Słyszymy dziś słowa Jezusa o stosunku do Niego i stosunku do bliskich, do bliźnich oraz do wszystkiego, co nas otacza, a czego wyrazem jest stosunek do krzyża.

Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie,
nie jest Mnie godzien.
I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie,
nie jest Mnie godzien.
Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną,
nie jest Mnie godzien.

Spróbujmy wniknąć w wymowę tych słów Jezusa i odnieść je do siebie, do swojej konkretnej sytuacji, w jakiej nam przychodzi żyć i w relacjach z kim to się dzieje. Chcę przywołać tutaj dwa aspekt. Najpierw to, co wiąże się z przysłówkiem „więcej” czy „bardziej” a następnie z przymiotnikiem „godny”, być godnym.

Kochać bardziej / więcej

Kochać bardziej niż. W tekście greckim mamy użyty przysłówek wskazującego bezpośrednio na relację „ponad” (hyper). Naturalnie przekład polski „bardziej czy więcej oddaje też istotną myśl. Jednak zwrócenie uwagi na stawianie priorytetu, czyli przedkładanie czegoś ponad coś, jest obrazowo bardzo wymowne.

Użyty tutaj czasownik kochać (gr phileo) oznacza konkretną relację bliskości, przyjaźni. W Ewangelii św. Jana pojęcie miłości uzyskuje nawet ukonkretnienie w określeniu „oddać życie za kogoś, kogo się miłuje” (J 15,13).

Chodzi więc o przedkładanie miłość do swego ojca czy matki, syna czy córki ponad relację (miłości) do Jezusa. Oznacza to nie tylko (czy może nie tyle) miłość do konkretnego ojca, matki itd., lecz wejście w tego samego ducha i ten sam „typ” miłości, którą kierował się Jezus, oddając życie za tych, których umiłował. Jest to miara pełna, ostateczna. Możliwa jest ona w pełni tylko w odniesieniu do miłości (czyli w oparciu o miłość) Boga objawionej w Jezusie

Jaka jest rodzaj miłości Jezusa i do Jezusa

Miłość Boga objawiona w Jezusie, jako Synu miała i ma swoje uzasadnienie /zakotwiczenie w tym, że był i jest całkowicie miłowany przez swego Ojca i oddaje życie po to, aby nas wprowadzać w doświadczanie takiej samej miłości. Jest to wielka i bardzo specyficzna tajemnica.

Syn tak czuje się kochany przez Ojca i tak kocha Ojca, że oddaje życie za swoich przyjaciół, którzy realnie przez grzech stali się „nieprzyjaciółmi” Boga i Jego zamysłu (zob. np. Rz 5,10; 11,28). To dzięki tej przedziwnej miłości daje możliwość przemiany „nieprzyjaciół” w kochających na jego podobieństwo.

Pewną ilustracją tej przedziwnej tajemnicy może być powiedzenie:

Pan Bóg kocha wszystkich,
niektórych kocha więcej,
nikogo nie kocha mniej
.

Najbardziej ukochał swojego Syna. Uczynił to „wydając Go” za tych, którzy nie czują się kochani lub uważają się za mniej kochanych, aby poczuli się kochani pełnią ojcowskiej miłości. Dzięki temu, że kochany przez Ojca Jezus, oddał swoje życie z tych, którzy nie znali miłości – tego rodzaju miłości, która kocha bezwarunkowo. Dzięki temu idąc za Jezusem (na ile uznajemy Go jako Pana naszego życia) przedkładamy ten objawiony w Jezusie „typ” miłości ponad wszelkie inne „rodzaje miłości”. W ten sposób jesteśmy „leczeni” z niewłaściwych i w jakimś stopniu interesownych typów miłości.

Być godnym Jezusa

Jezus mówi wprost, że kto przedkłada miłość (do) ojca i matki, syna i córki i kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Nim, nie jest Go godzien. Przymiotnik „godzien” (gr aksios) wskazuje na relacje zachodzącą między podmiotami i ich odpowiedniość. Zawiera też w sobie element dążenia czy prośby, aby się stawało to, że ta relacja jest pełna, zrównoważona, wprowadzająca pokój.

Uwzględnia wysiłki zasługi jednej czy obydwu stron, aby taka relacja mogła być przeżywana w całej pełni i harmonii. Ze strony Boga w Jezusie został podjęty najpełniejszy krok ku a spełnieniu tego wszystkiego, aby stała się owa „godność”. On podjął wszystko, aby sam – będąc „godnym” – innych czynić godnymi przez otwarcie księgi życia (zob. np. Ap 5,9.12). Ten krok ku godności ze strony człowieka jest możliwy tylko w oparciu o Boga. Do tego jednak potrzebna jest wola człowieka i jego zwracanie się do Boga, aby On tego w człowieku dokonał (zob. np. 2Tes 1,11).

