W prostocie i błogosławieniu

by bp Zbigniew Kiernikowski

Dziś dzień św. Benedykta. Benedictus to Błogosławiony. Gdy mówimy o błogosławieniu czy błogosławieństwie winniśmy myśleć o dwóch kierunkach, mianowicie zstępującym i wstępującym. Pierwszy to kiedy Bóg błogosławi swoim dziełom, błogosławi ludziom. Bóg bowiem mówi i się staje; dobrze mówi, skutecznie mówi; mówi dla dobra tych, do których mówi. Drugi rodzaj błogosławienia to błogosławienie wstępujące od człowieka do Boga, to błogosławienie przez człowieka wszystkiego, co Bóg uczynił i błogosławienie wszystkiego w Bogu.
Chrześcijanie są powołani i uzdolnieni do błogosławienia. Otrzymują to przez udział w tajemnicy, która Jezus obwieścił w Błogosławieństwach (zob. Mt 5,1-12). Nie zależy to tylko od tego, czy doświadczają pomyślności czy też przeciwności. Uzdolnienie do błogosławieństwa dokonuje się w sakramencie Chrztu św., kiedy to człowiek umiera dla siebie. Tym bowiem, co zazwyczaj człowiekowi przeszkadza czy wprost nie pozwala, by żyć w błogosławieństwie, jest lęk o siebie, jest niezdolność akceptacji tego, co wydaje się czy wprost jest przeciwne własnej koncepcji życia; co przeszkadza w realizacji siebie dla siebie, siebie według swoich planów. To nas doprowadza czasem wprost do złorzeczenia i przeklinania. Ten natomiast, kto w Chrzcie św. został zanurzony w Tajemnicy Jezusa Chrystusa, i kto umarł dla siebie, a więc kto nie ma nic do stracenia, bo wszystko stracił i zyskał na nowo (jako nowe) w Chrystusie, ten nie będzie złorzeczył (nawet, gdy się znajdzie pośród przeciwności – zob 1 P 2,23), lecz będzie błogosławił. Stąd wypływa moc, by rozumieć stosować się do pouczenia, jakie w imię Jezusa dają Apostołowie św. Piotr i św. Paweł: Nie oddawajcie złem za zło ani złorzeczeniem za złorzeczenie! Przeciwnie zaś, błogosławcie! Do tego bowiem jesteście powołani, abyście odziedziczyli błogosławieństwo (1P 3,9) i Błogosławcie tych, którzy was prześladują! Błogosławcie, a nie złorzeczcie! (Rz 12,14). To też było od początku wezwaniem i obietnicą daną Abrahamowi, kiedy Bóg go powołał. Wtedy rzekł: «Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę. Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się błogosławieństwem. Będę błogosławił tym, którzy ciebie błogosławić będą, a tym, którzy tobie będą złorzeczyli, i ja będę złorzeczył. Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi». (Rdz 12,1-3). Zostawiamy na inną okazję zatanawianie się nad złorzeczeniem, o jakim tutaj mowa, ze strony Pana Boga.

Jednym z ukonkretnień tej obietnicy, jako już spełnionej w Jezusie Chrystusie, był dla Kościoła a w szczególności dla Europy św. Benedykt. Oczywiście był, ale i nadal jest. Zapewne zdajemy sobie sprawę, przynajmniej po części, ile zawdzięczamy temu człowiekowi, który opuścił wszystko, opuścił siebie ze względu na prawdę Ewangelii, na prawdę życia w Chrystusie. Czcimy go więc jako Patrona Europy. Jego myśl i przykład jest też konkretną propozycją w dzisiejszych zmaganiach o jedność Europy. Zależy, czy będziemy ją chcieli budować na logice tylko korzyści (nie mam na myśli tylko aspektu materialnego, ale także prestiżowy, ideologiczny itp), czy też uwzględnimy te treści, które tkwią w błogosławieństwie, które obejmują także logikę tracenia czegoś z siebie w imię i mocą Jezusa Chrystusa. Nie można bowiem zaprzeczyć prawdzie (zaprzeć się prawdy) o chrześcijańskiej Europie, o jej chrześcijańskich korzeniach. W pierwszym przypadku, tzn., gdy chcemy budować na logice tylko korzyści,  grozi niebezpieczeństwo, że łatwo dojdziemy do swoistej wieży Babel. Niektóre przejawy tego są już dostrzegalne. W drugim przypadku, tj., gdy skorzystamy z logiki błogosławieństwa, możemy być pewni, że będzie to Europa, której będzie właściwe miejsce dla człowieka, dla jego przemiany i nowego stwarzania go na obraz Stwórcy takiego człowieka – Jezusa Chrystusa (zob. Kol 3,10). Dotyczy to wielkich (można powiedzieć: europejskich) planów, które czynią politycy i dotyczy to zwykłych codziennych planów każdego z nas, które czynimy codziennie w naszych zwykłych sprawach, we wzajemnych relacjach, w naszym stosunku do dóbr i wartości. W jakim świecie będziemy żyć zależy to w pewnej mierze od każdego z nas. Czy będzie to świat błogosławieństwa? Czy dziś chcemy mieć coś ze św. Benedykta, z ducha chrześcijańskiego?
Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

58 komentarzy

  1. Gdybyśmy do końca przeżyli, czym jest Chrzest św., jaki 'posag’ otrzymaliśmy, nasze życie byłoby piękniejsze. Wiedząc dla Kogo i z Kim idę przez życie-lęk byłby nam obcy. Może przeżywamy Chrzest po pogańsku. Jakiś fakt zaistniał i nie niesiemy tej radości i wdzięczności za BŁOGOSŁAWIEŃSTWO i źródło BŁOGOSŁAWIEŃSTWA.
    Czy Ksiądz Biskup pamięta uczucia jakie towarzyszyły przy udzielaniu pierwszy raz w życiu błogosławieństwa? Czy mamy świadomość, że każde błogosławienie ma źródło w Chrzcie św., a nie jest przypisane do pełnionych obowiązków i funkcji?

    #1 sgg
  2. Trudny temat z tym błogosławieństwem.Ja jednak sprawę błogosławieńst pozostawiłabym w rękach Kościoła i Księży.

    #2 K.
  3. Potrzeba nam Księże Biskupie,specjalnego błogosławieństwa dla dzieci.DLA DZIECI PROSZĘ,bo /wydaje mi się/one chyba coraz więcej cierpią.

    #3 K.
  4. Szczęść Boże :-)……a ja czytałam kiedyś przepiekny tekst na temat EUCHARYSTII i pamiętam, że autor pisał iż błogosławiaństwo ….błogosławienie przynależy ojcu, matce i KAPŁANOWI. Kapłan w imię Jezusa Chrystusa i Boga Ojca b ł o g o s ł a w i. I to jest piękne…:-)…..

