Sobota 5. tygodnia Wlk Postu (180324)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Po wskrzeszeniu Łazarza wielu uwierzyło w Jezusa. Wiadomość o tym dotarła do odpowiedzialnych za lud arcykapłanów i faryzeuszów i wywołała ich reakcję.

Wobec tego arcykapłani i faryzeusze zwołali Najwyższą Radę i rzekli:
„Cóż my robimy wobec tego, że ten człowiek czyni wiele znaków?
Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego, i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród”.
Wówczas jeden z nich, Kajfasz, który w owym roku był najwyższym kapłanem, rzekł do nich:
„Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod uwagę,
że lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród”.

Tego jednak nie powiedział sam od siebie, ale jako najwyższy kapłan w owym roku wypowiedział proroctwo,
że Jezus miał umrzeć za naród, a nie tylko za naród,
ale także, by rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno.
Tego więc dnia postanowili Go zabić.

 

Cud wskrzeszenia Łazarza był faktem nie do zaprzeczenia także w oczach Najwyższych Władz Świątynnych. Temu też nie zaprzeczali. Chodziło o natomiast interpretację tego wydarzenia i ustosunkowanie się do wynikających z niego konsekwencji. Jeśli rzeczywiście był to cud dokonany przez Jezusa w imię (mocą) Boga, to zadaniem arcykapłanów było odczytanie tego faktu jako działania Bożego i wspomaganie ludu w rozpoznawaniu zamysłu Boga.

Tymczasem oni nie przyjęli postawy ludzi słuchających głosu Boga i szukających poznania Jego woli jako najwyższego dobra dla ludu. Ujęli natomiast problem inaczej: „Co my robimy wobec tego, że ten człowiek czyni tak wiele znaków?”. Takie postawienie sprawy świadczy o tym, że nie było w nich pragnienia odczytania przesłania wynikającego ze znaków, które czynił Jezus, lecz wręcz determinacja podjęcia działań przeciwko Niemu. Inaczej mówiąc: dlaczego nic nie robimy wobec tego, że takie znaki się dzieją i że ludzie Jezusowi wierzą.

Tym samym to oni wzięli na siebie odpowiedzialność za dzieje narodu, niejako wyłączając go spod panowania Pana Boga. Uważali, że wiedzą lepiej, co dla narodu jest dobre, a co złe. Bardziej obawiali się inwazji Rzymian i utraty suwerenności narodu oraz swojej pozycji i określonej przez siebie koncepcji życia, niż możliwości przekroczenia woli i zamysłu Boga. Wybrali według własnego rozeznania, czyli działali w grzechu, powrócili do pierwszego grzechu, kiedy to człowiek sięgnął po owoc poznania dobra i zła.

Ten czyn w raju obrócił się przeciwko człowiekowi. Wskutek tego bowiem nie mógł on unieść swojej egzystencji. Odkrył swoją nagość i chciał się ukryć przed Bogiem. Stracił też poczucie jedności i komunii z bliźnim. Skazał się niejako na tworzenie grup i koalicji obronnych przed innymi i musiał znajdować winnych (kozła ofiarnego) w celu obrony siebie.

Po wskrzeszeniu Łazarza, człowiek w osobie Najwyższego Kapłana Kajfasza zastosował tę prawdę do Boga obecnego w człowieku-Jezusie, uznając Go za winnego. Jezus zostanie „poświęcony” i umrze, zgodnie z proroctwem arcykapłana. Ta śmierć – również zgodnie z proroctwem – okaże się ratunkiem dla człowieka. Musiał bowiem ktoś umrzeć dla ratowania całego ludu; musiał umrzeć za naród, „i nie tylko za naród, ale aby rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno”.

Tajemnica wydania Jezusa za naród trwa nadal. Także dzisiaj wśród nas i w naszym narodzie. Na miarę naszej wiary uczestniczymy w tej tajemnicy. Jezus także dzisiaj w swoich członkach, członkach swego Ciała, jest wydawany i cierpi dla ratowania ludu, czyli dla gromadzenia w jedno rozproszonych dzieci Bożych. Gdy bowiem zamiast wiary rodzi się w kimś wola obrony siebie. Dotyczy to także obrony własnej koncepcji narodu czy preferowanej formy kultu. Bywają one uznawane za świętości, których należy bronić czasem za wszelką cenę i to bez pytania, jaka jest Wola Pana Boga i dociekania jaki jest Jego zamysł. Wówczas zarówno w sercu człowieka, jak i w każdym „trybunale” władzy mogą powstawać decyzje wydania Jezusa na śmierć.

