Środa 1. Tygodnia Adwentu

by bp Zbigniew Kiernikowski

Jezus w odpowiedzi na pytanie Jana Chrzciciela przyniesione Mu przez uczniów Jana wskazuje na swoje czyny, jakie są świadectwem Jego działania i tym samym Jego Osoby.

Naturalnie te wszystkie czyny przemawiają i pociągają tłumy. Jednakże cuda i znaki nie wypełniają całej misji Jezusa. On sam bowiem mówi o krzyżu, o konieczności zaparcia się siebie, o tym, że idący za Nim doświadczą odrzucenia, a nawet prześladowania. A ludzie szli za Nim właśnie dlatego, że widzieli znaki.

Jezus więc zarazem uświadamia, że cuda stanowią tylko część Jego zasadniczej misji lub wstęp do niej. Prawdziwym zaś i właściwym cudem będzie to, że Jezus podejmie krzyż. Nie można mówić o Bożych cudach bez relacji do krzyża. Dla Jana oznaczało to też trwanie w więzieniu i oczekiwanie – jak się potem okaże – na związany z kaprysem ziemskiego władcy i trwającego na zabawie jego towarzystwa, wyrok śmierci.

W tym kontekście jakże wymownie brzmią słowa Jezusa: „błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi”. Lepiej i bardziej dosłownie można to przełożyć: „szczęśliwy, kto się o Mnie nie potknie” a dosłownie: „kto, Mną się nie zgorszy”.

Czyny Mesjasza nie są tylko wypełnieniem oczekiwań ludzkich. One wzywają a nawet prowokują do innego myślenia i działania. Przesłanie, jakie za nimi stoi nie jest dla wielu zrozumiałe, a nawet dla niektórych gorszące. Z ich powodu tego, co przedstawiają można się innym narazić, być wtrąconym do więzienia, można być ukrzyżowanym.

To Jezusowe przesłanie w wielu umysłach i popularnych koncepcjach życia wywołuje zgorszenie ze względu na ich własną koncepcję życia i szczęścia.

Czego ja oczekuję od Mesjasza? Czy tylko cudów, czy także zdolności rozumienia oraz gotowości i mocy podjęcia krzyża?

Bp ZbK

(Światło na mojej ścieżce)

Do Ewangelii wtorku 1. tyg. Adwentu

by bp Zbigniew Kiernikowski

W Ewangelii czytanej we wtorek 1. Tygodnia Adwentu słyszymy słowa, które wypowiedział „ziemski” Jezus krótko po tym, gdy postanowił podjąć drogę do Jerozolimy. Szedł tam jako człowiek prowadzony mocą Ducha Bożego; szedł, by właśnie w Jerozolimie, w wydarzeniach mających tam nastąpić, okazać się „pełnym mocy Synem Bożym według Ducha Świętości przez powstanie z martwych” (Rz 1,4). Najpierw jednak czekała Go śmierć, czyli dopełnienie tego, co ziemskie w człowieku. On Bóg Człowiek, przyjąwszy na siebie to wszystko, co jest związane z ziemskim życiem człowieka, szedł do Jerozolimy, gdzie miał być odrzucony i skazany na śmierć krzyżową.

Słowa:

Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi,
że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi,
a objawiłeś je prostaczkom

wypowiedział Jezus bezpośrednio po tym, gdy wracający z rozesłania uczniowie radowali się, że nawet złe duchy im się poddawały, gdy szli w Jego Imię, w oparciu o Jego moc i w posłuszeństwie Jego słowu. Oni cieszyli się z tego, czego doświadczyli, On zaś oznajmił im, że widział szatana spadającego z nieba jak błyskawica. W takiej atmosferze tryumfu, świętowania zwycięstwa łatwo można wpaść w samozadowolenie czy poczuć się mocnym, wielkim. On jednak, będąc w drodze do Jerozolimy, czyli na drodze uniżenia, wznosi swoje rozradowanie w Duchu Świętym do Ojca. Ojciec bowiem daje Mu moc kroczenia drogą uniżenia.

Jezus utożsamia się z uniżonymi, z doświadczonymi brzemieniem i ciężarem życia oraz jarzmem zniewolenia wynikającego z grzechu. Pośród ludzi i dla ludzi, zwiedzionych pokusą wielkości, otwiera drogę do Ojca, drogę usynowienia, drogę prawdziwego przeżywania człowieczeństwa, to znaczy przezwyciężania go w prostocie i pokorze poddania się Bogu Ojcu, w przyjęciu własnego krzyża.

Zawsze, kiedy uczeń Jezusa wchodzi na Jego drogę, czyli drogę uniżenia, pokory, niebronienia siebie, szatan traci grunt pod nogami i spada ze „swojego nieba”. Nie stanie się to natomiast wtedy, gdy ktoś chce sobie przypisać zwycięstwo i tryumfować nad innymi.

