Nabycie roli ze skarbem (17. Ndz A)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Proponuję kolejne rozważanie do fragmentu Ewangelii z najbliższej niedzieli. Przypowieści o królestwie niebieskim w Ewangelii św. Mateusza stanowią jakby ośrodek tej Ewangelii i przybliżają nam, w tajemniczy, ale stale dający się odkrywać sposób, istotę Bożego dzieła, które ma się spełnić w naszym życiu.

Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę

Jak wielkie to szczęście odkryć skarb. Znaleźć skarb – choćby on był jak najbardziej ukryty, ale o którym wiadomo, że do mnie należy czy będzie należał. Kiedy ktoś odkrywa skarb, robi wszystko, aby wejść w jego posiadanie, aby był jego i mógł nim się cieszyć i z niego korzystać. Ten skarb może być ukryty w tym, co nie jest bezpośrednią własnością tego, kto ten skarb odkrywa – jak to jest w przypowieści. Człowiek z przypowieści, odkrywszy ten skarb czyli zdobywszy wiedzę o jego wartości i o okolicznościach, w jakich ten skarb się znajduje, zabezpiecza ten skarb przez ponowne ukrycie go, a następnie dokonuje odważnej operacji kupieckiej. Sprzedaje wszystko, co ma i kupuje rolę, w której jest skarb, bez ujawniania prawdy o skarbie.
Patrząc z naszego dzisiejszego punktu widzenia dostrzegamy w tym zapewne jakąś nieuczciwość. Niewątpliwie, tak. Tak jest z punktu widzenia naszej ludzkiej wymiernej sprawiedliwości. Nie tak jednak jest ze sprawiedliwością odnoszącą się do Królestwa Bożego. W niej o co innego chodzi niż o wymierzanie proporcji między tym, co do kogo należy i co komu się należy. W logice sprawiedliwości Królestwa chodzi o całkowitość i to o całkowitość daru.. Kto otrzymuje, otrzymuje wszystko, ale aby móc wszystko otrzymać, musi wszystko sprzedać, wszystko stracić. Królestwa Bożego nie da się zdobyć po kawałku własnymi siłami czy oszczędnościami, jak gdyby dokupywało się kawałki terenu do posiadanej działki, aby powiększając zbudować sobie królestwo. Żadnym ludzkim wysiłkiem nie zasłużymy i nie zdobędziemy Królestwa Niebieskiego. Jest ono dawane darmowo wszystkim, którzy są gotowi stracić swoje królestwo, swoje królowanie. Nie można dołożyć tego co nowe, do tego, co stare. Trzeba się określić i zdecydować się na jedno, wiedząc, że w życiu o to chodzi, wiedząc, że to właśnie jest skarbem.
Co więc praktycznie dla nas z tej przypowieści wynika. Co jest tym skarbem, który możemy odkryć i znaleźć? Co jest tą rolą, w której skarb jest ukryty i którą warto nabyć wraz ze skarbem? Co jest tym, co warto nabyć sprzedając wszystko / za cenę wszystkiego?
Tym skarbem jest wspólnota z Bogiem, życie w Nim, pokój i odpoczynek, inaczej mówiąc pełne szczęście. To wszystko jest zawarte w obrazie Królestwa niebieskiego, czy Królestwa Bożego. Ten skarb jest od początku przeznaczony dla nas. To Bóg go nam daje. Ale ten skarb jest ukryty. To ukrycie skarbu jest związane z grzechem pierworodnym, kiedy to człowiek, za podszeptem szatana, chciał na swój sposób ułożyć sobie życie i szczęście. Sięgnął po poznanie dobra i zła (zob. Rdz 3).
Rolą jest całe nasze życie, okoliczności, w których to życie przebiega. Zazwyczaj każdy na tej roli uprawia to, co sam chce. Prowadzi to życie, najlepiej, jak jemu wydaje, stosownie do swoich potrzeb. Oczekuje od swego życia różnych owoców. Osiąga różne rezultaty. Ale to zawsze jest on tym, kto wie, czego chce. To jest jego rola. Jest to jego spojrzenie na życie.
Gdy przychodzi Ewangelia, człowiek otrzymuje światło – wiadomość, że jest inna rola, że jest możliwość innego spojrzenia na życie. Jest to objawienie prawdy, że w tej roli, czyli w jego życiu oprócz tego, co jest widzialne zwykłym okiem, co podlega bezpośrednim działaniom człowieka i oprócz tego, co człowiek z tej ziemi może wydobyć itp., jest jeszcze coś innego. Jest w niej ukryty skarb. Trzeba więc tę rolę nabyć dla siebie niejako w inny sposób. Nie tylko ze względu na to, co ona produkuje, ale ze względu na to, co w niej jest i co my z niej naszymi siłami potrafimy wydobyć. Trzeba zawierzyć, sprzedać wszystko ze względu na ten skarb ukryty w roli.
My sami chcemy bowiem niejako wycisnąć naszego życia wszystko, co uważamy za dobre. Tymczasem w tym naszym życiu dokonuje się tajemnica spotkania z Bogiem. Sprzedać wszystko, to zrezygnować, ze względu na Ewangelię (Dobrą Nowinę o skarbie), z tego, co mamy i z tego co sami potrafimy z naszych planów i projekcji opartych tylko na naszych przewidywaniach i naszej mocy. Nabyć rolę z ukrytym skarbem to przyjąć to życie nie w celu dokonania własnych osiągnięć i rezultatów, lecz by w nim okazał się obecny skarb, który nie od nas pochodzi, a który jest w naszym życiu zazwyczaj (tzn., gdy patrzymy tylko ludzkimi oczami) zakryty. Jest to skarb złożony oryginalnie w nas przez Boga, jest to Jego podobieństwo, podobieństwo odnowione w Jezusie Chrystusie.
Prawda, że ta rola, która jest stale do nabycia, oznacza w konkrecie czasem także nasze trudności, naszą chorobę, naszą ułomność, naszą śmiertelność. Nie zawsze chcemy ją podejmować i nabywać roli z takimi przymiotami. Tymczasem w właśnie tutaj jest ukryty skarb. To wszystko dzieje się dzięki Ewangelii i stale czeka na naszą decyzję nabywania roli ze skarbem. Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

40 komentarzy

  1. Jak rozpoznać rolę? Czy tracę prawo pierwokupu targując się? Potrzebujemy czasu na rozeznanie. Jak długo mogę poszukiwać/rozenznawać?