    #4 Kasia
  5. K. dlaczego sprawę błogosławieństwa ograniczasz tylko do Kościoła i Księży ? Ja myślę, że to jest tak, jak napisał Ks. Biskup: P. Bóg błogosławi nam ludziom na co dzień i nie tylko za pośrednictwem Kościoła. I my ludzie powinniśmy błogosławić Mu i innym ludziom także na każdym kroku.

    #5 basa
  6. #1 sgg
    Tak, nie chodzi tutaj o błogosławieństwo instytucjonalne, czli przypisane do pełnionych urzędowych czy społecznych funkcji, jak np. błogosławieństwo kapłańskie czy ojcowskie. Chodzi o błogosławienie czyli wypowiadanie dobrego życzenia, dlatego, że doświadcza się dobra i jest się niejako nośnikiem dobra, nawet jeśli są to sytuacje trudne czy wprost przeciwne. W moim wpisie o św. Benedykcie chciałem podkreślić przede wszystkim fakt, że to ten człowiek, który wyrzeka się samego siebie (własnej koncepcji życia) i jest przekonany, że jest obdarzony wszelkim dobrem w Bogu (jest błogosławiony) i wie, że w gruncie rzeczy wszystko mu wychodzi na dobre (por. Rz 8,28), potrafi błogosławić i jest nośnikiem błogosłwieństwa (dobra). Takim jest, nawet jeśli coś jest jemu przeciwne (wskazałem na doświadczenie złorzeczenia), gdyż on nie ma nic do stracenia, bo dla niego strata jest swoistym zyskiem (zob. Flp 3,3-21; w szczególności w. 8). Tylko z tej pozycji można właściwie ujmować życie i gustować jego prawdziwą i wprost wieczną wartość.
    Natomiast w błogosławieństwie instytucjonalnym, jakim jest np. błogosłwieństwo kapłańskie, dokonuje się upraszanie Bożego działania wobec osób i niektórych wybranych przedmiotów, by one były znakiem owej dobroci Bożej.
    Jeśli chodzi o mnie to chętnie błogosławię. Przy udzielaniu błogosławieństwa towarzyszą mi myśli i wielkości (naturalnie Bożego dzieła i Bożego zamysłu) i małości oraz kruchości ludzkiej, oraz świadomość mojej niemocy wobec trudnych stuacji ludzi, o których wiem, czy z których zdaję sobie sprawę. Tak więc błogosławienie nie jest zawsze łatwe. Trudność też występuje, gdy dostrzegam, iż ktoś zdaje się podchodzić do tego błogosławieństwa jakby tylko powierzchownie czy magicznie. Oczywiście, ja zdaję sobie sprawę, że ja nie mam wglądu w serce człowieka i że Pan Bóg może działać i faktycznie działa dobrze w każdej sytuacji.
    Błogosławieństwo jest związane ze zmianą życia, ze zwrotem i to coraz to pełniejszym ku Bogu, jako temu, który wszystko dobrze czyni (zob. Rdz 1 oraz np. Mk 7,37).
    Bp ZbK

    #6 bp Zbigniew Kiernikowski
  7. #5 basa i K.
    Trzeba błogosławić dzieci. Trzeba przede wszystkim, by czynili to rodzice; by dzieci wzrastały w kręgu i w środowisku błogosławienia za wszelkie dobro i błogosławienia ich jako tych, którzy mają w sobie dobro – są na obraz i podobieństwo Boga. Dzieci winny to słyszeć i to przeżywać. Musi to być potraktowane poważnie i z przekonaniem. Takie bowiem musi być rzeczywiste podejście rodziców do dzieci. Wtedy dzieci mogą w sobie właściwie przeżywać dobro itp. Zeby jednak móc błogosławić dziecko i błogosławić z powodu dziecka, trzeba najpierw, by patrzeć na nie przede wszystkim jako na dar Boga powierzony i zawierzony człowiekowi dorosłemu; jako na dar, który tylekroć wzywa do nawrócenia, do doświadczenia własnej niemocy i szukania pomocy u Boga itd. To przy dziecku człowiek dorosły może uczyć się wiary. Dlatego też dziecko (nawet tzw. trudne dziecko) jest błogosławieństwem. Jest to szansa, dana dorosłym, bycia w stanie błogosławionym i szansa błogosławienia.
    Bp ZbK

    #7 bp Zbigniew Kiernikowski
  8. basa,bo się na tym nie znam.Po prostu.

    #8 K.
  9. No to proszę Księdza Biskupa,jestem Błogosławiona.Nie ja jedna zresztą,więc dla mnie to naturalne coś.Najzwyklejsza oczywistość,bo czyż nie jesteśmy dziećmi Boga?Naturalną rzeczą jest że życzymy dobra innym,to wynika z samego posiadania serca w nas.Noo,Bożego w końcu serca 🙂

    #9 K.
  10. K. ja też się „na tym nie znam”, ale tak czuję. Pan Bóg błogosławi nam wszystkim.
    Za to masz rację w kwestii dzieci. Co prawda nie mam własnych, ale znam pewne dziecko, które ma wszystko, żeby być szczęśliwym. Kochającą rodzinę. Dom. Dostatek. Kolegów, z którym spędza całe dnie. Zabawki. Nigdy nie był głodny. Wydawałoby się, cóż więcej potrzeba do szczęścia? A czasem sprawia wrażenie nieszczęśliwego dziecka. Właśnie przez to, co chce mieć, a nie może. Ono sam czyni siebie nieszczęśliwym, bo nie chce tego zaakceptować, że nie wszystko może mieć. A nie widzi i nie ceni tego, co ma.

    #10 basa
  11. Tak jak dziecko spogląda na nas /dorosłych/ z pełną ufnością,tak my /dorośli/spoglądamy w stronę Boga identycznie.Błogosławieństwo jakoś kojarzy mi się ze szczególnym rytuałem,rytuałem do którego uważam że nie mam uprawnień.To,o czym Ksiądz pisze jest naturalną cząstką w każdym z nas,ale czy ja TAKIE błogosławieństwo miałam na myśli?Nie,ja wiem że jest coś więcej.Wiem że JEST SZCZEGÓLNEGO RODZAJU BŁOGOSŁAWIEŃSTWO i takowe może dać Bóg albo szczególny w Jego imieniu człowiek.

    #11 K.
  12. A może,to o czym myślę,inaczej się nazywa?