Bóg jednak, który jest źródłem życia, dopuszcza do śmierci sprawiedliwego dla dobra całej ludzkości – by rozproszone dzieci Boże gromadzić w jedno. W ten sposób proroctwo Najwyższego Kapłana stale się spełnia w historii konkretnych ludzi.

Jest to wielka tajemnica, do której stale musimy się nawracać przez przyleganie do Jezusa w Jego byciu wydanym na ofiarę, by jednoczyć to, co rozproszone.

Bp ZbK

Piątek 5 tygodnia Wlk Postu (180323)

by bp Zbigniew Kiernikowski

W dalszej kontrowersji z Żydami wyszła sprawa czynów Jezusa. Jezus – jakby w swojej obronie czy dochodzeniu prawdy powiedział:

Ukazałem wam wiele dobrych czynów pochodzących od Ojca.
Za który z tych czynów chcecie Mnie ukamienować? ?”.
Odpowiedzieli Mu Żydzi: „Nie chcemy Cię kamienować za dobry czyn,
ale za bluźnierstwo, za to, że Ty będąc człowiekiem uważasz siebie za Boga”.

 

W dalszej rozmowie Jezus mówi:

Jeżeli nie dokonuję dzieł mojego Ojca, to Mi nie wierzcie.
Jeżeli jednak dokonuję,
to choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim dziełom,
abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu”.

 

Jezus zbliżał się do dokonania największego dzieła, jakim było Jego przyzwolenie na wydanie w ręce ludzi, aby z Nim uczynili to, co chcieli, czyli aby Go ukrzyżowali. To jest dzieło Syna, który pozwala sobie zabrać życie, bo wie, że Ojciec nie zostawi Go w śmierci i przywróci Go i razem z Nim tych co w Niego wierzą do nowego życia.

Gdy człowiek pojmuje i broni siebie dla siebie, używając nawet Bożych argumentów, wówczas zdradza w sobie obraz Boga. Nie chce bowiem być synem, nie chce być dzieckiem Boga, lecz panem, panem swego życia, panem życia innych ludzi, aż do gotowości ataku na drugiego, czego wyrazem w czytanym epizodzie jest wola pojmania Jezusa.

Także i tym razem Jezus – ponieważ nie nadeszła jeszcze Jego godzina – uszedł jednak z ich rąk. Nie jest to Jego ucieczka. Jezus bowiem świadomie idzie w kierunku wydania się w ręce ludzi. To będzie ostateczne dzieło, przez które da się poznać jako Syn Ojca i wszystkim zagubionym i błądzącym da możliwość powrotu do Ojca, by stali się dziećmi Boga. Dokona największego czynu – dzieła Boga Ojca, którym jest przyjęcie krzyża, by w śmiertelnym ciele objawić nieśmiertelność, czyli synostwo Boże darowane ludziom. W Nim spełnią się słowa: „Ja rzekłem: «Bogami jesteście!»”. Jest to możliwe przez Syna Bożego i w Nim, dlatego że On pozostaje oddany i poddany Ojcu i tego uczy tych, którzy wierzą w Niego.

Przez wiarę w tego Jezusa otrzymujemy moc stawania się dziećmi Boga (zob. J 1,11-13)

Bp ZbK

Czwartek 5. tygodnia Wlk Postu (180922)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Nadal słuchamy Janowego opowiadania o kontrowersji między Jezusem a Żydami. Na zarzuty z ich strony, że czyni siebie większym od ojca Abrahama Jezus odpowiedział:

Jeżeli Ja sam siebie otaczam chwałą, chwała moja jest niczym.
Ale jest Ojciec mój, który Mnie chwałą otacza, o którym wy mówicie:
«Jest naszym Bogiem», ale wy Go nie znacie. Ja Go jednak znam.
Gdybym powiedział, że Go nie znam, byłbym podobnie jak wy kłamcą.
Ale Ja Go znam i słowo Jego zachowuję.
Abraham, ojciec wasz, rozradował się z tego, że ujrzał mój dzień, ujrzał go i ucieszył się.