Jezus wyraźnie formułuje warunek, pod jakim to się może stawać:

Kto chce znaleźć swe życie,
straci je,
a kto straci swe życie z mego powodu,
znajdzie je.

Ostatecznie więc widać, że być godnym Jezusa oznacza być gotowym na tracenie swego życia z powodu Jezusa. Kto na to się godzi i kto o to prosi oraz to przyjmuje w konkretnych okolicznościach swego życia, ten też potrafi właściwe kochać swego ojca, swoją matkę itd. Nie będzie bowiem kochał ich ze względu na siebie (jakiekolwiek korzyści, układy itp.), lecz ze względu na poznaną miłość Boga Ojca, objawioną w Jezusie – Synu, który jako wyraz miłości Ojca wydał siebie w ręce ludzi przyjmując śmierć krzyżową.

Bp ZbK

Liturgia Słowa 12 Niedzieli roku A dotyka bardzo istotnego momentu życia człowieka, w szczególności życia kogoś, kto jest wezwany, by być świadkiem Bożego zamysłu i Bożych planów. Osobą, na której to się objawia, jest Prorok Jeremiasz. Czytany dzisiaj fragment jego proroctwa, daje wgląd w jego wnętrze: w jego rozterkę i zmaganie z jednej strony oraz jego pełne i całkowite zaufanie Bogu.

Sytuacja

Bóg powołał i posłał Jeremiasza, aby głosił sposób zachowania się wobec zagrażającego niebezpieczeństwa, który nie podobał się i nie odpowiadał przywódcom miasta. Dotyczy to czasu inwazji Nabuchodonozora na Judę i Jerozolimę (pierwsze dekady VI wieku przed Chrystusem). Z powodu tego, że głosił zamysł Boży, był ganiony i prześladowany.

Dlatego, że „inaczej” widział i mówił był prześladowany. W tym wszystkim sam przeżywał swoje wewnętrzne zmagania i swoisty „spór” z samym Bogiem (zob. np. 20,7n). Tak oto widzi swoją sytuację i to, co go otacza:

«Słyszałem oszczerstwo wielu:
„Trwoga dokoła! Donieście, donieśmy na niego!”
Wszyscy zaprzyjaźnieni ze mną wypatrują mojego upadku:
„Może on da się zwieść, tak że go zwyciężymy
i wywrzemy pomstę na nim!”

Można powiedzieć, że stał się „zakładnikiem” Bożej sprawy w rękach ludzi.

Jest coś więcej

W tej trudnej i tak krytycznej sytuacji ma jednak jedną pewność, która go umacnia i czyni prawdziwym świadkiem nie swojej mocy i przebiegłości, lecz uległości wobec planu Boga. To musi jednak najpierw przeżywać w sobie

Ale Pan jest przy mnie jako potężny mocarz;
dlatego moi prześladowcy ustaną i nie zwyciężą. (…)

Ty, który doświadczasz sprawiedliwego;
Ty który patrzysz na nerki i serce,
dozwól, bym zobaczył Twoją pomstę na nich.

Jeremiasz ma świadomość, że to, co głosi, nie pochodzi od niego, lecz jest działaniem Pana Boga przez niego. To Pan jest „mocodawcą” i to on przeprowadzi swój plan. Potrzebuje tylko odpowiedniego narzędzia. Takim właśnie jest prorok. Wie, że to nie czyni go popularnym w oczach ludzi. Wręcz przeciwnie. Wystawia go na prześladowanie. Ostateczne zwycięstwo jest i zawsze będzie po stronie tego, który jest Wszechmocny.

On jednak potrzebuje „ludzkich narzędzi”, które są gotowe dać się użyć a czasem nawet „zużyć” do końca, do granic możliwości. To wyraża owo „badanie i doświadczanie” sprawiedliwego.

O jakiego „sprawiedliwego” chodzi? Chodzi o takiego, który nie będzie bronił sam swojej sprawy. Nie będzie ma swojej koncepcji „sprawiedliwości”. Nie będzie sam chciał przeprowadzać swoich planów. Może ważny jest ten szczegół o poście. Nie mów, że chciałby sam pomścić swoich prześladowców, lecz chce zobaczyć pomstę, jaka zostanie na nich dokonana. W tym jest zawarta wiara i przekonanie, że to Bóg w odpowiednim czasie wyjawia prawdę, dokonuje sądu i sprowadza konsekwencje ludzkiego postępowania.

