Kim On jest ? (21. Ndz A – 170827)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Jezus dokonał wielu cudów na oczach uczniów, wiele im oznajmił tajemnic. Już długo z nimi przebywał i wiele rozmawiał. Oni łączyli z Nim różne nadzieje. Były to niewątpliwie nadzieje narodowe i zapewne także osobiste. Albowiem, jak cały wybrany naród, oczekiwali Mesjasza. Jednak nie wszystko, co Jezus mówił i czynił, pokrywało się z tymi oczekiwaniami, jakie nosili w sobie i jakie nosiły różne grupy społeczne i religijne. Prorockie słowa nie były wystarczająco i jasno rozumiane. Bywały one przytłumiane właśnie przez interesowne oczekiwania.

Oczekiwania ludzkie są zazwyczaj kształtowane przez pragnienia i potrzeby, jakich człowiek doświadcza. To one niejako narzucają człowiekowi jego sposób pojmowania własnego życia i organizowania życia społecznego. Dominującym czynnikiem jest wola zaradzania odczuwanym bezpośrednio potrzebom. Łatwo do głosu dochodzą takie, które mają większe przebicie i uznanie ludzkie. Czasem dokonuje się to z pominięciem prawdy i sprawiedliwości. Wyłaniają się interesy partykularne i w związku z tym różnego rodzaju konflikty. Wtedy też nie zawsze człowiek jest gotów słuchać głosu proroków.

Dlatego przychodzi Mesjasz, czyli Pomazanie. Namaszczony. Maszijah, Christos. Namaszczony Duchem Świętym. Uzdolniony do tego, aby a Nim spełniała się wola Boga. Posłany po to, aby też innych namaszczać, to znaczy uzdalniać do przyjmowania Woli Pana Boga jako Ojca. Jest on inny w stosunku do wszystkich oczekiwań.

Jezus jako Mesjasz zmierza do tego, by przebywanie z Nim Jego uczniów prowadziło do rozumienia tego, co to znaczy być „namszczonym” Duchem Świętym. By uczyli się tego namaszczenia. By stawać się „christianoi”, czyli pomazańcami Bożymi.

Pod Cezareą Filipową Piotr wyznał słowami, że Jezus jest Mesjaszem. Jednak w momencie próby Piotr i podobnie pozostali uczniowie zaprzeczą temu, co on teraz wyznał ustami.

Piotr wypowiedział to wyznanie powodowany objawieniem z nieba. Lecz nie zrozumiał czy nie przyswoił sobie tego przesłania. On i pozostali uczniowie uciekną od swego Mistrza – Mesjasza, gdy On będzie przeżywał jakby pierwszą część swego namaszczenia, mianowicie krzyż.

Później, już niejako wdrożeni przez dotychczasowy kontakt z Jezusem będą przeżywali nawrócenie. Szczególnie to będzie widoczne we łzach Piotra (Mt 26,75). Spotkają też Zmartwychwstałego Pana, który im udzieli swego Ducha. Jako nawracający się będą gromadzić się w Wieczerniku w oczekiwaniu na namaszczenie tymże Duchem Świętym w dzień Pięćdziesiątnicy. Tak też się stanie. Dzięki temu Duchowi – już jako namaszczeni – nie będą już uciekać przed przeciwnościami, lecz będą świadczyć o Jezusie i będą nawet gotowi oddać swe życie z powodu Ewangelii. Z powodu Mesjasza, którego poznali, w którego zwątpili i zaparli się, ale którego ostatecznie na nowo uznali. Uznali jako Jedynego Pana.

