Księga Powtórzonego Prawa, której fragment jest proklamowany w czasie dzisiejszej liturgii, to nie jest Kodeks Postępowania Cywilnego ani Karnego we współczesnym tego słowa znaczeniu. To jest Księga o charakterze normatywnym, ale i „profetycznym”. Profetyzm to objawianie i komunikowanie woli Pana Boga na tle iw kontekście wydarzeń historii.

Wydarzenia i słuchanie

Rdzeniem i nerwem tego normatywnego objawienia jest wiara w Jedynego Boga, któremu człowiek się poddaje i chce być przez Niego prowadzony. Chce żyć zgodnie z zamysłem Boga, bo doświadcza w historii własnego życia i uznaje w pełnej wolności, że ten Jedyny Bóg to jedyne prawdziwe źródło życia.

Tłem, w jakim są usytuowane mowy Mojżesza, są głównie wydarzenia związane z Wyjściem z niewoli egipskiej, a w szczególności z momentem wejścia do Ziemi Obiecanej. Te mowy regulujące życie Izraelitów nie bezpośrednim zapisem słów wypowiedzianych przez Mojżesza, lecz są późniejszą redakcją. W nich jest również zawarte także szersze doświadczenie i głęboka refleksja nad dziejami Izraela dokonana w późniejszym czasie.

W kontekście wyjścia z Egiptu i wejścia do Ziemi Obiecanej Mojżesz jako Prorok i Prawodawca nie tylko instruuje Izraelitów, lecz przekazuje im ducha i całe doświadczenia obecności i działania Pana Boga. Dokonuje się to m.in. za pośrednictwem słowa: „słuchaj”. Ten czasownik jest użyty w Księdze Powtórzonego Prawa ponad 80 razy. Naturalnie nie zawsze odnosi się bezpośrednio do Pana Boga. Niemniej jednak jest on dominujący w określeniu relacji ludu do Boga. Podobnie zresztą dzieje się u proroka Jeremiasza. Historia toczy się jako historia zbawienia, kiedy Izrael (konkretni ludzie) słucha Boga.

Konieczna potrzeba słuchania Boga

Człowiek został stworzony i jest „formowany” (prowadzony, wychowywany przez działanie Pana Boga. Jest ono wieloaspektowe i dokonuje się przez wydarzenia. Bóg daje swoje słowo. Bóg komunikuje człowiekowi swój zamysł. Zostawia jednak człowieka wolnym.

Na człowieka mają jednak wpływ inne „źródła myśli i działania”. Człowiek może ulegać tym fałszywym obietnicom. Mamy to przedstawione w Księdze Rodzaju jako grzech pierworodny. To posłuchanie inne go źródła, innej propozycji życia, doprowadziło do doświadczenia śmierci. To stało się powodem zamętu i zagubienia się człowieka. Człowiek został oszukany. Dał się oszukać. Ten „stan” oszukania trwa w nas jako grzech pierworodny. Nawet jeśli sakramentalnie zostaje zgładzony, to jego skutki wpływają na nasze życie odwrotnie proporcjonalnie do tego, jak i na ile odnosimy się do prawdy i rzeczywistości Sakramentu Chrztu. Tylko konsekwentne trzymanie się prawdy Chrztu wyzwala nas z zamętu i oszukania.

Chrzest jest posłusznym wejściem i egzystencjalnym zanurzeniem się w Tajemnicy Jezusa Chrystusa. On – jako Wcielone Słowo – przeżył na sobie konsekwencje grzechu – aż do śmierci na krzyżu (zob. Flp 2,7n). Przez swoje posłuszeństwo stał się narzędziem i sprawcą zbawienia dla wszystkich, którzy Go słuchają (zob. Hbr 5,8nn).

Chrześcijaństwo to słuchanie

Cała historia zbawienia to przygotowanie tego wydarzenia słuchania, które uzyskuje swój punkt kulminacyjny w Jezusie Chrystusie – posłusznym Słudze Jahwe. Dobitnie to jest wyrażone w trzeciej pieśni o Słudze Jahwe. Jest tam mowa o obdarzeniu „językiem wymownym” (tak BT), czyli o języku typowym dla ucznia, który słucha i właściwie odpowiada. Nie ma „swojej koncepcji”, lecz w każdej sytuacji najpierw słucha a potem odpowiada i stosownie działa służąc innym, potrzebującym (zob. Iz 50,4n).

Tego słuchania głosu Boga (odkrywania Jego zamysłu i chodzenie Jego drogami) uczył się Izrael. Różnie to się działo. Czasem w miejsce „głosu Boga” wchodziły różne propozycje i różne tradycje oparte na „polepszaniu” koncepcji Boga. Na pozornym udoskonalaniu. Czasem na „wmawianiu” Bogu tego, co człowiek chce i co sam uważa za ważne. Sam „decyduje”, co powinno się Panu Bogu podobać.