To, co było zapowiedziane Abrahamowi, spełnia się w Jezusie, którego uczeni w Piśmie nie chcą uznać i uważają za opętanego. Skoro odwołują się do Abrahama, to winni rozumieć i przyjąć to wszystko, co było przedmiotem obietnicy danej przez Boga Abrahamowi. Przyjąć więc to wszystko, czego Abraham oczekiwał i z czego się rozradował – a był to i nadal jest dzień Jezusa. W tym pojęciu zawiera się to wszystko, co jako figura było w Abrahamie, w jego synu Izaaku, a co spełniło się wtedy, gdy Słowo Boże przyszło na świat jako Bóg-człowiek. Wtedy dokonało się objawienie, że Bóg jest składającym siebie w ofierze Jezusem z Nazaretu.

Gdy Jezus o tym mówił i to zapowiadał, porwali kamienie, aby rzucić je na Niego. Był to już kolejny daremny atak. Ten jednak, opisany przez św. Jana, ma szczególne znaczenie ze względu na słowa, które padły z ust Jezusa i ze względu na miejsce, w którym te słowa zostały wypowiedziane. Są to pozornie proste, ale brzemienne słowa. Zawierają w sobie imię Boga (Jahwe – Jestem), i to właśnie w zestawieniu z Abrahamem, a więc tym, kogo Żydzi uważali za ojca. Zostały wypowiedziane w świątyni, gdzie Jezus nauczał o pochodzącym od Ojca życiu wiecznym dla tych, którzy uwierzą.

Kapłani, strażnicy świątyni, pozostali z kamieniami w rękach, a Jezus opuścił to miejsce. Odtąd prawdziwa świątynia, w której człowiek doświadcza życia i odnosi je do Boga, jest tam, gdzie jest ukrzyżowany i zmartwychwstały Jezus, uobecniający Boga, który Jest.

Przed nami stoi pytanie, czy ma jako wierzący i akceptujący Jezusa mamy świadomość, że w naszym życiu najważniejszym jest, aby doświadczyć (przynajmniej czegoś z) dnia Jezusa, czyli z prawdy o Jego śmierci i zmartwychwstania.

Bp ZbK

Środa 5. Tygodnia Wielkiego Postu (180321)

by bp Zbigniew Kiernikowski

W czytaniu codziennej Ewangelii jesteśmy nadal w opowiadaniu o długiej kontrowersji Jezusa z Żydami przedstawionej przez św. Jana w 8. rozdziale jego Ewangelii.

W pewnym momencie do tych, którzy już w Niego uwierzyli, Jezus powiedział słowa, które ich zbulwersowały:

 Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej,
będziecie prawdziwie moimi uczniami
i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”.

Ich reakcja polegała na twierdzenie, że właśnie oni są wolnymi dziećmi Abrahama. Wtedy rzekł do nich Jezus:

„Gdybyście byli dziećmi Abrahama,
to byście pełnili czyny Abrahama.
Teraz usiłujecie Mnie zabić,
człowieka, który wam powiedział prawdę usłyszaną u Boga.
Tego Abraham nie czynił.
Wy pełnicie czyny ojca waszego”.

Słowa „prawda was wyzwoli” często bywają przytaczane i niejednokrotnie są opacznie rozumiane – niestety nierzadko jako wyrwane z kontekstu. Człowiek bowiem łatwo myśli o prawdzie z własnego punktu widzenia (o swojej prawdzie), a nie przyjmuje prawdy o sobie, o tym, że jest skażony grzechem, wskutek czego ma zaburzone spojrzenie na rzeczywistość i potrzebuje Bożego światła.

Grzech, jak to widać od samego początku jego zaistnienia, to tworzenie sobie własnej prawdy, własnego poznania dobra i zła. To tworzenie prawdy i poglądów na własny użytek, podległych własnym kryteriom. Tego rodzaju prawda czy raczej prawdy, nie tylko nie wyzwalają, lecz jeszcze bardziej uzależniają człowieka od jego przekonań, od jego prawdy. Taki człowiek nie może wejść we wspólnotę i komunię z drugim, jest zawsze niewolnikiem siebie, niewolnikiem kogoś lub czegoś. Nie może siebie oddać w wolności drugiemu, gdyż nie posiada siebie, nie jest synem ojca, nie przynależy do domu, do rodziny.

