Uroczystość Podwyższenia Krzyża daje okazję, by spojrzeć na krzyż jako narzędzie zbawienia. Właściwie, i to brzmi paradoksalnie, jako narzędzie życia, nowego życia, a nawet trzeba powiedzieć: nieśmiertelnego życia. Mamy bowiem życie, które ma swój kres i jest życie, które nie ma kresu, jest wieczne. Kluczem w przejściu z jednego do drugiego jest właśnie krzyż, podjęty przez naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Historia zbawienia, jaką Bóg prowadzi z ludzkości po grzechu, to historia przeprowadzania człowieka przez tę granicę, za pomocą klucza krzyża. Skutkiem bowiem grzechu, była i jest śmierć. Jej podjęcie jest drogą do życia. Z takiej perspektywy spoglądamy na typiczny epizod przedstawiony w Księdze Liczb, a przywołany przez dzisiejszą Liturgię Słowa. 

Każdy ukąszony,
jeśli tylko spojrzy na niego,
będzie żył (Lb 21,8n)

Lud wędrował po pustyni. Szedł z Egiptu ku Ziemi Obiecanej. Oprócz geograficznego dystansu, musiał przebyć dystans, jaki po grzechu dzielił człowieka od Boga.  Ostatecznie to Bóg w Jezusie Chrystusie przyszedł do człowieka, by go do siebie na nowo przyprowadzić. Wcześniej jednak Bóg stopniowo i etapami to przygotowywał.

Sytuacja człowieka po grzechu – sytuacja na pustyni

Przedstawiona scena z wężami odzwierciedla sytuację człowieka. Znajduje się on na pustyni w wędrówce. Nie wszystko dzieje się po jego myśli. Nie jest to bowiem raj, ale pustynia. A człowiek ma w sobie to, co zabrał z grzechu, mianowicie swoje poznanie dobra i zła, i wolę, aby wszystko działo się według jego planów. Gdy tak się nie dzieje, człowiek przeżywa kryzysy, trudności, traci cierpliwość, buntuje się i walczy. Takie doświadczenie jest czasem powodem do poszukiwań, rozwoju, postępu itp. W dążeniu do pokonywania trudności człowiek staje jednak wobec pewnej granicy, która jest w nim samym. Bóg stawia więc człowieka przed wydarzeniami, faktami, które mu pokazują jego ograniczoność.

Na pustyni, właśnie dla ratowania szemrzących przeciw Bogu i Mojżeszowi, Bóg zesłał jadowite węże. Jest to znak dany tym buntującym się przeciw historii., jaką Bóg prowadzi z człowiekiem w celu wyprowadzenia go z niewoli siebie i doprowadzenia do poznania prawdy o sobie i wolności wobec siebie. Te małe stworzenia, powodujące śmierć, sprowadziły ludzi do poczucia bezradności. W konsekwencji zaś do uznania ich rzeczywistej sytuacji zależności od Kogoś większego, przeciwko komu wcześniej buntowali się. Jest to bolesna i twarda rzeczywistość, ale do człowieka w jego sytuacji po grzechu, pewne prawdy nie dotrą inaczej, jak tylko przez doświadczenie śmierci w różnych jej przejawach.

Dlaczego wąż miedziany ? Czego miał być znakiem ?

Bóg nie zesłał jadowitych węży po to, by ludzie umierali i pozostali w śmierci, ale by w tej konfrontacji ze śmiercią zobaczyli skutki swego działania, by nawrócili się i uznali swoje właściwe miejsce w historii. Ci, którzy wcześniej szemrali przeciw Bogu i Mojżeszowi, później, gdy umierali, zwracali się o pomoc i otrzymali narzędzie ratunku: węża miedzianego uczynionego przez Mojżesza na polecenie Boga. Był to obraz tej rzeczywistości, która ich kąsała i pzyprawiała o śmierć. Nie był to znak, który zwalczałby węże, lecz po prostu znak, przypominający im to, co ich zabijało.

Potrzebne było tylko spojrzenie w posłuszeństwie na ten obraz węża. To spojrzenie nie było jednak lekarstwem prewencyjnym, który chroniłby przed ukąszeniem, lecz takim, które leczyło człowieka w ukąszeniu i uzdalniało do życia po ukąszeniu czy z ukąszeniem. Interpretując głębiej sformułowanie, jakie mamy w tekście oryginalnym, a które w przekładzie na język polski, czytanym w liturgii (BT), brzmi: „ukąszony … pozostawał przy życiu”, warto zwrócić uwagę, że ten przekład może brzmieć inaczej i – moim zdaniem lepiej oddawać znaczenie tego wydarzenia.

Tekst hebrajski czytany dosłownie nie mówi o pozostaniu przy życiu, lecz o życiu. Niby to tak samo, ale jest jednak w tym duża różnica. Tekst mówi, iż każdy ukąszony, jeśli spojrzy na węża miedzianego „będzie żył” (tak w w. 8 i 9). Taki przekład ma też wersja grecka (LXX) ST. Może taki przekład jest mniej ładny i pozornie mniej zrozumiały. Otwiera on jednak możliwość innego rozumienia i to takiego, które jest otwarte na to, co miało później się zdarzyć w Jezusie. Jezus nie pozostał przy życiu, lecz umarł i zmartwychwstał, by żyć nowym życiem. Otóż nie chodzi o to, by pozostać przy tym życiu, jakie człowiek ma, lecz by żyć. To znaczy, aby wkroczyć w życie nieśmiertelne, życie, które ma moc przechodzenia przez śmierć, przez umieranie. Jest to nowe życie.