Jezus w swoim życiu spotkał się z tym. O tym mówi czytana dzisiaj Ewangelia. Odwołując się do słów proroka Izajasza (Iz 29,13) Jezus mówi wprost:

Uchyliliście przykazanie Boże,
a trzymacie się ludzkiej tradycji.

Ze słów Jezusa wynika jasno, że istnieje rozbieżność i niekompatybilność między tym, co pochodzi od Boga jako Jego przykazanie a tym, co człowiek (ludzie) ustanawia jako swoją tradycję. Nawet jeśli ta tradycja w jakiś sposób jest związana z religijnością i pierwotnym przyjęciem przykazań, ale w dalszej konsekwencji staje się coraz bardziej ludzka i zbyt ludzka tracąc odniesienie do Boga.

Szukając życia człowiek zagubił się –

Każdy z nas pranie dobra i szczęścia. Pragnie życia. Szuka tego życia i stara się o to, by je czynić coraz bardziej humanitarnym, czyli bardziej ludzkim. Udaje się człowiekowi wiele osiągnąć. To nie ulega żadnej wątpliwości. Z drugiej jednak strony człowiek (myślę ogólnie o nas wszystkich zarówno w wymiarze indywidualnym jak i społecznym aż do najszerszych kręgów) doświadcza coraz większego zagubienia się, zamętu a nawet chaosu. Tak bardzo wiele spraw i rzeczywistości „stwarzanych” przez człowieka wymyka się z jego ręki i spod jego władzy. Jesteśmy wszyscy tego świadkami w sferze ekonomii, zdrowia, koncepcji nauczania i wychowania, polityki w małych lokalnych wspólnotach i we wspólnocie międzynarodowej.

Dlaczego?

Bo zbyt mało jesteśmy gotowi słuchać jedynego prawdziwego Głosu. Jest nim Dekalog i Ewangelia. Lepiej formułując: Dekalog rozumiany i pojmowany w świetle Ewangelii.

W tym zestawieniu Dekalogu i Ewangelii zachodzi spotkanie dwóch kierunków czy raczej dwóch jakości. Dekalog jako prawo – prowadząc człowieka do prawdziwego życia zawsze w jakiś sposób człowieka ogranicza w tym życiu. Ewangelia natomiast rzuca światło: nad odgraniczeniem i nad śmiercią zabłysła prawda zmartwychwstania. To dzięki niej nawet najbardziej trudne dla człowieka prawa i czasem wydające się jako najbardziej ograniczające go będą przez niego odnoszone do Dekalogu. Oświecone prawdą Ewangelii ograniczenia wynikające z Dekalogu zawsze poprowadzą do życia. Do życia nowego. Do życia, które potrafi tracić i żyć nową mocą. Do życia, które już tutaj na ziemi ma udział w prawdzie i rzeczywistości zmartwychwstania.

Aby to się mogło dziać, trzeba umiejętności i gotowości słuchania zarówno Dekalogu jak i Ewangelii. Chrześcijaństwo żyje dzięki takiemu rozumieniu Dekalogu i Ewangelii. Potrzebne jest wprowadzenie w takie rozumienie Dekalogu i Ewangelii. Na tym polega jeden z rysów chrześcijańskiej inicjacji. Tej i takiej inicjacji potrzebujemy.

Bp ZbK

Kto moim Panem? (21.Ndz B – 210822)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Jeden z etapów historii zbawienia to „Epoka Sędziów”. Był to czas po wyjściu z niewoli egipskiej i wejściu do Ziemi Obiecanej aż do początku czasu Monarchii. Był to więc okres – jak powszechnie się utrzymuje – od około połowy XIII wieku do końca XI wieku przed Chrystusem, czyli około 250 lat. Był to czas „zagospodarowania” Ziemi Obiecanej zgodnie z obietnicami, jakie otrzymali Izraelici. Był to okres uczenia Izraela, by został wprawiony w chodzenie drogami Boga i nie wiązał się z lokalnymi bóstwami.

Sytuacja

Do Ziemi Obiecanej weszło Dwanaście Pokoleń Izraela pod przewodnictwem Jozuego. Nie było „władzy centralnej”. W zależności od okoliczności Pan Bóg powoływał „Sędziów”. Stawało się to stosownie do sytuacji, w których znajdował si Izrael, a w szczególności poszczególne pokolenia.

Dzisiejsze czytanie z księgi Jozuego stanowi swoisty moment ustawienia sposobu organizacji życia w Ziemi Obiecanej. Trzeba nawet raczej powiedzieć: określenia źródła tej organizacji i całego sposobu kształtowania życie.