    #1 ze
  2. W moim rozumieniu skarb, o ktorym mowa jest ukryty w naszym swiecie, w tej przestrzeni,w ktorej sie znajdujemy. Jezus powiedział ,,Bo gdzie jest skarb twój ,tam bedzie i serce twoje” a to moze oznaczac,ze miejscem ,w którym taki skarb jest zakopany jest serce człowieka-najintymniejsza czesc osoby ludzkiej i ten skarb mozemy utozsamiac ze słowem Bozym Rola(ziemia)moze oznaczac Kosciół w ktorym Chrystus ukrył swoje zbawcze Słowo.Jezeli wiec rola jest Kosciół i jesli czlowiek odkryje to ,ze Kosciół ma w sobie taki skarb zycia,pojednania przebaczenia ,to z pewnoscia sprzeda wszystko, i kupi taka rolę,czyli wstapi do wspólnoty Koscioła.

    #2 M
  3. Czytając ten komentarz pomyślałam, że rolą, w której jest ukryty skarb może być (chyba) także Kościół, a skarbem – Chrystus.
    Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że w Kościele znajduje się żywy Bóg.
    Nie mając tej wiedzy w pewnym sensie wykorzystujemy Kościół dla własnych celów, czyli „uprawiamy rolę”, by uzyskać z niej plon. Dzieje się tak dlatego, że we wspólnotach, w których wzrastamy, brak inicjacji chrześcijańskiej (o której Ks. Bp pisał w komentarzach do poprzedniego wpisu), która wprowadzałaby w chrześcijaństwo
    Gdy odkryjemy, że w tym Kościele (roli) żyje Bóg – Chrystus, musimy podjąć decyzję – czy odrzucić stare rozumienie Kościoła, którego funkcjonowanie dobrze znamy, dobrze się w nim czujemy, „zbieramy plony” ; czy zaryzykować – zacząć poznawanie Go od nowa.

    #3 julia
  4. ze
    na pytanie, jak długo można rozeznawać, poszukiwać skarbu, odpowiada dalsza część jutrzejszej ewangelii. Jest tam mowa o kupcu, który szukał drogocennych pereł, a gdy znalazł ją – sprzedał wszystko, co miał i kupił ją. Wniosek: „nie ma schematów. Jedni szukają wiele lat, aż w końcu odnajdują perłę. Inni nie szukają wcale, a nagle odnajdują skarb” (ks. T. Jaklewicz)

    #4 julia
  5. A mi pojęcie „Królestwo niebieskie” kojarzy się z; Ewangelią, chrześcijaństwen, łaską, przyjaźnią z Bogiem. TO jest skarb ukryty, a jednak obecny na świecie. Wielu, bardzo wielu ludzi ma go blisko
    siebie, lecz nie odkrywa, a odkrywszy go, nie ceni tak, jak na to zasługuje, i zaniedbuje go przenosząc nad niego „królestwo doczesne”:
    jakieś radości, bogactwa, przyjemności życia doczesnego. Tylko ten, kto ma serce dość rozsądne, „by rozróżnić dobro od zła”, wieczne od przejściowego, pozór od istoty, postanawia sprzedać „wszystko, co posiada”, by nabyć ten właśnie skarb. Jezus dla zdobycia Królestwa nie żąda mało,żąda wszystkiego; ale jest również prawdą, że nie obiecuje mało, obiecuje w s z y s t k o: życie wieczne w wiecznej,uszczęśliwiającej łączności z Bogiem.Tutaj na ziemi mamy przdsmak tej wiecznej łączności. W chwilach szczególnych wzruszeń (np. podczas adoracji Najświętrzego Samramentu,w Sakramemancie Spowiedzi,podczas bezpośredniego kontaktu z pięknem przyrody czy innych bardzo ulotnych chwil choćby patrząc w roześmiane oczy dziecka)
    doświadczamy „dotknięcia Boga”. To cudowne uczucie, które pozastawia ślad i wzmaga tensknotę do Boga. Jeśli dla zachowania życia ziemskiego człowiek jest gotowy stracić
    wszystkie swoje dobra, dlaczego by nie powinien uczynić podobnie, a nawetj eszcze więcej, by zapewnić sobie życie wieczne?. Do tego potrzebna jest prawdziwa mądrość. Aby nauczyć się jej, nie wystarczy słuchać przypowieści; należy
    je rozumieć. Rozumieć nie tylko w sposób oderwany i ogólny, lecz konkretny czyli w odniesieniu do siebie samych, do życia i do okoliczności osobistych. Ja znalazłam ten SKARB. On był cały czas obok mnie a ja przez całe lata go nie dostrzegałam.A teraz wiem, że mój SKARB to całe bogactwo Kościoła głoszącego EWANGELIĘ, to moja więź z JEZUSEM, ktorej mi nikt nie odbierze bo ją cierpliwie buduję od trzech lat poprzez uczestnictwo we wspólnocie, świadomy udział w każdej Mszy świętej, czytanie mądrych, dobrych książek o Bogu, adorację Najświętrzego Sakrametu, troskę o zmarłych, życzliwy stosunek do bliźnich…..itd. Zrozumiałam, że liczy się nie szczęście doczesne, ale wieczne, i jestem
    przekonana, że „Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkich dla ich dobra”. Nie są to dla mnie puste słowa to są Słowa życia…Słowa Prawdy, której doświadczyłam i doświadczam. A doświaczam dzięki Kościołowi i Jego Kapłanom dla których jest w moim sercu szacunek i miłość bo ogromnie dużo im z mężem zawdzięczamy.I z uporem maniaka powtarzam i powtarzać będę, że każdy Kapłan do Dar od Boga… jak mówił Ks. Jan Twardowski. Każde powołanie kapłańskie to DAR od Boga ….dla nas :-). Cudna jest ta tajemnica spotkania z Bogiem o której Ks.Biskup pisze ….c u d n a….:-).

    #5 Kasia
  6. #1 ze Julia i inni
    Nawiązując do komentarzy dopowiadam: Całe życie to czas szukania i odnajdywania skarbu złożonego w nas, w roli naszego życia. Są jednak takie momenty, które są szczególnie odkrywcze i w pewnym sensie niepowtarzalne.
    Raz odkrywszy skarb w moim życiu, będę go stale odkrywał i to w pewnym sensie zawsze na nowo, chociaż to będzie zawsze kroczenie po tej samej drodze, postępowania w tej samej logice gotowości zostawiania siebie (swojej koncepcji – życia na swoje podobieństwo). Nie ma w tym ustalonych schematów każdy z nas będzie to przeżywał indywidualnie i osobiście.
    Trzeba też z drugiej strony powiedzieć, że jest jeden schemat: odkrył, sprzedał wszystko i nabył. To jest wspólne dla nas wszystkich jako odkrywających.
    Każdy będzie też odkrywał (prędzej czy później to zrozumie), że ma prawo pierwokupu, bo to każdemu z nas „należy” się z przewidzenia i zamysłu Boga. Owszem, czasem zdarza się, że ktoś tego nie docenia i odstępuje na podobieństwo Ezawa za miskę soczewicy (zob. Rdz 25,29-34).
    Trzeba też się targować. Albo inaczej należy to wyrazić: jeśli nie potrafię uczynić tego od razu i z radością, to będzie konieczne targowanie. To targowanie się o cenę dokonuje się między mną jako starym człowiekiem, a tą cząstką we mnie, która już została oświecona przez Ewangelię. To targowanie musi dokonać się we mnie samym. Podczas tego targowania się mam okazję poznać, jak stawka jest ważna. Jest to owa walka z mocami ciemności, która musi się we mnie dokonać, a która nie ma rozwiązania połowicznego, nie ma remisu. To musi być zwycięstwo całkowite. I tylko takim może być. W tym wszystkim ja muszę doświadczyć, że ten skarb jest tak wielki, że warto sprzedać wszystko. Jest to więc targowanie się, zmaganie się ze sobą samym i w sobie samym z owymi innymi koncepcjami, na miarę przyjmowania światła Ewangelii i dostrzegania w jej świetle skarbu złożonego we mnie. Cenne jest w oczach Pana nasze życie i cenna jest w oczach Pana nasze umieranie (por. Ps 116,15).
    Bp ZbK

