Nawrócenie (8) – trudności

by bp Zbigniew Kiernikowski

 Tekst o nawróceniu „w wydaniu” św. Pawła nie należy do łatwych, bo dotyka istoty tego, o co chodzi w nawróceniu, czyli kto ostatecznie ma rację w życiu człowieka. Wydaje się zaś, że raczej jest nam bliskie następujące rozumowanie: gdyby nam objawił się i mówił do nas bezpośrednio Pan Bóg, to byłoby to jakoś możliwe do zaakceptowania (to było też rzeczywiście punktem wyjścia w przypadku Szawła), ale gdy trzeba pójść do człowieka (i to tego, którego się prześladuje) i pytać, co czynić, to sprawa wygląda inaczej. Nie jest to takie proste do zaakceptowania a nawet trudno o tym konkretnie myśleć. W tym tkwi jednak cała istota rozumienia historii życia człowieka jako prowadzonej przez Pana Boga.

W związku z tym przyznaję, że przedstawiane przeze mnie katechezy mogą być słusznie uważane za trudne. Ich „trudność” – moim zdaniem – tkwi zasadniczo w tym, że w ogóle jest nam trudno dać się prowadzić i odkrywać we własnym życiu historię zbawienia. Tym bardziej, że w tej historii, jaką widzimy z kart Pisma św., nie zawsze nam się wszystko podoba i nie zawsze wyczytujemy to, co zdawałoby się nam budujące (budujące nas według naszych schematów i oczekiwań). W Piśmie św., obok świadectwa o dobrych i chlubnych stronach życia biblijnych „bohaterów”, mamy także świadectwo niechlubnych aspektów ich życia.

Dotyczy to nie tylko tych negatywnych bohaterów (jak np. Kaina czy Judasza), a więc tych, z którymi nie chcemy się identyfikować i którzy w naszych odczuciach są nam jakoś przeciwni a może z góry są widziani jako źli, ale dotyczy to także wielu głównych „bohaterów” historii. Z nimi wolelibyśmy bowiem identyfikować się w tzw. „dobrych” aspektach ich życia, a trudne (niechlubne) momenty wolelibyśmy potraktować jako epizody małoznaczące. Tymczasem w wielu przypadkach właśnie fakt tych negatywnych i niechlubnych stron stanowi punkt wyjścia do ukazania się w tych postaciach dzieła Pana Boga. Nie bardzo to nam pasuje, by odnosić to do sytuaccji w naszym życiu. Jednak właśnie to, tzn. przeżycie własnych trudnych chwil, stanowi zasadniczo o „wielkości” biblijnych postaci.

Takim był Abraham w swoim życiowym bankructwie i rezygnacji; takim był Jakub w swojej przebiegłości i oszustwie; takim był Mojżesz w swoich pierwszych krokach, gdy zabił Egipcjanina i musiał uciekać; takim był Dawid w swoim grzechu i próbie przykrycia go swoimi decyzjami; tak wielu proroków uciekało przed Panem, jak Jonasz i przeklinało dzień swych narodzin jak Jeremiasz; tak mylił się co do siebie i swej wierności św. Piotr. Oni wszyscy musieli przeżyć swoje radykalne nawrócenie. To było i pozostanie ich wielkością.

Stawiam pytanie: na ile nas dzisiaj pociąga takie rozumienie przemiany życia, takie rozumienie nawrócenia. Czy jesteśmy zainteresowani wchodzeniem w taką czy podobną głębię i prawdę życia, czy też może wolimy pozostać na powierzchni naszej egzystencji i raczej zajmować się symptomami naszej ludzkiej choroby oraz zjawiskami naszych niepowodzeń i trudności – często narzekając przy tym na wszystko i na wszystkich? Stawiam celowo to prowokujące pytanie. Zapraszam do refleksji i pozdrawiam!