Problemem zasadniczym było jednoznaczne odniesieni do Boga w kontekście tego wszystkiego, czym się kierowały ludy zamieszkujące do tego czasu ziemię Kanaan. W związku z tym powstawało wielkie napięcie między bałwochwalstwem (dotychczasowym bóstwom) a kultem oddawanym Jedynemu Bogu, jako Bogu historii Izraela i Bogu wszystkich dziejów.

Moment wyboru

Do takiego momentu odnosi się fragment czytanej dzisiaj Księgi Jozuego. Jozue zebrał wszystkie pokolenia Izraela w Sychem i stawił ich przed w wyborem:

Gdyby wam się nie podobało służyć Panu,
rozstrzygnijcie dziś, komu służyć chcecie,
czy bóstwom, którym służyli wasi przodkowie po drugiej stronie Rzeki,
czy też bóstwom Amorytów, w których kraju zamieszkaliście.

Ja sam i mój dom służyć chcemy Panu.

Uderzające jest to, że jest deklarowana możliwość wolnego wyboru tego komu służyć, a więc w konsekwencji, kogo uznać za pana swego życia i życia społecznego. W tym  kontekście jest też znamienna deklaracja Jozuego i jego domu.

Odpowiedź przedstawicieli pokoleń Izraela jest jednoznaczna i:

Dalecy jesteśmy od tego,
abyśmy mieli opuścić Pana,
a służyć cudzym bogom.

Motywacją daną do takiej odpowiedzi jest przywołanie doświadczeń z historii, a w szczególności do wyzwolenia z niewoli egipskiej. To wydarzenie jest zasadniczą racją, by trwać przy Jedynym Bogu.

My również chcemy służyć Panu, bo On jest naszym Bogiem.

Istota służby Panu

Deklaracja, jaką wówczas wypowiedzieli przedstawiciele Izraela, jest stosunkowo łatwa. Trzeba jednak wniknąć głębiej w to, na czym polega i w czym tkwi istota służby Panu. Z historii Izraela, w szczególności z czasu wspomnianego etapu Sędziów a później Monarchii, wynika, że Izraelici nie w sprostali w pełni temu, co deklarowali.

Najkrócej ujmując (wymagałoby to dłuższego wywodu) wyrażę to tak: istota służby Panu polega na zgodzie na to, aby wejść w pozycję (w sposób myślenia i działania) „przeciwko sobie samemu”. Inaczej mówiąc godzić się stale na to, że ktoś inny, właśnie PAN (w sensie pełnym i absolutnym) kształtuje całą przyszłość.

W konsekwencji oznacza to, że to Jemu, jako Jedynemu Panu, powierza się kształtowanie wszystkich elementów każdej chwili, we wszystkich wydarzeniach (także tych trudnych i przeciwnych naszej wizji życia), zgodnie z Jego zamysłem i Jego wizją. Praktycznie prowadzi to do swoistego „zatracenia się” w drugim, w Nim – jako jedynym Panu.

Z Nim czy bez Niego

Aby wejść w taką relację z Jedynym Panem, potrzebne jest o przeżycie kryzysu relacji ze wszystkimi innymi „panami” (ostatecznie jest to związane z bałwochwalstwem). Tylko odkrycie tego, że wszystkie inne sposoby i możliwości układania relacji są zawodne, pozostaje wybór jedynego możliwego sposobu wejścia w relację Panem. Jest to doświadczenie życiowe. Doświadczenie, jakie jest zdobywane i potwierdzane przez wolę człowieka, który poznaje Pana.

Jak to ukazuje proklamowana dzisiaj ewangelia nie wszyscy to pojmują i wielu odwraca się mówiąc „twarda ta mowa”. Tak było, gdy Jezus mówił o sobie jako pokarmie i jedynym źródle życia. Wtedy wielu spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, mówiło:

«Trudna jest ta mowa.
Któż jej może słuchać?»

W takich okolicznościach na pytanie Jezusa skierowane do Dwunastu, czy i oni też chcą odejść, odpowiedział Piotr:

«Panie, do kogo pójdziemy?
Ty masz słowa życia wiecznego.
A my uwierzyliśmy i poznaliśmy,
że Ty jesteś Świętym Bożym»

Znamienne jest to, że wyznanie Piotr, by być z Jezusem i z Nim chodzić (tzn. żyć wg Jego nauki i Jego wizji życia) jest wyborem w sytuacji ocenionej przez niego, jak bez wyboru. Nie mamy dokąd pójść; nie mamy za kim pójść. Pozostajesz jedynie Ty.