    #12 K.
  13. Pomyślałam, że odniosę się do dialogu, jaki prowadzi basa i K.
    „Tak jak dziecko spogląda na nas /dorosłych/ z pełną ufnością, tak my /dorośli/spoglądamy w stronę Boga identycznie” – pisze K.
    Widzę tu pewien problem, który polega na tym, że uczymy swoje dzieci, żeby nie ufały dorosłym, ponieważ nie każdy na to zaufanie zasługuje (czasami nawet, niestety, i rodzic). Jest więc pewnym niebezpieczeństwem porównywać relacje dziecka do dorosłego z relacjami nas – dorosłych – wobec Pana Boga. Jeśli ktoś młody przyjmie zdanie K. za absolutną prawdę i pewnego dnia zawiedzie się na dorosłym może zwątpić w to, że Panu Bogu może zaufać ZAWSZE, (choć całkowite zaufanie Panu Bogu wcale nie jest takie proste – nie było chyba proste i dla Jezusa).
    „znam pewne dziecko, które ma wszystko, żeby być szczęśliwym. Kochającą rodzinę. Dom. Dostatek. Kolegów, z którym spędza całe dnie. Zabawki. Nigdy nie był głodny. Wydawałoby się, cóż więcej potrzeba do szczęścia? A czasem sprawia wrażenie nieszczęśliwego dziecka. Właśnie przez to, co chce mieć, a nie może. Ono sam czyni siebie nieszczęśliwym, bo nie chce tego zaakceptować, że nie wszystko może mieć. A nie widzi i nie ceni tego, co ma” – pisze basa.
    Po pierwsze: myślę, że nie było to zamiarem basa, ale wygląda to tak, jakby szczęście polegało na zaspokojeniu potrzeb materialnych. Sami wiemy, że to nie wszystko, choć jest to bardzo ważne. Nie znam tej rodziny, oczywiście nie chcę jej oceniać, ale może dziecko ma powody, by czuć się nieszczęśliwe?
    Po drugie: jesteś zbyt sroga(i?) wobec tego dziecka. Ilu dorosłych nie widzi tego, że są błogosławieni tu i teraz, ilu nie może zaakceptować tego, że nie wszystko może mieć. Skoro my – dorośli, z założenia bardziej dojrzali i mądrzejsi , czujemy się nieszczęśliwi, nie chcemy poznać na czym polega błogosławieństwo Boga, jesteśmy zgorzkniali, złorzeczymy – to dlaczego nasze dzieci, które nam się przyglądają (biorą z nas przykład) mają być inne? To przecież krew z naszej krwi i kość z naszych kości. Dopiero gdy wejdą w wiek, w którym dostrzegają, że rodzice nie są ideałami – mogą (jeżeli zechcą) rewidować swoje postawy życiowe, również wyrażone w rozumieniu szczęścia i błogosławieństwa (zstępującego). Ostatnie zdania piszę z własnego doświadczenia.
    Przepraszam, jeśli wygląda, że się wymądrzam – nie jest to moją intencją 🙂

    #13 julia
  14. Gosiu, piszę, choć nie wiem, czy mnie jeszcze pamiętasz i tu zaglądasz. Ale… do rzeczy.
    Książkę mam, czytam ją sama, bo współmałżonek uważa, że takie książki niczego nie są w stanie zmienić (wg niego są to głupoty). Ja doszłam do wniosku, że jesteśmy przykładem małżeństwa tradycyjnego, w którym wytworzyła się trwała sytuacja konfliktowa. Mąż uważa, że milczenie jest złotem. Nie chce rozmawiać o problemach, ja do tej pory znosiłam to, bo myślałam, że ma rację. Dzięki tej książce zrozumiałam, że konflikty są czymś naturalnym i trzeba nauczyć się sobie z nimi radzić. Dziękuję więc, Gosiu, za książkę i proszę o radę, w jaki sposób namówić męża do jej czytania…
    Pozdrawiam

    #14 julia
  15. Pozwoliłem sobie przenieść komentarz Julii, który napisała do postu Nawrócenie (4). Jest wart uwagi. Pozdrawiam. Bp ZbK

    #15 bp Zbigniew Kiernikowski
  16. Czy aby napewno wszyscy uczymy dzieci braku ufności do drugiego człowieka?Wiele ludzi wątpi w istnienie Boga nie z powodu jakiegokolwiek zawodu,ale z powodu niezrozumienia Jego działania i „nieposłuszeństwa”względem człowieka próśb /żądań?SIC!/.Zbyt często człowiek chce osiągnąć /w modlitwach również/ wszystko na użytek własny ochoczo depcząc tego, kto stoi mu /jak wydaje mu się/na ścieżce do osiągnięcia celu.Niezbyt rozumiem dlaczego jestem sroga dla dziecka?Ja tylko zauważam pełną ufność i oddanie w stosunku do rodzica/opiekuna/.Czy może dlatego że usiłuję wychować w oparciu na wartościach?Jeżeli nie przekaże solidnych podstaw rodzic,to kto?

    #16 K.
  17. I jeszcze jedno Julio.Dziecko o którym piszesz zbyt mocno uwierzyło w swoją „doskonałość”,w oparciu li tylko o warunki bytowe jakie zapewnili mu rodzice.Doskonałym nikt z nas nie jest,a on /może z egoizmu?/ nie przyjmuje tego do wiadomości,stąd problem.Zrozumie,albo całe życie będzie się męczył.Zaufanie Bogu jest baardzo proste,pod warunkiem że „odbiera” się JAKOŚ Go.WEWNĘTRZNIE.Gości i trzyma się drzwi zawsze otwarte na gościnę.

    #17 K.
  18. Julio, na początku ujawnię, że jestem ona.
    Julio, absolutnie nie chciałam podkreślać znaczenia rzeczy materialnych, dlatego na pierwszym miejscu umieściłam miłość rodziny, nie rozpisując się, że chodzi o rodziców, rodzeństwo, dziadków, ciocie , wujków itd. On to ma. Być może nawet w nadmiarze, jeśli w ogóle można mieć miłość w nadmiarze… I potrafi ją wykorzystywać.
    Julio, dziękuję Ci, że bronisz tego dziecka. Wiesz, ja je kocham i myślę, że nie ono jest temu winne.
    Ja też nie chcę nikogo osądzać, dlatego nie napiszę już nic więcej o nim.
    Julio moim zdaniem nie wymądrzasz się. Lubię Twoje wpisy. I często myślę podobnie.

    #18 basa
  19. To o dzieciach, co napisał Ks. Biskup, to zupełna prawda. Ja tak postępuję z moimi bratankami. Mówię im, że są wielkim prezentem P. Boga dla mnie. Czuję się za nich odpowiedzialna, stąd biorą się moje konflikty z B., ponieważ jemu nie podobają się ograniczenia, które ja czasami wprowadzam, a które wydają mi się konieczne. Jednocześnie wiem, że nie jestem w stanie go wychować w tym krótkim czasie, kiedy jest pod moją opieką, a zadanie wychowania należy do rodziców. I żeby Ks. Biskup wiedział, jak on mnie uczy wiary i ile razy doprowadzał „do doświadczenia własnej niemocy i szukania pomocy u Boga” swoim krnąbrnym zachowaniem. Oni oboje grzeczna A. i zbuntowany B. są dla mnie wielkim błogosławieństwem, za które jestem ogromnie wdzięczna P. Bogu.

