Rozpoczęliśmy kolejny raz nowy rok liturgiczny. Adwent wprowadza nas w ducha oczekiwania. Jest oczekiwaniem na Święta Bożego Narodzenia i jest szczególnym momentem przypominającym nam, że całe nasze życie jest stałym oczekiwaniem przyjścia Pana. Właściwie możne powiedzieć stałym przeżywaniem przychodzenia Pana w nasze ziemskiej i tymczasowej rzeczywistości.

Wezwanie

Święty Paweł obwieszcza objawienie się łaski Boga dla zbawienie ludzi i  wzywa nas, abyśmy

rozumnie i sprawiedliwie, i pobożnie żyli na tym świecie,
oczekując błogosławionej nadziei
i objawienia się chwały wielkiego Boga
i Zbawiciela naszego, Jezusa Chrystusa
(Tt 2,12n)

Do tego wezwania Apostoła nawiązuje modlitwa embolizmu wypowiadana podczas każdej Eucharystii po Modlitwie Pańskiej.

Oczekiwać błogosławionej nadziei. Co to znaczy? Najpierw nie jest to jednoznaczne z naszym potocznym rozumieniem nadziei jako wyrazu postawy i przekonań człowieka, aby coś się spełniło według jego pragnień i oczekiwań. Chrześcijańska nadzieja, to jest złożenie swojej pewności można powiedzieć: swojej egzystencji czyli swojego życia, w ręce Boga.

Imię nadziei

Jednym z przejawów tej oczekiwanej „błogosławionej nadziei” jest to, co wyraził prorok Jeremiasz, jak słyszymy w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Po zapowiedzi odnowy domu Izraela i domu Judy mówi o potomstwie sprawiedliwym, jakie wzbudzi Dawidowi. Wtedy to Jerozolima będzie nazywana nowym imieniem:

To zaś jest imię,
którym ją będą nazywać:
Pan naszą sprawiedliwością»

Co to oznacza? Ci, wobec których i na których spełni się przepowiednia odnowy i przemiany, nie będą już mieć własnej sprawiedliwości. Ich sprawiedliwość będzie wynikała z usprawiedliwienia, jakie pochodzi od Pana. Dzięki temu będą kierować się w swoim życiu tym przebaczeniem, jakiego doświadczyli ze strony Pana.

Oznacza to, by nie mieć własnej sprawiedliwości; by nie odwoływać się do swojego pojmowania i interpretowania wszystkiego, co dotyczy naszych wzajemnych relacji między ludzkich –  to na wszystkich płaszczyznach.

Oznacza to także branie niesprawiedliwości na siebie i przebaczanie. A więc nie wnoszenie pretensji i żalów. Zaniechanie zemsty i rewanżu.

To wszystko jest możliwe w naszym życiu, na ile przyjmiemy prawdę, że Pan jest naszą sprawiedliwości. To jest Jego dzieło w nas i to On działa. My zaś jesteśmy otoczeni różnymi ocenami i spojrzeniami ze strony świata. Z Jego zaś strony jesteśmy wprowadzani w prawdziwą radość oraz doświadczamy prawdy przyodziania i wyniesienia – jak to ujmuje prorok Izajasz:

Ogromnie się weselę w Panu, dusza moja raduje się w Bogu moim,
bo mnie przyodział w szaty zbawienia,
okrył mnie płaszczem sprawiedliwości, jak oblubieńca, który wkłada zawój,
jak oblubienicę strojną w swe klejnoty (Iz 61,10).

Daj nam Panie łaskę łaskę właściwego oczekiwania, prawdziwej nadziei i doświadczania tego, że jedynie Ty jesteś naszą sprawiedliwością

Bp ZbK

Mądrość z góry (25. Ndz B – 210919)

by bp Zbigniew Kiernikowski

W dzisiejszym czytaniu z Listu św. Jakuba zostaje przedstawiona „Mądrość zstępująca z góry”. We wcześniejszym kontekście jest ona przeciwstawiona wspominanej mądrości ziemskiej, zmysłowej szatańskiej (3,15).

Apostoł Jakub przedstawia te dwa „typy” mądrości patrząc na skutek jednej i drugiej w życiu człowieka. Mądrość ziemska prowadzi do wszelkiego rodzaju żądz, napięć i wojen. Mądrość zstępujące z nieba prowadzi do czystego spojrzenia na życie, do sprawiedliwości i pokoju, a więc do prawdziwego dobra wszystkich.

Takie są owoce mądrości zstępującej z góry. To nas cieszy i to jest wielkim dobrem człowieka i ubogaceniem wspólnoty, w której przychodzi mu żyć. Postawmy wobec tego pytanie:

Jak dojrzewa w człowieku „Mądrość zstępująca z góry”?

W szukaniu odpowiedzi na to pytanie przywołuję proklamowaną dzisiaj Ewangelię wraz z tą. Który była czytana ubiegłej niedzieli. Było to wyznanie Piotra pod Cezareą Filipową, w którym nazywa i uznaje Jezusa jako Mesjasza. Zaraz ma miejsce druga odsłona, w której – wobec zapowiedzi Jezusa, że Syn Człowieczy wiele musi wycierpieć, że będzie odrzucony … że zostanie zabity … – Piotr próbuje odwieść Jezusa od tej drogi. Pamiętamy, jak zdecydowanie zareagował Jezus: Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku.

W Ewangelii wg św. Mateusza wyznanie Piotra, że Jezus jest Mesjaszem jest opatrzone wyjaśnieniem Jezusa, że to wyznanie nie pochodziło od samego Piotra (ciało i krew), lecz było darem z nieba, od Boga Ojca.

Możemy więc powiedzieć: Piotr otrzymał swoistą „informację” duchową z nieba, z góry, ale jej wewnętrznie ani nie zrozumiał ani ni przyjął. Nadal myślał po ludzku. Tak też myślał, gdy zapewniał Jezusa, że jest gotów cierpieć dla Jezusa i iść za Nim nawet do więzienia czy na śmierć (zob. Mk 14,27-31 i paral.).

Dopiero zaparcie się Jezusa przez Piotra na dziedzińcu arcykapłana otworzyło Piotrowi oczy na cały jego system myślowy. Możemy powiedzieć na jego mądrość. Zrozumiał, że potrzebuje całkowitej zmiany swego myślenia o sobie. Wtedy to zaczęła w nim zamieszkiwać mądrość Boża. To ona potem uzdalniała go do wyznania nad jeziorem Tyberiadzkim, kiedy na pytania Jezusa odpowiadał coraz to bardziej pokornie: Ty wiesz, Panie. Ty wszystko wiesz.

Co to oznacza dla nas

Mądrość zstępująca na człowieka z góry, czyli mądrość Boża, to nie tylko jakaś forma natchnienia, którym człowiek mógłby się zadowolić. Chociaż to natchnienie jest konieczne.

Ta mądrość zstępująca z góry staje się w człowieku, kiedy przeżywa swoje nawrócenie. Kiedy spotykają się w nim, w konkretach jego życia, owo Boże natchnienie i kres ludzkiej (własnej, utylitarnej) mądrości.

Wtedy człowiek może uznać kres (skończoność i ograniczoność) swojej mądrości i właściwie przeżywać swoje różnego rodzaju „upadki”. To w czasie tych trudnych i demaskujących człowieka wydarzeń i okoliczności człowiek ma szansę uznać swój błąd. Odnosząc się do Słowa Jezusa zagłębiać się w Prawdę Bożą. Nie próbuje się wykręcać, tłumaczy i usprawiedliwiać na swój sposób, lecz przyjmuje prawdę o sobie powierza się działaniu i prowadzeniu Boga.

Mądrość zstępująca z góry na człowieka musi go dotknąć w słabych punktach jego życia (jego życiowej własnej filozofii przykrojonej według własnego interesu). Tylko wtedy może prawdziwie „zagnieździć się” (uczynić sobie mieszkanie) w sercu (wnętrzu) człowieka i przynosić właściwy owoc, o którym pisze św. Jakub w swoim liście.

