Choroba pyszałka (22. Ndz C – 190901)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Liturgia 22 Niedzieli roku C stawia nas przed wezwaniem o prostotę, pokorę prawdę w naszym życiu. Autor księgi „Mądrość Syracha” takie oto daje nam rady:

Synu, z łagodnością prowadź swe sprawy,
a każdy, kto jest prawy, będzie cię miłował.
Im większy jesteś, tym bardziej się uniżaj (. . . ),

Na chorobę pyszałka nie ma lekarstwa,
albowiem nasienie zła zapuściło w nim korzenie

Wizja niebieskiego zgromadzenia

Naturalnie, jako wierzący, wiemy, że nie chodzi tylko o przymioty jakoś wypracowane przez człowieka, ale także – a właściwie przede wszystkim – o to, jak te i podobne przymioty mogą powstawać w wierzących dzięki ich odniesieniu do Tajemnicy Jezusa Chrystusa: Dzięki przystąpieniu do Pośrednika Nowego Testamentu /Przymierza – jak to ujmuje List do Hebrajczyków.

To dzięki postawie nacechowanej tymi przymiotami może realizować się prawdziwe gromadzenie ludzi. Nie tylko w wymiarze społecznym i teraźniejszym, ale także ponad czasowym i wiecznym. Przed nami wizja społeczności, którą stanowi niebieskie Jeruzalem, na uroczyste zgromadzenie, Kościół pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach.

Tu i teraz

Zanim jednak dopełni się ta rzeczywistość nakreślona przez świętych Autorów, żyjemy tu i teraz w tej rzeczywistości, która zazwyczaj nie przedstawia sama sobie wspomnianych cech i przymiotów. Czasem wręcz przeciwnie.

Nasz sposób przeżywania relacji wspólnotowych nierzadko jest nacechowany innymi przymiotami: wpatrzeniem w siebie, zabieganie o własną korzyść i stosowną pozycję, takie włączanie się we wspólnotowość, które tchnie indywidualizmem i partykularnym interesem. Wskutek tego łatwo dochodzi do faworyzowania postaw obłudnych, przewrotnych, aroganckich i nacechowanych fałszem, egzystencjalną nieprawdą.

Tak może dziać się w wymiarze dużych społeczności ale także tych najmniejszych, jaką jest rodzina. Zachodzi to w przeżywaniu tego, czym jest poczucie patriotyzmu i interes społeczny, edukowanie dzieci i młodzieży i tworzenie środowiska kulturalnego – szeroko pojętego. Zachodzi to w przeżywaniu przez małżonków i rodziny wspólnoty dóbr, wspólnoty stołu, wspólnoty łoża, koniecznej troski o słabszego członka rodziny itp.

Jak to jest w nas

Wszyscy – chociaż zapewne na różne sposoby i nie jako z różnych pozycji – odczuwamy jak jesteśmy w taki sposób myślenia i działania uwikłani. Jest to w jakeś mierze nasze choroba, nasze zniekształcenie, zaburzenie, jakaś nasza dewiacja.

Wszystko to wynika z faktu naszego grzechu: Grzechu pierworodnego. Naszego sięgania po owoc z drzewa poznania dobra i zła. Każdy widzi po swojemu; każdy myśli o dobru, lecz zazwyczaj z własnego punktu widzenia. To zniekształcenie i ta choroba jest w każdym z nas – chociaż niewątpliwie w różnym stopniu natężenia i skuteczności.

Mądrość Syracha

Wracamy do jednego ze szczegółów przesłania Księgi Mądrości Syracha:

Na chorobę pyszałka nie ma lekarstwa,
albowiem nasienie zła zapuściło w nim korzenie

Chcę zwrócić uwagę na treść terminu, który jest przełożony przez polski „choroba”. Ten grecki termin (epagoge) jest wieloznaczny. Szerokie jest też jego znaczenie w przekładach Biblii greckiej z Biblii hebrajskiego. Nie jest tutaj miejsce, by wchodzić w detale. Biblia łacińska przekłada ten termin przez plagi albo synagogi. Współczesne przekłady mają cały wachlarz terminów: m.in: rany, zadufanie, nieszczęście itp. W grece pozabiblijnej ten termin może mieć znaczenie wyrażające: sprowadzenie (razem), natarcie, atak, nęcenie, wabienie, czary, zaklęcia, uprowadzenie, indukcja (logika).

