Jesteśmy nadal z Jezusem w drodze do Jerozolimy. Zdarzają się różne epizody i Jezus daje odpowiednie pouczenia oraz opowiada przypowieści. Przez to wszystko zmierza do tego, aby uczniów wprowadzić w to, co najbardziej istotne.
W perykopie, jaką czytamy w 29 Niedzielę roku C (Łk 18,1-8), Jezus wskazuje na potrzebę nieustannej modlitwy. Przy czym od razu trzeba zaznaczyć, że nie chodzi o odmawianie modlitw jako swoistego zadania czy obowiązku, który człowiek miałby wypełnić wobwc Pana Boga, lecz o modlitwę, w której człowiek prosi i to usilnie o to, aby zostać wzięty w obronę przed przeciwnikiem.

Akcja przypowieści rozgrywa się między wdową a sędzią. A więc między osobą, która w tamtych okolicznościach była pozbawiona praw a tym, kto miał władzę i to nie tylko rozsądzania, ale zazwyczaj także wykonywania wyroków. Ten człowiek – sędzia jest określony jako bardzo niezależny. Jest to wyrażone przez Jezusa w słowach, że ów sędzia Boga się nie bał i nie liczył się ze zdaniem ludzi. Jest więc ukazany jako w pełni autonomiczny i jako ten, kto nie musi przed nikim zdawać sprawy. 

W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą:
„Obroń mnie przed moim przeciwnikiem!
(Łk 18,3). 

Wdowa, jak możemy wnioskować ze słów Jezusa, nie tyle była osobą jakoś poszkodowaną, która potrzebuje pewnej pomocy, lecz była osobą, która -sama nie mając praw  – miała do czynienia z przeciwnikiem. 

1. Sytuacja wdowy

Wdowa znajdowała się w trudnym położenia. Już z racji swego wdowieństwa była w pewnym sensie osobą poszkodowana i widzianą jakby pośród ludzi drugiej kategorii. Nadto – to jest tutaj ważne – miała przeciwnika. Greckie określenie – antidikos – może wskazywać na przeciwnika prawnego, który ma środki prawne i narzędzia do oskarżenia. Pozycja wdowy nie mającej praktycznie praw, była wobec tego przeciwnika bardzo słaba i jakby przesądzona. Sama wobec takiego przeciwnika nie była w stanie niczego zrobić. Musiała znaleźć kogoś mocniejszego, kogoś niezależnego, kto wziąłby ją w obronę. Być może nawet musiała znaleźć kogoś, kto uczyniłby to bezinteresownie, tzn. nie oczekując odpowiedniej zapłaty, bo możliwe, że na to jej nie było stać.

Przychodziła więc do tego tak bardzo niezależnego sędziego z prośbą o obronę, a on nie chciał jej pomóc. Ona jednak nie rezygnowała. Być może tylko dlatego, że nie miała żadnego innego wyjścia, nie miała żadnych innych środków. Być może inni możliwi obrońcy chcieli odpowiednich opłat i wdzięczności. Ona – być może wbrew opinii wszystkich – przychodziła właśnie do tego tak niezależnego sędziego, by wziął ją w obronę taką, jaka była. Taką, jaka była w swojej bezradnej sytuacji. Była zdecydowana przychodzić doniego aż do skutku.

2. Krańcowy motyw działania owego Sędziego

Sędzia natomiast był świadom swojej niezależności i swoich możliwości. Prawdopodobnie nie chodziło mu też o żadną gratyfikację, co byłoby jakoś uzasadnione. On podejmuje decyzję wzięcia w obronę owej wdowy ze względu czysto praktycznego: by mu się więcej nie naprzykrzała i nie zaręczała go swoją ustawicznością proszenia. Być może, że i on powoli zaczął pojmować, że to w tej sytuacji także on nie ma wyjścia. Zaczął pojmować, że owa wdowa w swojej sytuacji bez wyjścia już nie zostawi go w spokoju. Nie zrezygnuje z przychodzenia do niego z tą samą i być może jedyną prośbą dotyczącej obrony przed przeciwnikiem.