Abraham wyszedł z domu swego ziemskiego ojca (zob. Rdz 12,1) i stał się protoplastą rodziny Bożej na ziemi, czyli tych, którzy wierzą w jedynego Boga. Jezus jest potomkiem Abrahama, w którym wypełnia się wiara Abrahama. On wypełnił obietnice Boga dane Abrahamowi i uzdalnia wierzących do pełnienia czynów Abrahama, czyli życia w prawdziwej wolności.

Fundament wolności to jednoznaczne odniesienie się do źródła życia, jakim jest Bóg Ojciec. Objawia to Jezus Chrystus przez swoje wejście w niesprawiedliwą dla Niego śmierć. To jest też dla nas fundamentem prawdziwej wolności. Dopiero ta prawda nas wyzwoli czyni nas rzeczywiście wolnymi.

Bp ZbK

Nawiązuję jeszcze do słów Jezusa z dzisiejszej Ewangelii:

Gdy wywyższycie Syna Człowieczego,
wtedy poznacie, że Ja JESTEM!

W tych słowach wyraża się prawda Jezusa: Gdy Mnie ukrzyżujecie, czyli gdy przekreślicie Moje życie zawieszając Mnie na krzyżu, to wówczas poznacie, że Ja JESTEM. Widzimy w tym nawiązanie do Imienia Boga „Jahwe”.

Zostaje objawiony tutaj swoisty paradoks. To tak, jakby Jezus mówił: Teraz, gdy żyję, nie chcecie we Mnie uwierzyć. Nie poznajecie Mnie i nie uznajecie Mnie jako Wysłańca Bożego. Natomiast kiedy zostanę przez was ukrzyżowany, czyli zostanę wtłoczony w „miejsce”, gdzie nie ma życia (krzyż), i zobaczycie, że Ja z tego miejsca nie uciekam, lecz na nim pozostaję do końca, do wypełnienia mojej misji, wówczas zostanie dana wam możliwość uznania, że na tym i na takim „miejscu” mógł zostać i nie bronić się przed nim tylko ten, kto ma życie, czyli ten, który JEST.

Dopowiadam te kilka słów odnosząc się do tytułu jednej z książek zawierających opowiadanie o życiu Zofii z Vorzimmerów Breustedt, Lwowianki o żydowskich korzeniach, przyznającej się do Polskości, która w czasach przed II wojną światową wyszła za Niemca. Osadzona w Getcie Warszawskim pisała listy do swej córki w Szwajcarii. W jednym z listów w marcu 1941 użyła sformułowania, które zostało użyte jako tytuł książki.

Przeżywając warunki Getta i wspominając wcześniejsze życie na wolności do których kierowała swoje myśli, użyła sformułowania: Najmniej jestem tam, gdzie jestem.

To sformułowanie stoi w swoistym „paralelnym” kontraście do tego, co wyczytujemy i pojmujemy z Ewangelii, ze słów Jezusa. Formułując wypowiedź Jezusa możemy powiedzieć. On najbardziej JEST (najbardziej się objawia) właśnie tam, gdzie w oczach ludzi nie ma życia, czyli na krzyżu.

Jest to dla nas wyzwanie, obwieszczenie i propozycja pojmowania życia z wiary i w wierze w Jezusa Chrystusa.

Bp ZbK

Wtorek 5. tygodnia Wlk Postu (180320)

by bp Zbigniew Kiernikowski

W jednej z kontrowersji z faryzeuszami zapisanej w Ewangelii wg św. Jana (8. rozdział) Jezus bardzo wyraźnie akcentuje swoją tożsamość, która jest inna niż ludzkie wyobrażenia i oczekiwania.

Rzekł więc do nich Jezus:
„Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja Jestem
i że Ja nic od siebie nie czynię, ale że to mówię, czego Mnie Ojciec nauczył.
A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną:
nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba”.

Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w Niego.

 

Rozbieżność w sposobie pojmowania Tego, który Jest, może zostać przezwyciężona wtedy, kiedy Ten który Jest, pozwoli na unicestwienie siebie (w ludzkiej postaci), na ukrzyżowanie. Wtedy ludzie odmówią Mu prawa do istnienia, uznają, że nie powinien być. On jednak będzie, i to będzie jako ten, kto przebacza swoim oprawcom. Gdy zostanie rozpięty na krzyżu i wywyższony, gdy będzie niejako przegrany w oczach ludzkich, wówczas da najpełniej poznać, że On Jest. On jest, bo kocha bezinteresownie to, co zagubiło się w szukaniu siebie. On Jest, bo przebacza i przygarnia. On Jest, bo nie czyni niczego według swej woli, lecz czyni wszystko, co się podoba Ojcu.