Uważam, że dla naszego użytku, gdy wnikamy w przesłanie tego fragmentu tekstu, będzie dobrze, gdy ten termin rozumiemy jako choroba (jak przekłada BT). Nie jest to jednak jakakolwiek choroba, ale jest to choroba jakby samonakręcania się, zwodzenia siebie, wchodzenie w sferę jakiegoś odrealnienia. To zresztą precyzuje drugi termin: „pyszałek” (gr. hyperefanos), wynoszący się, dumny, itp.

Każda wojna ma zazwyczaj coś z tego nakręcenia się wokół siebie, które wywołuje jakiś „przywódca” czy jakaś grupa. Obchodzimy 80. rocznicę wybuchu II wojny światowej. Ileż tam było nakręcania się, buty i arogancji. Zostały pociągnięte tłumy, w tym uczestniczyć. Przeniosło się to także w przestrzeni i czasie jako niszcząca fala. Leczyć może tylko przebaczenie i szukanie sprawiedliwości.

Refleksja

To prowadzi nas do refleksji: jeśli ktoś ma w sobie tę chorobę „samonakręcania się”, tej wewnętrznej indukcji siebie w swoich sprawach, tego zaczarowania sią samym sobą itp., to jest to choroba nieuleczalna, jak długo on zachowa swoją „tożsamość”. Jest to w jego wnętrzu jak nasienie, które stale się rozrasta, bo na dobre zapuściło swe korzenie. Trzeba radykalnej ingerencji, trzeba wymiany wnętrza, trzeba nowego stworzenia. To może stać się jedynie za sprawą działania Boga, na które „musi” przyzwolić człowiek. Tylko w ten sposób może zostać starta głowa przewrotnego węża (zob. Rdz 3,15).

Propozycja skorzystania z procesu leczenia została dana w jedynym Pośredniku Nowego Testamentu / Przymierza – Jezusie. Przystępujemy do Niego z gotowością na przemianę serca i przyjęcie Bożego Prawa (Mądrości) jaka objawiła się w Nim. Zapowiadał to już m.in. prorok Jeremiasz (31,31-34).

Pozdrawiam

Bp ZbK

Nie znam was . . . (21 Ndz C – 190825)

by bp Zbigniew Kiernikowski

W proklamowanej dzisiaj Ewangelii padają mocne słowa Jezusa. Są one związane z sytuację Jezusa, który kontynuuje swoją drogę do Jerozolimy. Wiemy, że to oznacza Jego mękę i śmierć. To właśnie w Jerozolimie ma się dokonać dzieło zbawcze. W tym kontekście pada pytanie ze strony kogoś o to, czy tylko nieliczni będą zbawieni?

Odpowiedź Jezus jest kilkustopniowa. Jezus najpierw mówi o wchodzeniu przez ciasną bramę, o zamkniętych drzwiach i kołataniu do zamkniętych drzwi z prośbą, by je otworzono – by Pan domu otworzył drzwi i umożliwił wejście do środka.

Wtedy to padają słowa Jezusa:

Nie wiem, skąd jesteście
( . . . )
Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście.
Odstąpcie ode Mnie wszyscy,
którzy dopuszczacie się niesprawiedliwości!

Wyrażenie „Nie wiem, skąd jesteście” wskazuje na brak wzajemnej znajomości. Krótko ujmując: wasze myślenie i wasze spojrzenie na życie jest inne niż moje. Pochodzimy jakby z dwóch odrębnych światów.

Niesprawiedliwość

Gdy proszący o otworzenie drzwi powołują się na wcześniejszą znajomość: Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś, wtedy pan domu powtórnie wrazi brak znajomości i określi, na czym ten brak znajomości polega. Jest to niesprawiedliwość.

Każdy z proszących, zapewne na różny sposób jest przekonany, że mniej lub więcej kierował się w swoim życiu poczuciem sprawiedliwości. Wszyscy odwołują się do jakiejś znajomości i wspólnoty z Panem domu. Byłeś przecież z nami i my z tobą. Tak, to może prawda. Ale Pan powie: każdy z was patrzał na mnie po swojemu. Interpretował moją obecność dla swojej wygody i realizacji swoich planów. Każdy miał koncepcję własnej sprawiedliwości. Czasem demokratycznie ustalonej i w danej społeczności powszechnie przyjętej.