Kto „rozgrywa ostatnią partię”

Wymowne jest dalsze stwierdzenie czy raczej oświadczenie:

Tobie bowiem powierzyłem moją sprawę.

Użyty czasownik tłumaczony jako „powierzyć” ma jako pierwotne i podstawowe znaczenie: odkryć, odsłonić, otworzyć. Dalsze znaczenia to objawić, powierzyć i jeszcze inne aż do wyrażenia takiej czynności, jaką jest „uprowadzenia w niewolę”.

To co bywa przekładanie jako „moja sprawa” zawiera w sobie coś ze sporu, z dochodzenia. Tak, jakby chodziło o „sprawę” do rozpatrzenia w sądzie.

Co to wszystko oznacza?

Prorok wobec tych przeciwności, jakie go spotykają z powodu tego, co mu zostało powierzone prze Boga, niejako „odkrywa wszystkie swoje karty, wszystkie swoje pociągnięcia i ruchy. Czyni to tak, aby wszystko było jasne, transparentne przed Bogiem i ludźmi.

Prorok sam nie chce wygrywać żadnej „swojej sprawy”. Sprawa, które została mu powierzona i która jest w jakimś sensie też jego sprawą. Jest całkowicie w ręku Boga. Co prawda on, jako prorok, wszystko przeżywa w sobie, jest wydany dla tej sprawy.

Prorok przeżywa w sobie zmaganie z powodu tej Bożej sprawy, która też stała się jego sprawą. Niemniej jednak niczego nie chce przeprowadzić po swojemu. Uznaje, że cały „spór” o prawdę, o słuszne postawy i właściwe decyzje ostatecznie jest w ręku Boga. To Bóg prowadzi swój plan.

Prorok – jako narzędzie – w przeprowadzaniu tego Bożego planu musi na sobie przeżywać konsekwencje uczestniczenia w tym zmaganiu i sporze o prawdę. Będzie też to go wiele kosztowało. Nie tylko w wymiarze zewnętrznym, ale jako wewnętrzne zmagania się i „przemaganie” siebie.

Bp ZbK

W dzisiejszą Niedzielę przyjęliśmy uroczyście podczas liturgii sześć osób do katechumenatu. Te osoby przeżył prawie roczny czas prekatechumenatu. Rozpoczął się dla nich okres katechumenatu. Właściwie pierwszy etap, który potrwa do początku Wielkiego Postu.

Przygotowanie

Osoby te zostały przygotowane do dzisiejszego wydarzenia. Odbyło cały szereg spotkań począwszy od września 2019. Wcześniej były indywidualne spotkania z niektórymi osobami w miarę tego, jak się zgłaszały. W ostatnim czasie – z powodu pandemii – mieliśmy spotkania drogą internetową jako „telekonferencje”.

Stopniowo kandydaci otrzymywali pomoc ze strony przedzielonych dla nich poręczycieli (gwarantów). Dzięki czystszymi i bardziej osobistymi kontaktami z poręczycielami mogli przerabiać i odnosić do swego życia te treści, które otrzymywali w formie katechez wyznaczających kolejne etapy wzrostu na tej drodze przygotowania do chrztu, a najpierw wejścia do katechumenatu.

Postępowanie na tej drodze porównujemy często do karawany. Kto w niej się znajduje uczy się życia i postępowania w duchu Kościoła – stosownego na tym etapie.

Dzisiejsza liturgia

Obrzęd przyjęcia do katechumenatu tych przygotowanych osób odbyła się w czasie dzisiejszej niedzielnej liturgii. W przedsionku katedry odbył się dialog, w którym kandydaci wyrazili swoją prośbę o wkroczenie na ten etap przygotowani do wiary i chrztu. Poręczyciele zapewnili, że są gotowi im na tej drodze pomagać. Następnie otrzymali znak krzyża kreślony na czole przez biskupa i przez poręczycieli.

Do każdego z kandydatów biskup wypowiedział następujące słowa:

N, przyjmij krzyż na czole.
Sam Chrystus umacnia cię znakiem swojego zwycięstwa.
Ucz się Go poznawać i naśladować.