    #19 barbara
  20. #14 julia
    Konflikty i różnice zdań są czymś naturalnym i jest to – w pewnym sensie – oznaka prawdziwego życia. Naturalnie, jak długo potrafimy nad nimi panować. Może raczej trzeba powiedzieć: jak długo i o ile potrafimy nad sobą panować w kontekście tych konfliktów. Chrześcijaństwo jest m.in. dlatego tak ubogacające człowieka, gdyż pozwala mu wykorzystać to, co jest ciężarem, jakąś stratą czy przegraną. A to się uwidacznia najczęściej przy różnego rodzaju konfliktach. Mocą chrześcijaństwa jest przebaczenie i zdolność niesienia przeciwności (krzyża) związanego z drugim człowiekiem. Kto to zaczął odkrywać i potrafi w takich sytuacjach błogosławić, ten nie zginie. Wyśpiewujemy to w tradycyjnej pieśni: „kto krzyż odgadnie, ten nie upadnie„. Oczywiście nie jest to tylko sam krzyż, lecz związanie krzyża z Jezusem Chrystusem, który nie złorzeczył, nie przeklinał, ale przyjął krzyż ze względu na każdego z nas. Dlatego On jest dla każdego z nas Drogą Błogosławieństwa (oprócz tekstów biblijnych propnowanych w moim powyższym wpisie, szczególnie 1P 2,23, zob. także Hbr 12,2). Te tajemnice stają się człowiekowi bliskie w relacjach do bliźnich. Zapewne relacje przeżywane w małżeństwie i w rodzinie są najbardziej intensywne i bliskie i dające się szczególnie odczuwać. I tu się odczuwa ciężar i trud, a także różne momenty, które wydają się być przegrane i oczekują akceptacji i przebaczenia. Nie wyobrażajmy sobie chrześcijańskich relacji na sposób idealny (i w gruncie rzeczy wyobcowany z życia), lecz podejmujmy je w prawdzie i świadomości prawdy (także tej negatywnej) o sobie. Wtedy nawet konflikty mogą stać się okazją do ubogacenia życia – przez przebaczenie i noszenie ciężaru drugiego człowieka takim, jakim on jest (zob. Gal 6,2).
    Dziękuję, Julio, za ten komentarz. Myślę, że jest to ważne dla nas wszystkich. Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #20 bp Zbigniew Kiernikowski
  21. A więc baso,dziecko „nawykło” do pełnej,oddanej mu miłości.Zderzenie z rzeczywistością obok „przeraziło” je.Przykro pisać,ale sam musi uporać się z problemem.Pomagaj,ale nie ingeruj/to jeszcze zależy od wieku dziecka/ zbytnio.Musi poznać świat taki jaki jest i doświadczyć że nie wszyscy człowieka kochają,mimo czasem /wyrachowanych/ zapewnień.BĘDZIE DOBRZE.Ma mądrą matkę.

    #21 K.
  22. K. nie jestem jego matką.
    Dziękuję za dobre słowo, ale nadzieję pokładam w P. Bogu.

    #22 basa
  23. K. napisała :”Wiele ludzi wątpi w istnienie Boga nie z powodu jakiegokolwiek zawodu,ale z powodu niezrozumienia Jego działania i “nieposłuszeństwa”względem człowieka”. A ja myślę, że dlatego, że chcą być jak Bóg. Albo lepiej – czują się bogami. Myślą, że są samowystarczalni, że są panami swojego życia, mogą robić, co chcą. Po co im P. Bóg i Jego przykazania ? Po co im On, kiedy mogą robić, co chcą i jak chcą ? Tylko co wtedy, gdy nagle okazuje się, że nie mogą ?
    Pustka…
    Jako nastolatka myślałam : „Jak fajnie mają niewierzący. Nie muszą w niedzielę chodzić do kościoła” Teraz się tego wstydzę.
    Bo już wiem, jak biedni są niewierzący – są zdani tylko na siebie, muszą walczyć o siebie sami. Nie mają wsparcia od P. Boga, z własnej winy, bo Go odrzucają. Może zresztą mają te wsparcie wszak P.Bóg jest nieskończenie miłosierny, ale nie mają świadomości tego i nadziei, która z tego wynika.
    Ale najbardziej optymistyczne jest, że w każdym momencie mogą je mieć.
    A ci, którzy się modlą i odrzucają Go ze względu na brak „posłuszeństwa”…
    Żeby się modlić trzeba jednak wierzyć. Oni raczej się targują i walczą z P. Bogiem o „swoje”. Nie rozumieją, że wystarczy mu pozwolić, aby to On zadbał o nich. Ale warunkiem jest rezygnacja ze swojego planu życia.
    Ja też czasami walczyłam…
    A Ty K.,czy zawsze jesteś w „porządku” względem P. Boga ?

    #23 basa
  24. Hm.Myślę że jestem.Myślę że jestem „solidna”,niemniej ludzkie błędy mi się zdarzają.Płacę więc za nie, solidnie i karnie,zaraz :).

    #24 K.
  25. K., nie pisałam nic o Twojej srogości wobec dzieci. Oczywiście, masz rację, że rodzice są odpowiedzialni za to, by przekazać wartości, na których warto budować życie.
    basa, dziękuję za miłe słowa. Mam nadzieję, że nie będzie grzechem, gdy napiszę, że były one dziś dla mnie błogosławieństwem.
    Pozdrawiam 🙂

    #25 julia
  26. Ks. Bp
    Dziękuję za przywrócenie mi równowagi.
    Szybko ulegam wpływom – to czasami dobrze, czasami źle. Czytam tę mądrą książkę i zgadzam się z wnioskami w niej zawartymi. Do tego stopnia, że zapomniałam o tym, że „konflikty mogą stać się okazją do ubogacenia życia – przez przebaczenie i NOSZENIE CIĘŻARU DRUGIEGO CZŁOWIEKA TAKIM, JAKIM ON JEST”. Za przypomnienie tej prawdy dziękuję.
    Pozdrawiam.

    #26 julia
  27. Do postu 26:
    Czytam i widzę, że napisałam dość niejasno. Pozwolę sobie przedstawić, na czym polegał mój problem: otóż książka, o której mowa proponuje, żeby konflikty pojawiające się w małżeństwie rozwiązywać przez prowadzenie „uczciwej kłótni”. Ten pomysł bardzo mi się spodobał i chciałabym wprowadzić go w życie ZA WSZELKĄ CENĘ. Czyli zgodnie z książką, ale niekoniecznie zgodnie z Ewangelią (umieraj, aby żyć). Skutki były takie sobie. Słowa Ks. Bpa wprowadziły mnie na chrześcijańskie tory (mąż odetchnął).