Jezus wywyższony

W takim znaczeniu bowiem daje się rozumieć ten tekst w świetle tego, co Jezus mówi do Nikodema w czytanej dzisiaj Ewangelii. A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne (J 3,14n). Jezus, jako posłany na świat przez Boga Ojca, nie przyszedł, aby nas nauczyć jak swoje życie zachować i jak pozostać przy swoim życiu. Nie przyszedł też po to aby nas osądzić i pognębić w naszej niewoli i lęku z powodu niebezpieczeństwa utraty tego życia. Przyszedł natomiast po to, aby umrzeć i żyć. Otworzył drogę przez śmierć, aby każdy kto w Niego wierzy, miał życie, mimo że musi umrzeć. Wierzyć, to znaczy spoglądać na Niego przyznając Mu rację, że to, iż pozwolił się zawiesić na krzyżu za nasze grzechy, jest prawdą i jest dobre. To znaczy także uznawać, że krzyż musi nas dotykać i przyprawiać o umieranie. Dzięki jednak Jego obecności na krzyżu także nasz krzyż staje się narzędziem nowego życia.

Jest to spojrzenie profetyczne ukazujące, iż krzyż w naszym życiu ma sens. Podobnie jak owe węże jadowite miały do spełnienia swoje zadanie. Miały tamtych ludzi przyprawić o śmierć. Jednakże śmiercionośne działanie tych węży spotykało się z innym działanie, mianowicie z takim, które powodowało życie. Nie chodzi bowiem ostatecznie o to, aby nie umrzeć, tzn. stale musieć unikać śmierci i w konsekwencji stale się bać i być w swoistej niewoli siebie i buntować się, kiedy sprawy przybierają w ludzkich oczach niekorzystny bieg rzeczy. Chodzi natomiast o doświadczenie, że można być śmiertelnie ukąszonym a nawet umrzeć i żyć. Nie pozostać przy swoim starym życiu, lecz mieć nowe życie. Gdy ktoś przejdzie przez takie doświadczenie, nie boi się umierania. Wzniesiony pośród szemrzącego i nawracającego się ludu wąż miedziany nie był znakiem prewencyjnym przed śmiertelnym ukąszeniem, lecz zbawczym ratunkiem dla tych, którzy śmiertelnie ukąszeni (w świetle NT możemy powiedzieć: także umarli), będą żyli – otrzymają nowe życie.

Szansa dla mnie

Jeśli zrozumiem sens tego wydarzenia na pustyni, jeśli samego siebie odkryję jako kogoś, kto niejednokrotnie znajduje się w podobnie sytuacji, jeśli moja sytuacja zostanie oświecony wydarzeniem Jezusa Chrystusa, tego wywyższonego, mam szansę żyć i to żyć na nowo, żyć wiecznie. Nie tylko zabiegać o pozostanie przy życiu, lecz zaakceptować wszystkie śmiertelne ukąszenia, tzn., to wszystko, co w oczach tego świata jest takim i jako takie trzyma ludzi w niewoli (zob. Hbr 2,14n).

Dla mnie wierzącego w Syna Bożego, który dał się wywyższyć, każda sytuacja ukąszenia jest swoistą szansą, przeżycia uzdrowienia i przemiany. Zrozumienia jednej z najbardziej ważnych i nośnych prawd w życiu: nie chodzi o uratowanie tego życia, lecz o przemianę tego życia w życie, które już nie umiera. Nie chodzi więc o to, aby nie być ukąszonym, aby nie umrzeć, czyli nie chodzi o to, aby pozostawać przy tym życiu, i w konsekwencji stale tego życia bronić i być niejako niewolnikiem tego życia. Chodzi natomiast o to, by w tym śmiertelnym życiu doświadczyć tego, że jest Ktoś, kto daje inne życie, życie niezależne od nas. Swoistym błędem jest więc z naszej strony myślenie, że mamy pozostać przy życiu, przy tym życiu.

 Jedyną Osobą, która w tajemniczy dla nas sposób została przy życiu jest Ta, która została najpierw cudownie zachowana od grzechu – Maryja. Ona nie musiała umierać, lecz zasnęła.  Przeszła z duszą i ciałem w rzeczywistość Boża, przeszła do nieba nie zaznawszy śmierci. My natomiast, każdy z nas, mamy w sobie to, co nie jest z nieba. Dlatego musimy umierać. Ona jest zaś Matką śmiertelnych, którzy w Kościele rodzą się do życia na Jej wzór. Po to stała pod śmiercionośnym krzyżem Syna. Tam stała się Matką i odtąd towarzyszy umierającym –  umierającym dla siebie, by żyli jako dzieci Boga.