Bp ZbK

Na pytanie Jezusa, postawione uczniom pod Cezareą Filipową, o to, za kogo Go ludzie uważają, padły różne odpowiedzi.

Za Jana Chrzciciela,
inni za Eliasza,
jeszcze inni za jednego z proroków.

Takie były opinie ludzi. W ówczesnym świecie wspólnoty Izraela były różne oczekiwania i różne inicjatywy. Sytuacja narodu pod względem politycznym, społecznym, a zwłaszcza religijnym, była trudna ze względu na okupację rzymską. Także z powodu różnego rodzaju „ruchów” oddolnych, które chciały osiągnąć coś więcej nie tylko na polu politycznym, ale także duchowym.

Było z jednej strony wiele wszelkiego rodzaju aspiracji i oczekiwań a z drugiej pewna „struktura” ograniczająca, która przejawiała się w dominacji rzymskiej i uległości a nawet kolaboracji części arystokracji (saduceusze). Dalej w „skostniałych” pojęciach i formach religijności, jakie wiązały się – przynajmniej w jakiejś mierze – z faryzeizmem. Przykładowo: Wspólnota w Qumran była swoistym protestem wobec kultu świątynnego. Można przywoływać wiele takich aspektów ówczesnego życia, które były swoistym tyglem nabrzmiałych niepokojów i oczekiwań Był to więc teren i czas, w którym wielu wyczekiwało nowości, lepszej perspektywy życia i przestrzeni dla właściwej duchowości.

Przyszedł Jezus

Przyjście Jezusa na ten świat jako Wcielonego Słowa Bożego dało jedną i to bardzo konkretną odpowiedź na wszystkie ludzkie oczekiwania. Prawdą jest jednak, że to była (i nadal jest) odpowiedź i propozycja rozwiązania, albo inaczej ujmując: dania odpowiedzi na wszystkie pytania czy aspiracje ludzi do „ulepszenia” swego życia, która nie mieści się w żadnej ze wszystkich kategorii ludzkich oczekiwań.

Nad Jego misją dominuje stwierdzenie wyrażone przez św. Jana w Prologu jego Ewangelii. Jan mówi o tym Wcielonym Słowie:

Przyszło do swoich własności,
a swoi Go nie przyjęli.

Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli,
dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi,
tym, którzy wierzą w imię Jego
(J 1,11n).

Brak zrozumienia mesjańskiej misji Jezusa i w konsekwencji Jego odrzucenie ze strony tych, do których przyszedł i którzy na różne sposoby oczekiwali – każdy swojego – Mesjasza, jest niejako wpisany w charakter Jego misji. Zanim zostanie przyjęty, „musi zostać odrzucony”.

Piotr

W proklamowanej dzisiaj Ewangelii wg św. Marka jest to bardzo znamiennie uwypuklone. Na to samo pytanie Jezusa skierowane do uczniów o

Odpowiedział Mu Piotr:
«Ty jesteś Mesjasz».

Tak. To wielka prawda wyznana przez Piotra. Ale czy zrozumiana, czy przyjęta? To pokazuje następny krok opowiadania, w którym jest przedstawione, jak Jezus ukazuje swoją mesjańską misję: pójście do Jerozolimy i przeżycie oficjalnego odrzucenia oraz śmierci i zmartwychwstania. Wtedy Piotr upomina Go z zamiarem – jak możemy się domyślać – odciągnięcia Jezusa od tej misji i skłonienia Go do innego rodzaju „mesjaństwa”.

Reakcja Jezusa jest jednoznaczna:

Zejdź Mi z oczu, szatanie,
bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku.

Możemy w sposób lapidarny powiedzieć: ta scena (ta wymian zdań) ukazuje. Jak każdy z nich: Piotr i Jezus „trafili” w swoją dziesiątkę. Zdefiniowali się całkowicie w swoich poglądach i w rozumieniu mesjańskiej misji. Jednak każdy inaczej.

Piotr oczekiwał i wyznawał Mesjasza pojętego na swój ludzki sposób, stosownie do oczekiwań i aspiracji jego i jemu podobnych. Jezus natomiast wiedział, po co przyszedł i co jest potrzebne człowiekowi dla zbawienia.

Jest to też światło dla nas

Pytanie skierowane wówczas do uczniów dotyczy także każdego z nas, którzy przyznajemy się do Jezusa i chcemy przynależeć do wspólnoty z Nim. Chcemy wyznawać Go jako Mesjasza i chcemy za nim kroczyć – jak to Jezus  dalej precyzuje w końcowej części dzisiejszej Ewangelii.

Odpowiedzi na to Jezusowe pytanie „musimy” dawać stale, codziennie i w każdych okolicznościach. To pytanie Jezusa przybiera wiele określonych wyrazów:

  • Jakim Mesjaszem jest dla mnie Jezus konkretnych sytuacjach.
  • Czego od Niego się spodziewam i czego oczekuję.
  • Ma On być dla mnie tym, który niejako potwierdza moje plany i aspiracje, czy też tym, któremu pozwalam prowadzić się w różne „nieznane” obszary mojego życia, nad którymi nie mam władzy, a które w jakiś sposób prowadzą do tej samej Jerozolimy, do której On się udał.

Od odpowiedzi na te i podobne pytania zależy prawda i rzeczywistość, czy jestem tylko formalnie z Jezusem i normalnym członkiem Jego Ciała, czy też jestem gotów wchodzić w głąb tajemnicy. Ostatecznie dotyczy to takiej tajemnicy i takich rzeczywistości, w których szatan nie ma nic do powiedzenia.

W przeciwnym razie mogę ulegać podpowiedziom i sugestiom szatańskim, które przyjmują wiele różnych propozycji nie wykluczając swoistej (pozornej) dobroci, poprawności a nawet pobożności. Piotrowi przecież bardzo zależało na Jezusie i chciał mu na swój sposób oddać cześć i okazać życzliwość

Potrzebujemy refleksji nad tym, co to znaczy, że Jezus z Nazaretu jest Mesjaszem i wzywa nas do kroczenia Jego drogą.

Bp ZbK

W 23 Niedzielę roku B otrzymujemy słowo Proroka Izajasza, które wzywa do nowego spojrzenia na to, co się w nas dzieje w związku z tym, czego doświadczamy w okolicznościach, w których żyjemy.

Powiedzcie małodusznym:
«Odwagi! Nie bójcie się!
Oto wasz Bóg, oto – pomsta;
przychodzi Boża odpłata;
On sam przychodzi, by zbawić was».

Zatrzymać się nad tym tekstem Izajasza. Rozumienie tego słowa zależy w pewnej mierze o treści, jakie są zawarte w określeniu „małoduszni”. W języku polskim jest to  przymiotnik. W języku hebrajskim jest to imiesłów od czasownika hebr. mahar. W języku greckim Septuaginty mamy przymiotnik „oligopistoi”, co zazwyczaj bywa przekładane bezpośrednio jako „małoduszni”. Gdy jednak spojrzymy na różne przekłady współczesne, zobaczymy, że mamy także odmienne przekłady tego wyrażenia.

Czasownik hebrajski

Podstawowe znaczenie czasownika hebrajskiego to: spieszyć się, czynić coś w pośpiechu. Oprócz tego ten czasownik wyraża też niuans bycia zdolnym czy sprytnym – naturalnie swoimi siłami. Przybiera jednak też inne aspekty znaczeniowe stosownie do formy, w jakiej jest użyty. Nadmieniam, że język hebrajski ma inną koncepcją czasownika, niż znane nam formy z kręgu filologii grecko łacińskiej.

My mamy stronę czynną zwrotną i bierną. W języku hebrajskim tych stron jest więcej i stąd jest bogatszy wachlarz znaczeniowy danego czasownika. Niektóre po części odpowiadają znanemu nam schematowi. Są jednak również i inne w niektórych przypadkach czasownik zmienia dość znaczenie swój zakres i odcień znaczeniowy.