    #27 julia
  28. Z wielka checią sam przeczytalbym tę ksiazkę, o której pisze Gosia. W każdej rodzinie wystepują konflikty i różnice zdan. Trudno nad tym panować (każdy z nas ma inny charakter).

    #28 M
  29. „Płacę więc za nie, solidnie i karnie,zaraz :).”
    Płacisz jak jakiś podatek i jesteś w porządku?
    I myślisz, że to wystarczy ? A może to nie chodzi o to ?
    K. przepraszam, że się Ciebie czepiam, ale jesteś tak pewna siebie, że to mnie prowokuje.

    #29 basa
  30. Julio, czy wiesz, że św. Monika modliła się wiele lat o nawrócenie swojego syna Augustyna, który później też został świętym?
    Czytając Twoje wypowiedzi miałam wrażenie, że za mocno naciskasz na swojego męża, chcąc przeforsować swój sposób na rozwiązanie konfliktu. I trochę chyba zrzucałaś na niego winę za stan obecny. Czasami im bardziej się naciska, tym większy opór się budzi. Najlepszym przykładem na to jest to dziecko, o którym ostatnio rozmawialimy. Ale przy okazji czy tylko ono ma taki problem? Inne dzieci takich nie mają ?

    #30 basa
  31. Szczęść Boże!!!
    Chciałabym prawidłowo odpowiedzieć na pytania które mi zadano dlatego proszę o pomoc.
    Czy za dziecko ochrzczone 5 letnie, które odeszło do Pana powinno się zamawiać mszę św.?
    Z tego co wiem to dziecko zatrzymało się w etapie 2- 3 miesięcy, tzn. nie siedziało, nie mówiło, było karmione itp.
    Kolejne pytanie:
    Znajomym odeszła mama, w piątek wyznaczono pogrzeb. Chcieliby uzyskać dyspensę dla gości. Do kogo mają się zgłosić w tej sprawie.
    Pamiętający w modlitwie Giewoncik

    #31 giewoncik
  32. Julia, chętnie z Tobą to przegadam, ale chyba bez sensu, żebyśmy robiły to tutaj, bo tylko naplączemy wątku i kogoś może to drażnić. Proponuję przenieść się na bardziej prywatną płaszczyznę, mój mail: malgos12@op.pl. Odezwij się

    #32 Gosia
  33. A wszystkim, którzy mają podobne problemy, jak Julia polecam forum na stronie http://www.npr.pl. To jest strona Ligii Małżeństwo Małżeństwu poświęcona głównie metodom naturalnego planowania rodziny, ale na forum są wątki poświęcone wszelkiej problematyce związanej z małżeństwem i rodziną, no i fajni i wartościowi ludzie, z którymi można się wymienić doświadczeniami.Polecam i przepraszam, że wrzucam tu tą informację trochę nie na temat.

    #33 Gosia
  34. Odpisałam Julii i dopiero dalej poczytałam pozostałe wpisy. No więc teraz chciałabym szczególnie odnieść się do tego, co napisał Ks. Biskup-wpis 20. To prawda, że dla nas chrześcijan cierpienie, również to wynikające z problemów w relacjach z innymi ludźmi, ma szczególny wymiar i może ubogacać nas ubogacać, ale chyba ks. Maliński napisał kiedyś słowa, które stały się dla mnie w życiu szczególnym mottem: „Każdy ma swój krzyż, ale każdy ma również swoje szczęście. I nawet, gdyby krzyż był wielki aż po samo niebo, a szczęście maleńkie, jak ziarnko piasku, to trzeba o nie dbać. Bo szczęście jest takim samym zadaniem, jak krzyż i można je zmarnować tak samo, jak cierpienie” I w tym właśnie kontekście, chciałaby zapytać Ks. Biskupa, czy my w Kościele nie zaniedbujemy właśnie tej sfery, uczenia ludzi, jak budować szczęście. książka, którą polecałam Julii uczy psychologii konstruktywnego rozwiązywania konfliktów pokazuje, jak budować w małżeństwie relacje oparte na dialogu i szacunku do współmałżonka. I tego mi brakuje mi w wielu choćby kazaniach, które każą dźwigać krzyż niezrozumienia i konfliktów, a nie mówią, że z pomocą psychologa, czy doradcy z poradni rodzinnej można ten krzyż przemienić w błogosławieństwo zgody i harmonii. Podstawy psychologii małżeństwa i komunikacji interpersonalnej powinny być nieodłącznym elementem każdego kursu przygotowania do małżeństwa, ale prowadzący nie maja na to zazwyczaj czasu. spotkań jest za mało. Czy nie warto byłoby przyjąć w naszej diecezji formułę lubelską, gdzie narzeczeni przechodzą przez cykl 10 spotkań poświęconych min. teologii małżeństwa, komunikacji w małżeństwie, rozwiązywaniu konfliktów, wychowywaniu dzieci itd, a oprócz tego spotkania indywidualne poświęcone nauce npr?

    #34 Gosia
  35. Nawiązuję jeszcze do tego, co Julia, a potem Ks. Biskup pisali o konfliktach. Właśnie obecnie jestem w sytuacji, która wydaje się bez wyjścia. Doświadczam tego, jak w relacjach dochodzi się do granic niezrozumienia. Jest się niemal zmuszonym przyjąć absolutny osąd, punkt widzenia drugiego bez szansy przedstawienia własnej wersji. Widzę, że dla drugiej osoby jest wręcz niemożliwe wysłuchanie mnie i uwierzenie mi. W takiej sytuacji – z jednej strony – jest bardzo trudne przebaczenie (zwłaszcza wypowiedzenie tego) czy prośba o przebaczenie i przyjęcie tego jako krzyża, o czym pisał Ks. Biskup. Z drugiej jednak strony – gdyby nie wiara, gdzie szukać rozwiązania? Niemożliwe byłoby życie, a takie sytuacje absurdalne. Nie wiem teraz, co będzie dalej, ale wierzę, że Pan Bóg to wie i poprowadzi. Pozdrawiam

    #35 Sara
  36. do M.(jak to ładnie wygląda, prawie jak u Mickiewicza- chyba)
    Ta książka nosi tytuł: „Uczciwa kłótnia małżeńska”, kupiłam ją w antykwariacie. Naprawdę można dużo się z niej nauczyć.
    do basa.
    kluczowym słowem w Twojej analizie jest „trochę”. Obecny stan jest wynikiem zachowań NASZYCH (z całym dziedzictwem, jakie w sobie nosimy). Nie obwiniam męża za wszystko, czasami tylko mam żal, że nie chce poprawić naszego małżeństwa zgodnie z moją wolą… Na szczęście chrześcijaństwo pozwala mi „wykorzystać tę przegraną”. Tylko trzeba mi to przypominać, jak widać dość często… Dobrze, że jest komu to robić…
    Pozdrawiam 🙂

