Nawiązuję jeszcze do słów Jezusa z dzisiejszej Ewangelii:

Gdy wywyższycie Syna Człowieczego,
wtedy poznacie, że Ja JESTEM!

W tych słowach wyraża się prawda Jezusa: Gdy Mnie ukrzyżujecie, czyli gdy przekreślicie Moje życie zawieszając Mnie na krzyżu, to wówczas poznacie, że Ja JESTEM. Widzimy w tym nawiązanie do Imienia Boga „Jahwe”.

Zostaje objawiony tutaj swoisty paradoks. To tak, jakby Jezus mówił: Teraz, gdy żyję, nie chcecie we Mnie uwierzyć. Nie poznajecie Mnie i nie uznajecie Mnie jako Wysłańca Bożego. Natomiast kiedy zostanę przez was ukrzyżowany, czyli zostanę wtłoczony w „miejsce”, gdzie nie ma życia (krzyż), i zobaczycie, że Ja z tego miejsca nie uciekam, lecz na nim pozostaję do końca, do wypełnienia mojej misji, wówczas zostanie dana wam możliwość uznania, że na tym i na takim „miejscu” mógł zostać i nie bronić się przed nim tylko ten, kto ma życie, czyli ten, który JEST.

Dopowiadam te kilka słów odnosząc się do tytułu jednej z książek zawierających opowiadanie o życiu Zofii z Vorzimmerów Breustedt, Lwowianki o żydowskich korzeniach, przyznającej się do Polskości, która w czasach przed II wojną światową wyszła za Niemca. Osadzona w Getcie Warszawskim pisała listy do swej córki w Szwajcarii. W jednym z listów w marcu 1941 użyła sformułowania, które zostało użyte jako tytuł książki.

Przeżywając warunki Getta i wspominając wcześniejsze życie na wolności do których kierowała swoje myśli, użyła sformułowania: Najmniej jestem tam, gdzie jestem.

To sformułowanie stoi w swoistym „paralelnym” kontraście do tego, co wyczytujemy i pojmujemy z Ewangelii, ze słów Jezusa. Formułując wypowiedź Jezusa możemy powiedzieć. On najbardziej JEST (najbardziej się objawia) właśnie tam, gdzie w oczach ludzi nie ma życia, czyli na krzyżu.

Jest to dla nas wyzwanie, obwieszczenie i propozycja pojmowania życia z wiary i w wierze w Jezusa Chrystusa.

Bp ZbK

Wtorek 5. tygodnia Wlk Postu (180320)

by bp Zbigniew Kiernikowski

W jednej z kontrowersji z faryzeuszami zapisanej w Ewangelii wg św. Jana (8. rozdział) Jezus bardzo wyraźnie akcentuje swoją tożsamość, która jest inna niż ludzkie wyobrażenia i oczekiwania.

Rzekł więc do nich Jezus:
„Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja Jestem
i że Ja nic od siebie nie czynię, ale że to mówię, czego Mnie Ojciec nauczył.
A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną:
nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba”.

Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w Niego.

 

Rozbieżność w sposobie pojmowania Tego, który Jest, może zostać przezwyciężona wtedy, kiedy Ten który Jest, pozwoli na unicestwienie siebie (w ludzkiej postaci), na ukrzyżowanie. Wtedy ludzie odmówią Mu prawa do istnienia, uznają, że nie powinien być. On jednak będzie, i to będzie jako ten, kto przebacza swoim oprawcom. Gdy zostanie rozpięty na krzyżu i wywyższony, gdy będzie niejako przegrany w oczach ludzkich, wówczas da najpełniej poznać, że On Jest. On jest, bo kocha bezinteresownie to, co zagubiło się w szukaniu siebie. On Jest, bo przebacza i przygarnia. On Jest, bo nie czyni niczego według swej woli, lecz czyni wszystko, co się podoba Ojcu.

Żeby zatem mowa Jezusa mogła być zrozumiana, konieczne było zaistnienie sporu, kontrowersji, a nawet nieporozumienia, co ostatecznie doprowadziło do odrzucenia i do krzyża. Dopiero bowiem w ukrzyżowanym i przebaczającym Synu Człowieczym człowiek może poznać mowę Boga i zacząć pojmować Jego zamysł. Nie będzie wówczas pozostawał w sporze z Bogiem, lecz przyjmie Go jako przebaczającego. Może w ostatniej chwili swego życia.

„Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w Niego”.

Wywyższenie Jezusa na krzyżu jest zaproszeniem do tego, by poznać Jego i by poznać Ojca. Jest to perspektywa i propozycja życia, która prowadzi do wiary i która wyraża się w wierze. Jest nowm spojrzeniem na życie i nowym doświadczaniem życia.

Bp ZbK

Poniedziałek 5 tygodnia Wlk Postu (180319)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Przyprowadzili do Jezusa kobietę z oskarżeniem:

„Nauczycielu, kobietę tę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować.
A Ty co mówisz?”. Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć.

Lecz Jezus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi.
A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich:
„Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień”.
I powtórnie nachyliwszy się, pisał na ziemi.

Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych.
Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku.

Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: „Niewiasto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?”.
A ona odrzekła: „Nikt, Panie!”.
Rzekł do niej Jezus: „I Ja ciebie nie potępiam. Idź, a od tej chwili już nie grzesz”

 

Niezależnie od tego, co było treścią Jezusowego pisania na piasku, była to czynność, która nie zostawiła śladu na trwałym materiale. Posłużyła ona jednak do tego, by pozostawić ślad w człowieku. Zwłoka ze strony Jezusa stała się sposobnością do tego, by oskarżyciele mieli czas na wgląd we własne życie. Fakt pisania przez Jezusa palcem po ziemi i oczekiwanie na wyrok pozostawiły jednak największy ślad w sercu pochwyconej kobiety. Czas od początku sceny, poprzez wszystkie jej etapy – jak pisanie Jezusa, Jego pytanie skierowane do oskarżycieli i ponowne pisanie na ziemi – musiał być dla owej kobiety czasem bardzo intensywnego doświadczenia niemocy i oczekiwania łaski. Napięcie malało w miarę odchodzenia oskarżycieli. Ona zapewne coraz to mniejszą uwagę zwracała na nich, a coraz to bardziej kierowała się ku Jezusowi. Aż pozostali tylko we dwoje.

Słowa Jezusa i Jego pisanie palcem po ziemi stały się mocniejsze od ludzkiej interpretacji Prawa wyrytego na kamiennych tablicach. Jezus zinterpretował i ucieleśnił Boże Prawo jako dające szansę grzesznikowi. W Bogu ostatecznie najbardziej stałe i niezmienne jest Jego miłosierdzie, które wyzwala człowieka, by ufając Mu, nie grzeszył.

Czasem trzeba być oskarżonym przez przedstawicieli pewnych instancji życia społecznego i nawet religijnego, by otrzymać ostateczny wyrok usprawiedliwiający. W tym tkwi sprawiedliwość Boga objawione w Jezusie Chrystusie.

Bp ZbK

III skrutynium Katechumenów (180318)

by bp Zbigniew Kiernikowski

W dzisiejszą, 5. Niedzielę odbyło się III skrutynium dla Katechumenów. To skrutynium jest związane z fragmentem Ewangelii wg św. Jana mówiącym o wskrzeszeniu Łazarza.

Trzy skrutynia wprowadzają Katechumenów w kolejne aspekty pojmowania życia i wiązania go z Jezusem Chrystusem.

W pierwszym (Ewangelia o Samarytance) chodzi o pojmowanie sensu życia, który objawia się przez odniesienie do Jezusa dającego wodę żywą.

W drugim Jezus jest tym, który otwiera i daje nowe spojrzenie na życie. (Ewangelia o uzdrowieniu niewidomego od urodzenia). Tylko w Jezusie, w świetle Jego Misterium Paschalnego można właściwie pojmować (widzieć) życie.

Trzecie skrutynium to przeżycie wyjścia ze zniewolenia, jakim jest lęk przed śmiercią i wejście e życie w wolności, które niejako ma za sobą doświadczenie umierania i grobu, ale także wskrzeszenia, czyli wyjścia na zewnątrz. Jezus, który nie zapobiegł śmierci swego przyjaciela Łazarza, stojąc przed jego grobem wołał: Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!

Jest to wezwanie i zarazem uzdolnienie do tego, by podjąć życie na nowo. W życiu katechumenów oznacza to zbliżenie się do przyjęcia do swego życia logiki Jezusa Chrystusa. Podejmowanie wszystkiego, co stanie przed nimi nie tyle w duchu omijania trudności, lecz w duchu gotowości doświadczenia „grobu”, czyli tego wszystkiego, co objawia naszą śmiertelność,. By doświadczyć wyzwolenia i nowego życia płynącego z relacji z Chrystusem ukrzyżowanym i zmartwychwstałem. To On zap0łacił „cenę” za grób Łazarza i każdego z nas. Faktycznie arcykapłan Kajfasz wraz ze starszyzną postanowili wtedy Jezusa zabić.