W przypadku tekstu Iz 35,4 w przekładzie polskim (i wielu innych) jest mowa o małodusznych. Jest możliwe jednak pogłębienie czy pewne poszerzenie rozumienia tego terminu, z jakim zazwyczaj się spotykamy i w konsekwencji interpretujemy cały ten tekst w zbyt jednostronny sposób.

W formie, w jakiej jest użyty czasownik mahar, wskazuje na pośpiech i poruszenie, jakie odnoszą się do samego człowieka (chodzi bowiem o aspekt zwrotny). Jest to więc obraz wewnętrznego poruszenia, które powoduje to, że człowiek działa – jak możemy to potocznie sformułować – „nerwowo”. Działa z niepokojem wobec czegoś lub kogoś. Kontekst wskazuje na to, że chodzi o lęk, bo takie jest zalecenie: «Odwagi! Nie bójcie się!».

Z dalszego kontekstu wynika, że ta zachęta do odwagi i wyjścia z postawy lęku nie jest skierowana (głównie) z powodu niebezpieczeństwa zewnętrznego, lecz wewnętrznej sytuacji człowieka, który w sposób nerwowy i „na szybko” chciałby pokonać to, co mu zagraża. Słowo Proroka uspokaja, że wobec tego, co człowiekowi zagraża, właściwie zareaguje sam Bóg. U Niego jest pomsta. Z Nim przychodzi odpłata. On sam przychodzi, by zbawić.

Wobec tego niepotrzebny jest wewnętrzny niepokój bądź zamęt człowieka. To właśnie w tym tkwi grożące mu niebezpieczeństwo, że szuka sam na własną rękę rozwiązania i wpada w jakąś panikę. Chce opanować sytuację, a okazuje się, że sobie nie radzi i stąd jest owa panika.

Niektóre przekłady współczesne

Warto przywołać niektóre inne przekłady tego wiersza, a konkretnie tego czasownika w rozważanym tekście. Spotykamy więc takie sformułowania, w których owi ludzie, do których jest skierowane słowo są określeni jako lękliwego serca, lub zatrwożonego serca (Biblia Gdańska), albo też pogubionego czy zrozpaczonego serca. To znaczy chodzi o pogubienie się w sobie samym.

Najbardziej wymownym wydaje się przekład francuski, jaki znajdujemy w TOB (przekład ekumeniczny). Jest tam użyty czasownik affoler w stronie zwrotnej, co na język polski możemy przełożyć jako zdezorientowany, wyprowadzony z równowagi, wpadający w panikę a nawet doprowadzony do szału.

A więc chodzi o tych, którzy stracili właściwy kierunek życiowy i się pogubili. Ten czasownik jest używany w idiomie zwariowany kompas wyrażającym sytuację, gdy w pewnych okolicznościach jest zaburzone pole magnetyczne i wskazówka kompasu nie może uzyskać spokojnej pozycji wskazującej kierunek bieguna północnego.

Na czy polega owa dezorientacja?

Wskazanie na to, o co chodzi w zaradzeniu tej dezorientacji, mamy w dalszej części tekstu.

Oto wasz Bóg, oto – pomsta;
przychodzi Boża odpłata;
On sam przychodzi, by zbawić was .

To prawda, że w różnych okolicznościach życia zagrażają nam różne niebezpieczeństwa. Tak po prostu bywa. Prorok w imieniu Boga chce na pomóc w tym, byśmy nie patrzyli tak bardzo na niebezpieczeństwa, lecz raczej utrzymali z Bogiem jak najbardziej ścisłą relację i orientację, jaką od Niego otrzymujemy.

Nie rozwiążą się różne grożące nam niebezpieczeństwa i zagrożenia przez nasze frenetyczne działanie. Potrzebne jest przede wszystkim i najpierw zorientowanie naszego „kompasu życiowego” na samego Boga. Jeśli taka będzie nasza wewnętrzna postawa i taki pokój, to wszystko nabierze innego wymiaru i pozwoli nam inaczej odnaleźć się nawet w różnych trudnych okolicznościach.

Właściwe rozwiązanie przyjdzie, jeśli uwierzymy w działania Pana, które dokonuje się pośród różnych trudności i braków nawet takich, jakie w żaden sposób nie mogą być pokonane żadnymi siłami. Dzięki interwencji Pana i naszej posłusznej „odwadze” wchodzenia w trudności i przeciwności, dokona się to, co dalej Prorok obwieszcza:

Wtedy przejrzą oczy niewidomych
i uszy głuchych się otworzą.

Wtedy chromy wyskoczy jak jeleń
i język niemych wesoło krzyknie.
Bo trysną zdroje wód na pustyni i strumienie na stepie;
spieczona ziemia zmieni się w pojezierze,
spragniony kraj w krynice wód.

Obyśmy potrafili zachować spokój i przyjmować Boży pokój płynący z łaskawej mocy Bożego działania

Bp ZbK

Księga Powtórzonego Prawa, której fragment jest proklamowany w czasie dzisiejszej liturgii, to nie jest Kodeks Postępowania Cywilnego ani Karnego we współczesnym tego słowa znaczeniu. To jest Księga o charakterze normatywnym, ale i „profetycznym”. Profetyzm to objawianie i komunikowanie woli Pana Boga na tle iw kontekście wydarzeń historii.

Wydarzenia i słuchanie

Rdzeniem i nerwem tego normatywnego objawienia jest wiara w Jedynego Boga, któremu człowiek się poddaje i chce być przez Niego prowadzony. Chce żyć zgodnie z zamysłem Boga, bo doświadcza w historii własnego życia i uznaje w pełnej wolności, że ten Jedyny Bóg to jedyne prawdziwe źródło życia.

Tłem, w jakim są usytuowane mowy Mojżesza, są głównie wydarzenia związane z Wyjściem z niewoli egipskiej, a w szczególności z momentem wejścia do Ziemi Obiecanej. Te mowy regulujące życie Izraelitów nie bezpośrednim zapisem słów wypowiedzianych przez Mojżesza, lecz są późniejszą redakcją. W nich jest również zawarte także szersze doświadczenie i głęboka refleksja nad dziejami Izraela dokonana w późniejszym czasie.

W kontekście wyjścia z Egiptu i wejścia do Ziemi Obiecanej Mojżesz jako Prorok i Prawodawca nie tylko instruuje Izraelitów, lecz przekazuje im ducha i całe doświadczenia obecności i działania Pana Boga. Dokonuje się to m.in. za pośrednictwem słowa: „słuchaj”. Ten czasownik jest użyty w Księdze Powtórzonego Prawa ponad 80 razy. Naturalnie nie zawsze odnosi się bezpośrednio do Pana Boga. Niemniej jednak jest on dominujący w określeniu relacji ludu do Boga. Podobnie zresztą dzieje się u proroka Jeremiasza. Historia toczy się jako historia zbawienia, kiedy Izrael (konkretni ludzie) słucha Boga.

Konieczna potrzeba słuchania Boga

Człowiek został stworzony i jest „formowany” (prowadzony, wychowywany przez działanie Pana Boga. Jest ono wieloaspektowe i dokonuje się przez wydarzenia. Bóg daje swoje słowo. Bóg komunikuje człowiekowi swój zamysł. Zostawia jednak człowieka wolnym.

Na człowieka mają jednak wpływ inne „źródła myśli i działania”. Człowiek może ulegać tym fałszywym obietnicom. Mamy to przedstawione w Księdze Rodzaju jako grzech pierworodny. To posłuchanie inne go źródła, innej propozycji życia, doprowadziło do doświadczenia śmierci. To stało się powodem zamętu i zagubienia się człowieka. Człowiek został oszukany. Dał się oszukać. Ten „stan” oszukania trwa w nas jako grzech pierworodny. Nawet jeśli sakramentalnie zostaje zgładzony, to jego skutki wpływają na nasze życie odwrotnie proporcjonalnie do tego, jak i na ile odnosimy się do prawdy i rzeczywistości Sakramentu Chrztu. Tylko konsekwentne trzymanie się prawdy Chrztu wyzwala nas z zamętu i oszukania.