A jednak każdy z tych proszących i wszyscy razem usłyszą skierowane do nich, każdy do siebie, słowa: Odstąpcie ode Mnie wszyscy, wy czyniący niesprawiedliwość.

Sprawiedliwość Jezusa a nasze ludzkie „sprawiedliwości”

Wśród tych kłaczących do drzwi i proszących o umożliwienie wejścia znajduje się zapewne nie tylko przestępcy wobec prawa, ale wielu takich, którzy mają swoje osiągnięcia i sukcesy. Mają dyplomy uznania i odznaczania przyznawane w różnych systemach i przy zastosowaniu różnych kryteriów wartościowania i sprawiedliwości. Może są tacy, którzy zdobyli uznanie i podziw ze strony ludzi. Tylekroć stawali na różnych pierwszych i zaszczytnych miejscach. I tak dalej.

Teraz słyszą: Odstąpcie ode mnie! Jesteście mi obcymi. Kierowaliście się bowiem innymi prawidłami i kryteriami życiowymi niż moje.

Przesłanie Jezusa jest takie: Ja szedłem do Jerozolimy, by tam oddać swoje życie i w ten sposób usprawiedliwić winnych (zob. np. Rz 4,25). Wy robiliście wszystko, by pełnić i czasem narzucać innym swoją sprawiedliwość. Była to zawsze taka sprawiedliwość, która kierowała się własnym (indywidualnym czy wspólnotowym, ale partykularnym) interesem. Stawialiście na piedestale waszego życia swoje prawa z pominięciem mojego prawa i mojego zbawczego działania, które przechodzi przez Jerozolimę (mękę, śmierć i zmartwychwstanie). Na innym miejscu Jezus powiedział: Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować (Mk 7,9). Jakże jest to dzisiaj często aktualne!

Naszą troską winno być to, aby wchodzić w bliską znajomość Jezusa, który idzie do Jerozolimy, aby tam objawić Bożą sprawiedliwość w tajemnicy krzyża przez przebaczenie. Być z Nim w bliskości i prawdziwej znajomości. Dokonuje się to przez postawy szukające nie własnej sprawiedliwości, lecz okazujące Bożą sprawiedliwość głównie przez przebaczenie

Bp Zbk

 

 

 

W Ewangelii 20. Niedzieli roku C słyszymy radykalne słowa Jezusa, które – jak może się wydawać – w pewnym sensie kontrastują z Jego ogólnym nauczaniem i z Jego postawą. Zazwyczaj bowiem Jezus nawołuje do jedności, szukania porozumienia i pokoju. Tymczasem dzisiaj wypowiada słowa, które zaskakują a nawet bulwersują.

Przyszedłem ogień rzucić na ziemię
i jakże pragnę, ażeby już zapłonął.
Chrzest mam przyjąć, i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie.
Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój?
Nie, powiadam wam, lecz rozłam.

Ogień

Jezus mówi o ogniu, który rzuca na ziemię. O jaki ogień chodzi? Ogień jest widziany jako żywioł trawiący, konsumujący i niszczący. Jednocześnie także jako siła i środek oczyszczający. To w ogniu metale otrzymują swoje oczyszczenie i zostają odpowiednio konsolidowane.

Ogień jest często wiązany z objawieniem się Boga. Tak było w przypadku płonącego krzewu na pustyni, z którego Bóg objawił się Mojżeszowi. Takiego obrazu używają Psalmy i inne Księgi Pisma mówiąc objawiającym się Bogu i Jego potędze. W Dzień Zesłania Ducha Świętego, kiedy to nad Apostołami ukazały się języki jakby z ognia i rozdzieliły się nad nimi.

Gdy więc Jezus mówi o tym, że przyszedł ogień rzucić na ziemię, wyraża tym samym swoją misję objawienia się w Nim i przez Niego Boga. Będzie to objawienie gwałtowne i oczyszczające. Będzie niosło ze sobą niszczenie i konsolidowanie. To się stanie w Jego Męce i Zmartwychwstaniu. Jezus wyraża to także w obrazie chrztu, który ma przyjąć, czyli wypełnieniu Tajemnicy Paschalnej – gwałtownej, bolesnej Śmierci i zaskakującego wszystkich Zmartwychwstania.