Błogosławieni jesteśmy, jeśli mamy łaskę spoglądania na Tego, dzięki któremu wiemy i doświadczamy, że możemy – jako ukąszeni – żyć, czyli przechodzić do nowego życia, przynajmniej do nowego spojrzenia na nasze życie i na wszystko, co w naszym życiu się dzieje. Zycie po ukąszeniu i w spoglądaniu na Wywyższonego, nie jest zachowaniem tego życia, nie jest pozostaniem przy życiu, lecz jest już nowym życiem. Jeśli w to  wierzymy, to coś z tego już w nas jest. Jest żywe. Nie boimy się dalszych skutków bycia ukąszonym, bo wiemy, na Kogo patrzymy. Wiemy, że każda taka sytuacja jest szansą zbliżającą nas do właściwego życia.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

37 komentarzy

  1. W życiu co chwila zdarzają się sytuacje niepowodzeń, kłopotów. Naturalnie chcę się buntować przeciw nim, walczyć o swoje. Bardzo często się tak dzieje. Czasem ma to sens, często jednak odkrywam sens przegranej, problemów, poddania się. Zmieniam swoje plany życiowe, dostosowuje do woli Pana. Im dłużej tak robię tym większą radość odczuwam z dźwigania swojego Krzyża. Przestaje być ciężarem, staje się przyjacielem. Choć czasem potrafi „dopiec” 🙂

    #1 Zbyszek
  2. Chrześcijaństwo to religia krzyża. Jednak nie służy ten krzyż hańbie i kaźni, lecz zbawieniu i wybawieniu od zła wszelkiego. To z krzyża wypływa misja Kościoła i chrześcijan; sakramenty święte, zwalczanie dobrem zła, zmartwychwstanie i życie wieczne. Prawdę o krzyżu zapowiedział Bóg Izraelitom, wówczas na pustyni, kiedy nakazał im wpatrywać się w wywyższonego węża miedzianego. Ta figura mesjańska stała się faktem, kiedy Bóg umarł na drzewie Krzyża. Prawdę o krzyżu głosi i nieustannie przypomina Chrystusowy Kościół, dziś w sposób szczególny we Francji, gdzie z pielgrzymką apostolską przebywa Papież Benedykt 16.

    #2 Ks. Marek Radomski
  3. Co dzisiaj odczytałam z Księgi Liczb?
    Izraelici narzekają „czemu wyprowadziliście nas … nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam …”. Życzymy sobie wzajemnie pokoju, stabilizacji. Jak często dochodzimy przez to do stagnacji. Od stabilizacji najprościej do stagnacji, znudzenia. Najłatwiej mówić wtedy przeciw Bogu i ludziom. Mówiąc przeciw Bogu, czy nie „modlę się” do Węża (Rdz 3)? Sami prosimy wtedy o węże. Pan Bóg szanuje naszą wolność i skoro proszę o zło – otrzymuję. Jednak, kiedy zło przygniata, wołam o pomoc (błogosławiona wina). Pan jest znowu przy mnie. Zachęca: ‘jeśli tylko spojrzysz odzyskasz życie’. A św. Paweł powie ( Rz 10,10) „jeżeli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i w sercu swoim uwierzysz … osiągniesz zbawienie”
    Chcieć spojrzeć, chcieć wypowiedzieć ustami i w sercu uwierzyć – jakie to proste, a jakie trudne. Mamy pewny Drogowskaz. Jeśli nawet zapominam idąc ulicą, przydrożne krzyże, krzyże noszone przez nas – zewnętrzne znaki – przypominają nam , że „tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał…”. Wszystko nam mówi, że Miłość jest w zasięgu naszej codzienności, tylko wystarczy otworzyć serce na MIŁOŚĆ.

    #3 ze
  4. Chrześcijanie czy nie,każdy przechodzi tu poprzez krzyż.Kąsanie istnieje wszędzie.Rzecz byśmy pomimo obolałej od ukąszeń duszy ,parli w stronę światła /miedziany wąż/.Światło jest wyzwoleniem z ucisku,a światłem tym i pochodnią Bóg.On przeprowadza nas przez trudy stąpania obok kąsających węży.Dlatego w cichości bólu możemy podążać wciąż w górę patrząc na miedzianego węża, który prawie niezauważalnie przeprowadza nas.ZAWSZE W STRONĘ /WIECZNEGO/ ŻYCIA.

    #4 K.
  5. Ze, zgadzam się z tobą. Miłość jest najważniejsza. I dla mnie krzyż jest przede wszystkim znakiem miłości P. Boga do nas ludzi.

    #5 basa
  6. Dziękuję Księdzu Biskupowi za tą katechezę!
    Tak mnie wczoraj poruszyło, jak „nieproporcjonalne” do winy było polecenie Boga. W zamian za szemranie i niewdzięczność – by ocaleć, wystarczyło spojrzeć na węża miedzianego. Tylko spojrzeć, nic więcej… Jak mówi Księga Mądrości: „Synów Twoich nie zmogły nawet zęby jadowitych wężów, litość bowiem Twoja zabiegła im drogę i ich uzdrowiła. Dla przypomnienia bowiem mów Twoich byli kąsani i zaraz mieli ratunek” (Mdr 16,10n, por. Ps 78,34n). Tak jak napisał Ksiądz Biskup – spojrzenie to nie było jednak lekarstwem prewencyjnym.
    Ze wspomina o „błogosławionej winie”, która i mi przychodzi na myśl w kontekście dzisiejszej liturgii Słowa. Dla mnie te jadowite węże są obrazem pokus, które kąsząc zadają śmierć (Rz 6,23). Te ukąszenia okazują się „błogosławioną winą” w sakramencie chrztu a potem w sakramencie pojednania (Rz 5,20a-21).
    Mam pytanie do Księdza Biskupa: św. Paweł pisze „dlatego (że Chrystus był posłuszny aż do śmierci) Bóg Go wywyższył i dał Mu Imię ponad wszelkie imię” (II czytanie). Czy słowa Jezusa o tym, że „potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne” dotyczą tego wywyższenia, o którym mówi św. Paweł? Pierwsze skojarzenie owego „wywyższenia” przywodzi mi na myśl – że tak powiem – fizyczne proporcje (że Chrystus umierał nie na ziemi, lecz „wyżej”, ponad ziemią).
    Pozdrawiam serdecznie 🙂

