W sprawie „Amoris Laetitia” (180121)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Julio, Grzegorzu, Januszu, Niezapominajko i Inni!

(niniejszy wpis jest próbą odpowiedzi i wyjaśnień na postawione pytania w komentarzach do poprzedniego wpisu)

Dziękuję za udział w tej wymianie zdań. Widać, jak problem jest istny. Dotyka bowiem życia i podejścia do tego szczególnego momentu czy aspektu życia jakim jest małżeństwo i nasz udział w sakramencie Eucharystii. Gdy mówię nasz, mamy na myśli nie tylko zebranie poszczególnych osób, ale także wspólnotę, która właśnie dzięki Eucharystii (także właściwemu podejściu do niej i przeżywaniu jej) tworzy się, odnawia, komunikuje życie itd. Jest to po prostu ważne.

Trudo jest mi ustosunkowywań się do wszystkich aspektów tej kwestii, o jakiej tutaj mówimy. Musimy pamiętać o tam, że są prawdy naszej wiary, które nie podlegają zmianom.

Żeby wejść bardziej w konkrety rozwijającej się dyskusji, to uważam, że Grzegorz bardzo dobrze ustawił problem na początku, czy w przeważającej części swego komentarza #95. To wskazuje na potrzebę kształtowania postawy chrześcijańskiej, ducha chrześcijańskiego (ducha Jezusa Chrystusa w człowieku). Wiemy, jakie są braki na tym polu. Tych braków nie da się ani uzupełnić, ani pokonać przez jurydyczne podejście, a więc pozwalanie czy zabranianie. Potrzebne jest dojrzewanie człowieka (ludzi, a w tym przypadku żyjących w jakimś konflikcie z normami kościelnymi i duchem Ewangelii) do rozumienia Tajemnicy Jezusa Chrystusa, która jest dla człowieka, by go zbawiać, a więc przemieniać, a nie „zadowolić” go czy zaspokoić jego oczekiwania nawet poprawne i szlachetne.

Potrzeba konkretnej wspólnoty wierzących, która potrafi tak pomagać potrzebującym przemiany (bo sama stale przeżywa tę przemian jako dar i łaskę), żeby oni zostali wprowadzeni w Tajemnicę życia z Chrystusem. To jest procesem. Ten proces trwa i będzie trwał do końca czasów. Tego procesu dojrzewania czy dorastania do „jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa” (zob. szerszy kontekst Ef 4,11-14).

Problem jest właściwej oceny „momentów” czy etapów, na których konkretni ludzie (a także grupy, czy społeczności) się znajdują. I dalej powstające w związku z tym pytanie: jaki pokarm dawać ludziom na tych „etapach” (sytuacjach, kiedy w swoim życiu nie są zgodni z Ewangelią czy tradycją Kościoła). Czy dobrze jest podać im Eucharystię, to znaczy udostępnić wchodzenie w komunię, podczas, gdy w nich może być właśnie problem z tą gotowości na właściwe przeżywania komunii – rozumianej jako jedność czy zjednoczenie z duchem czy w duchu Jezusa Chrystusa. To zasadniczo (zazwyczaj) nie dokona się bez kerygmatu, bez gotowości nawrócenia, bez zgody na to, że ktoś poprowadzi (będzie towarzyszył – o czym mówi papież Franciszek, szczególnie w VIII rozdziale AL). To towarzyszenie winno mieć coś z katechumenatu, czyli uczenia słuchania głosu Boga i głosu Kościoła – albo raczej głosu Boga w Kościele.

Przytaczasz, Grzegorzu, pod koniec twego komentarza #95 słowa Papieża Franciszka „Będzie się tak działo, aż Duch nie doprowadzi nas do całej prawdy (por. J 16, 13), to znaczy, kiedy wprowadzi nas w pełni w tajemnicę Chrystusa i będziemy mogli widzieć wszystko Jego spojrzeniem” (AL. 3). Tak to jest prawda. Pozostaje jednak stale pytanie, jak to już wyżej wspomniałem, jak pomagać na poszczególnych etapach? Co jest najsłuszniejszym i najskuteczniejszym sposobem pomagania czy towarzyszenia? Czym karmić? Czy jest dobrym rozwiązaniem karmienie Eucharystią, jeśli brak gotowości do właściwej jedności z Tajemnicą Chrystusa? Czy udzielnie Komunii świętej posłuży budowaniu tej jedności? Czy to „załatwi” sprawę? Takie i tyle podobnych pytań będzie powstawało.

Nie można przyjąć koncepcji jakiegoś relatywizmu. Papież czyni kroki w kierunku przełamania zbyt jurydycznego spojrzenia na wiele kwestii w Kościele. Jak nasze wspólnoty i my sami jesteśmy do tego przygotowani?

Julio, przytaczasz słowa Papieża, że „nie wszystkie dyskusje doktrynalne, moralne czy duszpasterskie powinny być rozstrzygnięte interwencjami Magisterium” i pytasz: „Czy to znaczy, że to, co jest grzechem w Polsce– nie jest grzechem w Holandii czy Argentynie? I idąc dalej – czy Papież Franciszek w twierdzeniu, że można udzielać Komunii świętej rozwiedzionym będącym w ponownych związkach bez zachowania przez nich czystości myli się, czy nie?”

Pytania są przez Ciebie słusznie i precyzyjnie postawione. Myślę, że odpowiedź na tak postawione pytania będzie wymagała jeszcze wielu kroków i dopowiedzeń. Na dziś powiem tylko, że określenie grzechu (jeśli rozumiemy jego istotę) nie zależy od granic terytorialnych. Rozeznawanie i uznawanie grzechu może natomiast jakoś zależeć od szeregu czynników związanych z kulturą itp.