Krańcowa sytuacja życiowa owej wdowy spowodowała u tego – tak niezależnego i władnego Sędziego – też niejako sytuację krańcową. Odkrył – być może po raz pierwszy w swoim życiu –  że i on nie ma wyjścia. Być może ta jego reakcja była reakcją, którą daje się zakwalifikować do takich gestów jak proste zwyczajne machnięcie ręki i powiedzenia z pewną dozą rezygnacji i niejako na odczepne: niech już tak będzie. A może stało się w nim coś głębszego. Może zobaczył, że potrzebne są sytuacje bez wyjścia, by wejść w głębszą relację z drugim człowiekiem – ale to są już nasze domysły, które wykraczają poza ramy interpretacyjne tej przypowieści. Faktem jest, że ów sędzia proszącą go o pomoc wdowę wziął w obronę przed jej przeciwnikiem.

Jezus zaś wypowiada – zgodnie z jedną z reguł interpretacji i argumentacji uczonych w Piśmie: od mniejszego (sędziego) do większego (Boga) – bardzo znamienną sentencję. Skoro sędzia wziął w obronę ową wdowę, to czyż Bóg nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? I Jezus sam daje odpowiedź: Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak będą do Niego zwracać się z prośbą na podobieństwo owej wdowy.

3. Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na zimie

Jezus dopowiada więc, stawiając dalsze pytanie, które pozostaje bez odpowiedzi i może zdawać się pytaniem retorycznym. Takim jednak nie jest. Pytanie zabrzmiało wówczas i stale brzmi jako pytanie zawsze aktualne: Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?

Jest to pytanie o wiarę. Postawione w kontekście tej przypowieści wskazuje na potrzebę odniesienia wiary do sytuacji owej wdowy. Ta wdowa zwracała się wielokrotnie do sędziego z prośbą, by ten wziął ją w obronę. Ona to czyniła, gdyż nie miała innego wyjścia i pozostawała jej ta tak mała i nikła nadzieja. W takiej sytuacji rodzi się wiara. Wiara to jest znalezienie oparcia w Kimś, kto jest wszechmocy. To najpełniej dokonuje się w kontekście poznania i odkrywania własnej słabości i niewystarczalności. Wspomniany sędzia wysłuchał wdowę z powodu jej natręctwa. U Boga jest inaczej. Potrzebne jest jednak ze strony człowieka to usilne naleganie z prośbą, by On wziął w obronę przed przeciwnikiem. To człowiek bowiem potrzebuje doświadczenia i świadomości, że nie ma wyjścia. 

Pytanie o wiarę, jakie Jezus stawia, odnosi się najpierw do prawdy przyniesionej przez Niego. On jest Bogiem wszechmogącym i Sędzią dziejów i wszystkich ludzi. On stanie wobec przeciwnika (szatana) i weźmie w obronę tych, którzy sami nie mają ani mocy ani środków, by się samemu wybronić od przeciwnika. On sam przyjmie jednak postawę i stanie się na podobieństwo tej wdowy, jako proszący i błagający. Za dni swego ziemskiego życia będzie zwracał się z głośnym do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, od zakusów przeciwnika, i zostanie wysłuchany (zob. Hbr 5,7-10). Zostanie wysłuchany jednak nie tak, by być uchronionym od śmierci – bo wtedy jeszcze przeciwnik miałby do Niego dostęp. On zostanie wysłuchany w śmierci, w swoim poddaniu się śmierci, w swoim przyzwoleniu na złożenie Go w grobie po okrutnej męce, podczas której wydawało się jakoby „przeciwnik” zwyciężał. Stało się ostatecznie inaczej. Ostateczna próba i ostateczne zmaganie dokonało się w śmierci.