    #6 bp Zbigniew Kiernikowski
  7. Rozważając dzisiejszą Ewangelię warto zatrzymać się na pierwszym czytaniu, w którym to zachwyca nas postawa Salomona – porosi on bowiem o serce pełne rozsądku, by mógł rozróznić dobro od zła. Podobną postawę prezentuje człowiek, który znalazł skarb oraz człowiek, który odnalazł perłę – rozpoznali istotę, rozpoznali to co drogocenne, najważniejsze i bez wahania potrafili sprzedać wszystko, by zanaleźć się w posiadaniu Skarbu. Czy jest możliwe, by w naszej codzienności dostrzec, to co jest drogocennym Skarbem? szczególnie wówczas, gdy postępując uczciwie postrzegani jesteśmy jak dziwolągi. Jak radzić sobie z odrzuceniem, niezrozumieniem?

    #7 Dorota
  8. Ja chyba coś źle zrozumiałam z tym targowaniem się.
    Targowanie polega przecież na próbie ustalenia ceny niższej niż chce sprzedający. I myślę, że my ludzie to robimy. Chcemy osiągnąć zbawienie, ale jak najmniejszym kosztem, jak najmniej rezygnując z siebie ( z tego starego człowieka). A więc targowanie wynika z tego, że nie chce się zapłacić wszystkiego, ale mniej.
    Moim zdaniem powinno być, że skoro skarb jest tak cenny, to nie warto targować się o cenę, która i tak jest zapewne zbyt niska, bo sprzedający nie wie, co na prawdę sprzedaje. A cena nie uwzględnia wartości skarbu.
    Chociaż nasz Sprzedający zapewne wie i sprzeda poniżej ceny uwzględniając nasze możliwości, bo chce, aby ten skarb należał do nas. Ale w takim przypadku, też nie warto się targować.
    Czy chodzi w takim razie o targowanie się starego człowieka z nowym na temat, czy wydać wszystko na zakup tej roli ?
    Ale i tak wymowa tej Ewangelii byłaby taka, że nie warto się targować, nie ma, o co się targować. Trzeba kupować ! Kupować, by skarbu tego nie stracić.

    #8 basa
  9. Myślę,że idąc przez życie targujemy się.Targujemy się zaciekle,szczególnie w młodości.Usiłujemy nagiąć sprawy Boże do naszych tu ludzkich.Gdy przetrwamy okres targu w zgodzie z Bożymi zamiarami,przykazaniami /dusza zawsze podpowiada/,następuje zrozumienie,wyciszenie i świadomość marności.Oddajemy łapczywym rzeczy materialne /rezygnujemy z walk/jeśli wyciągają po nie agresywne swe ręce /z agresją się nie dyskutuje/.Nic nie ma dla nas aż takiej /ziemskiej/wartości, jak to co w nas.Pomału stajemy się hm,jak nie z Bogiem jednością to blisko niej.Myślę że skarb,perła, jest w każdym z nas tylko czasem grubo przywalona błotem.Odwalając W SOBIE brudne warstwy zła,docieramy do perły, a Bóg dodaje swój darmowy skarb.

    #9 K.
  10. Dziękuję Księdzu Biskupowi za odpowiedź.
    Zbyt często targuję się, chociaż teoretycznie wiem, że skarb kupuje się od razu.
    Zatrzymałam się też na Mt 13,44b – dokładnie na 'uradowany poszedł’. Szukałam tłumaczeń i znalazłam: uradowany bardzo; uradowany; przejęty radością; z radości poszedł (BT). To ostatnie tłumaczenie, dla mnie, oddaje bagaż emocjonalny towarzyszący odkrywcy skarbu. Radość poniosła! Wielka radość (wielka miłość) daje człowiekowi siłę do zakupu każdej roli- nawet tej, o której mówi Ksiądz Biskup w ostatnim akapicie. Pewnie jestem zbyt wyrachowana i mam małą wiarę, bo nie potrafię kupować (dziękuj Panu Bogu Basa za taką wiarę) bez targowania się. Zostaje modlitwa Salomona (1 Krl 3,9) o mądrość, rozsądek, o serce rozumne.

    #10 ze
  11. Ze, dziękuję nieustannie, ale tylko ja wiem, jak ona jest niedoskonała, a pozory mogą mylić. Ja napisałam „I myślę, że my ludzie to robimy (targujemy się). Chcemy osiągnąć zbawienie, ale jak najmniejszym kosztem, jak najmniej rezygnując z siebie ( z tego starego człowieka)” My – czyli ja też.
    Ja myślę, że problem jest gdzie indziej. Nie w targowaniu się ze sobą, ile to ja mogę dać P. Bogu. Problem jest w tym, aby ten skarb znaleźć i jeszcze większy w tym, aby zrozumieć jego prawdziwą wartość. Gdy to się pozna, to każdy cenę za rolę uzna za wyjątkowo korzystną i promocyjną. Bo skarb i tak wart będzie znacznie więcej. Tylko ja nie wiem, dlaczego ja wciąż kupuję go z jakimś oporem, jakbym robiła łaskę. A przecież to Sprzedawca robi mi łaskę. Widocznie mi też brakuje wiary. I też jestem wyrachowana.
    Chcę kupić ten skarb. I myślę, że jestem na etapie sprzedawania. Ale czy będę w stanie sprzedać wszystko, to się jeszcze okaże.

    #11 basa
  12. Czasami człowiek coś napisze, a później się nad tym zastanawia:”Kupować, by skarbu tego nie stracić.” Czy można stracić coś, czego się jeszcze nie ma ?
    W przypadku Królestwa Niebieskiego właśnie tak jest. Można je stracić tylko wtedy, gdy go się jeszcze nie ma. Dlatego myślę, że może moment kupna nastąpi w chwili śmierci?