    #36 julia
  37. #31 giewoncik
    Najpierw odpowiedź na drugie pytanie, tj. w sprawie dyspensy: winni zwrócić się do miejscowego księdza proboszcza.
    Odpowiedź na pierwsze pytanie jest z jednej strony też prosta, a z drugiej zostawia dużą otwartość odpowiedzi.
    Skoro dziecko, jak to wynika z przedstawionej sytuacji, nie mogło popełnić grzechu, to nie potrzeba zamawiać Mszy św. za to dziecko w znaczeniu odkupieńczym (modlitwy za grzechy tego dziecka).
    Natomiast każda Eucharystia jest Ofiarą budującą wspólnotę i komunię ludzi w niej uczestniczących i obejmowanych modlitwą. W tym znaczeniu jest sens sprawowania Eucharystii – jeśli można to tak wyrazić – przy okazji śmierci tego dziecka. Jego cierpienia, cierpienia i uczucia osób bliskich temu dziecku zostają włączone w Ofiarę Jezusa Chrystusa i tworzą swoisty skarb komunii i obcowania świętych. Nie należy więc mieć podejścia jakby buchalteryjnego, lecz spojrzenie ludzi świadomych odkupienia dokonanego przez Jezusa Chrystusa i celebrowanego przez nas (wierzących) w liturgii, w którym wszyscy uczestniczymy i wierzymy w świętych obcowanie (mimo naszej grzeszności). Mam nadzieję, że ta moja wypowiedź będzie pomocna. Dziękuję za modlitwę. Pozdrawiam i włączam też tę Rodzinę do mojej modlitwy.
    Bp ZbK

    #37 bp Zbigniew Kiernikowski
  38. #34 Gosia
    Kilka zdań co do dowartościowania tego choćby małego szczęścia, o którym mowa w komentarzu nawiązującym do wypowiedzi Ks. M. Malińskiego. Niewątpliwie racja, że trzeba uwzględniać to, co jest w naszej świadomości i w naszym doświadczeniu szczęściem -choćby ową odrobiną szczęścia. Pozostanie zawsze pytanie, co do tego, w jakich okolicznościach to szczęście jest przeżywane. Czasem będzie ono przeżywane w okolicznościach przyjemnych, przychylnych itp., czasem zaś w okolicznościach trudnych czy wprost bolesnych. Chodzi o to, aby okoliczności trudne, mogły też być przeżywane jako dające szczęście (naturalnie nie samo z siebie, ale dlatego, że wprowadzają w doświadczenie czegoś, co przekracza tylko jakby powiedzieć szczęście na nasz użytek), czy stanowiące okoliczności do przeżycia szczęścia. Chrześcijaństwo nie jest cierpiętnictwem i nie jest szukaniem krzyża dla niego samego itp., lecz konfrontacją z tym krzyżem, który mamy i od którego – dzięki mocy Jeztusa Chrystusa – nie musimy uciekać. W tym tkwi bardzo istotny element zwycięstwa! Nie musimy (za wszelkę cenę) przed nim uciekać.
    Co do dalszych poruszonych w wypowiedzi aspektów, to oczywiście trzeba powiedzeć, że odwołanie się do psychologii itp. i wszystkie tzw. ludzkie rozwiązania są jak najbardziej na miejscu i trzeba z nich korzystać. Dobrze jest skorzystać z kursów wprowadzających w przeżywanie relacji interpersonalnych itd. W naszej Diecezji mamy pod tym względem niewątpliwie sporo do zrobienia. Niemniej jednak zostaną zawsze takie aspekty i takie rejony życia, w których psychologia i nasze ludzkie siły nie wystarczą. Zazwyczaj obawiam się takiego podejścia do relacji interpersonalnych, w których podmioty są przekonane, że same, dzięki swoim umiejętnością i technice kształtowania tych relacji, potrafią sobie poradzić i zbudować np. trwałą relację w małżeństwie czy w przyjaźni. Ta moja wypowiedź wymagałaby dłuższego rozwinięcia. Trudno tutaj się z tym zmieścić. Powtarzam więc, że w życiu człowieka, w jego relacjach z bliźnimi będą takie aspekty i takie rejony, w których to, co tylko ludzkie, nie wystarczy. Tam można stanąć i odnaleźć siebie jako będącego w relacji do drugiego człowieka, jedynie w prawdzie zbawczego i chwalebnego krzyża Jezusa Chrystusa – łącząc z nim nasz własny. Mam nadzieję, że pojmujemy, o co chodzi.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #38 bp Zbigniew Kiernikowski
  39. basa,myślę że Bogu wystarczy /noo,nadal tak myślę że Bóg zadowolony ze mnie /,człowiekowi zapewne nie.I myślę że człowiekowi o wiele trudniej jest sprostać niż temu co wymaga od nas Bóg.Stąd moim zdaniem to pogubienie jakie obserwuję czasem wśród ludzi.Stosują na siłę „wzniesienie” gubiąc po drodze to co najważniejsze w nich.Może się mylę,może tak nie jest ale ja,ja wiem że kroczyłam dobrą drogą i nie odstąpię jej.TERAZ JUŻ WIEM.Tylko że… drogi różne i moja dobra,dla kogoś innego może być zupełnie nieodpowiednia.Dlatego więc uważam że każdy przede wszystkim zobowiązany jest odkryć to co dobre i jest w nim.I zgodnie iść.

    #39 K.
  40. Korzystając z blogu, dzięki któremu poznałem nauczanie Księdza Biskupa chciałem bardzo podziękować za wczorajsze spotkanie. Idea zrozumienia człowieka jakim był przed grzechem jest niezwykle porządkująca. A przede mną jeszcze rozmyślanie o stracie! Jeszcze raz bardzo dziękuje!
    Także dziękuje za kontakty – z p. Grzegorzem rozmawia się doskonale i myślę że coś razem dobrego wymyślimy, a z p. Dariuszem umówiłem się na przyszłą środę. Będziemy rozmawiać m.in. o konferencji 🙂
    Pozdrowienia
    ZS

    #40 Zbyszek
  41. K. no to Ci zazdroszczę. Ja nigdy nie mam pewności, że P. Bóg jest zadowolony ze mnie. Za to wiem, że mnie kocha i wybacza. Wybacza dlatego, że kocha, a nie dlatego, że ja mu się jakoś wypłacam za zło, które zdarza mi się czynić. I mam nadzieję, że kiedyś mnie przyjmie do siebie. Bardzo liczę na Jego miłosierdzie, bo sama jestem słaba i niedoskonała.