Chrzest jest posłusznym wejściem i egzystencjalnym zanurzeniem się w Tajemnicy Jezusa Chrystusa. On – jako Wcielone Słowo – przeżył na sobie konsekwencje grzechu – aż do śmierci na krzyżu (zob. Flp 2,7n). Przez swoje posłuszeństwo stał się narzędziem i sprawcą zbawienia dla wszystkich, którzy Go słuchają (zob. Hbr 5,8nn).

Chrześcijaństwo to słuchanie

Cała historia zbawienia to przygotowanie tego wydarzenia słuchania, które uzyskuje swój punkt kulminacyjny w Jezusie Chrystusie – posłusznym Słudze Jahwe. Dobitnie to jest wyrażone w trzeciej pieśni o Słudze Jahwe. Jest tam mowa o obdarzeniu „językiem wymownym” (tak BT), czyli o języku typowym dla ucznia, który słucha i właściwie odpowiada. Nie ma „swojej koncepcji”, lecz w każdej sytuacji najpierw słucha a potem odpowiada i stosownie działa służąc innym, potrzebującym (zob. Iz 50,4n).

Tego słuchania głosu Boga (odkrywania Jego zamysłu i chodzenie Jego drogami) uczył się Izrael. Różnie to się działo. Czasem w miejsce „głosu Boga” wchodziły różne propozycje i różne tradycje oparte na „polepszaniu” koncepcji Boga. Na pozornym udoskonalaniu. Czasem na „wmawianiu” Bogu tego, co człowiek chce i co sam uważa za ważne. Sam „decyduje”, co powinno się Panu Bogu podobać.

Jezus w swoim życiu spotkał się z tym. O tym mówi czytana dzisiaj Ewangelia. Odwołując się do słów proroka Izajasza (Iz 29,13) Jezus mówi wprost:

Uchyliliście przykazanie Boże,
a trzymacie się ludzkiej tradycji.

Ze słów Jezusa wynika jasno, że istnieje rozbieżność i niekompatybilność między tym, co pochodzi od Boga jako Jego przykazanie a tym, co człowiek (ludzie) ustanawia jako swoją tradycję. Nawet jeśli ta tradycja w jakiś sposób jest związana z religijnością i pierwotnym przyjęciem przykazań, ale w dalszej konsekwencji staje się coraz bardziej ludzka i zbyt ludzka tracąc odniesienie do Boga.

Szukając życia człowiek zagubił się –

Każdy z nas pranie dobra i szczęścia. Pragnie życia. Szuka tego życia i stara się o to, by je czynić coraz bardziej humanitarnym, czyli bardziej ludzkim. Udaje się człowiekowi wiele osiągnąć. To nie ulega żadnej wątpliwości. Z drugiej jednak strony człowiek (myślę ogólnie o nas wszystkich zarówno w wymiarze indywidualnym jak i społecznym aż do najszerszych kręgów) doświadcza coraz większego zagubienia się, zamętu a nawet chaosu. Tak bardzo wiele spraw i rzeczywistości „stwarzanych” przez człowieka wymyka się z jego ręki i spod jego władzy. Jesteśmy wszyscy tego świadkami w sferze ekonomii, zdrowia, koncepcji nauczania i wychowania, polityki w małych lokalnych wspólnotach i we wspólnocie międzynarodowej.

Dlaczego?

Bo zbyt mało jesteśmy gotowi słuchać jedynego prawdziwego Głosu. Jest nim Dekalog i Ewangelia. Lepiej formułując: Dekalog rozumiany i pojmowany w świetle Ewangelii.

W tym zestawieniu Dekalogu i Ewangelii zachodzi spotkanie dwóch kierunków czy raczej dwóch jakości. Dekalog jako prawo – prowadząc człowieka do prawdziwego życia zawsze w jakiś sposób człowieka ogranicza w tym życiu. Ewangelia natomiast rzuca światło: nad odgraniczeniem i nad śmiercią zabłysła prawda zmartwychwstania. To dzięki niej nawet najbardziej trudne dla człowieka prawa i czasem wydające się jako najbardziej ograniczające go będą przez niego odnoszone do Dekalogu. Oświecone prawdą Ewangelii ograniczenia wynikające z Dekalogu zawsze poprowadzą do życia. Do życia nowego. Do życia, które potrafi tracić i żyć nową mocą. Do życia, które już tutaj na ziemi ma udział w prawdzie i rzeczywistości zmartwychwstania.

Aby to się mogło dziać, trzeba umiejętności i gotowości słuchania zarówno Dekalogu jak i Ewangelii. Chrześcijaństwo żyje dzięki takiemu rozumieniu Dekalogu i Ewangelii. Potrzebne jest wprowadzenie w takie rozumienie Dekalogu i Ewangelii. Na tym polega jeden z rysów chrześcijańskiej inicjacji. Tej i takiej inicjacji potrzebujemy.

Bp ZbK

Kto moim Panem? (21.Ndz B – 210822)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Jeden z etapów historii zbawienia to „Epoka Sędziów”. Był to czas po wyjściu z niewoli egipskiej i wejściu do Ziemi Obiecanej aż do początku czasu Monarchii. Był to więc okres – jak powszechnie się utrzymuje – od około połowy XIII wieku do końca XI wieku przed Chrystusem, czyli około 250 lat. Był to czas „zagospodarowania” Ziemi Obiecanej zgodnie z obietnicami, jakie otrzymali Izraelici. Był to okres uczenia Izraela, by został wprawiony w chodzenie drogami Boga i nie wiązał się z lokalnymi bóstwami.

Sytuacja

Do Ziemi Obiecanej weszło Dwanaście Pokoleń Izraela pod przewodnictwem Jozuego. Nie było „władzy centralnej”. W zależności od okoliczności Pan Bóg powoływał „Sędziów”. Stawało się to stosownie do sytuacji, w których znajdował si Izrael, a w szczególności poszczególne pokolenia.

Dzisiejsze czytanie z księgi Jozuego stanowi swoisty moment ustawienia sposobu organizacji życia w Ziemi Obiecanej. Trzeba nawet raczej powiedzieć: określenia źródła tej organizacji i całego sposobu kształtowania życie.

Problemem zasadniczym było jednoznaczne odniesieni do Boga w kontekście tego wszystkiego, czym się kierowały ludy zamieszkujące do tego czasu ziemię Kanaan. W związku z tym powstawało wielkie napięcie między bałwochwalstwem (dotychczasowym bóstwom) a kultem oddawanym Jedynemu Bogu, jako Bogu historii Izraela i Bogu wszystkich dziejów.

Moment wyboru

Do takiego momentu odnosi się fragment czytanej dzisiaj Księgi Jozuego. Jozue zebrał wszystkie pokolenia Izraela w Sychem i stawił ich przed w wyborem:

Gdyby wam się nie podobało służyć Panu,
rozstrzygnijcie dziś, komu służyć chcecie,
czy bóstwom, którym służyli wasi przodkowie po drugiej stronie Rzeki,
czy też bóstwom Amorytów, w których kraju zamieszkaliście.

Ja sam i mój dom służyć chcemy Panu.

Uderzające jest to, że jest deklarowana możliwość wolnego wyboru tego komu służyć, a więc w konsekwencji, kogo uznać za pana swego życia i życia społecznego. W tym  kontekście jest też znamienna deklaracja Jozuego i jego domu.

Odpowiedź przedstawicieli pokoleń Izraela jest jednoznaczna i:

Dalecy jesteśmy od tego,
abyśmy mieli opuścić Pana,
a służyć cudzym bogom.

Motywacją daną do takiej odpowiedzi jest przywołanie doświadczeń z historii, a w szczególności do wyzwolenia z niewoli egipskiej. To wydarzenie jest zasadniczą racją, by trwać przy Jedynym Bogu.

My również chcemy służyć Panu, bo On jest naszym Bogiem.

Istota służby Panu

Deklaracja, jaką wówczas wypowiedzieli przedstawiciele Izraela, jest stosunkowo łatwa. Trzeba jednak wniknąć głębiej w to, na czym polega i w czym tkwi istota służby Panu. Z historii Izraela, w szczególności z czasu wspomnianego etapu Sędziów a później Monarchii, wynika, że Izraelici nie w sprostali w pełni temu, co deklarowali.