    #12 basa
  13. Królestwo Boże jest w nas – tu i teraz – kiedy w naszym sercu jest pokój…a prawdziwy pokój daje t y l k o życie zgodne z EWANGELIĄ….z nauczaniem JEZUSA.Taki pokój poczułam kiedy wybaczyłam swojemu mężowi….kiedy zostałam z nim na przekór całemu światu (bo wszyscy radzili rozwód),kiedy poprosiłam o pomoc JEZUSA a ON odmienił moje serce usuwając z niego brud nienawiści, niechęci, żalu. Teraz mój mąż często powtarza, że uratowałam jego duszę…a to nie ja…tylko JEZUS go uratował. Ja byłam tylko narzędziem w Jego rękach.Bo przyszedł taki czas, że nie moja wygoda, moja koncepcja życia i przyszłości, tylko to co zgodne z nauczaniem JEZUSA zaczeło być dla mnie ważne. Jego przykazania są bardzo proste, czytelne i jasne. My dokonujemy wyboru…tylko tyle i aż tyle. Wiem jedno…kiedy decydujemy się iść za JEZUSEM …ON nigdy nie pozostawia nas samych sobie bo Bóg kocha tych co Go miłują. O rany !. To takie proste ! Spokojnej nocy :-).

    #13 Kasia
  14. Doroto. W tym Słowie Bozym (pierwsze czytanie) mozemy odnalezc wazna sugestje, ze temu, kto modli sie szczerze i z wielka ufnoscią, Bóg udziela wiecej niż to, o co prosi.

    #14 M
  15. #10 ze
    W związku z pytaniem dotyczącym przekładu tekstu mówiącego o radości z powodu znalezienia skarbu itd. (Mt 13,44), należy zauważyć dwie rzeczy:
    Najpierw samo wyrażenie greckie:
    apo tes charas aoutou hypagei – znaczy dosłownie: ze swojej radości idzie (odchodzi), tzn. idzie powodowany radością. Radość jest więc niejako motywem i racją dalszego działania owego człowieka.
    Po drugie: trzeba zwrócić uwagę na wymowę czasów użytych w języku oryginalnym: 1/ o skarbie (przed odnalezieniem) jest mowa przy użyciu imiesłowu w perfectum (czynność dokonana w przeszłości, której skutki trwają) czyli ten skarb kiedyś został ukryty i jest (był do czasu znalezienia go) ukryty. 2/ czasowniki mówiące o znalezieniu i ponownym ukryciu skarbu przez człowieka są wyrażone w czasie przeszłym nieokreślonym (aoryście). Są to więc jakieś wydarzenia w nieokreślonej przeszłości. 3/ Natomiast czasowniki o pójściu (dosłownie odejściu), sprzedaniu tego, co posiada (dosłownie: ma) i nabyciu owej roli, są wyrażone w czasie teraźniejszym: idzie, sprzedaje, co ma, i nabywa. Można w tym widzieć aspekt stałej aktualności.
    Naturalnie, nie można przeakcentować tego aspektu (może to być element narracyjny), ale nie można też go ignorować.
    Skarb, nasze podobieństwo Boże i obraz Boga w nas, został kiedyś ukryty i jest nadal w nas ukryty. Różne momenty pozwalają (w konkretnych przypadkach pozwoliły) nam go odkrywać i odpowiednio docenić, tzn. tak ukryć, aby on był nadal w tej roli do momentu jej nabycia (są to zawsze wydarzenia i momenty uprzednie w stosunku do decyzji, jaką podejmujemy), w konsekwencji czego stale na nowo (raz i więcej razy) idziemy (odchodzimy) z radością, sprzedajemy co nasze, nabywamy to, w czym odkryliśmy skarb.
    Jeśli ktoś czuje, że te uwagi mogą mu pomóc, by wejść bliższej i głębiej w czytany tekst Mt 13,44, to niechaj – z pomocą tych uwag – zatrzyma się nad tym tekstem.
    Nie jest to nabycie roli z musu i konieczności, lecz z radości. Trzeba być świadomym tego procesu i trzeba nań się zdecydować, w miarę docenienia skarbu. Przełamanie siebie (owo targowanie się ze sobą samym) jest więc w to w jakiś sposób wkalkulowane i jest konieczne, chociaż o tym tutaj wprost nie ma mowy.
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #15 bp Zbigniew Kiernikowski
  16. Chciałabym poznać opinię Księdza Biskupa w sprawie słuchania spowiedzi przez kapłanów w czasie mszy św. Chociaż znam chyba odpowiedź, bo Ksiądz Biskup został (słusznie!) określony przez jednego z kapłanów z sąsiedniej diecezji jako „radykalny strażnik jasności znaków w liturgii”.
    Dziś bardzo przeszkadzało mi słuchać homilii głośne spowiadanie się jednego z penitentów. A siedziałam stosunkowo daleko od konfesjonału, do którego ksiądz przyszedł w czasie I czytania. To też już było powodem rozproszenia. Są bowiem tacy, którzy zauważywszy, że ksiądz wszedł do konfesjonału, od razu, w czasie czytania, wstają i zmierzają do konfesjonału, przeszkadzając innym w słuchaniu. Przerwa między kolejnymi liturgiami eucharystii jest dość znaczna (przeszło 1/2 godz) i tu byłby odpowiedni czas na przystąpienie do sakramentu(!) pojednania. A tak, trochę mszy św. trochę spowiedzi – czyli „dwa w jednym”. Skoro nauczyliśmy się procesyjnie przystępować do komunii św., to pewno nauczymy się (i my penitenci i kapłani) celebrować sakrament pojednania poza mszą św.

    #16 H.Ala
  17. Dziękuję za wyjaśnienie zagadnień filologicznych – mnie to było potrzebne, a może i jeszcze ktoś skorzysta.
    Wcześniej mówiłam o moich pertraktacjach z Panem Bogiem. Często dostrzegam, co jest skarbem w konkretnych sytuacjach, ale nie potrafię iść za poznaniem. Świadomość, że Ten, Który złożył SKARB jest cierpliwy dla mnie, daje mi czas na świadomy wybór i że jest ta stała aktualność dostępności skarbu -napełnia mnie pokojem. Nie czuję się zwolniona ze 'sprzedawania błyskotek’ na korzyść skarbu, ale nie muszę panikować, że skoro nie kupiłam od razu – skarb przepadnie.

    #17 ze
  18. ze,ja skorzystałam 🙂

    #18 K.
  19. „…chciał na swój
    sposób ułożyć sobie życie i szczęście”.
    Czy zawsze układanie życia na swój sposób jest złe? Ja teraz swoje życie bardzo mocno ukladam po swojemu.

