Na styku skrajności (22. Ndz A – 200830)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Liturgia Słowa 22. Niedzieli roku A wprowadza nas w kontakt z tym, co można nazwać życiowymi skrajnościami albo doświadczeniem przeciwności czy wystawieniem na pewne egzystencjalne rozdarcie. Chodzi o życie pojęte tak, jak je zazwyczaj pojmujemy, kiedy myślimy o naszym dobru, pomyślności, sukcesie itp. itd. A oto słyszymy słowa proroka Jeremiasza:

Uwiodłeś mnie, Panie,
a ja pozwoliłem się uwieść;

ujarzmiłeś mnie i przemogłeś.

Stałem się codziennym pośmiewiskiem,
wszyscy mi urągają.

Co prawda już przy powołaniu Bóg objawił prorokowi, że nie będzie to łatwa rola iść do ludzi, swoich współobywateli z przesłaniem od Boga. Prorok Jeremiasz podjął jednak to zadanie. Nie zdawał sobie wówczas sprawy z tego, co go czeka i jak będzie „wykorzystany” przez Boga dla komunikowania swoim braciom Bożych planów i Bożego zamysłu. Bóg będzie się chciał nim posłużyć.

Bolesne doświadczenie

Doświadczenie, jakie go spotyka podczas pełnienia powierzonej mu misji prorockie, wpływa na niego tak dalece, że widzi siebie jako zwiedzionego i jakby oszukanego. To jego doświadczenie odnosi on sam do Boga, do Bożego wezwania i nadania mu misji.

W dalszej części przedstawienia swojej sytuacji prorok Jeremiasz posuwa się jeszcze dalej i wyraża się jeszcze bardziej kategorycznie aż do przeklinania dnia, w którym się narodził i stał się członkiem tego ludu, do którego teraz jest posłany.

Po co one jednak są

Jednocześnie też w tym doświadczeniu tak bardzo negatywnym przejawia się nić (wątek) nadziei i zaufania. To właśnie w takich trudnych sytuacjach Pan staje przy nim jak mocarz i niejako gwarantuje, że te wszystkie przeciwności zewnętrzne i wewnętrzne załamywanie się nie mają ostatniego zdania. Te bolesne doświadczenia, które niszczą „normalne” życie, mają jakiż cel.

Na tle właśnie tych doświadczeń i poczucia czy nawet uznania tej swoistej osobistej klęski prorok będzie mógł poznać moc działania Boga, Jego wierność i przede wszystkim Jego plany i ostateczny cel, który jest inny od ludzkich planów, oczekiwań itp.

Wyznanie Piotra i objawienie z nieba Bożego „zamysłu”

To, co przeżywał Jeremiasz, by poznawać zamysł Boży i jemu służyć musiał jeszcze bardziej boleśnie przeżyć Piotr. W ubiegłą niedzielę słyszeliśmy opowiadanie o pierwszej części wydarzenia pod Cezareą Filipową.

Wtedy to Piotr wyznał prawdę o Jezusie jako Mesjaszu i Synu Bożym. Otrzymał należną pochwałę. Dotyczyła ona jednak nie samego Piotra jako Piotra, lecz tego, że jemu ta prawda została objawiona, a on ją wyraził.

W scenie, którą dzisiaj słyszymy zostaje jeszcze bardziej wymownie ukazane, że owo objawienie było nie z ciała i krwi Piotra lecz od Ojca z nieba (Mt 16,17). Co więcej: widzimy, jak ta prawda objawiona z nieba Piotrowi i przez niego wypowiedziana, jeszcze w nim się nie zadomowiła. Nie stała się jego własną.

Jezus mówi o tym, że musi

iść do Jerozolimy,
gdzie zostanie wydany i wiele wycierpi
(…)
że będzie zabity
i trzeciego dnia zmartwychwstanie.

W ten sposób Jezus przedstawił swoją drogę jako Mesjasza i Syna Bożego, który przyszedł, by spełnić Wolę Boga dla bawienia człowieka. Piotr jednak miał inną, swoją.

„wyjście na jaw” zamysłu Piotra

Na te słowa Jezusa Piotr – stosownie do swego myślenia i swych religijnych oraz politycznych przekonań wypowiedział słowa, w który on sam się objawił

Panie, niech Cię Bóg broni!
Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie.

Jezus od razu zdemaskował Piotra i jego sposób myślenia. Sposób, w jaki Jezus ocenia Piotra, jak go nazywa i jak charakteryzuje całą jego postawę musiał być dla Piotra druzgocący. Szczególnie w zestawieniu z pochwałą, jaką co dopiero otrzymał.