Najkrócej ujmując (wymagałoby to dłuższego wywodu) wyrażę to tak: istota służby Panu polega na zgodzie na to, aby wejść w pozycję (w sposób myślenia i działania) „przeciwko sobie samemu”. Inaczej mówiąc godzić się stale na to, że ktoś inny, właśnie PAN (w sensie pełnym i absolutnym) kształtuje całą przyszłość.

W konsekwencji oznacza to, że to Jemu, jako Jedynemu Panu, powierza się kształtowanie wszystkich elementów każdej chwili, we wszystkich wydarzeniach (także tych trudnych i przeciwnych naszej wizji życia), zgodnie z Jego zamysłem i Jego wizją. Praktycznie prowadzi to do swoistego „zatracenia się” w drugim, w Nim – jako jedynym Panu.

Z Nim czy bez Niego

Aby wejść w taką relację z Jedynym Panem, potrzebne jest o przeżycie kryzysu relacji ze wszystkimi innymi „panami” (ostatecznie jest to związane z bałwochwalstwem). Tylko odkrycie tego, że wszystkie inne sposoby i możliwości układania relacji są zawodne, pozostaje wybór jedynego możliwego sposobu wejścia w relację Panem. Jest to doświadczenie życiowe. Doświadczenie, jakie jest zdobywane i potwierdzane przez wolę człowieka, który poznaje Pana.

Jak to ukazuje proklamowana dzisiaj ewangelia nie wszyscy to pojmują i wielu odwraca się mówiąc „twarda ta mowa”. Tak było, gdy Jezus mówił o sobie jako pokarmie i jedynym źródle życia. Wtedy wielu spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, mówiło:

«Trudna jest ta mowa.
Któż jej może słuchać?»

W takich okolicznościach na pytanie Jezusa skierowane do Dwunastu, czy i oni też chcą odejść, odpowiedział Piotr:

«Panie, do kogo pójdziemy?
Ty masz słowa życia wiecznego.
A my uwierzyliśmy i poznaliśmy,
że Ty jesteś Świętym Bożym»

Znamienne jest to, że wyznanie Piotr, by być z Jezusem i z Nim chodzić (tzn. żyć wg Jego nauki i Jego wizji życia) jest wyborem w sytuacji ocenionej przez niego, jak bez wyboru. Nie mamy dokąd pójść; nie mamy za kim pójść. Pozostajesz jedynie Ty.

Co prawda twarda jest Twoja mowa, ale my – w doświadczeniu naszego bycia z Tobą. – zobaczyliśmy, uwierzyliśmy i poznaliśmy, że Ty masz słowa życia wiecznego i Jedynie Ty jesteś właściwym i jedynym Panem.

Twarda mowa – jedyny wybór

To wyznanie zostaje wypowiedziane w kontekście kryzysu. Nie mamy dokąd pójść. Wszystkie możliwości, jakie są przed nami, są zwodnicze i fałszywe. Doświadczyliśmy, że prowadzą donikąd. Ty jednak i bycie z Tobą jest co prawda trudną propozycją, ale jedynie właściwą. Nie wybieramy więc nikogo i niczego z tych wszystkich, jakie na różne sposoby i z różnych powodów są nam proponowane, ale które – jak widzimy –  są fałszywe. Wybieramy więc Twoją propozycję życia, gdyż widzimy, że jesteś prawdomówny, Twoja bliskość z nami jest wyrazem miłości, w które oddajesz się nam całkowicie.

Możemy to wyrazić jeszcze dobitniej: Dopóki mieliśmy wiele możliwości wyboru i wybieraliśmy, błądziliśmy chodząc za „obcymi bogami”. Teraz, kiedy nie mamy wyjścia, bo wszystkie okazały się zwodnicze, pozostajesz tylko Ty. Co prawda Twoja droga przechodzi przez krzyż, przez niesprawiedliwość, przez odrzucenie itd.

Wierzymy, że jest to droga zwycięstwa, bo Ty masz słowa Prawdy; Ty jesteś Słowem Prawdy. Błogosławiony jest więc dla nas ten moment, w którym poznajemy, że nie mamy wyjścia, bo wtedy wybieramy Ciebie.

Idąc za przewodnikiem, jakim jest Jozue, hbr. Jeshua, gr. Jezus, uznajemy, że jest nam dawana szansa znajdowania i wybierania prawdziwego wyjścia, kiedy doświadczamy, że nie mamy wyjścia, bo wszystkie tzw. wyjścia wybierane i tworzone przez nas, okazały się zwodnicze. Wyznaję więc: Tylko Ty jesteś Panem naszego / mojego życia.

Bp ZbK

Oto dziś przed nami Eliasz, prorok zabiegający o wiarę Izraela w jedynego Boga. Prorok zwycięski. Pokonujący w spektakularny sposób proroków Baala i dokonujący całego szeregu innych cudów.

Ten prorok jest gwałtownie prześladowany właśnie z powodu spełniania swojej misji dawania świadectwa o Jedynym Bogu. W tej sytuacji przeżywa chwile swego zwątpienia i doświadcza kresu swojej mocy. Tak o tym słyszymy w dzisiejszej liturgii niedzielnej:

Eliasz poszedł na pustynię na odległość jednego dnia drogi.
Przyszedłszy, usiadł pod jednym z janowców
i pragnąc umrzeć, powiedział:
«Wielki już czas, o Panie!
Zabierz moje życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków».
Po czym położył się pod jednym z janowców i zasnął.

Pan Bóg nie opuszcza swego proroka w tej graniczącej z desperacją sytuacji. Ma dla niego swój plan. To jest też plan dla każdego z nas, którzy wierzymy w działanie Pana i jesteśmy gotowi odkrywać Jego zamysł dla naszego życia oraz poznawać, jak to nasze życie ma służyć Bogu i ludziom.

Interwencja Anioła

Bóg interweniuje. Interweniuje w tę krytyczną sytuację Proroka. Nie jest to wyrwanie go z tej sytuacji, lecz uzdolnienie go do tego, aby z tym swoim trudnym doświadczeniem służy planowi Boga. Anioł Pański dwukrotnie przybył do zrezygnowanego Eliasza i trącając go, powiedział:

«Wstań,
jedz,
bo przed tobą długa droga
»

Jaka to droga staje przed Eliaszem? Najpierw będzie poznawał bardziej i głębiej samego Jedynego Boga, któremu służył. Prorok potrzebował doświadczenia swego kresu i interwencji Boga w stosunku do niego, do jego misji. Ta misja i jej pełnienie jest owocem nie tylko interwencji Pana Boga jako takiej, ale musi temu towarzyszyć także osobiste zmagania się proroka ze sobą, z swoim kryzysem.

Prorok

Prorok, aby być prorokiem Jedynego Boga, musi stale poznawać działanie Pana Boga i jednocześnie doświadczać swoich własnych kryzysów. To wszystko po to, aby nie przypisać sobie owoców prorockiego działania, lecz właśnie ukierunkowywać najpierw siebie a potem swoją działalność na jedyne źródło, jakim jest Bóg.

Momenty kryzysu i trudności widzimy u wszystkich proroków. Czy to w momencie ich powołania (zob. np. Iz 6,1-9; Jr 1,6,10) czy to w czasie pełnionej misji (zob. np. Am 7,10nn) a czasem prowadzi do swoistego sporu z Bogiem (zob. np. Jr 20,7).

To wszystko jest po to, aby okazało się, że to nie samo działanie człowieka jest istotne, lecz właśnie wkraczanie Boga ze swoim światłem i mocą w kryzysowe sytuacje człowieka wybranego do pełnienia misji wobec świata, wobec innych ludzi, wobec ludzkości ości.