Ceną naszej wolności jest śmierć Jezusa. Kto w to wierzy, w nim urzeczywistnia się prawda wychodzenia z grobu i życia w wolności. Jest to moc Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego.

Katechumeni zbliżają się do źródła, w którym – zanurzeni – otrzymają udział w tej mocy. My mamy w niej udział. Korzystamy? Odkładamy? Różnie to bywa.

Bp ZbK

Byli niektórzy spośród Greków, czyli pogan, którzy zwrócili się do Apostołów z prośbą o to, by mogli ujrzeć Jezusa. Tę prośbę apostołowie przedstawili Jezusowi.

A Jezus dał im taką odpowiedź:
„Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy.
Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam:
Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo,
ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.
Ten, kto miłuje swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne.
A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa.
A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec.

Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć?
Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny.
Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę.
Ojcze, uwielbij imię Twoje”.

 

Jezus przyszedł, aby uleczyć człowieka z jego „ja”, zdominowanego przez własne, niezależne od Boga, poznanie dobra i zła. To zaś może dokonać się tyko na drodze stracenia swego „ja-dla-siebie”. „Kto miłuje swoje życie, traci je” – ta wypowiedź Jezusa w sposób jak najbardziej skondensowany ukazuje istotę problemu człowieka. Moc tych słów nie polega jednak na tym, że zawierają ważną prawdę, lecz na tym, że to Jezus jest tym, kto nie umiłował swojego życia, lecz wydał je za nas. Teraz zaprasza każdego zabłąkanego człowieka do życia nowego, czyli takiego, które jest w Nim.

W Jezusie objawia się nowy początek, właściwie początek nowego życia. Jest to życie oparte na nowym principium, które ujawniło się w Nim jako Pierworodnym spośród umarłych (zob. Kol 1,18). Jezus pierwszy jako życiodajne ziarno wpadnie w ziemię i obumrze dla tego świata. Jest to dla Niego trudny, bolesny moment, który przejmuje Go lękiem. Zapewne nie jest to tylko lęk o siebie, ale również o to, jak przyjmą jego śmiertelne „wpadnięcie w ziemię” ludzie, dla których to czyni, jak będą korzystać z Jego ofiary.

„A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa”. Pełni i sensu życia można doświadczyć, zostawiając swoje życie i idąc za Jezusem drogą umierania dla siebie, jak ziarno wrzucone w ziemię. Zostanie to uwieńczone uczczeniem i otoczeniem chwałą przez Ojca: „jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec”. Jest to przedziwna obietnica. Bóg uczci takiego człowieka, który pójdzie za Jezusem jako Jego sługa, to znaczy pozwoli, aby w nim spełniło się to, co stało się w Jezusie. Bóg uczci człowieka, który będzie miał Jego ducha.

Czy interesuje mnie takie poznanie Jezusa i pójście za Nim? Czy w moim życiu religijnym poznaję takiego Jezusa?

Bp ZbK

Dziękuję Wszystkim, którzy z wiarą oraz poczuciem chrześcijańskiej godności i odpowiedzialności reagują na wiadomość o wydarzeniu profanacyjnym w odniesieniu do Najświętszego Sakramentu i miejsca kultu, jakie wydarzyło się dzisiejszej nocy (16/17 marca 2018) w kościele pw. św. Maksymiliana Marii Kolbego w Szklarskiej Porębie.

Dla nas wierzących jest to bolesna sprawa, do której musimy podchodzić z wiarą i gotowością brania na siebie konsekwencji tego wszystkiego, czym jest niezrozumienie i odrzucenie, jakie też przeżywał za czasów swoich ziemskich dni sam nasz Zbawiciel Jezus. On jest Bogiem i Panem. My uczestniczymy w tym Jego zbawczym Misterium z wiarą i pokorą oraz w gotowości ekspiacji. Jego Miłości do człowieka nic nie może zniszczyć. Ona jest owocna w każdym, kto pozwala się prowadzić Ewangelii i się nawraca, by być przenikniętym tym samym Duchem, który za dni ziemskich był w Jezusie Chrystusie (zob. Flp 2,5-11).