    #6 Fasola
  7. Właściwie nie skończyłam. Gdy patrzę na krzyż to widzę, że Bóg mnie kocha. Tak mnie kocha – ja dokończę ten cytat- „że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”. To jest tak silny znak, że powala z nóg. Któż z nas w imię miłości tak postąpiłby ze swoim Synem ? Ale tak na prawdę z Samym Sobą – Bogiem w Trójcy Jedynym ?
    „Jest to bolesna i twarda rzeczywistość, ale do człowieka w jego sytuacji po grzechu, pewne prawdy nie dotrą inaczej, jak tylko przez doświadczenie śmierci w różnych jej przejawach.”
    Dla mnie jest to pierwsza prawda przekazana przez krzyż i śmierć P. Jezusa na krzyżu: P. Bóg mnie kocha.
    A potem jest Zmartwychwstanie i druga prawda: Ty też możesz umierać i zyskiwać nowe życie. Kocham cię i nie pozwolę ci zginąć. Tylko przyjmij swój krzyż.
    I wtedy widzę jak jestem niedoskonała, jak nie potrafię odpowiadać na tą Jego miłość, jak moja miłość jest niewielka wobec ogromu Jego miłości. Jak chcę uciekać przed moimi krzyżami. I mimo wszystko On mnie kocha ! I to mnie mobilizuje, ja też chcę kochać Go i z tą moją miłością próbuję mierzyć się z moimi krzyżami zyskując siłę z Jego miłości i tego co pokazał przez krzyż.
    ” Więc śpiewaj duszo ma:
    Bóg jest miłością,
    Bóg jest miłością, miłuje mnie.
    Chcę Ciebie kochać miłością wielką,
    Tak długo, póki tu będę żyć. „

    #7 basa
  8. „otrzymali narzędzie ratunku: węża miedzianego uczynionego przez Mojżesza na polecenie Boga. Był to obraz tej rzeczywistości, która ich kąsała i przyprawiała o śmierć. (…) był to znak (…)przypominający im to, co ich zabijało”

    Myślę, że Izraelici musieli być zaskoczeni. Na pewno po pierwszych ukąszeniach, które zakończyły się śmiercią współbraci – nie mieli ochoty na oglądanie węży pod żadną postacią. A tu Pan Bóg poleca im wykonać właśnie węża, wywyższenie go (nie np. podeptanie, zniszczenie), patrzenie na niego, i obiecuje, że kto spojrzy (rozumiem, że z wiarą, bez obawy) – będzie żył.
    Chrystus umiera na krzyżu wysoko za moje grzechy. Jestem przyczyną śmierci: nie jest to zbyt przyjemna dla mnie wiadomość. Ale Chrystus mówi – spójrz bez obawy, bo Ja cię nie potępiam, Ja cię zbawiam.
    Jaki wyciągam wniosek dla siebie?
    Ciągle taki sam…
    To, co powoduje moje uniżenie – jest dla mnie ratunkiem. Będę żyć, gdy w to uwierzę…
    Czy tak?
    Pozdrawiam 🙂

    #8 julia
  9. Ad #6 Fasola
    Fasolo!
    Pojęcie wywyższenie w Ewangelii św. Jana obejmuje krzyżową śmierć Jezusa oraz Jego uwielbienie w zmartwychwstaniu i wstąpienie do nieba – jest to całe misterium paschalne. Można powiedzieć objęcie i manifestacja majestatu i roli przynależnej Bogu przez Jezusa – Syna Człowieczego w Jego przyjęciu godziny (zob. J 12,23-36).
    W tekście Listu do Filipian (2,9-11) motyw wywyższenia obejmuje natomiast tylko ten drugi aspekt, gdyż jest zestawiony z wcześniejszym uniżeniem Jezusa, Jego kenozą (2,6-8). W Flp mamy nadto czasownik złożony: hyper-hypsoo (u Jana hypsoo), czyli wywyższyć ponad wszystko, w znaczeniu absolutnym.
    Odpowiadając na Twoje pytanie należy powiedzieć, że w cytowanym janowym wyrażeniu jest zapewne zawarty aspekt materialnego wywyższenia Ukrzyżowanego Jezusa ponad ziemię, ale nie to jest głównym motywem użycia tego terminu. Termin „wywyższenie” ma swoje starotestamentalne „zaplecze” czy tło – jest atrybutem Jahwe (zob. np. Pwt 10,17; Ps 95,3; 97,9). W odniesieniu do Jezusa widać to szczególne w J 8,28. Jest to więc coś o wiele więcej niż tylko fizyczne wyniesienie ponad ziemię podczas śmierci na krzyżu.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #9 bp Zbigniew Kiernikowski
  10. Ad #8 julia
    Julio!
    Tak, bo w uniżeniu jestem niejako zmuszony zwrócić się do KOGOS. Uczę się wchodzić w relację niejako z właściwej strony, tzn. nie z pozycji wyższości, lecz z pozycji potrzeby bycia dopełnionym, ratowanym. Jestem wtedy stwarzany na obraz i podobieństwo Tego, który mnie stworzył (Kol 3,10). Wtedy też przyjmuję bardziej właściwe postawy wobec bliźnich.
    Tak przebiega ratowanie człowieka przed tym, co mu najbardziej zagraża, mianowicie on sam, tzn. na ile on sam sięgnął i sięga po swoje poznanie dobra i zła (zob. Rdz 2 – 3). Nieszczęśliwym przestępcą jest bowiem ten, kto ubóstwia siebie, swoją siłę (zob. Hab 1,11).
    Z tej choroby trudno się leczy człowieka. A przede wszystkim z tej choroby nie wyleczy on samego siebie. Trzeba Boskiego Lekarza i właściwych środków. Tym jest właśnie Krzyż. Nie sam w sobie, lecz razem z Boskim Lekarzem – Wężem Wywyższonym przez śmiertelnie chorych ludzi, przez ludzi chorych na siebie samych!.
    Pozdrawiam.
    Bp ZbK