Chrześcijanie jako świadkowie

Chrześcijanie są ludem prorockim i ludem kapłańskim, aby być w świecie znakiem (sakramentem) działania Pana Boga – tak to ujmuje Sobór Watykański II (zob. np. LG 12,31). Jaki jest sposób spełniania tej misji?

Odpowiedź najczęściej idzie po linii wskazywanie na pozytywne przemienianie świata i budowanie lepszej społeczności dla dobra każdego człowieka. Staramy się niejako „wprzęgać” działania Pana Boga, działanie Ducha Świętego dla realizacji naszych „dobrych” (uważanych przez nas za dobre) planów i zamiarów. Nie ma wątpliwości, że dobrze jest, jeśli tak robimy. To jest jednak jedna strona medalu.

Jest jeszcze druga strona tej misji. Ta druga strona nie jest zazwyczaj wystarczająco uświadamiana i nie zawsze łatwo dociera do nas chrześcijan namaszczonych Duchem Świętym. Jest to przeżywanie naszych kryzysów, naszych ograniczeń, naszych zranień i naszych porażek. Tymczasem to właśnie ten aspekt jest najbardziej wymowny i przekonywujący. Umieć nieść krzyż, zranienia, niepowodzenia, porażki w imię zwycięskiego Boga.

Moc Ducha Świętego

Liturgia dzisiejsza słowami św. Pawła z Listu do Efezjan wzywa:

Nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego,
którym zostaliście opieczętowani na dzień odkupienia.

Moc Ducha Świętego i namaszczenie przez Niego naszego życia, to właśnie przede wszystkim uzdalnianie wchodzenia w to wszystko, co w człowieku jest konsekwencją grzechu, a co powoduje zamęt. Ten zamęt rodzi się przede wszystkim przez lęk przed śmiercią, umieraniem. To jest to wszystko, co wprowadza człowieka w popłoch ze względu na próby i wysiłki ratowania siebie za wszelką cenę.

Właśnie ten zamęt i wynikający zeń wszelkiego rodzaju paniki – także te informacje, które często zmierzają do uwypuklenia i potęgowania zagrożeń – może być pokonany przez poddawanie się działaniu Ducha Świętego z myślą i gotowością poddawania się Jego prowadzeniu w trudnościach.

Z tego poczucia bliskości Ducha Świętego wynika pokój i gotowość znoszenia przeciwności. Mężne przeżywanie wszelkiego rodzaju zranień, niesprawiedliwości. To wszystko dzięki wierze i świadomości, że to ostatecznie Bóg prowadzi i On prowadzi nas do dobra, jakie dla każdego z nas przewidział i przygotował.

Bądźcie więc naśladowcami Boga, jako dzieci umiłowane,
i postępujcie drogą miłości,
bo i Chrystus was umiłował
i samego siebie wydał za nas
w ofierze i dani na woń miłą Bogu.

Nie ma lepszego sposobu na życie w jedności z koncepcją życia objawionego w Chrystusie Jezusie i komunikowanego nam przez Ducha Świętego, jak „gotowość wydania samego siebie”, czyli pokorne niesienie krzyża przejawiającego się we wszystkich trudnych aspektach naszego życia.

Pokarm dla takiego życia

Eucharystia, chleb życia to Ciało Jezusa. Ciało, Wcielonego Słowa, które po to stało się Ciałem, aby przeżyć wszystko to, co ludzkie – aż po niesprawiedliwą śmierć krzyżową.

To Ciało spożywamy, abyśmy umieli być Jego Ciałem – jako poszczególne Jego członki i jako całość poddane Jemu, Chrystusowi jako Głowie Ciała. To jest gwarancja życia. To jest remedium na wszystkie nasze „pomyłkowe” (grzeszne) sposoby myślenia, decyzje, podejmowane przez nas kroki w lęku o siebie a czasem wprost w życiowym (stadnym) popłochu. Słuchajmy z wiarą obietnicy:

Kto spożywa ten chleb,
będzie żył na wieki. Chlebem,
który Ja dam, jest moje Ciało
,
wydane za życie świata.

Spożywanie tego Chleba, Mesjańskiego Ciała, to wyraz gotowości wchodzenia we wszystkie trudności, by właściwie odbywać naszą drogę życia, która jest przed nami. To nie droga sukcesu i taniego tryumfu, lecz pokorne kroczenie z poczuciem służby dzięki mocy Zwycięskiego Pana: ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. Jego Duch nas umacnia i prowadzi.

Bp ZbK

Nauczyć się Chrystusa (18 Ndz B – 210801)

by bp Zbigniew Kiernikowski

W proklamowanym w dzisiejszej Liturgii słowie z Listu do Efezjan, po wezwaniu do postępowania innego niż to czynią poganie z ich próżnym myśleniem, słyszymy bardzo wymowne stwierdzenie:

Wy zaś nie tak nauczyliście się Chrystusa.

Słyszeliście przecież o Nim
i zostaliście pouczeni w Nim…  

Jest to stwierdzenie przywołujące to, co w chrześcijanach z Efezu już się stało, a do czego powinni powracać, aby nie ulec próżnemu pogańskiemu myśleniu.

Co znaczy powiedzenie: nauczyć się Chrystusa?

Najkrócej ujmując możemy to wyrazić następująco: przyjąć logikę, czyli sposób myślenia i działania jakie był i jest w Jezusie – Mesjaszu.

Mesjasz to Pomazaniec. To ten, kto został namaszczony Duchem Świętym. Namaszczony, czyli przeniknięty całkowicie tym Duchem w przyjętej ludzkiej cielesności, która stawiała Go pozycji grzesznika, chociaż nim nie był (zob. Mt 3,14n; por. 2 Kor 5,21). W konsekwencji był całkowicie poddany temuż Duchowi szczególnie wtedy, gdy „ocierał” się o ludzki grzech.

Jezus Chrystus, nasz Pan, którego się „uczymy” to zarazem Osoba i swoisty „program” życia, koncepcja czy sposób życia. To właśnie jest życie chrześcijańskie, życie namaszczonych (christianoi) Duchem świętym. To życie chrystyczne. Tym samym odmienne od sposobu myślenia i działania pogan, czyli tych, którzy Jezusa Chrystusa nie znają, albo „znają po swojemu”, a więc na swój użytek. Tak myślą i tak postępują, bo (jeszcze) Go się nie nauczyli.

Co „robił” Duch Święty z Jezusem.

W najbardziej zwięzłej i faktograficznej Ewangelii, jaką jest ewangelia wg św. Marka, Duch Święty jest ukazany jak ten, który zstępuje na Jezusa w kontekście chrztu w Jordanie a następnie wyprowadza Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła (zob. Mk 1,10-12; por. Mt 3,16 – 4,1).

Jezus będąc Mesjaszem i realizując swoją misję mesjańską jest posłany i przeżywa do końca to posłanie ze strony Boga Ojca, by wchodzić w meandry i zakamarki ludzkiego zagubienia i ciemności, które ogarnęły człowieka z powodu grzechu. Wtedy to bowiem człowiek chciał chodzić swoimi drogami, sięgnąwszy po poznanie dobra i zła niezależne od Bożego zamysłu.

Zadaniem Mesjasza było więc i nadal pozostaje wchodzenie w posłuszeństwie Duchowi Świętemu w najbardziej zagubione, zniekształcone i oszukane czy wprost przewrotne sytuacje człowieka.

To Duch Święty, z którego Jezusa został poczęty w Maryi, tak prowadził Jezusa przez całe życie a w szczególności w Jego publicznej działalności od chrztu w Jordanie po krzyż, aby Jezus doświadczył na sobie tego co jest najbardziej ciemne i przewrotne (spowodowane działaniem diabła) w człowieku. Oczywiście Jezus nie „wszedł” w ciemność grzechu, lecz doświadczył w sposób ekstremalny skutków grzechu człowieka, tzn. wszystkich ludzi.

Ostatecznie przez tego Ducha Świętości został wskrzeszony z martwych i ustanowiony pełnym mocy Panem nad wszystkim (zob. Rz 1,4).

