje,zainteresowania, przyjaźnie…nawet nasza religijność ). Prawdziwa miłość nie ogranicza wolności drugiego człowieka, nie powinna. Zachowanie własnej osobowości pomimo konieczności ,,utraty siebie” jest potrzebne i sądzę że nie stoi w sprzeczności, jeżeli właściwie realizujemy własne powołanie.

    #12 owieczka
  13. Czy możliwe jest aby narkoman w stanie nietrzezwosci modlił się? Czy ważna jet taka modlitwa?

    #13 j23
  14. Czy możliwa jest modlitwa narkomana w stanie nietrzeźwości? Czy taka modlitwa jest ważna?

    #14 j23
  15. „Powoływał niektórych, aby byli jakby narzędziami w spełnianiu wezwania do kroczenia za Nim jako Posłanym przez Boga dla uzdrowienia sytuacji człowieka”
    1. dobrze, że są tacy, którzy chcą być tylko narzędziami
    2. dobrze, że ich odnajduję; a dostrzegam ich coraz więcej – niektórzy żyją dziś, inni żyli kiedyś
    3. uzdrawiają moją sytuację pocieszając (gdy popadam w zwątpienie), bronią (przed popadaniem w samozadowolenie), opowiadają (o swoim powołaniu i jego realizacji), pokazują (sens mojego życia, gdy wydaje mi się bez sensu)
    4. pamiętam o nich
    #12 owieczka,
    dziękuję, że podzieliłaś się tą interpretacją 🙂
    Pozdrawiam 🙂

    #15 julia
  16. #13 j23,
    a kto ma oceniać ważność tej modlitwy?
    Wydaje mi się, że nie my – ludzie. Choć może mamy taką pokusę.
    Przypomina mi się modlitwa grzesznika – celnika i modlitwa faryzeusza – człowieka bogobojnego. Pan Jezus jednoznacznie ocenił ich modlitwę. I była to ocena różna od ludzkiej.
    Psalmista mówi: „z głębokości wołam do Ciebie, Panie”. Czyż nie jest to sytuacja narkomana, który widzi swoją małość wobec Pana Boga i szuka ratunku?
    Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂

    #16 julia
  17. Ad #13 j23 i #14 oraz #16 julia
    Julio,
    bardzo słusznie odpowiedziałaś.
    W modlitwie nie chodzi o jej „ważność” lecz o prawdę i prawdziwość zwrócenia się do Boga.
    Człowiek może znaleźć się w zagubionej (odurzonej) sytuacji z powodu tego, że inni go w to wprowadzili (zastawili zasadzkę – zob. np. Ps 35,7n; 57,7), albo z powodu tego, że wystąpiły – jak to mówimy – obiektywne trudności (oplotły mnnie więzy śmierci – Ps 116,3), albo dlatego też, że sam „wprowadził siebie” w taką sytuację przez swoją głupotę i pychę czy jakkąkolwiek tzw. słabość (zob. np. Ps 7,13; 14,1; 53,2; Sir 31,7).
    Misja Kościoła polega m.in. na tym, by wszystkim, którzy wpadli we wszelkiego rodzaju zagubienie się, nieść Dobrą Nowinę (Ewangelię), że jest Ktoś, do kogo można wołać w każdej sytuacji, podobnie jak Jezus na krzyżu, i nie doznać zawodu (zob. Ps 22 oraz Hbr 5,7 w całym kontekście).
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #17 bp Zbigniew Kiernikowski
  18. #17 Ks. Bp ZbK,
    Dziękuję za biblijne uporządkowanie powodów, wskutek których człowiek może znaleźć się w sytuacji zagubienia.
    🙂

    #18 julia
  19. Ad #1 Ka
    Jezusa nie zrozumiesz nigdy. W rachube wchodzi tylko wiara.
    PS.Przepraszam cie, jesli sie narzucam.