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

21 komentarzy

  1. Szczęść Boże 🙂 Mam okazję,by skorzystać teraz z internetu i pierwsza wtrącę swoje zdanie na zadane pytanie…
    Staram się oddalać od siebie za każdym niemalże razem, sytuacje niewygodne dla siebie…próbóję od nich uciekać, czy szukać dla siebie usprawiedliwienia przed osobami, będącymi „bohaterami” drugoplanowymi (bo pierwsze „skrzypce gram ja”) całej sytuacji… zauważyłam, że nie lubię sprzeciwu, kiedy wydaje mi się, że mam 100% racji, nie umiem zawsze ” przegrywać”, chociaż coraz bardziej przekonuję się, że jakikolwiek upór
    wobec rozmówcy przynosi odwrotny skutek…ale jak ktoś kiedyś powiedział: ” Jak można przyznać rację
    osobie, która tej racji nie tylko moim zdaniem nie ma”. Właśnie, jak w takiej sytuacji zachować się….
    a)dyplomatycznie unikać sporu, co wydaje mi się rozsądne,
    b)odejść w stylu”angielskim”
    c)wyrażnie , spokojnie określić swój pogląd i zmienić rozmówcę,
    d)unikać trudnych rozmów i skupić się na słuchaniu innych,
    e)rezygnować z towarzystwa, które mi nie odpowiada,mimo, że jestem zaproszona?
    Jako wierząca i wsłuchująca się w Słowo Boże zdaję sobie sprawę z ważności Łaski Bożej, którą najlepiej słychać w ciszy i podczas modlitwy – rozmowy z Panem Bogiem. Jednakże sytuacje, które mnie stresują, wyprowadzają mnie ze stoickiego spokoju i wtedy…oj, zapominam o akcie strzelistym w stronę Pana Boga, ale strzelam ostrą, słowną amunicją…. Ufam jednak,że dostąpię kiedyś Łaski nawrócenia w zachowaniu pokoju ducha i wszystkie trudne sytuacje będę przyjmowała w tymże pokoju ducha. Czyż nie jest możliwy taki cud?
    Łączę pozdrowienia

    #1 zofia
  2. Sw. Paweł jest człowiekiem, który spotkawszy Chrystusa, bez ociągania w całkowitym poddaniu się, czyni to, co mówi do niego Jezus. Idzie do tych, których prześladował, niszczył i walczył z nimi, zabijał.
    Jest dla mnie przykładem tego, że można dać się prowadzić Bogu, przykładem całkowitego zaufania Jezusowi i poddania się jego woli. Musiało go to wiele kosztować, zaparcia się siebie samego, odrzucenia tego wszystkiego, co czynił dotychczas, by stanąć w prawdzie o sobie, zrezygnować z własnej woli, bo tylko wtedy jest możliwe podążanie za Jezusem. Bo człowiek sam z siebie nic nie potrafi. Trzeba całym sobą „zatracić się” w Chrystusie, aby iść prosić o radę, co mam czynić tych, których się krzywdziło i niszczyło. Jedynie w Bogu jest to możliwe.
    Wiele z takiego spojrzenia na własne życie otrzymałam na Drodze Neokatechumenalnej. Dzięki niej otrzymałam wiele światła na moje życie, co pozwoliło mi stanąć w prawdzie o sobie. Zobaczyłam, że zło, które widziałam wcześniej głównie w drugim czlowieku, jest we także we mnie. Dlatego mogłam iść i prosić o wybaczenie tych, których nienawidziłam w swoim sercu (ojca, męża). Dzięki temu otrzymałam pokój serca

    #2 Ego
  3. W odniesieniu do pytania, jakie Biskup postawił, mogę powiedzieć, że jeżeli odkryliśmy kłamstwo i bezsens pogoni za tym, co proponuje ten świat, pragniemy przemiany naszego życia. Wspaniałe jest spotkanie Boga żywego, Jego darmowej miłości, poznanie prawdy o sobie (która niejednokrotnie bardzo boli), doświadczenie Jego Mocy, która czyni wszystko nowe w naszym życiu i pozwala czerpać radość z umierania dla siebie – nosić nieustannie w sercu nadzieję.