    #10 bp Zbigniew Kiernikowski
  11. Dziękuję za wyjaśnienia 🙂

    #11 julia
  12. Dziękuję Księże Biskupie za tę katechezę.
    Jednak dla mnie jest ona trudna. Wiem, że Ksiądz Biskup ma rację, wszystko jest proste i jasne, gdy słucham lub czytam Księdza, ale buntuję się, gdy dotyka mnie krzyż, a najbardziej gdy ranią bliscy: mąż, dzieci, mama. Krzyż to ból, więc ma boleć, tylko jak go przyjąć bez buntowania, bez szemrania? Tego nie umiem.
    Anna

    #12 Anna
  13. Dziękuję Księdzu za odpowiedź! Dziękuję Julio za Twój wpis! Dziękuję Księdzu Biskupowi za odpowiedź dla Julii – mocne słowa! Dziś sobie uświadomiłam, że gorszenie się sobą z powodu swej niedoskonałości może też być objawem „choroby na samego siebie” (św. Ignacy wymienia perfekcjonizm jako jedną z form pychy)
    Pozdrawiam serdecznie! 🙂

    #13 Fasola
  14. Ad #12 Anna
    Anno!
    Dziękuję, że Pani napisała. Nie dziwi mnie to, że Pani pisze, iż to trudne. Nie chodzi też o to, czy ja mam rację. Trzeba odkrywać, jaka jest prawda i co my – jako chrześcijanie – którzy poznajemy Ewangelię, możemy robić, tzn. jak żyć, korzystając z Ewangelii i z Sakramentów w tym życiu, które jest takie, jakie jest. Nikt z nas krzyża nie zamierza wymyślać. On w życiu człowieka po grzechu pierworodnym po prostu jest. O tym Pani pisze. Można żyć, próbując udawać, jakby go nie było, albo też skorzystać z tego, że on tzn. krzyż w świetle Ewangelii może coś znaczyć i może on stawać się dla nas, konkretnie dla mnie i w konkretnych sytuacjach mojego życia, narzędziem, które pomoże mi przeżywać właściwie moje życie z tymi problemami, jakie w tym moim życiu występują.
    Gdy odkryję logikę wolności płynącą poznania krzyża, nie będę musiał uciekać od tych trudnych sytuacji i nie będę musiał uciekać w różne pozornie lepsze sytuacje, a w rzeczywistości często z deszczu pod rynnę. Mogę być wolny, bo potrafię żyć z tym krzyżem, jaki mam. Po to jest Ewangelia – czyli Dobra Nowina. Takie jest chrześcijaństwo. Jest to propozycja życia szczęśliwego pośród trudności tego życia. Taka jest logika życia z poznanej Dobrej Nowiny. To tak jasno przedstawia Jezus w Błogosławieństwach (Mt 5,1-12).
    Potrzebujemy inicjacji czyli wtajemniczenia, które by nas w tę tajemnicę wprowadziło. O zrozumienie potrzeby inicjacji chrześcijańskiej wszystkich proszę.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #14 bp Zbigniew Kiernikowski
  15. Pisząc o swoim krzyżu zabrakło pewnej myśli. Pisałem, że od pewnego czasu dostrzegam go jako przyjaciela, który jest zawsze ze mną, który mówi mi prawdę o mnie. Najczęściej bolesną i nieprzyjemną. To nie świat zewnętrzny jest źródłem mych problemów! To nie jakiś zły człowiek mi szkodzi. W większości wypadków swój los sam sobie zgotowałem. Moje upadki są moim własnym dziełem. Są efektem moich działań, moich słów i myśli. Moich. Kusi więc, by porzucić to co moje. Poddać się całkowicie losowi. Jakiś czas temu zacząłem tak robić i po pewnym czasie zacząłem czuć się z tym bardzo źle. Miałem wrażenie, że moje życie jest letnie. Czułem, że jestem jak ten sługa, co zakopał powierzony talent w ziemi. Teraz uważam, że moim obowiązkiem jest próbować. Widzę to tak, jakbym z tym swoim krzyżem próbował co rusz schodzić z prostej drogi i wspinał się pod górę. I tam się wywracam, ale znów wstaje i próbuje na nowo piąć się. Czasem komuś wyrządzę krzywdę, choć jej nie chciałem. Tylko czy droga z której schodzę, jest prosta bo wygodna, czy prosta bo właściwa? Czy góra na którą się wspinam to góra Pana, czy pnę się dla swej pychy?