Co prawda twarda jest Twoja mowa, ale my – w doświadczeniu naszego bycia z Tobą. – zobaczyliśmy, uwierzyliśmy i poznaliśmy, że Ty masz słowa życia wiecznego i Jedynie Ty jesteś właściwym i jedynym Panem.

Twarda mowa – jedyny wybór

To wyznanie zostaje wypowiedziane w kontekście kryzysu. Nie mamy dokąd pójść. Wszystkie możliwości, jakie są przed nami, są zwodnicze i fałszywe. Doświadczyliśmy, że prowadzą donikąd. Ty jednak i bycie z Tobą jest co prawda trudną propozycją, ale jedynie właściwą. Nie wybieramy więc nikogo i niczego z tych wszystkich, jakie na różne sposoby i z różnych powodów są nam proponowane, ale które – jak widzimy –  są fałszywe. Wybieramy więc Twoją propozycję życia, gdyż widzimy, że jesteś prawdomówny, Twoja bliskość z nami jest wyrazem miłości, w które oddajesz się nam całkowicie.

Możemy to wyrazić jeszcze dobitniej: Dopóki mieliśmy wiele możliwości wyboru i wybieraliśmy, błądziliśmy chodząc za „obcymi bogami”. Teraz, kiedy nie mamy wyjścia, bo wszystkie okazały się zwodnicze, pozostajesz tylko Ty. Co prawda Twoja droga przechodzi przez krzyż, przez niesprawiedliwość, przez odrzucenie itd.

Wierzymy, że jest to droga zwycięstwa, bo Ty masz słowa Prawdy; Ty jesteś Słowem Prawdy. Błogosławiony jest więc dla nas ten moment, w którym poznajemy, że nie mamy wyjścia, bo wtedy wybieramy Ciebie.

Idąc za przewodnikiem, jakim jest Jozue, hbr. Jeshua, gr. Jezus, uznajemy, że jest nam dawana szansa znajdowania i wybierania prawdziwego wyjścia, kiedy doświadczamy, że nie mamy wyjścia, bo wszystkie tzw. wyjścia wybierane i tworzone przez nas, okazały się zwodnicze. Wyznaję więc: Tylko Ty jesteś Panem naszego / mojego życia.

Bp ZbK

W Liturgii Godzin dzisiejszej uroczystości znajdujemy określenie Maryi jako „stopień łaski” (hymn I Nieszporów). Spróbujmy wniknąć w głębię tego wyrażenia i jego znaczenia w historii zbawienia.

Sam termin „stopień” wyraża pewien moment między dwiema rzeczywistościami. Tak mówimy o stopniu w przypadku schodów czy o szczeblu drabiny, gdzie wyraża moment różnicy wysokości itp. Mówimy też o stopniu wyrażającym określenie relacje między różnymi pozycjami przyjętej skali np. temperatury czy wytrzymałości itp.

Mówimy o stopniu napięcia między stronami czy to poszczególnych osób czy też społeczności. I tak można przytaczać jeszcze wiele sposobów zastosowania tego terminu do określania relacji zachodzących w naszej codziennej rzeczywistości i w bardzo specyficznych i szczegółowych badaniach naukowych.

Stopień, po którym zszedł …

W hymnie Nieszporów jest mowa o Maryi jako stopniu, po którym zszedł Bóg, by „zamieszkać z nami”. Jest to spełnienie zapowiedzi wielokrotnie powtarzanej w historii zbawienia – począwszy od obietnicy danej Abrahamowi przy okazji przymierza (Rdz 17,7) przez wydarzenia związane z wyjściem z Egiptu (zob. np. Wj 25,8, Lb 53; Pwt 23,15) i proroków (zob. np. Jr 30,21n; Ag 2,5). To wszystko dla spełnienia sią zapowiedzi o zamieszkaniu między ludźmi Boga jako Emmanuela (zob. Iz 7,14; por. Mt 1,23).

Maryja stała się „stopniem” służącym w urzeczywistnieniu Wcielenia Syna Bożego. To wtedy w całej pełni spełniło się  wizja obecności Boga między ludźmi i to Boga jako Człowieka, który stała się we wszystkim podobny do ludzi, chociaż stale był Bogiem.

Maryja całą swoją postawą, wynikającą z Niepokalanego Poczęcia jako pokorna Służebnica służyła prawdzie i urzeczywistnieniu Wcielenia, czyli ostatecznie uniżeniu się do końca syna Bożego i Jej Syna – Jezusa.

Maryja w tym uniżeniu Syna też miała swój udział przez wszystkie doświadczenia związane z odrzuceniem Go przez swoich (zob. J 1,11). Było to odrzucenie takiej koncepcji i sposobu „naprawy” rozdźwięku, jaki dokonał się w człowieku przez grzech. To wtedy, w grzechu i przez grzech, dokonało się zaburzenie bliskości człowieka z Bogiem i komunii między ludźmi.