Jest stale przed nami pytanie Jezusa: A wy za kogo Mnie uważacie? Albo wprost skierowane osobiście do każdego z nas chrześcijan: A ty za kogo Mnie uważasz? Jest to pytanie stale aktualnym. Jeśli szczerze odpowiadamy, będziemy lepiej rozumieli także nasze ludzkie upadki i będziemy bardziej zdolni do przeżywania naszego nawrócenia. Jezus – Mesjasz nie jest dla naszego potępienia, lecz dla ratowania nas z naszych upadków i niewierności. W szczerym dialogu z Jezusem i wyznawaniu, że On jest Mesjaszem Synem Bożym, możemy coraz to pełniej przeżywać nasze namaszczenie nie tylko w momentach podniosłych, kiedy wyznajemy naszą wierność, ale także wtedy, kiedy odkrywamy i uznajemy nasze upadki, nasze załamania. Take jest chrześcijaństwo – życie namszczonych (christianoi) idących za Mesjaszem.

Bp ZbK

Kobieta kananejska wołała do Jezusa: «Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko nękana przez złego ducha». Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem.

Nie odezwał się. Jakby zignorował. Taki był pierwszy etap tego wydarzenia, które zostanie uwieńczone cudem uzdrowienia córki owej kobiety kananejskiej. Nie stało się to jednak od razu. Droga do otrzymania tej łaski prowadziła przez różne momenty, które musiała przeżyć kobieta zwracająca się ze swoją prośbą do Jezusa. Nie było to łatwe. Wymagało to z jej strony stałości pozostawania w postawie proszącej.

Ona, powodowana ciężarem swej sytuacji, wołała niezależnie od reakcji uczniów i oświadczenia Jezusa, że jest posłany do owiec, które poginęły z domu Izraela.

Świadomość potrzeby pomocy dla swej córki pozwoliła jej przyjąć nawet to, co było dla niej niewątpliwym upokorzeniem, gdy usłyszała słowa Jezusa: «Niedobrze jest zabierać chleb dzieciom, a rzucać szczeniętom». Uznała to i z tej pozycji uniżenia potrafiła uzasadniać swoją prośbę. Dokonał sią cud.

Z historii tej kobiety płynie dla nas nauka. Nie powinniśmy, a nawet nie mamy prawa oczekiwać, że na wszystkie nasze prośby należy nam się odpowiedź według naszych oczekiwań. Czasem trzeba czekać. Wytrwale czekać i się przypominać. Jednocześnie – i chyba to jest bardzo ważne – coraz to bardziej niejako wrastać w prawdę, o swojej rzeczywistej kondycji życiowej. Często jest to wyrażane podczas pielgrzymek: „prawidłem życiowym pielgrzyma jest wzrastanie w świadomości, że mu się nic nie należy”.

Można do tego dodać wskazując na wymowną konsekwencję:

w miarę tego, jak wzrastam w postawie, że nic mi się należy i pozostaję w gotowości przyjęcia tego, co mi zostanie dane, staję się coraz to bardziej dostosowany do tego, by wszystko przyjmować jako łaskę i dar. W tym „wszystko” zawiera si nie tylko to, co mi się wydaje po mojej myśli, ale także to co wykracza poza nią czy w jakiś sposób jest obok niej.

Kiedy wejdziemy w tę logikę, wiele rzeczy w naszym życiu upraszcza się. Przede wszystkim zostają uzdrawiane nasze relacje z bliźnimi i nasze spojrzenie na wydarzenia, które nas dotykają.

Kiedy to się będzie działo w naszym wnętrzu, wówczas może stawać się cud przemiany rzeczywistości w nas samych i wokół nas. Znamienne jest, że Jezus mów do niej: «O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!». Nasze „chcenie” będzie też coraz bardziej zbliżało się do tego, jaki jest zamysł Boży.

Bp ZbK

Nie wiemy, czy bezpośrednio kierował się Piotr, gdy do Jezusa powiedział: «Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!»

Prawdą jest, że uczniowie w pierwszej chwili myśleli, że ten Jezus kroczący po wodzie to zjawa. Przelękli się. Na słowa Jezusa: «Odwagi. Nie bójcie się. To Ja jestem» zapewne uspokoili się. To jednak nie starczyło Piotrowi. Uczynił więc swoiste wyzwanie. Miało ono być też pewnym sprawdzianem. Jak się jednak okazało nie tylko sprawdzianem tożsamości Jezusa, ale bardzie wiary i tożsamości samego Piotra i uczniów.