    #15 Zbyszek
  16. Pierwsze co widzę w tym Słowie i czego doswiadczam, to fakt: SKĄD PRZYSZŁA RANA, STĄD PRZYJDZIE UZDROWIENIE, CHARYZMAT. Widzę, że to jest ta sama droga. Przypomina mi się katecheza jednego Ojca z Drogi o Mojżeszu. Został on porzucony przez matkę, zostawiony na wodzie. A potem ten sam Mojzesz wyprowadza naród Wybrany przez wody Morza Czerwonego. Też słyszałam, że Naród Wybrany wszedł i wyszedł z Egiptu tą samą drogą. I ta katecheza Ojca Biskupa: przez węża przyszło ukąszenie i przez Węża Wywyzszonego przyszło życie w ukąszeniu i z ukąszeniem.
    Dziękuję Bogu za wspólnotę inicjacji chrześcijańskiej, w której widzę tę prawdę, że nie mam relacji do Węża Wywyższonego. Pewne wydarzenia tak mnie rozwalają, że demon podsyła myśli, że Wąż Wywyższony nie różni się niczym od tych kąsających węży. Zaciemnia mi Prawdę. Widzę, że mam słabą relacje do Jezusa. Bo wystarczy słowo osoby, która jest dla mnie bożkiem, a ja tracę pewność, oparcie w Bogu. O żeby taką moc sprawczą miała we mnie Dobra Nowina jak słowo bożka!
    Bóg daje mi w tych wydarzeniach okazję do przemiany, chce wyprowadzić z niewoli, chce dać mi doświadczyć Siebie. Nie wiem, jak ma się to stać, pragnę tego, a jak przychodzi wydarzenie, wciąż jest we mnie stary człowiek: agnieszka-asekurant.

    pokój

    #16 agnieszka
  17. Pisze Ks. Bp, że potrzebujemy inicjacji chrzecijanskiej i prosi nas o zrozumienie jej? Kto nas wprowadzi w tę tajemnice? Gdzie szukac pomocy?

    #17 M grzesznik
  18. Ad #17 M grzesznik
    M-grzesznku, nie proszę o zrozuminie inicjacji chrześcijańskiej, lecz o zrozumienie potrzeby inicjacji chrześcijańskiej. To jest pierwszy i w pewnym sensie najtrudniejszy do pokonania stopień.
    Uważa się bowiem często (piszę specjalnie bezosobowo), że się jest chrześcijaninem, że się wie, czym jest chrześcijaństwo, że się zna życie chrześcijańskie (tzn. wynikające z Ewangelii) itp. Tymczasem zazwyczaj zna się trochę zwyczajów i traktuje się wiele aspektów życia chrześcijańskiego – w tym także Sakramenty – jako swoistą obrzędowość pojętą niejednokrotnie wprost magicznie. Zaznaczam, że nie mówię, iż tak jest zawsze i u wszystkich!
    Sama istota problemu nie tkwi jednak w tym, że tak jest, lecz w tym, że wielu (czasem odpowiedzialnych za kształtowanie chrześcijańskiego życia) uważa, że to jest poprawne i wystarczające. Nie widzi potrzeby wtajemniczenia chrześcijańskiego, czyli wprowadzenia w relację do Słowa Bożego i do Sakramentów tak, by one rzeczywście miały wpływ na życie, na kształtowanie relacji między ludzkich, relacji do wydarzeń i dóbr.
    Wiesz zapewne, ile w naszej siedleckiej Diecjezji na tym polu proponuję m.in. przez program Chrzest w życiu i misji Kościoła, i wiesz, jaki jest odzew. Jest nadto Ruch Swiatło i Zycie, jest wprowadzany Neokatechumenat. Sam prowadzę przygotowanie do Chrztu dorosłych. I zachęcam i zachęcam w różny sposób, aby to było podejmowane w parafiach.
    Trzeba więc zwracać się do Parafii. Patrz, czy i na ile Twoja Parafia w swoim działaniu jest ewangelizacyjna, dokonuje właściwej katechezy sakramentalnej i mistagogicznej, czy liturgia jest miejscem i czasem przeżywania Tajemnicy czy tylko jest traktowana jako obrzęd do odprawienia.

    Kiedyś, tzn. przed kilkoma dziesiątkami lat i więcej, miejscem wtajemniczenia chrześcijańskiego była przede wszystkim rodzina. Nadto całe środowiska sprzyjało (mimo, że za czasów komunistycznych było oficjalnie przeniknięte działaniem antychrześcijańskim) trzymaniu się prawd, treści, zasad i praktyk chrześcijańskich i były one widziane i przeżywane z przekonaniem jako wyraz wiary. Dzisiaj środowisko jest inne, a rodzina pod tym względem często niewiele robi, bo stawia sobie najczęściej inne cele. Co w większości przypadków rodzice swoim życiem, swoją postawą, swoimi decyzjami itp. przekazują swoim dzieciom jako najważniejsze?

    Ten mój apel jest więc skierowany do wszystkich, by o tym mówić, by tego oczekiwać i się domagać od Kościoła i by to czynić. Tym samym zwracam się o zrozumienie tych inicjatyw, jakie jako biskup podejmuję na tym polu w swej Diecezji. Proszę o zrozumienie i o to, by ich nie odrzucać, lecz potraktować jako pomoc i włączyć się w nie. Trzeba zrozumienia tego zadania: potrzeby i szansy – przez duchownych i świeckich, katechetów i rodziców. Trzeba zrozumienia ze strony dorosłych a przede wszystkim tego, by dorośli, którzy jakoś przyznają się do Kościoła, serio potraktowali siebie i swoje życie w świetle Ewangelii. Nie wystarczy nauczanie tylko dzieci i młodzieży bez dawania im realnego przykładu i wzorców życia adekwatnych do wyzwań, jakie dzisiaj jawią się przed człowiekiem, w szczególności przed młodym człowiekiem. Są one dzisiaj bardzo inne niż kilkadziesiąt lat temu.