    #19 R-czek
  20. R-czek – Zebys się przypadkiem nie ubudził z ręką w….. . Ja tez kiedys układałem zycie na swój sposób. Dopiero Ks. Bp otworzył mi oczy. Pozdrawiam serdecznie z powazaniem. M.

    #20 M
  21. Witam Księże Biskupie,
    nurtuje mnie to Słowo:”Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie”, co oznacza owe ponowne ukrycie? Czy chodzi o ten stan pomiedzy sprzedaniem „starego” a zdobyciem „nowego”? Czy w ten jeden schemat: odkrył,sprzedał, nabył wlicza się:ukrył ponownie? Bo z tekstu wynika ze to ponowne ukrycie jest właściwym krokiem. Mam echo do tego fragmentu, ale chciałabym poznać zamysł Autora.
    Dziękuję za to Słowo akurat na zaręczyny,
    pozdrawiam
    agnieszka

    #21 agnieszka
  22. #21 agnieszka
    Agnieszko,
    Fakt ponownego ukrycia może wyrażać kilka aspektów (nie są to jednak wnioski konieczne, gdyż w przypowieściach nie chodzi o wszystkie szczegóły; jest otwarta pewne przestrzeń interpretacyjna). Najpierw można w tym widzieć to, iż człowiek znajdujący skarb, nie ma do niego bezpośredniego dostępu, by go uczynić swoim. To nie jest tak, jaka ze znalezionym przedmiotem, który ewentualnie wkładamy do kieszeni i go mamy. Aby ten skarb stał się moi udziałem musi dokonać się pewien proces: właśnie to ukrycie, z nadzieją, że on tam pozostanie, następnie sprzedanie wszystkiego i nabycie roli z całym ryzykiem. To wszystko wyraża ów konieczny wysiłek i zawierzenie, aby stać się „posiadaczem” ukrytego skarbu.
    Innym możliwym aspektem jest wyrażenie relacji tego człowieka, który znalazł skarb, do samego skarbu. To jest już niejako jego skarb. To on, tylko on, wie o nim. Ten skarb potencjalnie do niego i tylko do niego należy, chociaż faktycznie nie jest jeszcze jego. Inni o tym nie wiedzą. To ukrycie może wyrażać więc, iż relację do tego skarbu ma tylko ten, kto go znalazł. Nie można wejść w buty czyjegoś szczęścia. Ten skarb zostaje nadal zakryty przed jego dotychczasowym (nieświadomym obecności skarbu) właścicielem roli. NB. Nie wiem, jak dzisiejsze prawo potraktowałoby taki przypadek.
    Trzeba pamiętać, że podstawowym przesłaniem przypowieści jest darmowość skarbu, w którego posiadanie można wejść za cenę sprzedania wszystkiego i nabycia roli ze skarbem. Podczas wykładów dotknęliśmy nie jeden raz tego całościowego aspektu przesłania Ewangelii.
    Podziel się też, proszę, Twoją refleksją nad tym Słowem.
    Agnieszko, w zaręczynach, o których wspominasz, że stoją przed Tobą, jest też coś z tego nabycia roli ze skarbem. Potrzebna jest świadomość w czym tkwi skarb i co go stanowi. Nadto odwaga, czystość, całkowitość „transakcji”. Życzę Tobie i Twojemu narzeczonemu z całego serca światła w podejmowaniu decyzji oraz mocy i stałości w jej urzeczywistnianiu. Szczęść Wam Boże!
    Bp ZbK

    #22 bp Zbigniew Kiernikowski
  23. #19 R-czek
    Pytanie co do układania życia po swojemu, tzn. czy to jest złe. Moja odpowiedź na to pytanie brzmi: naturalnie, nie zawsze jest to złe. Człowiek musi starać się o to (i to czasem bardzo zdecydowanie), by układać sobie życie. Chodzi jednak o otwartość podczas tego zamysłu i procesu układania sobie życia na to, co nie pochodzi od nas a co przychodzi jako skarb i dar. To jest wyrażone w tym moim dopowiedzeniu o targowaniu się.
    My, jako chrześcijanie, nie jesteśmy wcale biernymi odbiorcami. Jesteśmy konstruktorami i kreatorami tego życia i wszystkiego, co w nim zachodzi (ma zachodzić i zdarzać się), jednak nie w sposób absolutny, lecz szukamy stale owego zamysłu, jaki został w nas od początku złożony i jaki został odnowiony w Jezusie Chrystusie (zob. Ef 2,10 – proszę zobaczy ten jeden wiersz i trochę nad nim się zatrzymać). Jeśli nie jesteśmy na to otwarci, to grozi nam niebezpieczeństwo kreowania wieży Babel.
    Ten problem jest też trochę poruszone w poprzednim wpisie: Dzieła nasze i dzieło Boga. Do tego tematu wrócimy. Można też zobaczyć wpis o błogosławieniu z 11 lipca (dzień św. Benedykta). Poruszony problem jest bardzo aktualny i przeżywa go wielu – choć na różny sposób. Potrzeba nam stale pewnej refleksji nad naszym życie w świetle prawdy Ewangelii.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #23 bp Zbigniew Kiernikowski
  24. #16 H.Ala
    Jest to jedna z niewłaściwości naszych zgromadzeń liturgicznych. Duszpasterze powinni zatroszczyć się o to, aby okazja do spowiedzi była przede Mszą św. Trudno bowiem przeżyć dobrze te dwa sakramenty podczas jednej liturgii.
    Tam zaś, gdzie spowiada się w czasie Mszy św., powinno być to tak zorganizowane, żeby spowiadanie nie przeszkadzało w liturgii pozostałym uczestnikom Eucharystii. Tym bardziej jest to ważne, kiedy mamy do czynienia z ludźmi słabo słyszącymi. Ksiądz zaś powinien być konfesjonale wcześniej, a nie wchodzić do konfesjonału w czasie, kiedy jest proklamowane Słowo Boże. To bowiem bardzo rozprasza a czasem wprost powoduje, że tego czytania uczestnicy już nie usłyszą..
    Dziękuję za przywołanie uwagi w tej materii. Musimy wszyscy pracować nad tym, żeby w naszych wspólnotach i w naszych zgromadzeniach liturgicznych pod tym względem było lepiej. Naturalnie musimy wszyscy mieć wiele cierpliwości. Nie zawsze wszystko da się tak zrobić, jak być powinno. Nic nas jednak nie zwalnia z troski o to, aby było jak najlepiej.
    BpZbK