Konieczność zstąpienia

Człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boga jako mający w sobie zdolność (od Boga i na podobieństwo Boga) przez grzech znalazł się w zamęcie poznawczymi w kształtowaniu wszystkich relacji. Wola bycia panem i „bogiem” własnego życia poza Bogiem i bez Boga okazała się oszukańcza.

Bóg przyszedł (zszedł) do człowieka, aby otworzyć drogę życia w jedności i komunii z Bogiem i bliźnimi. Nie chodziło jednak o zmianę warunków i okoliczności, ale potrzebna była zmiana wnętrza człowieka. To dokonało się przez ekstremalne uniżenia, śmierć krzyżową i „zejście do otchłani” ludzkiej egzystencji (zstąpił do piekieł).

To właśnie z pozycji tej „sytuacji” i w tej „sytuacji” otworzył przed człowiekiem drogę powrotu.

Droga wiodąca do domu Ojca

We wspomnianym hymnie znajdujemy dalej słowa prośby, żeby ten „stopień łaski” uczyniony przez Boga, stał się dla nas „drogą wzwyż wiodącą, do domu Ojca”.

Całe zbawienie i otwarcie drogi powrotu do Ojca dokonało się w Jezusie Chrystusie. On też jest jedynym pośrednikiem między Bogiem a ludźmi (1Tm 2,5). To jest On jako Bóg i jako Człowiek.

W tę tajemnicę wpisuje się Maryja. Ona jak tylko człowiek. Co prawda wybrany oraz w szczególny sposób uprzywilejowany i uzdolniony przez Niepokalane Poczęcie. Taką Ją bowiem Bóg uczynił ze względu na cały plan zbawczy, jaki miał się dokonać w Jezusie Chrystusie. Maryja weszła w pełnienie tej roli ze słowami: Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa! (Łk 1,38).

Ta postawa Maryi jest dla nas, uczniów Jezusa wzorem rozumienia naszej sytuacji przed zamysłem Boga i odpowiadania na ten zamysł.

Jak to ma się stać

Maryja słysząc obwieszczenie Anioła Gabriela zapytała: Jak to się stanie, skoro nie znam męża? Należy to rozumieć szeroko: nie znam męża, to znaczy nie mam mocy, aby to się stało. Stąd słowa Anioła: Duch Święty zstąpi na Ciebie …

Jak to jest natomiast w naszym przypadku?

Jak rozumieć słowa hymnu, że Ona jest „drogą wzwyż wiodącą, do domu Ojca”?

Tak, Ona jest drogą wzwyż. Nie jest to jednak droga z naszej pozycji, tzn. takiej, jaką każdy z nas ma w swoim mniemaniu o sobie, lecz z pozycji uniżenia. Maryja nie potrzebowała tego „uprzedniego” uniżenia, bo była Niepokalanym Poczęciem. Natomiast my, zniekształceni w naszym myśleniu o sobie i oszukani swoją wizją życia w podejmowaniu decyzji, potrzebujemy uniżenia.

Dla nas droga wzwyż to nie start bezpośrednio w górę naszymi siłami, lecz gotowość na to, że mogą zaistnieć w naszym życiu okoliczności przeciwne nam i niejako spychające czy wprost „strącające” nas z naszej pozycji w dół, w uniżenie. My z natury naszej bronimy się zazwyczaj przed takim doświadczeniem. Zazwyczaj ciągnie nas „coś” w górę, w „naszą górę”, w górę wyimaginowaną czy wymarzoną przez każdego z nas. Sami nie potrafimy tego zmienić.

Dla „uzyskania” właściwego kierunku, aby wejść na „drogę wzwyż” potrzebujemy mocy Bożej. Potrzebujemy światła Ducha Świętego. Potrzebujemy pokornego poddawania się działaniu Ducha Świętego – na podobieństwo Maryi.

Właśnie w „szukaniu” konkretnego sposobu przyjmowania daru Ducha Świętego i przyjmowaniu Jego prowadzenia wzorem jest dla nas jest Maryja. Ona wie, że Bóg wejrzał na uniżenie swojej służebnicy …Ona jest dla nas drogowskazem, otwartą drogą, stopniem do wstępowania na właściwą drogę, która zanim poprowadzi wzwyż, uczy przyjmować uniżenie. Uczy rozumieć, że tylko przez przyjęcie uniżenia możemy wejść na drogę wzwyż, do domu Ojca.