Zejdź Mi z oczu, szatanie!

Jesteś Mi zawadą,
bo nie myślisz po Bożemu,
lecz po ludzku.

Spójrzmy na całe wydarzenie pod Cezareą Filipową, a więc wyznanie Piotra uznające Jezusa za Mesjasza i Syna Bożego a następnie jego reakcja na przedstawienia się Jezusa jako tego, które idzie drogą Mesjasza, a więc do Jerozolimy. Jezus idzie, aby być wydanym i ponieść śmierć krzyżową. To jest Jego droga spełnienia misji mesjańskiej. Gdy to zestawiamy z reakcją Piotra na tę prawdę Jezusa widzimy, że w Piotrze spotykają się i są boleśnie konfrontowane dwie rzeczywistość, dwa sposoby myślenia i spojrzenia na życie, na relację do samego Boga. To, co mu zostaje objawione z nieba i to co on sam ma w sobie, w swoim wnętrzu jako swoją koncepcję życia i rozumienia roli Mesjasza. Jest to – jak możemy ująć – radykalny konflikt interesów. Ten konflikt musi być rozwiązany i to najpierw w samym Piotrze, aby on rzeczywiście mógł być „opoką” na której Jezus buduje swój Kościół.

Moment pełnego objawienia – dla Piotra i dla nas

Do moment pełnego objawienia i otwarcia nowej drogi, na które będzie dokonywało się scalenie tych dwóch skrajności i prawdziwe zwycięstwo objawienia, dojdzie w dalszych wydarzeniach, jakim będzie zaparcie się Piotra i uznanie przez niego jego winy i jego kruchości oraz wyznanie nad jeziorem Galilejskim po zmartwychwstaniu Jezusa.

Św. Paweł w czytanym dzisiaj fragmencie Listu do Rzymian wzywa do tego, aby chrześcijanie

dali ciała swoje na ofiarę żywą,
świętą, Bogu miłą,
jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej.

Co to znaczy dać (przedstawić, dać do dyspozycji) swoje ciało na ofiarę żywą?

To nic innego jak poddać się procesowi przemiany naszego życia (życia według naszej koncepcji, jak to też było w tej ważnej dziedzinie relacji do Jezusa u Piotra), aby dokonywał się proces ostawiania naszego życia i wchodzenia w doświadczenie życia według ducha (koncepcji) Jezusa.

Jezus skierował się i konsekwentnie szedł do Jerozolimy. Piotr natomiast zmierzał do tego, aby Go przed tym uchronić i niejako zatrzymać dla „swoich celów, dla swojej koncepcji.

Rozumna służba, która jest miła Bogu

Rozumna służba (logike latreia), która jest miła Bogu (w której Bóg ma upodobanie), to właśnie stały proces odchodzenia od własnej koncepcji życiowej i stałe ukierunkowanie się na Jezusa, który oddaje swoje życie, by być z Nim zjednoczonym.

On pojednał w sobie to wszystko, co było „skrajnościami”: odejście od Boga przez grzech i miłość Boga ku człowiekowi, który zgrzeszył. On stał się Pokojem (Ef 2,13-18).

Gdy Jezus doświadczał krzyża nie było to „zwiedzeniem” czy oszukaniem Go przez Boga, lecz doświadczeniem obecności Boga, przedziwnego mocarza, który JEST. Jest nawet wtedy, gdy wyrywa się wołanie: Boże, czemuś Mnie opuścił.

Jako chrześcijanie jesteśmy wezwani na tę drogę przeżywania w sobie owego styku skrajności. Mocą Jezusa i na wzór Piotra oraz tylu, tylu świadków zwycięstwa życia nad śmiercią.

Bp ZbK

Obietnica (21. Ndz A – 200823)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Dzisiejsza, 21. Niedziela roku A stawia nas wobec prawdy obietnicy. Właściwie sposobu spełniania się Bożej obietnicy w człowieku i przez człowieka. Jest wielka tajemnica mądrości Boga, który się objawia ze swoim planem – jak to ujmie św. Paweł w Liście do Rzymian w czytanym dzisiaj fragmencie. Apostoł wypowiada te słowa swoistego zadziwienia i zadumania na zakończenie swojej długiej refleksji (rozdziały 9-11) na temat wybrania i specyficznego „odrzucenia” wybranych (chodzi o naród wybrany i jego rolę w historii zbawienia całej ludzkości).