    #3 BaSta
  4. Dać się prowadzić nauczyła mnie moja historia życia. A kawałkiem tej historii był mój alkoholizm. Uznanie swojej niemocy i bezsilności wobec alkoholu pokazał mi jak ja sam mało mogę. A jeśli ja nie mogę to musi być ktoś kto może. I tym kimś okazał się Bóg. A do Niego poprowadzili mnie inni obcy ludzie. I to było odkrycie Boga prawdziwego i Jego działanie przez innych ludzi. Bo chociaż poprzednio byłem t.zw. Polakiem-Katolikiem to dopiero moja choroba uzależnienia od alkoholu pozwoliła mi odnaleźć Boga prawdziwego, działającego i dynamicznego, odmieniającego człowieka jeśli tylko uwierzy, że jest to możliwe. I poprzez Wspólnotę AA, ludzi których tam spotkałem przed 11 laty trafiłem do Wspólnoty Drogi Neokatechumenalnej. I od tego czasu stopniowo zaczęły się zmiany w moim życiu. Wierzę, że sprawcą tego wszystkiego jest Bóg działający w moim życiu i wiara w drugiego człowieka. Bo w życiu nic nie dzieje się bez powodu. Trzeba tylko umieć odczytać Boży sens tego co się wokół dzieje. Jak nie dzisiaj to jutro, a jeśli nie jutro to jeszcze później. Ale odpowiedź na zadane pytanie przydzie na pewno. Trzeba tylko cierpliwości i Nadziei.

    #4 ted
  5. Trudność stanięcia w prawdzie – to zasadniczy problem. Prawda pochodzi ze Słowa, więc czasami łatwiej 'prześliznąć się’ obok, udawać, że to nie do mnie, nie teraz…
    Moim zdaniem teksty Księdza Biskupa są tak mocno osadzone na Słowie i wiele osób nie rozumie albo nie chce się do tego przyznać – woli uciekać od trudnej prawdy… Tymczasem warto z tą prawdą się zmierzyć, w tym tkwi jeden z istotnych momentów i aspektów naszego nawracania.
    Potrzebujemy ciągłego nawracania się, odkrywania prawdy wielokrotnie odkrytej albo odkryte inaczej… która burzy nasze konformistyczne podejście do życia.
    Dziękujmy Duchowi Św., że przez Ojca św. Benedykta XVI pokazuje nam św. Pawła z Jego jasnym ale jakże wymagającym nauczaniem.
    Księdzu Biskupowi dziękuję za klarowną i zwięzła definicję nawrócenia jaka wypływa z Listów św.Pawła

    #5 sgg
  6. W kontekście tych rozważań nasuwa mi się kilka refleksji.
    Jesteśmy ludźmi. W każdym z nas istnieją potencjały Dobra i Zła. Różne są charaktery i osobowości ludzkie. Jedni zaakceptują swoje złe uczynki, usprawiedliwiając się tym, że „jestem tylko człowiekiem” i będa wieść życie, w którym nie będą nawet starać się walczyć ze swoimi negatywnymi skłonnościami.Inni zauważają swoje wady, grzechy. I walcza z nimi, bo przecież „jestem aż człowiekiem”. I dobrze, że walczą. Czasami jednak walka ta jest walką tylko między człowiekiem a szatanem. Jaki jest wynik? Wiadomo. Tam, gdzie brakuje Boga, nie ma tez zwycięstwa. Do każdej naszej przemiany musimy zapraszać Boga i Jego łaskę. Inaczej nie zdobędziemy zwycięstwa, a jeśli już, to będzie ono tylko pozorne.
    Warto tu zauwazyć, że – jak pisał poeta dwudziestolecia międzywojennego Jerzy Liebert – nie każdemu z nas jest dane być św. Pawłem, którego Bóg „napada” w drodze do Damaszku. Liebert jednocześnie wskazywał na ważny aspekt naszej wiary w swoim wierszu „Jeździec”:

    Uciekałem przed Tobą w popłochu,
    Chciałem zmylić, oszukać Ciebie –
    Lecz co dnia kolana uparte
    Zostawiały ślady na niebie.