Tymi wypowiedziami Jezus wskazuje na to, że zbawcze dzieło, które podejmuje, będzie związane z wielką ofiarą i będzie stanowić radykalną przemianę. Będzie Go kosztowało wiele – a właściwie „wszystko”. Będzie to ofiara „całopalna” (holokaust). Ta Jego ofiara będzie na ziemi i dla ziemi, dla ludzi tej ziemi. Zgadza się to z obrazem ziarna, które wpadłszy w ziemię obumiera i przynosi owoc. Dzieło zbawienia nie mogło bowiem być dokonane z jakąś błahą cenę. Domagało się ofiary całkowitej. W tym „rzuceniu ognia na ziemię” objawia się człowiekowi Bóg, który zbawia i ratuje człowieka.

Skoro to Jezus przewiduje dal siebie i pragnie, by to się spełniło, jest to też znak dla nas, że w odniesieniu do każdego z nas zbawienie dokonuje się właśnie w takim „ogniu”. Aby człowiek doświadczył zbawienia, musi też w sobie przeżyć coś z tego trawiącego i oczyszczającego ognia.

Rozłam

Drugie określenie, jakim Jezus przedstawia swoje dzieło między ludźmi, to rozłam. Jest to zadziwiające. Użyty termin grecki jest bardzo wymowny. Jest to termin diamerismos, czyli dosłownie rozczłonkowanie, spowodowanie braku jedności. Jak to rozumieć?

Wydaje mi się, że – upraszczając i przedstawiając w skrótowej formie –należy powiedzieć, że chodzi o dokonanie rozłamu czy rozczłonkowania wszystkich niewłaściwych więzadeł, spoiw czy zrośnięć, jakie zachodzą w społeczności (rodzinie itp.), a które są skuteczne tylko do pewnego stopnia i do pewnych granic. Co prawdą są i jakoś funkcjonują. Nie są jednak one w pełni według zamysłu Boga czyli na Jego obraz i podobieństwo.

Odwołuję się do obraz. Jeśli chirurg ortopeda widzi źle zrośnięte kości, to będzie musiał dokonać jakiejś procedury złamania, rozłączenia, aby dać szansę ku temu, by te – wcześniej źle zrośnięte części kości a teraz celowo rozłączone – mogły poprawnie się zrosnąć.

Jezus, jeśli więc mówi o rozłamie, to wskazuje na to, że wprowadzi w relacje międzyludzkie inny typ spoiwa. Trzeba najpierw złamania tego, co niewłaściwe łączy, aby mogło zostać wprowadzone to, co prawdziwie zjednoczy.

Tym spoiwem jest Jego Duch – Duch Jezusa. Jest to Duch, który uzdalnia do służenia drugiemu i kochania go nawet jeśli okazuje się w jakiś sposób nieprzyjacielem.

Tylko w takim kluczu możemy też właściwie rozmieć dalszą część wypowiedz Jezusa zapisaną przez św. Łukasza.

Właściwe rozumienie ognia, który Jezus rzuca na ziemię i rozłamu, którego dokonuje w naszych zwichniętych relacjach, pomaga nam i uzdalnia nas do przeżywania prawdziwego pokoju i jedności.

Bp ZbK

Podczas liturgii niedzielnej słyszymy takie oto słowa z Listu do Hebrajczyków:

Gdyby zaś tę [ojczyznę] wspominali,
z której wyszli,
znaleźliby sposobność powrotu do niej.

Teraz zaś do lepszej dążą,
to jest do niebieskiej.

Dlatego Bóg nie wstydzi się być nazywanym ich Bogiem,
gdyż przysposobił im miasto.

Padają one w kontekście głębokiej refleksji Autora Listu do Hebrajczyków na temat wiary. Jest mowa o Patriarchach – w szczególności o Abrahamie.

Abraham i Obietnica

To Obietnica dana Abrahamowi wyznaczała kierunek jego życiowej drogi. Z chwilą usłyszenia prze niego głosu Boga i uwierzenia w obietnicę Abraham kierował się już nie swoim doświadczeniem, lecz dał się prowadzić w to, co było dla niego nieznane, a co było obiecane i gwarantowane przez Słowo Boga.