Maryjo, ucz nas wchodzić na drogę otwartą dla ans przez Twojego Syna. Drogę, której Ty jesteś stopniem łaski. Obrazem, Wzorem, Przewodniczką Matką. Uniżona i wyniesiona do chwały módl się za nami.

Bp ZbK

Oto dziś przed nami Eliasz, prorok zabiegający o wiarę Izraela w jedynego Boga. Prorok zwycięski. Pokonujący w spektakularny sposób proroków Baala i dokonujący całego szeregu innych cudów.

Ten prorok jest gwałtownie prześladowany właśnie z powodu spełniania swojej misji dawania świadectwa o Jedynym Bogu. W tej sytuacji przeżywa chwile swego zwątpienia i doświadcza kresu swojej mocy. Tak o tym słyszymy w dzisiejszej liturgii niedzielnej:

Eliasz poszedł na pustynię na odległość jednego dnia drogi.
Przyszedłszy, usiadł pod jednym z janowców
i pragnąc umrzeć, powiedział:
«Wielki już czas, o Panie!
Zabierz moje życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków».
Po czym położył się pod jednym z janowców i zasnął.

Pan Bóg nie opuszcza swego proroka w tej graniczącej z desperacją sytuacji. Ma dla niego swój plan. To jest też plan dla każdego z nas, którzy wierzymy w działanie Pana i jesteśmy gotowi odkrywać Jego zamysł dla naszego życia oraz poznawać, jak to nasze życie ma służyć Bogu i ludziom.

Interwencja Anioła

Bóg interweniuje. Interweniuje w tę krytyczną sytuację Proroka. Nie jest to wyrwanie go z tej sytuacji, lecz uzdolnienie go do tego, aby z tym swoim trudnym doświadczeniem służy planowi Boga. Anioł Pański dwukrotnie przybył do zrezygnowanego Eliasza i trącając go, powiedział:

«Wstań,
jedz,
bo przed tobą długa droga
»

Jaka to droga staje przed Eliaszem? Najpierw będzie poznawał bardziej i głębiej samego Jedynego Boga, któremu służył. Prorok potrzebował doświadczenia swego kresu i interwencji Boga w stosunku do niego, do jego misji. Ta misja i jej pełnienie jest owocem nie tylko interwencji Pana Boga jako takiej, ale musi temu towarzyszyć także osobiste zmagania się proroka ze sobą, z swoim kryzysem.

Prorok

Prorok, aby być prorokiem Jedynego Boga, musi stale poznawać działanie Pana Boga i jednocześnie doświadczać swoich własnych kryzysów. To wszystko po to, aby nie przypisać sobie owoców prorockiego działania, lecz właśnie ukierunkowywać najpierw siebie a potem swoją działalność na jedyne źródło, jakim jest Bóg.

Momenty kryzysu i trudności widzimy u wszystkich proroków. Czy to w momencie ich powołania (zob. np. Iz 6,1-9; Jr 1,6,10) czy to w czasie pełnionej misji (zob. np. Am 7,10nn) a czasem prowadzi do swoistego sporu z Bogiem (zob. np. Jr 20,7).

To wszystko jest po to, aby okazało się, że to nie samo działanie człowieka jest istotne, lecz właśnie wkraczanie Boga ze swoim światłem i mocą w kryzysowe sytuacje człowieka wybranego do pełnienia misji wobec świata, wobec innych ludzi, wobec ludzkości ości.

Chrześcijanie jako świadkowie

Chrześcijanie są ludem prorockim i ludem kapłańskim, aby być w świecie znakiem (sakramentem) działania Pana Boga – tak to ujmuje Sobór Watykański II (zob. np. LG 12,31). Jaki jest sposób spełniania tej misji?

Odpowiedź najczęściej idzie po linii wskazywanie na pozytywne przemienianie świata i budowanie lepszej społeczności dla dobra każdego człowieka. Staramy się niejako „wprzęgać” działania Pana Boga, działanie Ducha Świętego dla realizacji naszych „dobrych” (uważanych przez nas za dobre) planów i zamiarów. Nie ma wątpliwości, że dobrze jest, jeśli tak robimy. To jest jednak jedna strona medalu.

Jest jeszcze druga strona tej misji. Ta druga strona nie jest zazwyczaj wystarczająco uświadamiana i nie zawsze łatwo dociera do nas chrześcijan namaszczonych Duchem Świętym. Jest to przeżywanie naszych kryzysów, naszych ograniczeń, naszych zranień i naszych porażek. Tymczasem to właśnie ten aspekt jest najbardziej wymowny i przekonywujący. Umieć nieść krzyż, zranienia, niepowodzenia, porażki w imię zwycięskiego Boga.