Możemy odnieść się jeszcze w tym miejscu do czytanego w tę niedzielę fragmentu Księgi Wyjścia o walce Izraelitów z Amalekitami. Jak długo Mojżesz trzymał ręce wzniesione, Izraelici zwyciężali. Kiedy zaś opuszcał, przegrywali. Aaron i Chur podtrzymywali jego ręce aż do pokonania Amalekity. Amalekita to przeciwnik. W nas też jest coś z Amalekity. W tym Amalekicie zawiera się wszystko to, co pod pozorem dobra proponuje nam (i często w nas osiąga swój cel) nasz przeciwnik, szatan. Chocaiż z drugioej strony – po chrzcie – jest już też coś z Izraela, tzn. tego, kto jest silny Bogiem i na Bogu się opiera. Między tymi dwoma frontami jest w nas walka (zob. Rz 7). Sami nie pokonamy istniejącego w nas Amalekity – przeciwnika, który pod pozorami dobra, chce nas pokonać. Jest to możliwetylko dzięki wzniesionym ramionom (ręcom) do modlitwy. Tym, kto za nami wzniósł i trzymy wzniesione w górę ramiona jest Ukrzyżowany. Tak jak Aaron i Chur podtrzymywali ramiona Mojżesza, tak na ramionach krzyża gwoździe przytrzymują ramiona Chrystusa. To jest racja naszej obrony przeciwko przeciwnikowi i racja naszego zwyciężania. Musimy patrzeć na tego nowego Mojżesza. Czasem musimy się nim stawać. 

Przez tę bramę krzyża przeciwnik – atakujący najsłabszych, czyli szatan już nie przeszedł i nigdy nie przejdzie. Tylko Syn Człowieczy zawierzający siebie całkowicie Bogu Ojcu i zjednoczony z Ojcem mógł to uczynić. To zjednoczenie, które przeprowadza przez śmierć, to jest jeden z przejawów i wyrazów modlitwy, która nigdy nie ustaje, jak długo jesteśmy jeszcze w „tym mieście” i z konieczności stajemy w świadomości, że mamy przeciwnika.

Zmartwychwstały Chrystus wskazuje nam na potrzebę wykorzystania tych sytuacji, które jawią się nam jako sytuacje bez wyjścia, czy wprost w rzeczywistości takimi są. Wtedy zwracamy się do Boga. Trzeba jednak stawiać sobie pytanie, czy zwracamy się o to tylko, by być jakoś uratowanym, czy też jesteśmy gotowi wejść w taką jedność i w takie oparcie się na Boga, jak to stało się w Synu Człowieczym, by być razem z Nim oddanym Bogu i by doświadczać obrony przed przeciwnikiem, gdy jesteśmy przepropwadzani przez różne doświadczenia śmierci. Być zjednoczonym z Chrystusem w ten sposób, to modlić się i nigdy nie ustawać. To przyjmować wszystkie sytuacje, nawet te najbardziej beznadziejne i jawiące się jako bez wyjścia. Tylko wtedy bowiem możemy doświadczać, że jest Ten, kto nas bierze w obronę przed naszym przeciwnikiem – szatanem. Szatan nie ma dostępu do logiki słabości poddanej Bogu. Taka postawa kształtuje się na modlitwie, na naszym odniesieniu do Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

27 komentarzy

  1. ” Modlitwa i czyn” jest taka książka autorstwa
    Michela Ouoista / O=ku/ Bardzo polecam.
    Trzeba przemodlonej siły ducha by przyjmować z pokorą k a ż d ą niewygodną sytuację.
    Nikt inny nie jest w stanie zaradzić ludzkiej / mojej/ pysze, jak tylko Pan Bóg przez swojego Syna i Ducha Św. Często tego doświadczam i Bogu niech będą dzięki nawet za to przed czym się bronię i buntuję. Pan Bóg wie najlepiej co pozwala mnie wyprowadzać / każdego dnia/ z różnych stanów pychy…
    O Panie, jakie to czasami trudne do przyjęcia…