Otrzymali też krzyże, które stanowić będą dla nich znak przypominający im ten moment. Znak, który będzie ich też prowadził przez całe życie – tak jak każdego chrześcijanina

Następnie imiennie zostali wezwani do wejścia do zgromadzenia:

NN, wejdźcie do katedry,
aby razem ze zgromadzoną wspólnotą
uczestniczyć w modlitwie Kościoła i słuchać Słowa Bożego.

Tak zostali uroczyście wprowadzeni do katedry. Po śpiewie hymnu „Chwała na wysokości Bogu i modlitwie dnia miała miejsce liturgia słowa. Część czytań została dobrana z liturgii tego obrzędu a jedno czytanie z liturgii niedzielnej (Rodz 12,1-4a; Ps 33; Rz 5,6-11; J 1,35-42). Po homilii każdy z katechumenów otrzymał Ewangelię ze słowami:

Przyjmij Ewangelię Jezusa Chrystusa, Syna Bożego,
abyś Go lepiej poznał i wierniej naśladował
.

Na te słowa każdy z katechumenów odpowiadał:

Niech Bóg mi w tym dopomoże.

Po modlitwie za katechumenów zostali oni odesłani ze zgromadzenia wiernych. Zgromadzenie natomiast celebrowało liturgię Eucharystii. Katechumeni nie są bowiem jeszcze wprowadzeni w Credo, w wyznanie wiary i nie są uzdolnieni do uczestniczenia w Eucharystii.

Polecamy Panu Bogu wszystkich nowych Katechumenów naszej Diecezji i Kościoła na całym świecie. Obecność katechumenów we wspólnocie Kościoła to znak żywotności Kościoła. To czas brzemiennego przygotowania do narodzin owych członków.

Bp ZbK

Liturgię Słowa podczas 11. Niedzieli otwiera modlitwa, nad którą chwilę się zatrzymamy. Jest ona wypowiadana z pozycji nasze ludzkiej niemocy i jest świadectwem naszej wiary, że Bożej mocy i pomocy nic nie możemy uczynić. Oczywiście zakłada się, że chodzi o sposób myślenia i czyny, które wpisują się w realizację Bożego zamysłu w życiu człowieka. Dokonuje się to w człowieku, który ufa Bogu. Prosimy więc w tej modlitwie (kolekcie):

Boże, wysłuchaj nasze błagania
i wspomagaj nas swoją łaską,

aby nasza wola i nasze czyny
były poddane Twoim przykazaniom.

Świadomość własnej kondycji

Dla wyrażenia i zastosowania do siebie takiej modlitwy potrzebna jest w człowieku świadomość własnych możliwości i własnej niemocy. Wiadomo, że człowiek może wiele, ale nie wszystko pozostaje w harmonii z nim samym i nie wszystko, co sam potrafi powadzi do dobra i szczęścia jego samego i tych, którzy są w łączności z nim.

Człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boga winien oceniać i mierzyć dobro właśnie przez swoje odniesienie do Boga. Jest to aspekt bardzo ważny i stanowi o prawdziwości życia człowieka.

Z drugiej strony wiemy, jak wielka jest tendencja dochodząca stale do głosu w człowieku, by działał według własnej woli, według własnego poznania dobra i zła. Tak dzieje się w sercach i umysłach poszczególnych ludzi i tak przenosi się to na życie społeczne.

Potrzebna przemiana / przewrót

Wobec tej sytuacji zagubienia się człowieka w sobie samym Bóg otworzył drogę odnajdywania właściwego kierunku i podejmowania kroków odpowiadających. Stało się tak, gdy Jezus, wcielone Słowo Boga, a więc tak bardzo (maksymalnie) konkretne objawienie zamysłu Boga wobec człowieka, stanął między ludźmi. Żył, nauczał i umarł na krzyżu jako odrzucony przez ludzi.

Ten Jezus objawił zupełnie nową postawę wobec drugiego człowieka. Oddał życie za człowieka pełniąc wolę (zamysł) Boga, by człowiek mógł korzystać z Jego nauczania i z Jego Ducha. To w Nim dokonało się przezwyciężenie owej „tendencji” obecnej i aktywnej w człowieku, by działać według własnej woli. Dokonało się pojednanie człowieka z Bogiem.

Czytany dzisiaj fragment Listu do Rzymian ujmuje to w sposób bardzo skondensowany:

Chrystus umarł za nas, jako za grzeszników,
w oznaczonym czasie, gdy jeszcze byliśmy bezsilni (…).

Bóg zaś okazuje nam swoją miłość właśnie przez to,
że Chrystus umarł za nas,
gdy byliśmy jeszcze grzesznikami.