    Dogoniłeś mnie, Jeźdźcze niebieski,
    Stratowałeś, stanąłeś na mnie.
    Ległem zbity, łaską podcięty,
    Jak dym, gdy wicher go nagnie.

    Nie mam słów, by spod Ciebie się podnieść,
    Coraz cięższa staje się mowa
    Czyżby słowa utracić trzeba,
    By jak duszę odzyskać słowa?

    Czyli trzeba aż przejść przez siebie,
    Twoim słowom siebie zawierzyć –
    Jeśli trzeba, to tratuj do dna,
    Jestem tylko twoim żołnierzem.

    Jedno wiem, i innych objawień
    Nie potrzeba oczom i uszom –
    Uczyniwszy na wielki wybór,
    W każdej chwili wybierać muszę.

    Tak więc musimy się nawracać stale, każdego dnia, z każdego upadku rozliczać się i powstawać. I wybierac w każdej chwili Tego, który już nas wybrał, zanim się narodziliśmy.

    Szczęść Boże wszystkim

    #6 Aga
  7. fragmenty książki Pt. „Duch liturgii” kard. J. Ratzingera (Wyd. Christianitas, Poznań 2002, str. 164-173)

    Istnieją wpływowe środowiska, które próbują wyperswadować nam postawę klęczącą. Usłyszeć można, iż klęczenie nie pasuje do naszej kultury (czyli właściwie do jakiej?), iż nie wypada to dojrzałemu człowiekowi, który wyprostowany staje naprzeciw Boga, lub też nie wypada to człowiekowi zbawionemu, który dzięki Chrystusowi stał się wolny i dlatego też nie musi już klęczeć. Patrząc w przeszłość, stwierdzimy, że Grecy i Rzymianie odrzucali postawę klęczącą. W obliczu stronniczych i skłóconych bogów, o których mówią mity, było to podejście całkowicie uzasadnione. Było bowiem czymś oczywistym, że bogowie ci nie byli Bogiem, nawet jeśli człowiek był zależny od ich kapryśnej mocy i musiał zabiegać o ich przychylność. Istniało wówczas przekonanie, iż klęczenie nie przystoi wolnemu człowiekowi, że nie mieści się w kulturze Grecji, lecz jest zwyczajem barbarzyńskim. […] Pokora Chrystusa i Jego ukrzyżowana miłość uwolniła nas, jak mówi Augustyn, od tych mocy, i właśnie przed tą pokorą klękamy. Rzeczywiście, postawa klęcząca chrześcijan nie jest formą inkulturacji istniejących już zwyczajów, lecz przeciwnie – jest wyrazem kultury chrześcijańskiej, która przemienia istniejącą kulturę w oparciu o nowe, głębsze poznanie i doświadczenie Boga.
    Zwyczaj klękania nie pochodzi z jakiejś bliżej nieokreślonej kultury – pochodzi z Biblii i biblijnego poznania Boga. […]
    Wspomnieć także można opowiadanie zaczerpnięte z apoftegmatów Ojców Pustyni o tym, jak to diabeł został zmuszony przez Boga do pokazania się niejakiemu opatowi Apollonowi. Diabeł był czarny, brzydki, o przerażająco wątłych członkach, przede wszystkim jednak nie miał kolan. Niezdolność klęczenia okazuje się zatem istotą elementu diabolicznego.
    […] Wyrażenie, za pomocą którego św. Łukasz opisuje klęczenie chrześcijan (theis ta gonata) nie jest znane klasycznej grece. Chodzi tu o termin specyficznie chrześcijański. Wraz z tą uwagą zataczamy koło i docieramy do początku naszych rozważań. Być może zatem postawa klęcząca jest rzeczywiście czymś obcym dla kultury nowoczesnej, skoro jest ona kulturą, która oddaliła się od wiary i wiary już nie zna, podczas gdy upadnięcie na kolana w wierze jest prawidłowym i płynącym z wnętrza, koniecznym gestem. Kto uczy się wierzyć, ten uczy się także klękać, a wiara lub liturgia, które zarzuciłyby modlitewne klęczenie, byłyby wewnętrznie skażone. Tam, gdzie owa postawa zanikła, tam ponownie trzeba nauczyć się klękać, abyśmy modląc się, pozostawali we wspólnocie Apostołów i męczenników, we wspólnocie całego kosmosu, w jedności z samym Jezusem Chrystusem.