    #24 bp Zbigniew Kiernikowski
  25. #20 M
    Mam nadzieję, że się nie obudzę. 🙂
    Zagrałam dziś w totolotka i nie wygrałam. I cóż?
    Taka wola boża. 🙂
    Oczywiście jest to banalny przykład. Ale robię na tyle, ile mogę.
    O wiele cięższe są decyzje, które wymagają „mądrości salomonowej”. Ja akurat takowej nie posiadam. Wręcz odwrotnie. Bardzo mi ciężko jest ocenić własne wybory, zachowania. Łatwo jest popaść w dwie skrajności: „samooskarżania się” lub „ciągłego tłumaczenia się”. Ja przez lata samooskarżałam się. Doprowadziło mnie to do wielkiej depresji i ciągłego poczucia winy, że nie posłuchałam innych, albo że nie potrafiłam być posłuszna tym radom. Co najlepsze, że ja tak mocno zakładałam, że inni mają rację, że nawet nie spostrzegłam się, jak zaczęto wykorzystywać swój autorytet. Teraz póki co mocno popadłam w drugą skrajność – mocno się tłumaczę sama przed sobą dokonując wyborów, które może nie są do końca słuszne. Nie jest to łatwe, bo autokrytyka jest mocno zaprogramowana. Mam jednak nadzieję, że dzięki temu uda mi się w końcu znaleźć „złoty środek”. Teraz jestem jak ten zbuntowany nastolatek. Ale w końcu taki czas jest potrzebny, aby umieć dokonywać dojrzałych wyborów. Proszę nie mieć mi Księże Biskupie za złe, że ja ciągle o tym samym, że się buntuję, tłumaczę, że ciągle jakby się usprawiedliwiam szukając potwierdzenia. Jest to w pewnym sensie zmaganie się ze sobą. Nie chcę być martwą rybą, która płynie z prądem. Tak bardzo chciałabym umieć sama siebie przekonać, że „skarb” nie tylko jest w Słowie Bożym, w słowie drugiego człowieka, ale i też we mnie. Proszę nie odebrać tej mojej wypowiedzi, jako negacji autorytetu Księdza Biskupa. Nie jest to wszystko łatwe dlatego też po prostu proszę o modlitwę.
    To tyle. 🙂
    Pozdrawiam.
    R-czek

    #25 R-czek
  26. Myślałam, że już zostało wszystko powiedziane na temat skarbu w roli – po tak głębokich i wieloaspektowych komentarzach Księdza Biskupa i refleksjach wpisujących się.
    Dzisiaj dotarło do mnie jeszcze jedno przesłanie – Ewangelia musi być dynamiczna. Słowo przemienia, jeśli po znalezieniu idę-sprzedaję-kupuję. Można znaleźć skarb, usiąść na tej roli i pilnować, żeby nikt nie ukradł skarbu. Wtedy i rola zarośnie i skarbu nie wydobędę bez pomocy narzędzi.
    Zasadniczo ten aspekt został poruszony w komentarzach Księdza Biskupa, ale tak jasno zobaczyłam to dopiero dzisiaj.
    Pozdrawiam

    #26 sgg
  27. Myślę, że czasem ten proces sprzedawania-kupowania bardzo rozciąga się w czasie i trzeba naprawdę wielkiego zafascynowania tym skarbem oraz karmienia się nadzieją, żeby nie zrezygnować z tego, co prowadzi do jego nabycia. Myślę tu o sytuacji w mojej rodzinie, gdzie mama od 22 lat wymaga opieki w chorobie, od 11 lat leży i ta opieka obejmuje totalnie wszystko, co dotyczy jej życia, a ponad 4 lata temu mama przestała mówić.
    Z jednej strony widzę tę sytuację jako właśnie tę długotrwającą transakcję prowadzącą do sprzedania wszystkiego dla ostatecznego nabycia skarbu, z drugiej – jako czas czerpania już z tego skarbu, bo bez tego nie byłoby możliwe wytrwanie ani dla mamy, ani dla tych, którzy się nią opiekują. No i jest tu też obecne targowanie się – zawstydzające, gdy się spojrzy na otrzymane bogactwo: mogłoby sie to już zakończyć. I w takich momentach właśnie przychodzi z pomocą myśl o skarbie ukrytym, nadzieja na jego pełnię, dająca siłę na kolejny dzień!

    #27 chi
  28. Rozumiem.
    Jestem w trakcie „targowania się”, znalazłam i ukryłam, bo widzę, ze nie umiem sprzedac wszystkieg, by go nabyć odrazu. Jak wiele jest we mnie związań z tym, co Ewangelią nie jest, szczególnie mocne to relacje z najblizszymi, które potrzebują uzdrowienia: mam się od nich uwolnić, by na nowo je nawiązać. Potrzebne mi uwolnienie emocjonalne, uczuciowe, psychiczne od najbliższych, które to Bóg zaczął, zaczął je ciąć (moj narzeczony to Paweł, ktorego ikonografia przedstawia z mieczem w ręku – od naszego poznania Bóg zaczął odcinać to, co toksyczne).
    Cała Liturgia Słowa z niedzieli mówi mi, bym nie prosiła Boga, aby zabezpieczył nam finansowo slub i wesele, ale byśmy w tym narzeczeństwie jeszcze głebiej uczyli się sobie służyć- jak Salomon, a wszystko inne będzie nam dane. I ta świadomość, pewność, że tak jest, to ten skarb, a to że jest on ukryty, znaczy dla mnie to, że gdy podejmuje trudną decyzje, gdy robie krok na przód okazuje się, że Bog jest wierny. Coraz głebiej i mocniej tej wierności doświadczam i przez to coraz bliżej do odkrycia skarbu, który ukryłam.
    Trudne to kwestie do zwerbalizowania, żywie nadzieję, że da się uchwycić to, co chciałam przekazać.
    Dziękuję/dziękujemy za życzenia, potrzeba nam tej stałości, pewności w Chrystusie Zmartwychwstałym.

    Pozdrowienia od Barbary.
    Pamietamy w modlitwie
    z Panem Bogiem,
    agnieszka

    #28 agnieszka
  29. Chi, pięknie to napisałaś. W twoim wpisie widać nie tylko wiarę, ale i miłość.
    ” Gdzie miłość wzajemna i dobroć, tam znajdziesz Boga żywego”.