Chodzenie Jezusa po wodzie to znak Jego wszechmocy nad żywiołem. Nad wszystkim. Ostatecznie także nad mocami śmierci. W słowach Piotra skierowanych do Jezusa chodzącego po wodzie możemy widzieć pewną chęć sprawdzenia, czy ten kroczący po wodzie to Jezus. Możemy jednak widzieć my dzisiaj także coś głębszego. Czy ten zjawiający się Jezus to wszechmocy Zbawiciel, który może dać moc kroczenia po śmiercionośnym żywiole. Jezus powiedział Piotrowi: «Przyjdź». Piotr doświadczył, że można kroczyć po tej wodzie, ale doświadczył też załamani i lęku. Zaczął tonąć. W tej sytuacji nie było już możliwości powrotu do łodzie, do „pierwotnego stanu” sprzed wyjścia z łodzi. Pozostały tylko dwie możliwości: zatonięcie, albo ratunek ze strony Tego, który jedynie miał taką moc. Piotr musiał niejako „zostawić” wszystkie swoje kalkulacje, swoje zdolności, moce i umiejętności. Pozostawał tylko to proste: «Panie, ratuj mnie!»

Gdyby Jezus pozwolił Piotrowi dojść do siebie bez doświadczenia tonięcia, Piotr mógłby uznać, że co prawda kroczył po wodzie dzięki Jezusowi, ale mógłby pojmować to jako poznanie cudownej mocy Jezusa, która ma na to pozwoliła. Nie poznałby tej „głębszej” czy większej prawdy, że to on potrzebuje doświadczenia tonięcia i niemocy. Dopiero z takiej pozycji stało się możliwe, by poznał Jezusa jako Zbawiciela.

Nie wystarczą nam wydarzenia i cuda, które miałyby chronić nas przed wydarzeniami negatywnymi, czy trudnymi. Nie wystarczy to, że czasem – dzięki mocy Boga – możemy w jakiejś mierze kroczyć „po powierzchni” przeciwności. Aby poznać głęboki i jedyny w swoim rodzaju związek z Chrystusem jako Zbawicielem potrzebujemy także momentów „zarywania się” naszej egzystencji. Prawda, że są to momenty trudne. Momenty, których zazwyczaj chcielibyśmy uniknąć. Są to jednak momenty konieczne i kiedy je właściwie przeżywamy, mamy okazję poznawać i uznawać Jezusa jako absolutnego Zbawcę. Prowadzi On nas nie tylko do tego, aby dawać nam doświadczenie zachowania tego życia, lecz jest dla nas i ratuje nas z naszych „utonięć”. Ratuje nas przez doświadczenie umierania. Jest to umieranie naszej koncepcji życia, nawet tego cudownego chodzenia po wodzie, by doświadczyć jedynego ratunku, który dokonuje się wtedy, gdy już nie mamy wiele do powiedzenia i możemy tylko wołać. «Panie, ratuj!»

Bp ZbK

Dlaczego Przemienienie Pańskie? (170806)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Historię zbawienia, którą Bóg prowadzi ze swoim ludem, tworzą różne momenty. Składają się na to momenty odkrycia, światła, ale także ciemności zwątpienia, momenty walk i zmagania oraz momenty pokoju, dobrobytu i przeżywania wszystkiego w poczucie sprawiedliwości. Cała historia zbawienia zmierzać jednak musiała do ostatecznej konfrontacji z tym wszystkim, co było i stale jest konsekwencją grzechu, a więc śmierci. Jest to ostatecznie zmaganie się na śmierć i życia, o to b być albo nie być.

