Jesteśmy przyzwyczajeni do reguły przyczynowo skutkowej. Każde działanie powoduje jakiś skutek. W naszym zwykłym sposobie rozeznawania i oceniania zazwyczaj jesteśmy skłonni i do pewnego stopnia zdolni przewidywać skutki różnych działań. Jeśli coś się dzieje  inaczej, nazywamy to wydarzeniem nadzwyczajnym albo wprost cudem. Zwykliśmy używać wyrażenia: ktoś uniknął czegoś cudem, albo wprost mówimy: to był cud.

Mojżesz nakazał nam …

Ten nasze przekonania o wspomnianej zależności przyczynowo skutkowej zostały niejako umocnione i usankcjonowane przez Prawo dane przez Mojżesza i przez wszystkie inne prawa stanowione także przez ludzi. Jest tym „prawem” objęta też cała sfera życia moralnego w odniesieniu do każdego pojedynczego człowieka jak również do całych ludzkich społeczności. Jest to poniekąd konieczne dla „przewidywalnego” funkcjonowania społeczności.

Do takiego „uporządkowanego” świata zazwyczaj dążymy i oczekujemy. Mamy bowiem pewną wizję życia i przewidujemy. Jak w niej się odnaleźć i mieś „dogodne” (stosowne do oczekiwań) miejsce. Od zarania ludzkości te poglądy, odczucia, oczekiwania człowieka bywają poddawane wymiarowi religijności. Ktoś, a czasem „coś” staje się w ludzkich oczach gwarantem dopełnienia się owych oczekiwań. W każdym typie religijności przyjmuje to też określony system wartościowania i wyraża się w przyjmowanych strukturach (prawidłach) działania. Bywają one przyjmowane dobrowolnie czasem narzucane itd.

Zapowiedziana nowość

Objawienie Boże w całej historii zbawienia, jaką mamy zapisaną na kartach Pisma św., w jakiejś mierze korzysta z tych „prawideł”, do których odwołałem się wyżej. To Objawienie jest jednak jednocześnie stale nowością i swoistym wielokrotnym „wtargnięciem” (wtarganiem) w te wszystkie ludzkie schematy. Prawidła i w ogóle wszelkiego rodzaju prawo są potrzebne, jednak jest jeszcze coś więcej niż tylko owo „religijnie usystematyzowany świat”, jak ono jest widziane przez ludzi i czynione ze strony ludzi (zob. np. Rz 3,19-31).

Wielokrotnie spotykamy się na kartach Pisma św. z zapowiedziami nowości. I to nie tylko „jakiegoś” odnowienie (ulepszenia), lecz wręcz całkowitej nowości. Jednym z takich Słów jest czytany dzisiaj fragment proroka Izajasza, który mówi w imieniu Boga:

Oto Ja dokonuję rzeczy nowej:
pojawia się właśnie.

Czyż jej nie poznajecie?

Otworzę też drogę na pustyni,
ścieżyny na pustkowiu.

Zapowiedziana nowość będzie dziełem samego Boga. Dokona się ono w kontekście tego, co jest trudne czy wręcz niemożliwe.

W czym tkwi zapowiedziana nowość?

Charakterystyką tej nowości jest to, że dokona się jakby w dwóch celach czy ze względu na dwa powody: są nimi chwała Boga i dobro człowieka. Chodzi o to dobro, które w jakiejś mierze zostało utracone przez człowieka. Utracone w raju przez sięgnięcie po owoc z drzewa poznania dobra i zła i zawsze jest tracone, ilekroć człowiek idzie tą drogą „swojej znajomości”, czyli wchodzi w jakieś zerwanie swojej egzystencjalnej więzi z Bogiem – Stwórcą i Dawcą życia.

Zanim przyszło zbawienie dokonane w Jezusie Chrystusie wszystkie religijności interpretowały sytuację ludzi na swój sposób i na swój sposób proponowały różne „drogi” ratunku człowieka i wskazywały mu różne drogi szczęścia. Także stopniowe objawianie się Boga w historii Starego Testamentu też korzystało w jakiejś mierze z tych „propozycji” i prób rozwiązań. Jezus powie, że niektóre „nakazy” czy „polecenia” były dane także przez Mojżesza ze względu na „zatwardziałość serc ludzkich (zob. Mt 19,8). A św. Paweł powie o tej całej sytuacji Starego Testamentu, że Prawo miało rolę „pedagoga”, który miał człowieka doprowadzać do Chrystusa (zob. Ga 3,22-27).

Jak to doprowadzanie się dokonuj?

Przykładem i ilustracją tego doprowadzania jest wydarzenie, o którym słyszymy w dzisiejszej Ewangelii.

Została pochwycona na cudzołóstwie niewiasta. Przyprowadzono ją – zgodnie z Prawem, jakie dał Mojżesz – do Jezusa. Spodziewano się czy wprost domagano się, aby została ukamienowana. Tymczasem Jezus nie potraktował niewiasty zgodnie z ich oczekiwaniami i poleceniem Mojżesza, lecz w przedziwny sposób to właśnie oskarżycielom otworzył oczy. Oni sami nie mogli znieść prawdy Jezusa w konfrontacji z rozumianym przez nich Prawem. Wycofali się. Została ona sama z Jezusem, który jej nie potępił, lecz wskazał drogę nowego życia.

Możemy być pewni, że Jezus nie tylko wskazał jej drogę nowego życia „idź i nie grzesz więcej”, ale do tego ją wewnętrznie uzdolnił.

Prawo ma swoją rolę do spełnienia. Nie ono jest jednak ostatecznym aktem Boga wobec grzesznika. Prawo jest „pedagogiem”, który pozwala ujrzeć i uznać grzech, aby grzesznik mógł zwrócić się do Jezusa, jako Tego, który wypełnił Prawo i ma władzę nad Prawem (zob. Mt 5,17). Ma tę władzę na zasadzie miłosierdzia, przebaczenia i dokonania przemiany człowieka, czyli uczynienia nowym wnętrza człowieka.

W perspektywie chrześcijańskiej bardzo ważna jest świadomość (uświadomienie sobie) własnej grzeszności i przyznanie Prawu i wszelkiego rodzaju prawidłom racji (że po prostu są potrzebne), aby móc się zwracać do Tego, kto ma władzę nad Prawem, którą „zdobył” przez poddanie się Prawu aż do śmierci (zob. 1 Kor 15,3nn; por Ga 3,10-29).

To w Jezusie objawia się nadzwyczajna prawda. W Nim umiera grzesznik i zmartwychwstaje nowy człowiek. Tę prawdę przeżywamy szczególnie w czasie Paschalnym. W sakramentach a szczególnie w każdej Eucharystii.

Bp ZbK


css.php