    #19 Mawoj
  20. #19 Mawoj,
    Syn Boży stał się człowiekiem, byśmy mogli Go poznać najbardziej jak to jest możliwe. I przekonać się o Jego miłości, która jest faktem. Dzięki temu każdy człowiek może poznawać Jezusa nie tylko przez wiarę, ale przez doświadczanie tu i teraz Bożej miłości. Tak myślę, ale mogę się mylić…
    Z nadzieją, że nie potraktujesz mojego komentarza jako narzucanie się 🙂

    #20 julia
  21. Człowieczeństwo Jezusa przybliża Boga do człowieka , który doświadczając Jego miłości pełni wolę Boga…z oddania a nie poddaństwa. W ten sposób człowiek coraz bardziej poznaje… (rozumie) siebie i Boga też, w pewnym sensie. Tak myślę.
    Julio, dziękuję … miło, że zauważyłaś 🙂

    #21 owieczka
  22. #19 – Mawoj,coo Ty? Dlaczegóż miał/a/byś się narzucać?Myślę że częściowo rozumiem p.Jezusa.Przynajmniej w postaci jakiej był – człowieczej.ON JEST SUPER.SUPER PRZYJACIEL.Hmm… .

    #22 Ka
  23. Mówią, że wystarczy tylko wierzyć by być zbawionym. Staje się to prawdą, gdy jestem obdarty ze swoich możliwości i mądrości. Gdy po prostu, po ludzku już nic nie mogę. Nie pozostaje wtedy nic jak tylko zawierzyć: „Panie Boże, Jezu, musisz mi pomóc, bo jeśli nie Ty to kto? Ty możesz wszystko…”

    Gdy jednak jest normalnie, gdy czuję że mogę wiele zrobić, samo zawierzenie jest pustosłowiem. Trzeba sięgnąć głębiej, dotknąć swego grzechu, egoizmu zaprzeczającego miłości.

    Czasem udaje mi się zobaczyć w nieprzyjacielu biednego człowieka i zrozumieć, jak ważna jest troska o niego. Ale najczęściej stary człowiek dochodzi do głosu, pod pozorem dobroci chce ustawiać wszystko pod siebie…

    #23 Zbyszek
  24. „…To leczenie zmieniało także relacje międzyludzkie. Człowiek jest bowiem chory przede wszystkim na chorobę ducha. Jest nią zwichnięte wskutek grzechu patrzenie na życie. Jest nią własne poznanie dobra i zła. Patrzenie na wszystko z własnego punktu widzenia.” cyt.Ks.Bpa
    Jakże mylące czasami bywa własne widzenie problemu czy siebie , doświadczam czasami tego stanu…ale przecież powinien człowiek kierować się tzw. zdrowym rozsądkiem, prawdą obiektywną, wzorami etyczno- moralnymi, zdaniem autorytetów, itp. no i wtedy może być mniej rozczarowań z własnej oceny, czy postępowania. Żródło uzdrowienia widzę w Ewangeli i oparciu się o wspólnotę wspólnie nawracającą się i poddaną działaniu Słowa Bożego przemieniającego serca jeśli „otworzy” się na Słowo.
    Dużym wsparciem i drogowskazem dla mnie osobiście są rozważania Księdza Biskupa i poszczególne wpisy Wasze, Drodzy Blogowicze… serdecznie dzięki …

    Julia#10
    Nie zawstydzaj mnie i nie wpędzaj w kompleksy… ;), bo jeżeli Twój duch jest chory, to co mam powiedzieć o swoim czy inni mi podobni.
    Uważam,że jeżeli oprzemy „swego ducha” o prawdy płynące z Ewangelii i będziemi przy tym pokorni a jednocześnie śmiało głoszący swoje zdanie z możliwością jego korekty, to…wtedy jest szansa na „zdrowego ducha”, tak mi się to widzi…
    cieplutkie pozdrowionka