    #29 basa
  30. Ja znów z zapytaniem.
    Otóż pewne małżeństwo ze wspólnoty opowiedziało mi o pewnym schemacie działania mężczyzn, na podstwie swoich doświadczeń i pewnego ponoć dobrego wg. nich poradnika. Miało być w nim napisane, że mężczyzna działa jak sprężyna: raz jest blisko, potem się oddala od kobiety. A to po to, by nabrać dystansu do siebie, do swoich trudności, a także by być sam na sam z Bogiem, by móc dialogować z Nim i podejmować wolne decyzje, bez ingerowania kobiety. Mężczyzna wtedy nie chce ranić ani obciążać kobiety tym, co w danej chwili w sobie nosi, dlatego trzyma ja na dystans.
    Ja również zauwazyłam u mężczyzn, których jakoś bliżej spotkałam, że maja takie chwile oddalenia. Nie chce jednak, by moje życie, tłumaczył jakiś poradnik psychologiczny, który wikła człowieka w schematy. Chce zapytać, czy takie oddalenie się mężczyzny może nieoznaczać braku jedności? Czy może być jedność, gdy się wszędzie nie wpuści kobiety? Czy jest możliwy dystans, który jest jednością? Dla kobiety niewątplwie jest to odrzucenie i cierpienie, gdy mężczyzna karze milczeniem. Nie wiem, czy to jest prawdziwe doświadczenie, czy wołanie o uwagę? Czy takie oddalanie się mężczyzny jest wpisane w jego naturę, czy to teren do łamania się, by być dla drugiego? Skłaniam się ku temu drugiemu rozwiązaniu, bo nie ukrywam że przyjęcie tego pierwszego jest trudne.
    Bóg zapłać za rzucenie światła Ewangelii na tę, tak żywą sprawę.

    Dobranoc Chrystus na noc,
    agnieszka

    #30 agnieszka
  31. Jeżeli Ks. Biskup pozwoli, chciałabym jeszcze wrócić to tematu poruszonego przez chi, ale nie konkretnie o chi. Ja znam wiele osób, które opiekują się chorym rodzicem. Najczęściej ta opieka spada konkretnie na jedną córkę lub syna. Inni angażują się doraźnie lub tylko odwiedzają. Ja chciałabym zaapelować do rodzeństwa bezpośrednich opiekunów, aby przejęli tą opiekę chociaż na 2 tygodnie w roku i wysłali tego bezpośredniego opiekuna, aby odpoczął. Myślę, że to nie jest dużo zważywszy, że on będzie się dalej opiekował chorym prze kolejne 50 tygodni. Takie myśli, jak napisała chi ” mogłoby sie to już zakończyć” są najczęściej wynikiem zmęczenia. Znałam osobę, która pomyślała w chwili słabości(wynikającej moim zdaniem ze zmęczenia) podobnie, a potem po śmierci rodzica, bardzo cierpiała z tego powodu, bo chciała dalej nim się opiekować, byleby tylko żył.

    #31 basa
  32. Szukanie tego skarbu kojarzy mi się z szukaniem swojego powołania w życiu. We czwartek wróciłam z pielgrzymki do Sydney. Dla mojej grupy i innych z Neokatechumenatu była to pielgrzymka powołaniowa. Szukaliśmy światła w Słowie Bożym na nasze powołanie. W tej sprawie widzę jak bardzo my sami planujemy swoje życie, nie pytamy o zdanie Pana Boga, przynajmniej ja tak robiłam. Tak trudno mi jest przyjąć że Pan Bóg ma najlepszy scenariusz na moje życie. Ta pielgrzymka była tak bogata w różne przeżycia, spotkania w ludźmi, niesamowitą przyrodą. Doświadczyłam tyle życzliwości, ludzkiego ciepła, zachwytu nad dziką naturą (i tą trochę oswojoną też). Ale przede wszystkim było to dotknięcie Boga, przez to że czuję się niesamowicie obdarowana, taki przepiękny prezent. Nigdy nie zapomnę ogromu oceanu, rozmowy z Aborygenem i próby nieśmiałej ewangelizowania jego, wielu rozmów ze spotkanymi ludźmi różnych wyznań i religii, otwierania serca na koleżankę, która miała problemy ze zdrowiem, poczucia jedności w grupie i posłuszeństwa katechistom, którzy powtarzali że to Pan Bóg nas prowadzi i planuje naszą pielgrzymkę. Otrzymałam wielki dar, którym chcę się z wami podzielić. Bardzo mocnym doświadczenie było to że w czasie ewangelizacji, jako że znam angielski i rozmawiałam z ludźmi, było to że zobaczyłam że ci rozmówcy często mnie ewangelizowali, ja potrzebuję ewangelizacji. Ten skarb nosimy w naczyniach glinianych, aby nie nasza moc ale Jego się ujawniła w tym co robimy.
    Alicja

    #32 Alicja
  33. #30 agnieszka
    Agnieszko!
    Problematyka, którą poruszasz, jest jednak bardziej z zakresu psychologii. Niemniej myślę, że coś można na ten temat powiedzieć odwołując się do obrazów, jakie są stosowane w Biblii. Wspomniany przez Ciebie problem pewnego chwilowego dystansu i czasowego odsunięcia jako wyraz (swoistej) kary, która ma charakter jakby terapeutyczny, pojawia się wielokrotnie w relacji Bóg człowiek, Bóg i jego wybrany lud.
    Najbardziej wymowny przykład potrzeby przeżycia tego dystansu mamy w Pnp (zob. szczególnie 5 rozdział).
    Nadto jest wiele tekstów, które są przeniknięte tą logiką ukarania do czasu, aby następnie okazać jeszcze większą miłość i miłosierdzie. Podaję tutaj przykładowo:
    Iz 8,23 w kontekście –przytaczany przez Mt 4,15;
    Iz 52,13 w kontekście i logika wszystkich Pieśni o Słudze Jahwe;
    Jr rozdziały 27-30;
    Lam 2,17 w całym kontekście;
    Ez 21,31 też w kontekście;
    Ez rozdział 16 – alegoryczne przedstawienie historii „wybranej”;
    Mich 5,2 w kontekście;
    Dn 7 rozdział;
    2Mach 5,17-20; 7,32n i wiele innych.
    Jak widać, troska o człowieka ze strony Boga jest często wyrażana tego rodzaju obrazami wziętymi z relacji ludzkich, oblubieńczych, gdzie Bóg jest oblubieńcem a naród wybrany (człowiek) oblubienicą. To On doprowadza do tego, że ona czasem musi znosić różnego rodzaju kary, a w tym także owo czasowe odsunięcie od bliskości miłości oraz wydanie na pastwę „nieprzyjaciół”.
    Byłbym jednak bardzo ostrożny w stosowaniu tego obrazu w odwrotnym kierunku. To znaczy przenoszenia go z Pana Boga na mężczyznę: czy to ojca czy to męża, czy przyjaciela. Nikomu też nie radzę stosować tego schematu z pozycji kogoś kto uważa, że ma rację, kto może czy kto chce komuś drugiemu dać nauczkę itp.
    My, w przeżywaniu naszych wzajemnych ludzkich relacji czy to w małżeństwie czy w jakiejkolwiek innej formie, potrzebujemy pokory i gotowości służby, tzn. bycia sługą. Może to wiązać się (i tak wielokrotnie będzie) z pewnym byciem wykorzystanym – czasem nawet, patrząc na krótki dystans czy w kategoriach tylko czysto ludzkich, źle wykorzystanym. Tak dał się „wykorzystać” Sługa Jahwe, Jezus Chrystus.
    Zycie chrześcijańskie wpisuje się w tę logikę. Oprócz tekstów u Słudze Jahwe z Iz zob. 1 P 2,19-25.
    Nie ma jednak w praktyce innej drogi do budowania prawdziwej jedności i komunii. Teoretycznie można wyobrażać sobie to wszystko inaczej. W praktyce jednak będzie tak, że na naszej drodze stanie i musi stanąć ktoś, kto jest „inny”. Tzn. czasem to będzie ta sama osoba, która inaczej się zachowuje, niż my się spodziewamy, albo my ją inaczej widzimy i inaczej jej dla siebie „potrzebujemy”. Tę swoją/moją relację do owej „inności” każdy z nas musi przeżyć w sobie samym, czy to kobieta czy to mężczyzna.
    Radzę zgłębiać wskazane i podobne teksty.
    Radzę też porozmawiać z kimś, kto dobrze orientuje się w tych sprawach z punktu widzenia uczciwej psychologii, tzn. nie zabarwionej z góry tendencjami feministycznymi czy „maskulistycznymi”. A może ktoś z uczestników tej strony jest w stanie coś powiedzieć i doradzić Tobie!?
    Różnice między nami tzn. kobietami i mężczyznami są. W tym tkwi całe piękno i bogactwo.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #33 bp Zbigniew Kiernikowski
  34. Dla Agnieszki polecam szczególnie dwie pozycje: ks. Bronisław Mierzwiński „Mężczyzna, istota nieznana”(Oficyna Wydawniczo – Poligraficzna „Adam”) i Archibald D. Hart „Męska depresja”(Wyd.W drodze). Książki zasadniczo dla mężczyzn, ale świetnie pokazują różnice psychiczne i emocjonalne.
    Pozdrawiam