    #7 Aga
  8. Mnie pociąga. Pociąga mnie to, aby to o czym tu czytamy, czy piszemy „przełożyć na życie”. Ale już wiem, że sama tego nie zrobię. I właśnie te postacie,dają mi nadzieję,że P. Bóg każdego może przyprowadzić do Siebie, byle tylko człowiek mu na to pozwolił. Dlatego przestałam nadmiernie przejmować się sobą i tym jaka jestem.

    #8 basa
  9. #8 basa
    Nie jest zapewne dobrze przestać się przejmować sobą w takim znaczeniu, jak to mówi się popularnie: „jakim mnie Panie Boże stworzyłeś, takim mnie masz”. W nas (tzn. w człowieku) zaistniało bowiem coś, co nie jest z Boga. Bóg jest co prawda mocen dokonać w nas tej naprawy, ale potrzebuje naszego przyzwolenia (św. Augustyn: Bóg nas stworzył bez nas, ale nie zbawia nas bez nas). To przyzwolenie, zgoda na to, aby Bóg w nas dokonywał swego dzieła, to jest dla nas największe życiowe wyzwanie i największy wysiłek. Maryja, jako Niepokalana, mogła wprost powiedzieć „Niech mi się stanie”. Nasze zaś „bądź wola Twoje” ma zazwyczaj tak bardzo wiele z tego, co jest tylko nasze, co jest skalane. Trzeba wielkiego wysiiłku przełamywania siebie, aby pozwolić, by w nas Bóg mógł dokonać dzieła, jakie rozpoczął. Dobrym tekstem, który ukazuje potrzebę tego wysiłku i jego naturę jest J 6,27-29. Jeśli będzie ktoś tym zainteresowany, to podam mój komentarz do tego tekstu.
    Do innych interesujących komentarzy z tego wpisu ustosunkuję się później.
    Bp ZbK

    #9 bp Zbigniew Kiernikowski
  10. Dlatego napisałam „nadmiernie”

    #10 basa
  11. #10 basa
    I bardzo słusznie. Tak też zrozumiałem – tzn. łącznie z tym „nadmiernie”. Myślałem jednak także o tych, którzy tego tak nie rozumieją. Niemniej zachęcam do przeczytania i rozważenia J 6,27-29. Naturalnie w całym kontekście, tzn. dwóch poprzedzających cudów i następującej mowy w Kafarnaum.
    Bp ZbK

    #11 bp Zbigniew Kiernikowski
  12. A ja nie chcę już więcej patrzeć na to, co „złe” u mnie i myślę, że te osoby wymienione też nie chciały, aby stało się to, co się stało(to złe). Tak właśnie jest z tym, co trudne, jak pisze Ks.Biskup, i to „przełamywanie” we mnie jest dość bolesne. Ja stoję wobec pewnej bezradności… Ale Jezus mówi: „zabiegajcie” o to, co daje życie. Zajrzałam do J 6,27-29 i, jeśli można, poproszę o komentarz Ks.Biskupa do tego tekstu.