Żeby zatem mowa Jezusa mogła być zrozumiana, konieczne było zaistnienie sporu, kontrowersji, a nawet nieporozumienia, co ostatecznie doprowadziło do odrzucenia i do krzyża. Dopiero bowiem w ukrzyżowanym i przebaczającym Synu Człowieczym człowiek może poznać mowę Boga i zacząć pojmować Jego zamysł. Nie będzie wówczas pozostawał w sporze z Bogiem, lecz przyjmie Go jako przebaczającego. Może w ostatniej chwili swego życia.

„Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w Niego”.

Wywyższenie Jezusa na krzyżu jest zaproszeniem do tego, by poznać Jego i by poznać Ojca. Jest to perspektywa i propozycja życia, która prowadzi do wiary i która wyraża się w wierze. Jest nowm spojrzeniem na życie i nowym doświadczaniem życia.

Bp ZbK

Poniedziałek 5 tygodnia Wlk Postu (180319)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Przyprowadzili do Jezusa kobietę z oskarżeniem:

„Nauczycielu, kobietę tę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować.
A Ty co mówisz?”. Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć.

Lecz Jezus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi.
A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich:
„Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień”.
I powtórnie nachyliwszy się, pisał na ziemi.

Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych.
Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku.

Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: „Niewiasto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?”.
A ona odrzekła: „Nikt, Panie!”.
Rzekł do niej Jezus: „I Ja ciebie nie potępiam. Idź, a od tej chwili już nie grzesz”

 

Niezależnie od tego, co było treścią Jezusowego pisania na piasku, była to czynność, która nie zostawiła śladu na trwałym materiale. Posłużyła ona jednak do tego, by pozostawić ślad w człowieku. Zwłoka ze strony Jezusa stała się sposobnością do tego, by oskarżyciele mieli czas na wgląd we własne życie. Fakt pisania przez Jezusa palcem po ziemi i oczekiwanie na wyrok pozostawiły jednak największy ślad w sercu pochwyconej kobiety. Czas od początku sceny, poprzez wszystkie jej etapy – jak pisanie Jezusa, Jego pytanie skierowane do oskarżycieli i ponowne pisanie na ziemi – musiał być dla owej kobiety czasem bardzo intensywnego doświadczenia niemocy i oczekiwania łaski. Napięcie malało w miarę odchodzenia oskarżycieli. Ona zapewne coraz to mniejszą uwagę zwracała na nich, a coraz to bardziej kierowała się ku Jezusowi. Aż pozostali tylko we dwoje.

Słowa Jezusa i Jego pisanie palcem po ziemi stały się mocniejsze od ludzkiej interpretacji Prawa wyrytego na kamiennych tablicach. Jezus zinterpretował i ucieleśnił Boże Prawo jako dające szansę grzesznikowi. W Bogu ostatecznie najbardziej stałe i niezmienne jest Jego miłosierdzie, które wyzwala człowieka, by ufając Mu, nie grzeszył.

Czasem trzeba być oskarżonym przez przedstawicieli pewnych instancji życia społecznego i nawet religijnego, by otrzymać ostateczny wyrok usprawiedliwiający. W tym tkwi sprawiedliwość Boga objawione w Jezusie Chrystusie.

Bp ZbK

Sobota 4. tygodnia Wlk Postu (180317)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Wrócili więc strażnicy do kapłanów i faryzeuszów,
a ci rzekli do nich: „Czemuście Go nie pojmali?”.
Strażnicy odpowiedzieli: „Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak Ten człowiek przemawia”.
Odpowiedzieli im faryzeusze: „Czyż i wy daliście się zwieść?
Czy ktoś ze zwierzchników lub faryzeuszów uwierzył w Niego?
A ten tłum, który nie zna Prawa, jest przeklęty”.

Odezwał się do nich jeden spośród nich, Nikodem, ten, który przedtem przyszedł do Niego:
„Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha i zbada, co czyni?”.
Odpowiedzieli mu: „Czy i ty jesteś z Galilei? Zbadaj, zobacz, że żaden prorok nie powstaje z Galilei”.
I rozeszli się każdy do swego domu.