Mądrość Boga

Czytany dzisiaj fragment Listu do Rzymian jest właśnie zakończeniem tej refleksji

O głębokości bogactw, mądrości i wiedzy Boga!
Jakże niezbadane są Jego wyroki
i nie do wyśledzenia Jego drogi!

Kto bowiem poznał myśl Pana
albo kto był Jego doradcą?
(Rz 11,33n)

Tak z zadziwieniem wyznaje św. Paweł mądrość planów i działania Boga, gdy patrzy na historię Izraela, swoich braci, którzy nie przyjęli prawdy o spełnieniu obietnic w Jezusie Chrystusie. Odkrywa jednak w tym nie załamane się planu Bożego, lecz przedziwny sposób realizacji tego, co właśnie stanowi sedno obietnicy. Ta obietnice spełnia się jakby przez pośrednictwo tego, co może wydawać się i być odczytywane jako coś, co się nie udało. Wierność Boga jest większa od ludzkiego wyobrażenia sposobu spełniania się obietnicy. Jak do tego dochodzi?

Potrzebne doświadczenie pomyłki, braku itp.

Czytany dzisiaj fragment Listu św. Pawła wprowadza zdanie (którego nie ma w dzisiejszym czytaniu) podsumowujące całe rozważanie historii „odrzucenia” wybranych, by udostępnić spełnienie obietnicy wszystkim pozostałym:

Albowiem Bóg poddał wszystkich nieposłuszeństwu,
aby wszystkim okazać swe miłosierdzie
(Rz 11,32).

W naszym ludzkim odczuciu i jeszcze bardziej w poczuciu ludzkiej sprawiedliwości wydaje się to niesłuszne i niesprawiedliwe. Po co wybierać, by poddawać nieposłuszeństwu, aby to posłużyło okazaniu miłosierdzia wszystkim.

Nieposłuszeństwo

Gdy Apostoł mówi o poddaniu nieposłuszeństwie określa to terminem wskazującym na „zamknięcie pod kluczem”. Jak to rozumieć?

Wydaje się, że trzeba odnieść się do pierwszego nieposłuszeństwa, które przez Boga zostało niejako sankcjonowane. To był stan człowieka, który wybrał swój drogę i Pan Bóg mu pozwolił tą drogą kroczyć aż do swoistego absurdalnego punktu, który w ostateczności stał się punktem zwrotnym.

Zarówno poganie jak i później Naród Wybrany, każdy na swój sposób, mogli poznać wolę Boga i ją pełnić. Jednak nie uczynili tego i każdy na swój sposób szedł swoją drogą. Apostoł przedstawił to w pierwszych trzech rozdziałach swego Listu.

Pan Bóg tę drogę nieposłuszeństwa respektował i pozwalał na to aż do momentu przyjścia Jezusa. On to wszedł na drogą ludzkiego życia i na niej otworzył nowy sposób bycia. Stało się to nie w nieposłuszeństwie, lecz w posłuszeństwie.

Spełnienie obietnicy i przekazanie jej

Jezus wziął na siebie skutki nieposłuszeństwa zarówno pogan jak i Narodu Wybranego i został ukrzyżowany. W ten sposób zostało wszystkim zostało okazane zmiłowanie. Z niego korzystają ci, którzy wierzą, którzy przyjmują Jezusa Chrystusa.

Tę obietnicę jako już spełnioną Jezus przekazuje Kościołowi, a w szczególności Piotrowi, którego minuje skałą, czyli opoką.

Ty jesteś Piotr, czyli Opoka,
i na tej opoce zbuduję Kościół mój,
a bramy piekielne go nie przemogą
.

Gdy odwołamy się do całej sceny pod Cezareą Filipową i mamy w pamięci zaparcie się Piotra na dziedzińca Arcykapłana, kiedy to powiedział: Nie znam tego Człowieka (Mt 26,72nn), rozumiemy o jaką „opokę” chodzi. Nie jest to Piotr, który jest pewien swojej wierności, lecz Piotr, który się zaparł i się nawrócił. Lepiej: żył w nawróceniu. Przeżywał to z głębokim żalem i bólem, ale zapewne też z wdzięcznością, bo został uratowany od przekonania co do swojej wierności. Od tego czasu jego wierność była wiernością skruszonej doszczętnie skały, która otrzymała nowe spoiwo i nową konsystencją. Było to właśnie doświadczenie zmiłowania Boga.