    #12 AnnaK
  13. Zdecydowanie wybieram głębię.Jednocześnie nie uważam by przedstawiane TU katechezy były nazbyt trudne.Owszem,mówione słowo by „uciekło” i możliwe by było niezrozumienie tekstu.Słowo napisane można „cofnąć”, by zrozumieć,pojąć,autora myśl.Podobnie jest z czytaniem /rozumieniem słowa/w Bibli /o wiele trudniejszej/.

    #13 K.
  14. Polecam ostatni post na moim blogu, by zobaczyć, co św. Paweł napisał o naszych czasach.
    Warto poświęcić trochę czasu dla wieczności.
    Pozdrawiam. Tadeusz – katolik
    http://tradycja-2007.blog.onet.pl/
    Przepraszam jeśli nie chcecie poznać Prawdy, która wyzwoli z błędów ciemności.
    Niebo, to nie to samo, co piekło.

    #14 katolik
  15. Jeszcze jedna refleksja…
    Nawrócenie związane jest ze zburzeniem spokoju sumienia. Słowo Boże niszczy ten „pokój”, zmusza do konfrontacji z moim życiem. Nawrócenie czy raczej nawracanie jest procesem. Nawracającemu się – oprócz łaski Pana Boga – potrzeba cierpliwości i miłosierdzia jego samego. Potrzebne jest też miłosierne spojrzenie bliskich i całego otoczenia, bo brak wiary otoczenia podcina skrzydła, załamuje, prowadzi do 'starego człowieka’. Szaweł nie byłby Pawłem, gdyby nie Ananiasz (Dz 9,10nn) i wspólnota w Damaszku -taki kierunek pokazał Jezus. Potrzeba nam nawróconych oczu, serca i języka na przyjęcie drugiego człowieka. Łatwo o stygmatyzację, o piętnowanie (Kain – Rdz 4,15). Jest w nas dużo człowieka Starego Testamentu czy poganina a brakuje nam oczu i serca przenikniętego Jezusem.
    Czy mógłby Ksiądz Biskup (przy jakiejś okazji) pokazać /zestawić nam cechy człowieka Starego Testamentu, poganina i człowieka Nowego Testamentu, zrodzonego w Jezusie Chrystusie, gdzie Bóg nie ma względu na osobę (Rz 2,11)?

    #15 sgg
  16. A ja spokój znajduję u P. Boga. To życie bez Niego nie daje spokoju.

    #16 basa
  17. #12 AnnaK
    i wszycy, którzy inną drogą prosili mnie o zapowiedziany komentarz do J 6,27-29. Ten komentarz udostępnię w przyszłym tygodniu. Jest on bowiem opublikowany w jedenj z moich książek a także w jakimś artykule bądź skrypcie (notatkach do wykładów). Nie mam teraz do nich dostępu. Proszę więc poczekać i ewentualnie przypomnieć się. Chętnie to zrobię. Tekst J 6,26nn bowiem to bardzo ważny tekst dla rozumienia różnicy między chrześcijańskiem a nie-chrześcijańskim podejściem do działania.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #17 bp Zbigniew Kiernikowski
  18. #15 sgg
    Jest wiele sposobów przedstawiania cech owych podstawowych trzech typów zachowań religijno-moralnych, jakimi są (w uproszczonym ujęciu): 1/. poganin (tzw. religijność naturalna); 2/. faryzeusz (ludzka próba odpowiedzi na Boże Objawienie) i 3/. chrześcijanin (przyjęcie i poddanie się działaniu Boga w człowieku). Te moje dopowiedzenia są schematyczne i wymagałyby doprecyzowań, na które jednak tutaj nie ma miejsca. Jednym z obrazów (sposobów wyrażenia różnic) ilustrująch owe trzy typy zachowań może być wykorzystanie trzech tzw. czasowników modalnych: chcieć, musieć i móc (w znaczeniu mieć moc, być w stanie). ad 1/. Poganin robi to, co chce (on wie, co dla niego jest dobre) i to stara się zrealizować zgodnie ze swoim planem oraz do tego stara się nakłonić znane mu bóstwa i siły, stosując wobec nich wszelkie formy pozyskania przychylności itp. Ad 2/. Faryzeusz, który poznał Wolę Boga (objawioną w przykazaniach i przepisach Prawa) i zobowiązał się do jej wypełnienia, czyni to, co musi, tzn. to, co wynika z przykazań itp. Oczywiście na różny sposób mu to wychodzi lub nie, i różne są tego konsekwencje, ale to dość szeroki temat jak na to miejsce. Ad 3/. Chrześcijanin czyni to, do czego go uzdalnia moc Ducha Swiętego. Nie ma dlań rzeczy niemożliwych; wystarczy, że zgodzi się na to, czym jest Wola Boża, objawiona i wypełniona w Jezusie Chrystusie, i konsekwentnie pójdzie za tym, by to Wola Boga w nim się wypełniała; by moc Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstalego w nim się objawiała. To oczywiście będzie go kosztować całe jego życie (teksty o zaparciu się siebie i gotowości stracenia swego życia itp), ale w tym wszystkim doświadczy, że to Bóg jest w nim sprawcą i chcenia i działania (zob. Flp 2,13 i tyle innych podobnch tekstów) i że on dokonuje „większych dzieł”, bo Jezus został uwielbiony (zob J 14,12). To tak w wielkim uproszczeniu. Jeśli będzie trzeba, to możemy kontynuować ten temat.
    Pozdrawiam!
    Bp Zbk