    #41 basa
  42. Ekscelencjo,
    zapomniałem poprosić o przypomnienie zdania, które JE powiedział nt. Ducha Świętego i dobrego postępowania. Brzmiało coś jak „nie czynimy dobrze bo trzymamy się reguł, ale dzięki podążaniu za Duchem Św. czynimy dobrze”. Jest to trzecia myśl, która mnie poruszyła na wczorajszym spotkaniu (razem z ideą otwartości na stratę i człowiekiem stworzonym na podobieństwo Boże wraz z „osią” zbawienia).

    Pamiętając w modlitwie
    ZS

    #42 Zbyszek
  43. Taaa.Rzeczywiście chyba jest czego zazdrościć,choć nie lubię tego słowa.Zazdrość wnosi z sobą kawałeczek /kawałek,kawał,ogrom /zła,chyba że jest na tyle minimalna że nie wyrządza szkody.100%-wą pewność to mam że BÓG JEST /i nawet wiem JAKI JEST/ i tylko przypuszczam że nadal zadowolony /ze mnie/.PRZYPUSZCZAM,bo żadnych powodów nie ma,by Jego stosunek do mnie uległ zmianie.Też jestem niedoskonała,ale chyba wierną Mu duszą silna.Dał mi doskonałą duszę przy poczęciu,a po drodze jeszcze ją udoskonalił.HA ! Jestem z niej dumna !:DDDD Strasznie się cieszę :))))).Otrzymałam największy prezent jaki mógł otrzymać najzwyklejszy człowiek TU.I chcę być dalej zwykła,najzwyklejsza :).Pozdrawiam i ufaj.BÓG JEST !

    #43 K.
  44. Ktoś pomyśli nienormalna,nawiedzona jakaś kobitka.W nosie mam to!

    #44 K.
  45. K., Ty moim zdaniem za bardzo wierzysz w siebie. Ale w jednym się zgadzamy – ja też chcę być zwykła, najzwyklejsza.
    I chyba już wiem, Ty bardziej wierzysz w sprawiedliwość (rozumianą po ludzku) P. Boga, a ja w Jego miłość.
    „i nawet wiem JAKI JEST” proszę, napisz jaki?

    #45 basa
  46. P.S.
    K. mam nadzieję, że nie wyrządzam Ci szkody ?

    #46 basa
  47. Książkę “Uczciwa kłótnia małżeńska” dostaliśmy przed laty jako małżeństwo od zaprzyjażnionego księdza, bardzo mi się podobała ale w dalszym ciągu marzę o tym żebyśmy mogli się z mężem uczciwie pokłócić.Czytałam bardzo wiele różnych książek czułam się winna że nie mogę dogadać się z własnym mężem – on czytanie takich książek też uważał za głupotę
    a mnie ciągle powtarzał, że od tych książek wcale nie jestem mądrzejsza.Tak samo mówił kiedy chodziłam na poniedziałkowe celebracje Słowa Bożego z ks. biskupem, że od słuchania księdza biskupa nic nie staje się lepsza ale po 5 latach przestał już tak mówić.Może wreszcie coś we mnie drgnęło i ja zaczęłam się zmieniać. Na pewno było mi to wszystko potrzebne chociaż trochę mi szkoda tych straconych lat.

    #47 jadwiga
  48. #42 Zbyszek
    Panie Zbyszku!
    Dziękuję za miłą refleksję po spotkaniu. Odpowiadam na Pana prośbę o „przypomnienie zdania, które JE powiedział nt. Ducha Świętego i dobrego postępowania. Brzmiało coś jak “nie czynimy dobrze bo trzymamy się reguł, ale dzięki podążaniu za Duchem Św. czynimy dobrze”.
    Właściwie powiedziałem (i tak często mówię): Chrześcijanin nie wypełnia przykazań jako przykazań (tzn. /tylko/ zobowiązań), by osiągnąć dobro, ale daje się prowadzić Duchowi Swiętemu i wówczas wszystko, co czyni (on, tj. moc Ducha Swiętego w nim), jest dobre, bo jest to spełniane mocą i według logiki Ducha Swiętego. Oczywiście trzeba być ostrożnym, aby sobie zbyt łatwo nie przypisywać mocy Ducha Swiętego. W tym jest problem i tu rodzą się problemy. Tego nie wyczerpię w tym krótkim komentarzu.
    Jest to cała koncepcja logiki życia chrześcijańskiego z mocy Ducha Swiętego w odróżnieniu od logiki życia według zobowiązań, przykazań itp. Jedno drugiemu nie przeczy ani jedno drugiego nie wyklucza. Niemniej jest między nimi różnica, którą można by zilustrować porównaniem owocu niedojrzałego z dojrzałym (oczywiście, każde porównanie ma swoje braki). Ten problem był już żywy w pierwotnym chrześcijaństwie, a w szczególności w przejściu z kręgu judaistycznego do chrześcijaństwa rozwijającego się w kręgu ludzi pochodzących z pogan. Istotę tego wyraża św. Paweł w Liście do Galatów (w szczególności zob. Ga 5,16: Oto, czego uczę: postępujcie według ducha, a nie spełnicie pożądania ciała – w całym kontekście) oraz w Liście do Rzymian (13,8 też w całym kontekście; zob. też Flp). NB. Tekst z Listu do Galatów, kiedy jest czytany w czasie liturgii (często podczas Bierzmowania), jest zazwyczaj źle czytany, gdyż zamiast nie spełnicie (tryb oznajmujący) jest czytany nie spełniajcie (tryb rozkazujący). Zamiast obietnicy (dzieła Bożego mocą Ducha Swiętego) wstawia się imperatyw, nakaz.
    Pan Jezus wyraził to dobitnie m.in. w powiedzeniu: A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem (J 14,26). Jest to w gruncie rzeczy jeden z bardzo istotnych problemów co do rozumienia i praktykowania chrześcijaństwa. Do tego jeszcze wrócimy. Mam zaległy w tym względzie komentarz do J 6,26-28. O to prosiło kilka osób. Zrobię to w najbliższym czasie.
    Pozdrawiam.
    Bp ZbK