Wezwanie skierowane do nas

Wezwanie „nauczyć się Chrystusa” jest skierowane dzisiaj do nas jako chrześcijan XXI wieku. Jezus Chrystus otworzył przed nami jedyną drogą dojścia do prawdziwej komunii z Bogiem i z człowiekiem. Nie jest nią szukanie własnego sukcesu i nie jest to droga realizacji własnej woli, lecz odkrywanie Woli Boga i kroczenie tą drogą przez podejmowanie wszystkiego, co jest konsekwencją grzechu własnego i bliźnich, a co niejednokrotnie wiąże się z jakąś własną stratą czy krzywdą. Oznacza to podejmowanie mesjańskiego znoszenia krzywdy, nieprawości czy niesprawiedliwości z jakimi się spotykamy.

Oznacza to:

  1. stałe konkretne porzucanie dawnego człowieka, który ulega zepsuciu na skutek zwodniczych żądz. A więc tego wszystkiego, co rodzi się w każdym wskutek „własnej koncepcji dobra i zła”, a ukonkretnia się w czynieniu pozornego dobra (tego, co się wydaje dobre, a nie zawsze nim jest).
  2. Oznacza to dalej: odnawianie się duchem w myśleniu. Chodzi właśnie o przyjmowanie myślenia wynikającego z przylgnięcia do Ducha Jezusa. Św. Paweł powie na innym miejscu: kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy (Rz 8,9).
  3. Oznacza to wreszcie: przyobleczenie się w człowieka nowego, stworzonego na obraz Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości. Nie jest to owoc działania człowieka, bo to nie jest czynnością podobną do założenia ubrania. Jest to natomiast wchodzenie we wszystkie sytuacje, które nas „pozbawiają” myślenia wg naszego poznania dobra i zła i w których przyzwalamy – przynajmniej w jakiejś mierze – na różne przejawy działania wobec nas zła i przemocy, wiedząc, że Bóg w ten sposób w nas i przez nas może spełniać swój zamysł niesienie dobra wg Jego zamysłu.

To wszystko realizuje się przez przebaczenie, jakiego doświadczamy od Jezusa – Mesjasza, czyli Pomazańca i jakie z kolei okazujemy innym – właśnie jako Chrześcijanie, czyli Pomazańcy Boży postępując tym samym na drodze uczenia się Chrystusa.

Prosimy Pana Boga o światło i moc, by nie ulegać sposobowi postępowania pogan z ich próżnym myśleniem, natomiast mieć w sobie Ducha Jezusa Chrystusa, Ducha mesjańskiego.

Bp ZbK

Prorok Amos jest jednym z najstarszych proroków. Działał w połowie VIII wieku przed Chrystusem. Pochodził z południowej części Królestwa Narodu Wybranego – a więc z Judy. Został jednak posłany przez Boga do Królestwa Północnego, do Izraela. W tym Królestwie miały się bowiem wydarzenia, które wskazywały na zdradzenie ducha wybrania, jakim Bóg obdarzył Bóg Naród Wybrany.

W tym północnym Królestwie działało sanktuarium w Betel. Były też inne liczne miejsca kultu bałwochwalczego. Potęga i dobrobyt królestwa pociągały za sobą wiele niesprawiedliwości społecznych: uprzywilejowanie bogatych i sprzyjających polityce prowadzonej przez królów przy jednoczesnym zubożeniu wielu zwykłych członków tego narodu.

Prorocy na usługach władzy

Prorok to jest ten, kto mówi w czyimś imieniu. W zazwyczaj odnosi się to do Pana Boga. Ale tam i wtedy, gdy władza królewska wychodziła na pierwszy plan, powstawał instytucja proroków działających (jakby) z ramienia Pana Boga.

W konsekwencji wokół dworu królewskiego działali urzędowi (instytucjonalni) prorocy, którzy „przepowiadali” oficjalnie w sposób sprzyjający władzy i głosili to, co było według oczekiwań tej władzy Działali raczej według „zapotrzebowania” władzy. Tacy prorocy nie spełniali swej roli proroków głoszących zamysł Boży.

Władza królewska potrzebowała poparcia religijnego także związanego z kultem – w szerokim tego słowa znaczeniu. Temu służyło między innymi sanktuarium w Betel (Samaria). Na straży całej obrzędowości stali kapłani. Oni też przestrzegali tego, co dzisiejszym języku, nazywamy poprawnością polityczną.

W takim kontekście słyszymy w dzisiejszym pierwszym czytaniu o kapłanie Amazjaszu, który „wypędza” proroka Amosa z Betel, z Samarii, z Północnego Królestwa i nakazuje mu wracać do Judy, do Królestwa Południowego, do swych stron rodzinnych.

Prorok Amos

Prorok Amos nie zalicza siebie do grona (instytucji) owych proroków urzędowych. Jego powołanie prorockie jest zakorzenione w wezwaniu i posłaniu ze strony Jedynego Boga i Pana:

Nie jestem ja prorokiem ani nie jestem synem proroków,
gdyż jestem pasterzem i tym, który nacina sykomory.

Od trzody bowiem wziął mnie Pan i rzekł do mnie Pan:
„Idź, prorokuj do narodu mego, izraelskiego!”.

Znamienne jest, że w powołaniu Amosa rozbrzmiewają słowa: Idź, prorokuj do narodu mego, izraelskiego! Pan Bóg mimo pochodzenia Amosa z Królestwa Judy posyłając go do Królestwa Izraela, nie mów: idź do innego (obcego) narodu, lecz do mego, izraelskiego narodu. Jest to znak, że traktuje obydwa narody jako „swoją własność”.

Natomiast w słowach kapłana Amazjasza w Betel skierowanych do Amosa rozbrzmiewa nuta „odcięcia się” od Judy, od posłannictwa prorockiego, jakie było w Judzie. Znakiem tego są słowa: „idź sobie”, uciekaj czy wynoś się. Twoje miejsce jest w Judzie i nie przeszkadzaj nam twoim prorokowaniem w urządzeniu naszego kultu Betel, gdzie władzę ma król i gdzie jest „królewska świątynia i królewska budowla

Trzeba zwrócić uwagę na to, że nie mówi o świątyni Pańskiej (Pana Boga), lecz o królewskiej. To rzuca istotne światło na całą sytuacje i na sposób rozumienia proroctwa. W Betel jest miejsce tylko na proroctwo sprzyjające królewskiej władzy. Religijność i kult świątynny są podporządkowane interesowi władzy.

Co to mówi nam dzisiaj?

W Psalmie responsoryjnym śpiewamy słowa, które ukazują właściwą drogę rozumienia tego swoistego napięcia, jakie zachodzi między głoszeniem „prawd” przez proroków urzędowych i proroków powołanych przez Boga. Odnosi się to pośrednio do wszystkich wierzących.

Będę słuchał tego, co Pan Bóg mówi: *
oto ogłasza pokój ludowi i swoim wyznawcom.

Pierwszym i zasadniczym warunkiem jest słuchanie głosu Boga i to czasem mimo wszystko a nawet nierzadko wbrew wszystkiemu.

W modlitwie dnia prosimy dzisiaj:

Boże, Ty ukazujesz błądzącym światło Twojej prawdy,
aby mogli wrócić na drogę sprawiedliwości, †

spraw, niech ci, którzy uważają się za chrześcijan,
odrzucą wszystko, co się sprzeciwia tej godności, *
a zabiegają o to, co jest z nią zgodne
.

Prawdziwej chrześcijańskiej godności sprzeciwia się szukanie przeprowadzania swej własnej woli. Jest to błądzenie w tylko ludzkich i często interesownych prawdach (półprawdach). Jest to koniunkturalna koncepcja życia, w której dąży się do wyeliminowania prawdy krzyża i stawia się na pierwszym miejscu ludzki sukces. Jest to koncepcja życia pojmowanego tak, jakby Chrystus nie umarł i nie zmartwychwstał i nie zesłał Ducha Świętego.