Naturalnie takie pojmowanie życia nie odnosiło się tylko do wędrówki w przestrzeni ziemskiej. Odnosiło się to przede wszystkim do pojmowania życia. Zaszczepiony niejako w mentalności Abrahama głos Obietnicy powodował to, że był on niejako nakręcony, by wchodzić w sytuacje i okoliczności, w których to nie on był – i stale miał być – tym, kto miał decydować o przyszłości, o skutkach różnych wydarzeń. Po prostu nie „wracał” do tego, co mu było znane, lecz wchodził w nieznane. Zawsze gotów na zaskoczenie nowością przygotowaną przez Boga.

Znajdowanie sposobu – czy raczej . . .

Autor Listu do Hebrajczyków obdarowuje nas pięknym sformułowaniem „znaleźliby sposobność powrotu do niej”. Użyty tutaj polski termin „sposobność” oddaje grecki termin „kairos”. Taki jest w tekście oryginalnym. Wiadomo „kairos” to jest stosowny moment, dana okazja czy sytuacja, nadarzające się okoliczności, które ktoś umiejętnie potrafi wykorzystać, albo też sytuacja krytyczna, z której trzeba się ratować.

My jesteśmy ludźmi, którzy jesteśmy nastawieni na korzystanie z okazji a czasem nawet na wykorzystywanie i to niejednokrotnie z pominięciem przysłowiowych „reguł gry”. Nadarza się okazja, a więc . . . Mamy ukute powiedzeni: Okazja czyni złodzieja, lub też: Ratuj się, kto może i jak może.

Obietnica – trwanie i czekanie

Tymczasem aby dojść do spełnienia obietnicy, potrzeba innej postawy; innego sposobu postępowania. Trzeba wytrwałości do tego celu, który został nam przedstawiony i przez nas jakoś zaakceptowany. Aby do niego dotrzeć i aby on się spełnił w naszym życiu nie można „okazyjnie” wracać do spełniania swoich oczekiwań a tym bardzie jawiących się chwilowo propozycji.

Tego rodzaju świadomość jest nam potrzebna też w nasilających się ostatnio w naszym społeczeństwie sporach o tożsamość człowieka. Przejawia się to w manifestacjach i czasem w agresji. Trzeba poważnej refleksji nad „docelowością” naszej ludzkiej tożsamości. Nad tym, co stanowi o prawdzie człowieka i co prowadzi do przeżywania pełni człowieczeństwa.

Bez odkrywania w sobie przez każdego z nas złożonej w nas „obietnicy” to znaczy zamysłu Boga, nie dojdziemy do właściwego celu, szczęścia, pełni życia.

Bóg nie wstydzi się być nazywanym naszym Bogiem,
gdyż przysposobił nam miasto.

Tak jest, na ile do niego dążymy, a nie gubimy się na różnych naszych rozdrożach i nie utykamy w naszych meandrach życiowych.

Bp ZbK

W 18. Niedzielę roku C jest proklamowany fragment czytania z księgi Koheleta. Mędrzec Kohelet to bardzo swoisty kaznodzieja, który swoją egzystencję i mądrość odnosi do króla Dawida i króla Salomona. Działał on już pod koniec historii zbawienia Starego Testamentu (III wiek przed Chrystusem).

Przemijalność i doświadczenie marności

Przepowiadanie Koheleta jest przeniknięte realnym sceptycyzmem wobec rzeczywistości ziemskiej. Przebija w nim z jednej strony jakby nuta zwątpienia i poczucia marności, a z drugiej wiara, że wszystko pochodzi od Boga i że Bóg prowadzi z ludzkością i z każdym człowiekiem swój plan. Wobec wszystkich dywagacji na temat znaczenia i wartości rzeczy ziemskich oraz osiągnięć czy potknięć człowieka Kohelet w zakończeniu swojej księgi daje taką radę.

Boga się bój i przykazań Jego przestrzegaj,
bo cały w tym człowiek!
Bóg bowiem każdą sprawę wezwie na sąd,
wszystko, choć ukryte: czy dobre było, czy złe (Koh 12,13-14)

Jest to prosta i zawsze aktualna recepta na właściwe życie człowieka wierzącego i mającego odniesienie do Boga szczególnie wtedy, gdy doświadcza trudności czy zwątpienia. Jest to drogowskaz życia, który zawsze jest prawdziwy i prowadzi do prawdy i dobra.