    #48 bp Zbigniew Kiernikowski
  49. #47 jadwiga
    Jadwigo, dziękuję za to świadectwo. Ostatecznie tylko Słowo Boże jest w stanie oświecić naszą sytuację. Pomocą mogą być porady psychologiczne, książka itp. Dobrze, że one są i musimy z nich korzystać.
    W sercu człowieka musi dokonać się tajemnicy przemiany – nie w sercu drugiego człowieka, tylko w moim. To, co dzieje się w sercu drugiego człowieka, nie należy do mnie, chociaż wiem, że to, co dzieje się właściwego (pod wpływem Ducha Swiętego jako moje nawrócenie, czy nawracanie się) w moim sercu, mogę ufać, że – prędzej czy później – będzie miało też wpływ na bliskie mi osoby. To jest już jednak dziełem Pana Boga. A ja wiem, że wszystko mi służy do dobrego (zob. Rz 8,28 itp.).
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #49 bp Zbigniew Kiernikowski
  50. „W pierwszym przypadku, tzn., gdy chcemy budować na logice tylko korzyści, grozi niebezpieczeństwo, że łatwo dojdziemy do swoistej wieży Babel … W drugim przypadku, tj., gdy skorzystamy z logiki błogosławieństwa, możemy być pewni, że będzie to Europa, której będzie właściwe miejsce dla człowieka, …”
    W obu przypadkach przyświeca nam jakiś ‘szczytny cel’. Dopóki nie odpowiem sobie, bardzo uczciwie, co się kryje za tym ‘szczytnym celem’ mogę zacząć budować wieżę Babel. Tak łatwo przecież czynić zło, choć pragnę dobra (por. Rz 7,19). Łatwiej przychodzi nam krytyka niż pochwała. Tak dużo mówi się na ten temat, że jest już lepiej, ale bywają i śmieszności (wytresowane zachowania). Łatwo wypowiadać ustami pochwałę niż sercem. Nasze postawy muszą być spójne z myśleniem i sercem. Nasza niespójność wywołuje bunt otoczenia. Jeśli serce błogosławi – nawet słabości nie zburzą pokoju otoczenia. Ksiądz Biskup mówi: „W jakim świecie będziemy żyć zależy to w pewnej mierze od każdego z nas”. Powiedziałabym – dużo od nas zależy. „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Przyszłość zależy nie tylko od wychowania młodego pokolenia, ale każdego z nas – dorosłych również. Nasza praca nad zachowaniami i postawami, ale przede wszystkim nasza relacja z Jezusem przemienia świat. Św. Benedykt potwierdza, że dla każdego potrzebna jest droga „błogosławieństwa zstępującego i wstępującego”. Mamy łatwy dostęp do Słowa Bożego, a Ono nas przemienia. Potrzebna jest nam wiara, ciągłe słuchanie Jezusa, wracanie do Niego z całą naszą kruchością… Czy umiemy wysławiać Pana Boga za nasze słabości (por. Mt 11,25-30), czy potrafię zamilknąć na słabości innych? Dziwne, ale dobro potrzebuje naszej pomocy, by je pokazywać.
    Pozdrawiam…

    #50 sgg
  51. baso, ja w siebie to chyba niezbyt wierzę/zbyt mała i zbyt potulna jestem/, ale w moc Boga baardzo. On rzeczywiście wszystko może i JEST. Jaki jest? Jak z Księgi Rodzaju najkrócej ujmując. Oczywiście że nie wyrządzasz mi absolutnie żadnej szkody. Konczę już ten temat, bo zaczynamy „śmiecić” Ks.Biskupowi tu.

    #51 K.
  52. Księże Biskupie
    „Chrześcijaństwo nie jest cierpiętnictwem i nie jest szukaniem krzyża dla niego samego itp., lecz konfrontacją z tym krzyżem.” dokładnie o to mi chodziło. Sam pan Bóg powiedział, by człowiek czynił sobie ziemię poddaną. W moim odczuciu nauka, w tym także psychologia, jest takim właśnie działaniem, w którym naukowe poznanie natury człowieka służy jego głęboko ludzkiemu rozwojowi, w tym także budowaniu doskonałości moralnej. Nie chciałabym tu absolutnie przeakcentować roli naszych ludzkich kompetencji nad współdziałaniem z Łaską. „W naszej Diecezji mamy pod tym względem niewątpliwie sporo do zrobienia.”- nie tylko w naszej i niestety nie tylko w diecezji. Czasami wydaje mi się, że w tej kwestii Kościół i tak robi nieporównywalnie dużo w porównaniu do instytucji państwowych.

    #52 Gosia
  53. Jadwigo,
    dziękuję za Twoje słowa. Ja często (pewnie za) mówię mężowi o tym, że gdyby nie Ewangelia i nauczanie Ks. Bpa miałby ze mną dużo gorzej…

    #53 julia
  54. K. dziękuję za rozmowę. Wybacz, jeśli w czymś zrobiłam Ci przykrość.

    #54 basa
  55. O rety, jak mnie tu dawno nie było…
    Co do tematu błogosławienia, to widzę taką zależność: gdy przeżywam jakąś nieakceptację albo urośnie mur między mną a kimś mi bliskim (mam na myśli osobę, z którą mam jedność, budowaną przez nieustanne praktykowanie przebaczenia) to nie potrafie błogosławić NIKOMU, nie potrafię PRZYJMOWAĆ dobra od innych, od Boga. Widzę, że Bóg tworzy mnie prawdziwą powoli, bo do niedawna to gdy przezywałam „kłótnie” to wkładałam maski przed resztą ludzi.
    A teraz? Gdy mam „mur wrogości” to na wszystkich, na wszystko. Bardzo to trudne doświadczenie, ale jakże wyzwalające. Grunt to być w dyspozycji do przebaczania i to co rusz na głębszych poziomach.

    Niech Bóg nam BŁOGOSŁAWI w tym byśmy potrafili Jego mocą przyjmować Jego BŁOGOSŁAWIENIE.

    pozdrawiam i dziękuję za to Słowo,
    agnieszka

    #55 agnieszka
  56. …czy Ty oby Julio nie chcesz, by Twój mąż stał się innym człowiekiem niż jest?
    Niepokojące jest to, że publicznie chcesz rozwiązać problem, który, jak rozumiem jest Twoim problemem.

    Mam nadzieję dorosnąć do rozpoczęcia dialogu z Ks. Biskupem, gdyż pierwsza moja próba była falstartem. Nastąpiły jednak wydarzenia, które każą mi, dla dobra wspólnoty podjąć dyskurs i to w sprawach kluczowych.
    Chodzi o relacje mistyków i pragmatyków w realizowanej polityce Ewangelizacji.

    #56 człowiek bez imienia
  57. Księże Biskupie

    Spotkałam się w ostatnim czasie z praktyką udzielania przez kapłanów błogosławieństwa przez telefon. Czy tak można czynić, czy jest to właściwe?

    Pozdrawiam
    Agnieszka Barbara

    #57 Agnieszka Barbara
  58. #57 Agnieszka Barbara
    Błogosławieństwo jest formą modlitwy. Trzeba je odróżnić od sakramentów. Nie widzę więc przeszkody, by w konkretnym przypadku, np. po jakiejś rozmowie poruszającej poważne problemy i sprawy życiowe, w której kapłan udziela puczenia czy rady itp. na zakończenie tej rozmowy pobłogosławił przez telefon. Nie byłoby dobrze, gdyby pojmować i praktykować to jako pewien automatyzm czy pewną magię.
    W modlitwie potrzebne jest poczucie realizmu i prawdy.
    Bp ZbK

    #58 bp Zbigniew Kiernikowski

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php