Jakże roztropnie zabrzmiały słowa Nikodema: „Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha, i zbada, co czyni?”. Była to propozycja jak najbardziej słuszna. Jednak w owej chwili pozostali członkowie Wysokiej Rady, aby mu zamknąć usta, zapytali: „Czy i ty jesteś z Galilei? Zbadaj, zobacz, że żaden prorok nie powstaje z Galilei”. Odrzucili w ten sposób propozycję zbadania sprawy przez przesłuchanie Jezusa. I rozeszli się – każdy do swego domu.

Później jednak „zejdą się” na przesłuchanie. Odbędzie się sąd nad Jezusem. Będą pytali, będą starali się Go poznać – ale tylko pozornie, bo nie będą gotowi słuchać, nie będą gotowi widzieć, nie będą gotowi uznać. W procesie przeprowadzą swoje racje, a On nie otworzy ust swoich, będzie milczał. Mimo że znają Pisma, nie rozpoznają w milczącym „baranka na rzeź prowadzonego”; nie rozpoznają Tego, kto ma moc stanąć „jak owca niema wobec strzygących ją”; nie rozpoznają Tego, który mówi przez to, że „nie otworzył ust swoich”. On dał się dręczyć, został przekreślony i usunięty spośród żyjących (zob. Iz 53,1-12).

To wszystko się stało, ponieważ wszyscy pobłądziliśmy w rozpoznawaniu Go. Każdy szukał swojej własnej drogi, przykładał do Niego własną miarę, każdy z nas miał swoje powody, by bronić siebie i swoich racji. On dał się tak potraktować, aby objawić, że jest posłany przez Tego, do którego należy cała prawda, wszelkie racje, i który jest Panem życia. Dopóki się to nie stało, nie mogliśmy Go rozpoznać.

Bp ZbK

Piątek 4. Tyg. WlkPostu (180316)

by bp Zbigniew Kiernikowski

A Jezus ucząc w świątyni zawołał tymi słowami:
„I Mnie znacie, i wiecie, skąd jestem.
Ja jednak nie przyszedłem sam od siebie;
lecz prawdziwy jest tylko Ten, który Mnie posłał, którego wy nie znacie.
Ja Go znam, bo od Niego jestem i On Mnie posłał”.

Zamierzali więc Go pojmać, jednakże nikt nie podniósł na Niego ręki,
ponieważ godzina Jego jeszcze nie nadeszła.

 

Można w pewnej mierze znać Jezusa, wiedzieć coś na temat Jego pochodzenia, a rozminąć się z prawdą o Nim. Nie da się bowiem poznać Go na podstawie danych metrykalnych ani na podstawie Jego ludzkich powiązań. Za jego Osobą kryje się bowiem pewna tajemnica. Jest nią Jego związek z Bogiem Ojcem. Tożsamość Jezusa można poznać nie po zewnętrznych przejawach, lecz po tym, jak On jako Syn Ojca odniesie się do tego, co jest kresem ludzkiej egzystencji, mianowicie do śmierci. Tym bardziej, że chodzi o śmierć niesprawiedliwą. Tylko ten, kto ma w sobie znajomość Ojca, może oddać swoje życie. Dopiero ten moment, to wydarzenie będzie dla ludzi sposobnością do poznania Ojca. Wtedy będzie możliwe poznanie Syna, który został posłany, i Ojca, który Go posłał. Wtedy też odsłoni się tajemnica relacji Jezusa z Ojcem. Wtedy ludzie będą mogli mieć udział w tej tajemnicy, otrzymają dostęp do znajomości Ojca i Syna.

Syn nie broni się przed oddawaniem życia. Ojciec poświęca Syna, by objawić siebie wobec tych, którzy są dotknięci śmiercią, trwają w ciemności z powodu lęku przed śmiercią, przed umieraniem, traceniem, byciem niedocenionym, nieakceptowanym (zob. Łk 1,78n. i Hbr 2,14n.). Pozwala się poznać jako Ojciec dający życie, który – jak powie św. Paweł – „ożywia umarłych i to, co nie istnieje, powołuje do istnienia” (Rz 4,17).