    #1 niezapominajka
  2. dopowiedzenie
    „…przez swojego Syna i Ducha Św.” – zsyłając na mnietrudne doświadczenia ,odnoszę się do „umierania” czyli tracenia siebie, swoich racji, do oddawania swego życia aż do śmierci na niedościgniony wzór naszego Mistrza- Jezusa Chrystusa.CZy będę miała kiedyś taką moc i posłuszeństwo ?
    Duch Św. daje swoje Światło i jest w stanie zmienić moją świadomość i dać Moc posłuszeństwa.
    Modlitwa i czyn – przez pragnienie w modlitwie,
    czyn staje się możliwy…
    Zmiana jakości mojej duszy jest w Mocy Pana Boga
    ja tylko mogę odpowiadać przez posłuszeństwo…
    Staję jak ta wdowa , by Pan Bóg wyprowadzał mnie z mojej pychy- mego nieprzyjaciela…
    A jak poznawać pychę u siebie?, naprawdę tego nie umiem, mogę tylko pragnąć być pokorną przez posłuszeństwo…
    Może ktoś z Was podpowie mi jak rozpoznawać pychę – najwiękrzy grzech i nieprzyjaciel człowieka…dzięki

    #2 niezapominajka
  3. Trochę zaprzeczyłam sama sobie – widzę, czy nie widzę u siebie pychę?
    Otóż, widzę,że pan Bóg zsyła na mnie różne trudne doświadczenia, bym nie popadła w pychę /zarozumiałość, poczucie wyższości, szczególnej wartości itp./
    Jednocześnie słysząc opinię, że jestem pyszna, nie potrafię tego nazwać u siebie a chciałabym.
    Jeszcze sie nie zwróciłam do osoby tak twierdzącej o ukazanie mi sytuacji mojej pychy
    a taki mam zamiar. Może będzie mi dane spojrzeć na siebie oczami innych ludzi?
    ale się rozpisałam, sorki…

    #3 niezapominajka
  4. Nie mam czasu na modlitwę, a może to tylko lenistwo? Gdyby nie liturgia Słowa we wspólnocie i Eucharystia – nie modliłbym się chyba!? Bardzo pomaga mi gest wzniesionych rąk przy „Ojcze Nasz”…. No i Eucharystia (dziękczynienie) podpowiada mi o sensie modlitwy. A mam za co Bogu dziękować, oj mam… 🙂

    #4 lifny
  5. niezapominajko #2,
    o. A. Pelanowski w książce „Odejścia” wyróżnił dwie postawy pychy:
    1. wywyższamy siebie, bo nie nie czujemy, że tacy, jacy naprawdę jesteśmy, bylibyśmy wartościowi w oczach innych. Taka postawa jest wynikiem wieloletniej tresury, jakiej poddaje nas opinia innych. Jesteśmy uzależnieni od opinii innych i robimy to, co się innym spodoba. Czynimy tak dlatego, bo chcemy osiągnąć efekt podziwu, który przypomina nam miłość!
    2. poniżamy siebie – wmawiamy sobie, że do niczego się nie nadajemy, jesteśmy niepotrzebni, że nikt nas nie kocha. Przedstawiamy się innym jako wyjątkowo cierpiący lub nieszczęśliwi. Tak naprawdę kryje się w tym zachowaniu ukryty motyw – zmusić innych do zatroskania się naszym stanem. To jest destrukcyjne i przewrotne. W sumie, walcząc o troskliwość i zainteresowanie innych, chodzi nam o… przeżycie doświadczenia przypominającego nam miłość!
    I trochę dalej…
    Pycha jest ukrytą niewiarą w to, że tacy, jacy jesteśmy, możemy być kochani. I tak Paweł Koryntianom, którzy ulegli pysznym, fałszywym prorokom, obiecuje przybyć z… miłością (1 Kor 4,6-21). A Jezus, widząc pysznego, samotnego celnika wybawił go z zasadzki pychy… spojrzeniem pełnym miłości (Mt 9,9nn).
    To oczywiście tylko fragmenty, ale mam nadzieję, że Ci pomogłam, tzn., że pomógł Ci o. Augustyn P. 🙂
    Pozdrawiam 🙂