Co do drugiej części pytania to powiem krótko w następujący sposób: Ja nie wiem, czy Papież w tej kwestii się myli czy nie. Rozumiem (przynajmniej po części – jak mi się wydaje) jego zamiar czy intencje – jak to już wyżej trochę powiedziałem (towarzyszenie). Problemem natomiast pozostanie to, jak te jego intencje będą rozumiane, jak wdrażane. Czy zostanie to zredukowane do pojęcia „pozwolenia” czy to będzie rozumiane jako wezwanie do prawdziwej rzetelnej formacji – mam na myśl to, co wyżej wspomniałem o formacji katechumenalnej w jak najszerszym i prawdziwym tego słowa znaczeniu, czyli prowadzeniem do wiary wyrażającej „zanurzenie” w Tajemnicy Jezusa Chrystusa.

Proszę przyjąć te moje słowa wyjaśnienia czy odpowiedzi na postawione pytania, jako próbę uzewnętrznia mojego zastanawiania się nad poruszonymi sprawami. Mam nadzieję, że będziemy nadal o tych kwestiach rozmawiać i szukać pełniejszego rozumienia. Do tego zachęcam.

Umieszczam tę wypowiedź jako komentarz, ale jednocześnie jako nowy wpis. Będzie nam „technicznie” łatwiej się do tego odnosić.

Bp ZbK

Czas jest krótki (3. Ndz B – 180121)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Przesłanie dzisiejszej niedzieli jest dla nas ludzi 21 wieku bardzo na czasie. Zdaje się bowiem, że człowiek współczesny oparty o swoją wiedzę i o soje osiągnięcia na wielu polach życia społecznego, medycznego, technicznego itp. utwierdza siebie (zapewne w przeważającej części nie w pełni świadomie) w przekonaniu, że jest, że będzie i że wszystko ma być jemu poddane jako komuś koto ma niezależną i w pewnym sensie absolutną władzę. Jest po prostu panem i sprawy mają się toczyć tak, jak przewidzi on sam, wybrane przez niego gremia jego reprezentantów parlamentarnych, jak to przewidują prawa fizyki czy ustalenia międzynarodowe.

Widzimy jednak, że nie zawsze tak jest. Nie zawsze głosowania są przewidywalne. Huragany i orkany oraz gwałtowne zmiany pogody, nawet jeśli przewidziane z jakimś uprzednim czasem, zaskakują i stawiają człowieka w pozycji bezradności. Problemy migracyjne nie dadzą się rozwiązać przy pomocy jakiegoś algorytmu służącemu przewidzianemu systemowi rozdzielnictwa. podziałowi. Nie wszystkie lekarstwa i terapie są w stanie utrzymać zdrowie i oczekiwaną efektywność życiową. Tak można wyliczać wiele aspektów naszego życia. Co więcej: nie wszystkie modlitwy zostają wysłuchane tak, aby to co się dzieje, było po nasze ludzkie myśli.

A więc jest jeszcze coś, czego my sami nie jesteśmy w stanie ani pojąć, ani opanować, ani uprzedzić, ani zaradzić!

Jest kres. Chronos, czyli bieg czasu ma swój kres. Wcześniejszy czy późniejszy, ale konkretny i nieodwołalny kres. Możemy próbować go przesuwać, czy robić tego wrażenie i pozory. Jednak on jest i niechybnie nastąpi i następuje.

Wobec tego pytanie: Czy starać się o to, by go przesuwać w jakąś przyszłość i łudzić siebie tam, jakby on nie miał nastąpić i można byłoby go uniknąć, czy też próbować stawiać czoła temu kresowi, by g przeżyć jak najpełniej – nawet ze zgodą na to, że ta konfrontacja może przyjść wcześniej niż wypadałoby czy należałoby jej oczekiwać?

Jako chrześcijanie jesteśmy wezwani, co więcej, jesteśmy do tego uzdolnieni przez Ewangelię, żeby wiedzieć, że czas jest krótki – jak powiedział św. Paweł. Jonasz mówił Niniwitom o czterdziestu dniach. Jezus zaś obwieszczał, że bliskie jest królestwo Boże. I wzywał: Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. Wierzcie, że może być inaczej, niż wam się wydaje.

Dla nas wierzących wszystkie kryzysy mają także wymowę pozytywną. Są okazją i wezwaniem zwrócenia się do Tego, który wszedł w nasze ograniczone życie i obwieszczał kres i sam przeżył ten kres na krzyżu. W zmartwychwstaniu okazał się jednak Tym, który nie ma kresu. Dla którego kres czasu (krzyża i śmierci) zmienia się w wieczność (życie poza mocą śmierci). Trzeba jednak wiary a nie tylko patrzenia na nasze ludzkie możliwości. Trzeba docenienia właśnie tego, że jest kres i skorzystania z tego kresu właśnie dzięki prawdzie i mocy Ewangelii. Jeśli to stracimy z oczu, jesteśmy jako chrześcijanie solą, która utraciła swój smak (zob. Mt 5,13).

Panie, Boże Wszechmocy i Ojcze naszego Pana Jezusa Chrystusa, nie dozwól nam oderwać się od Prawdy objawionej w Twoim Synu, który przeżył kres życia na krzyżu i jako zmartwychwstały żyje i króluje na wieki wieków.

Bp ZbK


css.php