    #24 niezapominajka
  25. Julio, bardzo cenne są Twoje wpisy, Nie ustawaj w Drodze służenia swoją wiedzą, bardzo imponującą i wzbogacajacą mam nadzieję nas , czytających… 🙂

    #25 niezapominajka
  26. Ad #23 Zbyszek
    Zauważyłam, że sama z siebie najczęściej widzę nieprzyjaciela jako silnego przeciwko mnie i też wtedy dopiero w bezradności wołam o ratunek do Pana. A przecież ta prawda jest tak mądra, że grzesznik odcina się od Boga i będąc w niewoli zła cierpi straszliwie – pozwala mi przyjmować moich nieprzyjaciół z cierpliwością. A przede wszystkim w tej perspektywie już nie chcę wprowadzać pokoju za wszelką cenę. Taak, potrzebujemy Jego perspektywy.
    Ad #24 niezapominajka, #10 julia
    Niedawno też wpadłam w jakieś takie oskarżanie siebie i płakanie nad swoim duchem, aż zwróciłam się do Pana i otworzyłam Słowo, „nie nazywaj nieczystym tego, co Bóg oczyścił”.
    Tak mi powiedział. Dobrze jest być w relacji ze Słowem, które mówi to, co jest potrzebne, czasem uczy pokory, czasem podnosi człowieka. Polecam 🙂
    I pozdrawiam

    #26 AnnaK
  27. #24, #25 niezapominajko,
    jesteś dla mnie bardzo miła 🙂
    Nie było moim zamiarem kogokolwiek zawstydzać, raczej ze wstydem dostrzegłam smutną prawdę o sobie. Ale (nie ma przypadków!) dzięki temu poznałam prawdę o Twoim wielkim sercu, które postanowiło mnie pocieszyć 🙂
    #26 AnnoK,
    masz rację – „bycie w relacji ze Słowem” uzdrawia, bo umożliwia spojrzenie na siebie z innej perspektywy, nie swojej. Jeśli stawia diagnozę trudną do przełknięcia, to tylko po to, by wskazać lekarstwo, czy – jak to ujął Ksiądz Biskup – dać receptę.
    Pozdrawiam serdecznie 🙂

    #27 julia
  28. Julia #27
    Droga Julio, wielkie serce poznaje się na ogół baaardzo długo. Przyznaję, mam dobre serce a…wielkie – to chyba marzenie małego serca…
    Tak sobie rozmyślam dla pocieszenia i siebie, że
    ważne jest ,by mieć dobre serce ale czasami ono boli, kiedy muszę być twarda dla niektórych poczynań mego syna. Serce wtedy musi być twarde by nie pękło ze smutku…ale jak to zrobić by było twarde?!!- nie da się „znieczulić” zupełnie i szukam teraz pocieszenia w nadziei na dobre rozwiązania problemów syna a tu …zostaje jedynie modlitwa do Ducha Pocieszyciela , do Anioła Stróżą mego syna, do Boga- Mocy wszelakiej…
    Pewne jest,że po burzy, zawsze zaświeci słońce , a po smutku przychodzi i radość czasmi zupełnie niespodzianie…
    pozdrawiam nadzieją

    #28 niezapominajka
  29. Niezapominajko , nie jesteś sama z takimi problemami .Powiem Ci,że serce mniej boli/znieczula je pokój/,gdy pozwoli się dzieciom ponosić konsekwencje ich czynów.Dobrze by było ,gdyby sami zaangażowali swoich Aniołow Strozów ,a ze tego nie robią to ja wysyłam codziennie ich Aniołow po pomoc do Św. Ojca Pio.
    Ktoś powiedział ,że Aniołowie wielu osób są na bezrobociu , ale moi mają z pewnością wiele pracy.
    Modlmy się wzajemnie za swoje dzieci

    #29 Tereska
  30. Dzięki Teresko za ten wpis 😉
    pozdrawiam

    #30 niezapominajka

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php