    To tyle!
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #18 bp Zbigniew Kiernikowski
  19. Usłyszałem Ewangelię – Dobrą Nowinę dzięki Księdzu Biskupowi 🙂 Mogę powiedzieć, że to było jak spotkanie Ananiasza! Czekam na wykłady z Ks.Biskupem… Z darem modlitwy: wojownik PANA

    #19 wojownik Pana
  20. Dziękuje bardzo za odpowiedź. Sam wiem, jak trudno jest w Parafii coś zrobic, np. z programem Chrzest w zyciu i misji Kościoła. Serdecznie pozdrawiam .

    #20 M grzesznik
  21. Kiedy usłyszałam Słowo- Ewangelię tu wyjaśnianą przez JE, zdałam sobie sprawę, że jako chrześcijanka mam ten ratunek przed zagubieniem się, pychą, czy odejściem w mrok. Ratunek dany przez Jezusa Chrystusa. Jest to ratunek obiecany przez starotestamentowe zapowiedzi /tu miedziany wąż jako ratunek przed nicością, przed samym sobą/…
    Trochę zawile mi to wyszło… , a chodzi mi przecież o proste widzenie, odbieranie, przeżywanie wiary w Syna Bożego jako odniesienie do :”umierania” dla innych mimo po ludzku postawy buntowniczej; chodzi o postawę pokory w trudnych sytuacjach czy wreszcie jedynej, sensownej egzystencji człowieka na ziemi. A miałam tak jasno wyrazić myśli… może kiedyś mi się to uda…
    Serdecznie pozdrawiam i… dzięki za wyrozumiałość!

    #21 Zofia
  22. Z obfitości serca człowieka mówią jego usta (Łk 6,45) – czasem taka błogosławiona przeobfitość, że słowa raczej zaczynają przeszkadzać niż pomagać… 😉 Bogu dziękować za tę przeobfitość Zosiu (#21) !
    Pozdrawiam 🙂

    #22 Fasola
  23. Wojowniku Pana, czy mogłabym Cie prosić byś rozwinął myśl:”Usłyszałem Ewangelię – Dobrą Nowinę dzięki Księdzu Biskupowi 🙂 Mogę powiedzieć, że to było jak spotkanie Ananiasza!” Jeśli nie zechcesz, przyjme i przepraszam za dociekliwość. Wiedz, że świadectwa budują innych, mnie budują, utwierdzają bądź czasem przekonują, że Bóg jest Wszechmogący. Zaświadczysz?
    pokój,
    agnieszka

    #23 agnieszka
  24. Dzięki Fasolko…To, co robi nasz Przewodnik Diecezjalny Ks. Biskup, jest niedoceniane przez wielu uważających się za wierzących. Tylko jaka ta wiara jest?… Zyczę Ks. Biskupowi, by miał dosyć sił i zdrowia, by kontyunuować „przebijanie się ” do ludzkich sumień i serc, które wszystkie są dla Pana Boga drogocenne – a więc walczyć o nie. Jest bardzo ważnym zadaniem również dla każdego kapłana, jak i ludzi świadomych swej wiary, dawać tego świadectwo własnym życiem czy konkretną postawą wobec konkretnych sytuacji.
    Wsłuchując się w katechezy J.E. zaczynam dostrzegać swoją małą czasami wiarę w odniesieniu do niektórych sytuacji interpersonalnych /aby umieć kochać swoich nieprzyjaciół/. Mam trudności w rozumieniu, jak należy kochać swoich nieprzyjaciół, kiedy czuję do nich niechęć i wolę omijać ich „na milę”…
    Może ktoś pomoże mi ten problem rozjaśnić? Zaznaczyć tu chcę, że nie mam uczucia nienawiści do nikogo, a „odrzucona” przez kogoś, czuję smutek i żal do tej osoby i w konsekwencji sama staram się unikać spotkań. Jednak, gdy ktoś do mnie pierwszy wyciągnie rękę z radością wracam do dawnych relacji.
    Pozdrawiam

    #24 Zofia
  25. Dziękuję Panu Bogu za naszego Ks. Biskupa i za to, co robi dla naszej Diecezji. Życzę Jego Ekscelencji, by wszelkie trudy i starania zaowocowały nawracaniem się niewierzących ale i przede wszystkim ochrzczonych wątpiących i krytykujących.
    Z serca pozdrawiam

    #25 Kaśka
  26. „Każdy ukąszony, który tylko spojrzy na niego, będzie żył”. Każdy grzesznik, największy wśród ludzi, gdy uwierzy w Boże Miłosierdzie i nawróci się przez akt pojednania z Panem Bogiem /sakrament spowiedzi i żal za grzechy /, nie zginie, będzie żył.