Psalm 90

W czasie dzisiejszej liturgii jako odpowiedź na czytanie fragmentu z księgi Koheleta śpiewamy Psalm 90. Ten Psalm nie mówi o łatwych sprawach. Mówi o przemijalności życia człowieka. O przeżyciu ucisku, poniżenia i niedoli (ten fragment jest w niedzielnej liturgii opuszczony).

Znamienna jest jednak końcowa część tego Psalmu, na którą chcemy zwrócić uwagę:

Dobroć Pana, Boga naszego, niech będzie nad nami †
i wspieraj pracę rąk naszych, *
dzieło rąk naszych wspieraj!

W szczególności warto zatrzymać się nad wyrażeniem „Dobroć Pana”. Hebrajskie sformułowanie (noam) zawiera w sobie wiele aspektów, które niejako uzupełniają czy rozszerzają rozumienie tej „dobroci”. Termin hebrajski wyraża wszystko to, co jest dobre, wspaniałe, przepełnione światłem, Wszystko to, co powodujące przyjemność i radość z powodu tego, czego się doświadcza.

Warto zauważyć, że Biblia Gdańska (przekład ewangelicki z pierwszej płowy XVII wieku) przekłada ten werset: Niech będzie przyjemność Pana, Boga naszego, przy nas. Natomiast przekład łaciński, Wulgata ma: Et sit splendor Domini Dei nostri super nos. A więc jest mowa o „splendorze” Pana Boga naszego nad nami. Nie chodzi więc dobroć pojmowaną przez nas i z naszego punktu widzenia, lecz taką dobroć, który jest niejako przyjemnością Boga i okazaniem Jego splendoru nad człowiekiem.

Światło i oświecenie, które zmienia życie człowieka

Dla pełniejszego obrazu warto jeszcze zauważyć, że grecki przekład tego Psalmu używa tutaj rzeczownika lamprotes, który oznacz jasność, blask, światłość. Ten rzeczownik jest użyty w greckim tekście Dziejów Apostolskich przez św. Pawła, kiedy w Cezarei Nadmorskiej przed prokuratorem Festusem i Królem Agrypą  mówi o wydarzeniu pod Damaszkiem. Wypowiada wówczas takie oto słowa:

W południe podczas drogi ujrzałem,
o królu, światło z nieba,
jaśniejsze od słońca,
które ogarnęło mnie i moich towarzyszy podróży (Dz 26,13).

Paweł mówi więc, że w południe ogarnęła go światłość jaśniejsza od blasku (lamprotes) słońca. To światło, które objawiło się nad Szawłem, tak go oświeciło, że zmieniło się całkowicie jego życie. Otrzymał łaskę poznania Jezusa Chrystusa i dzięki temu jego życie stało się nowym życie, życiem w Chrystusie Jezusie. Wtedy to okazała się prawdziwa dobroć Boga nad Szawłem, która go wyrwała z jego faryzejskiej służby Bogu i go przemieniła oraz uczyniła nosicielem prawdy Jezusa Chrystusa.

Nasz śpiew i nasze życie

Kiedy więc śpiewamy słowa Psalmu: Dobroć Pana, Boga naszego, niech będzie nad nami – niechaj w nas nie rodzi się myślenie tylko o tym, co my uważamy dla nas za dobre, ale niech nas przenika gotowość na to, aby w nas stawał się Boży plan, odpowiadający Bożemu upodobaniu wobec każdego z nas. Bowiem właśnie ten Boży plan i jego spełnianie się w nas jest przejawem wielorakiej Bożej „dobroci” nawet jeśli nie idzie po myśli naszej „dobroci”.

Potrzebne to jest, aby w naszym życiu przez dokonywanie się dzieł Boga okazywała się Jego chwała i Jego splendor. Abyśmy byli miłą wonią i przyjemnością dla Boga. Naturalnie te ostatnie określenia należy czytać jako antropomorfizm i przenośnie podobnie jak wszystkie sformułowania, w których jest mowa o upodobaniu Boga i o przyjemnej i miłej dla Niego woni płynącej z składanych ofiar i właściwego postępowania człowieka (zob. np. Rz 12,1).

Przeżywanie z wiarą i w mocy wiary trudnych i zwykłych a nawet pozornie bezsensownych momentów naszego życia może być okazją do poznania nad nami przedziwnej obecności Boga: Jego dobroci i chwały.

Bp ZbK

 


css.php