Przytaczam tutaj mój list podpisany dziś rano.

 

Legnica, 17 marca 2018 roku

Czcigodni Kapłani Diecezji Legnickiej,

Osoby Życia Konsekrowanego,

Umiłowani Diecezjanie, Siostry i Bracia!

 

Dzielę się z Wami bardzo bolesną i smutną wiadomością. Otóż w nocy z 16 na 17 marca dokonano włamania do kościoła parafialnego św. Maksymiliana Mari Kolbego w Szklarskiej Porębie, gdzie dokonano profanacji Najświętszego Sakramentu.

Sprawczynią okazała się kobieta, która weszła do wnętrza świątyni przez małe okienko. Dostała się do tabernakulum, z którego wyjęła Najświętszy Sakrament, który w części podpaliła. Ten haniebny czyn nosi znamiona zamierzonej profanacji, choć intencje sprawczyni nie są jeszcze znane. Dlatego budzi to ogromny niepokój i smutek.

Dzięki zamontowanemu w kościele monitoringowi udało się zauważyć przebywającą we wnętrzu osobę. Natychmiast powiadomiona została policja i straż pożarna. Dzięki szybkiej interwencji służb nie doszło do znacznych zniszczeń, a sprawczyni została ujęta.

Jako Biskup Legnicki przyjąłem tę wiadomość z wielkim bólem. Pragnę także wyrazić słowa współczucia Księdzu Proboszczowi i całej tamtejszej wspólnocie parafialnej, ponieważ dla nas, wierzących, Eucharystia jest największą świętością. W Niej sam Chrystus jest obecny, ofiaruje się za nas oraz jest spożywany. W Eucharystii dokonuje się ustawicznie działo naszego zbawienia, jest ona szczytem i źródłem chrześcijańskiego życia.

Jest moim obowiązkiem jest przypomnieć w tym miejscu, że każdy kto postacie konsekrowane porzuca albo w celu świętokradczym zabiera lub przechowuje, podlega ekskomunice wiążącej mocą samego prawa, zarezerwowanej Stolicy Apostolskiej (kan. 1367 KPK). Sprawca takiego przestępstwa zostaje wyłączony z Kościoła, a rozgrzeszenie jest zarezerwowane Ojcu Świętemu.

Za grzech profanacji, poniżenia Bożej miłości, winniśmy Bogu wynagradzać. Zarządzam, zatem, aby sprofanowany kościół św. Maksymiliana w Szklarskiej Porębie został zamknięty. Dopiero w niedzielę 18 marca o godz. 900 będzie tam sprawowany obrzęd publicznego przebłagania, po którym zostanie przywrócony kult i będzie można sprawować Eucharystię z udziałem całej Wspólnoty parafialnej. Natomiast dla całej Diecezji zarządzam, aby najbliższa niedziela – V Wielkiego Postu (18 marca) była dniem ekspiacji i wynagrodzenia za dokonaną haniebną profanację. Po każdej Mszy świętej, należy wystawić Najświętszy Sakrament i odśpiewać suplikacje.

Ufam, że Bóg, który tak umiłował świat, że Syna swego dał, aby każdy kto w Niego wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne (J3,16), okaże miłosierdzie nam, a zwłaszcza sprawczyni tego haniebnego czynu. Niech Jezus obecny w Eucharystii będzie uwielbiony.

+ Zbigniew Kiernikowski
biskup legnicki

Sobota 4. tygodnia Wlk Postu (180317)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Wrócili więc strażnicy do kapłanów i faryzeuszów,
a ci rzekli do nich: „Czemuście Go nie pojmali?”.
Strażnicy odpowiedzieli: „Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak Ten człowiek przemawia”.
Odpowiedzieli im faryzeusze: „Czyż i wy daliście się zwieść?
Czy ktoś ze zwierzchników lub faryzeuszów uwierzył w Niego?
A ten tłum, który nie zna Prawa, jest przeklęty”.

Odezwał się do nich jeden spośród nich, Nikodem, ten, który przedtem przyszedł do Niego:
„Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha i zbada, co czyni?”.
Odpowiedzieli mu: „Czy i ty jesteś z Galilei? Zbadaj, zobacz, że żaden prorok nie powstaje z Galilei”.
I rozeszli się każdy do swego domu.