    #5 julia
  6. Julia#5
    Dzięki za ten wpis.Próbuję troszkę stanąć obok siebie i zobaczyć coś, co może być we mnie. Zastanawiam się czy stany depresyjne, w których widzimy siebie bardzo krytycznie i obwiniamy za wszystko- to też pycha?- wydaje mi się, że nie, a właśnie w takich sytuacjach osoba przyjażnie nastawiona może zrobić dużo dobrego.
    ad2. Pan Bóg naprawdę jako j e d y n y widzi prawdziwe motywy każdego ludzkiego działania. Ostatnio, stałam się bardzo ostrożna w wydawaniu o kimś sądów, a wręcz nie robię tego w 100% pewności nawet przed samą sobą, mówiąc: „duszę ludzką całkowicie,zna jedynie Stwórca”.
    Są też motywy bardzo widoczne i do niewłaściwych
    wypada zająć stanowisko np. wobec polityków, osób krzywdzących innych itp.
    Osobiście miałam kilka wpisów narzekających a wręcz w pewnym sensie -rozpaczliwych. „wylewałam” wtedy swoje emocje,na „gorąco”, do blogowych przyjaciół.U mnie jest sprawa trochę skomplikowana
    nNestety, mam taką naturę,że nie potrafię sama „unieść” pewnych ciężarów. Nie potrafię jeszcze w cichości oddawać wszystkich spraw i sytuacji jedynie, Panu Bogu. Szukam pomocy wśród przyjaciół tj. osób,które uważam za szczerze życzliwych mi i u takowych specjalistów.
    Jak wiesz, Pan Bóg stawia na naszej drodze różnych ludzi i sytuacje, które umiejętnie rozeznawane, pomagają nam konkretnie…
    „Jeden , drugiego, brzemiona noście…” – tak łatwiej iść przez życie.
    Drzemie we mnie chęć pomagania innym na różne sposoby i cieszę się jak mam ku temu sposobność.
    Bardzo wdzięczna /duchowo/ jestem także, za jakąkolwiek pomoc okazywaną mi- wsparcie duchowe, cenne rady, pouczenia…
    „Słyszę ” często takie słowa piosenki ” Bóg kocha mnie, takiego jakim jestem, raduje się każdym moim gestem, Alleluja!- Boża radość mnie rozpiera…”
    Może to co piszę jest pychą?!!- ale czy szczerość jest pychą?!!!
    bardzo lubię również Ciebie „słuchać” na blogu…
    pozdrawiam

    #6 niezapominajka
  7. Julio, dla Ciebie
    :} :} :} :} :} :} :} :} :} :} :} :}

    #7 niezapominajka
  8. Ja sama jestem dla siebie przeciwnikiem, z moim myśleniem, z pychą, zazdrością, z tym wszystkim co skupia się na innych, ale przede wszystkim rani mnie samą.Dlatego muszę nieustannie prosić Jezusa, aby uwalniał mnie ode mnie samej, bo wiem że jak tylko ustaję w tej modlitwie, wszystko zaczyna się od nowa….ta moja wizja świata, szukanie własnej woli, a nie woli TEGO, który chce mi dać prawdziwe szczęście. Mam świadomość tego, że przed Nim nie muszę udawać kogoś innego, że On kocha mnie taką jaką jestem, jednaka często zabiegam jeszcze o te ludzkie względy, myśląc, że skoro nie pełnię jakieś ważnej funkcji ( przede wszystkim we wspólnocie), to jestem do niczego, że On mnie nie potrzebuje, że odtrąca mnie, nie liczy się ze mną.Dziś otworzyłam Pismo Święte i mój wzrok, zatrzymał się na 1Kor 12,12-31, ale czy On znajduje we mnie Wiarę?