Wszystko, co jest budowana na tej logice, na tej „opoce”, na tym doświadczeniu Piotra otrzymuje trwałość, której nic i nikt nie może pokonać.

Do spełnienia się obietnicy w całej rozciągłości i w Bożym wymiarze (wydaniu) potrzebne było doświadczenie niewierności człowieka. Tak jest ze wszystkimi, tak jest z Narodem Wybranym i z każdym wybranym. Tak jest z Piotrem – Opoką. Tylko w tej logice i tej koncepcji życia jest pełna prawda i prawdziwe zwycięstwo.

Bp ZbK

W 19. Niedzielę roku A Liturgia Słowa koncentruje naszą uwagę na spotkaniu Boga jako Pana wszelkiego żywiołu. Zarówno w wymiarze zewnętrznym, jakim są zjawiska przyrody jak i tym wewnętrznym, czym są emocje i przeżycia człowieka.

Sytuacja Eliasza

Słowo z Pierwszej Księgi Królewskiej wprowadza nas w jeden z ważnych momentów życia proroka Eliasza. Jego spotkanie z Bogiem na górze Horeb. Eliasz po konfrontacji z prorokami Baala, prześladowany przez króla Achaba i jego żonę Izebel, uszedł na pustynię, gdzie podczas przeżywania swego wewnętrznego kryzysu, w którym prosił, by Pan Bóg zabrał jego życie, otrzymał przez Anioła Bożego pokarm i przesłanie, by iść w „długą drogę”. Przymiotnik hebrajski, który tutaj określa drogę, może być rozumiany nie tylko jako „długi” w przestrzeni, ale także jako „bogaty” w doświadczenie. Stąd mamy też przekłady tego wyrażenia, które wskazują na drogę jako tak wielką, że „przerastającą siły Eliasza”. Można więc widzieć w tym wyrażeniu– oprócz zapowiedzi rzeczywiście długiej drogi – zapowiedź szczególnego doświadczenia, jakie czeka Eliasza. Tak się stało na górze Horeb, gdzie Eliasz ukrył się w grocie.

Wtedy Bóg rzekł:
«Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana!»

Wezwanie do wyjścia z groty to wezwanie do poznania prawdy o Bogu, który wzywa i o człowieku, który jest wzywany do wyjścia z miejsca, w którym ze względu na różne powody ukrył się.

Pan przechodzi

Wezwanie ma określony cel: stanąć na górze wobec Pana. Człowiek od moment grzechu był (i nadal jest) skazany na dominującą w nim logikę ukrywania się przed pełną prawdą. Tak było już z Adamem i Ewą. Ukryli się ze swoją zniekształconą „prawdą” z powodu lęku przed prawdą, który płynie z jednego źródła światła.

Nawet różne formy ekshibicjonizmu, z jakim spotykamy się nierzadko dzisiaj, trzeba widzieć jako pewien przejaw i sposób „ukrywania” swego prawdziwego wnętrza i ucieczką przed prawdą o sobie. Okazują się też formą narzucania jakiejś własnej nie w pełni dojrzałej i nie w pełni przeżytej formy własnej tożsamości innym – zewnętrznemu światu. Mogą stawać się też narzędziem jakiejś ideologii i prowadzić do niewłaściwej konfrontacji z innymi i różnych agresji.

Człowiekowi potrzebne jest wyjście na zewnątrz i potrzebna jest konfrontacja. Jednak powstaje pytanie: Jaka i z kim? Na jakim polu i gdzie ma się dokonać ta konfrontacja.

Prorok Eliasz otrzymał jasne plecenie: „stanąć wobec Pana”. Tego Pana, który przechodzi, by komunikować siebie człowiekowi. Pan nie był ani w trzęsieniu ziemi, ani w burzy czy wichrze, lecz w szmerze łagodnego powiewu. Eliasz został postawiony wobec pytania: Co ty tu robisz, Eliaszu?

Kiedy Eliasz wyznał swoje przywiązanego przymierza Pańskiego, otrzymał od Boga polecenie wrócenia do okoliczności, od których uciekał i wykonania Pańskich poleceń. Eliasz wracał przepełniony doświadczeniem Boga, który go uzdolnił do „wychodzenia” od siebie i przeżywania w sobie konfrontacji z Bogiem, by być gotowym stawania przed ludźmi i bycia sługą realizacji Bożego planu, pełnienia Bożej wizji relacji międzyludzkich.