Jakże roztropnie zabrzmiały słowa Nikodema: „Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha, i zbada, co czyni?”. Była to propozycja jak najbardziej słuszna. Jednak w owej chwili pozostali członkowie Wysokiej Rady, aby mu zamknąć usta, zapytali: „Czy i ty jesteś z Galilei? Zbadaj, zobacz, że żaden prorok nie powstaje z Galilei”. Odrzucili w ten sposób propozycję zbadania sprawy przez przesłuchanie Jezusa. I rozeszli się – każdy do swego domu.

Później jednak „zejdą się” na przesłuchanie. Odbędzie się sąd nad Jezusem. Będą pytali, będą starali się Go poznać – ale tylko pozornie, bo nie będą gotowi słuchać, nie będą gotowi widzieć, nie będą gotowi uznać. W procesie przeprowadzą swoje racje, a On nie otworzy ust swoich, będzie milczał. Mimo że znają Pisma, nie rozpoznają w milczącym „baranka na rzeź prowadzonego”; nie rozpoznają Tego, kto ma moc stanąć „jak owca niema wobec strzygących ją”; nie rozpoznają Tego, który mówi przez to, że „nie otworzył ust swoich”. On dał się dręczyć, został przekreślony i usunięty spośród żyjących (zob. Iz 53,1-12).

To wszystko się stało, ponieważ wszyscy pobłądziliśmy w rozpoznawaniu Go. Każdy szukał swojej własnej drogi, przykładał do Niego własną miarę, każdy z nas miał swoje powody, by bronić siebie i swoich racji. On dał się tak potraktować, aby objawić, że jest posłany przez Tego, do którego należy cała prawda, wszelkie racje, i który jest Panem życia. Dopóki się to nie stało, nie mogliśmy Go rozpoznać.

Bp ZbK

Piątek 4. Tyg. WlkPostu (180316)

by bp Zbigniew Kiernikowski

A Jezus ucząc w świątyni zawołał tymi słowami:
„I Mnie znacie, i wiecie, skąd jestem.
Ja jednak nie przyszedłem sam od siebie;
lecz prawdziwy jest tylko Ten, który Mnie posłał, którego wy nie znacie.
Ja Go znam, bo od Niego jestem i On Mnie posłał”.

Zamierzali więc Go pojmać, jednakże nikt nie podniósł na Niego ręki,
ponieważ godzina Jego jeszcze nie nadeszła.

 

Można w pewnej mierze znać Jezusa, wiedzieć coś na temat Jego pochodzenia, a rozminąć się z prawdą o Nim. Nie da się bowiem poznać Go na podstawie danych metrykalnych ani na podstawie Jego ludzkich powiązań. Za jego Osobą kryje się bowiem pewna tajemnica. Jest nią Jego związek z Bogiem Ojcem. Tożsamość Jezusa można poznać nie po zewnętrznych przejawach, lecz po tym, jak On jako Syn Ojca odniesie się do tego, co jest kresem ludzkiej egzystencji, mianowicie do śmierci. Tym bardziej, że chodzi o śmierć niesprawiedliwą. Tylko ten, kto ma w sobie znajomość Ojca, może oddać swoje życie. Dopiero ten moment, to wydarzenie będzie dla ludzi sposobnością do poznania Ojca. Wtedy będzie możliwe poznanie Syna, który został posłany, i Ojca, który Go posłał. Wtedy też odsłoni się tajemnica relacji Jezusa z Ojcem. Wtedy ludzie będą mogli mieć udział w tej tajemnicy, otrzymają dostęp do znajomości Ojca i Syna.

Syn nie broni się przed oddawaniem życia. Ojciec poświęca Syna, by objawić siebie wobec tych, którzy są dotknięci śmiercią, trwają w ciemności z powodu lęku przed śmiercią, przed umieraniem, traceniem, byciem niedocenionym, nieakceptowanym (zob. Łk 1,78n. i Hbr 2,14n.). Pozwala się poznać jako Ojciec dający życie, który – jak powie św. Paweł – „ożywia umarłych i to, co nie istnieje, powołuje do istnienia” (Rz 4,17).

Na taki moment trzeba było czekać. Jezus musiał czekać na swoją godzinę. Dopóki to się nie stało, uchodził z rąk ludzi. Nadejdzie jednak czas, kiedy dobrowolnie się wyda. Wtedy wszystkim zostanie dana możliwość poznania Jego jako Syna i Ojca, który Go posłał.