    #8 Magdalena
  9. Ad #8 Magdalena
    Tak, stajemy się sami dla siebie przeciwnikami – a dzieje się to pod dyktando naszego zasadniczego przeciwnika, który w zwodniczy sposób ukazuje nam „korzystne” (pozornie) dla nas dobro i każe (nakazuje) nam bronić się przed tym, co nam się wydaje jako dla ns złe.
    Wtedy w nas walczy „Amalekita” przeciwko „Izraelowi”. Izrael sam nie pokona Amalekity. Potrzebuje wstawiennictwa Mojżesza, jego wzniesionych rąk. Wszak Izrael nie jest silny sobą, lecz tylko Bogiem!
    Dla każdego z nas, jako członka „nowego Izraela”, potrzebne jest więc spojrzenie na Górę, gdzie nowy Mojżesz, Chrystus, trzyma wzniesione dla nas i za nas ręce.
    Potrzebne jest także to, abyśmy my w podobny sposób wznosili nasze ręce, tzn. przyjmowali krzyż.
    Wtedy nasz przeciwnik (w jakiejkolwiek byłby postaci) nie ma do nas dostępu.
    Wtedy okaże się, że to właśnie nasz Sędzia ma nas w swojej obronie.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #9 bp Zbigniew Kiernikowski
  10. niezapominajko ## 6,7,
    dziękuję Ci za niezwykłe, bajkowe uśmiechy… 🙂 i miłe słowa 🙂
    Postaram uśmiechnąć się do Ciebie równie ładnie ;>
    Pozdrawiam ;}

    #10 julia
  11. „czy zwracamy się o to tylko, by być JAKOŚ uratowanym, czy też jesteśmy gotowi wejść w taką jedność i w takie oparcie się na Boga, jak to stało się w Synu Człowieczym, by być razem z Nim oddanym Bogu i by DOŚWIADCZAĆ OBRONY przed przeciwnikiem, gdy jesteśmy przeprowadzani przez różne DOŚWIADCZENIA ŚMIERCI”
    Już wiem, że najważniejsze jest doświadczać śmierci i rozumieć ją jako obronę przed przeciwnikiem (samym sobą). Ale… wciąż proszę o JAKIŚ ratunek dla siebie tu i teraz. Do głosu dochodzi pożądanie uczuć (tak, tak, niezapominajko, wciąż pragnąc Miłości, zabiegam o jej karykaturę. Stąd tak bliski jest mi problem pychy…).
    Dlatego wciąż jest mi potrzebna ewangelizacja…
    Zastanawia mnie pytanie Jezusa z końca perykopy.
    Czy to oznacza, że do tego stopnia ludzie odejdą od ewangelii, że będą prosić w modlitwie tylko o JAKIŚ ratunek? A o to, co daje ratunek w KAŻDEJ sytuacji – o wiarę w Chrystusa – nie będziemy się modlić?
    Pozdrawiam serdecznie 🙂

    #11 julia
  12. Ad#9 Bp ZbK
    Dziękuję!

    #12 Magdalena
  13. Julio, są niestety i tacy ludzie, którzy modlą się jedynie wtedy, gdy dosięgnie ich nieszczęście, choroba, szukają ratunku w modlitwie do Boga, gdy nie widzą już innej szansy naprawienia sytuacji a gdy kryzys minie zapominają o modlitwie i o Bogu i tak jest aż do następnego razu. Jeśli uznają, iż modlitwa nie odniosła skutku obrażają się na Pana Boga, że ich nie wysłuchał. Na szczęście są również ludzie głębokiej wiary, szukający miłości Jezusa przez całe życie i myślę, że ich nigdy nie zabraknie.