    #26 Kaśka
  27. Myśląc o pytaniu p.Zofii, przychodzi mi na myśl spotkanie z J.E. w Rzymie, na którym to zadałam Mu takie wlasnie pytanie. Spodziewałam sie jakiegos długiego wywodu moralnego, jak to powinnam sie przmóc itp. Otrzymalam jednak prosta wskazówkę, którą do dziś sobie cenię. Wtedy to usłyszałam że mogę wykonać ze swojej strony jakiś „znak”, np. wstać w nocy i odmowić psalm leżąc krzyżem i modląc się, by Pan sprawił we mnie, abym kochała swoich nieprzyjaciół (konkretnie o to, bym pozwolila, aby oni właśnie przeze mnie mogli przechodzić, abym nie bała się być własnie w tym położeniu, leżąc krzyżem czyli niżej od tych nieprzyjaciół, abym się nie broniła). To tyle. Nie wiem czy dobrze zapamiętałam wskazówkę ks.Biskupa, ale to wiele mi pomogło w życiu.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie!

    #27 carola
  28. Jak piękne są słowa Księdza Biskupa #10 w odpowiedzi dla Julii! Dodam jeszcze, że słowa Julii poruszyły mnie, tak bardzo oddały to, że nie chcemy patrzeć na Węża. Nie chcemy. Pan Bóg tak dziwnie czasem prowadzi człowieka, że on Go poznaje, uczy się przyjmować krzyże codzienności. I wtedy pozwala doświadczyć czegoś, co rozwala go całkowicie. I wtedy naprawdę nie chcemy patrzeć. Nie chcemy wiedzieć, że jesteśmy tymi, co szemrzą i dobija nas myśl(jeszcze ta z pychy), że zawiódł Ten, który prowadził. Faktycznie to, że nie chcę, jest największym problemem, czyli choroba na siebie, jak pisze Ks.Biskup. I również właśnie patrzenie na swoje szemranie, to co robiłam źle, najbardziej uczy pokory, ale też dobija całkowicie przez moralizowanie. Nie polecił Pan patrzeć na wężyki, to, co mnie poniża i niszczy, lecz na Swojego Syna ukochanego, który z miłości umarł za mnie, mam patrzeć na Miłość i wierzyć w Miłość, która mnie stwarza. Wierzyć Mu w tej sytuacji, wbrew sobie, jest czymś niemożliwym dla człowieka, jest łaską, która z drugiej strony respektuje wolność człowieka. Wystarczy spojrzeć, ale trzeba podjąć tę decyzję. Zaryzykować i zobaczyć ZYCIE, zobaczyć właściwe relacje do ludzi. Dziękuję za słowa, które tu dostałam.
    Bardzo pozdrawiam.

    #28 AnnaK
  29. Dziękuję Zosi za to pytanie w #24, też przeżywam to samo w stosunku do najbliższej mi osoby i za radę caroli. Pozdrawiam wszystkich.

    #29 jadwiga
  30. carola,
    mam nadzieję, że zapamiętam Twój wpis. Dziękuję Ci za to, że nie zatrzymałaś dla siebie tej wskazówki, że zechciałaś się podzielić nią z innymi (ze mną).
    Pozdrawiam 🙂

    #30 julia
  31. Poddałem się formacji w seminarium duchownym 🙂 diecezjalnym! Przygotowywałem się do przyjęcia święceń kapłańskich – jednak do 4 roku zdobywałem tylko pewnego rodzaju umiejętności na zasadzie przestrzegania rubryk, prawa, obowiązków – właściwie jak najemnik. Dla mnie Ewangelia była tylko informacją o Jezusie. Byłem bardziej historykiem religii niż uczniem, który poznał – pokochał i zaczął naśladować! Przez Osobę Ks. bpa dotarła do mnie Wiadomość o tym, że On kocha darmowo. Dzisiaj wolny w Nim jestem kapłanem, który może jako syn w Synu manifestować miłość, która nie stawia warunków! Umieram i żyję. Dobra Nowina według wojownika PANA

    #31 wojownik Pana
  32. Dziękuję Ci za to świadectwo wojowniku Pana,
    pozdrawiam
    pokój,
    agnieszka

    #32 agnieszka
  33. Wojowniku , CMOK !

    #33 K.
  34. jak słodko zaraz sie rozpłacze

    #34 ...
  35. Do Zofii: odczuwanie żalu i bólu przy odrzuceniu nie jest czymś niewłaściwym. Kiedyś mi mój spowiednik powiedział, że najpełniej miłość Chrystusa objawiła się na krzyżu, a „tam Mu wcale nie było wygodnie ani przyjemnie”. Skoro Boga określono mianem „żarłoka i pijaka” (Łk 7,34), to nie liczmy na to, że nas wszyscy zaakceptują – tym bardziej że my sami nie wszystkich akceptujemy.
    Pozdrawiam serdecznie 🙂

    #35 Fasola
  36. CAROLA..bardzo dziękuję za słowo życia na ten dla mnie moment..jestem bardzo szybka w zapominaniu i szukaniu życia na własną ręke..tak jak julia dziekuję, że nie zatrzymałas tego słowa dla siebie ale …siebie wydałaś ….”aby mogli przeze mnie przechodzic …. abym nie bała się być w tym położeniu, leżąc krzyżem czyli niżej od..” proszę Ciebie módl sie za mnie..

    #36 sorella
  37. ..no teraz dopiero zobaczyłam że jestem w tekscie archiwalnym z wrzesnia..ale dzis 14.10. to słowo z podwyzszenia krzyża i komentarz caroli jest mi potrzebny..

    #37 sorella

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php