Natomiast zabieganie o to, co jest zgodne z chrześcijańską godnością, to jest takie słuchanie Boga, w którym – stosownie do Jego głosu – jesteśmy gotowi podejmować krzyż i to wszystko, co się z nim wiąże. Odkrywać działanie Boga w historii i to czasem tej trudnej i nie zawsze po myśli ludzkiej. Będą to wszelkiego rodzaju odrzucenia, krzywdy i niesprawiedliwości. Będzie to trwanie w prostocie i pokorze serca w oczekiwaniu na objawienia si mocy Boga. Będzie to też nazywanie błędu i fałszu błędem i oszukaństwem.

Prorok, który nie jest w służbie instytucji władzy, będzie zawsze w jakiś sposób ponosił osobiste konsekwencje – aż do odrzucenia. Tak było z Amosem, tak przeżył swoją misję Jezus, takich proroków było wielu powołanych przez Boga w konkretnych sytuacjach i czasach, takich postaw potrzebuje dzisiaj Kościół.

Bp ZbK

Przesłanie Liturgii Słowa dzisiejszej Niedzieli dotyka jednego najbardziej charakterystycznych aspektów misji Jezusa i tym samym także chrześcijańskiego życia. Ukazuje się to zarówno w słowach, jakie około dwa i pół tysiąca lat temu skierował do Izraelitów Prorok Ezechiel oraz niespełna dwa tysiące lat temu św. Paweł. To przeżył też na sobie sam Jezus Chrystus w całym swoim Wcieleniu aż po rzeczywistość krzyża. Z historii Jego ziemskiego życia jest ukazany w dzisiaj czytanej Ewangelii bardzo szczególny moment, jakim było Jego spotkanie z Jego ziomkami w synagodze w Nazarecie

Ezechiel – poznać, że prorok jest poród ludu

Bóg skierował proroka do ludu, który przebywał na wygnaniu. W planach Bożych to wygnanie było tylko przejściowe i miało uleczyć myślenie Izraelitów. Mieli naocznie przekonać o prawdziwości Słowa Bożego i konsekwencjach lekceważenia i brak zachowania tego Słowa. Mieli się przekonać o wierności Boga, który ostatecznie wyzwala z niewoli i z zagubienia.

Zawsze jednak pozostaje możliwość odrzucenia Bożego Słowa. Dlatego Pan Bóg zapewnia proroka słowami:

A oni, czy będą słuchać, czy też zaprzestaną
– są bowiem ludem opornym –
przecież będą wiedzieli, że prorok jest wśród nich.

Niezależnie od postawy Izraelitów: czy przyjmą, czy odrzucą Słowo do nich skierowane, będą odkrywać i poznawać, że jest kto, kto do nich przemawia w imieniu Boga, że jest wśród ludu prorok. Ten i takie prorok, którego czasem przyjmują i słuchają, a kiedy indziej odrzucają i wprost prześladują. Ten prorok jednak jest i mówi do nich prawdę. Prawdę, która się sprawdza i urzeczywistnia. Nie zmienia tej prawdy w zależności od okoliczności, nie próbuje przypodobać się komukolwiek, lecz stale odnosi wszystko do jedynego Boga – Pana historii.

Św. Paweł – doświadczenie działania Pana Boga

Paweł Apostoł  był świadom wielkości i nadzwyczajności swego wybrania. Z Prześladowcy Kościoła i Chrystusa stał się Jego wyznawcą apostołem. Dla utrzymanie w nim tej świadomości działania Pana Boga w nim i w jego posłudze, potrzebne było, aby miał udział w „udrękach Chrystusa” (zob. Kol 1,24). Musiał bowiem dla utrzymania swego statusu ucznia i apostoła Chrystusa, doświadczać tego, czego doświadczył i co przeżył w sobie i na sobie sam Jezusa Chrystus. Było to bolesne przeżywanie trudnej i bolesnej historii.

Sam św. Paweł o tym świadczy, że trzykrotni prosił Pana Boga, aby były mu oszczędzone te „szatańskie” doświadczenia, które Pan na niego dopuścił. Piszę – precyzując – że te doświadczenia „ościenia” to było przede wszystkim to wszystko, z czym św. Paweł się borykał ze względu na trudności w głoszeniu Ewangelii pochodzące ze strony jego przeciwników i przeciwników Chrystusa. Były to oskarżycielskie, fałszywe, złośliwe i krzyżujące jego ludzkie plany działania ze strony innych ludzi. Nie były one jednak bezużyteczne. Służyły pogłębieniu i umocnieniu związku Pawła z Chrystusem i jeszcze pełniejszego rozumienia Bożego zamysłu i życia Kościoła.

Paweł musiał na sobie i w sobie doświadczyć przemiany i mocy Boga właśnie z powodu tego „ościenia”. Nie został mu odjęty ten „oścień”, ale otrzymał moc życia i działania mimo tego „ościenia” a nawet przy okazji tego „ościenia”. Było to wychodzenie z ludzkich planów i sposobów służenia Panu Bogu, by przyjmować Boże działanie i być Jego narzędziem.

Człowiek bowiem niejednokrotnie myśli, że czyni dobrze, bo czyni po swojemu (tak jak on widzi dobro) i po swojemu chce służyć Panu Bogu. Potrzebne jest wyzwolenie z tego rodzaju myślenia. Temu właśnie ma służyć ów „oścień” – by doświadczając własnej słabości poznać moc Boga. Dlatego ów. Paweł mówi wprost o tym, jak go pouczy sam Pan:

Wystarczy ci mojej łaski.
Moc bowiem w słabości się doskonali

Dzięki temu doświadczeniu św. Paweł daje jakby propozycję nowego sposobu służenia Bogu i rozgłaszania Jego mocy. Jest to jakby program apostolski i misyjny. Jest to program mesjański.

Odważa się to tak nazwać i sformułować wbrew poglądom i oczekiwaniom świata (ostatecznie szatana), który „proponuje” budować wszystko na łatwym (pozornie) sukcesie, na poklasku, na zwyciężaniu nad drugim, na wykorzystaniu drugiego i przeprowadzaniu własnej woli. Dzięki poznaniu Jezusa Chrystusa i Jego prawdy oraz Jego logiki życia Bożego w ludzkim ciele otwiera się nowa perspektywa, którą św. Paweł przedstawia w słowach:

Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości,
aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa.
Dlatego mam upodobanie w moich słabościach,
w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach,
w uciskach z powodu Chrystusa.

Albowiem ilekroć niedomagam,
tylekroć jestem mocny.

Doświadczenie ludzkiej niemocy jest okazją do objawienia się mocy samego Boga działającego w człowieku.

Taki jest Jezus Chrystus i taki nas zaprasza na swoją drogę

Taka koncepcja życia nie pochodzi od człowieka, lecz jest owocem Wcielenia Słowa Bożego. Jest owocem i darem Jezusa Chrystusa. Taki jest po prostu Jezus narodzony w Betlejem, niezrozumiany chociaż podziwiany przez swoich współziomków w Nazarecie a potem opuszczony przez najbliższych i powieszony na krzyżu.

To on stał się słaby ze względu na nas, byśmy mogli wykorzystać nie tylko nasze zdolności i wszelkiego rodzaju umiejętności oraz sposoby radzenia sobie w życiu po swojemu i według naszych kategorii osiągnięć czy sukcesów, lecz od Niego uczyli się wykorzystać wszystkie sytuacje, w których doświadczamy słabości i niemocy, czasem krzywdy i niesprawiedliwości. To On też zapowiedział, że takie życie czeka Jego uczniów. Powiedział przecież: „Mnie prześladowali i was będą prześladować” (J 15,20). Powiedział też:

Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was,
i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was.

Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie.
Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami
(Mt 5,11n)

Pozwólmy Jezusowi, naszemu jedynemu Panu na to, by nas wciągał w tę swoją Tajemnicę życia, byśmy umieli w prawdzie i radości przeżywać wszystko, co nas spotyka niezależnie od tego czy jest to po myśli ludzkiej i czy nam odpowiada. Korzystajmy z Jego mocy, gdy dotykają nas trudności i słabości.

Bp ZbK

« Poprzednia stronaNastępna strona »

css.php