Podobnie dzieje się także w życiu każdego z nas. Często udaje się nam wychodzić z trudnych sytuacji po swojemu, udaje się nam urządzać życie po swojemu. Wtedy jednak nie wchodzimy w poznanie prawdy. Nie poznajemy tajemnicy relacji między Ojcem i Synem. Znamy Boga tylko z zewnątrz. Nie uczestniczymy jednak w Jego wewnętrznym życiu, w Jego relacjach. Nie znamy Ojca tak, jak zna Go syn.

Otrzymaliśmy czas naszego życia po to, aby wchodzić w tę tajemnicę znajomości Ojca i tajemnicę bycia dzieckiem Boga. Trzeba umierać, aby prawdziwie żyć.

Bp ZbK

Czwartek 4. tygodnia (180315)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Jezus, po dokonaniu cudu uzdrowienia paralityka przy sadzawce Betezda kontynuuje swoją rozmowę z Żydami zarzucającymi mu pogwałcenie szabatu i mówi do nich:

Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne:
to one właśnie dają o Mnie świadectwo.
A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie.

Nie odbieram chwały od ludzi, ale wiem o was, że nie macie w sobie miłości Boga.
Przyszedłem w imieniu Ojca mego, a nie przyjęliście Mnie.
Gdyby jednak przybył kto inny we własnym imieniu, to byście go przyjęli.
Jak możecie uwierzyć, skoro od siebie wzajemnie odbieracie chwałę,
a nie szukacie chwały, która pochodzi od samego Boga?

 

Jezus stwierdza, że Jego rozmówcy nie widzieli oblicza Boga i nie mają w sobie Jego słowa, to znaczy nie poznali Boga przebaczającego, nie poznali Ojca, że Jego oblicze do tego czasu było przed nimi zakryte. Odwołuje się do stałej praktyki Żydów, którą było czytanie czy badanie Pism. „Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne”. Faktycznie badano Pisma i czyniono to z przekonaniem, że to właśnie w nich jest objawione i zawarte życie wieczne. Gdy jednak to życie przyszło i okazało się we Wcielonym Słowie, uczeni w Piśmie nie byli w stanie uznać Go i przyjść do Niego. Ich sposób rozumienia Pism okazał się niewystarczający, aby rozpoznać Jezusa.

Przeszkodą w rozpoznaniu i przyjęciu Jezusa, na którą On wyraźnie wskazuje, jest szukanie własnej chwały. Albo inaczej: odbieranie chwały od siebie nawzajem. Poznanie Jezusa i uznanie Go oraz przyjęcie jako Pana będzie zawsze związane z nieszukaniem własnej chwały. On nie szukał własnej chwały, dlatego dał się odrzucić. Właściwie po to przyszedł, aby w odrzuceniu i śmierci (czego nikt nie chce przyjmować), objawić życie. To, co było zapowiadane, teraz na Nim i w Nim miało się spełnić.

Tylko ci, którzy nie szukają własnej chwały (możemy też dodać: własnego interesu), będą mogli poznać Jezusa, to znaczy będą rozumieli Pisma i wszystko, co one zapowiadają. Wszystko bowiem, co stanie się w Jezusie i przez Niego, okaże się także dziełem Boga Ojca w nas, w ludziach. Kto pozwoli kształtować siebie w wierze, ten będzie też coraz głębiej poznawał prawdę o Synu, bo sam będzie stawał się synem. To Bóg Ojciec sprawia, że stajemy się Jego synami dzięki wierze w Jezusa – Syna Człowieczego. Jezus uniżony i ukrzyżowany zostaje wywyższony dla naszego usprawiedliwienia oraz byśmy mogli wyznawać, że On jest Panem ku chwale Boga Ojca (zob. Flp 2,11).

Prośmy o światło, byśmy bezstronnie szukali Słowa – Jezusa, który uzdrawia. Badanie bowiem Pisma przynosi swój owoc, jeśli my nie warunkujemy go swoim pojęciem tego owocu, to znaczy: uprzedzając, jakim on ma być.

Bp ZbK

Środa 4 Tygodnia Wielkiego Postu (180314)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Jezus w rozmowie z Żydami oskarżającymi Go o łamanie szabatu przez to, że uzdrowił w szabat człowieka przy sadzawce Betesda dał świadectwo i o to, że do tego o swoim działaniu zgodnie z tym, co czyni Bóg Ojciec. Powiedział wprost: Nie mógłby niczego czynić sam od siebie, gdyby nie widział Ojca czyniącego.