Słowo Jezusa skierowane do Piotra

W Ewangelii mamy scenę przedstawiającą Jezusa kroczącego po wodzie, podczas gdy łódź apostołów była miotana falami z powodu przeciwnego wichru. W tej sytuacji jest zrozumiały lęk i obawy apostołów. Jezus mówi: Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się! Piotr – może dla pewnej weryfikacji prosi: Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!

I tak rozpoczyna się kolejne wyjście. Nie chodzi tylko o wyjście Piotra z łodzi, by kroczyć po wodzie. Piotrowi została dana okazja, by niejako „wyszedł z siebie”, ze swojego rozumienia relacji z Jezusem. Gdy po pierwszych krokach zaczął tonąć, wyszło z niego jego przekonanie o umiejętności zaufania Panu. Można powiedzieć: przekonanie o tym, że jego sposób zaufania jest dobry, słuszny i okaże się potwierdzający i „zwycięski”. Tymczasem zaczął tonąć. To było potrzebne Piotrowi, by dokonało się w nim przesunięcie ośrodka całego życia z jego koncepcji na oddanie się Jezusowi.

Krzyk Piotra: «Panie, ratuj mnie!» nie jest już krzykiem „warunkowym” (jeśli to Ty), lecz bezwarunkowym, spowodowanym doświadczeniem całkowitego zagrożenia. Ratuj, jakkolwiek to ma się stać i cokolwiek to ma oznaczać.

Piotr został uratowany „od siebie” wyciągnięciem ręki przez Jezusa i uchwyceniem go oraz słowami Jezusa: Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?

Piotr przed wyjściem z łodzi niejako chciał umocnić czy potwierdzić (wypróbować) swoją wiarę w Jezusa i otrzymał doświadczenie, w którym okazało się, że zwątpił i że jest człowiekiem małej wiary. To było prawdziwmy ratunkiem, jakiego doświadczył wobec swego Pana i Mistrza – Jezusa.

W całym doświadczeniu formacyjnym, jakim Jezus kształtował Piotra, było to bardzo istotne doświadczenie, by uczyć Piotra właściwej wiary w odniesieniu do Osoby Jezusa i do całego Bożego planu działania Boga. Piotr musiał „wyjść” z siebie i stanąć w całej prawdzie swojej słabości wobec jedynego Pana.

Doświadczenie apostoła Pawła

Proklamowany dziś fragment Listu św. Pawła do Rzymian ukazuje jeszcze inny wymiar „wychodzenia” człowieka ze swoich planów i swoje sposobu patrzenia na bieg wydarzeń. Trudno tutaj w kilku zdaniach przedstawić tę przedziwną sytuację, który jest tak bardzo znamienna. Czynię to bardzo skrótowo.

Apostoł w części swego Listu bezpośrednio poprzedzającej czytany dzisiaj fragment mówi o nierozerwalnej łączności z Chrystusem, w którym objawiła się miłość Boga i której nic nie zdoła zaburzyć (koniec 8 rozdziału).

I oto ten Paweł, widząc brak jedności z Chrystusem (brak przyjęcia Chrystusa) przez swoich współbraci Żydów, mówi, że sam wolałby być pod klątwą, odłączonym od Chrystusa dla zbawienia braci moich.

Tak mocno jest zanurzony w tej miłości Boga i tak mocno zjednoczony z Chrystusem, że gotów jest być odłączony od Niego, byleby tylko inni (w tym przypadku właśnie ci, którzy nie akceptują Chrystusa) Go przyjęli i byli z Nim zjednoczeni. Jest to wielki paradoks i wielka tajemnicy wiary. Pozostawiam to osobistej medytacji i przemyśleniom.

Jest to właśnie ta wielka tajemnica „wychodzenia” z siebie, ze swego ukrycia, ze swej wizji życia i zbawienia, by uczestniczyć w jedynym darze zbawienia dokonanym przez Jezusa Chrystusa, który w swoim Człowieczeństwie dokonał jedynego i totalnego Wyjścia. Dokonał Paschy.

W tę tajemnicę zostaliśmy wprowadzani przez chrzest i stale jesteśmy wprowadzani. W tej tajemnicy uczestniczymy słuchając Słowa i przeżywając Sakramenty. Ta tajemnica spełnia się w naszym życiu, gdy oddajemy swoje życie i pozwalamy się chwytać przez „ratującą rękę” naszego Zbawiciela, a nie obstajemy przy tym, by forsować naszą wizję życia – każdy swoją.

Bp ZbK


css.php