Oczywistym jest to, że śmierć jest zjawiskiem i faktem negatywnym. Jest negacją życia. W to włącza się wszystko, co stanowi cierpienie, co jest doświadczeniem krzywdy i niesprawiedliwości itp. W to włącza się przede wszystkim nasze oszukanie co do samego życia. Patrząc po ludzku oczekiwalibyśmy zbawienia, które polega na ratowaniu tego naszego życia. Tak jest u nas wszystkich i każdego z nas osobno, jakkolwiek różnie to pojmujemy w szczegółach. Zapewne każdy z nas odnajduje się w tym inaczej i działa trochę inaczej. Niemniej wszyscy chcielibyśmy utrzymać to, co jakoś mamy, co jest nasze i z czym jesteśmy zaznajomieni, co stanowi dla nas pewną gwarancję egzystencji.

Tymczasem właśnie w tym tkwi nasz błąd. Takie myślenie i takie pojmowanie życia to nie jest prawdziwe życie. Właśnie w tym jesteśmy oszukani i nadal pod jakimś względem wystawieni na dalsze zwodzenie przez kusiciela, który nas trzyma w niewoli tego „własnego poznania dobra i zła”. Jak długo w tym tkwimy, doświadczamy, że mimo naszego wysiłku nie jesteśmy w stanie zbudować prawdziwego pokoju i szczęścia ani prawdziwej wspólnoty życia z bliźnimi. Świadczą o tym wszelkiego rodzaju spory i antagonizmy, rozbite małżeństwa, podejmowane procesy przeciwko drugiemu człowiekowi i wszelkiego rodzaju wojny. Świadczy o tym zamęt, jaki powstaje między ludźmi, którzy nie mogą się dogadać co do tego, co stanowi prawdziwe dobro dla człowieka a co jest złem. Widzimy wszelkiego rodzaju aberracje i nadużycia wolności. Wielu walczy o „demokrację”, ale każdy (każda grupa) pojmuje ją po swojemu. Nie liczy się prawda, lecz własny pogląd narzucany innymi i własny interes niejednokrotnie wbrew innym czy ze szkodą dla innych członków społeczności.

Jezus, jako Wcielone Słowo Boga, jako Ten, kto przyszedł objawić ludziom Boga jako Ojca czyli Tego, kto daje życie, nie mógł tego inaczej uczynić jak przez to, że przyzwolił na ta, by ludzki grzech i wynikająca stąd niesprawiedliwość spadły na Niego. Przyjął śmierć i to śmierć niesprawiedliwą na krzyżu. Tego nie da się w żaden sposób zakwalifikować w ludzkie pojęcia i kategorie. Śmierć dobrowolna Nieśmiertelnego ze względu na tych, którzy są śmiertelni, którzy tkwią w oszukaniu i niszczą siebie nawzajem.

Ze względu na to, co miało się z Nim stać na krzyżu, zanim to nastąpiło, dawał dowody swego miłości i dobroci względem wszystkich napotkanych. Wybranym zaś wskazywał na konieczność wypełnienia się proroctw, które mówiły, że trzeba przejść przez śmierć, by dojść do pełni nowego życia. Wspominana dzisiaj tajemnica Przemienienia wpisuje się w to przygotowanie uczniów do tego, że jedynie Jego droga, droga krzyża ku zmartwychwstaniu, jest prawdziwą drogą życia. Uczniowie co prawda tego nie zrozumieją, dopóki sami nie przeżyją swego rozproszenia wobec krzyża i w nawróceniu nie uznają, że właśnie tak jest i że warto słuchać Syna, w którym Bóg Ojciec ma upodobanie, a który wydaje samego siebie.

Liturgia oznajmia, że to Przemienienie stało się, aby uczniowie zostali przygotowani na przeżywanie tajemnicy krzyża i nie ulegli zgorszeniu z tego powodu, czyli nie zwątpili, że jedynie ta droga Syna Człowieczego jest prawdziwą drogą. Prawda, że się rozproszą. Ważniejszą jednak jest dla nas prawda, że się nawrócą i będą o tym rozpowiadali. Będą to ogłaszali całemu światu. Będą to czynili w miarę poznawania prawdy o Zmartwychwstałym, który nie tylko się przemienił na ich oczach, ale który przemienia ich życie. Przemienia nasze życie. Należymy do tej wspólnoty uczniów.

Bp ZbK


css.php