Dalej Jezus obwieszcza:

Albowiem jak Ojciec wskrzesza umarłych i ożywia, tak również i Syn ożywia tych, których chce.
Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi,
aby wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu.
Kto nie oddaje czci Synowi, nie oddaje czci Ojcu, który Go posłał.
Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam:
Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie na sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia.

Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, że nadchodzi godzina, nawet już jest,
kiedy to umarli usłyszą głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą, żyć będą.
Podobnie jak Ojciec ma życie w sobie, tak również dał Synowi: mieć życie w sobie samym.
Przekazał Mu władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym.

Specyficznym wyrazem i jednocześnie charakterystyczną cechą relacji Ojciec – Syn jest stosunek do życia, a tym samym także do umierania czy do umarłych. W kategoriach ludzkich i ziemskich życie ustaje, ma swój kres. Bóg jest jednak Bogiem bez kresu, Bogiem nieograniczonym i zawsze żyjącym. Jest Ojcem dającym życie i utrzymującym życie. życie odniesione do Boga jako Ojca, a tym samym Pana i Dawcy życia, może otrzymać nowy początek nawet wobec umierania i śmierci. Dlatego Jezus mówił o Ojcu, który wskrzesza i ożywia umarłych.

Cała prawda objawienia ma na celu ratowanie człowieka z jego sytuacji śmierci. Prowadzi do objawienia życia i przekazuje doświadczenie życia. Jezus, jako Syn, współdziała z Ojcem w odniesieniu do umarłych. On jest i stale pozostaje Synem żyjącym z Ojca i dla Ojca. Nie pretenduje do tego, by mieć życie sam z siebie, ale stale otrzymuje je od Ojca. Przez Wcielenie stanął niejako po stronie umarłych, to znaczy tych, którzy mieli życie i stracili je.

Błąd czy brak człowieka polegał na tym, że uważał to życie za swoje, a nie odnosił go do Boga jako Ojca. Straciwszy w grzechu pełną relację do Boga, człowiek utracił też właściwy stosunek do życia. Stał się śmiertelnym. Teraz oto staje przy człowieku (przy każdym z nas, śmiertelnych) Syn, który otrzymuje życie od Ojca i objawia nam, że także my możemy z tego daru skorzystać – żyć na nowo na wzór Syna.

Gdy mowa jest o wskrzeszeniu umarłych, nie chodzi zapewne tylko o aspekt fizycznego przywołania do życia, lecz o wprowadzanie w pełnię życia. Tę pełnię życia przynosi Jezus. On uniżył się i zszedł do najniższych pokładów egzystencji ludzkiej, pozwalając na odebranie Mu życia, na złożenie do grobu. Mógł na to pozwolić, gdyż miał życie od Ojca. Miał pewność życia w Ojcu. Dzięki mocy płynącej z relacji z Ojcem mógł nie bronić własnego życia. Jezus wiedział, że w Ojcu jest życie i że Ojciec Mu go udziela.

Ujawnienie tej prawdy stało się w sposób definitywny w śmierci Jezusa i Jego zmartwychwstaniu. Tak otrzymywanego życia i tak zagwarantowanej egzystencji w Ojcu nikt już nie może odebrać. W tajemnicy paschalnej Jezusa Chrystusa odbył się swoisty sąd nad sytuacją człowieka. Był to sąd, w którym Bóg obronił człowieka przed śmiercią wieczną przez swoją śmierć w ciele. W Ewangelii i sakramentach jest nam dana możliwość przynależności do tego samego Boga i Ojca przez związek z Synem.

Ten związek musi jednak przejść przez sąd, czyli konkretną weryfikację. Jest to ostatecznie sąd krzyża, prowadzący do zmartwychwstania. Nie wszyscy jednak godzą się na to, by poddać się temu sądowi. Nie wszyscy chcą przyjąć postawę syna, czyli wejść w prawdę krzyża i mieć nadzieję wskrzeszenia. Ten sąd polega na wypełnieniu woli Ojca wobec Syna i przez Syna. Syn bowiem rozumie, że wyrzekając się własnej woli, otwiera drogę życia dla tych, którzy przez szukanie własnej woli stali się niewolnikami. Teraz z niewolników mogą stawać się synami w Synu – dziećmi Boga.

Bp ZbK

« Poprzednia stronaNastępna strona »

css.php