Ta objawiona miłość Boga w Jezusie Chrystusie i komunikowana nam przez Ducha Świętego jest prawdą (obwieszczeniem) i mocą podawaną w sakramentach, byśmy w wierze obierali tę drogę. Będzie to się działo na miarę naszej wiary i będzie znakiem dla świata.

Jezus zostawił nam tę Tajemnicę przemiany

Możemy też powiedzieć, że objawienie tej miłości Boga jest to wprowadzaniem (czy jak wolimy: przywracaniem) „porządku” czyli z zamysłu Bożego w nasze życie. W Jezusie stało się to w sposób radykalny i wymagający krzyżowej ofiary życia. Był to jednak jedyny sposób wyrwana człowieka z jego zagubienia się w sobie. Jakże jest to dzisiaj ważne wobec faktu wielkiego zamieszania co do sposobu pojmowania człowieka, jego wolności i jego szczęścia. Na prawdą Bożego zamysłu bywają nakładane wszelkiego typu ideologie, które tak bardzo radykalnie próbują zmienić objawioną i odkupioną wizję człowieka.

W Ewangelii jest nam jest obwieszczana najbardziej podstawowa prawda o człowieku i jego przeznaczeniu, które wykracza poza tylko ziemskie (doczesne) pojmowanie człowieka. W sakramentach jest nam podawana moc do bycia w Bożym zamyśle i przeżywania swego człowieczeństwa w pełny spoób. W każdym sakramencie centrum stanowi bowiem tajemnica śmierci i zmartwychwstania Jezusa by dawać człowiekowi udział (korzystanie) z mocy Ducha Świętego.

Prosimy w modlitwie dzisiejszej niedzieli, aby nasza wola i nasze czyny były poddane Bożym przykazaniom. Te przykazania co prawda od nas czegoś wymagają i są zawsze w jakiś sposób związane z tajemnicą wyrzeczenia się siebie i krzyża. Jest to jednak jedyna droga, na której możemy wchodzić w prawdę spełniania się w nas i wokół nas zamysłu Boga. Jest to zawsze podporządkowywanie naszego myślenia i działania temu Duchowi, który promieniuje z Tajemnicy Paschalnej Jezusa Chrystusa

Bp ZbK

Dzisiejsza Niedziela to Uroczystość Najświętszej Trójcy. Ta Uroczystość jest swoistym zebraniem i rekapitulacją (ukoronowaniem) procesu objawiania się Pana Boga w historii ludzkości. W tym procesie dostrzegamy objawienie się Jednego a właściwie dokonujące się stopniowo objawienie tego Jednego Boga jako Jedynego Boga.

Widzimy to na przykładzie przejścia od Abrahama przez świadectwo Deuteronomisty i modlitwę Salomona czy Judyty lub Tobiasza do najbardziej wymownego świadectwa u Proroków, w szczególności Izajasza (zob. kolejno Rdz 12; Pwt 4,35-39; 1Krl 8,60; Tob 3,15; Jdt 9,14; Dn 3,96; Oz 13,4; Jl 2,27 oraz rozdziały 45 i 46 Izajasza).

Objawia się wyznanie i wiara, że Bóg nie tylko jest Jeden, ale JEDYNY. Jest On nie tylko dla Wybranych, ale dla wszystkich narodów, chociaż objawia się przez wybranych świadków.

Objawianie się Ducha Bożego

Ten Jeden i Jedyny Bóg nie pozostaje jednak „zamknięty” w sobie i jakby wyizolowany to znaczy bez komunikowania siebie i bez dawania udziału życia w sobie samym.

Pierwsze znaki tego możemy widzieć już w pierwszych słowach Księgi Rodzaju, gdy w kontekście objawienia przedstawiającego stworzenie wszechświata jest mowa o Duchu Bożym, który unosił się nad bezmiarem wód (Rdz 1,2).

Szczególnym momentem jest też akt stworzenia człowieka – jak to mamy powiedziane – Uczyńmy człowieka na nasz obraz i podobnego nam (Rdz 1,26). Bóg niejako „przedstawia się” w liczbie mnogiej. Stwarza też człowieka w liczbie mnogiej. Jest wprost powiedziane: Bóg stworzył go na swój obraz, ale jednocześnie jest to precyzowanie, że mężczyzną i niewiastą stworzył ich (Rdz 1,27).