    #13 Piotr B
  14. „Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, działaj tak, jakby wszystko zależało od ciebie”, po wysłuchaniu Ewangelii od razu przypomniały mi się te, gdzieś usłyszane słowa (chyba św. Ignacego). Myślę, że modlitwa w naszym życiu ma ogromne, bardzo praktyczne znaczenie. Przez swoisty kontakt z Bogiem, rozmowę z Nim, możemy wsłuchać się w Jego wolę, odnaleźć drogę i pewność w kierunku naszego życia, myślenia i działania. To nasze życie i działanie jest jakby przedłużeniem modlitwy w nim ona się realizuje i urzeczywistnia. Trzeba powierzać Bogu w opiekę, nasze własne trudne sprawy, sprawy naszej Ojczyzny, ludzi chorych, cierpiących, potrzebujących. Często słyszymy „wola Boska”, lub ”co Panie Boże dasz”. W sprawach ostatecznych tak, ale w życiu trzeba z naszej strony wymodlić u Boga siłę, chęć, nadzieję, wytrwałość, pokorę – i działać, zrobić wszystko, aby Pan Bóg dał. Nie można traktować Boga, jako dobrotliwego dziadziusia z długą siwą brodą, który wszystko za nas załatwi, o co Go poprosimy. Pan Bóg to nie jest automat, czy maszynka, do spełniania naszych marzeń. Uważam, że takie instrumentalne podejście do modlitwy i wiary, z powiązaniu z wybiórczym traktowaniem praw i przykazań Bożych jest ze wszech miar niewłaściwe, niestety w niektórych środowiskach staje się ono normą. W dzisiejszych czasach, szczególnie na zachodzie Europy, gdzie głównym problemem ogłupiałych z dobrobytu ludzi jest znalezienie miejsca do parkowania, zapominają oni o Bogu i modlitwie. Nie jest On im do niczego potrzebny, przecież wszystko już mają, wszystko wiedzą, wszystko mogą – stąd może to dramatyczne pytanie na końcu Ewangelii. Już gołym okiem widać, że w większości tych państw zaczyna się coś złego dziać i będą szybko potrzebowały dobrego obrońcy, czy będą w stanie go odnaleźć?
    Ważną rolę spełnia modlitwa zbiorowa, gdzie ludzie mogą wspólnie powierzać Bogu swe intencje, a jednocześnie skupiając swe myśli integrować się i jednoczyć wokół różnych spraw. Szczególnym miejscem jest rodzina, gdzie wspólna modlitwa może być spoiwem małżeństwa i lekarstwem na wiele jej problemów.
    pozdrawiam

    #14 Olo
  15. Dziękuję serdecznie za światło na czas sytuacji po ludzku bez wyjścia. Co do ewentualnej przemiany serca sędziego, to wydaje mi się jednak, że chodzi raczej o kontrast niż podobieństwo. Z jednej strony jest niesprawiedliwy sędzia, który robi coś dobrego, bo boi się, że wdowa „rzuci się na niego z pazurami” (werset 18, 5 pozwala na różne tłumaczenia)a z drugiej kochający Bóg, w miłość którego ludzie zdają się wątpić.

    #15 Dario
  16. Och Ci sędziowie,ci z urzędu i nie tylko ci.On mienią się być decydentami w naszych trudnych sprawach.Przekonałam się osobiście,że jeżeli nie znajdę obrony i wyjścia z trudnej sytuacji u Jezusa Chrystusa,to tak na prawdę każda inna jest jakimś łataniem dziury.A takie połatane ubranie wygląda po prostu żałośnie.Zaś mnie i wielu innym osobom potrzeba nowego ubrania,które można zdobyć poprzez modlitwę w wierze.
    Serdecznie pozdrawiam Księdza Biskupa i wszystkich blogowiczów!

    #16 Barbara
  17. Księże Biskupie, trudna do przyjęcia choć prawdziwa jest Twoja nauka…Przyjąć swój krzyż godnie, który wydaje się nie do udżwignięcia jest możliwy Bożą Mocą do której mam się uciekać.Jednakże pokusa „zejścia ” z krzyża jest ogromna i tak naprawdę robię wszystko, by było mi lżej tj szukam różnego rodzaju wyjść z trudnych sytuacji.Doświadczam też,że „rozwiązanie” jest mi dane bez mego starania, kiedy jako bezsilna kapituluję i mówię :” Niech dzieje się Twoja wola Panie.”
    Bardzo pomocna jest dla mnie również nauka Księdza Biskupa, którą traktuję serio i jeśli czegoś nie rozumiem, staję w ufności,że tak jest.
    Serdeczne Bóg zapłać

    Masz rację Julio #11 i Magdo #8
    , ja też pragnę Miłośći i…często wpadam w pułapki własnego dobra…dostrzegam też ,że sama dla siebie czasami,staję się przeciwnikiem …

    Przeczytałam 1Kor12,12-31 i …Słowo bardzo ekumeniczne i uczące pokory wobec własnych chęci,dążeń, a nawet własnego pogubienia w tym co powinno być zgodne z Ewangelią.
    uśmiechy super a te, ode mnie, dla Was
    (:;>
    pozdrawiam

    #17 niezapominajka
  18. Ja tak cichutko zastanawiam się.
    Powiedziano mi kiedyś, że modlitwa jest o Bogu pamięcią.
    Można określić tak modlitwę?