    #34 ze
  35. Agnieszko.Moim zdaniem,żaden poradnik nie jest doskonalszy niż my sami.Nasze życie /kontakty z innymi/ najlepiej wytłumaczymy my sami,oczywiście patrząc na sprawę obiektywnie i jakby z boku.Nie wyjaśnimy często nieracjonalnych poczynań,ale wyjaśnimy przyczynę danego zachowania.Czasowe oddalenie się,napewno nie jest oznaką braku jedności w małżeństwie czy rodzinie.Człowiek po prostu potrzebuje czasami pobyć sam na sam z Bogiem czy z samym sobą.Powinnaś z wyrozumiałością mu to udostępnić.Nie pojmuję „kary” w małżeństwie,chyba że doskonale wiesz iż na nią zasłużyłaś.Wówczas to twój czas na oddalenie i przemyślenie.Moim zdaniem nie ma rozróżnienia na płeć w postępowaniu ludzkim /a może jest ale wzajemnie się wypełniająca,uzupełniając:)/,jest tylko rozróżnienie w naszych odpowiedziach,które zawsze zawierają się w tym co naprawdę nosimy w sobie.Czasami potrzeba korekty,ale nas samych.W przeciwnym wypadku,po odpowiednim czasie konieczna staje się przyjazna szczera rozmowa,by powyjaśniać sobie nasze wzajemne problemy.Tyle z mojego doświadczenia,co nie znaczy że życie będzie zawsze „cacy”.

    #35 K.
  36. Dziękuję.
    Nie chodzi mi, by było „cacy”, jak pisze K. Nosze pragnienie, by uzasadnić takie zachowanie u mężczyzny, nie po to, by je zmienić, ale by prosić o Moc by je zaakceptować. Chciałabym wiedziec tylko, co akceptuję.
    A co do doswiadczania Innego, Drugiego, to prawda, zaczynam to odkrywać: coraz to kolejne warstwy (jak w cebuli). Trudne to doświadczania, ale jakze sprawiające jedność, bo jest podłoże do przebaczania, do doswiadczania miłości darmowej, do działania wbrew własnemu środkowi: JA. Ważne w tym, by mieć jedność z Bogiem, bo inaczej nie ma skąd płynąć Moc.
    Tyle co potrafie słowami na ten temat powiedzieć, bo jest to kwestia głeboka, niedostrzegalna z zewnątrz.
    Dziękuję za odzew.
    Pokój z Wami,
    agnieszka

    #36 agnieszka
  37. Przepraszam Agnieszko :).Ja chciałam /i zależało strasznie mi/,aby było „cacy”,dlatego skojarzyło mi się tak.

    #37 K.
  38. Pogłebiłam znajomość tego tematu przez rozmowę z Pawłem. Dystans, o którym pisałam, jest z powodu cierpienia. Gdy mężczyzna przezywa cierpenie, nie wpuszcza w nie kobiety, ma ją na dystans, bo gdy ona się zbliża, cierpienie jest nie do zniesienia; to teren na dialogowanie cierpieniem z Bogiem. W naszej rozmowie wybrzmiał moment Ogrodu Oliwnego Chrystusa. On to również zostawił uczniów na odległość rzutu kamieniem i był sam na sam z Ojcem. Wrócił „pogodzony” z wolą. Nie dopuścił uczniów do Jego dialogu, bo myślę, ze by Mu „przeszkadzali” przez swój/ich lęk. Myślę, że to sedno problemu, który wywołałam.
    A wszelkie inne dystanse z powodu niesnasek nie są dobre, bo dzielą, jak Prawo bez miłości.
    Dziękuje za inspiracje,
    tymczasem
    agnieszka

    #38 agnieszka
  39. TAK właśnie JEST Agnieszko.Dziękuję za mądrość w Tobie 😀

    #39 K.
  40. Właśnie przeczytałam, że Ksiądz Biskup walczy z nowotworem…
    Zrobiło mi się smutno. Wiem, że terapia zakończy się sukcesem, ale ta informacja trochę wyprowadziła mnie z równowagi.
    Mogę powiedzieć, że dość często myślałam i myślę o swojej śmierci. Miałam (mam?) chorobę nowotworową, choć leczenie jej nie było tak uciążliwe, jak Księdza Biskupa (z tego, co czytam, ma jeszcze trwać 5 tygodni). Cenię odwagę Księdza Biskupa, że powiedział o tym głośno i oficjalnie, bo o mojej chorobie wiele znajomych ( a nawet z rodziny) nie wie do tej pory.
    Właściwie to piszę dlatego, że tą drogą chcę podziękować Księdzu Biskupowi za to, że Jego nauczanie ożywia moją wiarę i przez to łatwiej ze mną żyć. Obiecuję modlitwę w intencji Księdza Biskupa, a tak naprawdę to w swojej, bo zdrowie Księdza Biskupa jest mi potrzebne. Zdaję sobie sprawę z tego, że piszę trochę nieskładnie i głupkowato, ale ufam, że Ksiądz Biskup mnie zrozumie i wybaczy.
    Pozdrawiam 🙂

    #40 julia

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php