    #18 bp Zbigniew Kiernikowski
  19. Podskórnie czułam, że narzekanie na wszystko, jest bez sensu. Gdy odkryłam, że można przyjmować to, co mnie spotyka w życiu jako dar od Pana Boga – pragnę się nawracać, by mieć coraz bardziej takie nastawienie do życia, jak miał Chrystus – zgadzać się umierać, by żyć. Teraz właściwie nawracanie stało się celem mojego życia, a wszystko inne wydaje mi się błahe i bez znaczenia. Jakoś tak się dziwnie dzieje (właściwie nie dziwi mnie to), że żyje mi się jakoś łatwiej, choć życie biegnie tak samo… I chyba innym ze mną też żyje się lepiej, choć czasami… Chcę, by inni też mieli w sobie tę radość nawracania się, mam nadzieję, że tak się stanie 🙂

    #19 julia
  20. Dokładnie Julio.Narzekanie nic nie rozwiązuje,powoduje w końcu brzydki nawyk a wraz z nim i brzydkie zmarszczki 🙂

    #20 K.
  21. Pytanie postawione przez Księdza Biskupa nie dawało mi spokoju. To znaczy byłam ciekawa jak na nie odpowie osoba, która na co dzień nie zgłębia myśli Jego Ekscelencji… Zadałam je więc po przeczytaniu wcześniejszego komentarza oraz fragmentu katechezy z książki „Światło i moc liturgii, cz. III”, str. str. 129-132.
    Odpowiedzi uzyskałam następujące:
    1. To wszystko jest bardzo trudne do zrozumienia (z braku doświadczenia w czytaniu tekstów Księdza Biskupa, rozumiem 🙂 );
    2. Idea takiego nawrócenia okazała się pociągająca , warta zainteresowania się nią bliżej.
    Interlokutora zainteresował problem przedstawiony zdaniem: „raczej jest nam bliskie następujące rozumowanie: gdyby nam objawił się i mówił do nas bezpośrednio Pan Bóg, to byłoby to jakoś możliwe do zaakceptowania (…), ale gdy trzeba pójść do człowieka (i to tego, którego się prześladuje) i pytać, co czynić, to sprawa wygląda inaczej. Nie jest to takie proste do zaakceptowania a nawet trudno o tym konkretnie myśleć”.
    P.s.do K.: mam zmarszczki, uważam natomiast, że nie wszystkie są brzydkie 🙂
    Pozdrawiam.

    #21 julia

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php