Moc Ducha Świętego

Liturgia dzisiejsza słowami św. Pawła z Listu do Efezjan wzywa:

Nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego,
którym zostaliście opieczętowani na dzień odkupienia.

Moc Ducha Świętego i namaszczenie przez Niego naszego życia, to właśnie przede wszystkim uzdalnianie wchodzenia w to wszystko, co w człowieku jest konsekwencją grzechu, a co powoduje zamęt. Ten zamęt rodzi się przede wszystkim przez lęk przed śmiercią, umieraniem. To jest to wszystko, co wprowadza człowieka w popłoch ze względu na próby i wysiłki ratowania siebie za wszelką cenę.

Właśnie ten zamęt i wynikający zeń wszelkiego rodzaju paniki – także te informacje, które często zmierzają do uwypuklenia i potęgowania zagrożeń – może być pokonany przez poddawanie się działaniu Ducha Świętego z myślą i gotowością poddawania się Jego prowadzeniu w trudnościach.

Z tego poczucia bliskości Ducha Świętego wynika pokój i gotowość znoszenia przeciwności. Mężne przeżywanie wszelkiego rodzaju zranień, niesprawiedliwości. To wszystko dzięki wierze i świadomości, że to ostatecznie Bóg prowadzi i On prowadzi nas do dobra, jakie dla każdego z nas przewidział i przygotował.

Bądźcie więc naśladowcami Boga, jako dzieci umiłowane,
i postępujcie drogą miłości,
bo i Chrystus was umiłował
i samego siebie wydał za nas
w ofierze i dani na woń miłą Bogu.

Nie ma lepszego sposobu na życie w jedności z koncepcją życia objawionego w Chrystusie Jezusie i komunikowanego nam przez Ducha Świętego, jak „gotowość wydania samego siebie”, czyli pokorne niesienie krzyża przejawiającego się we wszystkich trudnych aspektach naszego życia.

Pokarm dla takiego życia

Eucharystia, chleb życia to Ciało Jezusa. Ciało, Wcielonego Słowa, które po to stało się Ciałem, aby przeżyć wszystko to, co ludzkie – aż po niesprawiedliwą śmierć krzyżową.

To Ciało spożywamy, abyśmy umieli być Jego Ciałem – jako poszczególne Jego członki i jako całość poddane Jemu, Chrystusowi jako Głowie Ciała. To jest gwarancja życia. To jest remedium na wszystkie nasze „pomyłkowe” (grzeszne) sposoby myślenia, decyzje, podejmowane przez nas kroki w lęku o siebie a czasem wprost w życiowym (stadnym) popłochu. Słuchajmy z wiarą obietnicy:

Kto spożywa ten chleb,
będzie żył na wieki. Chlebem,
który Ja dam, jest moje Ciało
,
wydane za życie świata.

Spożywanie tego Chleba, Mesjańskiego Ciała, to wyraz gotowości wchodzenia we wszystkie trudności, by właściwie odbywać naszą drogę życia, która jest przed nami. To nie droga sukcesu i taniego tryumfu, lecz pokorne kroczenie z poczuciem służby dzięki mocy Zwycięskiego Pana: ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. Jego Duch nas umacnia i prowadzi.

Bp ZbK

Nauczyć się Chrystusa (18 Ndz B – 210801)

by bp Zbigniew Kiernikowski

W proklamowanym w dzisiejszej Liturgii słowie z Listu do Efezjan, po wezwaniu do postępowania innego niż to czynią poganie z ich próżnym myśleniem, słyszymy bardzo wymowne stwierdzenie:

Wy zaś nie tak nauczyliście się Chrystusa.

Słyszeliście przecież o Nim
i zostaliście pouczeni w Nim…  

Jest to stwierdzenie przywołujące to, co w chrześcijanach z Efezu już się stało, a do czego powinni powracać, aby nie ulec próżnemu pogańskiemu myśleniu.

Co znaczy powiedzenie: nauczyć się Chrystusa?

Najkrócej ujmując możemy to wyrazić następująco: przyjąć logikę, czyli sposób myślenia i działania jakie był i jest w Jezusie – Mesjaszu.

Mesjasz to Pomazaniec. To ten, kto został namaszczony Duchem Świętym. Namaszczony, czyli przeniknięty całkowicie tym Duchem w przyjętej ludzkiej cielesności, która stawiała Go pozycji grzesznika, chociaż nim nie był (zob. Mt 3,14n; por. 2 Kor 5,21). W konsekwencji był całkowicie poddany temuż Duchowi szczególnie wtedy, gdy „ocierał” się o ludzki grzech.