    #18 Ka
  19. Ad #18 Ka
    Można.
    Modlitwa to przebywanie w obecności Pana. To pamięć o Nim i poddawanie się we wszystkim Jemu.
    Jest to pamięć aktywna, która stale się rozwija i – pełna ufności i zawierzenia – jest nastawiona na przyszłość. Chociaż nie zapomina przeszłości i jest jej świadoma.
    Wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny, Jego Imię jest święte.
    Dlatego będzie zawsze Tym, o którym się pamięta, że okazuje wierność przez pokolenia.
    To wszystko zawiera się w aktywnej pamięci tego, kto doświadczył działania Pana Boga i do Niego stale się zwraca i żyje w modlitwnej obecności przed Nim i pozwala Jego Obecności być w sobie.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #19 bp Zbigniew Kiernikowski
  20. …oparcie się na Bogu, jak to stało się w Synu Człowieczym, by być razem z Nim oddanym Bogu i by doświadczać obrony przed przeciwnikiem, gdy jesteśmy przeprowadzani przez różne doświadczenia śmierci…(cyt) właśnie w takim momencie wymiękam.
    Kiedy staję przed ludzkim trybunałem, albo udaję twardziela albo uciekam. W sytuacji potrzeb seksualnych często boję się umierać.
    Uciekałem nawet zagranicę przed powołaniem chociaż w głębi serca czuję że to jest moja Droga. Na skrutacji poruszył mnie werset „Pragnę odejść,a być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze”. Odejść od rodziny, od schematów i życia w lęku przed umieraniem właśnie.
    Wróciłem z konwiwencji w Licheniu, na której drugi raz wstałem.
    Proszę was o modlitwę.

    #20 Marcin
  21. Dziękuję, proszę Księdza.
    Niesamowicie się cieszę.

    #21 Ka
  22. #20 Trzymam kciuki, Marcinie.
    Chciałabym, by Twój wybór był dla Ciebie MĄDRY.
    Lekko nigdzie nie jest – niestety.

    #22 Ka
  23. Tak sobie myślę /teraz/, że modlitwa /pamięć/ otwiera /umożliwia/ miłosierdzie.
    Hmm….
    Dzwony kościelne nie tylko zapraszają, ale przypominają.

    #23 Ka
  24. Nie szukam lekkości lecz samego siebie,jak każdy grzesznik.Chcąc nie chcąc podlegam nieznośnemu ciężarowi grzechu pierworodnego którego zmazać niepodobna bez podjęcia przeze mnie „nieskończonego wysiłku rezygnacji”(S.Kierkegaard) i zdania się na łaskę Boga.

    #24 Marcin
  25. Ta „lekkość” wynikła tylko z rozważania życia. Myśl….dot. każdego człowieka. Czasem tak sobie myślę, czy Ci co uważają, że lekkość życia tu mają, kiedyś /w najważniejszej chwili/, nie zapłaczą? TRUD ROZWIJA i UCZY. CZŁOWIECZEŃSTWA.
    Poprawne maniery nie zawsze posiadają szlif – DUSZY.
    Chciałoby się… pięknej duszy.

    #25 Ka
  26. Tak,dobre wychowanie można znakomicie łączyć z bezdusznością właśnie.Zjawisko te obserwowałem na masową skalę w Holandii.Spolegliwi obywatele zawsze uprzejmi i uśmiechnięci.Za maską obywatelskiej poprawności ukrywają rozpacz-śmiertelną chorobę ludzkiego ducha,na którą nie znają lekarstwa.

    #26 Marcin
  27. Piękną duszę można osiągnąć, ale tylko wtedy, gdy myśli i czyny będą czyste.
    A dzięki modlitwie można wyprosić u Pana pomoc w dążeniu do uzyskania czystej duszy.

    #27 Sylwia

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php