Kogo możemy dopatrywać się pod tym boskim MY. To nie zostało jeszcze objawione w Starym Testamencie. Została jednak otwarta swoista droga i perspektywa do pojmowania tej szczególnej natury Boga.

I  jeszcze KOGOŚ

Wielokrotnie i na różne sposoby jest mowa przez cały Stary Testament o Duchu Bożym i o kimś – jako o Mesjaszu, o Synu Człowieczym, Słudze Pańskim. W tych zapowiedziach nie było jeszcze jasności, kim będzie ten Mesjasz. Nie znano jego natury, to znaczy, że będzie Synem Bożym i że jako Wcielone Słowo Ojca będzie też prawdziwym człowiekiem. Te treści były jak największą nowością – prawdziwym objawieniem. Stanowiły też jednocześnie największą trudność w przyjęciu Mesjasza Syna Bożego.

Mamy najbardziej skondensowane przesłanie tej prawdy w Liście do Galatów:

Gdy jednak nadeszła pełnia czasu,
zesłał Bóg Syna swego,
zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem,

aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu,
abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo
(Ga 4,4-5)

Oczekiwano „innego” Mesjasza. Bardziej na „miarę” i według przewidywań oraz „potrzeb”, z jakimi borykała się wówczas społeczność Narodu Wybranego. Głównym „zapotrzebowaniem” tej społeczności było wyzwolenie spod rzymskiej okupacji i podtrzymanie „funkcjonowania” królestwa Izraela.

Wobec tych oczekiwań przechodziły jakby na drugi plan i były niedoceniane wszystkie obietnice wskazujące na potrzebę przemiany ducha człowieka. Na odnowienie sposobu myślenia. Na otwarcie grobów i ożywienie wysuszonych kości oraz stwarzanie „nowej ziemi i nowego nieba”. Na obdarzenie człowieka Duchem Bożym, Duchem Świętym, aby kształtował swoje życie na obraz i podobieństwo Boga. Zniekształcenie wnętrza człowieka, jakie dokonało się w grzechu pierworodnym i które trwało, nie mogło być naprawione przez żadne formy kultu. Trzeba było Nowego Człowieka. Tym stał się Jezus – sprawca zbawienia.

Ojcowski zamysł ratujący człowieka

Jezus, Wcielone Słowo Ojca, spełnił cały zamysł Boga Ojca wyrażony już bezpośrednio po grzechu pierwszych ludzi. Podjął tę wielką misję pokonania „głowy węża” niejako za cenę doświadczenia ugodzenia „w piętę”.

Tę misję podjął jako prowadzony od poczęcia aż po krzyż przez Ducha Świętego będącego „wyrazem” miłości Ojca i przyjęcia doświadczenia łaski przez Syna. Syn stając się człowiekiem, wszedł niejako do obozu tych, którzy z powodu grzechu zostali pozbawieni chwały Bożej (Rz 3,23). Będąc sam objawieniem łaskawej miłości Ojca, nie uchronił siebie od bycia zrównanym z grzesznikami i w oczach ludzi niejako i przez ludzi pozbawionym wszelkiej łask. Został niesprawiedliwie skazany po to, by objawić i uczynić skuteczną łaskę wobec grzeszników – by mogli jej dostąpić za darmo  (Rz 3,24).

Wszystko stało się jako spowodowane miłością Boga Ojca. Stało się skutecznym objawieniem łaski w Synu, by doprowadzać ludzi do przeżywania pojednania – co wyraża koinonia (dar jedności, zdolność życia w jedności właśnie dzięki poznaniu łaski). Kto bowiem poznaje i przyjmuje łaskę objawioną w Synu i przez Syna, nie musi zabiegać o uzasadnienie (gwarancję swego życia według siebie, według własnego poznania dobra i zła). Nie musi walczyć o siebie i o „swoje”. W Synu, w łasce otrzymywanej na wzór Syna, może kochać, pokonując wszelkie bariery i mury wrogości, i żyć mocą obdarowania pokojem. To jest owa koinonia czyli jedność w Duchu Świętym.

W dzisiejszej Liturgii Godzin modlimy się antyfoną do jednego z Psalmów, która pięknie zbiera całe Boże dzieło: Ojciec jest miłością, Syn jest łaską, więzią jest Duch Święty, o błogosławiona Trójco.

Panie, Jedyny Boże w Trójcy Osób, udzielaj nam, świadomości własnej tożsamości samych siebie (zgodnie z Twoim zamysłem) i takiej jedności w naszych wzajemnych relacjach, jaka jest w łonie Trójcy Osób.

Bp ZbK


css.php