Przedziwna to i wielka tajemnica: być tak mocnym, żeby móc być słabym przed drugim człowiekiem, żeby wejść w prostotę i uniżenie; być tak wielkim, żeby mieć moc przeżycia uniżenia i upokorzenia; mieć taką wiarę, że życie jest darem, żeby móc oddać i poświęcić swoje życie.

Jest to tajemnica zakryta przed ludźmi mądrymi po swojemu i roztropnymi w kategoriach swojego własnego interesu, dostępna natomiast dla tych, którzy idą drogą Jezusa. To Ojciec objawia tę mądrość i moc swoim przybranym dzieciom przez swojego uniżonego Syna. Gdy ludzie odkrywają, jacy są sami z siebie, mogą poznać, jak Ojciec – przez Syna i w Synu – przyjmuje ich i kocha jako swoje dzieci. Szczęśliwe oczy, które to widzą, i uszy, które to słyszą.

Aby móc to widzieć i słyszeć nie można dać się uwieść blaskom i propozycjom tego świata, księcia tego świata. Potrzebujemy patrzenia na krzyż Jezusa, abyśmy postrzegali siebie i wszystko, co nas otacza, przez pryzmat Jego mocy bycia uniżonym. Tylko tak można siebie odnaleźć w upodobaniu Ojca i w prawdzie człowieczeństwa.

Bp ZbK

Rozpoczęliśmy kolejny raz nowy rok liturgiczny. Adwent wprowadza nas w ducha oczekiwania. Jest oczekiwaniem na Święta Bożego Narodzenia i jest szczególnym momentem przypominającym nam, że całe nasze życie jest stałym oczekiwaniem przyjścia Pana. Właściwie możne powiedzieć stałym przeżywaniem przychodzenia Pana w nasze ziemskiej i tymczasowej rzeczywistości.

Wezwanie

Święty Paweł obwieszcza objawienie się łaski Boga dla zbawienie ludzi i  wzywa nas, abyśmy

rozumnie i sprawiedliwie, i pobożnie żyli na tym świecie,
oczekując błogosławionej nadziei
i objawienia się chwały wielkiego Boga
i Zbawiciela naszego, Jezusa Chrystusa
(Tt 2,12n)

Do tego wezwania Apostoła nawiązuje modlitwa embolizmu wypowiadana podczas każdej Eucharystii po Modlitwie Pańskiej.

Oczekiwać błogosławionej nadziei. Co to znaczy? Najpierw nie jest to jednoznaczne z naszym potocznym rozumieniem nadziei jako wyrazu postawy i przekonań człowieka, aby coś się spełniło według jego pragnień i oczekiwań. Chrześcijańska nadzieja, to jest złożenie swojej pewności można powiedzieć: swojej egzystencji czyli swojego życia, w ręce Boga.

Imię nadziei

Jednym z przejawów tej oczekiwanej „błogosławionej nadziei” jest to, co wyraził prorok Jeremiasz, jak słyszymy w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Po zapowiedzi odnowy domu Izraela i domu Judy mówi o potomstwie sprawiedliwym, jakie wzbudzi Dawidowi. Wtedy to Jerozolima będzie nazywana nowym imieniem:

To zaś jest imię,
którym ją będą nazywać:
Pan naszą sprawiedliwością»

Co to oznacza? Ci, wobec których i na których spełni się przepowiednia odnowy i przemiany, nie będą już mieć własnej sprawiedliwości. Ich sprawiedliwość będzie wynikała z usprawiedliwienia, jakie pochodzi od Pana. Dzięki temu będą kierować się w swoim życiu tym przebaczeniem, jakiego doświadczyli ze strony Pana.

Oznacza to, by nie mieć własnej sprawiedliwości; by nie odwoływać się do swojego pojmowania i interpretowania wszystkiego, co dotyczy naszych wzajemnych relacji między ludzkich –  to na wszystkich płaszczyznach.

Oznacza to także branie niesprawiedliwości na siebie i przebaczanie. A więc nie wnoszenie pretensji i żalów. Zaniechanie zemsty i rewanżu.

To wszystko jest możliwe w naszym życiu, na ile przyjmiemy prawdę, że Pan jest naszą sprawiedliwości. To jest Jego dzieło w nas i to On działa. My zaś jesteśmy otoczeni różnymi ocenami i spojrzeniami ze strony świata. Z Jego zaś strony jesteśmy wprowadzani w prawdziwą radość oraz doświadczamy prawdy przyodziania i wyniesienia – jak to ujmuje prorok Izajasz:

Ogromnie się weselę w Panu, dusza moja raduje się w Bogu moim,
bo mnie przyodział w szaty zbawienia,
okrył mnie płaszczem sprawiedliwości, jak oblubieńca, który wkłada zawój,
jak oblubienicę strojną w swe klejnoty (Iz 61,10).

Daj nam Panie łaskę łaskę właściwego oczekiwania, prawdziwej nadziei i doświadczania tego, że jedynie Ty jesteś naszą sprawiedliwością

Bp ZbK


css.php