Na taki moment trzeba było czekać. Jezus musiał czekać na swoją godzinę. Dopóki to się nie stało, uchodził z rąk ludzi. Nadejdzie jednak czas, kiedy dobrowolnie się wyda. Wtedy wszystkim zostanie dana możliwość poznania Jego jako Syna i Ojca, który Go posłał.

Podobnie dzieje się także w życiu każdego z nas. Często udaje się nam wychodzić z trudnych sytuacji po swojemu, udaje się nam urządzać życie po swojemu. Wtedy jednak nie wchodzimy w poznanie prawdy. Nie poznajemy tajemnicy relacji między Ojcem i Synem. Znamy Boga tylko z zewnątrz. Nie uczestniczymy jednak w Jego wewnętrznym życiu, w Jego relacjach. Nie znamy Ojca tak, jak zna Go syn.

Otrzymaliśmy czas naszego życia po to, aby wchodzić w tę tajemnicę znajomości Ojca i tajemnicę bycia dzieckiem Boga. Trzeba umierać, aby prawdziwie żyć.

Bp ZbK

Czwartek 4. tygodnia (180315)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Jezus, po dokonaniu cudu uzdrowienia paralityka przy sadzawce Betezda kontynuuje swoją rozmowę z Żydami zarzucającymi mu pogwałcenie szabatu i mówi do nich:

Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne:
to one właśnie dają o Mnie świadectwo.
A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie.

Nie odbieram chwały od ludzi, ale wiem o was, że nie macie w sobie miłości Boga.
Przyszedłem w imieniu Ojca mego, a nie przyjęliście Mnie.
Gdyby jednak przybył kto inny we własnym imieniu, to byście go przyjęli.
Jak możecie uwierzyć, skoro od siebie wzajemnie odbieracie chwałę,
a nie szukacie chwały, która pochodzi od samego Boga?

 

Jezus stwierdza, że Jego rozmówcy nie widzieli oblicza Boga i nie mają w sobie Jego słowa, to znaczy nie poznali Boga przebaczającego, nie poznali Ojca, że Jego oblicze do tego czasu było przed nimi zakryte. Odwołuje się do stałej praktyki Żydów, którą było czytanie czy badanie Pism. „Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne”. Faktycznie badano Pisma i czyniono to z przekonaniem, że to właśnie w nich jest objawione i zawarte życie wieczne. Gdy jednak to życie przyszło i okazało się we Wcielonym Słowie, uczeni w Piśmie nie byli w stanie uznać Go i przyjść do Niego. Ich sposób rozumienia Pism okazał się niewystarczający, aby rozpoznać Jezusa.

Przeszkodą w rozpoznaniu i przyjęciu Jezusa, na którą On wyraźnie wskazuje, jest szukanie własnej chwały. Albo inaczej: odbieranie chwały od siebie nawzajem. Poznanie Jezusa i uznanie Go oraz przyjęcie jako Pana będzie zawsze związane z nieszukaniem własnej chwały. On nie szukał własnej chwały, dlatego dał się odrzucić. Właściwie po to przyszedł, aby w odrzuceniu i śmierci (czego nikt nie chce przyjmować), objawić życie. To, co było zapowiadane, teraz na Nim i w Nim miało się spełnić.

Tylko ci, którzy nie szukają własnej chwały (możemy też dodać: własnego interesu), będą mogli poznać Jezusa, to znaczy będą rozumieli Pisma i wszystko, co one zapowiadają. Wszystko bowiem, co stanie się w Jezusie i przez Niego, okaże się także dziełem Boga Ojca w nas, w ludziach. Kto pozwoli kształtować siebie w wierze, ten będzie też coraz głębiej poznawał prawdę o Synu, bo sam będzie stawał się synem. To Bóg Ojciec sprawia, że stajemy się Jego synami dzięki wierze w Jezusa – Syna Człowieczego. Jezus uniżony i ukrzyżowany zostaje wywyższony dla naszego usprawiedliwienia oraz byśmy mogli wyznawać, że On jest Panem ku chwale Boga Ojca (zob. Flp 2,11).

Prośmy o światło, byśmy bezstronnie szukali Słowa – Jezusa, który uzdrawia. Badanie bowiem Pisma przynosi swój owoc, jeśli my nie warunkujemy go swoim pojęciem tego owocu, to znaczy: uprzedzając, jakim on ma być.

Bp ZbK

« Poprzednia stronaNastępna strona »

css.php