Jezus Chrystus, nasz Pan, którego się „uczymy” to zarazem Osoba i swoisty „program” życia, koncepcja czy sposób życia. To właśnie jest życie chrześcijańskie, życie namaszczonych (christianoi) Duchem świętym. To życie chrystyczne. Tym samym odmienne od sposobu myślenia i działania pogan, czyli tych, którzy Jezusa Chrystusa nie znają, albo „znają po swojemu”, a więc na swój użytek. Tak myślą i tak postępują, bo (jeszcze) Go się nie nauczyli.

Co „robił” Duch Święty z Jezusem.

W najbardziej zwięzłej i faktograficznej Ewangelii, jaką jest ewangelia wg św. Marka, Duch Święty jest ukazany jak ten, który zstępuje na Jezusa w kontekście chrztu w Jordanie a następnie wyprowadza Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła (zob. Mk 1,10-12; por. Mt 3,16 – 4,1).

Jezus będąc Mesjaszem i realizując swoją misję mesjańską jest posłany i przeżywa do końca to posłanie ze strony Boga Ojca, by wchodzić w meandry i zakamarki ludzkiego zagubienia i ciemności, które ogarnęły człowieka z powodu grzechu. Wtedy to bowiem człowiek chciał chodzić swoimi drogami, sięgnąwszy po poznanie dobra i zła niezależne od Bożego zamysłu.

Zadaniem Mesjasza było więc i nadal pozostaje wchodzenie w posłuszeństwie Duchowi Świętemu w najbardziej zagubione, zniekształcone i oszukane czy wprost przewrotne sytuacje człowieka.

To Duch Święty, z którego Jezusa został poczęty w Maryi, tak prowadził Jezusa przez całe życie a w szczególności w Jego publicznej działalności od chrztu w Jordanie po krzyż, aby Jezus doświadczył na sobie tego co jest najbardziej ciemne i przewrotne (spowodowane działaniem diabła) w człowieku. Oczywiście Jezus nie „wszedł” w ciemność grzechu, lecz doświadczył w sposób ekstremalny skutków grzechu człowieka, tzn. wszystkich ludzi.

Ostatecznie przez tego Ducha Świętości został wskrzeszony z martwych i ustanowiony pełnym mocy Panem nad wszystkim (zob. Rz 1,4).

Wezwanie skierowane do nas

Wezwanie „nauczyć się Chrystusa” jest skierowane dzisiaj do nas jako chrześcijan XXI wieku. Jezus Chrystus otworzył przed nami jedyną drogą dojścia do prawdziwej komunii z Bogiem i z człowiekiem. Nie jest nią szukanie własnego sukcesu i nie jest to droga realizacji własnej woli, lecz odkrywanie Woli Boga i kroczenie tą drogą przez podejmowanie wszystkiego, co jest konsekwencją grzechu własnego i bliźnich, a co niejednokrotnie wiąże się z jakąś własną stratą czy krzywdą. Oznacza to podejmowanie mesjańskiego znoszenia krzywdy, nieprawości czy niesprawiedliwości z jakimi się spotykamy.

Oznacza to:

  1. stałe konkretne porzucanie dawnego człowieka, który ulega zepsuciu na skutek zwodniczych żądz. A więc tego wszystkiego, co rodzi się w każdym wskutek „własnej koncepcji dobra i zła”, a ukonkretnia się w czynieniu pozornego dobra (tego, co się wydaje dobre, a nie zawsze nim jest).
  2. Oznacza to dalej: odnawianie się duchem w myśleniu. Chodzi właśnie o przyjmowanie myślenia wynikającego z przylgnięcia do Ducha Jezusa. Św. Paweł powie na innym miejscu: kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy (Rz 8,9).
  3. Oznacza to wreszcie: przyobleczenie się w człowieka nowego, stworzonego na obraz Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości. Nie jest to owoc działania człowieka, bo to nie jest czynnością podobną do założenia ubrania. Jest to natomiast wchodzenie we wszystkie sytuacje, które nas „pozbawiają” myślenia wg naszego poznania dobra i zła i w których przyzwalamy – przynajmniej w jakiejś mierze – na różne przejawy działania wobec nas zła i przemocy, wiedząc, że Bóg w ten sposób w nas i przez nas może spełniać swój zamysł niesienie dobra wg Jego zamysłu.

To wszystko realizuje się przez przebaczenie, jakiego doświadczamy od Jezusa – Mesjasza, czyli Pomazańca i jakie z kolei okazujemy innym – właśnie jako Chrześcijanie, czyli Pomazańcy Boży postępując tym samym na drodze uczenia się Chrystusa.

Prosimy Pana Boga o światło i moc, by nie ulegać sposobowi postępowania pogan z ich próżnym myśleniem, natomiast mieć w sobie Ducha Jezusa Chrystusa, Ducha mesjańskiego.

Bp ZbK


css.php